piątek, 11 listopada 2016

Pomiędzy szelestem...


Cezary pisze...


Był park i samotna ławka. Jakaś dziwna, nie, że w kształcie, ale w dotykalnej miękkości na wyciągniętą rękę skołowanego umysłu. No tak, on też ma ręce, a w zasadzie macki rozbiegane za góry, lasy i w niemierzalnej bliskości. Nie dając wiary w przedziwność losu, a w zasadzie w jego atłasowość postanowiłem przysiąść. Traf chciał, że usiadłem obok samego siebie. Dystans był dotykalny i mogłem poczuć własne ciepło rozlewające się w promieniach rozpraszanych listkami poruszanymi głębokim westchnieniem. Bo przecież siedząc tuż obok własnej postury tak należy się zachowywać. Jest wtedy nieodzowna potrzeba dopełniania osobowości, która niby własna należy do wszystkich. Również tych siedzących na samotnych ławkach-braterskich ławkach. Liście opadały w takt dyktowany tym powiewem, bardzo zmiennym i zachłannym. Chciałem łapać je bezskutecznie bezwiednie poruszając kończynami. Omijały mnie zwodniczo udając zajączki czy inne istoty. Mogłem jedynie usłyszeć ich szelest, poczuć zapach czegoś, co odchodzi na zawsze, powtarzalnie. Będzie kolejny rok, być może kolejna ławka i ponawiane igraszki liści z facetem obok siebie. I w tym właśnie momencie szarpnęły mną wątpliwości. Powtarzalność nie istnieje, choć czasem ułudnie próbuje ją naśladować.

Pod stopami w steranych butach zebrał się stos bezprogramowo ułożonych liści, lecz bajecznie kolorowych, jak żywych. Umieściłem je w pamięci i rozpocząłem odtwarzanie kolejnych zmian, które były moim udziałem. Stos to powiększał się, to rozwiewał w przypadkowe kierunki. Jarzące światło odblasku powtarzało, że jest dobrze, że warto było, że w życiu nic się nie traci, że przecież nie mogło być inaczej. Tak właśnie miało być. A liście pomimo rozbiegania stwarzały pozory przyciągania się, łączenia w wielowarstwowe pary bez względu na orientację. Czyżby słoneczne promienie rozmodlonego zachodu niosły jedynie słuszną siłę miłości, będącą początkiem każdej innej mocy oddziaływania? Ileż tracimy schodząc z drabiny w hierarchii wartości, zaczynając od pozorów? Dlaczego boimy się światła dającego początek naszego zaistnienia i jego egzystencji?
Nagle gromada liści oderwała się od sensu i poddała w swojej bezwładności podmuchom. Rozpoczęła raczkowanie na kolanach wbrew kanonom o grawitacji rozpoczynając cykl nieporadności. Początkowa przyczepność rumieniła ich lico, dając złudzenie sukcesu. Bezlitośnie jednak zostały przewiane poza nieboskłon i bez względu, jak wysoki był punkt obserwacji pozostawały poza marginesem bez możliwości powrotu. Gdzie są dziś bez umiłowania, bogdanki wszelkiej dobrej myśli? Pokryte egoizmem toczą swoją dolę w skorupie nie do przejrzenia.

Patrzyłem na osobę obok z zaciekawieniem. Pozostawał niewzruszony, godny pożałowania w iście stoickim zapędzie. Pozory? Tylko, dlaczego szum liści i nadbiegające światło zamierało tuż przy nim?
I wtedy zrozumiałem! Jego osoba chciwie absorbowała nieskazitelne i niezaprzeczalne dary, choć emanowana poświata pozostawała delikatnie niezauważalna.

Postanowiłem zmienić pozycję i zająć miejsce tuż obok tuż obok samego siebie, lecz po jego nieodbijającej stronie. Obszedłem ławkę wokół, zatrwożony kreowaniem komplikacji w niepewności. Przysiadłem cichutko mając wrażenie, że wokół są złotonośne pola wrażliwości i empatii. Pełne szeroko ukierunkowanego przyciągania woli umysłu. Oślepiony blaskiem zanurzyłem w nim dłonie próbując wypełnić je czymś bliżej nieznanym, czymś, czego smak pozostawał nęcący ponad siłę woli. Miałem doświadczyć świadomości zbliżenia na miarę siły rąk.
Przeszedłem na koniec odczucia, gdzie rozliczne poletka usiane wysoką trawą łączyły się rozlaną zielenią też poza widzialność wypatrujących oczu. Pomyślałem, trzeba wykosić porosłość i dać szansę, by świeża bujność dopełniła moje oczekiwania.

Na ławeczce siedział facet i nikt nie zajmował miejsca obok.

21 komentarzy:

  1. Bardzo nostalgiczny tekst, dużo w nim smutku ale i nadziei.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako emigrant umysłowy tkwię po uszy w nostalgii. W poszukiwaniach przyczynowych smutek i nadzieja idą po przeciwnych obrzeżach wybranej drogi. Raz bliżej tu, a raz tam. Najgorzej jest, jak nasza nazbyt szeroka droga jest przyczynkiem obcości uczuć, bo przecież to nie tylko smutek czy nadzieja…

      Usuń
  2. Zabrakło mi zakończenia w stylu amerykańskim!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach ta Ameryka! A tu w Polsce nikt nie będzie dyktował zakończeń! Tu się mówi, wszystko było dobrze i to dobro wieńczy koniec. Żadnych endów. Pewnie to tak miało być...

      Usuń
  3. Hmmm...tekst mi się podoba, ale....wybacz,jak dla mnie zbyt "barokowy". Przypomina mi dziewiętnastowieczne powieści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli nam się podoba, to nie może być "zbyt". Barok był w siedemnastym, częściowo w osiemnastym:)

      Usuń
    2. Porównanie stylu do dziewiętnastowiecznej powieści odebrałem pozytywnie, bo… Nie wiem, dlaczego, ale słowo barokowy kojarzę ze słowem koronkowy, a żabot z chichotem w różnych wariacjach i nawet po przejściach. Nawet Cezary myli się! Co prawda bardzooo rzadko i pomyłki są tuszowane zawsze, co widać po wykrętnych odpowiedziach. Kochane Panie! Ewa2 nie chciała napisać, wprost, że powyższy tekst ciągnie się, jak żabot z gumy do przeżuwania. Ale, ale nie odbierajmy nikomu prawa do wyrażania opinii, nawet tych nieprzychylnych dla nas, a korekty są zawsze mile widziane.
      Przy pierwszym czytaniu nie zauważyłem sprzeczności. Hmm… teraz słucham terkotu trybów i ich zgrzyt. Co było gdybym napisał; zbyt „barokowy” tekst podoba mi się. Czy zmienia to postać rzeczy? Pomimo, że nie przywiązuję zbytniej wagi, to doceniam fakt zauważalności. Ech tam…

      Usuń
  4. Olga wierszem, Cezary prozą, oboje tworzycie poezję :) para wrażliwców, uważajcie na siebie i nie dajcie się zranić! wrażliwość, delikatność czasem postrzegana jako słabość, przyciąga małość i zło, a nawet sadyzm!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cha, cha, łączą na przeciwności ze zbieżnością spójną w samej osi. Pewnie tak jest! Przyciągamy się na całej długości bez wątpliwości. Wierzę, że nasze umysły emanują wierszowaną otoczkę na prozie. Nie poddajemy się nigdy i stąd brak możliwości zagrożenia.

      Usuń
  5. Hi !Cezary magia ,a czyta sie jakby dzialo sie to tam w tym innym ponoc lepszym swiecie ,co moge napisac poprostu brawo !!nie wiem czy nie popelniam nietaktu do nastepnego sciskal lapke p.Gosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma lepszego świata, jest nasz i tylko osobisty. Masz rację, opisane zjawiska mają miejsce tylko w kosmosie i poza. Bosze, jak to zabrzmiało? A liści musi być tam mnóstwo i to stamtąd dochodzi do nas szum kosmiczny, czyli wszyscy słyszą, ale nikt nie wie, o co chodzi. Ściskam łapki p. Cezary

      Usuń
  6. Taka jesienna próba wyjścia z siebie, aby stanąć, a raczej - jak w tym przypadku - usiąść, obok.
    Trudna w realizacji, niestety...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dosłownie pewnie tak! A niedosłownie, to widzę nawet teraz faceta obok mnie. Zgadzam się, wiosenna próba wyjścia z siebie posiada inny wymiar, tylko, że sens jest taki sam. Gdzieś jest niezaprzeczalny początek widziany przeze mnie, jako rosnąca kula. Są też tacy osobnicy, dla których postępuje ciągły ubytek masy i w końcu znika poza horyzontem. A szkoda…

      Usuń
  7. Bardzo fajnie sie czyta :) Taki troche zen...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne porównanie, dech zapiera. Czyżbym dopisał tą część, tą, która pozostaje nierzeczywiście rzeczywista bez wiedzy o tym. Sprzeczności to piękna rzecz, to uśmiech każdego dnia. Prostota zamknięta w komplikacji to początek medytacji, nie na kolanach, lecz w obliczu samego siebie.

      Usuń
    2. Prostota w komplikacji i komplikacja w prostocie. Ying i Yang. Nic nie jest takie jak sie wydaje z zewnatrz :)

      Usuń
    3. Jako bardzo mały człowieczek uwielbiałem czarno-białe ciastka nie rozumiejąc, że istnienie tych kolorów to dopiero początek dający szarość od bladej do intensywnej. Na dodatek czarny ma się dobrze bez białego i odwrotnie. Nałożone na siebie przenikają się wzajemnie i czasami następuje proces eliminacji jednego z nich. Lubię prostotę w komplikacji, a komplikacje w prostocie przyprawiają mnie o ból. Absolutnie nic nie jest…

      Usuń
  8. Zawsze sie zastanawialam, jak to by bylo wyjsc z siebie i stanac/usiasc obok... Teraz juz wiem, choc obawiam sie, ze w moim wykonaniu bylo by to mniej poetycko :). (Leciwa)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zawsze siadam obok, by dokonało się dopełnienie, czasem z przelewem, a czasem bez odpowiedzi. Nie, że na kolanach, ale sam z sobą. Wiarygodność przemyśleń priorytetem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj Cezary,Twoja wypowiedź,opowiadanie jest wyjątkowe z osobistą nutką żalu,nostalgi a zarazem tęsknotą za czymś lub za kimś.Ono wzrusza i sięga w najgłębsze zakamarki duszy.Wymaga od czytelnika chwili zadumy. A swoją drogą dobrze piszesz chcę więcej. Pozdrawiam cieplutko rodzinkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za merytoryczne podejście do powyższego tekstu. Najgorzej z tą zadumą, przyzwyczajenie do łykania nie pozwala zatrzymać się choćby na chwilę. Bo i po co…? Serdeczności

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieśni pieśń piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost