…Jak sobie radzić, gdy dopada nas jakoweś drapanie w
gardle, kichanie i smarkanie a do tego łamie w kościach, boli tu i tam, no i
zimnica ogarnia nieprzyjemną falą? A co ważniejsze, co począć, by tych
nieprzyjemności uniknąć, czyli jednym słowem, jak wzmocnić odporność?
Każdy z nas ma
rzecz jasna swoje wypróbowane i ulubione sposoby na radzenie sobie z powyższymi
problemami. Raz one działają a raz nie, lecz mimo to nie wolno się poddawać i przestać
ufać w naturalne metody zachowania czy też poprawy zdrowia. Jest przecież
mnóstwo ziół i innych dostępnych łatwo specyfików, po które można sięgać i
które nie wywołują zazwyczaj żadnych skutków ubocznych, w przeciwieństwie do
medykamentów przepisywanych przez lekarzy. Tym bardziej, że na banalne
przeziębienie nie ma właściwie żadnego lekarstwa a więc wizyta u lekarza wydaje
się zbędna, skoro można próbować poradzić sobie samodzielnie. No chyba, że owo przeziębienie
trwa zbyt długo albo przekształca się w kolejną, poważniejszą dolegliwość. W
silny i uporczywy kaszel, w rzężenie w płucach, w dziwną, przedłużającą się słabość…Wówczas
należy zasięgnąć konsultacji lekarskiej. Bo pewnie po dokładnym osłuchaniu
doktor zaordynuje antybiotyk a może też skieruje nas na jakieś badania laboratoryjne.
Choć niestety lekarze nie są tacy chętni by człowieka na owe badania kierować.
A szkoda, bo gdyby robiono chorym ludziom antybiogramy, wówczas okazałoby się, na
jaki specyfik zareagują dręczące nas bakterie i dzięki czemu można je zwalczyć.
Tu przypomina mi się natychmiast jak w czasach młodości zapadłam na grypę. Nie
mogłam się z niej wygrzebać bardzo długo. Po miesiącu przekształciła się ona w zapalenie
górnych dróg oddechowych a do tego doszła silna anemia. Antybiotyk łykany za
antybiotykiem nie dawał żadnych rezultatów. Aż w końcu po kilku miesiącach męczarni
wylądowałam w szpitalu z potężnym zapaleniem płuc a tam leczono mnie
kroplówkami z penicyliną, bo okazało się, że to jedyny lek, na który
reagowałam. Jedyny, który mógł mi realnie pomóc i pomógł bardzo szybko. Zupełnie
niepotrzebnie męczyłam się więc przez te kilka wcześniejszych miesięcy, psując
sobie żołądek łykanymi lekami, niszcząc moją florę bakteryjną i
doprowadzając ciało do wyniszczenia….
No dobrze,
wracajmy jednak do listy domowych specyfików, które można a nawet powinno się stosować,
gdy wirusy i bakterie chcą nas wziąć we władanie.
1. Rozgrzewajka,
którą stosujemy nieomal co dzień to pyszna zupka do picia z kubka.
Przepis na nią wymyśliłam kilka miesięcy temu, gdy zachciało mi się wodzionki (śląskiej
bieda zupki opartej na chlebie) a z powodu diety ketogenicznej chleba jeść nam
nie wolno. I oto co wymyśliłam na szybko i stało się to w naszym domu przebojem
numer jeden.
Do kubka wciska się kilka
ząbków czosnku, dodaje łyżeczkę smalcu ze skwarkami, wsypuje się trochę suszonego
lubczyku i pietruszki, dodaje się odrobinę ostrej papryki i kurkumy oraz mniej więcej
pół łyżeczki soli kłodawskiej. To wszystko zalewa się wrzątkiem, miesza się i
czeka chwilkę aż się smalec rozpuści. Potem próbuje się czy smak jest dobry,
czy nie potrzeba czegoś jeszcze dodać. U
mnie tym niezbędnym dodatkiem jest domowej roboty maggi w płynie. Zrobiłam
kilka buteleczek tej przyprawy latem i teraz przydaje się jak znalazł. Dodaję
ją do wszelkich zup, sosów oraz sałatek. Nie potrzebuję już kupować tej
przyprawy w sklepie. Moja domowa maggi zastępuje też sos sojowy, do niedawna dość
często przeze mnie używany. Jeśli ktoś z Was chciałby poznać przepis na domową
maggi, to dopiszę go potem w komentarzu albo na końcu tego posta.
Owa jaworowa zupka –
rozgrzewajka naprawdę dobrze człowieka rozgrzewa, co zimą jest bardzo ważne.
Do tego po jej wypiciu ma się uczucie lekkiego palenia w gardle. Tak działa
duża ilość czosnku oraz szczypta ostrej papryki. Do tego napój jest po prostu
pyszny i jak się człowiekowi chce czegoś gorącego, czegoś podobnego do rosołu (
który gotuje się wszak długo i nie zawsze ma się go na podorędziu), to na
szybko można sobie przyrządzić właśnie taką zupkę. Polecam, bo jak dotąd
(odpukać w niemalowane!), żadna infekcja tej zimy nas jeszcze nie złapała i mam
nadzieję, że nie złapie.
2. Napój
ziołowy z ziół zbieranych latem na okolicznych łąkach. W jego skład wchodzi
pokrzywa i wrotycz – po garści. Do tego dodaję kilka pokruszonych liści
laurowych oraz dla kwaskowatego smaku i na obniżenie poziomu cukru we krwi łyżeczkę
suszonych owoców berberysu, nazbieranych pod koniec jesieni w ogrodzie.
Wszystko to zalewam w dzbanku wrzątkiem i stawiam pod przykryciem stawiam ów
dzbanek z boku płyty grzewczej na piecu. Tam przez kilkanaście minut naciąga
mocno i nabiera herbacianego koloru. Popijamy to z Cezarym przez cały dzień.
3. I
kolejny napój, tym razem do picia na zimno. To woda goździkowa. Gdzieś
przeczytałam przepis na nią i od tej pory staram się codziennie ją przyrządzać,
bo nie dość, iż odpowiada mi jej smak, to jeszcze mam wrażenie, że także przyczynia
się ona do zachowania zdrowia. Jak się ją robi? Do garnka wlewam około litra zimnej
wody i wsypuję około 10 suszonych goździków. Stawiam to na piecu i doprowadzam
do wrzenia. Pozwalam aby napój gotował się przez kilka minut. A potem znowu pod
przykryciem odstawiam go na bok płyty, bo porządnie naciągnął. Napojem tym rozpoczynam każdy dzień a także
każdy dzień nim kończę. Jest pachnący, leciutko piekący i ma się uczucie, że
wyjaławia całe wnętrze jamy ustnej. Goździki mają działanie bakterio i
wirusobójcze. Do tego działają też lekko przeciwbólowo i uspokajająco.
4. I
zeszłoroczne moje odkrycie - olej dziurawcowy do masażu, z działaniem
przeciwbólowym, przeciwzapalnym. Smarujemy się nim z Cezarym nawzajem, ilekroć
bolą nas mięśnie albo zaczyna się jakieś kłucie w plecach, a zwłaszcza w
korzonkach. Pomaga. Tylko trzeba wmasować go kilkukrotnie, codzienne i długo,
aż do mocnego rozgrzania masowanego ciała.
Podobno można ów olej dostać w
sklepach zielarskich. Ja zrobiłam go sama, bo latem na łąkach rośnie tu mnóstwo
dziurawca. Grzechem byłoby zatem z niego nie skorzystać. Olej ów ma cudownie karminowy
kolor, bowiem dziurawiec zawiera w sobie hyperycynę, czerwony barwnik. I na to
właśnie trzeba zwrócić uwagę, kupując ów olej w zielarni. Ma być czerwony a nie
żółty. Jeśli jest żółty, to po prostu oszukaństwo…Jak zrobić samodzielnie ów
olej? Podam ów przepis w komentarzu, jeśli ktoś będzie ciekaw.
5. Inhalacje
z olejków eterycznych. Na pewno większość z Was je stosuje, bo naprawdę
wdychanie pary wodnej z dodatkiem owych olejków momentalnie odtyka noc i
pozwala złagodzić dokuczliwy katar oraz drapanie w gardle. Można kupić gotową
mieszankę owych olejków, ale można ją sobie skomponować samemu. U mnie jest to
mieszanka olejku eukaliptusowego, miętowego, goździkowego, drzewka herbacianego
oraz oregano. Do garnka z gorącą, parującą wodą wkrapia się po kilka kropel
każdego z tych olejków. Nachyla się nad owym garnkiem i okrywa się ręcznikiem
głowę, tak aby para nie wydostawała się gdzieś z boku, ale leciała tylko na
twarz. Przez kilka minut mocno wdycha się ową aromatyczną parę. Najlepiej takie
wdychania stosować kilka razy dziennie. Wówczas pojawia się szybko odczuwalna
ulga. Uważać tylko trzeba by się nie poparzyć.
6. Płukanie
nosa. A gdy katar nie ustępuje i ma się przykre wrażenie zatkanych zupełnie
zatok, wówczas można przepłukać nos za pomocą irygatora. W każdej aptece można dostać
miękkie, plastikowe butelki ze specjalną końcówką pasującą do otworu w nosie.
Taką butelkę napełnia się ciepłą wodą. Dodaje się do niej pół łyżeczki soli
kłodawskiej albo gotową saszetkę soli kupioną w aptece. Po dokładnym
rozpuszczeniu owej soli bierze się jakąś miedniczkę i nachylając się nad nią
przytyka się końcówkę owego irygatora po kolei do obu dziurek w nosie. Naciska się
butelkę i wtłacza się słony płyn do nosa. Ów płyn wypływa drugą dziurką i
skapuje do miedniczki.
I tu uwaga – po irygacji nosa
oraz po inhalacji nie powinno się przez godzinę wychodzić na dwór ani zasypiać.
Chodzi o to, że rozgrzany tymi czynnościami człowiek mógłby się zaziębić albo zakrztusić
wyciekającym z nosa płynem.
…I to tyle ode mnie. Poniżej
zamieszczać chcę listę domowych specyfików polecanych przez Was. Dosyłajcie je
proszę w komentarzach a ja będę Wasze przepisy sukcesywnie do owej listy dokładać.
A ponieważ w poprzednim poście już pojawiły się dwa takie przepisy, zatem od
nich rozpoczyna się lista Waszych domowych receptur.
1. Ola
Iwko robi miodowy napój zdrowotny na bazie miodu ze sprawdzonej pasieki.
Popija go sobie rano. Przyrządza się ów napój bardzo prosto. Wystarczy
wieczorem zalać przegotowaną, chłodną wodą łyżkę owego miodu.
2. Stardust
przyrządza zdrowotny eliksir Fire Cider, który wzmacnia odporność. Oto
jej przepis na ów cudowny specyfik. Poniżej cytuję Star w całości, ponieważ nawet
sposób w jaki pisze wprawia człowieka w dobry humor. A dobry nastrój, to
przecież podstawa zdrowia!:-)
„Oczywiście
przepis jest z czasów kiedy Amerykanie głównie leczyli się domowymi sposobami i
to było naprawdę super no ale jak wiemy, wszystko co super to się kończy.
Magiczna mikstura nazywa się Fire Cider.
Składniki: korzeń chrzanu, czosnek, cebula, korzeń
imbiru - to są podstawowe składniki.
Jak ktoś ma i lubi może dodać niewielka ostrą
paprykę, korzeń kurkumy, ewentualnie jakieś zioła (rozmaryn, tymianek, szałwia...
Te podstawowe składniki siekamy i w równych ilościach
wrzucamy do słoika, dodajemy te drugorzędne, które mogą być w ilościach, ze tak
powiem niekontrolowanych:))) Zalewamy to wszystko octem jabłkowym, ale takim
wytworzonym albo w domu albo przez zaufaną firmę, ten ocet ma być mętny.
Dodajemy miód oczywiście z prywatnej zaufanej
pasieki. Zakręcamy to wszystko i odstawiamy na 3-4 tygodnie żeby się przeżarło*
(??? mądrzejsze polskie słowo nie przychodzi mi do głowy, a zerkałam już do słownika
4 razy wiec mi się nie chce). Po tym czasie, odcedzamy to wszystko i mamy
zdrowe lekarstwo na przeziębienia.
Przechowywany w ciemnej butelce/słoiku oraz w
ciemnym pomieszczeniu płyn może przetrwać dwa lata.
Ja już w pierwszym roku kiedy to robiłam zakupiłam
słoiki i butelki z ciemnego szkła, dodatkowo mam spiżarnię, która owszem ma światło
ale się go zaświeca sporadycznie czyli jest doskonałym miejscem do
przechowywania takich mikstur. Polecam tak słoiki, butelki jak i miksturę.
Jak tylko przychodzi grudzień to ja sobie serwuję
dużą łyżkę takiego płynu przed pójściem do lóżka i żadna cholera mnie nie
bierze:))) z drugiej strony na co cholerze dodatkowa cholera:))))”
* Droga Star! Świetny przepis! I tu jeszcze
malutka podpowiedź ode mnie. Bardzo podoba mi się określenie „przeżarło”, ale w
języku polskim istnieje inne słówko dla określenia tego procesu, gdy się wszystko
porządnie ze sobą zmiesza i nabiera mocy. Mówi się wtedy, że coś się ze sobą „przegryzło”.
Słowniki najwidoczniej nie znają tego wyrażenia!:-)))
3. Agniecha podała taki oto przepis na imbirową herbatkę na przeziębienie:
"Imbir obrany ze skóry (przy uprawie imbiru używa się wielu niezdrowych pestycydów, one zostają w skórce), zalewam wrzątkiem i czekam aż se porządnie naciągnie a woda ostygnie do ciepłej. Albo zalewam ten imbir niezbyt dużą ilością gorącej wody a jak naciagnie to dolewam zimnej. Następnie dodaję miód ze znajomej pasieki (ostatnio od Tupajowego chłopa), sok z cytryny najchętniej eko lub własnej produkcji ocet jabłkowy. I gotowe"
4. Teresa także podała przepis na napój imbirowy, ale trochę inny, niż ten powyższy.
"Moim codziennym porannym napojem - herbatką jest imbir. Teraz akurat jest w sprzedaży bardzo świeży korzeń imbirowy, dodatkowo kupuje organic z nadzieja że bez chemikali. Oczywiście obieram, kroję w cienkie plasterki, zalewam wrzątkiem, kubek trzymam pod przykryciem 5 minut i pije. Uwielbiam jak lekko drapie w gardle, no i tak odświeża. W ciągu dnia jeszcze kilka razy te same plasterki zalewam wrzątkiem"
Ja za leniwa jestem do tych wszystkich napojów i naparów, inhalacji i płukań, eliksirów i specyfików ale uwielbiam czosnek i cebulę i te dodaję do wszystkiego. Do past i smarowideł, do mięs i zup. A syrop z cebuli zasypywanej cukrem brązowym to mój ulubiony łakoć zimowa porą. I mimo 77 plus jestem zdrowa jak rydz. Pozdrawiam Was tam na górce💛
OdpowiedzUsuńI ja bardzo lubię czosnek oraz cebulę. W każdej postaci chyba, no, może poza gotowana cebulą z rosołu. Serdecznie gratuluję Ci Krystynko tak dobrego zdrowia. Najwidoczniej czosnek i cebula robia dobrą robotę a do tego na pewno Twoje pogodne usposobienie oraz upodobanie do przebywania na świeżym powietrzu i pracy na łonie natury.
UsuńPozdrawiamy Cię oboje z naszej zamrożonej na kosć górki!:-)♥
Podziwiam Cię za samodzielne przygotowywanie tych wszystkich specyfików. My staramy się o podnoszenie odporności ruchem na świeżym powietrzu, łykamy jakieś witaminy, jak na razie wiele lat bez antybiotyków.
OdpowiedzUsuńNiewykluczone, że spróbuję któregoś przepisu Twojego lub z komentarzy. To cała magia :-)
jotka
Myśle, że większosc gospodyń na wsi przygotowuje rózne domowe specyfiki. To część tradycji a poza tym żyjąc w otoczeniu tak wielu skarbów natury po prostu chce się z nich korzystac. I tak, jest w tym coś magicznego. Kiedyś kobiety miały ogromną wiedzę znachorską. Dzisiaj już niewiele tego zostało, choć obserwuję też modę na powrót do natury i do starych, sprawdzonych receptur! Nieustającego zdrowia, Jotko:-)
UsuńHahahaha.... obsmialam sie z tego przezarlo do granic wytrzymalosci:))
OdpowiedzUsuńOlenko, Wy tego nie widzicie, bo oczywiscie widzicie to co ja juz napisalam i opublkowalam, ale to nie jest takie latwe z mojej strony. Wiesz po 40 latach zycia w USA, rozmawiania w 95% po angielsku to jest chyba naturalne, ze brakuje mi slow. Rozmowy z Juniorem nie pomagaja, bo jego polski to taki wiesz... no spolszczony, albo i jeszcze gorzej.
I tak jak cos pisze to dziesiatki razy zagladam do slownika (google) bo piszac mysle po angielsku i nie moge sobie przypomniec polskiego slowa, no to google z pomoca:)) Dodatkowo darowalam juz sobie te wszystkie "razem czy osobno" i to traktuje "na wyczucie" albo raczej "na wyglad". Bledow ortograficznych nie chce sobie darowac, wiec na wszelki wypadek znow sprawdzam:)))
Na przyklad piszac ten przepis, ktory wiadomo mam po angielsku nagle mysle jak jest po polsku ginger, tumeric itp. ba nawet zwykly czosnek (garlic) i chrzan (horseradish) musialam sprawdzic bo mi z tego wszystkiego wyparowaly.
Pewnie sie niepotrzebnie tlumacze, ale chcialabym zebys tak Ty jak i Twoje czytelniczki (jesli czytaja moje komentarze) mialy pojecie jak to wyglada w moim przypadku.
Marylko! Ja tak naprawdę to jestem pełna podziwu dla Twojej biegłości w poprawnym pisaniu i wyrażaniu sie po polsku. Daj Boże wielu rodzimym blogerom pisać tak dobrze, jak Ty! Nie każdemu jednak na tym zalezy, nie każdemu wydaje się to ważne. A jest, bo świadczy takze o szacunku do czytających i do j. polskiego w ogóle. Brawo Ty, Marylko!:-))
UsuńTak Olenko, TAK chodzi o szacunek do jezyka i do KRAJU. Nic wiecej. Ja sie przylapalam jakies 20 lat temu, ze zaczynam "tracic" jezyk polski glownie w pisaniu i kombinowalam co by tu zrobic. I tym sposobem weszlam w blogowanie. Ja widze jak ludzie pisza i to zarowno po polsku jak po angielsku. Ktos kto zna/uczy sie angielskiego ale pisze fonetycznie.
UsuńJa wiem, raz na jakis czas to moze byc smieszne, ale zawsze? to juz lekka przesada (delikatnie mowiac).
Tak samo jak "Hameryka", "Niemniaszki" itp. OK ktos nie lubi Niemcow (ja do tej grupy naleze - mialam dziadka i wujka w obozie koncentracyjnym) Rozumiem, ze bylo to tyle lat temu, ze powinno mi "przejsc", ale jest jak jest. Mimo to nie pisze "Niemcewo" czy Niemniaszki.
Wroga tez trzeba szanowac, sama nienawiscia nikt jeszcze nic nie wygral, co zreszta widac po konflikcie Rosji z Ukraina. Tyle nienawisci, a moze kompleksow (???) a mowilam od pierwszego dnia, ze Ukraina nie mma szans. Bo ja patrze na realia, a nie kieruje sie sympatiami czy nienawiscia. Nie mam zadnego powodu do kochania Rosji czy Ukrainy ale widze co sie dzieje i jak jest. Zreszta pisalam o tym u mnie wiec wiesz.
Kombinuje jak by tu skorzystac z Twoich przepisow ale znow bede musiala siegnac do wujka googla zeby zakumac co to jest ... dziurawiec:))) Ha, juz wiem to jest St. John wort cokolwiek to znaczy bo teraz wiem, ze nic nie wiem:))
OdpowiedzUsuńAle inhalacje robie kazdej nocy, mam w sypialni jeden wiekszy nawilzacz i bez niego nie moglabym spac zima, drugi maly taki wlasnie inhalator mam na stoliku przy lozku po stronie gdzie spie i tam wlasnie wlewam wode z dodatkiem olejku oregano albo lisci laurowych. Spie na prawym boku, glownie wiec ta para z inhalatora idzie prosto na moja twarz.
No i plukanie nosa oraz zatok. Juz od lat uzywam w tym celu neti pot i on dziala naprawde super.
Mam tez biblie ziolowa:))) zwie sie The Lost Book of Herbal Remedies. Kupilam ja jak sie przeprowadzilismy tu na wies i jestem bardzo zadowolona bo tam moge znalezc nie tylko jakie ziola na co pomagaja ale tez przepisy jak je stosowac, jak np. zrobic masc, krem czy wlasnie herbatki ziolowe.
Krotko mowiac jestem Baba ze Wsi pelna geba:)))
Dziurawiec ma takie drobne, żółciutkie kwiatuszki zebrane w liczne kwiatostany na szczycie około półmetrowej rośliny. A jak rozetrzeć te kwiatuszki czy nawet listki w palcach, to barwią sie palce na czerwono. Ciekawa jestem czy na łąkach w USA rośnie to zioło. A czy w ogóle są tam podobne do polskich łąki?
UsuńNa pewno ciekawa jest ta Twoja biblia ziołowa. Lubię takie książki i też parę takich mam. No i w necie też duzo na te tematy czytam albo oglądam filmików. Dobrze jest przecież cos wiedzieć, wypróbować na sobie i stwierdzic, czy cos działa, czy pomaga.
Fajnie, że jesteś Baba ze wsi jak sie patrzy Ja też i sie tym szczycę!:-)))
Olenko, sa laki, sa lasy w koncu to wielki kraj. U mnie przed domem w 2022 roku nagle pojawila sie dziewanna. Dziewanna jest doskonala na drogi oddechowe wiec sie ucieszylam. Nazbieralam lisci, wysuszylam i zrobilam sobie caly duzy sloik na herbatki.
UsuńTyle, ze ze mnie ogrodniczka jak z koziej d..y puzon to cieszylam sie bardzo widokiem tych pieknych kwiatkow zupelnie nie zdajac sobie sprawy z faktu, ze kazdy taki kwiatek to nowa dziewanna na przyszly rok:))) I teraz ciagle sie pozbywam tych nowych co to odrastaja z tych pieknych kwiatuszkow:)))
NO taka jestem zdolna.
Ale jest nadzieja, bo wiadomo, ze nic tak skutecznie nie uczy jak zycie i wlasne doswiadczenia.
Kiedy jestem przeziębiona, to robię taką lemoniadę:
OdpowiedzUsuńImbir obrany ze skóry ( przy uprawie imbiru używa się wielu niezdrowych pesty- i herbicydów, one zostają w skórce ), zalewam wrzątkiem i czekam se aż porządnie naciągnie a woda ostygnie do ciepłej. Albo zalewam ten imbir niezbyt dużą ilością gorącej wody a jak naciągnie to dolewam zimnej. Następnie dodaję miód ze znajomej pasieki ( ostatnio to od Tupajowego chłopa ), sok z cytryny najchętniej eko, lub własnej produkcji ocet jabłkowy. I gotowe.
Właśnie jestem w trakcie produkcji porannej, jako że jestem przeziębiona.
Oraz sok z kiszonych buraków z dodatkiem całej masy innych prozdrowotnych składników, przepis był kiedyś na blogu Gosianki, kiedy jeszcze go prowadziła. Może go znajdę.
Olgo, Ty pewnie wiesz, że dziurawiec nie zgadza się ze słońcem. Kiedy się smarujesz, to nie wystawiasz się na słońce. Tak na wszelki wypadek to piszę.
Lemoniada imbirowa...Przepis prosty i zachęcający. Imbir i miód są bardzo zdrowe. A co wiecej, chyba ten napój jest też pyszny. Dzięki, Agniecho.
UsuńSok z kiszonych buraków i ja robię jesienią. Z dużą ilością czosnku, z chrzanem i koprem. Pycha!
Tak, wiem o tym, że dziurawiec kłóci się ze słońcem. Dlatego smarujemy się owym olejem zazwyczaj na noc a jeśli rano, to tylko w czas zimowy, kiedy niewiele sie z chałupy wychodzi. Dobrze jest też napić sie na noc naparu z ziela dziurawca. Uspokaja, wycisza, pomaga zasnąć. Podobno działa też antydepresyjnie, o ile oczywiscie długo sie go stosuje.
Imbir, sok z cytryny, miod i ocet jablkowy to byla herbatka, ktora robilam Wspanialemu. Pomagalo to ponoc obnizyc cisnienie dlatego tez ja z imbirem musze byc bardzo ostrozna, ale stosuje, wlasnie w tym ognistym cydrze (dzieki Agniecho za tlumaczenie slowa cider:)))
UsuńA ognisty cydr może też sobie zrobię. Brzmi przekonująco.
OdpowiedzUsuńJuż sama nazwa człowieka rozgrzewa!
UsuńMoim codziennym porannym napojem - herbatka jest imbir. Teraz akurat jest w sprzedaży bardzo świeży korzeń imbirowy, dodatkowo kupuje organic z nadzieja że bez chemikali. Oczywiście obieram, kroję w cienkie plasterki, zalewam wrzątkiem, kubek trzymam pod przykryciem 5 minut i pije. Uwielbiam jak lekko drapie w gardle, no i tak odświeża. W ciągu dnia jeszcze kilka razy te same plasterki zalewam wrzątkiem. Goździki też już próbowałam pić i też mi pasują. Poza tym lubię pić miętowa herbatę, czasami rumiankowa, zawsze mam dużo ziołowych herbat.
OdpowiedzUsuńOstatnio kupiłam dużo różnych olejków eterycznych dobrej jakości, bo mam takie inhalacze do nich, ale spodobało mi się wylewanie paru kropelek tuż przy łóżku i może dlatego lepiej śpię, a miętowy olejek idealnie odświeża mnie (głowę) jak pomasuje na czole, byle z daleka od oczu.
Wierzę też w dobroci czosnku i cebuli.
Widzę, że większosc moich czytelników lubi i stosuje imbir. Rzeczywiscie fajnie piecze on człowieka w gardle i ma sie wrażenie, że zabija ukrywające sie tam bakterie i wirusy.I chyba rzeczywiscie tak jest, bo i ja sie nieraz przekonałam, że pomaga na ból gardła. Też lubie mietową herbatkę i często ją zaparzam tym bardziej, że mam zawsze suszona mietę ze swego ogrodu.
UsuńDobry pomysł na inhalacje podczas snu!:-)
Dziękuję za to, że napisałaś o swoich zdrowotnych specyfikach i zdrowia Teresko Ci życzę!:-)*
Imbir, kurkuma, mikstury czosnkowo- miodowo- cytrynowe, wszystko mnie zawiodło. A po zwykłym syropie z cebuli plus miód i trochę cytryny w półtora dnia wyzdrowiałam bez śladu kataru. Co ciekawe najskuteczniej działa na mnie słodka amerykańska vidalia, cebula z Georgii. Wszystkie rady cenne, dziękuję za podpowiedzi Oleńko. Maria
OdpowiedzUsuńSyrop z cebuli z cukrem niestety to bylo ulubione lekarstwo malego Juniora:) Jak tylko nasiekalam cebuli, przesypalam cukrem to on siedzial przed tym sloikiem i patrzyl jak w telewizor:)) W momencie kiedy sie zaczelo pokazywac troche soku juz wolal "mamusiu, jest gotowy".
UsuńGeneralnie Junior byl doskonalym dzieckiem do lekow, co prawda nie bylo wiele okazji, bo poza drobnymi przeziebieniami nic sie go nie imalo. Ale juz nie pamietam przy jakiej okazji musial brac tabletki czy kropelki, czego wiadomo dzieci nie lubia.
A Junior? Wystarczy, ze powiedzialam czas na lekarstwo juz wskakiwal na kanape podnosil glowe do gory, otwieral paszcze i bez mrugniecia okiem przyjmowal wszystko jak leci. Wszyscy kto mial okazje to widziec mowili, ze takiego dziecka w zyciu nie widzieli. I mam tu na mysli 2 - 3 letnie dziecko.