wtorek, 23 listopada 2021

Przebić głową przestrzeń...



Odwrócić na zewnątrz, w drugą stronę myśli

Wywlec na powierzchnię żeby nie raniły

Jakoś to rozsupłać , jakoś się oczyścić

Przebić głową przestrzeń, drętwicę bezsiły

 

Ujrzeć wreszcie lukę w gęstej pajęczynie

Odszukać nadzieję, uwolnić się z matni

Uwierzyć, że ta mglistość w końcu kiedyś minie

Żyć jakby dzień ten byłby dniem ostatnim

 

Przebić głową przestrzeń, zaklęte rewiry

I wyjść z karuzeli, w którą się wskoczyło

By dotrzeć do siebie, do ukrytej siły

Która jest na pewno…Na pewno już było!

 

Przebić głową przestrzeń? Może nie przebijać?

Co, jeśli poza nią czyha tylko piekło?

Pozostać w tym miejscu, w czasie co przemija

Doceniać to życie, póki nie uciekło…

 

Ale czy to życie czy jego atrapa?

Nie da się przekonać o tym bez ryzyka

I co jest w oddali? Czy kończy się mapa?

Czy coś się zaczyna, gdy znane zanika?

 

Niczym Truman Burbank poza show się przebić

(Chociaż może za nim rozgrywa się nowe)

Choć boli – próbować, choć straszą – wciąż wierzyć

Nie poddać się za nic, wystawić tam głowę…

 

 

…Jednym z moich ulubionych filmów jest „Truman show”. To historia sympatycznego, na pozór szczęśliwego mężczyzny Trumana Burbanka, który przez całe życie oszukiwany wreszcie zaczyna dostrzegać, iż wokół niego rozgrywa się dziwne przedstawienie a rzeczywistość, w której istnieje, pełna jest kłamstw, luk, nieścisłości, udawania i misternie tkanego fałszu. To podobna konstatacja, jaka jest udziałem Neo, bohatera „Matrixa” czy też Lamii Reno z „Seksmisji”, błyskotliwej i nietuzinkowej pani naukowiec, żyjącej w podziemnym, opanowanym przez kobiety uniwersum. Ów motyw życia w sztucznie wykreowanym świecie wykorzystywany jest w wielu filmach, opowieściach czy grach komputerowych. I zazwyczaj tego typu historie cieszą się u widzów, czytelników i graczy dużą popularnością. Dlaczego? Pewnie dlatego, że wielu z nas miewa wrażenie, iż to, co się wokół nas rozgrywa nie istnieje naprawdę, że jest teatrem, snem, ułudą. Że obowiązująca narracja każe nam wierzyć w to, że wszystko jest w porządku i że to, co jest powinno nam wystarczać. A przede wszystkim, iż nie powinniśmy zauważać, że stale tkana jest wokół nas jakaś gęsta sieć, rozsuwane są zasłony mgły, które nie pozwalają dostrzec tego, co istnieje rzeczywiście. Tego, że ktoś nami steruje. Nakazuje myśleć tak a nie inaczej. W takie a nie inne sytuacje wkłada. A przecież niektóre z nich powtarzają się dziwnie często albo stale się zacinają w jednym miejscu. Jakby były częścią jakiegoś programu komputerowego, w którym wbrew swej świadomości i woli tkwimy, jakby twórcy owej gry nie chciało się już wymyślać czegoś oryginalnego i niczego w niej naprawiać.  

    Cóż. Pionek w grze nie ma wyjścia. Jest tylko pionkiem a więc musi poruszać się tak, jak reguły gry na to pozwalają. Stulić uszy po sobie, przymknąć oczy, zadowolić się tym, co ma, przyjąć bierną i ufną postawę. Jednak co dzieje się z pionkami, które nagle zaczynają rozumieć, że  ktoś coś nimi rozgrywa? Że ciasno im w przydzielonych ramach i duszą się w tym schizofrenicznym otoczeniu. Że chciałyby i mogłyby inaczej, więcej, bo nie odpowiada im gra, w której tkwią i widzą, iż poza nią istnieć może coś jeszcze?

   A czy w ogóle jest szansa by próbować grać po swojemu, lub też w ogóle się z tej gry wydostać, pójść inną, oryginalną ścieżką? W filmach i książkach to możliwe. Tam zdarzają się takie happy endy. A w realnym życiu? Czy opłaca się buntować i próbować wyjść poza ten niewidzialny mur, skoro wszelkie dotychczasowe próby kończą się bólem poobijanej głowy? Ale co gorsze – czy owa potłuczona głowa, czy ból zniewolonej i już odtąd zawsze zdającej sobie sprawę z owego zniewolenia, duszy? No i skąd pewność, iż jak się w końcu biednemu pionkowi uda cudem wydostać, to poza planszą będzie lepiej? Może lepiej być potulnym, bez szemrania godzącym się na wszystko pionkiem, bo lepsze to co znane i przewidywalne choć duszne, niż wielka i straszna niewiadoma?

    Dziwny jest świat, który wokół nas się toczy. Coraz więcej w nim manipulacji i chaosu. Coraz mniej sensu i logiki. Natomiast zagrożenia, niebezpieczeństwa, lęki, frustracje i podejrzenia multiplikują się w nieskończoność sprawiając, iż coraz trudniej zachować w takich realiach zdrowy rozsądek oraz nadzieję na przyszłość. Czy jest w naszej mocy, by zmienić te realia, by podjąć to ryzyko? By obudzić się i dojrzawszy w oddali kawałek błękitnego nieba odrzucić swoje obawy i przyzwyczajenia a potem odważnie pójść przed siebie…?

 

środa, 17 listopada 2021

Między ludźmi…

 




Ile między ludźmi zawodów, urazy

Przyzwoitość, wierność przestały być w cenie

Ciepło chwil przyjaznych – już się nie przydarzy

Teraz wrogość, obcość, gorzkie oddzielenie

 

Ile między ludźmi prawdy, ile udawania

Ile słów daremnych,  przemilczania, grania

Ile nieuwagi, przeczulenia, wstydu

Ran niezabliźnionych, w ukryciu skowytu

 

Ile strzałów, razów na oślep zadanych

Kolców złośliwości, okrutnej krytyki

Odwróć się człowieku, jużeś obgadany

Na nic czyny z serca, teraz  jesteś nikim

 

I na nic wspomnienia, zdają się wstydliwe

(Nawet krowa zmienia swoje przekonania)

Dziś liczy się dzisiaj – zda się rośniesz w siłę

Gdy w chórze innych głosisz cyniczne przesłania

 

Depczesz dawne dzieje i drażni cię inność

Lojalność i honor? Puste gadki - szmatki

Wyrzuty sumienia? Cóż to za naiwność

Dziś trzeba iść w stadzie – choćby i do jatki

 

     Ile uczuć, co w pustkę biegną, na mur stale

Nieufności trafiając, a mimo wszystko dalej

Nadzieją mizerną żywią się i trwają

Że znajdą zrozumienie, odzew znów spotkają

 

Ile prostej wiary, że dobro wygrywa

A potem cios w serce, potem bólu fala

 Że się w cudzych oczach tyle złości skrywa

I znowu jęk bezsilny, znów od siebie z dala

 

      Ile rymów dla rymów i białych wierszy w nicość

A wciąż tyle w krąg pustki, poraża bezsilność

Moja, Twoja, Onych, tych co byli, będą…

Byty oddzielone tamą niepojętą

 

Słowa wrzucone w przepaść, w której nic nie znaczą

Lecz szukają znaczenia z upartą rozpaczą

W miraże zmienione, w lęk przed odrzuceniem

W nieufność zawziętą, w kolejne złudzenie

 

Słowa w ciemność wsypane, w bezdenną osobność

W inność, której nie ma, rodzi ją samotność

Droga po omacku, chociaż w wielkim tłumie

Który stale blisko, lecz nic nie rozumie

 

Połatana łajba z trudem się kolebie

Burta w burtę płyną, lecz nie widzą siebie

Jeszcze lśni im z dala serdeczne wspomnienie

Lecz płyną jak w transie hen na zatracenie

 

   Ile między ludźmi chęci współistnienia

Ile dróg donikąd szukania, błądzenia

Ja tutaj, Ty tam, człowieku zza szyby

Daleko i blisko, naprawdę, na niby

 

Nieufność się czai, nuci piosnkę smutną

Kipią mroczne głębie, bezradność znów rośnie

A przecież My to Oni, tak dzisiaj, jak jutro

Plecami do siebie, lecz na jednym moście…

 

 


 

   Skąd ten wiersz…? Czemu ja znowu o tym samym? Bo nadal ośmielam się być idealistką wołającą na puszczy aż do zachrypnięcia. I dlatego już po raz któryś, do znudzenia nieomal piszę o obcości i niezrozumieniu wśród ludzi. O ukrywaniu się, o nieufności i o niczym nieuzasadnionej agresji, o braku szczerości albo o szczerości nadmiernej, bo z premedytacją raniącej, bo nie znającej kompromisu, o  nieuzasadnionej niczym racjonalnym niechęci, czy nawet ostracyzmie …

 


   Żyję pod lasem z dala od miast i dużych zbiorowisk ludzkich. Nie przejmuję się zbytnio cudzą opinią ani tym, co sobie ktoś na mój temat wyobraża. Odpoczywam tu od błądzenia w labiryntach skomplikowanych ludzkich powiązań, gdyż razem z mężem mamy bardzo wąski krąg znajomych a zazwyczaj wystarcza nam do szczęścia własne towarzystwo, cudownie bezinteresowna i wierna miłość naszych zwierzaków oraz możność swobodnego obcowania z dziką naturą. Jednak choćbym nie wiem jak uszy i oczy zasłaniała, to i tak widzę i słyszę co dzieje się w świecie bliskim i dalekim. Zauważam oczywiście dużo dobra i ciepła, ogrom serdeczności i gorącego pragnienia bliskości. Dostrzegam też jednak, niestety, tę wszechobecną między ludźmi wrogość, niezrozumienie,  chęć pokazania swej wyższości, udowodnienia jej za wszelką cenę, nieumiejętność słuchania bliźniego, jazgotliwość nieznośną, ironiczne uśmieszki, butę i bezczelność przykrywające niewiedzę oraz kompleks niższości, lęk przed innymi, obawę przed zranieniem, wycofanie, chowanie się w jedynie bezpieczną norkę swego ukrytego „ja”… Smutne to wszystko bardzo i bolesne.

 


   Świat blogowy jest, moim zdaniem, jakimś odbiciem świata rzeczywistego, o czym mimo swego idealizmu i ufności w siłę dobra przekonuję się na własnej skórze. Jednak nadal naiwnie pragnęłabym aby w tej na poły wirtualnej, na poły realnej krainie panowała życzliwość, szczerość i śmiałość w wypowiadaniu się, w wyrażaniu tego, co się myśli, w jawnym i pełnym wzajemnego szacunku byciu. Przecież po to między innymi te blogi są by bez obaw móc wyrażać siebie, by mieć odzew u podobnych sobie ludzi, by nie bać się mówić o tym, co dla nas ważne. By nawiązywać przyjaźnie i serdeczne znajomości. I by nawet, gdy się one kończą, nie deptać wspomnień po nich, ale starać się do tych wspomnień uśmiechać, ożywiać w sobie to, co było dobrem a usypiać to, co było złem…

 


   Niestety, okazuje się, iż  jako w życiu tako i na blogach. Obecne czasy sprawiają, że między lubiącymi się kiedyś i szanującymi się wzajemnie ludźmi pojawiają się podziały, bariery nie do obalenia, przepaście nie do pokonania, głębokie, zlodowaciałe, straszące ostrymi krawędziami rozpadliny. Tak, jakby każdemu z nas w oczy wpadły maleńkie kawałki zaczarowanego lustra Królowej Śniegu…Tak jakbyśmy nie byli już sobą, ale swymi sobowtórami – tylko z wyglądu podobnymi do dawnych siebie, ale wewnętrznie kompletnie się od dawnych „ja” różniącymi. Być może z ludźmi zawsze tak było, ale mam uczucie, iż teraz te zjawiska widać wyraźniej, tak jakby występowały częściej, niż kiedyś. Przyjaciele przestają być przyjaciółmi. Jedni członkowie rodziny nie chcą mieć nic do czynienia z innymi jej członkami. Znajomi nie poznają się na ulicy. A tu na blogach przestaje się odwiedzać i komentować u  tych, co mają inne poglądy, inne patrzenie na rzeczywistość. Sympatie przeradzają się w antypatie lub też obojętnieje się na pewnych ludzi do tego stopnia, że stają się przeźroczyści i niewidzialni, choć w swoim świecie istnieją nadal tak samo jak kiedyś istnieli. Cóż,  trzeba się z tym pogodzić, zaakceptować, iż człowiek może się zmienić, może pójść swoją drogą, bo każdy ma prawo do jej wyboru. Ja, Ty, My, Wy, Oni…Nasze ścieżki spotykają się na chwilę, przecinają, stykają się a potem oddalają – niczym smugi odrzutowca. I nic w tym dziwnego. Życie to zmiana. To nieustanna wędrówka i poszukiwanie swego miejsca oraz osób, których serca w danym momencie rezonują z naszymi sercami. Coś kiedyś lśniło wyraźnym światłem, coś mieniło się bajecznymi barwami a potem przestało. Zmieniły się czasy, zmienił klimat. Przyszedł nagły mróz, musnął lodowym tchnieniem widok za oknem i pomalował na siwo zielone jeszcze wczoraj łąki.

 


   Wiecie jednak, co mnie w tym wszystkim boli i przykro zaskakuje? Ano to, że między niegdyś bliskimi znajomymi, między ludźmi połączonymi w nie tak odległych przecież czasach serdeczną, wydawałoby się nierozerwalną nicią przestaje istnieć lojalność i szacunek, znika też niepisane a wpojone przez dobre wychowanie prawo by nie szkalować siebie nawzajem, nie atakować i przed innymi nie obmawiać. Sama staram się właśnie taką zasadę stosować – nie mówię źle o dawnych znajomych, o tych, z którymi na dobre rozeszły się moje ścieżki. A nawet wolę nic o nich nie mówić, niż mówić źle. Kultura i tradycja wpoiły nam także i tę zasadę, iż nie wspomina się źle zmarłych, bo należy się im spokój, cisza i szacunek oraz wybaczenie i zapomnienie często wyimaginowanych czy wyolbrzymionych win. Przecież tego samego pragnęlibyśmy dla siebie, gdy już nas nie będzie.Gdy opadniemy z drzewa niczym zwiędły liść i wyblakną nasze barwy a potem rozpadniemy się w pył.  Gdy znikniemy stąd albo stamtąd. Zewsząd.


 

   Obmowa tych, których już nie ma albo tych, którzy nie są już częścią naszego świata niezbyt dobrze o nas świadczy. Dowodzi naszej niedojrzałości,  niezałatwionych wewnątrz nas problemów, kiepskiej moralności, a może nawet fałszywego charakteru. 


 

   Powtarzam zatem raz jeszcze – mimo, iż ktoś poszedł w inną stronę niż ja, ma do tego pełne prawo. Stwierdzam ten fakt, ale nie mam zamiaru tego kogoś krytykować, obgadywać, ośmieszać, wyszydzać albo oczerniać tylko po to by chwilowo poprawić sobie humor albo by krakać tak jak inni kraczą.  Byłoby to zachowanie niskie i niehonorowe, niegodne przyzwoitego, myślącego, uczciwego człowieka, jakim chcę być i jakim mam nadzieję jestem. Nie oczernia się dawnych przyjaźni i miłości, bo tym samym oczernia się i zohydza kawałek samego siebie. Wszak jakaś część nas nadal żyje w przeszłości, w czasach, gdy ktoś dzisiaj daleki, był nam bliski i współtworzył z nami zwyczajną codzienność. Gdy mieliśmy wspólne radości, wzruszenia, troski i marzenia. Gdzieś tam w nas nadal istnieje przecież nasze niewinne, dawne „ja”, niezranione jeszcze cierniem rozczarowania, niezepsute goryczą rozstania, niedotknięte  jeszcze obcością i niezrozumieniem. Ile takich naszych „ja” pomieścić może życie ludzkie? Ogrom! Nie wyprzemy się ich. Nie ukryjemy. Odbijamy się w tysiącach luster. Pewne rzeczy się w nich wykrzywiają i zniekształcają, pewne widać ostro i wyraźnie a pewne chowają się w mgle zapomnienia. Ale istnieją, zawsze będą istnieć. I należy im się szacunek.


 

      Takich właśnie zasad przestrzegać powinniśmy w międzyludzkim współistnieniu.  I tego samego mamy prawo oczekiwać w zamian. Ale cóż. Tu znowu okazuje się, że takie podejście do innych ludzi jest rzadkością czy nawet naiwnym, śmiesznym idealizmem. Ludzie zazwyczaj nie mają oporów przed obmawianiem swoich dawnych znajomych czy przyjaciół. A co gorsza, zachowując się tak haniebnie, nawet nie czują, że robią coś niewłaściwego, że swoimi słowami wyrządzają komuś krzywdę a sobie samym wystawiają złe świadectwo.


 

   I cóż się potem dziwić, że osoby, które zawiodły się na dawnych znajomych, które doznały z ich strony obmowy i oszczerstw boją się potem nawiązywać nowych znajomości? Że nie potrafią, nie chcą być szczere, otwarte i ufne? Że noszą w sercu kolec, którego nie potrafią stamtąd wypłukać żadne łzy ani żadne pozytywne wzruszenia…Że ulgę przynosi im tylko nagłe wbicie tego kolca komuś, kto się nawinie. Poczucie, iż ten ktoś cierpi, tak samo jak on…


 


Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost