czwartek, 31 stycznia 2013

Majsterkowicz z konieczności.




Pewnie każdy z nas był w sytuacji, kiedy wartość „obiektu” do remontu czy naprawy przekracza wartość samego „obiektu”. Czy zapłacimy za naprawę samochodu wartego dwa tysiące złotych czy jakichś innych papierowych biletów trzy tysiące? Pewnie w specyficznej sytuacji tak, ale..


Wartość budynku do wyburzenia jest zerowa, więc co robimy? Zamieniamy się w domorosłych majsterkowiczów i robimy zgodnie z naszymi możliwościami i wyobraźnią. A że robimy coś po raz pierwszy w życiu, absolutnie bez doświadczenia w tej materii, to cóż... Budynek ma wartość zerową, nie można obniżyć jego wartości.


Zacząłem od rozlatujących się okien. Spróchniałe drewno nie nadawało się nawet do palenia. Mamy parę miejsc, gdzie właśnie takim drewnem użyźniamy ziemię. Tam dokonuje się akt ostatecznej rozsypki ku zadowoleniu rosnących tam kwiatów, chwastów oczywiście też.Mamy(mieliśmy) dużo desek podłogowych z całego domu. Część z kornikami, a część w dobrym stanie. Niestety dużo z nich zostało uszkodzonych podczas demontażu przez nadgorliwego pracownika.






















Jak zrobić najprostsze okno? Najpierw tniemy deskę na wymiar szerokości okna, pomniejszoną o jakieś dwa do czterech centymetrów. Przygotowujemy cztery,  mniej więcej takie same elementy. Trzema śrubami do drzewa skręcamy po dwie. Wcześniej malujemy je farbą do drewna. Mając parę tak przygotowanych elementów wstawiamy szybę. My mieliśmy trochę zaoszczędzonych szyb z demontażu dwudziestu dwóch okien domowych. Wstawiamy szybę na dolnej części i lekko skręcamy, potem montujemy górną część i też lekko skręcamy. Tak przygotowane okno wstawiamy w otwór okienny. Pod dolną część wkładamy kawałki drewna o grubości około centymetra. Szyba w dolnej części opiera się śruby. Należy ją trochę podnieść wyżej i dokręcamy śruby. Górną częścią manipulujemy, by szyba nie opierała się o śruby i zachowujemy odstęp pomiędzy elementem okna i murem. Teraz wstawiamy kawałki drewna i wpasowujemy, tak by zachować odstęp. Już prawie gotowe. Teraz szczelinę pomiędzy murem a ramą okienną wypełniamy pianką. Po piętnastu minutach okno jest osadzone. Teraz mierzymy odległości boczne po prawej i lewej stronie. Znowu docinamy deseczki i przy pomocy drugiej osoby wkładamy je i skręcamy. Oczywiście szerokość szyby musi być mniejsza, tak by śruby nie stykały się z szybą. Skręcamy wszystkie śruby na fest i pianką wypełniamy szczelinę pomiędzy murem i bocznym elementem okna. Prawie gotowe. Na wiosnę planuję zasłonić piankę przy pomocy listewek, też pochodzących z ram okiennych.
Tanio i prosto, a ile przy tym zabawy!

 Stare drzwi do budynku gospodarczego nie domykały się i drewno na zewnątrz było spróchniałe. Wyglądały okropnie. Co się okazało? W środku drewno było tak twarde, że nie można było wbić gwoździa. Znowu używając starych desek podłogowych drzwi i framuga zostały obite listwami. Opiankowana framuga trzyma ciężkie drzwi w miejscu i o dziwo zamykają się i otwierają. Pomalowane farbą do drewna odstają swą świeżością od pozostałej części budynku. Zadowoleni jesteśmy z siebie. A na wiosnę ostatnie drzwi do poprawy.
Olga miała problem z praniem. Tymczasowo rozpięte sznurki nie zdawały egzaminu. Znalazłem parę ocynkowanych rurek ze starej instalacji wodociągowej w domu. Mój kochany sąsiad pospawał je na krzyż. Zabetonowałem konstrukcję, a w ścianę budynku wwierciłem haki. Linki mieliśmy kupione wcześniej i tak po dwóch godzinach Olga mogła wieszać pranie. Oczywiście dostałem od niej szczęśliwego buziaka. Dwie godziny, a tyle szczęścia.
 









Ze względu na kury nasza posesja musiała zostać podzielona. Użyliśmy drewnianych belek ze starej stodoły. Nauczyliśmy się rozpinać siatkę. Niestety,  nie wyszło to najlepiej. Pozostał problem bramek, które to miały się zamykać i otwierać. Tylko cztery deski pocięte na wymiar są potrzebne. Zbite pięcioma gwoździami w miejscu łączenia gwarantują stabilność. W części wewnętrznej rozpinamy siatkę ogrodową i mocujemy ją przy pomocy skobelków, czyli gwoździ w kształcie litery U.  Potem tylko zawiasy. My używamy tanich, takich po trzy złote. Do tej pory zrobiliśmy trzy takie bramki i jakoś tam funkcjonują. Deski, oczywiście ze starej stodoły! Proste i szybkie.
















Olga wymogła na mnie zrobienie drabiny dla kotków, bo biedne nie mogły włazić na strych nad budynkiem gospodarczym po normalnej drabinie. Sami zobaczcie. Belka i przybite poprzeczki. Nie wiem czy koty są zadowolone, ale Olga tak. Co się nie robi dla kochanej połowicy?

W sadzie pozostało jeszcze trochę starych śliwek. No, takie na osiem metrów wysokie. Drabina nie sięga. Więc wymyśliliśmy przyrząd, tyka trzy metrowa, a na końcu kółko z drutu, do którego przymocowane zostały Olgi skarpety, które dostała w samolocie lecąc po raz pierwszy do Australii. W ten sposób powstał podbierak do śliwek o sentymentalnym zabarwieniu. Sami zobaczcie!
Mieszkańcy wsi potrafią zrobić użytek z wszystkiego, dokładnie wszystkiego. Tu się nic nie wyrzuca, bo wszystko kiedyś może się przydać. I my postępujemy podobnie. Jak coś zagraca, to przestawia się w inne miejsce.
 








Mamy zdobyczne kosy, sierpy, żelazne coś, co na pewno kiedyś się przyda i pełno rzeczy niewiadomego zastosowania. Poza tym „nowości” konieczne, by utrzymać obejście w jakim takim porządku. A ogarnąć to i pamiętać, co się ma, tragedia. Pewnie i Wam się zdarzyło kupić coś, co już się ma. To trochę tak, jak z niewieścią garderobą.

 


























Czy o czymś zapomniałem?

36 komentarzy:

  1. Jestem pod wrażeniem! A już przy podbieraku wymiękłam do imentu!:-)))
    Pozdrowienia z Siedliska!
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oldze też podobał się opis podbieraka. Nie pożałowała skarpetek. Wszak mieszanina sentymentalności ze świeżymi śliwkami przyprawia o zawrót głowy. Z tego względu zaniechaliśmy pokątnej uprawy maku. Może za wcześnie, bo co jak skarpety wywietrzeją i stracą swój unikalno-pociągający zapach.

      Serdeczności

      Usuń
  2. Nooo, na miejscu Olenki wznosilabym codziennie modly dziekczynne za takiego meza.
    Ja tez nie narzekam na swojego. U niego tylko jest tak, ze musi dostac natchnienie. Ja jestem od projektow, maz wykonuje, choc zawsze najpierw musi sie nagadac, ze "sie nie da". A potem sie daje.
    Cezary, jak na nie-fachowca poradziles sobie znakomicie, zwlaszcza ze zrobieniem okna.
    Chapeaus bas!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ, przy świętej cierpliwości Olgi też mogę sobie pozwolić na szukanie natchnienia. Nawet nie kiwa z politowaniem głową. Ponoć wszystkie chłopy tak mają, a ja nie mogę być odmieńcem.
      Gdyby było więcej chęci, to nasze obejście byłoby prawie miejskie, na co nie możemy sobie pozwolić. Wieś, to wieś i tu ściągają czapki tylko w kościele(podobno).

      Serdeczności i przekaż Swojemu, że w pełni się z nim solidaryzuję!

      Usuń
    2. NIEEEEE!!!
      A juz myslalam, ze trafil sie ideal. A Ty jestes taki, jak wszyscy. Jestem rozczarowana, a bylam oczarowana.
      Dobra, przekaze mojemu panu gest solidarnosci meskiej od Ciebie.
      Ide sie upic!

      Usuń
    3. No, przecież wiesz... ideały są bajkach. Moja skromność nie pozwala mi na wychylanie się. Bardzo uczciwie napisałem... ha ha.
      Ale zostań choć trochę oczarowana, umil Cezaremu ten niespokojny czas. I nie bójmy się robić cokolwiek po raz pierwszy, zawsze jest ten pierwszy raz...
      A wracając do okien to mógłbym kupić po trzysta złotych i potem kuć mury(trzy cegły, by je wpasować. Moja technologia ma tę zaletę, że nie trzeba być super dokładnym w pomiarach, bo zawsze wyjdzie dobrze. Ot, manipulujemy wszystkim. I na koniec, nie pij sama...

      Usuń
    4. Jak nie pic, skoro rozczarowanie...
      Nie, wracam z powrotem do oczarowania. Czuj sie nadal podziwiany.

      Usuń
    5. Ech, może kiedyś napijemy się razem pod naszą strzechą?
      Jak się nie zawali do tej pory. Może kiedyś będzie wystarczająco dużo wody w sadzawce i pomoczymy tam nogi z piwkiem w ręku, kto wie?

      Serdeczności

      Usuń
    6. Tylko nie kaz mi wspinac sie na jakies dachy, bo spadna na Ciebie koszty wzywania strazy pozarnej z dluga drabina. Na reszte sie zgadzam, piwko, nalewka, sadzawka. Plywac umiem.
      Buziaczki

      Usuń
    7. W Ochotniczej Straży sami dzielni strażacy, tacy żylaści i wyrobieni chłopcy na schwał. Pewnie z ochotą wspinaliby się po drabinie. A drabiny to nie wiem, jakie mają długie. Pewnie na wysokość chałup, bo tu nie mamy drapaczy chmur.

      Pożyjemy - popijemy!

      Usuń
    8. Popijemy, ale czy przezyjemy?
      Udaje sie do alkowy.
      Dobranoc dzielnym Budowniczym i Ich Malzonkom.

      Usuń
    9. Spokojnej nocy życzymy i snów o libacjach pod strzechą.

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Złote, nie złote... spracowane z odciskami tu i ówdzie. To jest takie rozsądne wyjście w konkretnej sytuacji. Mieszkamy na odludziu i trudno jest znaleźć fachowca za rozsądne pieniądze. Tu wszyscy bez wyjątku chcą dziesięć tysięcy nie wiadomo za co. Przyparci do muru stajemy się majsterkowiczami z konieczności.

      Serdeczności

      Usuń
  4. Całkiem fajna, ta Wasza graciarnia. Wasz dom remontowany na pełnym luzie i o to chodzi: o dobrą zabawę i radość z udanych pomysłów i ich wykonania.
    Ręczne kosiarki to już muzeum, jak zobaczy je ktoś' miastowy to nie wiadomo dlaczego śmiech go zbiera..
    Pozdrawiam złote rączki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nam z konieczności też się podoba. Tym bardziej, że nie mamy piwnicy, więc wszystko tam upychamy. Najgorzej jest dogrzebać się do czegoś potrzebnego w danej chwili, nie mówiąc już o znalezieniu np. siekiery. Niestety wiele "napraw" jest w fazie środkowej, tzn., że zaczęte i pozostawione na "natchnioną" chwilę. I dlaczego na wsi wszystko się psuje? W tej chwili do tego pomieszczenia mają dostęp kury z jednego kurnika, za wolą Olgi. O, ja nieszczęsny! Teraz wiem dlaczego jest mało jajek w kurniku. Te bestie wolą zakamarki od gniazd i gdzie tu szukać? I wszystkie moje bezcenności są przyozdobione.

      Serdeczności

      Usuń
  5. Czy ja tam na jedny zdjęciu graciarni dobrze widzę kawałek kota do mojej Amisi podobnego? Taki srebrny jak ona!
    Cezary jestem pełna podziwu dla Ciebie, ale widzę też z tego, co napisałeś, że daje Ci to wiele satysfakcji i uznania w oczach kochanej kobiety :) Gratulacje! Mnie najbardziej podoba się ta drabinka dla kotów, a Olgę za tą prośbę to serdecznie ode mnie uściskaj:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przejrzałem zdjęcia ponownie.Na szóstym zdjęciu od końca(po wyświetleniu) widać grzbiet i ogon naszej Zuzienki. Poza tym nigdy nie mieliśmy srebrnego kotka. Mamy dwa rudzielce, jednego całego czarnego i szarą kotkę, którą nazwaliśmy "ta trzecia". Czarny kocurek, to jej synuś. Najbardziej rozkapryszony kot na świecie, tragedia.
      Widzisz Anko, tylko robienie czegoś dla kogoś ma sens. A mnie ta kocia drabinka wcale nie przeszkadza.

      Serdeczności

      Usuń
  6. Cezary! ależ pięknie mnie oprowadziłeś po swoim obejsciu, jak prawdziwy gospodarz. Dziekuje za tę małą wycieczkę. Najbardziej podoba mi się podbierak do śliwek...:) A teraz zaproście gospodarzu do chałupy i dajcie herbaty bom zmarzła..:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sznupkowie! Dałem z siebie wszystko! Nie by zachwycić, a by pokazać samą rzeczywistość mieszkania na wsi. Poza jej niezaprzeczelnymi urokami jest zwykła codzienność. My do dzisiaj nie zdajemy sobie sprawy i nie do końca z powagi podjętej decyzji o zamieszkaniu pod lasem. Ale zawsze mamy wybór. Ależ ile razy można zaczynać od początku? Zawsze piękniejsze, to co pod lasem niż własne obejście. Ech, życie!
      Przyjdzie czas na herbatę, wszystko w swoim czasie, a na razie wstawiam wirtualny czajnik... piękny zapach czarnego bzu... poczujcie!

      Serdeczności

      Usuń
  7. Brawo Cezary! Najwazniejsze, to miec pomysl jak z "niczego" zrobic cos. To wielka zaleta i co tu duzo mowic oszczednosc pieniedzy.
    Moj maz tez wiele rzeczy robi sam, pamietam jak kupilismy mieszkanie do remontu, to praktycznie wszystko robil sam (dodam, ze nawet niektore sciany trzeba bylo wymienic).
    Kasy brakowalo na wszystko, wiec trzeba bylo kombinowac.
    Podbierak do sliwek jest rewelacyjny, a z drabinki dla kotow pewnie najwieksza radosc maja kury, bo z tego co pamietam Ola pisala, ze jajka rowniez znajdujecie na strychu.

    Twoja pracownia wyglada imponujaco i widac w niej pelno "przydasi".
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że inni dzielą mój los, co mnie ucieszyło. Niewdzięcznik jestem. Może od tej pory przestanę narzekać i bardziej żwawo wezmę się za roboty, bo i policzyć się ich nie da. Przyznać muszę, że po pewnym czasie przychodzi przesyt i człowiek staje się zadowolony z tego, co już ma. Typowy objaw lenistwa.
      Kury są bardzo niewdzięczne i nie używają kociej drabiny. Tradycjonalistki jedne. Nowo osiedleni mają problem nie z wykonawstwem, a z dostępem do odpowiednich narzędzi. Często pożyczałem od kochanego sąsiada, ale ileż można. Staram się mieć własne narzędzia, są zawsze pod ręką o ile można je znaleźć. Tak więc "przydasi" nigdy za wiele.

      Serdeczności

      Usuń
    2. Oj tam od razu niewdziecznik:) Bo my czarownice mamy szczescie do fajnych i zaradnych facetow:)
      Prawda, Olu?!
      Przeciez nie bede teraz wyliczala jaka jestem szczesciara, ze trafilam na mojego meza ktory potrafi zrobic wszystko.
      A to, ze czasami podczas remontu w szufladzie ze sztuccami zapodzial sie srubokret, albo inszy mlotek, to taki maly szczegol nic nieznaczacy:)

      Usuń
    3. Olga tylko pokiwała głową, to znaczy, pewnie są bardziej zaradni. Choć muszę przyznać, że Czarownice mają swoisty instynkt wybiórczy. Mam rozumieć, że padłem ofiarą magii i czarów. No cóż, specjalnie nie narzekam. Przynajmniej mogę się schować pod jej spódnicą i czasem da polatać na miotle. Doskonały to pojazd i zatory mu nie straszne. Rozumiem, że wszyscy zaradni są w tym samym bałaganiarzami. Zgadzam się.

      Serdeczności

      Usuń
  8. Oj skąd ja to znam :)))
    Okna do kurnika też podobnie zrobione, tylko od środka gwożdziki je przytrzymują :)
    Potrzeba matką wynalazku,i po co, jak piszesz kasę wydawać, skoro tyle dobra w obejściu :) Też prawie wszystko robimy sami :)
    Kiedyś chcieliśmy by "wioskowi hejnaliści" przyszli pomóc zrobić/ogrodzić wybieg dla kur i psiaków. Chcieli 10 zł. na godzinę !!! nie sumy od wykonanej roboty !!! Zrobiliśmy sami.
    Tylko u nas wszystko jeszcze bardziej "leży na sobie" bo "mamy głód pomieszczeń gospodarczych" :))) a wtedy, żeby coś znależć to istna III wojna światowa, wszystko wygląda tak jakby karton granatów się w garażu rozerwał !!!
    Taki podbierak do owoców też mamy, z pończochy - babcia męża też miała :)
    Tylko nie rozumiem po co w samolocie dają skarpety, jakiś zwyczaj, tak zimno w samolociku ... czy nie mają torebek do ży... przepraszam za mój głupi dowcip, ale tak jakoś przeleciał mi przez głowę :( i nie raz szybciej mówię jak myśle :(
    A stara drabina dla kotów przecież jest za krótka, jak biedaki miały wejść, przecież nie będą SKAKAĆ :))) a nowa jest rewelacyjna :)))
    Sprzęt też musieliśmy kupować, bo ile mozna pożyczać.
    Siekier też wiecznie szukamy, bawią się chyba paskudy z nami w chowanego :)
    Tylko tak jak czytam, to ja nie mam chyba tyle cierpliwości co Olga, albo mój skarb potrzebuje więcej czasu by natchnienie przyszło do niego, a potem żeby nabrało jeszcze mocy urzędowej :)))
    Wprost zakochałam się w WAS :)))
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pełne rozczarowanie. Myślałem, że jestem unikalny w poczynaniach, a tu wiadro zimnej wody na łepetynę. No dobra, należało się. Podobnie, jak Wy płaciliśmy najemnikom po dziesięć polskich złotych za godzinę pracy, o czym pisałem przy „rozbiórce stodoły”. Na nic wyliczenia. Mówię do „żylastego”; pracuj dziesięć godzin dziennie z wyjątkiem niedzieli. Będziesz miał 600 zł na rękę, co tydzień i miesięcznie około 3 tysięcy. Bezskutecznie! Jak zarobił na piwka i bułeczki z kiełbaską, to znikał. Miał płacone codziennie(mój błąd) i zawsze dostawał 100 zł(brak drobnych) z zadatkiem na następny dzień. Pojawiał się po kilku dniach jakby nigdy nic z uśmiechem i pytaniem; to co dzisiaj robimy? Rozbrajające, jasna cholewka! Potrzebowałem chłopa, więc milczałem. Zaniechałem zgłębiania podkarpackiej mentalności i tak trwam do dzisiaj.
      No wiesz, skarpetki w samolocie są konieczne. Najdłuższy nieprzerwany lot trwa 12-13 godzin na wysokości 10 tysięcy nad poziomem morza przy temperaturze na zewnątrz ponad minus 50 stopni Celsjusza. Dla wygody zdejmuje się obuwie i zakłada służbowe skarpety. Olga przez sentyment nie chciała się z nimi rozstać. Manelara jedna!

      Stara drabina nie jest za krótka i kotki bez problemu dawały sobie radę. Jednak, Olga moja kochana żona i obecna zadecydowała za kotki. Chłop musiał wysilić mózg i jeszcze wykonać. Koty mają drabinę na wyłączność, a ja święty spokój. Kury włażą na strych po starej drabinie. Konserwatystki! Coś za coś, jak zawsze.
      W sumie pocieszyłaś nas. Nie tylko nam źle i nie tylko my mamy pełne ręce roboty i podobne, chwilowe kłopoty, co zbliża.

      Naprawdę nie wiem, jak skomentować „Wprost zakochałam się w WAS”. No dobra, siostrzane zakochanie nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Tak więc i my „Wprost kochamy WAS”, a Olga na dokładkę przesyła pełen wzruszenia uśmiech.:-))

      Serdeczności

      Usuń
    2. No wiadomo, że tylko takie "z kółka różańcowego", a Ty o jakim pomyślałeś :)))
      No proszę, nie wiedziałam o tych skarpetkach, ale co ja tam wiem. Mój najdłuższy lot trwał 1.25 godzinki :)))
      Nawet nie było czasu dobrze się rozsiąść :)
      Ale skarpetek też bym nie oddała !!!
      My już nauczenie przykrym doświadczeniem zaliczek nie dajemy, żadne tam "daj szefie na papierosy czy piwko".
      Kiedyś mieliśmy ekipę co nam dom ocieplała, dawaliśmy tak co kilka dni jakąś zaliczkę i w połowie pracy z przerażeniem zliczyliśmy, że oni prawie całą sumę od nas wyciągnęli, a gdzie do końca roboty. Oni też chyba sobie policzyli, że za te marne grosze co zostały to im nie opłaca się kończyć. Mąż po innych budowach ich szukał. Skończyli, ale tak, że szkoda gadać.
      I tak wstrętne sknery, czyli my, musimy wszystko sami zrobić.
      Ale niestety nie wszystko się da, a szkoda. Bo w dobie niby bezrobocia na wsi, i wiecznego pod sklepem -"pożycz 2 zł. na piwo" nie ma chętnych do pracy. Mój rozum czasami tych kwestii nie ogarnia.
      Ale też i nieraz, jak jestem taka umęczona, to zastanawiam się, czy oni "ci hejnaliści" nie są szczęśliwsi ode mnie.O nic łobuzy się nie martwią, pomoc społeczna da na węgiel, talon na darmowe posiłki. Gdzieś jakąś rentę mają, żyje mama, babcia i jest ok. Cały dzień przyjemności i "przecież pot po dup... nie będzie im ciekł" ( tak nam powiedzieli jak chcieliśmy ich latem przy wolierach zatrudnić) :)))
      Ale się nagadałam, ale i tak nie zamieniłabym swojego dnia codziennego na luksusy w bloku :)))

      Usuń
    3. Co Cezary pomyślał, to do grobu zabierze. Dobrze, że przypomniałaś o kółku różańcowym. Jakoś uleciało z pamięci, a temat ciągle aktualny! Tylko, że koraliki z czasem mogą się posypać.
      Z pewnością, co nas łączy to podobne doświadczenia z uroczym wiejskim widoczkiem w tle, gdzie jelonki z potężnymi rogami ciągle królują na makatkach. Dlaczego z rogami? Czyżby były wzorcem potęgi i panowania. A może jeszcze coś...
      Chłop potęgą jest i basta! Ciekaw jestem na ile schłopieliśmy i czy powoli nie nabieramy, jak w naszym przypadku podkarpackich nawyków. Pewnie powoli przychodzące zmiany nie są dla nas widoczne. Chyba trzeba będzie stanąć obok i przyjrzeć się dokładnie.
      Postanowiliśmy nie ocieplać domu. Szacunkowy koszt to około 20 tysięcy złotych. Może zwróciło się po nastu latach, ale nie zamierzamy żyć w nieskończoność. Co prawda „mecenas” zawyrokował przy wymianie okien o szerokości parapetów, że trzeba zrobić szersze, by było miejsce na styropian. A przecież nie miał nic do powiedzenia w tej sprawie, bo zajmował się hydrauliką. Tak, więc mamy wystające ponad miarę parapety. Zdążyliśmy się przyzwyczaić i tylko ludziska mają, o czym gadać. Daj i im Panie!
      Podobnych historii jest wiele i na każdym kroku. Przecież robotę trzeba szanować i wyciągnąć ile się da. Podobny problem mam z mechanikami samochodowymi. Mam w aucie wyciek oleju pomiędzy silnikiem i skrzynią biegów. Czterech tutejszych nie podjęło się roboty, bo być może zapłata nie byłaby opłacalna. Co to znaczy? Musieliby wziąć zapłatę za rzeczywiste godziny pracy, a to się nie opłaca. A są szczerzy w ocenie i mówią; my tylko małe roboty bierzemy, a to jest automat i my się na tym nie znamy, trudny dostęp i auto za ciężkie. Dzisiaj jadę do piątego i ciekaw jestem podejścia. Młody i z zapałem. Dobrze gada i nazywa mnie kierownikiem, co już jest podejrzane. Komuś muszę zaufać i w tym czasie trzymać rękę na kieszeni. Powoli staję się Szkotem z głębokimi kieszeniami i krótkimi rękami. Oby pomogło.

      Najgorsze, że miejscowi traktują nas, jak półgłówków, co nie wiedzą skąd dzieci się biorą. Może doświadczyłaś podobnie. A my mamy przecież swój rozum poparty niejednokrotnie znacznym wykształceniem.

      Usuń
  9. Sprawdza Wam się ten podbierak? :) mieliśmy podobny do jabłek, choć zamiast skarpet worek jutowy :d Ale jabłka nie niektóre trzymały się mocniej i zahaczanie o nie krawędziami podbieraka nie zdawało egzaminu, bo spadały te obok, dojrzalsze, na ziemię. Od drąga poszedł więc jeszcze drut na środek petli - takie widełki i nimi się "zrywa" i wszystko spada centralnie do worka :)

    Dobrze mieć pana z zamiłowaniem do majsterkowania :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam nie wiem. Ze względu na małą średnicę nadaje się tylko do śliwek. Gruszki za duże nam rosną, a jabłka niestety same spadają na ziemię. Śliwki to węgierki, a jabłka to jakieś starodawne odmiany z rozpoznawalną tylko szarą renetą. Ten pomysł z drucikiem jest fantastyczny i jeśli nie jest opatentowany to skopiuję. Myślałem by do okręgu dodać coś w postaci noża tnącego, ale pomysł z drucikiem jest znakomity. No popatrz – nie jesteśmy wcale tak unikalni jak myślimy. Może to i dobrze.

      Pan z konieczności do majsterkowania przesyła;

      Serdeczności

      Usuń
  10. Wczoraj pisałam komentarz i go nie ma, wcięło jednym słowem. Macie fajny składzik na narzędzia , Cezary i Ty potraficie wszystko zrobić , i to bardzo ważne. Ile zaoszczędzonych pieniędzy i satysfakcja jak wielka. Mój tato był tak złota rączka. Pozdrawia serdecznie , serdeczności zostawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieraz i mam się zdarza zgubić komentarz. Na całe szczęście jesteśmy ducho i ręko czynni. Zaoszczędza nam to wiele kłopotów, ale i przysparza. Zbyt szybko wszystkim się przejmujemy, a robotę często trzeba robić po raz kolejny. Nie wyjdzie, to burzymy i od nowa, albo zostawiamy na potem. Na parterze wstawiłem osiem drzwi. Teraz wymyśliłem kładzenie plastrów. Trzeba będzie, więc wyjmować framugi i ponownie je wstawiać po położeniu płyt gipsowych. Zdobywamy doświadczenie robiąc dobrze i źle. Najlepiej byłoby zapłacić fachowcom, ale do chałupy pod lasem nie chcą zaglądać, a jak już to chcą 10 tysięcy.

      Jeśli Twój tato był złotą rączką, to pewnie dziedziczysz po nim zdolności manualne. Trzeba tylko pozwolić im się uwolnić. Powodzenia i nie przejmuj się jeśli nie wyjdzie za pierwszym razem.

      Serdeczności

      Usuń
  11. Kosy, sierpy ... Cezary, widzę wykrywacz metali, skądżeś wydobył te skarby?
    Po takiej nabijanej drabinie na belce kury wchodziły w kurniku na grzędę u moich rodziców, ale to było strasznie dawno; my też tacy majsterkowicze, prawie wszystko robimy sami, aż czasami marzy mi się, żeby już nic nie było do zrobienia ... ale mówią, że jak nic przed człowiekiem, to czas wybierać się na drugą stronę, coś w tym jest; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdobyczne rzeczy są najlepsze. Muszę przyznać, że masz bystre oko i nawet wykrywacz metali nie uszedł bezkarnie. Kiedyś dla zabawy w Australii odwiedziliśmy ileś zamkniętych kopalni złota. Z pasją szukaliśmy grudek na dwa wykrywacze. Prowadzone przy tym dyskusje koncentrowały się wokół bryły złota większej od dotychczas znalezionej. Wspaniale było się rozmarzyć! Jednak nasz sprzęt do kopania okazał się niewystarczająco dobry w obliczu przeważnie skalistego podłoża, a i sił po podróży brakowało. Nie znaleźliśmy złota, znaleźliśmy kawałki cyny i jakieś tam inne pozostałości. Jednak ludzie ciągle szukają i poza pasją mają niezły dochód. Profesjonaliści. Potrzebny jest sprzęt, który kosztuje około sześciu tysięcy dolarów i cała przyczepka łopat, kilofów i bardziej specjalistycznych narzędzi. Postanowiliśmy pozostać amatorami. Wiele rzeczy wykopane zostało w ogrodzie, w tym zardzewiały pług konny. Cały przykryty ziemią. I jeszcze coś, o czym może kiedyś napiszę.
      A z tą drugą stroną masz rację. Teraz wiem, dlaczego plany naszego remontu są rozłożone na długie lata.

      Serdeczności.

      Usuń
  12. A ja z kolei uwielbiam majsterkować i sprawia mi to wielką przyjemność, więc śmiało zdecyduję się na jakieś najlepsze i najciekawsze rozwiązania. Może znajdę trochę inspiracji na stworzenie czegoś, na Twoim blogu.

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lektura lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost