niedziela, 16 lutego 2025

Kocha, lubi, szanuje…

 



 

   „Kocha, lubi, szanuje. Nie chce, nie dba żartuje…” Pamiętna, stara rymowanka z dzieciństwa. Albo pioseneczka: „Mam chusteczkę haftowaną wszystkie cztery rogi. Kogo kocham, kogo lubię, rzucę mu pod nogi. Tej nie kocham, tej nie lubię, tej nie pocałuję a chusteczkę haftowaną Tobie podaruję”? Śpiewało się to kiedyś na placu zabaw w przedszkolu, w szkole albo na podwórku, nieprawdaż?

   Zosia nie lubiła tego. Czasami cierpła wprost z lęku, gdy miała się zacząć znajoma zabawa w wybieranie tych, których się lubi oraz odrzucanie innych, tych nielubianych. Zdarzyło jej się bowiem parę razy być obiektem owego odrzucenia i nie umiała zapomnieć przykrości, smutku oraz wstydu, który wówczas odczuwała. Nie potrafiła też ot tak wybierać i odrzucać innych. Zaraz czerwieniała na twarzy. A czasem nawet bolał ją brzuch, gdy pełna wyrzutów sumienia zmuszona była na kogoś wskazać. Nie potrafiła potem spojrzeć owemu dziecku w oczy. I bała się, że następnym razem będzie przez owo dziecko tak samo potraktowana. Wet za wet. Kogoś przecież wybrać trzeba było w tej radosnej, beztroskiej selekcji…A przecież to była tylko nic nie znacząca zabawa. Tylko zabawa a jednak dla pełnego kompleksów a do tego nadwrażliwego dziecka, jakim wówczas była Zosia nabierała zupełnie innego wymiaru. Stanowiła część reguł życia, których nie potrafiła zrozumieć i się im bezmyślnie podporządkować. Stojąc tak czasem w kółeczku innych rozbawionych dzieci rozmyślała sobie z lękliwą nadzieją:

- Może dzisiaj Justynka mnie wybierze, bo przecież ostatnio tyle się razem bawiłyśmy i śmiałyśmy. No i powiedziała, że mnie lubi – przestępując z nogi na nogę dziewczynka patrzyła na ową Justynkę z zachęcającym uśmiechem. Ale Justynka zapominając najwidoczniej o niedawnej wspólnej zabawie znowu wybierała kogoś innego jako ulubieńca, zaś Zosi pozostawała w sercu zadra o posmaku gorzkiej wdzięczności, że przynajmniej tym razem nie oznaczyła jej jako tę nielubianą i nieszanowaną.

   Czy inne, odrzucane w tej zabawie dzieci miały podobne do zosinych odczucia? Czy przejmowały się tym odtrąceniem tak jak ona? Nie wiadomo. Nie rozmawiało się raczej wtedy o uczuciach. Przeważnie tylko czyny o nich świadczyły. Chęć wspólnej zabawy albo jej brak. Chwycenie się za ręce albo ich wyrwanie.  Wzajemny uśmiech albo skrzywiona mina. Pewne rzeczy wyrażało się charakterystycznymi spojrzeniami albo ich brakiem. Lecz mimo wszystko wzajemne stosunki między dziećmi wraz z ich skomplikowanymi zależnościami i gmatwaniną sprzecznych emocji jawiły się Zosi niczym ogromny labirynt. Czasem znajdowało się w nim właściwą ścieżkę a czasem nie i szło się przed siebie na oślep w nadziei, że gdzieś się w końcu dojdzie.



   W międzyczasie Zosia przemieniła się w Zofię, ale choć za nią mnóstwo nowych doświadczeń, choć nauczyła się co nieco o sobie i ludziach, to nadal pełna jest wątpliwości. Pytań bez odpowiedzi. Doznawanych z nagła przykrości oraz zawodów. Poczucia bezradności.  I znowu błądzi, znowu rozmyśla, zastanawiając się nad tym samym, nad czym zastanawiała się w dzieciństwie. Tylko zabawy, w których uczestniczy inaczej się teraz nazywają. Jednak ich istota pozostaje wciąż ta sama. Ot, choćby sprawa Walentynek. Niby banalne, pełne komercji święto. Ale wbrew zdrowemu rozsądkowi i ironicznemu podejściu do owego zagadnienia chciałoby się w tym dniu od kogoś dostać jakiś dowód uczuć. Bo inni przecież dostają. A nawet się nim bezwstydnie chełpią. A co z tymi, o których nikt nie pamięta? Z tymi, co patrzą z boku (choć udają, że nie patrzą) na innych obdarowanych serduszkami, kwiatami albo jabłuszkami z napisem „I love You”. Czy ktoś myśli o ich uczuciach? Ale pal sześć te całe Walentynki!  Ty tylko jeden dzień w roku. A co z całą resztą? Jak znaleźć klucz do jej zrozumienia? Do  pojęcia reguł gry obowiązujących w tej dziwacznej mieszance serdeczności i obojętności, sympatii i okrucieństwa? Jak rozwikłać zagadkę zmienności ludzkich zachowań? I co zrobić by nie czuć tak mocno i po prostu płynąć przed siebie bez zbędnych namysłów i rozterek?

   Bo wciąż w takiej czy innej formie trwa stara zabawa w chusteczkę haftowaną…Czy w ogóle da się przed tą zabawą uciec…? Bo przecież króluje ona w każdej dziedzinie życia. W szkole, w pracy, między znajomymi i sąsiadami, zdarza się też w rodzinie a bardzo często w znanej nam wszystkim blogosferze. 

   Dziś ktoś jest blisko, a jutro już daleko. Ogromny ocean wzajemnych powiązań i wpływów zmienia się bezustannie. Nieznane prądy morskie wciąż kolebią łódeczkami a ich pasażerowie nie są w stanie odgadnąć, dlaczego dzieje się tak, skoro jeszcze wczoraj działo się inaczej. Kolejny labirynt i kolejny…Ktoś idzie naprzód a ktoś zostaje w tyle. Ktoś płacze a w tym samym czasie ktoś inny się śmieje. Bo takie jest życie. Bo każdy ma prawo do swoich uczuć w danym momencie. Do nieoglądania się na innych. A że w tym labiryncie ktoś znów zgubił nitkę…? Że znów nic nie wie? Cóż. Zawsze przecież może zacząć obrywać płatki kwiatów i szeptać dziecinną rymowankę: „kocha, lubi, szanuje. Nie chce, nie dba, żartuje…”Trzeba tylko uważać, by człowieka osa przy okazji nie użądliła, bo i takie rzeczy się zdarzają podczas na pozór niewinnych zabaw...



P.S.

I jeszcze a propos chusteczki haftowanej...Skąd dzisiaj wziąć taki przedmiot? Czy ktokolwiek jeszcze haftuje chusteczki? A jeśli nawet jakiś pasjonat to czyni, to przecież żadne dziecko już takiej chusteczki nie posiada. Pamiętam, że kiedyś prawie każde miało materiałową chusteczkę w kieszonce fartuszka. Mamy wyszywały na nich inicjały dziecka i jakieś kwiatki, czy inne ozdoby pozwalające dziecku rozpoznać, że to właśnie do niego ów kawałek materiału należy Dziś królują jednorazowe chusteczki higieniczne. W ogóle wydaje się, iż jednorazowość, krótkotrwałość to znak naszych czasów. Ot, należy zużyć coś szybko i wyrzucić. To niestety dotyczy nie tylko przedmiotów, ale bardzo często też ludzi...No tak, ale rodzi się od razu podstawowe pytanie - jakże bez tego ważnego atrybutu jakim jest solidna chusteczka dzieci bawią się w te haftowaną...? No chyba, że dzieci już się dzisiaj w to nie bawią  a w zamian dorośli przejęli pałeczkę a raczej rzeczoną chusteczkę?:-)

25 komentarzy:

  1. Potrzeba bycia lubianym tak powszechna u dzieci jest chyba związana z niedojrzałością. Kiedy człowiek osiągnie większy stopień samoświadomości to często potrzeba tą schodzi na dalszy plan albo i całkiem zanika. Bo przecież to, że ktoś lubi popić lub popalić nie świadczy że używki same w sobie mają wielką wartość, chociaż czasami przynoszą chwilową ulgę w jakimś cierpieniu. Na dłuższą metę jednak szkodzą. Ludzie z potrzebą bycia lubianym wpadają często w złe towarzystwo albo są wykorzystywani na własną prośbę. Dostosowują się do otoczenia jakie by ono nie było i żyją w zmąceniu. Strach przed odrzuceniem, przed byciem nielubianym blokuje w człowieku rozwój wyższych wartości. Co innego potrzeba bycia kochanym albo przynajmniej szanowanym. Chyba lepiej powiedzieć synowi „ nie lubię cię, bo widzę jak krzywdzisz żonę i dzieci i mówię ci to, bo cię kocham”, niż lubić go na siłę żeby nie burzyć jego komfortu. Już małym dzieciom należałoby tłumaczyć, że jeśli jest odrzucane przez rówieśników to nie znaczy że jest gorsze, bo jego wnętrze może być bardziej wartościowe. Zapobiegłoby to być może wielu tragediom. Takie nielubiane dziecko gdyby uświadomiło sobie dlaczego nie jest lubiane nabrałoby poczucia własnej wartości, polubiłoby siebie i nie uganiałoby na oślep za aprobatą otoczenia. Samotność na starość nie byłaby mu straszna. To taki mój komentarz do obydwu postów💜 . Z serdecznymi pozdrowieniami od Hani i Maksi Iwona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potrzeba bycia lubianym wśród dzieci wynika moim zdaniem głownie z tego, że to ich naturalne, codzienne środowisko.Chcąc czy nie chcą muszą w nim przebywać, bo do szkoły muszą chodzić i codziennie stykac się z róznorodnoscia postaw. Każde dziecko potrzebuje bycia przynajmniej akceptowanym, bo nie da sie żyć harmonijnie w miejscu, gdzie człowiek czuje się źle. Dzieci nie potrafią zrozumieć okrucieństwa innych dzieci. I choćby nawet ktos dorosły wciaz je przekonywał do tego, iż z nimi wszystko w porządku, że wcale nie są gorsze, to dla nich najważniejszym probieżem własnej wartosci jest stosunek rówieśników do nich. I przeciwnie, niektóre są tak z siebie zadowolone, tak pewne siebie, że aż zarozumiałe - i to jest skrajnosc równie niepożądana jak ta pierwsza, gdy dziecko jest zakompleksione i złaknione "lubienia". Co wyrośnie z takich dzieci? Nie da sie tego przewidzieć na pewno, bo dużo też zależy od wychowania w domu, od kolejnych środowisk, w których przebywają, od ludzi, których na swojej drodze spotykają i od idei, które przemawiaja im do serca. Tak czy siak na pewno takie czy inne dzieciństwo, jako ta pierwsza szkoła życia, wpłynie na ich późniejszą egzystencję i charakter.
      A samotnosc na starość...odczuwanie tej samotnosci zależy wg mnie nie od tego, czy ktos wcześniej człowieka lubił czy też nie, ale od umiejętności bycia samemu ze sobą, od rozwijania pasji, wyobraźni, zainteresowań, od umiejętnosci wypełniania sobie myśli czymś ważnym, pasjonującym, ideą porządkującą jakoś świat i umiejscawiającą siebie w nim. Ta samotnosc pogłębia się jeśli sprawny, samowystarczalny i silny do niedawna człowiek nagle zdany jest na łaske i niełaskę innych. A okazuje się, że nie ma żadnych innych...
      To ciekawy temat i mozna by godzinami o tym dyskutować, bo wiele jest spojrzeń na to zagadnienie. A w każdym jest ziarno prawdy. Dziekuję Ci Iwonko za odezwanie się i za tak pogłebioną refleksję. Pozdrawiam Was dziewczyny serdecznie!:-)♥

      Usuń
    2. To zależy też troszkę od tego jak się rozumie to „nielubienie”. Czy jako negację, odrzucenie, czy po prostu neutralność. Mogę kogoś nie lubić albo dlatego, że widzę w nim przewagę cech których nie aprobuję, np. wulgarność, złośliwość, ale też ten brak lubienia występuje w przypadku powierzchownej znajomości. Ale wraz z wiekiem i zmianami zachodzącymi w świadomości to się zmienia. W dzieciństwie i młodości byłam raczej lubiana na pewno nie przez wszystkich, ale w moim odczuciu przez wystarczającą ilość osób, ale rozumiałam że skoro ja wszystkich nie lubię, to ta sama zasada obowiązuje w drugą stronę. Ale na szczęście nie powodowało to żadnych konfliktów bo każdy szedł własną drogą. Prawo przyciągania i podobieństw zawsze działa i mogłam się temu dokładnie przyjrzeć pracując z dziećmi ponad trzydzieści lat. Ale czasami człowiek chce się nagle zmienić i chociaż w pewnym wieku był lubiany i popularny, może zostać samotny, kiedy odpadnie od niego jakaś cecha, która była nicią łączącą. Jeśli samotność mu doskwiera, musi nawiązywać więzi od nowa, z innymi ludźmi. Nie zawsze okoliczności życiowe temu sprzyjają, bo nawet dużej grupie ludzi nie jest łatwo znaleźć bratnią duszę. I nie wiadomo co dla kogoś jest lepsze, czy zaakceptowanie samotności i wierność sobie, czy towarzystwo innych, które często męczy i frustruje, ale daje jakieś poczucie zabezpieczenia w trudnych sytuacjach życiowych…

      Usuń
    3. To prawda. Nielubienie może po prostu oznaczać obojętność. I to sie zdarza najczęściej. I taka obojetnosć - neutralnośc zazwyczaj nikogo nie rani, no chyba, że wcześniej wyrażało sie inne uczucia a potem nagle one znikły i bez jasnych przyczyn przerodziły sie w obojetnosć, ignorowanie...
      Prawo przyciągania i podobieństw. Tak, na pewno ma bardzo duze znaczenie. I w życiu na szczęście człowiek natyka sie na tak wiele ludzi, że w koncu rozumie kto do niego pasuje, kto nadaje na podobnych falach, a do kogo mu daleko.Choć zdarzają sie też i w tej kwestii pozytywne zaskoczenia. Ktoś, kto wyglądał na początku na istotę nie rokującą nadziei na bliskosc, potem sie zmienia, może zaczyna cos wiecej rozumieć i to sprawia, że zmienia sie wzajemny stosunek. I na odwrót - rzecz jasna.
      Tak, nie wiadomo, co lepsze, czy bycie samemu, czy przebywanie w towarzystwie tych, którzy nadaja na innych falach. Ja chyba wybrałabym pierwszą opcje...

      Usuń
  2. Oszukiwaniem siebie byłoby stwierdzenie, ze sami dla siebie jesteśmy całym światem i nikogo nam nie potrzeba, choć może bywają tacy ludzie. A podobać się wszystkim nie musimy, bo wówczas zatracimy swoje potrzeby na rzecz innych, co tez nie jest dobre. Niemiłe doświadczenia z dzieciństwa hartują na całe życie.
    Złoty środek znowu na myśl przychodzi, ale każdy ma inną osobowość.
    Nawet nie wiem czy dzieci bawią się w podobne zabawy, a chusteczki haftowane to już chyba w kufrach babuni:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Mało jest ludzi, którzy do szczęścia nie potrzebują innych ludzi. Chociażby jednego z którym mozna wymienic parę słów, poczuc sie potrzebnym.
      Dzieciństwo uczy człowieka wielu rzeczy o nim samym, o innych ludziach, o świecie. I dziecinstwo wcale nie jest jakimś cudownie sielankowym okresem, który każdy chciałby przeżyć jeszcze raz. Wielu z nas nosi w pamięci przykre zdarzenia z okresu dziecinstwa i wiemy, jak mocno to wówczas przeżywalismy...
      Też nie mam pojęcia jakie są dzisiejsze zabawy dzieci. W ogóle nie wiem czy dzieci bawia sie ze sobą na podwórkach(bo inaczej chyba wygląda z tym sytuacja na wsi i w mieście), czy tylko rodzice woza je na jakieś kółka zainteresowań i inne dodatkowe zajęcia. W ogóle mało jest dzieci...To i chyba na haftowane chusteczki do zabawy zanikł zupełnie popyt!:-)

      Usuń
  3. Ludzie na ogół chcą brać a nie dawać, dotyczy to także uczuć. Niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A niektórzy z kolei (choć tych jest pewnie mniej) potrafią tylko dawać a nie umieją brać. I jedna i druga postawa nie przysparza w życiu trudności...Najlepsza byłaby równowaga, ale tej jest niewiele.

      Usuń
  4. Oj tak...
    A chusteczki takie widziałam, że można kupić u rękodzielników. Mam chyba jeszcze że dwie gdzieś, ale bez haftów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak Kocurku, można kupić takie chusteczki, ale chyba nikt już takich rękodzieł nie daje dzieciom do zabawy. To, co kiedyś było zwyczajne i łatwo dostępne, dzisiaj stało się rzadkie i cenne...

      Usuń
  5. Uprzejmie melduję, ze babunia ma taki eksponat ( haftowaną chusteczkę). Niestety współczesne dzieci wybierają inne zabawy, ale ostatnio " raz, dwa, trzy, baba jaga patrzy" jest często u nas wybierane i nawet babcia musi się włączyć:-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to i dobrze, że już sie dzieci nie bawia w haftowaną chusteczkę...Tylko chusteczek samych żal...Bo były częścią dawnego świata i minęły, wraz z cała resztą dawnych zabaw, przedmiotów. A jedna chusteczka babuni Basi wiosny wszak nie czyni!:-))

      Usuń
  6. Olu, temat nielubienia i wykluczania u dzieci to bardzo okrutny temat. I bywa bolesny. Potrafi zostawic traume na cale zycie , ale potrafi tez wzmocnic i uksztaltowac silnego czlowieka. I nie ma na to reguly. Z takiej nieszczesliwej Zosi moze wyrosnac silna, niezalezna kobieta, a moze tez wyrosnac przyszla ofiara , zyjaca w przemocowym i patologicznym zwiazku. Ofiara uzalezniona od swego oprawcy, bo w pewnym sensie daje on jej poczucie, ze zyje ona w silnym zwiazku. A co do chusteczek to moze w sklepach juz nie ma , ale za to na Amazonie skolko ugodno :) Kolorowe, jednolite i haftowane ... do wyboru do koloru. Pozdrawiam Kitty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na pewno sporo takich zakompleksionych Zoś popada w dorosłości w toksyczne związki. Tak, jakby je to dzieciństwo naznaczyło i wyznaczyło dalszy ciag ich życia. Smutne to...W dorosłej kobiecie często nadal żyje ta smutna, odtrącana dziewczynka...Jednak tak jak napisałaś, na szczęście zdarzają sie też przypadki odwrotne. Doświadczenia z dziecinstwa potrafią człowieka czegos nauczyć, wzmocnic, pomóc walczyć o siebie. Zresztą, życie jest na tyle długie i w tyle związków człowiek wchodzi, że wciaz się czegoś o sobie uczy i ma szansę przestac popełniać wciaz te same błędy.
      Chusteczki na Amazonie? Brzmi to absolutnie niezachecająco. Czyli nie ma już żadnych swietosci. Koniec z sentymentami. Wszystko, o czym sie tylko zamarzy można dzisiaj sprzedać i kupić. Tylko że gubi sie w tym jakieś poczucie niepowtarzalności, czegoś osobistego i serdecznego...Świat zalany rzeczami bez znaczenia.
      Pozdrawiam Cię ciepło, Kitty!

      Usuń
    2. Olu, no takie czasy... Rekodzielo staje sie coraz rzadsze, ale przez to i coraz cenniejsze. I ludzie zaczynaja je na powrot doceniac. Widac to np. w trendach wystroju wnetrz, najmodniesze teraz slowo to " organic". Bardzo duzo jest oryginalej ceramiki, dzbanow, wazonow, tkanych makatek, narzut , donic , wyrobow z drewna, kamienia , malowanych recznie obrazow. I to jest fajne. Chinska szmira jest zastepowana rzeczami oryginalnymi nawet jak sa produkowane bardziej masowo. A chusteczki haftowane tutaj popularne sa na wystroj na wesela i na jakies inne uroczystosci, do nosa nikt ich juz nie uzywa ( i dobrze!) , ale zmienily funkcje i nadal sa! 😍Kitty P.S. Czy wiesz co to jest Khanta? Zostawiam ci taka zagadke do sprawdzenia ..,

      Usuń
    3. Znow sie musze przytulic do Kitty bo napisala wszystko co ja mysle w tym temacie. Dzieci o niskim poczuciu wartosci wlasnej na pewno te zabawy kosztowaly traume, byc moze nawet na reszte zycia.

      Usuń
    4. Kitty! Znalazłam w necie odpowiedż na to ,co to jest Khanta, czy inaczej kantha. To jest piękny haft bengalski. obejrzałam sobie parę zdjec i filmików na ten temat. Cudne rzeczy potrafia zrobic ludzkie ręce. A ileż to wymaga cierpliwosci!

      Usuń
    5. Star! To prawda, ale mało kto zdaje sobie z tego sprawę. No bo któz by pomyslał, że na pozór niewinna zabawa moze zostawić w sercu taki cierń...

      Usuń
    6. Olu, no oczywiscie, ze Kantha , przekrecilam.:) To sa w ogole recznie pikowane , haftowane tkaniny, z ktorych w Indiach wyrabiaja przepiekne rzeczy. U nas na ebay'u mozna kupic takie recznie pikowane szyte narzuty, szale, nawet kurtki , a najciekawsze jest to, ze robione sa z uzywanych indykskich " sari", i laczone ze soba w niezwykle palety barw i wzorow , przepiekne. I w dodatku bardzo tanie. Za wielka dwustronna narzute na lozko placi sie od 15-20 funtow... Zakupilam sobie dwie, w bajecznych kolorach z mysla o lecie i wykladaniu ich w ogrodzie ...🌺🌺🌺Buziaki Kitty, ciekawa jestem czy dotarly juz do Polski ?

      Usuń
    7. Na pewno te wyroby są zachwycające. A czy dotarły do Polski? Nie mam pojęcia, ale skoro mozna je kupić przez Internet, to pewnie tak!:-)

      Usuń
  7. Tak, jak to przeszłość może rzutować na teraźniejszość. Niby niewinna zabawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiscie, że może i bardzo często rzutuje. My, dorosli często zapominamy o tym, że dzieci przeżywają wiele trudnych chwil, że dzieciństwo bywa naprawdę ciężkim okresem, trudną lekcją na przyszłość.

      Usuń
  8. Tak pamietam gry - zabawy dziecinstwa duzo tego bylo, pamietam 'chusteczke wyszywana' ale chyba na szczescie nie byla taka popularna tam gdzie ja bylam, wiec nie przezylam bycia odrzucona, ale wyobrazam sobie cierpienie dziecka odrzuconego czy wykluczonego w jakikolwiek sposob z zabawy. Na szczescie wiekszosc zabaw wszystkich traktowala rowno, byl tez podzial na zabawy dziewczece i chlopiece. Moja ulubiona zabawa to byla gra w klasy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każde dziecko przeżywa po swojemu pewne sprawy. To, co po jednym spłynie jak woda po gęsi, dla drugiego będzie powodem cierpienia.
      A ja lubiłam skakać w gumę! Ta zabawa królowała na moim osiedlu! i byłam w tym dobra!:_))

      Usuń
  9. O popatrz, dziś trafiłam, prof. de Barbaro odpowie :)
    I proste, i trudne....
    Bo Zosia tak naprawdę nie dorosła.
    "Prof. Bogdan de Barbaro: Jeśli ludzie mieli bezpieczną relację z rodzicami, dostali od nich to, czego potrzebowali, i mogli, paradoksalnie, dzięki temu od nich odejść, to teraz mogą przeadresować swoje potrzeby do swoich partnerów. Ale ci, którym było źle, w swojej głowie dalej są z tymi, z którymi było im źle. Bezpieczne więzi w dzieciństwie przygotowują do wchodzenia w bezpieczne związki, gdy już się jest dorosłym, a ktoś, kto był w więzi chaotycznej lub zimnej, będzie do związku wnosił niepewność i niepokój. Bo z dzieciństwa "pamięta", że ktoś, kto jeszcze chwilę temu był czuły, nagle może zacząć krzyczeć albo wpaść w złość.
    Agnieszka Jucewicz: I będzie chciał od tego partnera tego, czego sam kiedyś nie dostał?
    BdB: Tak. Ci, którzy przychodzą do terapeuty, często nie potrafią tego wyrazić wprost. Nie potrafią na przykład powiedzieć żonie: "Wyrażaj wobec mnie więcej uczuć, bo jak je wyrażasz, to czuję się wtedy bezpiecznie, chce mi się żyć i nie boję się świata, a gdy ich nie wyrażasz, to czuję się niekochany".
    AJ: A co zamiast tego mówią?
    BdB: "Znowu nie pościeliłaś łóżka!", "Ta zupa jak zwykle niesmaczna", "Przychodzisz i od razu do komputera siadasz!" To, co jest wygłaszane, bardzo się różni od tego, co jest pod spodem przeżywane.
    Często pytam parę, która do mnie przychodzi: "O co się państwo sprzeczacie?". Jeżeli mówią, że o wszystko, to znaczy, że tak naprawdę kłócą się o coś jednego. Zadaniem terapeuty jest pomóc im dotrzeć do tego wspólnego mianownika."

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni absurd afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czarny humor czas czekolada czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolęda kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lektura lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słodycze słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg śpiew środowisko świat światło świeta święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiadomości wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw wzruszenie zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost