niedziela, 16 grudnia 2012

To jednak Koniec Świata




   To będzie ten koniec Świata, czy nie ma szans na uczestniczenie w tak spektakularnym wydarzeniu? Mam ochotę, bo takie wydarzenie może mnie spotkać tylko raz w życiu. Już wyobrażam sobie, jak siedząc na błyskawicy wznoszę się w wszechświat, pozostawiając w palącym się katastrofalnie ogniu wszystkie moje radości i smutki. Nie żal mi radości, ale nie wyobrażam sobie dnia bez smutków i bez narzekania.

   Zastanawiam się, co zabrać z sobą przy limitowanym ładunku na nieskończony czas zgłębiania kosmosu. I już wiem; miejsce na bezdenność, która powinna zmieścić wszystko, czym zechcę się zamartwiać. Oczywiście najbardziej leży mi na sercu wiarygodność przepowiedni Majów. Skąd wiedzieli, że taki Cezary będzie żył w czasach naznaczonych przez nich? No bo skąd? Olga odradziła mi budowanie schronu i gromadzenie zapasów, a że jestem leniwy, to chętnie przystałem na jej propozycję nieznoszącą sprzeciwu. Aspekt takiej układanki znam z autopsji. Jestem bez szans.


   A skąd Olga dowiedziała się o moim istnieniu? Bardzo podejrzane, pewnie miała dobre kontakty ze znanym na kończący się Świat wywiadem. Bo kobiety są kręgiem zamkniętym, jak i historie o czekającym nas kataklizmie. Bosze, ileż to było już wiarygodnych proroctw! Niejaki Nostradamus był najbardziej wiarygodny. Przyszło nam czekać 9792 + 2012 lat na sprawdzenie się postawionej tezy, na powtórkę z historii. Też lubię się bać, ale nie lubię horrorów. To znaczy boję się, kiedy mam na to ochotę. Ale żeby w dokładnie określony termin? Nie, jestem ekscentrykiem i postanowiłem się bać o jeden dzień wcześniej. 

   Trochę mi szkoda, że nie zobaczę ciągnącego się po niebie skrzącego się ogona. Przyzwyczajony zostałem do jego podwiniętej wersji. Przyznam, że mam coraz większy apetyt na ekstrawagancję. Mam skłonność do proroctw, są takie delikatnie zagmatwane i prawie święte, a to już dotyka mej duszy. A ja nie mam zamiaru wypatrywać żadnych znaków na niebie, a tym bardziej na ziemi, bo przegapię ten Koniec Świata.


   I tu nasuwa się pytanie – dlaczego lubimy się bać i bez bojaźni nie wyobrażamy sobie życia? Ja tam wolę sobie marudzić i narzekać, w tym też na samego siebie. 


   Zgodnie z proroctwami Cezarego szansę na przetrwanie ma tylko Kosztowa. Dlatego też tu osiedliliśmy na dobre i na dobre. Zgłoszenia na wolne pokoje przyjmujemy od zaraz. Zaznaczam, że ceny są bardzo wygórowane, ale jakie ma to znaczenie w obliczu Końca?





   Chcąc nie chcąc, jesteśmy tu tylko na chwilę!


26 komentarzy:

  1. Iiii tam! Nie bedzie zadnego konca, a tym bardziej swiata. A jesli nawet, to nikomu nie bedzie dane tego ogladac. Pyk! i juz! wyparujemy!
    Nigdzie sie nie ruszam z mojego domu, a tym bardziej do wyzyskiwaczy z wygorowanymi cenami pokojow do wynajecia ;)))
    Jak tam zdrowko? Wypadaloby wyzdrowiec do 21 grudnia, a nie kichac w drodze do nieba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdrowiśmy już Panterko, ino zmęczeni i straszliwie przejedzeni po wczorajszym.
      Ale nadal używamy życia póki się da, bo wiadomo - za pięć dni wielkie BUM!!!
      Teraz z rozpaczy i lęku trza się najeść, napić, napalić, nakochać do syta albo i do przesytu, a 22 grudnia znowu to samo lecz tym razem z radości, że nadal żyjemy!:-)))

      Usuń
    2. Iii tam! Momentami odsypiam wczorajszy dzień i niespokojną noc. Dzisiaj mamy dzień „spokojnej starości”, pełen cichej adoracji i samozadowolenia, że jednak daliśmy radę. Popijamy herbatkę z odżywczymi soczkami, a na zmianę mamy wodę czystą acz gazowaną.

      W tej chwili patrzymy na siebie ponad monitorami z zupełnym spokojem i czułością pod tytułem „Nas dwoje ze zwierzyńcem”. Od paru dni koty zawładnęły sypialnią i zdecydowanie przejęły najlepsze miejsca. A wokół cisza, spokój i na zewnątrz egipskie ciemności.
      Na zdrowie... słyszę głos Olgi po potężnym kichnięciu, na zdrowie moja Mała odpowiadam.
      Każdy powód jest dobry, by obdarzać się czułościami...

      Serdeczoności same zasyłamy!

      Usuń
    3. Co za rozpusta! "Nad monitorami", a wiec kazde ma swoj. Burzuje jedne! Tak to se mozna w oczka spogladac i sie soba delektowac.
      Faaajnie macie, tak to mozna sobie spokojnie na koniec swiata oczekiwac.

      Usuń
    4. To są takie małe, niewinne przyjemnostki w tym naszym życiu lecz przecież właśnie z takich rzeczy się ta ziemska dola składa i one własnie dodają jej smaku i blasku.Móc byc razem, móc dzielić się swoimi pasjami, móc zajadać się czosnkiem i cebulą, pieścić psy i koty oraz zaglądać ciekawie w monitory, co to tam znowu nasza Panterka popisała!:-))

      Usuń
  2. Już córka zadręcza mnie końcem świata że i ja jeszcze trochę to ulegnę histerii :)
    Jeszcze zostało parę dni , więc na schron pobudować już za późno :)
    Pozdrawiam Was :) i ruszam stroić choinkę , tylko poszukiwania podstawy do niej jeszcze trwają :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszyć się życiem trzeba a nie bać się tego, na co i tak nie mamy wpływu. W razie czego, to żaden schron nas przeciez nie uratuje.

    Nastrajasz mnie już bardzo świątecznie tym ubieraniem choinki...Ale z moją jeszcze chwilę poczekam, bo by mi ją moje małe kotki(które będę mieć u siebie do wigilii) na pewno zdemolowały!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panterka miała ostatnio na poście kocią demolkę choinkową :)

      Usuń
    2. Wiem ,wiem, ale to była na szczęście tylko teoria, bo jej kotka to dama dobrze wychowana i nie kuszą jej błyskotki na choince.
      Muszę się wybrać z Cezarym do lasu po parę gałązek świerkowych i sosnowych...Tak lubię, jak w domu pachnie igliwiem...:-))

      Usuń
  4. Nie zamierzam się poddać histerii, co ma być, to będzie, a przecież wiadomo, że w życiu liczą się tylko chwile:) A te są piękne, trzeba je tylko zauważyć:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście mam problem z liczeniem chwil i dzieleniem ich pod względem wartości. W mojej filozofii histeria ma tylko komiczny wydźwięk, która przerabia te złe i te nie bardzo na same wspaniałe. I wiesz... Dopiero w tej chwili dotarło do mnie dlaczego Olga wstrzymała projekt budowy schronu. Przecież Ona zawsze mówi, że opokę, wsparcie i schronienie mam w niej. Schron, schronienie to słowa pochodne, więc.... Ja niedomyślny jeden. Teraz kajam się przed wspaniałomyślnością mojej opiekuńczej Żony. Kochana taka jest....
      Przyznam, że czekam na sprawozdanie z pobytu w zagranicznych kurortach.

      Serdeczności...

      Usuń
  5. O rany, przypomnieliście mi o tym końcu świata. Mamy teraz taki młyn, że ta, jakże hiobowa wieść, zupełnie wyparowała mi z łepetyny. Sama przepowiednia mnie tak niesamowicie śmieszy, że o baniu się nie ma mowy a o histerii tym bardziej.
    22 grudnia zasiądziemy wszyscy przed monitorami i strzelimy sobie szampanisko na to "nowe życie"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem mam wrażenie, że wszyscy jesteśmy Hiobami. Niestety nie zawsze udaje się przejść do tej lepszej części opowieści. Pozostaje nam „wierzyć” i ze zgarbionym karkiem iść dalej. Hiob dostał dodatkowo 140 lat życia. Może i ja bym tak chciał ale przecież pozostało tylko parę dni. Więc niech Pan daruje sobie tym razem.
      W poście napisałem, że będę się bał jeden dzień wcześniej. Kłamałem. Będę się bał kolejnego dnia, bo naprawdę nie wiem co nas czeka po Końcu Świata. Sam nie wiem co byłoby lepsze. Powolne umieranie jest bardziej bolesne.
      Zgadzam się, walniemy szampańskiego, a ja potem pójdę do sąsiada doprawić się jego „krzakówką”. Niech i mnie się umysł rozweseli do końca.

      Serdecznie pozdrawiam Jaskółeczkę....

      Usuń
  6. Końca świata nie będzie,
    za to chyba nareszcie nastąpi
    definitywny koniec dziwnych opowieści
    i czarnych scenariuszy.
    I na to właśnie z utęsknieniem czekam,
    bo produkują tyle nagatywnej energii,
    że nie nadążam z odganianiem... ;))

    A tak btw, polecam do poczytania o tym,
    co na pewno nie zdarzy się w grudniu 2012:

    http://curioza.blogspot.com.es/2012/09/co-na-pewno-nie-zdarzy-sie-w-grudniu.html


    Pozdrawiam Was ciepło, u mnie 15 stopni
    i piękny, rosnący Księżyc zagląda w okno...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniec nigdy nierozjaśniany pewnością
      Przejścia w nim nie ma i tunel bez okna
      Ktoś przepowiedział, ktoś z pokorą przyjął
      Omamił za kolejnego srebrnika

      A co powiesz, jak jednak będzie? Co prawda nie doczytałem do końca z polecanego linka, ale umiejętnie przedstawione fakty nabierają tendencyjności. Tak naprawdę wierzy się w to, co rozumiemy i co w danej chwili nam pasuje zastrzegając sobie prawo do zmiany zdania. A jak lubimy się bać, to zawsze wchodzimy do ciemnego pokoju. Sam nie za bardzo jestem przekonany do wartościowania energii. Z pewnością wiem, że takową posiadam i to czasem w nadmiarze. Wtedy stosuję kontrolowany upust i w ten sposób pomijam stan awaryjny. Tzw., samokontrola, która ma też swoje kaprysy niestety.
      A co by było gdybyś na chwilę uwierzyła w Koniec Świata. Przecież mocni duchem potrafią narzucić sobie taki stan.

      Tak naprawdę nic nie jest pewnie. Połowa z prawdopodobieństwa lub inny procent jeśli mamy dodatkowe argumenty. Z czasem padają wiarygodne teorie, bez wyjątku.
      Wiemy, że nic do końca nie wiemy, jak powiedział to ktoś bardzo mądry...

      Śliczne pozdrowienia...

      Usuń
  7. No dobra, dam się namówić na ten koniec świata. W końcu to tylko raz w życiu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku! Ale jazda! Mar Canelo - jesteś do tańca i do różańca! Tańczmy więc, tańczmy z pasją namiętne flamenco, bo raz się żyje a na dodatek nigdy nie wiadomo, ile jeszcze...?

      Usuń
  8. Ja proponuję przyspieszyć karnawał na te ostanie dni przed końcem świata :)

    A jak karnawał - to tylko w Río!


    mężczyzna blues i kobieta flamenco
    to niecodzienna para
    on na gitarze brzdąka
    ona w tańcu się spala

    gdy karnawał po świecie się toczy
    kiedy grzeszy Copa Cabana
    on - zakłada kapelusz
    ona rozsuwa kolana

    plaża w Río gorąca jak miłość
    a noc się bawi do rana
    on - całuje namiętnie
    ona sambą faluje rozgrzana

    wnet powrócą na karty wiersza
    niegrzeczni jak kropla szampana
    on w swoim czarnym sombrero
    ona - nie do końca ubrana...

    (Mar Canela)


    :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki ślicznie za Twój wierszyk
      jest jak gwiazdka dzisiaj pierwszy!
      W tym naszym przyspieszonym karnawale porymuję z Tobą w szale!:-)

      Jak karnawał, to karnawał
      jak tort z rumem, mocna kawa
      jak zawrotne wirowanie
      tylko miłość, tylko taniec

      Jak flamenco, to flamenco
      Ona drobi kroczki prędko
      on tokuje wokół zgrabnie
      tak im razem z sobą ładnie

      A jak blues, to czarny blues
      pełen dusznych żądz i burz
      namiętności w nim gangsterskie,
      myśli ciemne, łobuzerskie

      A jak szampan, to do dna
      Bo nam życie szybko gna
      więc się dzisiaj nim nacieszmy
      tańczmy, pijmy, piękni, grzeszni...

      (Olga Jawor)

      :))))

      Usuń
    2. Tośmy zaszalały! :)

      Zatem dziś kierunek -
      sypialnia
      tanecznym krokiem :))

      I tak - co wieczór,
      aż do spotkania
      z Nowym Rokiem.

      Usuń
    3. Tośmy wczoraj zaszalały
      ale dzisiaj wcześnie wstały
      aby działać przedświatecznie
      i by minki ubrać grzeczne

      A gdy przyjdzie znowu nocka
      zawołamy sobie - Hopsa!
      i ruszymy w dzikie tane
      póki trwa świat zwariowany!:-)

      Usuń
  9. Ojeju, trafiła kosa na kamień: Olga na Cezarego, a Mar Canela na Jaworów. :) Aż zgubiłam Cezarowy wątek końca świata. I chyba słusznie. :)

    JolkaM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby wszystkie końce świata odbywały sie w tak szampańskich nastrojach, jakie mieliśmy w przeddzień ostatniego końca świata, to dawać wiecej takich końców, albo tylko jego gońców! By tu z nami rymowali, by niczego się nie bali i by z życia się cieszyli, póki ono trwa w tej chwili!:-))

      Usuń
  10. Byłam tu ale nieodniosę się do przeszlosci dziś wiem gdzie mieszkacie.

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lektura lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost