poniedziałek, 25 marca 2013

Okiem pajęczycy, cz.3 - "W biurze"




     Pani Wiśniewska wbiegła szybko po schodach na piętro i gwałtownie otworzyła drzwi jakiegoś pokoju.
- Dziewczyny! Nie uwierzycie, co mi się przytrafiło! – zawołała od progu, a potem usiadła z głośnym westchnieniem na krześle, wyrywając mnie natychmiast z błogiej drzemki. Wspięłam się na skraj jej płaszcza i rozejrzałam uważnie po nowym miejscu. Poza kilkoma osobniczkami płci żeńskiej pokój wypełniały szafy, zawalone stosami papierzysk biurka oraz regały pełne segregatorów. Przy zasłoniętym żaluzjami oknie stały dwie wielkie paprotki, które spodobały mi się, zatem postanowiłam odwiedzić je w pierwszej kolejności. Jednak, gdy tylko zaczęłam przemieszczać się po udzie pani Wiśniewskiej, ta wstała raptownie i zaczęła wykładać na swe biurko wszystkie umieszczone w kieszeniach przedmioty. Widząc to szybko wbiegłam za kołnierz jej płaszcza i stamtąd obserwowałam dalsze poczynania tej nieprzewidywalnej kobiety.

- Wyobraźcie sobie, że jakiś obleśny facet chciał mnie okraść w tramwaju! – żaliła się a jej zaciekawione koleżanki podbiegły do niej z wyrazami współczucia i troski.
- Daj Ulka, pomogę Ci zdjąć płaszcz, bo cała jesteś roztrzęsiona – rzekła sympatycznie wyglądająca, gruba blondynka.
- A ja zrobię ci zaraz kawy. Jaką chcesz – rozpuszczalną czy sypaną? – zapytała druga, włączając elektryczny czajnik.

- Dobrze Joasiu, zrób mi mocnej, sypanej kawy, bo rzeczywiście ledwo żyję po tym okropnym wydarzeniu! – sapnęła zwana Ulką pani Wiśniewska a potem opowiedziała swym koleżankom niedawne, tramwajowe perypetie. Na początku słuchałam ich z ciekawością, czekając na opis mego bohaterskiego wyczynu. Jednak kobieta zupełnie pominęła mój, jakże ważny w całym wydarzeniu udział, więc obrażona postanowiłam przenieść się w jakieś ciekawsze niż kołnierz jej płaszcza miejsce. Zadanie miałam ułatwione, albowiem blondynka powiesiła płaszcz na stojącym w rogu pokoju wieszaku. Stamtąd szybko i bezszelestnie weszłam na umiejscowioną obok szafę. Na niej z rozkoszą i radością znalazłam mile pachnący kłąb kurzu i kilka starych, muszych trucheł. Ponieważ byłam już głodna (zawsze tak reaguję na nerwowe sytuacje) schrupałam z rozkoszą owe suche smakołyki, przyglądając się kątem oka rozgrywającym się w pokoju wydarzeniom.

   Na razie działo się niewiele. Wszystkie kobiety – a naliczyłam ich razem pięć - piły kawę, opowiadały sobie o swoich mężach, dzieciach i obejrzanych wczoraj serialach. Niektóre poprawiały makijaż. Niektóre gadały przez telefony komórkowe. 
   Punktualnie o godzinie dziewiątej skończyła się sielankowa, leniwa atmosfera. Do biura zaczęli napływać wciąż nowi i nowi interesanci. Drzwi co i rusz otwierały się i zamykały a ja, oczywiście, zaczęłam z tego powodu odczuwać pewien dyskomfort. Zaczęłam bowiem przed chwilą rozpinać już niezwykle piękną sieć między szafą a wieszakiem a każdy powiew powietrza niebezpiecznie ja nadwyrężał, grożąc pęknięciem tej delikatnej konstrukcji.
   Kobiety też były chyba zmęczone tymi bezustannymi odwiedzinami, gdyż około jedenastej zamknęły drzwi na klucz i zabrały się za zasłużoną przerwę śniadaniową. Powyciągały ze swych toreb pachnące kanapki, sałatki, batoniki, herbatniki i jabłka i wkrótce potem pokój wypełniły ich chrupania, szeleszczenia, mlaskania, siorbania i nieustanne chichoty. Tylko pani Wiśniewska nic nie jadła ponieważ, jak wyznała, nie ma apetytu a poza tym postanowiła od dzisiaj przejść na dietę.

- Ty, na dietę? – zdziwiła się blondynka – przecież masz świetną figurę! Chętnie bym się z Tobą zamieniła! – dodała przypochlebnie.
- No właśnie! Matka siedemnastoletniej córki a sama wygląda jak nastolatka! – zawołała natychmiast brunetka, spoglądając przymilnie na mamę Luizy.

   Ja tam na żadną dietę nie zamierzałam przechodzić! Miałam chęć na nieco świeżego mięska, więc podążyłam w kierunku paprotek, gdyż tam zawsze można znaleźć jakieś muszki i robaczki.

   Po przerwie śniadaniowej pani Wiśniewska, którą niektóre z obecnych zwały również panią kierowniczką, lub szefową wzięła pod pachę ciężki segregator i poszła na jakąś ważną naradę. A ponieważ żaden petent nie spieszył się na razie z wejściem do biura, pozostałe kobiety rozluźnione, odwróciwszy się ku sobie usiadły swobodnie i zaczęły jakże miłą, przyjacielską rozmowę!

- Ależ się ostatnio postarzała ta nasza szefowa! – rzekła gruba blondynka, pogryzając z zadowoleniem tabliczkę ciemnej czekolady.
- Już dawno miałam jej to mówić – dodała rudowłosa, chuda jak patyk dziewczyna spod okna – I dobrze, że się chce brać wreszcie za odchudzanie, bo na te jej grube biodra to już żadne wysokie obcasy nie pomogą! – zaśmiała się złośliwie.
- Myślisz, że uda jej się schudnąć? Marne szanse! Przecież nasza Ulka w ogóle nie ma silnej woli – prychnęła szatynka i pociągnęła wielki łyk napoju gazowanego, od którego natychmiast dostała czkawki.

  Wówczas drzwi otworzyły się i wszedł jakiś spłoszony, więcej niz skromnie odziany klient. Przywitał się grzecznie, podszedł do lady i wyłożył na nią stos dokumentów, prosząc o szybkie załatwienie swej sprawy.
Brunetka zerknęła na niego niechętnie. Potem skrupulatnie przejrzała jego papiery a następnie z niezrozumiałą dla mnie satysfakcją wyjaśniła temu panu, że brakuje mu jakiegoś niezbędnego zaświadczenia i mężczyzna będzie musiał wobec tego pofatygować się jeszcze raz do ich biura.

- Ale ja muszę koniecznie dzisiaj to załatwić! – zawołał zrozpaczony mężczyzna – A po to zaświadczenie musiałbym jechać aż do Warszawy! Bardzo proszę, aby panie poszły mi dzisiaj wyjątkowo na rękę! Ja to zaświadczenie dowiozę w przyszłym tygodniu, ale dzisiaj nie mogę! – mówił błagalnym głosem i wpatrywał się prosząco w oczy zgromadzonych w pokoju kobiet.

- Ależ my mamy określone procedury, proszę pana i nawet gdybyśmy bardzo chciały, to nic nie możemy w tej sytuacji zrobić – odrzekła surowo blondynka, spoglądając wyniośle na natrętnego petenta

- Moje drogie panie! Jadę dzisiaj do siebie na wieś. Mam tam kozy i piękne, ekologicznie chowane kury! W przyszłym tygodniu przywiozę paniom na spróbowanie kozich oscypków i jajek! A dzisiaj, jeśli mogę, chciałbym dać taki oto skromny prezent…- mówił pospiesznie mężczyzna, wyciągając z teczki ogromną bombonierę.

   Blondynka zerknęła wyczekująco na brunetkę. Tamta spojrzała porozumiewawczo na rudą a ruda na szatynkę. Potem, bez zbędnych już ceregieli brunetka wzięła skwapliwie ofiarowywany przez interesanta podarunek, a chowając go pod ladą rzekła o wiele życzliwszym, niż przed chwilą tonem:

- No to napisze pan dzisiaj nam tylko oświadczenie, podpisze je czytelnie i spróbujemy wyjątkowo załatwić te sprawę dla pana.
- A tak z ciekawości, to jak tam panu się na wsi żyje? – zapytała uprzejmie ruda, zbliżając się do lady i spoglądając taksująco na jego znoszony płaszcz i ogorzałą od słońca twarz.

- Ciężko! Roboty moc! Wydatków pełno a pieniędzy na wszystko mało! – odparł petent poważnym tonem, ale zaraz, jakby sobie o czymś przypomniawszy dodał z uśmiechem – Ale powietrze tam czyste, ptaszki od rana śpiewają, sarenki pod dom podchodzą i wiosna już na całego! 
-Już bym się za nic nie zamienił na życie w mieście! Tam mam spokój, ciszę, las obok. Proszę mnie kiedyś odwiedzić, to zobaczycie, że biednie jest, ale swojsko! – zawołał entuzjastycznie i roześmiał się nagle – A musiałybyście widzieć panie, jak ciężko nam było z zoną na początku. Jak dużo błędów popełnialiśmy zanim się człowiek gospodarzyć trochę nauczył!

   Słuchałam tego wszystkiego z ogromną ciekawością. Już nieraz bowiem słyszałam o zaletach wsi, ale nigdy nie miałam do czynienia z kimś, kto by tak bardzo zachwalał wiejskie uroki. Na dodatek poczułam od owego jegomościa dziwny, upajający zapach, kojarzący się z czymś dawno zapomnianym, a jakże przyjemnym.
 Niewiele się namyślając podjęłam spontaniczną decyzję i opuściłam się na srebrzystej niteczce wprost do otwartej teczki mężczyzny. No, zobaczymy jak to się na wsi żyje! – postanowiłam, lokując się wygodnie na dnie i wywąchując się z lubością w zapach starej skóry z niej płynący…

20 komentarzy:

  1. Ksiazkowe okazy polskich biurew! Nic nie znaczace sfrustrowane babiszony, ktorym ta odrobina wladzy w stosunku do petentow, wali na mozgi. Skorumpowane i leniwe jednostki. Tez bym uciekla na miejscu pajaka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to w biurach, czy też w innych miejscach, gdzie baby przeważają liczebnie bywa.Chociaz są zapewne wyjątkowe biura, gdzie panie są miłe,bezinteresowne, pełne altruizmu i zrozumienia dla petentów.
      A pająk ma coraz szersze pole do obserwacji!

      Usuń
  2. No, to się dzieje:)babska przeokropne, ale ta pajęczyca to też niezłe ziółko:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pajęczyca widzi wszystko bardziej wyostrzone, niż pewnie jest w rzeczywistości. W końcu to dosc zrzędliwe i kapryśne stworzenie.Chociaż, kto wie? Moze właśnie widzi całkiem nieźle?

    OdpowiedzUsuń
  4. Sa ludzie i taborety, to jest moje ulubine powiedzenie. Panie biurwy prace mialy gdzies, ohydne wstretne baby brrr. Ja tez kiedys bylam biurwa i zawsze jak tylko moglam staralam sie pomoc. Z moim krzywm szczesciem oczywiscie trafilam na najbardziej oblegany urzad, wydzial komunikacji i nie bylo czasu na kawki, herbatki, ploty zawsze byly, jak wszedzie.
    Njagorsze sa te chore przepisy ktorych czasami naprawde nie da sie przeskoczyc.
    Mysle, ze pajaczek dokonal wlasciwego wyboru:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W biurach bywa różnie, bo i ludzie są różni.Obawiam się jednak, ze te naprawde pracowite i uczciwe osoby giną w tłumie pazernych na korzyści materialne i władzę osób.Rozdęta biurokracja i kumoterstwo sa trochę jak choroby zakaźne.A zresztą widać dobrze, co dzieje sie u szczytów władzy u nas. Kto ma dawać dobry przykład?
      Dobrze, droga Ataner, ze masz już ten biurowy epizod za sobą.Także moja pajęczyca postanowiła poszukać świeższego powietrza!:-))

      Usuń
  5. Olgo, skąd Ty bierzesz tyle pomysłów do pisania?! Też bym tak chciała.
    Podoba mi się, że pan nie musiał po bombonierę biegać, tylko skubany wiedział co i jak :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysły biorą sie z samego życia. I ten pan, też z dotychczasowego doświadczenia życiowego wziął pomysł na wzięcie ze sobą bomboniery.
      Wszyscy żyjemy w tym kraju i mamy jakieś obserwacje i wnioski.Niekiedy trzeba sie, niestety, dostosować do systemu i robić to, co się opłaca. A że to nie za bardzo moralne?No cóz - czasem trzeba iść po najmniejszej linii oporu, żeby nie zwariować do końca!
      Serdeczności przyjmuje i równie serdecznie pozdrawiam!:-)))

      Usuń
  6. A to Ci pajęczyca podróżniczka- wszędobylska owadzica.
    Czy ona czasem nie wybiera się do Was , na wieś ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie ma ta pajęczyca, co? Tak sobie za na gapę podrózuje. Marzenie! A co do miejsca, do którego jutro przybędzie, to Nie uprzedzajmy wypadków, droga Zofijanko! Jutro się wszystko okaże!:-))

      Usuń
    2. Ciekawie się akcja rozwija, ciekawe co jutro ją spotka ?

      Usuń
    3. Pewnie początek jakiejś nowej przygody, bo każdy dzień jest jak przygoda!:-))

      Usuń

  7. ...jaka mądra pajęczyca...niechaj plecie te swoje sieci daleko od miasta... O, moja fobia wciąż dyktuje mi komentarz:)
    Serdeczności:)
    Ps...świetny tekst! Doskonały!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może po moich pajęczycowych opowieściach chociaż odrobinkę umniejszy sie Twoja fobia? No bo zobacz Meg, jakie to mądre i w gruncie rzeczy sympatycznie zwierzątko!
      Usmiech wiczorny zasyłam i podziekowania za dobre słowo:-))

      Usuń
  8. Odpowiedzi
    1. Ano jedziemy! Wiosna na wsi już powoli warkocze zielone rozplata a muszki budzą się z zimowego snu!:-))

      Usuń
  9. Mądra ta pajęczyca, a ja jestem ciekawa, czy to nie był czasem Cezary z tą teczką... Ty się lepiej, Olgo, dobrze rozejrzyj, czy aby nie przybył Wam w domu nowy pająk... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze o poranku przeprowadzam zbiórkę mojego pajęczego stadka. Po kilkukrotnym, dokładnym odliczeniu za każdym razem wychodzi mi inna liczba. Albo to ja tak kiepsko liczę albo moje sprytne pajączki naigrywają się ze mnie!:-))

      Usuń
  10. Urzędnik petent standart a miało być tak dobrze.

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieśni pieśń piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost