Pogodne i mroźne
dni zachęcają by wyjść na zewnątrz, aby przekonać się jak wygląda natura w tak
chłodną, lutową porę. A jeśli do tego wie się, iż ok. 20 km od nas czeka warta
zobaczenia atrakcja turystyczna, pozwalająca na obejrzenie Pogórza Dynowskiego
niemal z lotu ptaka, to nie ma się nad czym zastanawiać. Trzeba wyruszać, póki
sprzyja czas!
Owa atrakcja to zbudowana
niedawno wieża widokowa w Krzywczy, w wiosce leżącej w połowie drogi między
nami a Przemyślem. Trafić doń łatwo, bowiem postawiono ją tuż przy szosie. Metalowa,
ażurowa wieża ma 37, 5 m. wysokości i pewnie nie każdy będzie miał odwagę by wspiąć
się tak wysoko. Ja oczywiście bez namysłu weszłam na górę, jednak kilka razy po
drodze zimny mróz przeszedł mi po krzyżu, gdy spojrzałam w dół i na boki a do tego miałam wrażenie, iż wieża leciutko się huśta. Podczas
wspinaczki cały czas trzymałam się lodowato zimnej poręczy, wiedząc, że
przecież bardzo łatwo można się potknąć albo poczuć ni stąd ni zowąd zawroty
głowy. A przecież Cezary nie uratowałby mnie z opresji, bo został na dole i
stamtąd cały czas obserwował mój wyczyn. Szłam więc coraz wyżej sama,
samiusieńka i towarzyszył mi tylko lodowaty wiatr, pustka oraz zimowe Pogórze coraz
szerzej rozpościerające się przede mną w całym swym majestacie.
Patrzyłam dokoła
z zapartym tchem. Serce biło mi mocno. Pola, wzgórza i doliny pokryte rudością,
złotem i beżem traw, ciemnym brązem lasów i oranżem krzewów, głęboką zielenią
świerków i sosen trwały w cierpliwym oczekiwaniu na pierwsze powiewy wiosny. Szczególnie
zachwyciła mnie wijąca się na dole biała wstęga Sanu. Mimo, iż mieszkamy tu już
piętnaście lat, nigdy jeszcze nie widziałam tej rzeki z tak wysoka a do tego w
tak odmiennej, surowej, zimowej postaci. Od razu postanowiłam, że zaraz po zejściu
z wieży namówię Cezarego by pojechać nad rzekę. Tam, gdzie widać było z oddali
łuk zielonego mostu.
Tak też
zrobiliśmy. Dzięki temu udało nam się zrobić mnóstwo ciekawych, zupełnie innych
niż dotąd fotografii. Rzeka w większości skuta lodem oszałamiała urodą,
kolorytem, wielkością, meandrami. Gdzieniegdzie, tam, gdzie nie była
zamarznięta pływały sobie kaczki i łabędzie. Tam zaś, gdzie przeważała
zmarzlina dało się słyszeć co chwila pękanie kry, plusk wody, łakomie pochłaniającej
kolejne kawały lodu. Patrząc na to miałam uczucie, jakbym znajdowała się gdzieś
na Alasce albo na Syberii, tak bardzo groźny a jednocześnie niezwykle piękny był
to zimowy widok. Wędrowaliśmy z mężem wzdłuż wybrzeża podziwiając bliższe i
dalsze zakola rzeki, roślinność po jej bokach, widniejące w oddali wzgórza i
wioski. Cały śnieg, który jeszcze niedawno leżał wszędzie już stopniał i jedyna
biel, jaką można było obserwować to była ta lodowo srebrzysta biel pokrywająca San.
Zimny wicher
cały czas świstał nam w uszach, sprawiał, że oczy łzawiły a dłonie trzymające
aparaty fotograficzne bolały i wręcz błagały o rychłe schowanie w kieszeniach. Jednak
stojące wysoko słońce tak cudownie oświetlało ten pejzaż, że niczym zdawały się
owe przykre wrażenia ciała. Wszak dusza cały czas śpiewała. Cały czas chciała więcej
i więcej tej zimowej, bezkresnej wędrówki. Oczy chciały wpatrywać się w te niebieskości,
srebrzystości i białości, żeby wchłonąć w siebie jak najwięcej tego mroźnego piękna, sycąc
się nim na zapas.
Ostatnia to
chyba była okazja by zobaczyć w tym roku ten unikalny, zimowy spektakl
odmarzającej powoli rzeki. Cieszę się zatem, iż dzięki wyprawie do wieży w
Krzywczy, dzięki możliwości popatrzenia na świat z góry zostałam obdarowana tak
niespodziewanym prezentem od natury. Czystym zachwytem i wzruszeniem.
Poczuciem, że we wszystkim jest głęboki sens a dręczący człowieka na co dzień
chaos znika, gdy spojrzy się na sprawy z innej niż dotąd perspektywy.
Już wkrótce
wiosna zapanuje na Pogórzu i rzeczywistość będzie wyglądać zupełnie inaczej. Bo
wiosna potrafi zmienić wszystko. I nie tylko w świecie przyrody, ale i w
świecie ludzi. Przypomniał mi się wiersz Marii Konopnickiej pt. „Rzeka”. Kiedyś
śpiewaliśmy go w podstawówce, nie rozumiejąc chyba za bardzo czego metaforą może
być długo skuta lodem rzeka, która w końcu na wiosnę się ruszy w dal. Teraz już
wiem, rozumiem. I uśmiecham się na myśl o rzece, która nareszcie wolna i wielka,
przezwycięży każdą przeszkodę i tak jak jej to przeznaczone popłynie swobodnie
do morza…
Rzeka
Autorka: MARIA
KONOPNICKA
Za tą głębią,
za tym brodem,
Tam stanęła
rzeka lodem;
Ani szumi, ani
płynie,
Tylko duma w
swej głębinie:
Gdzie jej
wiosna,
Gdzie jej
zorza?
Gdzie jej droga
Het do morza?
Oj, ty rzeko,
oj, ty sina,
Lody tobie nie
nowina;
Co rok zima
więzi ciebie,
Co rok wichry
mkną po niebie.
Aż znów
przyjdzie
Wiosna hoża
I popłyniesz
Het do morza.
Nie na zawsze
słonko gaśnie,
Nie na zawsze
ziemia zaśnie,
Nie na zawsze
więdnie kwiecie,
Nie na zawsze
mróz na świecie.
Przyjdzie
wiosna,
Przyjdzie hoża,
Pójdą rzeki
Het do morza!
Cudne zdjęcia i piękny wiersz - piosenka. Przypomniała mi się melodia, przypomniałam sobie również jak ją śpiewałam. Wzruszyłam się...
OdpowiedzUsuńNo to się nachodziliście najpierw w górę a potem w dół. No ale warto było przecież. A piosenkę i ja pamiętam z dzieciństwa - wzruszyłam się znowu.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za te widoki wspaniałe :-)
Też dobrze pamiętam te piosenkę : "Nie na zawsze słonko gaśnie, nie na zawsze ziemia zaśnie, nie na zawsze więdnie kwiecie, nie na zawsze mróz na świecie". Tak, po najdłuższej zimie zawsze przychodzi wiosna a po najdłuższym smutku zawsze przychodzi radość.
OdpowiedzUsuńWitaj słońcem za oknem Olgo
OdpowiedzUsuńChociaż zawsze z obawą wchodzę, czy też schodzę po takich schodach, to czasem ciekawość przezwycięża strach. Widoki to potrafią zrekompensować. Kiedyś napisałam nawet opowieść o praskich schodach.
I ja wypatruję wiosny z mojego ostatniego piętra.
Zdjęcia i wiersz jak zawsze urzekają...
Życzę Ci radości z coraz dłuższego dnia
Podobno z góry lepiej widać, a z dołu - słychać. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPiękne foty Olu, zarówno te robione na dole, jak i te z góry. Zazdraszczam takiej wycieczki. Z zamarzniętymi wodami to zawsze ostrożnie, podczas tajania lubieją wylewać niszczyć. ;-D
OdpowiedzUsuńCos fantastycznego Olu, bede jutro ogladac az do zachlysniecia sie tymi pejzazami, otworze do tego kompa, bo telefon to za malo. Jak ja wam zazdroszcze , ze mieszkacie w tak cudnym miejscu , a poza tym kocham te wyraziste pory roku w Polsce 😍Te przemiany przyrody, to zamieranie, a pozniej odradzanie sie i rozkwit. Na to czekam juz z niecierpliwoscia. Powiem ci, ze spokojnie wleze na kazda wysokosc, dopoki pod nogami czuje grunt... Za to zawieszona na diabelskim kole w najwyzszym punkcie, bujajac sie w otwartym wagoniku, z porecza siegajaca tylko do pasa, myslalam, ze umre😱 Siedzialam na podlodze oburacz kurczowo trzymajac sie nogi lawki i wylam w myslach jak ranne zwierze. Najgorsze przezycie z " wesolego" miasteczka jakie pamietam. Nic tego nie pobije:) Jeszcze raz wyrazam zachwyt nad tym, co uchwycilas kamera ... po prostu bajka 😍😍😍 Kitty
OdpowiedzUsuńDzielna Dziewczynka! Brawo. A fotografie to najprawdziwsze cudeńka.
OdpowiedzUsuń