piątek, 30 listopada 2012

Słoneczne wędrówki po okolicach



   Wczoraj i dzisiaj, korzystając z ostatnich, słonecznych dni przed zapowiadanym nadejściem deszczy i śniegów wybralismy się z Cezarym na przechadzki i przejażdżki po okolicach.
W czwartek testowaliśmy naszego rumaka z napędem na cztery koła, jeżdżąc po wertepach, błotach i pobliskich rzeczułkach. Uwielbiamy takie jazdy jeszcze z Australii a do tej pory nie było tutaj okazji, by sobie tak poszaleć. Nasz siwy konik spisał się naprawdę nieźle, wobec czego mamy nadzieję, że i zimą da radę wjechać pod górę bez ślizgania się i konieczności zakładania znienawidzonych przez nas łańcuchów.

   Dzisiaj, z kolei, bardzo długo wędrowaliśmy sobie kilometrami po wspaniale oświetlonych promieniami słonka wzgórzach, dolinach i polnych drogach. Mieliśmy wiele godzin oddechu od mniejszych i większych trosk pozostawionych za sobą w tyle. Nasze oczy odpoczęły od migotania ekranów komputerów a uszy od nieustannych piań kłotliwych kogutów i wrzasków nie niosących się teraz a wciąż markujących to, kur zielononóżek.
   Nasze nogi obute w niezawodne gumowce bez problemu przemierzały błotniste gościńce i wilgotne paryje. A my, uzbrojeni jak zawsze w aparaty fotograficzne paśliśmy oczy i serca tą wolnością i przestrzenią bez granic!





   Nasza Zuzia była przeszczęśliwa i uganiała się po polach, wypatrując w oddali sarenek, za którymi uwielbia biegać lecz ich nigdy nie dogania. Ma ta psina tyle energii i radości w sobie, że i nam się udziela i czasami biegniemy za nią, nie czując zmęczenia w nogach i troszkę już zaawansowanego wieku na karku. W takich chwilach w uszach świszcze nam wiatr a w oczach błyszczy znów odnaleziona młodość.

   A gdy Zuzi chce się pić albo ochłodzić w wodzie, to dopada byle kałuży czy bajora i pada weń, chłepcząc i rozkoszując się kąpielą.


Nam też  chciało się pić, bośmy się
od tych biegów spocili, aleśmy nic do picia ze sobą nie wzięli, więc musieliśmy się obejść smakiem. Popatrywaliśmy więc tylko z zazdrością na psinę, która sobie nie żałowała!:-))


  A więc znowu przed siebie, bo droga wiodła nas w kolejne nieznane. Mieszkamy na styku dwóch wsi, leżących na Pogórzu Dynowskim - Kosztowej i Drohobyczki. Mnóstwo tu niezamieszkałych, siegających aż po horyzont przestrzeni, lasów bukowych i sosnowych, brzozowych zagajników, bezkresnych ugorów i wytrwale zarastających wszystko chaszczy. Czasami mijaliśmy świeżo zaorane pola, których widok świadczył o tym, że komuś się tu jeszcze chce, na szczęście, dbać o ziemię, uprawiać ją i zasiewać.



   Wchodziliśmy w malownicze, piaskowo-gliniaste jary, które przypominały nam te z okolic nadmorskich - z Karwii i Jastrzębiej Góry. Wyrastały na nich gdzieniegdzie jakieś pnące poziomki czy porosty.





















A znowu potem wspinaliśmy się wytrwale w okolice, gdzie było widać rozległą panoramę na widoczne w oddali domy mieszkalne i zabudowania gospodarcze.

Czasami zatrzymywaliśmy się przy jakiejś brzozie czy buku, by przyjrzeć się im z bliska... Dostrzegaliśmy niekiedy dziwne grzyby, porastające pnie drzew. A raptem zachwycał nas czubek sosny...
 


Zboczywszy z naszej drogi, znaleźliśmy mały, zadbany staw hodowlany , z postawioną obok porządnie wiatą, z huśtawką, pomostem dla rybaków a nawet ze strachem na wróble, strzegącym pilnie tego miejsca.Mógłby ten staw być niezłą atrakcją turystyczną dla Drohobyczki ( w pobliżu jest niewiele zbiorników wodnych), gdyby postawić jakiś drogowskaz doń wiodący. Ale nie było niczego takiego. Pewnie jest to teren prywatny, tylko do użytku dla rodziny i przyjaciół...

  Tropiąc nieznane, wchodziliśmy w tajemnicze dróżki, wiodące nie wiadomo gdzie i naszym oczom ukazywały się opuszczone od chyba bardzo dawna, rozwalające się chatki i rosnące obok w wielkiej obfitości paprykowo czerwone i pomarańczowe miechunki. Udało nam się zajrzeć do środka takiego opustoszałego domostwa i raptem dostrzegliśmy tam dziwną szafkę wbudowaną między cegły... 

   W ciągu dwóch ostatnich dni przemierzyliśmy wiele kilometrów, poznając z niesłabnącą ciekawością tereny otaczające nasz przysiółek. Chyba nigdy nie zwiedzimy tu wszystkiego do końca, co nas bardzo cieszy, bo takie, jak my tygrysy najbardziej właśnie lubią wędrówki w nieznane!

   Tymczasem niebo zaczęło się coraz bardziej chmurzyć a nam w brzuchach coraz bardziej burczeć. Ruszyliśmy więc w drogę powrotną do domu, ale jak zwykle nie wracaliśmy po własnych śladach lecz wędrowaliśmy naokoło graniami i ukrytymi wśród nich ledwie wydeptanymi w trawie ścieżkami albo szerszymi gościńcami...
   A gdy wreszcie zmęczeni, ale bardzo zadowoleni z wyprawy dotarliśmy do domu, posililiśmy się naprędce niezawodnymi w takich momentach, ulubionymi zupkami chińskimi a potem znowu (że też się nam nie znudzi!) wstawiliśmy do gotowania nasz ukochany rosół z kaczki!
   Najedzeni, i o dziwo, nadal pełni energii nakarmiliśmy wygłodniały, jak zwykle, zwierzyniec. Nagotowaliśmy dla nich strawy na jutro. Napaliliśmy w piecu (a Cezary, by mu dobry humor nie minął, zakurzył sobie nawet papieroska!). I oto już wieczór. Odpoczywamy. Ciepło w domu, cicho, bezpiecznie. A na dworze ziąb! Niechybnie od jutra zrobi się znacznie chłodniej, jak prognozuje pani pogodynka oraz nasze koty - piecuchy, które nie chciały, jak to zwykle robią, wyjść po zmroku na nocne łowy i harce.
Chyba idzie zima!





32 komentarze:

  1. Witaj Olgo wieczornie :)
    Piękne macie okolice , te krajobrazy , przestrzeń, Macie gdzie naładować akumulatory :)
    Dzięki za piękną wycieczkę , jak napisałaś że Cezary zakurzył to uśmiechnęłam się pod nosem jak swojsko to brzmi :)
    Miłego wieczoru krajanko dla męża również :))Ilona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Ilonko! To słówko "zakurzyć" przypomniało mi się, gdy poszukiwałam w głowie synonimu słowa palić .I raptem olśnienie, bo istnieje śląskie, swojskie kurzenie!:-)
      A okolice rzeczywiscie są tutaj piękne i jeśli pogoda dopisuje można iść i iść bez końca!
      Dziękujemy za miłe słowa, drogie dziewczę ze Śląska i dobrego wieczoru oboje życzymy!:-)))

      Usuń
  2. Olenko, pisalam kiedys, ze nie tesknie do powrotu do Polski, bo to czy tamto. Jestem mieszczuchem z duzego miasta i wlasnie je mialam na mysli, zaklinajac sie, ze nie wroce.
    Kiedy jednak przypomnialam sobie, ze Polska to rowniez to, o czym wlasnie napisalas, nie jestem juz tak radykalna w osadach.
    Jakos w sercu mnie zaklulo, od nowa zachwycilam sie unikalnym pieknem mojej bylej ojczyzny, zatesknilam "do tych pagorkow lesnych, do tych lak zielonych".
    Chcialam Tobie i Cezaremu goraco podziekowac za te wycieczke do wspomnien...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panterko! Oboje z mężem wzruszyliśmy się, czytajac Twój komentarz. Myśmy przecież też za tym własnie tęsknili, tkwiąc w przepięknym, ale przecież obcym kraju.A tęsknota ma czasem to do siebie, że wszystko w naszych oczach ubarwia,jakoś zniekształca. Lecz nie tym razem!
      Rzeczywiście nigdzie nie pachnie tak, jak tu.Nigdzie człowiek nie czuje się tak swojsko.
      A wędrując tak, zapomina się o całym świecie. Cywilizacja, jej problemy, jej troski i lęki są daleko, daleko a człowiek po prostu idzie przed siebie i ...cieszy się, że żyje!
      Panterko - odetchnij kiedyś Polską na nowo!:-))

      Usuń
    2. Nie wiem, czy bedzie mi dane, bo mimo wszystko wiecej laczy mnie z terazniejszoscia, tu jest moja rodzina, moje miejsce i poczucie bezpieczenstwa. Smutne to i bolesne, ale prawdziwe.
      Ja tez sie wzruszylam, na bardzo mokro.

      Usuń
    3. Dziewczyno kochana! Wszystko jest przecież w tym życiu mozliwe, póki się ma marzenia i póki sie chce coś jeszcze człowiekowi ze sobą zrobić. Nie trzeba się przeprowadzać na stałe, by poczuć tę swojskość i sielskość. Istnieją jeszcze wakacje, urlopy i związane z tym możliwosci.Niemcy leżą bardzo blisko przecież od naszych łąk zielonych...
      A rozdarcie duszy emigranta, to uczucie, którego się doświadcza, będąc i tu i za granicą. Wiemy coś o tym, bo chociaż jesteśmy tu, to czasami znowu bolesnie tęsknimy za Australią.Tak źle i tak niedobrze! A podróz do AU to kilkadziesiąt godzin katorgi w kilku samolotach oraz bajońsko drogie bilety lotnicze. Nie tak łatwo by się nam było teraz przemieszczać w tę i wewtę, niestety...
      Wypadałoby się chyba przepołowić albo sklonować a potem osiedlić te swoje klony tu i tam jednocześnie!:-)

      Usuń
    4. Dobrze, ze chociaz nasze dzieci nie maja takich dylematow, one sa juz tutejsze. Taaa, zycie duchowe emigranta nie jest latwe.

      Usuń
    5. Masz rację! Dzieci urodzone za granicą albo przeprowadzone tam w dzieciństwie czują się już stamtąd. To z jednej strony dobrze, ale z drugiej nie bardzo. Ciężko się czasami z nimi porozumieć, jeśli człowiek opowiada o czymś, co oczywiste dla nas, dorastających tutaj. O smaku pomarańczy z dzieciństwa, o zapachu choinki w domu, o wypadach na jabłka do dzikiego sadu, o elementarzu Falskiego...Ech, dużo tych migawek w pamięci siedzi...

      Usuń
    6. Elemantarz Falskiego mam tu ze soba, bede uczyc z niego wnuki, jesli sie doczekam, bo te moje bestie nie chca sie rozmnazac. Ja w ich wieku...
      ;))

      Usuń
    7. Dzisiaj dzieciom nie w głowie własne dzieci ani nawet stałe związki.Na wszystko mają czas. I podśmiechują się z nagabywań mamuś o jakoweś wnuczęta.Zabawa, praca, towarzystwo, pasje, znowu praca, domku pielęgnowanie i wieczne urządzanie. I gdzie tu czas na dzieci, co to tyle uwagi potrzebują i tak pięknie w tych wypielęgnowanych mieszkankach śmiecą?!
      Ech, świat naszych dzieci to inna planeta troszkę!
      My, w ich wieku...Ho,ho i jeszcze trochę!:-))
      Dobrej nocy Panterko! Niech Ci się dzisiaj rozsłonecznione łąki przyśnią!:-)

      Usuń
    8. Ale tylko te polskie!
      Dobrej nocki Wam zycze i wspanialych kolorowych snow.

      Usuń
    9. Cosik mi się śniło, ale nie pomnę co!? Spałam, w każdym razie dłużej i mocniej, niż ostatnimi czasy. Widzisz, jak dobrze robią na sen takie długie spacery?A nasze łąki dzisiaj delikatnym snieżkiem pokryte. Czyli prognozy się sprawdziły.
      Dzień dobry, Panterko!:-)

      Usuń
  3. Przy ostatnim zdjęciu, wyrwało mi się wielkie achch! Jeżeli to Wasz dom, to nie dziwię się, że tęskniliście za takim miejscem ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magduś! Ten dom na ostatnim zdjęciu, leży tylko po drodze do naszego domu! Ten akurat jest zamieszkały, ale w pobliżu jest mnóstwo pięknych a opuszczonych chatek. I drogi do nich prawie zarośnięte, "sennym bluszczem owinięte...". A napotkani staruszkowie opowiadają z goryczą, jak gromadnie, pracowicie i wesoło tu niegdyś bywało!Cóż, takie czasy wyludnienia na wsiach polskich teraz nastały...

      Tereny wokół mamy właśnie takie, jak widać na zdjęciach. Pola, wzgórza,łąki, dzikie sady, lasy i zagajniki. No i ten najukochańszy przez nas bezkres!:-)

      Usuń
  4. Ale tam u Was jest pięknie. Jak ja tęsknię do takich krajobrazów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem dziewczyna z Górnego Śląska, z dużego miasta a więc w całkiem innych krajobrazach niż te dorastałam. Też majacych swój urok, też pełnych lasów, parków i łąk, które się za miastem ciągnęły. Ale inaczej tam pachniało i takich przestrzeni, zapierających dech w piersiach tam nie było.Tym niemniej krainę dzieciństwa zawsze wspominam z nostalgią...:-)

      Usuń
  5. Ło matuchno ależ piknie :)
    A ja na swoim blogu jakiś czas temu pisałam że jesień jest brzydka ... pomyliłam się.
    Pozdrawiam z południa
    Ps. Moje kociska tez przy piecu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko zależy od słonka. Jak ono nam łaskawie swą buzię pokaże, to zaraz robi sie weselej, kolorowiej, pogodniej dokoła i w duszy. A jak w duszy pogoda, to wszystko nabiera ciepłych barw. Nawet listopad!
      A ja się dogrzewam przy gorącym kaloryferze, jak moje koty. I im i mnie chyba łapki zmarzły...
      Ciepłe pozdowienia z południowego wschodu zasyłam!:-)

      Usuń
  6. Cudny spacer, cudne chwile ...znowu zrobiłaś sielski nastrój :)
    Czasami też robimy sobie takie wyprawy po naszej okolicy, górki, pagórki, ścieżki i bezdroża :))
    Mamy taką "swoją" wieżę na szczycie jednej z gór, skąd rozciąga się widok na całą okolicę, cisza, ze aż w uszach dzwoni, nikt tam nie chodzi, można się spokojnie ...zresetować...:)
    Najważniejsze chyba jest, aby to czasami robić, zapomnieć o wszystkim, być razem, cieszyć się życiem ...:)
    Fajnie, że o tym pamiętacie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magio droga! Czasami tak bardzo pamiętamy o cieszeniu się życiem i takich, jak te spacerach, że aż zapominamy o zaległościach do zrobienia w domu i w obejściu.I one sobie cierpliwie czekają, kurzem obrastając aż się leniwi gospodarze na takich jak te wędrówkach wyszumią i nowej energii do działania nabiorą!:-))
      Jak dobrze Magio, że masz swoją wieżę i swoje bezdroża. Te bezdroża, ta cisza łąk i pełen mocy poszum wiatru to nasza siła i radość naczystsza!:-)

      Usuń
  7. Boszzzeee...jak tam u was sielsko anielsko!!! A czy te zadaszone patio nad stawem to też wasze? Czy to moze jezioro jest i mozna sie latem kapać. jak można się kąpać to prosze mi tam ładnej chałupki poszukać na wakacyjne wyjazdy..:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sielsko anielsko jest, gdy tak ładnie słoneczko przyświeca. dzisiaj już snieżek na polach!
      A z tym stawem...to jak niżej!
      Pozdrowionka poranne zasyłam!:-))

      Usuń
  8. ależ sierota ze mnie, teraz doczytałam, ze to staw rybny....sie zapatrzyłam w te zdjecia jak sroka..:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się wczoraj na ten staw z przyjemnością gapiliśmy i chodziliśmy wokół, dziwiąc się, kto sobie coś takiego zrobił i kiedy ten ktoś tam przybywa, by z uroków owego zbiornika wodnego korzystać? Nie brak na tym świecie tajemniczych, majętnych osobników, co to coś mają a czasem nawet z tego nie korzystają, bo się im już przejadło!
      Uśmiech poranny zasyłamy na dobry poczatek dnia!:-)

      Usuń
  9. Dziękuję za ten długi i piękny spacer po Waszych okolicach. Był mi bardzo potrzebne, odpoczęłam i zregenerowałam się psychicznie:) Gdyby jeszcze tak dostać miseczkę tego słynnego rosołu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki rosół gotuje sie paktycznie sam - ot, bierze się kaczy korpus i na małym ogniu się go trzyma ze dwie godzinki. Potem jarzynki, przyprawy. Mija następna godzina i rosół gotowy!
      A dzisiaj u nas na dworze już nie spacerowo - bo zimno i chłodno. dziś to tylko w domu siedzieć i rzeczonym rosołem się objadać!:-)

      Usuń
    2. Za to właśnie kocham rosół, bo on sam się gotuje i zawsze świetnie smakuje. W dzieciństwie mi się rosoły przejadły, choć były pyszne. Teraz jemy je rzadziej i może dlatego tak smakują. Pozdrawiam

      Usuń
    3. A z rosołu, który zostanie na następny dzień zawsze mozna wykombinować nową zupę. U nas w związku z tym dzisiaj znowu grzybowa - wice królowa zup!
      Pozdrowienia niedzielne!:-)

      Usuń
  10. Wspaniały spacer! Mnie ostatnio brakuje dnia na długie wędrówki, wracam z pracy po zmroku. Pozostaje sobota, niedziela - na spacer z psami lub konną przejażdżkę. Terenów wspaniałych cokolwiek Wam zazdroszczę. No i ten słynny rosół! Ech! :)

    Uściski.

    JolkaM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja Ci zazdroszczę konnych przejażdżek! Nigdy w życiu nie jechałam na koniu a wydaje mi się, że to musi być cudowne, nieporównywalne do niczego innego uczucie. Tak pędzić przed siebie jak wicher, tworząc jedność z tym pięknym, szlachetnym zwierzęciem...
      Ech!:)
      Uśmiech rozmarzony na dobranoc zasyłam!:-))

      Usuń
  11. Odpowiedzi
    1. Ja też tęsknię za niektórymi miejscami, w których tak dawno nie byłam...

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieśni pieśń piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost