środa, 30 grudnia 2015

Czas na bal…





   Gospoda powiększona magicznie przez wróżkę Konstancję, przyozdobiona zimowymi dekoracjami, pachnąca piernikami, pieczonymi pierogami z grzybami i chrupiącymi ziemniaczkami z ziołowym pieprzem gotowa była na przyjęcie wielu gości. Przygotowania do balu zajęły raptem parę dni i ze wszystkim zdążono na czas a stało się tak dzięki czarom obu wróżek oraz dobrym ludziom zaangażowanym w organizację zabawy. Andzia zdołała zaprosić najlepszą kapelę góralską i teraz w oczekiwaniu na przybycie gości z głównej izby gospody dobiegały dziarskie, wygrywane na skrzypkach, wprost zapraszające do tańca melodie.

   W związku z koniecznością uszycia stroju dla Pani Zimy, czyli mającej wystąpić w tej roli Hanny nawet jej przyjaciółka Barbara postanowiła wrócić wcześniej z sanatorium. Przecież nikt tak jak ona nie znał się w miasteczku na szyciu, nikt nie umiałby zrealizować najśmielszych wizji i marzeń o balowej kreacji. A gdy Hanna dzisiejszego wieczora stojąc przed lustrem w swej sypialni ubrała na siebie tę cudowną suknię wszystkie zgromadzone wokół niej kobiety aż jęknęły z zachwytu. Oto stała przed nimi prawdziwa królewna z zimowej baśni. Powiewne tiule mieszały się z atłasowymi wstawkami, z cekinowymi gwiazdeczkami oraz z diamentowymi łezkami. Szerokie rękawy wyglądały niczym motyle skrzydła a skrząca śnieżynkami siateczka i diadem na głowie Hanny dopełniały wspaniałej całości.

- Jak cię Jan zobaczy, to chyba padnie z zachwytu! Nigdy jeszcze nie byłaś taka piękna! – zawołała Eulalia i aż zacmokała z podziwu.

- Ty Eulalio też wyglądasz bardzo szykownie! – zaśmiała się uszczęśliwiona Gospodyni i ucałowała pachnące anyżowo policzki starej kobiety odzianej w falbaniastą, granatową jak nocne niebo suknię.

- A ja zachwycam się naszą Andzią! Spójrzcie tylko same! – szepnęła Basia i wypchnęła stojącą skromnie z tyłu jasnowłosą krasawicę ubraną w błękitną, prostą, lecz niezwykle podkreślającą jej harmonijne kształty sukienkę.

   Tamta zarumieniona i zawstydzona spuściła oczy by przyjaciółki nie dostrzegły w nich pewnego niezwykłego błysku, który od kilku dni oświetlał ją od wewnątrz ilekroć pomyślała o przystojnym kominiarzu Sewerynie. Wczorajszego wieczoru podczas ostatniej próby ich wspólnego występu mężczyzna spoglądał na nią z takim uwielbieniem, że raz po raz myliła się i za nic nie umiała wygrać na swym ukulele prostej melodii, skomponowanej przez niego piosenki. Ale on niczego nie zauważał. W olśnieniu i zapamiętaniu śpiewał o miłości, która jest największym darem i najwspanialszym czarem…

   Także i Basia Wu wyglądała dzisiaj niezwykle pięknie. Miała na sobie czerwoną, elegancką kreację a czarne włosy przy pomocy szpilek i pąsowych spinek w kształcie różyczek upięła w twarzowy, japoński kok. Była z siebie bardzo dumna, albowiem udało jej się upiec wielki jak koło młyńskie tort bezowy z migdałami i kokosem, przyozdobić gospodę wplecionymi między gałązki świerku najpiękniejszymi białymi storczykami i fiołkami oraz, co najważniejsze, przekonać do przyjścia na bal przyjaciółkę Hanny – panią Teresę. Na ten jeden, niezwykły wieczór mieszkanka domu z czerwonymi dachówkami z wycofanej, niechętnej wszelkim hucznym imprezom staruszki przedzierzgnęła się znów w ciekawą życia, dojrzałą kobietę. Stała teraz wśród nich, ubrana w nową, bordową garsonkę i pełna wzruszenia spoglądała na córkę swej dawnej przyjaciółki Hannę. Przyszła tu właśnie dla niej. Jakże mogłoby jej nie być w dniu wesela?
 - Jeszcze przecież zdążę nacieszyć się swą domową ciszą, niezmiennością i spokojem. Dobrze jest czasem pobyć między ludźmi nawet, gdy nie ma wśród nich najmilszej sercu osoby, zmarłego wiele lat temu mego męża Aleksandra. Gdyby tu był cieszyłby się szczęściem naszej Hanusi, cieszyłby się radością miasteczka! - rozmyślała pani Teresa i uśmiechając się do Gospodyni ukradkiem ocierała łzy.

   Basia Wu spoglądała na Teresę w dziwnym poczuciu wspólnoty i sympatii. Ona też nie mogła być teraz z tymi, za którymi tęskniło jej serce. Nie traciła jednak wiary, iż dzień odnalezienia córki i wnuka jest bliski. I znowu jej wzrok nie wiadomo, czemu pobiegł w stronę chatki drwala przycupniętej na skraju lasu, wyjątkowo dobrze oświetlonej teraz przez promienie zachodzącego słońca. Nie zdążyła wybrać się tam przed balem a czuła, bardzo wyraźnie czuła, iż tam może czekać na nią jakaś wskazówka. Trudno! Wybierze się doń jutro. Pozna jej mieszkańców. Wypyta o wszystko, co jej serce będzie podpowiadać.
  
- Drogie damy! Czas schodzić na dół! Sanie zajechały. Gości trzeba powitać! – oznajmiła podekscytowana wróżka ujrzawszy przez okno, że sznur sań i saneczek, dzwoniąc dzwoneczkami zatrzymał się właśnie przed drzwiami gospody. Konstancja popłynęła na dół pierwsza, unosząc się swoim zwyczajem jak bańka mydlana ponad ich głowami. Ona jedna pozostała przy swym zwykłym stroju – szerokich spódnicach i bluzce z wąskimi mankietami oraz bordowym szalem. Jedyną ekstrawagancją w jej wyglądzie były rozpuszczone, srebrzyste włosy, które otaczały twarzyczkę mglistą, wibrującą aureolą. Jak zawsze emanowała z wróżki świetlista siła oraz mocny zapach dzikiej mięty i jaśminu…

   U podnóży schodów stał Wędrowiec, który także postanowił się dzisiaj przebrać nieco baśniowo. Miał na sobie srebrzystą koszulę z szerokimi rękawami, niebieską czapkę z wielkim, białym pomponem oraz lśniące szarawary wpuszczone w świeżo wypastowane czarne oficerki. Na widok przystrojonych pięknie dam podkręcił wesoło wąsa i zaśmiał się wyobrażając już sobie jak wywija z nimi kolejne mazurki i oberki. Chwilę potem jednak śmiech zamarł mu na ustach i zastygł niczym słup soli. Oto ujrzał swoją żonę zstępującą majestatycznie ze schodów i wyglądającą jak najprawdziwsza Królowa Śniegu!

- I co tak się rozdziawiasz, Jaśku!? Uściskaj swoją ukochaną, bo wielki z ciebie szczęściarz, że taka piękna i dobra kobieta ci się trafiła! – zarządziła Eulalia a Jan ocknąwszy się z chwilowej niemocy upadł na kolana przed damą swego serca i jedyne, do czego był teraz zdolny, to złożenie pełnych uwielbienia pocałunków na jej dłoniach.

   Ona spłoniona i szczęśliwa popatrzyła z ogromną miłością w jego oczy. Potem przyciągnęła męża ku sobie i wtuliła głowę w jego ciepłe ramiona. Cały świat przestał teraz dla niej istnieć. Był tylko on i ona. I ich miłość, która nigdy się nie skończy. I ich dzieciątko, które zostawszy na razie w sypialni pod opieką Joasi smacznie sobie spało za nic mając wszelkie bale i gości. Kilka miesięcy temu na plaży, gdzie brali ślub Hanna czuła się podobnie. Ich świadkami byli wówczas niedawno poznani, egzotyczni bardzo ludzie – rudowłosy kapitan kutra rybackiego oraz maleńka, czarnoskóra wiedźma oceanu. Hanna ślubowała Janowi a on jej. Ich proste ślubowanie przyjmował niezmierzony ocean oraz błękit nieba nad nimi. A najcudowniejszym dla nich prezentem w tamtej chwili był noworodek, którego tulili w ramionach…

   Ale oto w gospodzie przyszedł czas powitania przybyłych ze wszystkich stron świata gości. Wędrowiec podał Gospodyni dłoń i poszli otworzyć drzwi, na których progu ujrzeli ze zdumieniem zziębniętą nieco, ubraną w gruby kożuszek wiedźmę oceanu oraz przystrojonego w czapę świętego Mikołaja kapitana rybackiego kutra!

- Witajcie! Drodzy goście! – Konstancja z miejsca pośpieszyła ku przybyłym, albowiem oboje Gospodarze na ich widok stanęli osłupiali i nie bardzo wiedzieli co mają w tej chwili powiedzieć.

- Gdybyście wiedzieli, jak trudno było zorganizować tak błyskawiczne przybycie świadków waszego ślubu i jak bardzo są oni zmęczeni daleką podróżą, to nie wlepialibyście teraz w nich oczu, ale czym prędzej do ciepłej izby wołali i w wygodnych fotelach przy kominku kazali siadać. No popatrzcie tylko na tę zmarzniętą biedaczkę! Toż nos jej zaraz odpadnie! – marudziła wróżka a wiedźma oceanu słysząc to roześmiała się serdecznie i bez zbędnych ceregieli uściskała Wędrowca i Hannę. A ledwie weszła do środka zaraz zaczęła rozdawać prezenty, których niezmierzoną ilość miała po kieszeniach pochowaną. Były to wspaniałe muszle, rozgwiazdy, kamyki, bursztyny i wyrzucone przez ocean skarby.

- A wam, kochani z okazji waszego wesela przywiozłam w darze zaczarowaną kulę. Ilekroć będziecie chcieli na powrót przeżyć wasze najpiękniejsze przygody zerknijcie w nią a wówczas moce oceanu przeniosą was w odległe strony bez konieczności ruszania się z miejsca! – oznajmiła wiedźma wręczając gospodarzom niepozorną, szklaną kulę, która początkowo zmętniała już po chwili pokryła się kolorowymi wirami i blaskami.

- Wesela…? Naszego wesela? – wyjąkała zdumiona Hanna i zdezorientowana spojrzała na męża chcąc znaleźć w jego twarzy jakąś odpowiedź. Jednak on był równie zaskoczony. Ale szybko się z tego otrząsnął i już po chwili widząc pełne napięcia twarze przyjaciół roześmiał się i zawołał:
- A to ci niespodziankę nam zrobili! I jakże tu was wszystkich nie kochać? Mamy zatem bal na powitanie zimy połączony z weselem. Weselmy się zatem! I cieszmy się razem z wszystkimi, którzy zechcieli przybyć tego wieczora do gospody!

   Hanna płacząc ze szczęścia przytuliła się do wróżki Konstancji i całym sercem dziękowała jej za zorganizowanie tak cudownej niespodzianki.

   Ale oto już nowi goście przybywali do gospody. Byli tam mieszkańcy miasteczka a wśród nich sam burmistrz, dalej piekarz z piekarzową, Karol z Łucją a także przystojny, poszukujący wzrokiem Andzi Pe kominiarz Seweryn. Z sań wysiadł następnie w towarzystwie Wojtka uwielbiany przez wszystkich cukiernik, pan Pierniczek, za nimi szli liczni goście z krainy mgły i pożegnań. Na ich przedzie wędrowała Zosia Samosia, Amelia oraz Nola. A na końcu pojawili się idąc piechotą od strony lasu nowi mieszkańcy chatki po drwalu: Anastazja wraz z synkiem Adasiem.
   Jak wielkie było zdumienie zebranych, gdy na widok tej młodej kobiety Basia Wu jęknęła i dygocząc niby w wielkiej gorączce zaczęła powtarzać: To ty, to naprawdę Ty córeczko?
   Anastazja dostrzegłszy nie widzianą od kilku lat matkę, matkę, co do której żywiła głęboką urazę i przykrość w pierwszej chwili znieruchomiała i zbladła niczym ściana. Potem chciała odwrócić się i wyjść. Jednak widząc ogromne wzruszenie na twarzy Basi Wu poczuła, że i w jej sercu zaczynają pękać lody. Wziąwszy więc za rękę synka podeszła do rozdygotanej biedaczki szepcząc cichutko: Mamo, mamusiu, zobacz, to jest twój wnuczek – Adaś….

   Tymczasem góralska kapela zagrała ognistego oberka. Ogień w kominku zatańczył, zachichotał. Wiry czasu i bezczasu zaszumiały a wszystkie zaklęte na fotografiach postaci wyskoczyły z ramek i od razu poszły w tany.
- Już dość się wynudziłem, wisząc na ścianie! – wołał dawny burmistrz prosząc do tańca babcię Adelajdę, znaną niegdyś jako wspaniała tancerka .
- Dokoluśka! Dokoluśka! – wykrzykiwał drwal Bartłomiej unosząc do góry lekką jak piórko, ubraną w suknię koloru śliwkowego Katarzynę Szydełko i kręcąc z nią szalone młynki śmiał się od ucha do ucha.
- Andziu, czy uczynisz mi ten zaszczyt i dasz się zaprosić do tańca? – wyszeptał Seweryn, gdy udało mu się przecisnąć przez tłum patrzących i uścisnąć dłoń wybranki swego serca.
- Bardzo chętnie, tylko wolałabym raczej coś wolnego! – odrzekła zarumieniona wdzięcznie Andzia Pe a wówczas kominiarz podszedł do skrzypka i coś mu szepnął na ucho. Tamten uśmiechnął się, pokiwał głową a po chwili jego skrzypce zagrały rzewnego, starodawnego walczyka.

   Wszystkie pary znieruchomiały na moment a potem tancerze chwycili się za ręce i utworzyli krąg, do środka którego zaprosili Wędrowca i Hannę. Ci wyszli lekko onieśmieleni, ale westchnąwszy głęboko spojrzeli w swoje oczy i ruszyli do walca. Przez moment zgromadzeni patrzyli na nich pełni wzruszenia oraz zachwytu a potem słodka melodia także ich porwała do tańca. I wirowali tak, wirowali bez końca a ponad wszystkimi, niczym kolorowe bańki mydlane unosiły się Konstancja z Eulalią i nuciły w rozmarzeniu piosenkę, napisaną niegdyś do owego walczyka:

Kiedy pada śnieg dokoła
Wtedy magia ciebie woła
Więc się nie bój i w nią wejdź
Jeśli tylko czujesz chęć
Tańcz walczyka, tańcz walczyka
Niech cię radość znów przenika
Niech się szczęście w krąg rozpyla
W płatkach śniegu, w dobrych chwilach
A miasteczka słodki blask
Niech na zawsze świeci w nas…

   We wnętrzu gospody przez całą noc trwał w najlepsze zimowy bal. Weselili się dobrzy, pełni szczerych, przyjaznych uczuć ludzie. Ciepło im było razem i swobodnie. Ci, którzy się zmęczyli przysiadali przy kominku i popijając grzańca albo pojadając pierożki albo pierniczki patrzyli w kolorowy taniec ogni i iskierek… Jedni tańczyli, drudzy śpiewali, inni deklamowali wiersze. Byli i tacy, co chcieli posłuchać bajek babki Eulalii. Mała Zosieńka siedząc na kolanach rudowłosego szypra z fascynacją wsłuchiwała się w szumy dalekiego oceanu zaklęte w wielkiej, migocącej tęczowo muszli. Szyper zaś spoglądał w rozmarzeniu na bawiącą się w pobliżu Anastazję i raz po raz podkręcał rudego wąsa!

    Tymczasem za oknem Pani Zima wirując w płatkach śniegu przyozdabiała świat w miliony srebrzystych diamentów i lodowych sukienek. Uśmiechała się serdecznie do uczestników balu oraz do czarnego kota Kalasantego, który z uniesionym wysoko ogonem w poszukiwaniu nowych przygód wędrował właśnie po promieniu zimowego księżyca…

Koniec!



   Czy są jeszcze takie miasteczka? Nie wiem, ale od czego marzenia, od czego wyobraźnia?!
   Wybaczcie, że przez cały miesiąc męczyłam Was tą baśniową opowieścią, ale co zaczęłam, chciałam skończyć. Próbowałam w ten sposób oderwać się od tego, co boli, niepokoi, obezwładnia. A poza tym myślę, iż skoro tak mało jest baśni w życiu, niechże chociaż w przestrzeni blogowej znajdzie się czasem dla niej miejsce!
Serdecznie dziękuję współtwórczyniom baśni - Andzi Pe oraz Basi Wu oraz wszystkim tym, co wytrwali ze mną do samego końca!:-))
A jutro na blogu ostatni tego roku, nie związany już z baśnią post!



18 komentarzy:

  1. Witaj moja droga,piękna baśń szkoda,że to już koniec.wszystkiego dobrego w Nowym Roku,dużo zdrowia dla Was o ojgą i dla całego zwierzyńca a i szczeglny uścisk łapek dla Zuzi i Jacusia pozdrawiam serdecznie .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Krysiu!Baśń się skończyła i stary rok sie kończy, ale przed nami jeszcze wiele nowych rzeczy. Mam nadzieje, ze o wiele lepszych!
      (Jutro mam zamiar pokazać troche zimowych zdjeć z Zuzią i Jacusiem. Ładnie wyglądaja oboje na śniegu!)
      Serdecznie dziekuję za życzenia Krysiu i Tobie także wszystkiego dobrego zycze, ciesząc sie że mamy w Tobie tak uwazną i wierną czytelniczkę!:-))Pozdrawiamy gorąco!***

      Usuń
  2. Ach!!piękny to był bal...dekoracje i piekne stroje...jestem zachwycona,alez Ty masz wyobrażnię!gratuluję. Witaj Oleńko miałam dzisiaj ucztę duchową, przeczytałam trzy zaległe odcinki,piękna baśń,żałuję szczerze,że to już koniec,tak bardzo mi potrzeba w obecnej rzeczywistości schować się na chwile w krainę magii i basni.Wierzę też,że jeszcze nie raz obdarzysz nas równie piekną opowieścią.Dziękuje,serdeczne pozdrowienia przesyłam od nas obojga i do jutra zatem.Elżbieta♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, Elżbietko, że przeczytałaś basń i znalazłaś w niej trochę oderwania i przyjemności.Trzeba mieć takie serdeczne krainy żeby ocalić w sobie dziecko, nie poddać się smutkom, bólom i frustracjom.
      Pozdrawiamy Cię gorąco!:-))♥♥

      Usuń
  3. Fantastyczna opowieść! Masz smykałkę do pisania takich tekstów i oczywiście wielki talent! Szczęśliwego Nowego Roku! Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję za miłe słowa, Maksie! Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!:-)

      Usuń
  4. I żyli długo i szczęśliwie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To my Ci dziękujemy Oleńko za te cudowne baśniowe chwile. Jedna jest tylko w baśni nieścisłość, bo ja na wesele uforbowałam włosy na malinę i cały czub mam różowy, a reszta długich włosów jest bardzo ciemna, bo tam nie ma siwych. Bez wątpienia byłabym na tym weselichu atrakcją:-) Ale należę do osób odważnych i malina też mi się podoba:-)
    Wszystkiego najpiękniejszego Oleńko Wam życzę na Nowy Rok. Bądźcie szczęśliwi i nadal dzielcie się z nami swoimi pięknymi sercami!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już sobie Ciebie wyobrażam Basieńko z owym fantastycznym czubem! To Ty chyba trzecią wróżką jesteś i razem z Konstancją i Eulalią młynki szalone pod sufitem wywijasz wszystkie pajęczyny stamtąd zamiatając?!:-)
      Dziękuję Ci baśniowo i tak, po ludzku - zwyczajnie, że jesteś blisko!
      Pozdrawiamy Cię z Cezarym gorąco i wielu dobrych rzeczy w Nowym Roku zyczymy!:-))

      Usuń
    2. Wróżką chętnie zostanę:-) a szalona to jestem- jak na swój wiek:-)
      Moja Synowa mówi do Wnusia: patrz jaka śmieszna baba, bo ja wiecznie coś wymyślam, a on się zaśmiewa:-)

      Usuń
    3. Bardzo lubię smiech małych dzieci. Nie sposób sie też nie smiać, gdy one sie smieją!:-))Cudownie, ze masz Wnusia, Basieńko. Dzieci daja tyle radosci!
      (Ja też jestem smieszna babazwłąszcza jak sie tarzam z pieskami po kanapie albo cała w kłosach siana uganiam sie z pieskami i kozami po ogrodzie, albo jak ubieram kupiona w lumpeksie czapkę z wielkim pomponem!:-))

      Usuń
  6. Kiedy rzeczywistość brzydkim głosem skrzeczy, dobrze jest mieć miejsce gdzie można wrócić w krainę dzieciństwa z opowieściami z dobrym zakończeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóz to, Ewuniu! Wszyscy pragniemy dobrych zakończeń albo niekończących się opowieści, które płyną jak rzeka i pozytywnie zaskakują kolejnymi meandrami.
      Pozdrawiam Cię serdecznie!:-))

      Usuń
  7. Tak obrazowo piszesz, ze mozna by bylo film piekny nakrecic...na bozonarodzeniowy czas...sciskam Cie serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaden film nie dorówna mocy wyobraźni - nie raz już sie o tym przekonałam! (na ten przykład bardzo byłam zawiedziona wizerunkiem Ani z Zielonego Wzgórza w ekranizacji powieści, albo ekranizacją "Ogniem i mieczem"!). Wiwat wyobraźnia, wiwat baśnie i wiwat magiczny czasie świąteczny!
      Uściski serdeczne zasyłam Ci Grazynko!:-))

      Usuń
  8. Masz rację, baśnie to piękna ,,rzecz" :)))
    Szczęśliwego Nowego Roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tyle człowiek w dziecinstwie pięknych baśni sie naczytał. One w naszej pamięci nadal są - tylko trzeba je sobie przypominać i odnajdywać sobie ufne w dobre zakonczenia dzieci.
      Wszystkiego dobrego Ci zyczymy Agatku oraz dotyku pogodnej basni w zyciu!:-)))

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieśni pieśń piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost