środa, 19 grudnia 2012

Baśń Zimowego Lasu - Cz.3 "Powrót"




   ...Następny dzień przywitał Katarzynkę różowym wschodem słońca i wesołym szczekaniem psów, dobiegającym gdzieś z głębi Boru.  W domu pachniało kawą zbożową i świerkowymi szyszkami…Najwyższa pora, by wstać – pomyślała dziewczynka. A potem błyskawicznie zerwała się z łóżka, porządnie je zaścieliła, ubrała swój kożuszek, który suszył się od wczoraj za piecem i otworzyła na oścież drzwi chaty.

  Od razu zobaczyła starca, bawiącego się na śniegu ze swoimi psami i usiłujacego schować sie przed nimi za wypełnionym sianem, drewnianym paśnikiem, stojącym nieopodal. Lecz te rozbrykane huncwoty wciąż go dopadały, by biegać wokół niego radośnie i udawać, że chcą go złapać za poły długiej kapoty, w którą był odziany. A on odganiał się od nich, trzymaną w dłoni gałązką sosny i kręcił się dookoła, by wreszcie dopaść któregoś z rozbrykanych psiaków. Na widok Katarzynki psy porzuciły zwariowaną gonitwę i podbiegły do niej, by się przywitać. Pieszcząc je popatrywała z uśmiechem na staruszka, który rumiany i wesoły, przypominał jej teraz świętego Mikołaja. W jego twarzy nie było teraz śladu po wczorajszym, wieczornym wzruszeniu. Może tylko bruzda między jego krzaczastymi brwiami pogłębiła się nieco a oczy wydawały się jeszcze większe i bardziej przeźroczyste, lśniące ogromem uczuć i sekretami, jakie kryją się w zaczarowanych, leśnych strumieniach…

- Oho! Panienka już nie śpi i chyba się dobrze czuje! – zawołał staruszek, patrząc na nią z zadowoleniem

- Wobec tego szybko teraz zjemy śniadanie a potem odprowadzę Cię dziecko, na skraj Lasu, skąd będziesz miała już blisko do domu – mówił i zatupał głośno, otrzepując śnieg z butów. Potem otworzył drzwi swojej chaty i stojąc na jej progu, zapraszającym gestem dawał Kasi do zrozumienia, by weszła.

- Zaraz przyjdę – zawołała dziewczynka, tuląc wciąż do siebie jednookiego kundelka, który nie chciał jej  odstąpić ani na krok

- A czy mogę teraz szybciutko obejść dookoła pana chatę i obejrzeć ją sobie?  - zapytała, wpatrując się z zachwytem w starą, niepodobną do widzianych kiedykolwiek w życiu, modrzewiową siedzibę starca. Do tej pory nie miała przecież okazji przyjrzeć się temu miejscu. Wczoraj leśniczy przyniósł ją tu nieprzytomną, więc była teraz ciekawa jak tu wszystko wygląda.

- Dobrze, dziecko! Tylko nie zgub się maleńka. Najlepiej weź ze sobą psy! – odrzekł z nieodgadnionym uśmiechem staruszek, po czym zniknął wewnątrz swego domu.

  Dziewczynka zdziwiła się jego słowami. Jakże mogła zgubić się, chodząc przecież tylko wokół domostwa?! Przecież nie jest głuptasem ani małym dzidziusiem!

  Ruszyła więc dziarsko na obchód modrzewiowego siedliska, zagłębiając swe stopy w puszystym, lśniącym milionami diamentów śniegu. Chata wyglądała trochę jak drewniany dworek z bajki. Była wysoka, jednopiętrowa, z facjatką i stryszkiem. Dom miał też rozbudowaną, zdobną w drewniane rzeźbienia werandę a małe okienka otoczone były grubymi, szerokimi ramami. Nad każdym oknem był mały daszek a pod nimi umocowane były domki dla ptaków. Domki te były prześliczne, wyglądały jak miniaturki ludzkich siedzib. Rozświergotane sikorki wysuwały raz po raz łebki z malutkich okienek i trzymając w dziobkach kawałki słoniny albo ziarna słonecznika ucztowały w najlepsze. 
   Mróz namalował tego ranka na szybkach fantastyczne wzory paproci, jeleni z bujnymi porożami, wilków, biegnących wśród śnieżnej zamieci i lodowych kwiatów, przypominających róże. Kasia szła powoli, przyglądając się wszystkiemu z ciekawością i zachwytem. W pewnym momencie zapragnęła dotknąć ściany chaty i ze zdumieniem zauważyła, że jest ona ciepła a tam, gdzie jej dotknęła pojawił się delikatny rysunek, przedstawiający dziewczynkę odzianą w gruby kożuszek….

- Dziwy, dziwy prawdziwe – myślała Katarzynka i szła wciąż dalej i dalej a chociaż tak szła i szła, to zdawało jej się, że nigdy nie obejdzie tego domu dookoła. Śnieg skrzypiał pod jej stopami a tuż za nią biegł wiernie najsympatyczniejszy z psów starca – jednooki, czarny kundelek. Dzięki niemu czuła się spokojnie i bezpiecznie, chociaż wciąż nie przestawała się zastanawiać nad tym, dlaczego chodzi już tak długo, a końca wędrówki nie widać….?

Las wokół szumiał spokojnie i sennie, chociaż na niebie słonko już na dobre się przebudziło a poranne mgły ustąpiły miejsca kryształkom lodu, zakrzepłym cudnie na gałęziach. Szadź pokryła wokół wszystko i nadała krajobrazowi wygląd zaczarowanego, lśniącego od maleńkich, brylantowych niezapominajek ogrodu jakiejś bogatej, najbogatszej chyba na świecie królowej.

   Dziewczynka przystanęła na chwilkę przy jednym z okienek i z ulgą dostrzegła wewnątrz chaty krzątającego się przy piecu leśniczego. Zastukała w szybkę a gospodarz domu spojrzał na nią, uśmiechnął się serdecznie i zawołał do środka, gwiżdżąc przy okazji też na swoje psy. I nagle okazało się, że tuż za następnym rogiem jest wejście do chaty. Drzwi stoją otworem a ze środka pachnie kawą zbożową i kaszą jaglaną ze skwarkami. Katarzynce zaburczało w brzuchu, więc nie zastanawiając się już nad niczym po prostu weszła do gościnnej siedziby starca.

   Jedli ze wspólnej, glinianej misy, energicznie zanurzając w kaszy drewniane łyżki ozdobione na trzonkach płaskorzeźbami, przedstawiającymi liście klonu i dębu.

Kasza była pyszna i bardzo sycąca, więc już po krótkiej chwili oboje najedzeni i zadowoleni popijali słodką kawę i pieścili, przytulone do ich kolan psy.

Dziewczynka dobrze się tu czuła i żal jej się było rozstawać z serdecznym gospodarzem, ale przecież w domu na pewno czekała niespokojna o nią mama i wierny Ares. Staruszek wyczuł chyba dobrze jej nastrój, bo naraz z czułością pogłaskał ją po główce, potarmosił delikatnie za warkoczyk i wstając od stołu rzekł:

- No cóż! Komu w drogę, temu czas!

   Szli przez Las, który wyglądał teraz tak, jakby nigdy nie dotknięto go ludzką stopą. Nie widać było nawet nigdzie zwierzęcych tropów. Świeży śnieg, który gęsto teraz padał i wielkimi płatkami osiadał na rzęsach, okrywał wszystko wokół świeżą, nieskazitelnie białą kołderką. Ale zza drzew zerkały ku nim ciekawskie pyszczki saren, zajęcy i wiewiórek. Na gałęziach buków porozsiadały się świergotliwe jemiołuszki, sroki, gawrony i gile. A czasami dobiegał do nich cichutki, dźwięczny chichot leśnych skrzatów, pochowanych w dziuplach i głębokich wykrotach.
   Leśniczy szedł przed siebie pewnym, miarowym krokiem. Znał każdą ścieżkę w tym Borze. Wiedział, gdzie można bezpiecznie postawić stopę a gdzie skrywa się jakaś nie zamarznięta dotąd kałuża czy też zdradliwa rozpadlina. Dziewczynka dreptała za nim dziwiąc się, że idą już tak długo a wciąż końca Lasu nie widać. Nigdy nie przypuszczała, że jest on tak ogromny. Nie słyszała wprawdzie od nikogo ze swojej wioski, by zdołał kiedyś przejść na jego drugą stronę. Jakoś tak się w tutejszych zwyczajach utarło, że wszyscy chodzili lub jeździli wozami do pobliskiego miasteczka na targ albo do sąsiedniej wioski w odwiedziny do krewnych. Nikt nie uważał, by za Lasem było coś ciekawego do oglądania. Może rzeczywiście nie było a może wiązała się z tym jakaś tajemnica…?

- A co jest za tym Lasem? – Kasia przyspieszyła kroku, by zrównać się ze swym towarzyszem i by zadać mu to pytanie.

- Za Lasem? – zdziwił się leśniczy

- Za Lasem jest taka sama wioska, jak Twoja. A potem jeszcze jedna i następna. A mówią, że jeszcze dalej jest duże miasto. Stamtąd czasami różni tacy przyjeżdżają niekiedy na polowania do naszej Puszczy… -  ze smutnym westchnieniem odrzekł staruszek.

I ledwo to powiedział, gdzieś z dala dobiegł ich dźwięk wystrzału.



Leśniczy raptownie zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać. Las, przed chwilą pełen wesołego szumu wiatru, beztroskich świergotów ptasich i poszczekiwań, towarzyszących im psów pogrążył się w kompletnej ciszy…Strwożone nagle życie zamarło. Jakiś intruz wdarł się do Kniei i zakłócił spokojne trwanie wszystkich jej mieszkańców. Starzec pochylił się nad Katarzynką i szepnął jej do ucha:

- Przytul się mocno do mnie dziecko i najlepiej zamknij teraz oczy. Zaraz zrobi się tu bardzo zimno, ale nie bój się. To potrwa tylko chwilę…

Po czym otulił Kasię swoją szeroką, ciepłą kapotą, westchnął głęboko i naraz zaczął śpiewać. A śpiew ten zaczął się od leciutkiego nucenia, ale potem wzmagał się on jak wicher, jak najdziksza, zimowa dujawica, jak wspaniały wodospad, który spada ogromną kaskadą a wzmocniony echem nabiera dodatkowej, potężnej mocy…



Słuchaj Lesie, słuchaj Lesie
Niech się szept mój w dal poniesie
Niechaj zabrzmi w każdej sośnie
I w modrzewiach głośniej, głośniej
I w paryjach i w dolinach
Głosem mocnym śpiew zaczynam
Że są tutaj prawa święte
W każdej brzózce tu zaklęte
I w polanie leśnej każdej
Drzemią prawdy Lasu ważne
Że nie niszczy się tu życia
Dla zabawy i wyżycia
Bo nie wolno sarny, łani
Tropić, straszyć ani zranić
W nich maleństwa są rosnące
Które wiosną ujrzą słońce
Będą biegać po zieleni
Tańcząc w cieple matki – ziemi
Będą śpiewać chwałę Lasu
I spokojnej rzeki czasu

Słuchaj Lesie, słuchaj Lesie
Niech się wiatr poszumny wzniesie
Niechaj zabrzmi w każdej Kniei
Niech zadzwonią dzwony ziemi
Te dudnienia przepotężne
Niech obudzą echo wieczne
Co przegonią stąd obcego
Który nie zna Lasu tego
Który depcze jego prawa
Niechaj wie – to nie zabawa!
Las to siła, dom dla wszystkich
Będę bronić istnień bliskich
Będę krzyczeć hukiem gromu
Aby bronić tego domu
I poplączę wszystkie ścieżki
Zatrę ślady, tropy, kreski
Aby zło tu nie trafiło
Aby z dala od nas było
Szalej śniegu, wichrze, mrozie
Brońmy Lasu, brońmy co dzień
Zimo – otul nas mgłą czasu
Zakryj, schowaj bramy Lasu…



   Dziewczynka trwała wtulona w swego opiekuna, ale nie zamknęła oczu, jak radził lecz cały czas popatrywała bokiem na cuda, które działy się w Lesie. Las odpowiadał na śpiew starca szalonym wichrem, okrutnym mrozem, straszliwą zawieją śnieżną, potężnym echem z głębi ziemi a wreszcie mleczną mgłą, która tak dokładnie spowiła wszystko, że nawet najbliższe drzewa stały się zamazane, niewyraźne, dalekie…Kasia spojrzała w twarz starca, ale przerażona tym, co ujrzała zadrżała i szybko odwróciła głowę. A zdawało jej się, że jego oblicze stało się jakby wykute z lodu. A oczy tego człowieka lśniły niezwykłym, błękitnym blaskiem i promieniowała z nich taka moc, jakiej nigdy w życiu nie czuła. Także głos leśniczego przenikał ją aż do głębi i mimo bezpiecznego wtulenia w jego bok ciepły czuła, że straszliwie marznie…

- Wybacz mi dziecinko! Wiem, że mogłaś się wystraszyć tego, co tu się przed chwilą działo, ale był w tym Lesie ktoś, kto nie szanuje jego odwiecznych praw. Próbował zapolować na łanię, która wczesną wiosną ma zostać matką. Tak robić nie wolno. I wszyscy okoliczni mieszkańcy o tym dobrze wiedzą. Pewnie więc ten intruz przybył tu z daleka – tłumaczył cichym, spokojnym głosem leśniczy, gładząc przy tym z czułością główkę Kasi.

- I na pewno więcej tu nie przyjdzie. Niech wie, że mój Bór potrafi się bronić… - mówił dalej opiekun Lasu. A potem rozejrzał się dokoła, westchnął głęboko aż wreszcie gwizdnął na swoje psy, które zawieruszyły się gdzieś w tej mgle.

I oto mgła rozproszyła się w oka mgnieniu. Nad nimi rozpostarł się jasny błękit nieba a zza chmur znowu wyjrzało słońce. I zaraz przybiegły trzy ośnieżone psy, które przywitały się, skacząc jak na trampolinie i usiłując polizać twarze dziewczynki i staruszka.

- Czas ruszać w dalszą drogę! – rzekł starzec a potem podał Kasi ciepłą, mocną dłoń i poszli razem przed siebie…

… - Babciu! A dlaczego ta dziewczynka nie spytała leśniczego, skąd wiedział, że ktoś poluje właśnie na łanię?  - odezwała się w tej chwili mała Ania, która do tej pory z zapartym tchem słuchała opowieści babci, ale teraz takie emocje kipiały w jej serduszku, że nie mogła się powstrzymać od tego pytania.

- Bo ta Kasia była chyba troszkę nieśmiałą dziewczynką, a poza tym naprawdę przestraszyła się tego, co tam widziała – odrzekła babunia całując serdecznie swą wnuczkę i z troską spoglądając w jej błyszczące ogromną ciekawością oczy.

- Ale Ty się nie bój Aneczko, bo nie ma czego! To przecież tylko baśń. Stara, bardzo stara historia tego Lasu, którą szepczą zaczarowane drzewa i krzewy po to, by takie babcie jak ja, mogły je opowiadać swoim wnuczkom. Kiedyś opowiedziała mi ją moja mama, która miała na imię tak samo, jak Ty – moja Ty odważna Anno… - dodała jeszcze babcia Katarzyna i cichutko westchnęła, spoglądając w błyszczący gwiazdami mrok za oknem.

- Ja się niczego nie boję! – zawołała dziewczynka – Ja tylko chciałabym wiedzieć, kim naprawdę był ten staruszek. Bo to przecież nie mógł być po prostu zwykły leśniczy?!

- Oczywiście, że to nie był żaden zwykły leśniczy. To był potężny Opiekun Lasu – dobry czarodziej, który mieszkał tu od bardzo, bardzo dawna i był pewnie tak samo wiekowy, jak Bór, którego strzegł – wytłumaczyła babunia, po czym znów potoczyła się wartko jej opowieść…


20 komentarzy:

  1. Piekne! Szkoda, ze takich Opiekunow Lasu nie ma naprawde, bo ludzie nie szanuja Matki Natury, wyrywajac jej serce i trzewia.
    A teraz spadam do pracy.
    Do pozniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My, ludzie powinniśmy być właśnie takimi opiekunami. Po to mamy rozum i serca. Tylko chyba nie umiemy i nie chcemy robić z nich właściwego użytku, niestety...
      I wciąż tylko zaśmiecamy lasy, które patrzą bezradnie na te góry badziewia, leżacych na ich trzewiach i płaczą cicho z bezradności...
      Do późnie, Panterko!:-)

      Usuń
  2. Uwielbiam takie wizyty w krainie dzieciństwa, w krainie dobrych ludzi. Będę miała dobry nastrój przez cały dzień. Dziękuję Olgo:) Pozdrowienia dla Cezarego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja uwielbiam nadal baśnie i niegdy nie zamierzam zrezygnować z ich lektury czy z pisania w tej konwencji. Dzięki temu czuję się młodo, czarodziejsko cofając czas do beztroskich lat dzieciństwa...

      Oboje z Cezarym pozdrawiamy Cię gorąco i dziękujemy za pamięć!:-)

      Usuń
  3. bardzo piekne zdjęcia :)
    Bedę tu zaglądac :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zdjęcia, zrobione specjalnie z myślą o mojej zimowej baśni. Dlatego ich stylistyka jest też delikatnie baśniowa, nierealna...
      Cieszę się, że Ci się podobają!:-)

      Usuń
  4. Uwielbiam jak piszesz :) pisz więcej i częściej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ piszę, piszę! Aż para spod moich palców śmigających po klawiaturze bucha!
      Dziekuję za Twoje odwiedziny i pozdrawiam ciepło!:-)

      Usuń
  5. zawinełam się w kocyk i chyba do południa z niego nie wyjdę...tak mi dobrze i miło sie zrobiło..:)

    Milego dnia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja Cię troskliwie jeszcze tym kocykiem otulę i po głowce serdecznie pogładzę...

      I Tobie miłego dnia Sznupeczko oboje z Cezarym życzymy!:-)

      Usuń
  6. Poczułam się jak Kasia , fajnie jest jak może coś człowieka w moim wieku zadziwić :)
    Pozdrawiam Was :) serdecznie u nas wiosna nadal jest :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jakim wieku?! Toż my wieczne dziewczynki z warkoczykami jesteśmy! I tak ma być zawsze, zrozumiano?:-!!

      A u nas mroźno i biało za oknem. Szadź pokrywa wszystko dokładnie i slisko na drogach, jak na lodowisku!

      Usuń
    2. Oj chciałabym ,tak cofnąć się w czasie choć na dwa dni :)
      A u mnie nadal wiosna :)

      Usuń
    3. A czemu tylko dwa...? Bardzo tajemniczo to zabrzmiało, wiosenna Ilonko!:-)

      Usuń
  7. Jak ja lubiłam baśnie, to była moja odskocznia od codzienności w zupełnie inny wymiar, czasami nawet nie słyszałam, jak mama woła: Maryśka, w pole idziemy ... a czasami marzyłam, żeby o mnie zapomnieli, nie wołali, a ja tu czytałabym sobie cichutko; z wielką przyjemnością przeczytałam wszystkie części, chciałabym, żeby Opiekun Lasu nauczył co niektórych moresu; serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tak napisałaś o sobie z dzieciństwa, to mi się nagle przypomniała Maryśka z "Bożej podszewki". Też zawsze rozmarzona, daleka od prozy życia, zaczytana...A tymczasem robota w gospodarstwie czekała a wraz z nią bracia-łobuziaki.Gotowi do nowych psot i do dokuczania Maryśce...I też nie miał kto jej wziąć w obronę. Przydałby się ten Opiekun Lasu i jej i Tobie i paru innym wrażliwym dzieciakom...
      Pozdrawiam ciepło!:-)

      Usuń
  8. A ja odkryłam, że poprzez
    Twoje zdjęcia da się wejść
    w głąb baśni...

    Niechętnie się stamtąd wraca...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo większość z tych zdjęć specjalnie na potrzeby tej baśni powstało. Są jej częścią.
      Jeszcze baśń trwa, jeszcze się toczy...A gdy się nawet tu na blogu skończy, to nadal będzie żyła w swoim zaczarowanym Lesie. Wystarczy tylko przenieść się do niego myślami, snami i usłyszeć, zobaczyć, być...":-)

      Usuń
  9. Piękne zdjęcia,a wspólcześnie to my sami jesteśmy opiekunami lasów ,chronimy je bo to nasze dziedzictwo i dziedzictwo naszych pokoleń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinniśmy być opiekunami, ale często jestesmy zbójami...

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lektura lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost