„Kocha, lubi,
szanuje. Nie chce, nie dba żartuje…” Pamiętna, stara rymowanka z dzieciństwa. Albo
pioseneczka: „Mam chusteczkę haftowaną wszystkie cztery rogi. Kogo kocham, kogo
lubię, rzucę mu pod nogi. Tej nie kocham, tej nie lubię, tej nie pocałuję a
chusteczkę haftowaną Tobie podaruję”? Śpiewało się to kiedyś na placu zabaw w
przedszkolu, w szkole albo na podwórku, nieprawdaż?
Zosia nie lubiła
tego. Czasami cierpła wprost z lęku, gdy miała się zacząć znajoma zabawa w
wybieranie tych, których się lubi oraz odrzucanie innych, tych nielubianych. Zdarzyło
jej się bowiem parę razy być obiektem owego odrzucenia i nie umiała zapomnieć przykrości,
smutku oraz wstydu, który wówczas odczuwała. Nie potrafiła też ot tak wybierać
i odrzucać innych. Zaraz czerwieniała na twarzy. A czasem nawet bolał ją
brzuch, gdy pełna wyrzutów sumienia zmuszona była na kogoś wskazać. Nie
potrafiła potem spojrzeć owemu dziecku w oczy. I bała się, że następnym razem
będzie przez owo dziecko tak samo potraktowana. Wet za wet. Kogoś przecież
wybrać trzeba było w tej radosnej, beztroskiej selekcji…A przecież to była
tylko nic nie znacząca zabawa. Tylko zabawa a jednak dla pełnego kompleksów a
do tego nadwrażliwego dziecka, jakim wówczas była Zosia nabierała zupełnie
innego wymiaru. Stanowiła część reguł życia, których nie potrafiła zrozumieć i się
im bezmyślnie podporządkować. Stojąc tak czasem w kółeczku innych rozbawionych
dzieci rozmyślała sobie z lękliwą nadzieją:
- Może dzisiaj Justynka mnie wybierze, bo przecież
ostatnio tyle się razem bawiłyśmy i śmiałyśmy. No i powiedziała, że mnie lubi –
przestępując z nogi na nogę dziewczynka patrzyła na ową Justynkę z zachęcającym
uśmiechem. Ale Justynka zapominając najwidoczniej o niedawnej wspólnej zabawie
znowu wybierała kogoś innego jako ulubieńca, zaś Zosi pozostawała w sercu zadra
o posmaku gorzkiej wdzięczności, że przynajmniej tym razem nie oznaczyła jej
jako tę nielubianą i nieszanowaną.
Czy inne,
odrzucane w tej zabawie dzieci miały podobne do zosinych odczucia? Czy
przejmowały się tym odtrąceniem tak jak ona? Nie wiadomo. Nie rozmawiało się raczej
wtedy o uczuciach. Przeważnie tylko czyny o nich świadczyły. Chęć wspólnej
zabawy albo jej brak. Chwycenie się za ręce albo ich wyrwanie. Wzajemny uśmiech albo skrzywiona mina. Pewne
rzeczy wyrażało się charakterystycznymi spojrzeniami albo ich brakiem. Lecz
mimo wszystko wzajemne stosunki między dziećmi wraz z ich skomplikowanymi
zależnościami i gmatwaniną sprzecznych emocji jawiły się Zosi niczym ogromny
labirynt. Czasem znajdowało się w nim właściwą ścieżkę a czasem nie i szło się
przed siebie na oślep w nadziei, że gdzieś się w końcu dojdzie.
W międzyczasie
Zosia przemieniła się w Zofię, ale choć za nią mnóstwo nowych doświadczeń, choć
nauczyła się co nieco o sobie i ludziach, to nadal pełna jest wątpliwości.
Pytań bez odpowiedzi. Doznawanych z nagła przykrości oraz zawodów. Poczucia bezradności. I znowu błądzi, znowu rozmyśla, zastanawiając
się nad tym samym, nad czym zastanawiała się w dzieciństwie. Tylko zabawy, w
których uczestniczy inaczej się teraz nazywają. Jednak ich istota pozostaje
wciąż ta sama. Ot, choćby sprawa Walentynek. Niby banalne, pełne komercji
święto. Ale wbrew zdrowemu rozsądkowi i ironicznemu podejściu do owego
zagadnienia chciałoby się w tym dniu od kogoś dostać jakiś dowód
uczuć. Bo inni przecież dostają. A nawet się nim bezwstydnie chełpią. A co z
tymi, o których nikt nie pamięta? Z tymi, co patrzą z boku (choć udają, że nie
patrzą) na innych obdarowanych serduszkami, kwiatami albo jabłuszkami z napisem
„I love You”. Czy ktoś myśli o ich uczuciach? Ale pal sześć te całe Walentynki!
Ty tylko jeden dzień w roku. A co z całą
resztą? Jak znaleźć klucz do jej zrozumienia? Do pojęcia reguł gry obowiązujących w tej
dziwacznej mieszance serdeczności i obojętności, sympatii i okrucieństwa? Jak
rozwikłać zagadkę zmienności ludzkich zachowań? I co zrobić by nie czuć tak mocno i po
prostu płynąć przed siebie bez zbędnych namysłów i rozterek?
Bo wciąż w takiej czy innej formie trwa stara
zabawa w chusteczkę haftowaną…Czy w ogóle da się przed tą zabawą uciec…? Bo
przecież króluje ona w każdej dziedzinie życia. W szkole, w pracy, między
znajomymi i sąsiadami, zdarza się też w rodzinie a bardzo często w znanej nam wszystkim
blogosferze.
Dziś ktoś jest
blisko, a jutro już daleko. Ogromny ocean wzajemnych powiązań i wpływów zmienia
się bezustannie. Nieznane prądy morskie wciąż kolebią łódeczkami a ich
pasażerowie nie są w stanie odgadnąć, dlaczego dzieje się tak, skoro jeszcze
wczoraj działo się inaczej. Kolejny labirynt i kolejny…Ktoś idzie naprzód a
ktoś zostaje w tyle. Ktoś płacze a w tym samym czasie ktoś inny się śmieje. Bo
takie jest życie. Bo każdy ma prawo do swoich uczuć w danym momencie. Do nieoglądania
się na innych. A że w tym labiryncie ktoś znów zgubił nitkę…? Że znów nic nie
wie? Cóż. Zawsze przecież może zacząć obrywać płatki kwiatów i szeptać
dziecinną rymowankę: „kocha, lubi, szanuje. Nie chce, nie dba, żartuje…”Trzeba tylko uważać, by człowieka osa przy okazji nie użądliła, bo i takie rzeczy się zdarzają podczas na pozór niewinnych zabaw...
P.S.
I jeszcze a propos chusteczki haftowanej...Skąd dzisiaj wziąć taki przedmiot? Czy ktokolwiek jeszcze haftuje chusteczki? A jeśli nawet jakiś pasjonat to czyni, to przecież żadne dziecko już takiej chusteczki nie posiada. Pamiętam, że kiedyś prawie każde miało materiałową chusteczkę w kieszonce fartuszka. Mamy wyszywały na nich inicjały dziecka i jakieś kwiatki, czy inne ozdoby pozwalające dziecku rozpoznać, że to właśnie do niego ów kawałek materiału należy Dziś królują jednorazowe chusteczki higieniczne. W ogóle wydaje się, iż jednorazowość, krótkotrwałość to znak naszych czasów. Ot, należy zużyć coś szybko i wyrzucić. To niestety dotyczy nie tylko przedmiotów, ale bardzo często też ludzi...No tak, ale rodzi się od razu podstawowe pytanie - jakże bez tego ważnego atrybutu jakim jest solidna chusteczka dzieci bawią się w te haftowaną...? No chyba, że dzieci już się dzisiaj w to nie bawią a w zamian dorośli przejęli pałeczkę a raczej rzeczoną chusteczkę?:-)
Potrzeba bycia lubianym tak powszechna u dzieci jest chyba związana z niedojrzałością. Kiedy człowiek osiągnie większy stopień samoświadomości to często potrzeba tą schodzi na dalszy plan albo i całkiem zanika. Bo przecież to, że ktoś lubi popić lub popalić nie świadczy że używki same w sobie mają wielką wartość, chociaż czasami przynoszą chwilową ulgę w jakimś cierpieniu. Na dłuższą metę jednak szkodzą. Ludzie z potrzebą bycia lubianym wpadają często w złe towarzystwo albo są wykorzystywani na własną prośbę. Dostosowują się do otoczenia jakie by ono nie było i żyją w zmąceniu. Strach przed odrzuceniem, przed byciem nielubianym blokuje w człowieku rozwój wyższych wartości. Co innego potrzeba bycia kochanym albo przynajmniej szanowanym. Chyba lepiej powiedzieć synowi „ nie lubię cię, bo widzę jak krzywdzisz żonę i dzieci i mówię ci to, bo cię kocham”, niż lubić go na siłę żeby nie burzyć jego komfortu. Już małym dzieciom należałoby tłumaczyć, że jeśli jest odrzucane przez rówieśników to nie znaczy że jest gorsze, bo jego wnętrze może być bardziej wartościowe. Zapobiegłoby to być może wielu tragediom. Takie nielubiane dziecko gdyby uświadomiło sobie dlaczego nie jest lubiane nabrałoby poczucia własnej wartości, polubiłoby siebie i nie uganiałoby na oślep za aprobatą otoczenia. Samotność na starość nie byłaby mu straszna. To taki mój komentarz do obydwu postów💜 . Z serdecznymi pozdrowieniami od Hani i Maksi Iwona
OdpowiedzUsuńPotrzeba bycia lubianym wśród dzieci wynika moim zdaniem głownie z tego, że to ich naturalne, codzienne środowisko.Chcąc czy nie chcą muszą w nim przebywać, bo do szkoły muszą chodzić i codziennie stykac się z róznorodnoscia postaw. Każde dziecko potrzebuje bycia przynajmniej akceptowanym, bo nie da sie żyć harmonijnie w miejscu, gdzie człowiek czuje się źle. Dzieci nie potrafią zrozumieć okrucieństwa innych dzieci. I choćby nawet ktos dorosły wciaz je przekonywał do tego, iż z nimi wszystko w porządku, że wcale nie są gorsze, to dla nich najważniejszym probieżem własnej wartosci jest stosunek rówieśników do nich. I przeciwnie, niektóre są tak z siebie zadowolone, tak pewne siebie, że aż zarozumiałe - i to jest skrajnosc równie niepożądana jak ta pierwsza, gdy dziecko jest zakompleksione i złaknione "lubienia". Co wyrośnie z takich dzieci? Nie da sie tego przewidzieć na pewno, bo dużo też zależy od wychowania w domu, od kolejnych środowisk, w których przebywają, od ludzi, których na swojej drodze spotykają i od idei, które przemawiaja im do serca. Tak czy siak na pewno takie czy inne dzieciństwo, jako ta pierwsza szkoła życia, wpłynie na ich późniejszą egzystencję i charakter.
UsuńA samotnosc na starość...odczuwanie tej samotnosci zależy wg mnie nie od tego, czy ktos wcześniej człowieka lubił czy też nie, ale od umiejętności bycia samemu ze sobą, od rozwijania pasji, wyobraźni, zainteresowań, od umiejętnosci wypełniania sobie myśli czymś ważnym, pasjonującym, ideą porządkującą jakoś świat i umiejscawiającą siebie w nim. Ta samotnosc pogłębia się jeśli sprawny, samowystarczalny i silny do niedawna człowiek nagle zdany jest na łaske i niełaskę innych. A okazuje się, że nie ma żadnych innych...
To ciekawy temat i mozna by godzinami o tym dyskutować, bo wiele jest spojrzeń na to zagadnienie. A w każdym jest ziarno prawdy. Dziekuję Ci Iwonko za odezwanie się i za tak pogłebioną refleksję. Pozdrawiam Was dziewczyny serdecznie!:-)♥
To zależy też troszkę od tego jak się rozumie to „nielubienie”. Czy jako negację, odrzucenie, czy po prostu neutralność. Mogę kogoś nie lubić albo dlatego, że widzę w nim przewagę cech których nie aprobuję, np. wulgarność, złośliwość, ale też ten brak lubienia występuje w przypadku powierzchownej znajomości. Ale wraz z wiekiem i zmianami zachodzącymi w świadomości to się zmienia. W dzieciństwie i młodości byłam raczej lubiana na pewno nie przez wszystkich, ale w moim odczuciu przez wystarczającą ilość osób, ale rozumiałam że skoro ja wszystkich nie lubię, to ta sama zasada obowiązuje w drugą stronę. Ale na szczęście nie powodowało to żadnych konfliktów bo każdy szedł własną drogą. Prawo przyciągania i podobieństw zawsze działa i mogłam się temu dokładnie przyjrzeć pracując z dziećmi ponad trzydzieści lat. Ale czasami człowiek chce się nagle zmienić i chociaż w pewnym wieku był lubiany i popularny, może zostać samotny, kiedy odpadnie od niego jakaś cecha, która była nicią łączącą. Jeśli samotność mu doskwiera, musi nawiązywać więzi od nowa, z innymi ludźmi. Nie zawsze okoliczności życiowe temu sprzyjają, bo nawet dużej grupie ludzi nie jest łatwo znaleźć bratnią duszę. I nie wiadomo co dla kogoś jest lepsze, czy zaakceptowanie samotności i wierność sobie, czy towarzystwo innych, które często męczy i frustruje, ale daje jakieś poczucie zabezpieczenia w trudnych sytuacjach życiowych…
UsuńTo prawda. Nielubienie może po prostu oznaczać obojętność. I to sie zdarza najczęściej. I taka obojetnosć - neutralnośc zazwyczaj nikogo nie rani, no chyba, że wcześniej wyrażało sie inne uczucia a potem nagle one znikły i bez jasnych przyczyn przerodziły sie w obojetnosć, ignorowanie...
UsuńPrawo przyciągania i podobieństw. Tak, na pewno ma bardzo duze znaczenie. I w życiu na szczęście człowiek natyka sie na tak wiele ludzi, że w koncu rozumie kto do niego pasuje, kto nadaje na podobnych falach, a do kogo mu daleko.Choć zdarzają sie też i w tej kwestii pozytywne zaskoczenia. Ktoś, kto wyglądał na początku na istotę nie rokującą nadziei na bliskosc, potem sie zmienia, może zaczyna cos wiecej rozumieć i to sprawia, że zmienia sie wzajemny stosunek. I na odwrót - rzecz jasna.
Tak, nie wiadomo, co lepsze, czy bycie samemu, czy przebywanie w towarzystwie tych, którzy nadaja na innych falach. Ja chyba wybrałabym pierwszą opcje...
Oszukiwaniem siebie byłoby stwierdzenie, ze sami dla siebie jesteśmy całym światem i nikogo nam nie potrzeba, choć może bywają tacy ludzie. A podobać się wszystkim nie musimy, bo wówczas zatracimy swoje potrzeby na rzecz innych, co tez nie jest dobre. Niemiłe doświadczenia z dzieciństwa hartują na całe życie.
OdpowiedzUsuńZłoty środek znowu na myśl przychodzi, ale każdy ma inną osobowość.
Nawet nie wiem czy dzieci bawią się w podobne zabawy, a chusteczki haftowane to już chyba w kufrach babuni:-)
Tak. Mało jest ludzi, którzy do szczęścia nie potrzebują innych ludzi. Chociażby jednego z którym mozna wymienic parę słów, poczuc sie potrzebnym.
UsuńDzieciństwo uczy człowieka wielu rzeczy o nim samym, o innych ludziach, o świecie. I dziecinstwo wcale nie jest jakimś cudownie sielankowym okresem, który każdy chciałby przeżyć jeszcze raz. Wielu z nas nosi w pamięci przykre zdarzenia z okresu dziecinstwa i wiemy, jak mocno to wówczas przeżywalismy...
Też nie mam pojęcia jakie są dzisiejsze zabawy dzieci. W ogóle nie wiem czy dzieci bawia sie ze sobą na podwórkach(bo inaczej chyba wygląda z tym sytuacja na wsi i w mieście), czy tylko rodzice woza je na jakieś kółka zainteresowań i inne dodatkowe zajęcia. W ogóle mało jest dzieci...To i chyba na haftowane chusteczki do zabawy zanikł zupełnie popyt!:-)
Ludzie na ogół chcą brać a nie dawać, dotyczy to także uczuć. Niestety.
OdpowiedzUsuńA niektórzy z kolei (choć tych jest pewnie mniej) potrafią tylko dawać a nie umieją brać. I jedna i druga postawa nie przysparza w życiu trudności...Najlepsza byłaby równowaga, ale tej jest niewiele.
UsuńOj tak...
OdpowiedzUsuńA chusteczki takie widziałam, że można kupić u rękodzielników. Mam chyba jeszcze że dwie gdzieś, ale bez haftów.
No tak Kocurku, można kupić takie chusteczki, ale chyba nikt już takich rękodzieł nie daje dzieciom do zabawy. To, co kiedyś było zwyczajne i łatwo dostępne, dzisiaj stało się rzadkie i cenne...
UsuńUprzejmie melduję, ze babunia ma taki eksponat ( haftowaną chusteczkę). Niestety współczesne dzieci wybierają inne zabawy, ale ostatnio " raz, dwa, trzy, baba jaga patrzy" jest często u nas wybierane i nawet babcia musi się włączyć:-)))
OdpowiedzUsuńMoże to i dobrze, że już sie dzieci nie bawia w haftowaną chusteczkę...Tylko chusteczek samych żal...Bo były częścią dawnego świata i minęły, wraz z cała resztą dawnych zabaw, przedmiotów. A jedna chusteczka babuni Basi wiosny wszak nie czyni!:-))
UsuńOlu, temat nielubienia i wykluczania u dzieci to bardzo okrutny temat. I bywa bolesny. Potrafi zostawic traume na cale zycie , ale potrafi tez wzmocnic i uksztaltowac silnego czlowieka. I nie ma na to reguly. Z takiej nieszczesliwej Zosi moze wyrosnac silna, niezalezna kobieta, a moze tez wyrosnac przyszla ofiara , zyjaca w przemocowym i patologicznym zwiazku. Ofiara uzalezniona od swego oprawcy, bo w pewnym sensie daje on jej poczucie, ze zyje ona w silnym zwiazku. A co do chusteczek to moze w sklepach juz nie ma , ale za to na Amazonie skolko ugodno :) Kolorowe, jednolite i haftowane ... do wyboru do koloru. Pozdrawiam Kitty
OdpowiedzUsuńTak, na pewno sporo takich zakompleksionych Zoś popada w dorosłości w toksyczne związki. Tak, jakby je to dzieciństwo naznaczyło i wyznaczyło dalszy ciag ich życia. Smutne to...W dorosłej kobiecie często nadal żyje ta smutna, odtrącana dziewczynka...Jednak tak jak napisałaś, na szczęście zdarzają sie też przypadki odwrotne. Doświadczenia z dziecinstwa potrafią człowieka czegos nauczyć, wzmocnic, pomóc walczyć o siebie. Zresztą, życie jest na tyle długie i w tyle związków człowiek wchodzi, że wciaz się czegoś o sobie uczy i ma szansę przestac popełniać wciaz te same błędy.
UsuńChusteczki na Amazonie? Brzmi to absolutnie niezachecająco. Czyli nie ma już żadnych swietosci. Koniec z sentymentami. Wszystko, o czym sie tylko zamarzy można dzisiaj sprzedać i kupić. Tylko że gubi sie w tym jakieś poczucie niepowtarzalności, czegoś osobistego i serdecznego...Świat zalany rzeczami bez znaczenia.
Pozdrawiam Cię ciepło, Kitty!
Olu, no takie czasy... Rekodzielo staje sie coraz rzadsze, ale przez to i coraz cenniejsze. I ludzie zaczynaja je na powrot doceniac. Widac to np. w trendach wystroju wnetrz, najmodniesze teraz slowo to " organic". Bardzo duzo jest oryginalej ceramiki, dzbanow, wazonow, tkanych makatek, narzut , donic , wyrobow z drewna, kamienia , malowanych recznie obrazow. I to jest fajne. Chinska szmira jest zastepowana rzeczami oryginalnymi nawet jak sa produkowane bardziej masowo. A chusteczki haftowane tutaj popularne sa na wystroj na wesela i na jakies inne uroczystosci, do nosa nikt ich juz nie uzywa ( i dobrze!) , ale zmienily funkcje i nadal sa! 😍Kitty P.S. Czy wiesz co to jest Khanta? Zostawiam ci taka zagadke do sprawdzenia ..,
UsuńZnow sie musze przytulic do Kitty bo napisala wszystko co ja mysle w tym temacie. Dzieci o niskim poczuciu wartosci wlasnej na pewno te zabawy kosztowaly traume, byc moze nawet na reszte zycia.
UsuńKitty! Znalazłam w necie odpowiedż na to ,co to jest Khanta, czy inaczej kantha. To jest piękny haft bengalski. obejrzałam sobie parę zdjec i filmików na ten temat. Cudne rzeczy potrafia zrobic ludzkie ręce. A ileż to wymaga cierpliwosci!
UsuńStar! To prawda, ale mało kto zdaje sobie z tego sprawę. No bo któz by pomyslał, że na pozór niewinna zabawa moze zostawić w sercu taki cierń...
UsuńOlu, no oczywiscie, ze Kantha , przekrecilam.:) To sa w ogole recznie pikowane , haftowane tkaniny, z ktorych w Indiach wyrabiaja przepiekne rzeczy. U nas na ebay'u mozna kupic takie recznie pikowane szyte narzuty, szale, nawet kurtki , a najciekawsze jest to, ze robione sa z uzywanych indykskich " sari", i laczone ze soba w niezwykle palety barw i wzorow , przepiekne. I w dodatku bardzo tanie. Za wielka dwustronna narzute na lozko placi sie od 15-20 funtow... Zakupilam sobie dwie, w bajecznych kolorach z mysla o lecie i wykladaniu ich w ogrodzie ...🌺🌺🌺Buziaki Kitty, ciekawa jestem czy dotarly juz do Polski ?
UsuńNa pewno te wyroby są zachwycające. A czy dotarły do Polski? Nie mam pojęcia, ale skoro mozna je kupić przez Internet, to pewnie tak!:-)
UsuńTak, jak to przeszłość może rzutować na teraźniejszość. Niby niewinna zabawa.
OdpowiedzUsuńOczywiscie, że może i bardzo często rzutuje. My, dorosli często zapominamy o tym, że dzieci przeżywają wiele trudnych chwil, że dzieciństwo bywa naprawdę ciężkim okresem, trudną lekcją na przyszłość.
UsuńTak pamietam gry - zabawy dziecinstwa duzo tego bylo, pamietam 'chusteczke wyszywana' ale chyba na szczescie nie byla taka popularna tam gdzie ja bylam, wiec nie przezylam bycia odrzucona, ale wyobrazam sobie cierpienie dziecka odrzuconego czy wykluczonego w jakikolwiek sposob z zabawy. Na szczescie wiekszosc zabaw wszystkich traktowala rowno, byl tez podzial na zabawy dziewczece i chlopiece. Moja ulubiona zabawa to byla gra w klasy.
OdpowiedzUsuńKażde dziecko przeżywa po swojemu pewne sprawy. To, co po jednym spłynie jak woda po gęsi, dla drugiego będzie powodem cierpienia.
UsuńA ja lubiłam skakać w gumę! Ta zabawa królowała na moim osiedlu! i byłam w tym dobra!:_))
O popatrz, dziś trafiłam, prof. de Barbaro odpowie :)
OdpowiedzUsuńI proste, i trudne....
Bo Zosia tak naprawdę nie dorosła.
"Prof. Bogdan de Barbaro: Jeśli ludzie mieli bezpieczną relację z rodzicami, dostali od nich to, czego potrzebowali, i mogli, paradoksalnie, dzięki temu od nich odejść, to teraz mogą przeadresować swoje potrzeby do swoich partnerów. Ale ci, którym było źle, w swojej głowie dalej są z tymi, z którymi było im źle. Bezpieczne więzi w dzieciństwie przygotowują do wchodzenia w bezpieczne związki, gdy już się jest dorosłym, a ktoś, kto był w więzi chaotycznej lub zimnej, będzie do związku wnosił niepewność i niepokój. Bo z dzieciństwa "pamięta", że ktoś, kto jeszcze chwilę temu był czuły, nagle może zacząć krzyczeć albo wpaść w złość.
Agnieszka Jucewicz: I będzie chciał od tego partnera tego, czego sam kiedyś nie dostał?
BdB: Tak. Ci, którzy przychodzą do terapeuty, często nie potrafią tego wyrazić wprost. Nie potrafią na przykład powiedzieć żonie: "Wyrażaj wobec mnie więcej uczuć, bo jak je wyrażasz, to czuję się wtedy bezpiecznie, chce mi się żyć i nie boję się świata, a gdy ich nie wyrażasz, to czuję się niekochany".
AJ: A co zamiast tego mówią?
BdB: "Znowu nie pościeliłaś łóżka!", "Ta zupa jak zwykle niesmaczna", "Przychodzisz i od razu do komputera siadasz!" To, co jest wygłaszane, bardzo się różni od tego, co jest pod spodem przeżywane.
Często pytam parę, która do mnie przychodzi: "O co się państwo sprzeczacie?". Jeżeli mówią, że o wszystko, to znaczy, że tak naprawdę kłócą się o coś jednego. Zadaniem terapeuty jest pomóc im dotrzeć do tego wspólnego mianownika."