piątek, 9 listopada 2012

Sekret naszego domu. Cz.2 - "Opowieść o Staszku"







   - Staszek był chorym, bezradnym życiowo człowiekiem – opowiadała dalej sąsiadka

 - Odkąd umarli mu rodzice przez wiele lat mieszkał tu zupełnie sam, za towarzystwo mając tylko kota przybłędę i kolesiów od wódki. A ci naciągali biednego Stasia na co tylko się dało, wykorzystując go bez żadnej przyzwoitości. Wyprzedawał więc pomału wszystko, co miał. A w domu i w obejściu, w ostatnich latach, nie robił nic – dodała rozglądając się z troską po kątach naszego domu.

I my rozejrzeliśmy się wokół po raz nie wiadomo, który, wzdychając ciężko. W chwili, gdy się tu wprowadzaliśmy poza zepsutą lodówką, starą kuchenką gazową, kilkoma meblami i świętymi obrazami na ścianach nie znaleźliśmy wiele więcej.

- To, czego Staszek nie sprzedał, rozdrapali jego spadkobiercy. Ci Iksińscy, od których ten dom kupiliście – w tonie jej głosu pojawiło się dziwne rozdrażnienie – A żebyście widzieli, jak podstępnie wkradali się w jego łaski! Jak go omotywali na spadek licząc? A przecież to tylko dziesiąta woda po kisielu! Prawie żadna rodzina!

Sąsiadka zamilkła raptem tak, jakby chciała coś jeszcze dodać, coś, co cisnęło jej się na usta, ale w porę się powstrzymała. Widać było w jej oczach ogrom obudzonych na nowo emocji, związanych z tamtymi latami.

- Przychodził do nas często. Głodny, brudny, pijany. Jeść mu dawałam, ciuchy do prania zabierałam, do głowy mu wbijałam żeby się opamiętał, żeby przestał pić i zadawać się z tymi ludźmi…  Ale gdzież tam! Nie posłuchał! Chory był i naiwny jak dziecko… - powiedziała z żalem i nieznaczną jakby pretensją w głosie

- Chorował na depresję i się nie leczył, prawda? - zapytałam (sama domyślałam się tego od jakiegoś czasu, bo w szufladach kuchennych znalazłam mnóstwo niezrealizowanych recept na środki psychotropowe).

- To z tej samotności i pijaństwa tak mu na głowę padło – ciągnęła dalej sąsiadka, rozsiadając się wygodniej na zielono wyściełanym krześle po Stasiu

- A szkoda człowieka, bo mądry był i pamięć do dat i liczb miał nadzwyczajną. Lubił czytać. Zbierał ciekawe wycinki z gazet. I jak czasem coś tak mądrze powiedział, to ludziskom szczęki opadały! - uśmiechnęła się na wspomnienie tego i widać było, że musiała kiedyś lubić po swojemu tego biednego Staszka.
A mnie się znowu skojarzyło, że podczas sprzątania kredensu natrafiłam na mnóstwo zeszytów z wklejonymi tam zdjęciami z czasopism przyrodniczych i podróżniczych. Był też słownik ortograficzny. Kilka rozlatujących się książek J. Verne’a i równie zdezelowany „Pan Wołodyjowski”... Tyle po ludziach zostaje. Jakieś tropy, strzępy, fragmenty cudzej pamięci…

- A jakie tu kiedyś wielkie gospodarstwo było! Największe chyba w okolicy! Krowy, konie, świnie, wozy, traktor nowiuśki, kilkanaście hektarów zbóż i ziemniaków, lasy ogromne. Rodzice Staszka bardzo pracowici byli. Nic więcej z tego życia nie mieli tylko tę pracę i pracę. A on roztrwonił to wszystko, przepił i już… - znów zamilkła i zapatrzyła się w ciemniejące w wieczornym zmierzchu za oknem kontury stodoły i budynków gospodarczych.

- Ja już będę musiała lecieć, bo mój mąż będzie się o mnie martwił! – zerwała się naraz z miejsca i chciała natychmiast ruszyć do wyjścia.

- Posiedź jeszcze Wandziu! Prosimy serdecznie! Tak miło się rozmawia przecież. Niedaleko masz do domu, to się Twój Władek na pewno nie martwi. Wie przecież gdzie poszłaś - zakrzyknęliśmy oboje, usadzając ją znowu na krześle. Nie bardzo protestowała przeciw temu, wiec pewnie ta jej nagła chęć wyjścia była tylko ot tak - pro forma…
 Nawiasem mówiąc, Władyś to był ów mocarny mężczyzna, który pomógł nam pierwszego dnia wnieść nasz materac do domu. Nie wyglądał nam wówczas na człowieka, który martwiłby się z lada powodu. Zresztą przy bliższym poznaniu zyskiwał jeszcze więcej. Spokojny, grzeczny, opanowany i ujmująco skromny…Zresztą to opowieść na całkiem inną historię!
Wróćmy, więc do tamtego wieczoru i pierwszej z wielu, jakie jeszcze przyszło nam odbyć, rozmowy o nieszczęsnym Stasiu.

- A czemu był sam? Czemu się nie ożenił? - zapytałam o sprawy zasadnicze, jak to kobiety zazwyczaj czynią!

- Miał kiedyś dziewczynę. W młodości. Matka mu ją z głowy wybiła. Zakazała spotykania się z nią. Niby, że on bogaty a tamta biedna. Posłuchał, bo go wydziedziczeniem straszyła. Rodzice strasznie nim rządzili i za nic go mieli. A przecież odkąd im pierwszy, kaleki synek umarł tylko Staszek im został! Też zresztą pokręcony taki, po źle leczonej w dzieciństwie krzywicy. Kto miał wtedy czas na zajmowanie się dzieciakiem... 
   Kobieta wróciła myślami do tamtych dawnych lat i nagle wykrzykneła, przypomniawszy sobie wyraźnie jakiś obrazek z przeszłości
- Czego ja się tu napatrzyłam! Jak oni to dziecko traktowali. Zawsze zabierali go ze sobą na pole, bo w domu nie miał się kto malcem zając. I razu pewnego idę ja na grzyby i widzę, jak ten dzieciak zanosi się strasznym płaczem, siedząc na barana u ojca, a matka, ta jędza z piekła rodem, idzie za nimi i dźga go widłami od siana żeby płakać przestał! No moi Państwo kochani! Jak tak można z dzieckiem robić?! 

 Wandzia kipiała wprost z oburzenia i przeżywała tamtą scenę tak wyraźnie, jak gdyby widziała to przed chwilą...

 - A  i jak dorósł wcale lepiej nie było - dodała 
-  Niekiedy mu wmawiali, że jak umrą to on ich wielkie bogactwa odziedziczy. Wielki pan będzie, co to wybierze sobie dziewuchę, jaką tylko będzie chciał . Krzyki do nas czasami dochodziły, jakie na syna urządzali. A on cichy i posłuszny robił tylko, co mu kazali – odpowiadała Wandzia, kiwając głową ze współczuciem.

- I tak na tym wyszedł! - westchnęłam, próbując wyobrazić sobie smutne życie tego człowieka, jego zahukanie a potem samotność w tym wielkim domu, który wcale mu szczęścia i bogactwa nie przysporzył.

- To i nie dziwota, że zwariował w końcu chłopak - mówiła znów sąsiadka 
-  Jakieś omamy miał. Jakieś plany dziwne sobie roił i ludziom o tym opowiadał. Na pośmiewisko tylko! Biegał czasem zimą po polu, w koszuli tylko i krzyczał coś, sam do siebie i do tych ptaków chyba na niebie. Sąsiadów straszył, gdy nocą nagle taki podniecony, pijany, półnagi do okien pukał a i niekiedy te okna kamieniami wybijał. Czasem naprawdę strach było go do domu wpuścić…

 -A żal było człowieka… - wspominała dalej kobieta, energicznie mieszając cukier w kolejnej herbacie, którą jej zaparzyłam.
- A byli tacy, co głupoty o nim opowiadali, że chłopców bardziej woli, że po lesie gdzieś się z nimi, nie wiadomo po co włóczy. Że im wódkę stawia a oni z nim… potem wiadomo, co robią! Ale ja tam w takie plotki nie wierzę! - żachnęła się sąsiadka, patrząc z mieszaniną wstydu i oburzenia w nasze oczy

- Oj, nie miał on przyjaciół a i dalsza rodzina nie bardzo o niego dbała. Na dodatek pieniądze po rodzicach się skończyły a on nie robił nic, by gospodarstwo przynosiło jakiś dochód. Aż wreszcie ktoś mu pomógł o rentę się wystarać, z racji tej jego depresji. I wyobraźcie sobie, że ledwo tę rentę dostał, to za parę dni już go na świecie nie było! - wykrzyknęła niepogodzona wciąż z tym trudnym do pojęcia faktem Wandzia

- Powiesił się! - dopowiedziałam cicho, patrząc w napięciu w jej rozgorzałe uczuciami oczy

- Tak, powiesił. Na Waszym strychu! A mój Władyś go po paru dniach tam znalazł, drzwi wyważając….





Ciąg dalszy nastąpi…

30 komentarzy:

  1. Olgo smutna historia , i znów czekać miej litość :)
    Pozdrawiam serdecznie Ilona

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurczę, dojrzałam, że jest cd., ale zostawię sobie na wieczór, kiedy to już wrócę do domu i będę mogła spokojnie przeczytać. Aaa! Wytrzymam, wytrzymam, wytrzymam... Pozdrawiam. :)

    JolkaM

    A jakie piękne zwierzęta zarejestrowały się u Amisi, ho, ho! Rudzielce zwłaszcza mnie urzekły, zresztą już wcześniej, gdy tylko dojrzałam ich fotkę na blogu. :) Piękne!

    J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dumna jestem z moich zwierzaków! Fotogeniczne są - trzeba przyznać! Ale przede wszystkim - kochane bardzo!

      Pozdrowienia!

      Usuń
  3. Bardzo smutna historia. Jak wielki wplyw maja rodzice na cale zycie dziecka, potem doroslego czlowieka. Wiem cos o tym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Pantero - zniszczyli mu życie. Wciąz próbuję dowiedzieć się od sąsiadów więcej na ten temat. Dlaczego tak było? Skąd tyle bezduszności i okrucieństwa w tych ludziach...? W ludziach, którzy powinni kochać, a nie potrafią, lub kochaniem swoim dziwnym zabijają...

      Usuń
  4. Jaka to smutna historia. Miej litosc. Nastepnym razem napisz troszke wiecej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, że miał takie smutne życie. E, takiego ducha to bym się nie bała. Że też rodzice potrafią tak dziecku życie zmarnować, to mi trudno zrozumieć.
    Czekam na dalsze losy Waszego domu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda Staszka, oj, bardzo szkoda...Już wkrótce dalszy ciąg tej smutnej historii.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Smutna historia, ale bac nie ma się czego....On będzie waszym dobrym duszkiem..;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może tak, może nie...Nadal wsłuchuję się w szepty domu, chcąc zrozumieć ich treść...

      Usuń
  7. Ojeju, aż niemal dostrzegłam go na tym strychu, tego Staszka... Ale to nie ten strych przecież! Poniosło mnie.
    Czy to Ty, Olgo, tak ładnie zająć umiesz, rozbudzić wyobraźnię, zaciekawić i pozostawić w kulminacyjnym momencie? Czy może Cezary? :)

    Pozdrawiam serdecznie z góry mapy. :)

    JolkaM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisać lubimy oboje z Czezarym, ale historię Staszka piszę ja, a Cezary mi dzielnie kibicuje!

      Pozdrowienia z krańca Polski!

      Usuń
  8. Bardzo smutna opowiesc, a w dodatku prawdziwa. Czasami najblizsza rodzina moze skrzywdzic najbardziej.Postawa rodzicow Staszka straszna i okrutna, a z waszego opisu wynika ze i dalsza rodzina wcale nie byla lepsza.
    Wy, Olu jestescie dobrymi ludzmi wiec nie macie czego obawiac sie, mieszkajac w tym domu.
    Z opowiesci sasiadki wynika, ze Staszek byl dobrym czlowiekiem tylko bardzo zagubionym.
    Z niecierpliwoscia czekam na ciag dalszy opowiesci.
    Serdecznosci:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staszek urodził się nie w tym miejscu i nie o tej porze, gdzie powinien. Coś, jak Janko Muzykant, którego talent zmarnowano, zabito...Kto wie kim byłby Staszek, gdyby urodził sie w domu dobrych, mądrych ludzi, którzy wiedzą co ważne i jak dziecku pomóc a nie skrzydła mu podcinać!
      Szkoda Staszka, bo odszedł i nic mu życia nie wróci! Ale mam nadzieję, że żyje chociaz trochę w tych moich opowieściach.I może czyta mi je zza ramienia...?

      Usuń
    2. Wiesz Olu, rowniez pomyslalam o Janku Muzykancie.
      Moze nie czyta zza Twojego ramienia, ale gdzies tam siedzi na chmurce i usmiecha sie do Was, dziekujac za opowiesc o nim.

      Usuń
    3. Teraz mógłby tu nawet przyjść i przywitać się....Już mi lęki mineły!

      Usuń
  9. Smutna opowieść ,też myślę że krzywda wam się tam nie stanie,biedny Staszek :(
    Czekam na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żadna krzywda nam się właściwie dotąd nie stała, to i chyba nie stanie!

      Pozdrawiam!

      Usuń
  10. Bardzo smutna opowieść, ale życiowa. Taki los rodzice swojemu dziecku zgotowali.
    Zapraszam jutro do siebie, bo będę o Was wspominać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję Aniu, Ty wiesz za co!:)))

      Pozdrowienia serdeczne!

      Usuń
  11. Wzruszyła mnie historia Staszka. I tak myślę, że on był dobrym i bardzo nieszczęśliwym człowiekiem.
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo smutne i samotne miał życie ten Staszek, i odszedł też sam. Takie duchy nie straszą

    OdpowiedzUsuń
  13. Prawie każda wieś ma swojego Staszka ...
    Psalm Nowaka z dedykacją dla Waszego

    "Chcę być pomylony

    Chcę być pomylony.
    Pomyleni mają w głowie słoneczko.

    Chcę być pomylony.
    Pomyleni wiedzą, gdzie jest Bóg.
    Pomyleni chodzą pełni snu.
    Pomyleni mają inne ptaki, inne ryby.

    Chcę być pomylony.
    Pomyleni nie boją się ludzi.

    Chcę być pomylony.
    Pomyleni nie dają się głaskać.
    Pomyleni to są świeccy święci.
    Pomyleni błogosławią chleb.

    Pomyleni chodzą zanurzeni w wodzie.
    Pomyleni nie płaczą nad sobą.
    Pomyleni żyją poza sobą.

    Chcę być pomylony.
    Pomyleni wyplatają kosze.

    Chcę być pomylony.
    Pomyleni wyplatają sieci.
    Pomyleni drażą w drewnie czółna.
    Pomyleni ujeżdżają wody.

    Zastawiają sieci.
    Wyciągają z wody ryby.
    Napełniają rybą kosze.
    Pomyleni niosą chleb ze wzgórz.

    Chcę być pomylony.
    Pomyleni dzielą chleb i rybę.

    Chcę być pomylony.
    Pomyleni zbierają okruchy.
    Pomyleni przychodzą do Boga.
    Pomyleni odchodzą od Boga.

    Chcę być pomylony.
    Pomyleni tkają sobą niewidzialne sukno.

    Chcę być pomylony.
    Pomyleni zaścielają suknem wszystkie ścieżki.
    Najciszej prowadzą nas suknem.
    Zostawiają nas na suknie ścieżek.

    Chcę być pomylony.
    Pomyleni wiodą suknem Boga.

    Chcę być pomylony.
    Pomyleni ukrzyżowali siebie.
    Pomyleni zostawiają nas Bogu.
    Pomyleni odchodzą samotni."

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo przejmujący wiersz...Dziękuję Ci za jego tu zamieszczenie.Przeczytałam go kilkakrotnie i myślę, że nie byłoby tak źle być pomylonym, gdyby nie fakt, że wiąże sie z tym tyle bólu, ranionej wciąż wrażliwosci i zuepełnego niezrozumienia u bliźnich...Może kiedyś, w czasach prasłowiańskich doceniano a nawet szanowano bardziej takich odmieńców, bo widziano w nich oświeconych wiedzą, mających kontakt z bogami. W naszych czasach inność sie wyszydza i depcze. A więc pomyleni wciąż trwają i odchodzą samotni...
    Acha, jeszcze jedno - Staszkowie żyją także w miastach. Czy jest im tam łatwiej, niż tym na wsiach...? Chyba wszędzie są tak samo ukrzyżowani....

    OdpowiedzUsuń
  15. Czekam na więcej ciekawych informacji.

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lektura lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost