wtorek, 29 grudnia 2015

Poranne zdarzenia...





   Następnego ranka Hanna schodząc po schodach z dzieckiem na rękach zastała taką oto scenę w głównej izbie gospody:
   Niemożliwie umorusana sadzami Basia usiłowała rozpalić w kominku. Kominek jednak odmawiał współpracy z uwagi na zapchany komin, którego Jan wciąż nie miał czasu porządnie wyczyścić. Biedna Basia dmuchała, grzebała pogrzebaczem i dokładała nowych gazet a Andzia otwierała na przestrzał drzwi i okna, by jakoś wywietrzyć zadymione pomieszczenie. Dzięki temu mroźny wiatr swobodnie szalał wewnątrz nawiewając śnieg i ostatnie, dębowe liście. Dostrzegając Gospodynię kobiety zawstydziły się i zaczęły wołać jedna przez drugą:

- Hanusiu! Chciałyśmy pomóc, rozgrzać izbę zanim wstaniecie a tylko narobiłyśmy bałaganu. Schowaj się na razie z dzieckiem, bo się jeszcze przeziębi. My tu postaramy się wszystko szybko ogarnąć i wtedy was zawołamy!

- Ależ zostawcie to, proszę! Zaraz przyjdzie tutaj mój mąż i rozpali! Nie kłopoczcie się tym, kochane! Chodźcie ze mną na górę, bo tu zamarzniecie na kość! I proszę, bez żadnych sprzeciwów!– odrzekła zdecydowanym głosem Gospodyni, lecz w jej oczach tańczyły iskierki rozbawienia a na ustach błąkał się z trudem powstrzymywany uśmieszek. Zakłopotane wędrowniczki porzuciły z ulgą swe jałowe zajęcia i posłusznie poszły za Hanną. Na schodach minął je biegnący z rozwianym włosem Jan, któremu wstyd się zrobiło, że zaspał i naraził gości na problemy.

- Witajcie Andziu i Basiu! Czuję, że miałyście już do czynienia z naszym domowym potworem – kominkiem. Ileż ja się z nim już namęczyłem! Zawsze wszystko chcę zrobić sam, ale jak widać nie bardzo mi to wychodzi. Najlepiej wobec tego będzie, jeśli od razu polecę po kominiarza. Bo bez specjalnej, kominiarskiej szczotki wiele tutaj nie poradzę! – zawołał w przelocie i ubrawszy ciepłą kapotę oraz grube walonki wybiegł z gospody wydeptując w świeżym, nocnym śniegu głęboki ślad.

- I oto zostałyśmy w kobiecym towarzystwie! Janowi cała operacja zabierze pewnie parę godzin – odezwała się nagle wróżka Konstancja, która ocierając zaspane oczęta zeskoczyła ze swej fotografii i bezszelestnie dołączyła do reszty pań.
- Może to i dobrze, bo będziemy mogły sobie trochę poplotkować i parę ważnych rzeczy omówić! – zachichotała, puszczając oko do Andzi i Basi a następnie budząc w nich lekkie zdumienie niczym bańka mydlana uniosła się w powietrze i pierwsza weszła, czy raczej wpłynęła do saloniku na pięterku, ku któremu wiodła ich Hanna.

- Zaraz przyjdziemy do was, tylko najpierw musimy wstąpić do łazienki! Obie wyglądamy okropnie – zaśmiała się Andzia, dostrzegając po drodze swe umorusane odbicie w wiszącym w przedpokoju starym zwierciadle.

   Salonik! ( och, to stanowczo zbyt duże słowo na określenie tej małej, lecz przytulnej izdebki ) powitał ich przyjemnym ciepłem oraz zapachem sosny, z której wykonane były wszystkie stojące tam mebelki.  Zasłonki w różyczki upięte drewnianymi klamrami w kształcie liści ozdabiały oszronione okienka. Pod oknem stała komoda obok kredens a naprzeciw wygodna, wyściełana baranią skórą sofa, dwa zgrabne foteliki oraz przykryty kremowym obrusikiem stolik. Na ten widok Konstancja klasnęła w dłonie a wówczas kredens otworzył się i wyskoczyła z niego taca z samowarem babci Adelajdy oraz z jej ulubionymi filiżankami. Zaraz potem z szuflady wyfrunęły łyżeczki i puszka z pachnącymi anyżowo kruchymi ciasteczkami . Dołączyła do nich także salaterka pełna wiśniowych konfitur. Przez chwilę trwał ponad sofą i fotelami majestatyczny walc wszystkich naczyń i sztućców. A wreszcie na znak wróżki filiżanki niby kolorowe gołębie usiadły sobie na stoliczku i tam grzecznie znieruchomiały. Tylko łyżeczki wciąż cichutko podzwaniały jakąś starą melodyjkę a z samowara wydobywały się wonne, taneczne obłoczki pary.

- Wróżko, dziękuję Ci! Pomyślałaś o wszystkim! Przecież ja właśnie martwiłam się, czymże mam tu przyjąć gości! – wyszeptała Hanna na widok tych wszystkich cudów.

- Ty w ogóle lubisz, złociutka moja zamartwiać się i za mocno wszystko przeżywać, komplikować, rozpamiętywać. Niepotrzebnie! Przecież życie może być jasne i piękne, o ile popatrzy się na rzeczy prosto i ma się przy sobie dobrego anioła albo jak w Twoim przypadku - wróżkę!  - uśmiechnęła się Konstancja i ucałowawszy serdecznie Gospodynię wzięła od niej Zosieńkę, która bardzo chciała dotknąć srebrzystych loczków staruszki i od dłuższej już chwili mocno wyciągała w jej stronę rączki.

- Nalej nam wszystkim herbatki, bo mamy z Tobą do pogadania! – sapnęła, gdy tylko Basia i Andzia umyte i odświeżone wróciły z łazienki.

- No właśnie! Już wczoraj miałam zapytać, co to za dziwne sekrety, ale tak szybko pouciekałyście do spania, że nie zdążyłam! – Hanna podała swym gościom filiżanki z gorącym, bursztynowym płynem a potem podwijając pod siebie stopy usiadła wygodnie na sofie i spojrzała wyczekująco na tajemniczo uśmiechnięte kobiety.

- Otóż jakiś czas temu postanowiłyśmy z Eulalią tchnąć trochę nowej radości w miasteczko i sprawić by wszyscy przyjaciele oraz dobrzy znajomi mogli się spotkać w miłej atmosferze i pobawić w twojej gospodzie  – wyjaśniła uroczystym tonem wróżka, kiedy tylko zabawiająca się jej włosami Zosieńka skupiła się na srebrnych guzikach w kształcie gwiazdek, którymi przyozdobione były mankiety eleganckiej bluzki staruszki.

- Wymyśliłyśmy, że zorganizujemy wspaniały bal na powitanie zimy! A te oto uzdolnione wędrowniczki wyraziły gotowość pomocy w tym chwalebnym zamiarze! – dokończyła szybko Konstancja i lekko się stropiła, bowiem po usłyszeniu powyższej, jakże pogodnej wszakże nowiny mina Hanny była mocno nieodgadniona.

- Bal? – zmarszczyła brwi Hanna – Jakże to bal?! Przecież nie zdążyłam nawet do końca opłakać odejścia drwala Bartłomieja i mojej najlepszej przyjaciółki Katarzyny Szydełko, a tu mam się jak gdyby nigdy nic bawić? A przecież oni właśnie na naszym jesiennym balu się poznali i pokochali a teraz, teraz ich nie ma… –  w oczach Gospodyni zalśniły łzy, głos się załamał a nie znające tej miłosnej historii Andzia i Basia spojrzały na siebie zakłopotane i nie wiedziały, co mają ze sobą w tej sytuacji począć.

- No właśnie! To cała Ty, Hanusiu! Już pora przeboleć pewne sprawy. Stało się i nie odstanie. Życie toczy się dalej. A w ogóle to nie rozumiem, dlaczego ty po nich płaczesz, skoro tym dwojgu jest teraz tak dobrze, jak nigdy nie było! – odrzekła urażona nieco Konstancja i zamachała nerwowo stopą odzianą w trzewik z długim czubkiem.

- Andziu! Tyś z nas wszystkich najmłodsza i najsprawniejsza a ja, gdy się irytuję wyraźniej niż zazwyczaj czuję swój reumatyzm. Czy byłabyś taka uprzejma i pobiegła na dół, aby zdjąć ze ściany tę kolorową fotografię, na której widać urodziwą tancerkę z brodatym tancerzem? Przynieś nam ją tutaj, kochanieńka!  - poprosiła wróżka.
- Ta uparta jak osioł Hanka zmusza mnie do czegoś, czego wcale nie planowałam zrobić! – dodała, wzruszając ramionami i ciężko wzdychając.

Andzia o nic nie pytając pobiegła szybko niczym strzała i już po chwili lekko dysząc stanęła na progu saloniku dzierżąc przed sobą oprawioną w lipową ramkę wiadomą fotografię.

- Haniu! Proszę, weź tę fotografię i popatrz na nią uważnie. Nic nie mów, tylko patrz. Twoje serce odczyta w niej to, co jest ci do uspokojenia potrzebne! – nakazała staruszka a Gospodyni położyła sobie na kolanach obrazek przedstawiający roztańczonych Katarzynę i Bartłomieja i wpatrzyła się weń tak intensywnie, jak tylko potrafiła. 
 - Tyle razy już na nich patrzyłam przecież. Cóż takiego miałoby się teraz stać? – rozmyślała a wówczas łza żalu i tęsknoty potoczyła się po jej policzku a potem spadła na złączone na zdjęciu dłonie drwala i Kasi. I wówczas stało się coś dziwnego. Te dłonie wyciągnęły się ku niej, chwyciły ją za ręce i po chwili Hanna niczym listek na wodzie płynęła przez wiry kolorowych splotów bezczasu, mocno ciągnięta przez swych ukochanych przyjaciół. Zakręciło jej się od tego w głowie. Poczuła się jak na dziecięcej karuzeli. Prądy wspaniałych, nieznanych barw i ciepłych strumieni uczuć otaczały ją i kołysały niczym na wzburzonym oceanie. Zalękniona musiała czym prędzej wstrzymać oddech i przymknąć oczy.
   Jednak te dziwne, niepokojące stany trwały tylko przez chwilę. Kiedy rozejrzała się wokół zobaczyła letni, czerwcowy pejzaż ubranych w jaskrawozielone sukienki lasów bukowych. Na skraju brzozowego zagajnika stał znajomy,(choć wyglądający na nowszy niż był obecnie) drewniany domek drwala. Z komina unosił się dym.  Na progu chatki Hanna ujrzała nieżyjącego od dwóch lat psa drwala -  Rudego, który żył teraz i machał radośnie ogonem oraz jego pana, który patrząc z czułością na swego starego przyjaciela, siedząc na zydelku rzeźbił figurkę jakiegoś zwierzęcia. Z wnętrza chatki słychać było radosny, znajomy śpiew. I już po chwili wybiegła stamtąd zarumieniona Katarzyna, odziana w twarzowy, wydziergany na szydełku fartuszek i nucąc sobie wesoło zawołała wszystkich do środka na obiad.
- Chodź, Haniu! Zjesz z nami swoje ulubione pierogi z serem. Sprawdź, czy już gotowe, bo wiesz, że ja zawsze przegapiam najwłaściwszy moment, gdy trzeba odcedzić – poprosiła jak gdyby nigdy nic i cmoknęła serdecznie przyjaciółkę w policzek.
- A skwareczki są? – upomniał się Bartłomiej, wstając i przeciągając się z rozkoszą.
- Pewno, że są, mój Ty łakomczuchu!- roześmiała się dziewczyna. Cała góra skwarków. I kwaśne mleko też!
- Rudy, dla ciebie też pani przygotowała pierożki, ale musisz poczekać, bo gorące! – szepnęła pieszczotliwie do psiaka i czule wytarmosiła jego uszy.
- Ach, zobacz Bartusiu! Popatrz, Hanusiu! Mamy dziś na obiedzie dodatkowych gości. Spójrzcie, któż to zbliża się od gospody? Przywitajcie się i wchodźcie do izby a ja dodatkowe nakrycia tymczasem położę! – zawołała uradowana Katarzyna i niczym strzała zniknęła we wnętrzu chatki.
Hanna odwróciła się i przysłoniła oczy dłonią, bo zachodzące słońce oślepiało ją tak mocno, że zdołała dostrzec tylko jakieś migotliwe cienie zdążające w jej kierunku.
- Haneczko, córeczko kochana moja! – zawołała jej mama tuląc do ciepłych piersi oniemiałą ze wzruszenia miedzianowłosą kobietę.
- To cudownie, że tu jesteś. Pięknie wyglądasz dziecinko! Musisz wiedzieć, że bardzo cieszymy się Twoim szczęściem! – dodał tata i objął czułymi ramionami matkę i córkę.
- Nareszcie się doczekałaś, Hanusiu! Masz rodzinę. Masz przed sobą dobre, piękne życie – wyszeptała babunia Adelajda, która pojawiwszy się nie wiadomo skąd patrząc z miłością na Hannę ofiarowywała jej bukiet ulubionych kaczeńców i niezapominajek.

   Kobieta wtuliła weń twarz. Kwiaty pachniały tak mocno, że znowu zakręciło jej się w głowie. Kilka łez szczęścia stoczyło się po jej policzkach. Przymknęła oczy a wtedy znowu otoczyła ją kolorowa mgła i sploty bezczasu. Coś zaszumiało. Coś zanuciło. Coś zalśniło z oddali. A potem zrobiło się cicho i szaro. I tylko łąkowe kwiaty pachniały tak samo mocno….

- Popatrzcie jak mocno dzisiaj słonko świeci. A mróz tęgi trzyma! – usłyszała głos wróżki i Gospodyni ze zdumieniem spostrzegła, że znowu jest w swoim saloniku na piętrze. Naprzeciwko niej siedzi w fotelu Konstancja i tuli malutką Zosieńkę. Obok widać Andzię i Basię, które jak gdyby nigdy nic chrupią ze smakiem ciasteczka i spoglądają przez okno popijając gorącą herbatkę.

- Piękny dzień będzie! – westchnęła Basia a w jej czarnych włosach wesoły promień zalśnił niczym brylant.
- Tam pod lasem widzę jakąś śliczną chatkę. Chętnie bym poznała jej mieszkańców! – zawołała i zdziwiła się, bo z głębi jej serca zagrała jakaś przyzywająca ją ku owej chatce melodia.

- Tak! Trzeba będzie koniecznie pójść na spacer. Gospoda leży w urokliwym miejscu. Wokół pełno lasów, wzgórz i dolin. A i do miasteczka przecież niedaleko! Podobno przy rynku jest zaczarowana, spełniająca życzenia studnia. I cudowna fontanna - rozmarzyła się Andzia.

- Ale najpierw, drogie moje musimy zdecydować, co z balem! – rzekła stanowczo wróżka i zerknęła z nadzieją w zielone oczy Gospodyni!

- Tak! Będzie bal! Będzie piękny bal na powitanie zimy! Strasznie się na niego cieszę! – zawołała Hanna i odłożywszy na stolik fotografię, śmiejąc się przez łzy uścisnęła serdecznie wróżkę. Tamta pociągnąwszy kilkukrotnie nosem, odchrząknęła i zawołała gromko:
- No to bierzemy się do pracy, dziewczyny! Bo my tu gadu, gadu, a czas leci i jak widzę Jan z kominiarzem zdążył już do gospody dojść.

 - Ach, coś mi do głowy przyszło! Jeszcze nie wiecie, że nasz kominiarz to wspaniały pieśniarz! Może by go zatrudnić na balu? – poddała pomysł wróżka a wszystkie zgromadzone w izbie kobiety stłoczyły się przy oknie żeby przyjrzeć się lepiej interesującemu kominiarzowi. On chyba czując, że na niego patrzą spojrzał do góry i uśmiechnął się napotykając wzrok prześlicznej, płowowłosej dziewczyny. Andzia zarumieniła się jak pensjonarka i czym prędzej ukryła twarz za zasłonką. Kominiarskie serce zabiło mocno i młodzieniec od razu zapytał o tę nieznaną piękność Wędrowca. Wędrowiec zamachał dłonią do przylepionych do szyby twarzy spoglądających stamtąd ciekawskich kobiet a potem podkręcił wąsa i zaśmiał się wesoło tłumacząc coś kominiarzowi.

   Za oknem późnogrudniowe słońce wychyliło się z ogarniającej lasy mgły, uśmiechnęło się pogodnie, a potem zaśpiewało promienną pieśń na cześć nieśmiało spacerującej po sadzie Pani Zimy. Zima w odpowiedzi zatańczyła dookoła jabłoni, zakręciła się wokół wiśni a potem z całych sił dmuchnęła mrozem na nagie gałązki czereśni. Wówczas pokryły się one skrzącą, białą pierzynką szadzi. A rozsypane na dywanie w saloniku niezapominajki i kaczeńce nadal pachniały oszałamiająco tak jakby wiecznie trwało lato….


10 komentarzy:

  1. Teraz widzę, że brak magii w moim życiu. Są podziwy i wzruszenia, oczarowania i zachwycenia ale ... magii brak! Troszkę jej uszczknę z Twoich bajek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie sie zdaje,Krystynko że te podziwy i oczarowania, te wzruszenia i zachwycenia, te uczucia, któe w nas migocą są własnie najlepszą, najpiekniejsza magią, jaka tylko moze się nam zdarzyć!:-))

      Usuń
  2. Zatonęłam we wspomnieniach niczym Hanusia...

    OdpowiedzUsuń
  3. bajkowo, baśniowo, z ludźmi
    :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam :)
    Widzę, że miasteczko ma szansę na lepszy los :)
    A u nas dzisiaj słonecznie i mroźno. Pozdrawiam Cię serdecznie, Olu :*****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że przeczytałaś!
      To w końcu baśniowe miasteczko...Wszystko w nim zalezy od naszej wyobraźni.
      U nas też było słonecznie a cały czas jest mroźno. Ale przy tym pieknie!
      I ja pozdrawiam Cie serdecznie, Lidko!:-))***

      Usuń
  5. Nie zdążyłam ze świątecznymi życzeniami, to może chociaż na Nowy Rok zdążę ... wszystkiego dobrego, Olu, dla Was i Waszych zwierzątek; pozdrawiam serdecznie zza Sanu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziekuję Marysiu! Wam także zyczymy wszystkiego dobrego - zdrowia, spokoju, odpoczynku, bliskosci przyjaciół i rodziny oraz wielu marzeń i prostej drogi ku ich realizacji!:-))

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lektura lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost