czwartek, 27 grudnia 2012

Pan Stefan





      To będzie opowieść o tym, jak dziwne i na pozór mało szczęśliwe przypadki i wypadki losowe mogą pozytywnie wpływać na życie.  To refleksja na temat wiary, że nawet to, co straszne i bolesne może pozytywnie odmieniać naszą przyszłość.

     Spotkałam kiedyś pewnego cichego, niepozornego człowieka. Nazwijmy go Pan Stefan. Był moim kierowcą podczas służbowych wyjazdów w teren. Traktował mnie zawsze z sympatią i szacunkiem. Nie wyciągał ode mnie zwierzeń, sam też przeważnie milczał. Nucił sobie tylko pod nosem jakieś nieznane mi melodie. I pozostałaby ta znajomość na tym etapie, gdyby nie przypadek. Pewnego dnia, gdy zbyt długo czekaliśmy przed przejazdem kolejowym, on wyciągnął nagle zeszyt, w którym szkicował portrety i pejzaże. Zapytałam gdzie nauczył się tak pięknie rysować. A on opowiedział mi historię swojego życia.

     W czasach beztroskiego szczeniactwa napadł z kolegą na kiosk "Ruchu". Złapano go. Trafił na dwa lata do więzienia. I tam przeistoczył się z głupiego smarkacza we wrażliwego, ciekawego świata faceta. A stało się tak dzięki koledze z celi. Był nim malarz i filozof w jednym. Całe dnie spędzali na rozmowach oraz na czytaniu książek (mój znajomy przez te dwa lata przeczytał wszystkie tomy z więziennej biblioteki!). Trwała też tam intensywna nauka rysunku i malarstwa. Po wyjściu z więzienia Pan Stefan miał oczywiście problemy ze znalezieniem pracy. Jako karany odsyłany był zewsząd. Aż wreszcie został malarzem pokojowym. Malował klientom na zamówienie pejzaże i portrety bezpośrednio na ścianach. A po kilku latach dodatkowo został zawodowym kierowcą.

    Pewnego dnia, Pan Stefan widząc, że autentycznie zainteresowały mnie jego opowieści i ciekawa jestem jego twórczości zawiózł mnie do domu swojego aktualnego klienta i pokazał tworzący się właśnie fresk. Nigdy w życiu nie widziałam czegoś tak wspaniałego! Przyglądałam się w cichym zachwycie, jak maluje przy mnie toczące się, jak żywe kaskady wody. Kilkoma pociągnięciami pędzla wyczarowywuje potężne, wielobarwne chmury i delikatne, przebijające spoza nich promienie słońca.
A potem jeszcze zaczął śpiewać! To, co znałam do tej pory jako niewyraźne melodie, nucone przez niego w samochodzie - teraz zamieniło się we wspaniałe pieśni. Pieśni pełne żaru i temperamentu, tęsknoty i melancholii. Były naiwne momentami, owszem! Ale jakże przejmujące i prawdziwe.

   Często się zdarza, że odkrywając znienacka w sobie jakiś talent, tuż obok trafiamy na następny, jakby talenty wyrastały w ożywionej glebie naszego umysłu, niczym grzyby po deszczu. I właśnie tak stało się z nim. Malował, śpiewał, pisał wiersze i piosenki, rzeźbił, majsterkował i za darmo naprawiał sąsiadkom radia i telewizory! A poza tym wszystkim był szarym, nie wyróżniającym się niczym specjalnym człowiekiem, wykonującym na codzień nie związany z tym wszystkim zawód kierowcy.

     Od tamtej pory minęło wiele, wiele lat... I nie wiem, jak potem potoczyły się losy Pana Stefana. Wiem tylko, że spotykając na swojej drodze takich ludzi , spotykam nadzieję, że nie warto załamywać się tym, co jest. Może się przecież zdarzyć, ze nawet zło i cierpienie wyjdą nam na dobre... 

     A czy Wy, w Waszym życiu doświadczyliście już tej dziwnej przewrotności losu? Czy kamienie na Waszej drodze zawsze były tylko przeszkodą,  czy może właśnie palcem opatrzności, który pchnął Was w ten sposób na właściwe tory...?

32 komentarze:

  1. Witaj Olgo
    Przyszłam się przywitać i znikam mam wyjazd w celach karnawałowych , ale jak przyjadę chyba cosik po wieczór to z miłą chęcią poczytam i skomentuje .
    Miłego dnia dla Was .Ilona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Ilonko! My też mamy dzisiaj parę ważnych spraw do załatwienia.Na razie więc pa, pa i do napisania potem!

      Uściski serdeczne zasyłamy!:-))

      Usuń
  2. Jak widać, nic nie dzieje się przypadkiem. Piękna opowieść. Pytasz o przewrotność losu, hm...
    Między innymi właśnie tez dlatego nazywam siebie Dzieckiem Szczęścia.Wiele razy okazało się, iż to, czego bardzo pragnę , nie spełnia się, a wkrótce okazuje się,że gdyby się spełniło..... O MATKO KOCHANA, CO BY ZE MNĄ BYŁO!!!!!
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż...Mnie tez życie parę razy zakoczyło. Dziwnymi meandrami losu biegło.
      Po drodze było dużo smutku i zastoju. Nieznośnego poczucia pustki.A potem nagle ruszyło z kopyta, jak gdyby to, co było do tej pory przygotowywało mnie na dalszy ciąg. Życie pisze naprawdę dziwne scenariusze!
      Odpozdrawiam ciepło!:-)

      Usuń
  3. W ŻYCIU NIC NIE DZIEJE SIĘ PRZYPADKIEM, GDZIEŚ TAM ZAPISANE SA NASZE LASY I PRZED NIMI NIE UCIEKNIEMY.PAN STEFAN ZMIENIŁ SWOJE ŻYCIE I TO PIĘKNE .JEDNAK WIELU TRAFIA DO WIĘZIENIA I STAJA SIĘ GORSZYMI, BO NA NICH NIE DZIAŁA RESOCJALIZACJA.PAN BÓG POZWALA NAM WYBRAĆ DOBRĄ DROGĘ ALE NIE ZAWSZE KORZYSTAMY.POZDRAWIAM POŚWIĄTECZNIE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj u nas na blogu, Czardasz!Miło nam Cię tutaj gościć!:-)

      Ja już sama nie wiem czy coś się w życiu dzieje przypadkiem czy też nie. Wiem tylko, że jeśli potrafimy odpowiednio zareagować, zaryzykować,odpowiedzieć na wyzwania losu, zaufać intuicji czy przeczuciu, to zdarzyć się może naprawdę wiele.

      Czasem się mylimy i wchodzimy nie w to, czego oczekiwalismy. A kiedy indziej znów spotyka nas tak miłe zaskoczenie i wspaniała odmiana losu!

      Najważniejsze dla mnie jest to, że po prostu musi się nam chcieć robić ze sobą cokolwiek. Z siedzenia i czekania prawie nigdy nic nie wynika. Trzeba pomóc losowi - tylko, że czasem nie wiemy czy mu pomagamy, czy właśnie na odwrót - przeszkadzamy...
      Jakież są te niezbadanie zamysły kosmosu, gwiazd, opatrzności, czy kto tam w co wierzy?
      Czyżbyśmy byli jak bezwolne łodeczki, pchane to tu, to tam...? Chyba nie...


      Musimy wierzyć w siebie - ta wiara jest naszą siła i motorem napędowym...

      Usuń
    2. Dziękuje za miłe powitanie, to prawda wiara czyni cuda, jeśli nie wierzymy to i nawet nadzieja wcześniej umiera.

      W nadchodzącym roku 2013 życzę oby był dla Was jednym nieprzerwanym pasmem radości i zadowolenia, oby los raczył stale zachowywać przy zdrowiu jak najlepszym, chronił od złego i otworzył skarbnicę wszelkiego szczęścia

      Usuń
    3. A więc wierzmy w siebie i w ten Nowy, nadchodzący juz Rok!
      Wszystkiego dobrego życzymy Ci oboje Alinko! Zdrowia, spokoju, wiary i nadziei na przyszłość! Niech to będzie dobry dla wszystkich rok!:-)

      Usuń
  4. Nasz los lezy w naszych rekach, jak sobie poscielimy, tak i sie wyspimy i zaden bog, ani modlitwy tego nie zmienia. Gdyby tak modlitwy miewaly moc sprawcza, zadne dziecko nie umarloby w meczarniach na raka, ani nie urodziloby sie niepelnosprawne.
    Albo wiec ten bog jest sadysta, jakich malo, albo go nie ma!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Panterko! Ty jak zwykle twardo i bez żadnych wątpliwości stawiasz sprawy. Masz swoją busolę wewnętrzną, która pomaga Ci żyć i jasno widzieć sprawy. Nie dasz się niczym omamić ani okiełznać. I dobrze. Czuć od Ciebie siłę i zdecydowanie.Nie każdy tak jednak ma albo nie każdy tak potrafi.
      Są też ludzie, którzy wybierają inne ścieżki...

      Też uważam, ze to od nas zależy dziewięćdziesiąt dziewięć, przecinek dziewięć procent tego, co się z nami dzieje. Ale pozostaje jeszcze ten jeden, malutki ułamek procencika, który jest albo czystym przypadkiem albo częścią jakiejś niezrozumiałej dla nas, kosmicznej układanki.
      Jest coś takiego jak intuicja. To rzecz empirycznie niewytłumaczalna a jednak istnieje. Jakiś głos wewnętrzny, który nam podpowiada zrób to albo tamto. Zaryzykuj, chociażbyś miała być uważana za głuptasa i naiwniaka. No i czasem, posłuchawszy tego głosu odważasz się podjąć jakąś dziwną decyzję.I naraz wszystko odmienia sie o sto osiemdziesiąt stopni. I jest to tak dziwne, że aż wprost nie do uwierzenia i zrozumienia dla samego zainteresowanego oraz dla postronnych...A czy odmienia się na lepsze...? Nie zawsze, ale kto nie ryzykuje, ten w kozie nie siedzi!:-))

      Usuń
    2. Jasne, ze niekiedy jakis splot okolicznosci moze nam splatac figla, ale tak jak piszesz, jest to ulamek procenta. Wiare w cuda i ksiecia na bialym koniu, pozostawmy gimnazjalistkom, a my liczmy na siebie.
      Niech inni chodza do wrozek i prorokow, oni na pewno powiedza im to, co chca uslyszec.
      Ja ryzykantka nie jestem, predzej asekurantka, ale mocno stapajaca po ziemi. Jest we mnie pewna doza romantyzmu i marzycielstwa, ale umiem rozgraniczyc real od wirtualu, a bajki od prawdy.

      Usuń
    3. A we mnie jest tyle samo asekuranctwa co ryzykanctwa. Potrafię zaskoczyć samą siebie, podjąc momentalnie najdziwniejsza nawet decyzję i oczywiście różnie na tym wychodzę. A czasami siedzę cicho, jak mysz pod miotłą,a inni w tym czasie zbierają laury, albo po prostu bez wątpliwości prą naprzód.
      I cieszę się, ze zdarzaja sie w zyciu ludziom takie dobre rzeczy, jak temu Panu Stefanowi. No bo pomyśl - gdyby nie nabroił i nie popadł do tiurmy, to by pewnie całkiem zszedł na psy, jak jego kolezkowie. A tymczasem stał sie prawdziwym człowiekiem.
      Oczywiście, że jedna jaskółka wiosny nie czyni.W większosci ci, którzy trafiają do ciupy przechodzą tam takie okropności i takich strasznych spotykają ludzi, ze zmieniaja sie tylko na gorsze...Ale niekiedy, na szczęście, zdarzają się piękne, zupełnie nieoczekiwane rzeczy, jak w przypadku Pana Stefana.I chyba żadna wrózka by tego nie przewidziała!:-))

      Usuń
  5. Ha no cóż ... jak zwykle na Waszym blogu piękna opowieść ...
    Ja uważam że nic w życiu nie dzieje się przez przypadek. Nie raz spotkałam się z tym że czasem to co w danej chwili jawiło się jako wielkie nieszczęście obróciło się po jakimś czasie w radość.
    A człowiek jak nie przeczytana księga, najczęściej każdy skrywa w sobie jakąś tajemnicę, czasami jest to talent, wspaniałe serce albo jeszcze coś innego ...

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy spotykamy w życiu tylu ciekawych ludzi, tyle różnych osobowości, poznajemy tyle historii, że żadna książka by tego wszystkiego nie pomieściła! A pamięć ludzka przechowuje w swoim skarbcu to wszystko i dzięki temu mozna z innymi podzielić tymi opowieściami. Można porozmawiać, jak teraz tu, na blogu...Takie chwile, gdy ludzi interesuje dany temat i zabierają głos, pisząc więcej niż jedno zdanie, są dla nas bardzo cenne!
      Bo każdy człowiek jest, jak napisałaś, jak ciekawa księga.Potrafimy samych siebie zaskakiwać i odkrywać w sobie takie rzeczy, o jakie nigdy byśmy siebie nie podejrzewali. Czasem są to także złe rzeczy...Bo jesteśmy mieszanką złego i dobrego. Wierzę jednak, że w sprzyjających okolicznościach dobro jak oliwa na wierzch wypływa...A zło, jak osad opada na dno.
      I ja pozdrawiam Cię ciepło!:-))

      Usuń
  6. Podobno "nie ma tego złego,
    co by na dobre nie wyszło".
    Ale to tylko podobno,
    bo w rzeczywistości bywa tak,
    że coś jest złe od początku do końca,
    albo i jeszcze gorsze...

    Chyba nie ma reguły.

    Nasze codzienne wybory
    powodują określone skutki,
    a każdy znaczący wybór
    powoduje wejście na inną życiową
    ścieżkę.

    Odczuwam bardzo wyraźnie,
    że pewnych rzeczy nie da się
    uniknąć i muszę przez nie przejść,
    ale mam wybór, którędy dojdę
    i jak sobie poradzę.

    W moim życiu idea,
    że wszystko stwarzamy sami
    parę razy nie sprawdziła się...
    Zdarzyło się też,
    że zostałam jakby wepchnięta
    na pewną ścieżkę w sposób
    bardzo dziwny i nie do końca
    dla mnie zrozumiały.
    Przez jakiś czas miałam poczucie,
    jakbym była sterowana, abym się nie wycofała,
    a potem było już za późno, ale
    konsekwencje trzeba było ponieść.

    Przypadek nie jest przypadkiem
    tylko dokładnie zaplanowanym
    splotem okoliczności.

    Człowiek ma zawsze wolny wybór
    przy podniesieniu pierwszej nogi.
    Ale po uniesieniu pierwszej -
    druga zostaje na ziemi.
    Tak jest ze wszystkim.

    Skorzystanie z wolności i podniesienie
    jednej nogi powoduje niemożność
    podniesienia drugiej.
    Istnieje więc ograniczona wolność...

    Obszerniej pisałam o tym kiedyś tutaj:

    http://www.taraka.pl/index.php?id=oprzemijaniu

    Temat rzeka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Mar. To wszystko to temat rzeka. Każdy ma swoje doświadczenia w tym względzie i chyba kazdego zastanawia w jego zyciu to, ze potoczyło się ono tak a nie inaczej. A przecież mogło, gdyby wybrac tamtą, boczną ściezkę, albo jeszcze wczesniejszą...Wybieramy tę określoną, jakby coś nas ku niej własnie popychało. Niekiedy żałujemy wyboru lecz kamień już się potoczył...

      Przeczytałam Twój tekst "O przeznaczeniu, przemijaniu i wolnej woli" Pięknie wplotłaś w niego myśl zawartą w Twoim wierszu o naszej nieznanej lecz już istniejącej przecież dacie smierci...

      Usuń
    2. Dzięki, Olu!

      Od dłuższego czasu
      "drążę" temat śmierci,
      bo to jedna z najważniejszych
      chwil w naszym życiu...

      Tamten wiersz napisałam
      dawno temu, dziś jestem już
      duchowo i mentalnie
      w zupełnie innym miejscu...
      Wiele się wydarzyło...

      Pragnę przygotować się
      do nieuniknionego odejścia
      na tyle, na ile się da...
      oswoić lęk, aby kiedy przyjdzie
      ta ostatnia chwila
      przejść jak przez próg
      i zobaczyć w końcu, jak tam jest.

      Ale to już temat
      do całkiem innej baśni :)

      Usuń
    3. Wszyscy przejdziemy kiedyś przez ten próg, ale czy da sie do niego tak do końca przygotować? Czy ta ostateczna rzecz jednak nas nie przerasta? Bo przecież będziemy w tym punkcie sami. Zdani na siebie i na swoje uczucia.Tacy mali w obliczu ogromu tej tajemnicy...
      Myslę, że są chwile, gdy pragniemy odejścia, czyli jesteśmy na nie gotowi, pogodzeni z nim...To wtedy, gdy potrafimy uznać, że nasze życie jest już przeżyte a wszystko, co zamierzaliśmy zrobić zrobione. A może wtedy, gdy to życie za bardzo boli i odejście jest jedynym wyjściem...? Droga Mar! Też często o tym wszystkim rozmyslam. Taka mała jestem w obliczu wciąż wielkiej i niezgłębialnej tajemnicy...A ona wciąz kusi i przyciaga...

      Usuń
    4. To jest tak głęboki temat,
      że, pozwolisz Olu, nie będę
      dalej go tu rozwijać,
      bo nie skończę do rana...

      Wiemy tak mało,
      a tak wiele nie dowiemy się nigdy...

      Ale jedno wiem na pewno:
      ci, którzy umieją żyć -
      umieją umierać,
      zatem - żyjmy! :))

      Usuń
    5. Tak, moja droga! Żyjmy, przeżywajmy nasze codzienne cuda, cieszmy się i doceniajmy to, co jest i miejmy piękne wspomnienia. To jest ogromny skarbiec naszej duszy i mam nieśmiałą nadzieję, że nie do końca obróci sie on w nicość...:-)))

      Usuń
  7. Najważniejsza droga to ta, która prowadzi do szcześcia, zadna inna. Więc może Stefan nie zmarnował swojego talentu, nie zaprzepaścił mozliwości, bo znalazł szczęscie i spełnienie.

    Mądra historia z morałem Olga..:) Pozdrawiam serdecznie..:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Stefan dzięki zawirowaniom swego losu odnalazł prawdziwego siebie. Wyszedł ze swej kolczastej skorupki, jak kasztan na jesień. I zalśnił pełnym blaskiem.
      oby nam się wszystkim takie cudowne rzeczy przydarzały i obyśmy doceniali to, co los nam przynosi. Nie marudźmy. Nie marnujmy chwili. Doceniajmy swój los.Przecież nigdy nie wiadomo na co się to wszystko może obrócić...Może być lepiej, ale może i gorzej...
      Ściskam serdecznie!

      Usuń
  8. Każdy nieraz bywa takim Stefanem , dzięki przewrotności losu i kamieniom rzucanym pod nogi zawsze byłam silnym psychicznie człowiekiem , pozorne przeszkody losu przekuwałam w swoje drobne sukcesy , staram się nie miewać słabości ( oprócz lodów ) i nie lubię ludzi z nałogami , którzy własną słabość przekuwają w chorobę .
    Kończę bo zaczyna mnie ponosić .
    Dobranoc Olgo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak przypuszczałam, Ilonko, ze Cię ten temat jakos poruszy. Obie przeszłysmy w życiu przez cięzkie chwile i obie przekułysmy je na dobre dla nas rzeczy.
      Trzymaj się, kochana!
      Niech nas zycie nadal uczy życia a my wychodźmy z tych lekcji z co najmniej czwórkami!:-))
      Ciepłe uściski poranne zasyłam!:-))

      Usuń
    2. Ciepłe uściski się przydają wiosna się skończyła i mróz jest dziś okrutny :)

      Usuń
    3. Ale, na szczęście, słonecznie i energetycznie za oknem. Kurki mimo mrozu baraszkują na trawie uszczęśliwione tym słoneczkiem!:-)

      Usuń
  9. Dzień dobry. tak jak pisaliśmy wcześniej chcemy dołączyć do grona Twoich podglądaczy :)Mamy nadzieję że nasza bezkompromisowość w opiniach i komentarzach nie zmusi Cię z czasem do napisania o nas tego co na swoim blogu napisała jedna z Twoich ,,obserwatorek-komentatorek'' (niektórym nie jest znana delikatność i sztuka dyplomacji) Mamy nadzieję że odrobina realizmu w tym rozlewającym się słodkim sosie będzie dla Ciebie do przyjęcia :)
    Teraz coś a propos bieżącego wpisu. Najbardziej zgadzamy się (na podstawie własnych przeżyć, doświadczeń i przemyśleń) z komentarzem Mar nie chcąc powtarzać, uważamy że nasza droga i drogi którymi kroczymy przez życie tylko pozornie wydaje się nam wyborem. Wielokroć sami czy słuchając relacji innych konkludowaliśmy, a jednak ktoś to zaplanował a nam pozwolił jedynie mieć poczucie trzymania kierownicy w ręku.
    Naszą jedyną rolą jest wsłuchanie się w tego duchowego GPSa i tak na prawdę, sztuka życia i przeżycia,, tak aby nie bolało'' polega na umiejętności wsłuchiwania się i głębokiej wiary, że TEN który nam dał te ,,namiary GPS'' chce tylko naszego dobra
    UFNOŚĆ-WIARA :)
    Serdecznie Was pozdrawiamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witamy Was serdecznie u siebie, Zosiu i Januszu! Bardzo nam miło Was gościć i rozmawiać z Wami w tym internetowym, pełnym chaosu kosmosie, gdzie każdy rozumny, wrażliwy głos jest bezcennym skarbem.
      Nie przepadamy za zbyt słodkimi sosami, ani lukrami rozlewajacymi się po wszystkim tak bardzo, że wręcz zniechęcają do konsumpcji!

      Najbardziej odpowiada nam prosty smak zwykłego chleba, maślanki i wody ze studni.W tym nie ma żadnych udziwnień, przekłamań ani sztucznych dodatków. I takie własnie komentarze - szczere, proste i bezkompromisowe pobudzją zgnuśniały mózg do namysłu a nawet do rewidowania własnych poglądów.Bo tylko pewne zwierzę czterokopytne ich podobno nie zmienia, chociaz ja i w tej kwestii mam wątpliwości...

      A więc przychodźcie tu do nas na chlebowo-maślankowe, domowe dania i przynoście ze sobą swoją otwartość i prostotę. To najlepsze przyprawy, jakie znam!

      A teraz a propos postu o "Panu Stefanie". Chociaz nie jestem osobą wierzącą w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, to jestem kimś mocno (może nawet zbyt mocno)czującym i wierzącym swojej intuicji. Doświadczałam w życiu wielu przedziwnych sytuacji i raptownych odmian losu.I po prostu czuję, że nie działo się to przypadkiem, że chyba tak własnie miało być. Czasami wydaje sie nam, że nie słyszymy naszego wewnętrznego GPS-u, albo przestał on działać. Ale chyba to jest tak mądre ustrojstwo, które wie, kiedy wyłaczyc sie w pozycję "Stand by" by odpocząć i dać nam chwilę do namysłu...

      Zatem podsumowywując - wierzmy, że jednak to wszystko ma jakis sens i dokądś wiedzie. Ufajmy we własne siły i miejmy cierpliwość oraz siłę, by sprostać własnym zamierzeniom oraz wyzwaniom losu. Ufff!

      Uściski serdeczne zasyłam i do napisania!:-))

      Usuń
    2. My nie stawiamy znaku = między wiarą a religijnością dla niektórych te słowa są tożsame. Dla nas nie są to słowa jednoznaczne, powiemy bez zagłębiania się w szczegóły jesteśmy wierzący i mało religijni :)
      Dla drobnego wyjaśnienia, przez dobrze ponad dwadzieścia lat z racji zawodu (Renowatorzy Dzieł Sztuki) pracowaliśmy dla instytucji Kościelnych i t/z hierarchii :)słowo religijne znamy od zakrystii a nie od ołtarza :)
      Pozdrawiamy

      Usuń
    3. A my nawet nie musieliśmy pracować dla instytucji kościelnych, by zrozumieć kto zacz i by pójść w swoją stronę...:-))

      Jesteśmy tolerancyjni dla innych. To znaczy słuchamy tego, co mają do powiedzenia i szanujemy ich za to, że mają własne zdanie i potrafią je jasno wyrazić. I nikogo nie przekreslamy, nie odrzucamy i nie wyśmiewamy, tylko z racji tego, że jest inny, niż pierwej sądziliśmy a co ważniejsze, różni sie w wielu kwestiach od nas. Póki jest wzajemny szacunek, otwartość, brak apodyktyzmu i narzucania swoich pogladów, jest rozmowa i współegzystencja.

      W wielu kwestiach nawet ja i Cezary różnimy się od siebie. Dyskutujemy na te rózniące nas tematy, spieramy sie nawet lecz wiemy, że pod spodem tego wszystkiego zawsze jest i będzie wzajemne uczucie, przyjaźń i tolerancja właśnie oraz nieustanna chęc zrozumienia.

      Nie wyciągamy też pochopnych wniosków na podstawie strzępów informacji, niejasnych domysłów i plotek. Nikogo nie chcemy skrzywdzić swymi osądami. Nikomu nie zamykamy furtki do spokojnej rozmowy...

      Pozdrawiamy serdecznie i cieszymy się, że rozmowa blogowa między nami tak owocnie się zainicjowała...!:-)

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lektura lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost