niedziela, 9 lutego 2014

Nasi młodzi przyjaciele





   Niewiele domów położonych jest w pobliżu naszego. To prawdziwe odludzie, górskie ustronie, najbardziej oddalony od centrum wsi przysiółek. Właściwie wszyscy się tu znają. Prawie wszystko o innych wiedzą, bo wszelkie wiadomości rozchodzą się tu szybko. Kto choruje, kto umarł, kto na saksy wyjechał, kto pije, kto żonę bije, kto się na kogo pogniewał, komu się dobrze powodzi a komu się nie przelewa. Mało się tu dzieje a więc każda nowa wiadomość odbierana jest z ogromną ciekawością a potem powtarzana z ust do ust aż obrośnie w mity, wyolbrzymienia, humorystyczne smaczki albo zaskakujące pointy. Nasza wiedza o tym jest skromna, bo chociaż utrzymujemy z paroma sąsiadami bliskie kontakty, to przeważnie nie mamy pojęcia, o kogo w tych wieściach chodzi? Kto, z kim jest spokrewniony? Co jest tak pasjonującego w tych skomplikowanych dla nas historiach? Nadal mylą nam się te wszystkie imiona i nazwiska. Chociaż powoli wrastamy w tutejszą społeczność, to wiele spraw jest i będzie nam obcych. Wiele z nich po prostu nas nie interesuje. Wiedziemy tu trochę osobny, poprzez różnice doświadczeń, mentalności i obyczajów, żywot.


   Z radością i ciekawością natomiast witamy w naszych stronach nowych osiedleńców. Cieszymy się, że inni ludzie tak, jak my doceniają piękno tutejszych okolic. Mamy nadzieję na ciekawe spotkania i długie rozmowy z nimi. Zbliża nas podobieństwo losów i zapatrywań na wiele spraw. Chcemy pomagać im przezwyciężać pierwsze po osiedleniu trudności. Ułatwiać nawiązywanie cennych kontaktów. Pomagać w oswojeniu się z tutejszymi realiami. I cieszyć się ich entuzjazmem, czerpać od nich radość życia, uczyć się świeżości spojrzenia oraz innego, nietuzinkowego podejścia do rzeczywistości.


  Kilka miesięcy temu osiedlili się w naszych stronach młodzi, sympatyczni ludzie. Dwudziestosiedmioletni Kuba i o rok młodsza Ania. Dwoje inteligentnych, pełnych energii i fantastycznych pomysłów zapaleńców a przy tym szalenie otwartych, pracowitych i ujmująco dobrych ludzi. Opowiem Wam jak to z nimi było od początku…

   Pewnego jesiennego dnia Cezary wyruszył z wizytą do zaprzyjaźnionego z nami młodego farmera Bartka. W jego małej, drewnianej chatce było tego dnia dość tłoczno i gwarno. Bartek zaprosił bowiem do siebie pełnego werwy i bardzo pewnego siebie sąsiada Stefka oraz dwoje niedawno poznanych młodych przybyszów z Warszawy.  Jeden mówił tam przez drugiego. Kilkanaście piw zostało w trakcie tego wesołego wieczoru wypitych. Aż wreszcie Cezary z szumiącą nieco głową powrócił do domu i obwieścił mi, że u Bartka zamieszka wkrótce para na oko miłych, ale też i trochę podejrzanych dziwaków.

- Że też ten Bartek nauczki nie ma! – sapnął, rozbierając się w przedpokoju i tarmosząc w roztargnieniu uszy skaczącej na jego przywitanie Zuzi.
- Wiesz, że on znowu ma zamiar jechać na zimę do pracy w Anglii a w swoim domu chce na ten czas ulokować ledwo co poznanych ludzi?
- O święta naiwności! – utyskiwał, mając na myśli poprzednich lokatorów ufnego Bartka, który prawie co roku powierza swą chatkę dziwnym, poznanym zazwyczaj przez Internet ludziom, a potem zdarza się, iż wychodzi na tym jak Zabłocki na mydle.
- To przecież jego sprawa! – odparłam, nalewając mężowi zupę i cierpliwie czekając na ciąg dalszy opowieści.

   Ale on niewiele wiedział poza tym, że dwoje Warszawiaków kupiło kilka ładnych hektarów lasów i łąk w dolinie. On to muzyk i cieśla. Nosi kolczyk w nosie i długie dredy. Ona jest szczuplutką, świeżoupieczoną rzeźbiarką i także cieślą. No i ci dwoje usiłują własnymi rękami wybudować w swej malowniczej dolinie dom z bali, śpiąc do tego czasu w lichym namiociku na skarpie. Tymczasem zaczęły się już bardzo chłodne noce i cud będzie, jak się ci młodzi tam ciężko nie rozchorują!

   Minęło kilka dni. Siedzieliśmy sobie z mężem spokojnie w kuchni i zajadaliśmy gorące racuchy drożdżowe, gdy nagle leżąca dotąd spokojnie pod stołem Zuzia rozszczekała się na cały regulator. Podeszliśmy do drzwi balkonowych i ujrzeliśmy parę niezwykle szczupłych, młodych ludzi, którzy taszcząc ogromne plecaki przechodzili obok naszego domu w towarzystwie dwóch wielkich psów. Zatrzymali się przy bramie, z uwagą czytając nasze ogłoszenie o sprzedaży jaj od zielononóżek.

- Czarek! Idź tam do nich. Może coś kupią! – popędzałam męża. Mnie samej nie chciało się schodzić. Zaczynało się powoli zmierzchać. Na dworze było chłodno a ja marzyłam tylko o położeniu się pod ciepły kocyk i o długim, solidnym odpoczynku.

- Właśnie się wprowadzają do Bartka! – oznajmił po powrocie zarumieniony od zimnego powietrza Cezary.
- I kupili na początek dziesięć jajek, ale mówią, że stale będą od nas jaja brać.
- I co, fajni są? – zapytałam, badając z uwagą niewiele mówiącą mi minę męża.
- Mogłaś zejść na dół, to sama byś się przekonała! – odparł rezolutnie i włączył telewizor, bo się akurat Teleexpres zaczynał.

   Parę dni potem biegałam akurat po podwórzu za rozbrykanymi kozami i goniącą je Zuzią, usiłując zapędzić zwariowane towarzystwo do koziarni i mieć nareszcie chwilę spokoju. Ale gdzież tam! Brykuska wskoczyła na psią budę.  Popiołka za nią. Ledwo dobiegłam do nich, już umykały w szalonych podskokach w stronę pełnej drewna wiaty. Śmiałam się i denerwowałam jednocześnie, bo miałam tego dnia jeszcze trochę rzeczy do roboty a kozule uparły się bym cały swój czas poświęcała tylko im. W tym zagonieniu nie zauważyłam nawet, że przy naszym płocie ktoś stoi i śmieje się serdecznie z moich utarczek. To ci młodzi przypatrywali się całej zabawie dzierżąc w dłoniach dwie puste, plastikowe butelki.

- Dzień dobry! – zawołali – Mysza nam wpadła do studni! Czy możemy u pani nabrać sobie trochę czystej wody? – uśmiechali się do mnie i z wyraźnym zachwytem popatrywali na stojące teraz dumnie na przyczepie traktora, zadowolone z siebie kozule.

- Pewnie, że można! Ale w tych butlach niewiele wam się wody zmieści. Pożyczę wam coś lepszego. Tylko nie wiem, czy będziecie mieć siłę, by taszczyć piętnaście litrów? – odparłam, przyglądając się im z ciekawością.
- Jesteśmy bardzo silni! – z wielką pewnością w głosie oznajmiło tych dwoje chudzielców. A ja popatrzyłam z lekkim powątpiewaniem na ich szczupłe ramiona i dłonie. Potem pobiegłam do domu i przyniosłam pojemną butlę na wodę, którą swego czasu dostałam w prezencie od Zofijanny. Dobra ta istota, słysząc kiedyś o naszych problemach z pustą studnią pośpieszyła nam natychmiast z pomocą i przywiozła w prezencie pojemnik wspaniałej, pysznej wody ze studni artezyjskiej. Potem, gdy nasza studnia nie sprawiała nam już żadnych problemów jej butla stała w kącie, czekając na czas, gdy znowu się przyda. I właśnie teraz ten czas nadszedł.

- Proszę! Nalejcie sobie wody i przychodźcie jutro po nowy zapas – powiedziałam wręczając tym dwojgu ów pojemnik.
- I proszę, nie mówcie do mnie pani. Jestem po prostu Ola. A wy, jak się domyślam to Kuba i Ania?
- Tak, to my! Przepraszamy, że zapomnieliśmy się przedstawić, ale tak się zapatrzyliśmy na twoje śliczne kózki, że całkiem nam to z głowy wyleciało!
- Też bardzo chcielibyśmy takie mieć. Ale na początek konia! – oznajmiła Ania, przebierając pieszczotliwie palcami w nastroszonej czuprynce, podstawiającej jej się pod dłoń, Brykuski.
- Ale koń nie może być sam. To zwierzę stadne. Potrzebuje towarzystwa. Dlatego będziemy szukać kóz dla niego! – dodał Kuba, poklepując czule siwe boczki Popiołki.
- To poczekajcie aż się nasze kózki rozmnożą, to wtedy sobie od nas weźmiecie jedną lub dwie – zaproponowałam.
- No chyba, że zależy wam na dużych, rasowych, typowo mlecznych kozach? Bo moje kózki są małe i rozpieszczone. Na spacery z nimi chodzę jak z psami. I zachowują się prawie jak szczeniaki. Więcej mam z nimi zabawy, niż jakiegokolwiek pożytku! – wyjaśniłam, ciesząc się, iż póki co, kózki się uspokoiły.
- Właśnie o takie kozy nam chodzi! – zaśmiała się Ania.
- Śliczny pies! Co to za rasa? – długowłosy młodzieniec chichocząc opędzał się od zazdrosnej o kózki, skaczącej na niego, Zuzi.
- Zuzia! Ty molestantko! Zostawże faceta w spokoju! – krzyknęłam ostro a potem już milszym głosem dodałam:
- Musimy sobie kiedyś o wszystkim pogadać! Wpadnijcie do nas. Wieczorami przeważnie jesteśmy w domu! -  zapraszałam, prowadząc potulne teraz kozule do koziarni i żegnając się z nowopoznaną parą.
- Wpadniemy! Pewnie, że wpadniemy. Dziękujemy za wodę! – wołali młodzi przybysze, oddalając się w stronę bukowego lasu.


  Tak to się zaczęło. Od tej pory Anusia i Kubuś są u nas częstymi, zawsze z radością witanymi gośćmi. Siedzimy sobie wieczorami, piąc ziołowe herbatki, zajadając zupę jarzynową albo placki ziemniaczane. Gadamy godzinami. Śmiejemy się. Opowiadamy sobie ciekawe historie z naszego życia. Radzimy się wzajemnie w różnych kwestiach. Pożyczamy sobie książki. Robimy w pobliskim miasteczku zakupy dla siebie. Spotykamy się na spacerze w lesie albo na łące.
   Nasi młodzi przyjaciele mają dużą wiedzę dotyczącą zgodnego z naturą trybu życia i odżywiania.  Znają się na ciesielstwie, wyprawianiu skór, zbieraniu ziół, robieniu swojskiego wina, szyciu, hodowli zwierząt, uprawie ziemi i na wielu innych ciekawych, przydatnych tutaj rzeczach.
    Są wegetarianami a przy nich i my coraz częściej rezygnujemy z dań mięsnych. Potrafią bardzo uważnie słuchać i przyznawać się do swojej niewiedzy, odważnie o wszystko pytając. Nie tęsknią za życiem w stolicy. Nie interesuje ich żaden szpan ani współcześnie tak modne, elektroniczne gadżety.


   Patrzymy na nich i słuchamy z dużą przyjemnością. To mądrzy, skromni, wrażliwi, umiejący bardzo ciekawie opowiadać ludzie. Uparcie realizują marzenie swego życia, budując w przepięknie położonej dolinie prostą, drewnianą, jednoizbową chatę. A wszystko to tylko przy pomocy dobrze zaostrzonych siekier i bez użycia gwoździ! Nie mają na tę swoją chałupkę żadnych zezwoleń budowlanych, ale nie muszą ich mieć, ponieważ jej powierzchnia nie będzie przekraczać 25 metrów kwadratowych. A taka wielkość chatki nie wymaga specjalnych zezwoleń, projektu architektonicznego ani biurokratycznego nadzoru. Nie będą tam mieć prawie żadnych wygód, bo ich nie potrzebują. Zbudują natomiast własną, opartą na młynie wodnym elektrownię. Póki co, mają dwa panele słoneczne oraz stary, porządny piec na drzewo. Do szczęścia wystarczy im bliskość nieskażonej natury, własne towarzystwo oraz komitywa z ukochanymi zwierzętami (poza dwoma psami i kotami obecnie mają też dwa konie). Chcą uprawiać swoją ziemię zgodnie z najbardziej ekologicznymi metodami. Nauczyć swoje konie ciągnięcia wozu i pługa. Zapraszać do swego gospodarstwa podobnych duchem ludzi i pokazywać im wszystko, uczyć ich takiego stylu życia.


   

   

    Byliśmy u Kuby i Ani w odwiedzinach parę razy czując się w ich towarzystwie tak swobodnie i swojsko, jakbyśmy się znali od zawsze. Bardzo trafiają nam do przekonania ich na poły racjonalne a na poły romantyczne, oparte na szacunku dla przyrody poglądy, zachowania i marzenia. Jesteśmy pełni podziwu i sympatii dla nich, kibicując im z całego serca!


   Od czasu, gdy ci dwoje osiedli w naszych okolicach pojawiło się tu jeszcze kilkoro młodych, podobnych do nich ludzi, także szukających dogodnego dla siebie miejsca do zamieszkania. Obserwujemy to wszystko ze szczerą radością, mając nadzieję, iż to początek jakiegoś nowego trendu, jakiegoś pędu do prostego życia wśród pochodzącej z wielkich miast młodzieży. Może nasze podupadające, coraz bardziej wyludniające się wsie mają jeszcze szanse na odrodzenie?


   A swoją drogą, zastanawiam się, co skłania tych wszystkich młodych ludzi do porzucenia wygodnego życia w mieście? Do pójścia po prąd? Do rezygnacji z kariery, pieniędzy i dających oparcie, korzystnych znajomości? Muszę chyba następnym razem zapytać o to Anię i Kubę. Ciekawa jestem, co odpowiedzą…?





54 komentarze:

  1. Alez się romażyłam, tacy przyjaciele mi się marzą....:) Przyjaciele, którzy o życiu wola rozmawiać niz o przeżyciu..:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego cieszymy sie, ze zamieszkali w poblizu. Towarzystwo takich fajnych ludzi bardzo dobrze na nas wpływa. Jakos z nimi sami czujemy się młodziej i pogodniej!:-))

      Usuń
  2. Przyjelo sie, ze to starsi wiekiem ludzie poszukuja spokoju z dala od miejskiego zgielku. Jednak tendencja powrotu do natury, zycia w zgodzie z nia, pelnej rezygnacji z wygod wielkomiejskich, ma tendencje wzrostowa. Mlodziez wiejska ze wsi ucieka, na jej miejsce osiedlaja sie swiadomi i wyksztalceni mlodzi ludzie, chcacy by ich dzieci wychowywaly sie zdrowo, a konie i krowy znaly na zywo, a nie z kina.
    Czyzby ewolucja przybierala trend cofkowy? A jesli nawet, to czy to takie negatywne zjawisko?
    Nie kazdy chce i nadaje sie do zycia w nieprzychylnych wiejskich warunkach. Ja wprawdzie kocham wies, lubie przyjezdzac na wypoczynek, ale nie wyobrazam sobie zyc tam na stale. Jestem wygodnicka, musze miec ciepla wode w kranie i cieple kaloryfery, a sklep tuz za rogiem. Nie bede wiec robic Wam konkurencji, ale w glebi duszy podziwiam zapalencow, ktorzy w imie zdrowia i ekologii porywaja sie na zycie w pewnych niewygodach. Gdyby nie oni, Wy, polska wies szybko by sie wyludnila.
    Pogoda u nas nienajgorsza, slonecznie, ale bardzo wietrznie, wiec zaraz mykam z Kirunia zrobic rekonesans na pobliskich polach w poszukiwaniu wiosny.
    Przyjemnej niedzieli, Kangurki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem co z tą ewolucją, ale uważam iż postep, rozwój cywilizacji poszedł w bardzo zła, autodestrukcyjna strone. Eksploatując tylko bez opamiętania tę biedną ziemię, zanieczyszczając ją, obsadzajac monokulturami, uzależniajac sie od elektroniki, benzyny i gazu sami na siebie szykujemy bicz. Kiedys, gdy tego wszystkiego zabraknie, albo będzie dostepne tylko dla wybrańców i bogaczy reszta popadnie w biedę, bezradnosc, strach.
      Trzeba powrócic do natury. Przywrócic jej szacunek i wagę. Rozumiec jej potrzeby i wyleczyć zadane przez ludzkosc rany. Moze jeszcze nie jest za późno!
      Tacy ludzie właśnie, jak Kuba i Ania, sa według mnie ostatnią nadzieją tej trawionej bezmyslnym spustoszeniem ziemi. Oby było takich duzo. Oby nowy duch odrodzenia więzi z naturą zataczał coraz szersze kręgi.
      Serdecznie pozdrawiam Cię Anuś w poniedziałkowy, zachmurzony u nas, poranek!:-)***

      Usuń
  3. Myślę, że będą szczęśliwi. Nie są w końcu sami- mają Was i mogą liczyć na ludzka pomoc...i w razie czego zdobycze cywilizacyjne.
    Dobre jest takie życie w zgodzie z naturą. Gdybym była zdrowa i młodsza to kto wie.. ?
    Też jestem ciekawa co odpowiedzą .
    Słyszałam nie tylko o pojedynczych osobach, ale nawet o idei tworzenia na tej zasadzie całych wiosek. Chętny dostaje kawałek ziemi w wiosce....
    Takie proste życie jest alternatywą wielkomiejskiego życie, które tak naprawdę ma coraz mniej do zaoferowania ludziom kochających naturę.
    Coraz większy tłok, smród spalin, wszędzie samochody, coraz większy hałas, coraz większe zagęszczenie.
    Na takie życie mogą sobie pozwolić ludzie - artyści. Oni są wolni niczym kolorowe ptaki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Kuby i Ani wprost bije szczęście, optymizm, wiara w powodzenie ich zamierzeń. Sa młodzi, silni, pracowicie, pełni entuzjazmu! Nic tylko pozazdroscic i brać z nich przykład. Bo, moim zdaniem, nigdy nie jest za późno na to, by wejsc na właściwą drogę. Czasem rezygnacja z czegoś, co wydaje nam sie teraz nieodzowne, a co tak naprawdę jest rodzajem więzienia jest jednoczesnie zyskaniem czegos stokroć cenniejszego - spokoju, poczucia wolności, zdrowia i optymizmu.
      Chciałłbym bardzo by wiele takich osiedleńców w różnym wieku przybywało w nasze strony. Chciałąbym znowu zobaczyć tu zamiast wszechobecnych ugorów i walących sie, opuszczonych chat miodem i mlekiem płynaca krainę. Przeciez ziemie są tu zyzne. Przeciez powietrze czyste. A bezkresy niezmierzone. Starczy miejsca dla wielu dobrych, rozumnych ludzi!
      A miasta - te pełne autodestrukcji kolosy - uduszą sie predzej czy później we własnym smrodzie, w tłoku i wiecznych, wzajemnych pretensjach i lękach skazanych na zycie w nich, coraz bardziej bezradnych i cierpiących ludziach.
      Cudowna jest więc ta idea tworzenia całych wiosek dla takich zapalonych osiedlenców. To na razie kropla w morzu, ale kropla drżąży skałę.
      Mnóstwo ciepłych mysli Ci Zofijanko zasyłam i serdeczne podziękowana za wczoraj!:-))***

      Usuń
    2. Dla wszystkich starczy miejsca ... jak to nam zapodał Stachura.

      Usuń
    3. "Lato, jesień, zima, wiosna, do Pogórza droga prosta" - nucę sobie trawestując słowa piosenki Stachury!:-))

      Usuń
  4. Olu mam przyjaciółkę osiedlili się gdzieś w okolicy Zamościa niedaleko mają Bug. Oboje mieszczuchy kupili hektar ziemi i stary dom. Poznali młodych ludzi mieszkających bardzo głęboko w lesie. On z doktoratem jest w tej chwili pracownikiem leśnym ona uczy w wiejskim przedszkolu. Mieszkają no w fajnym bardzo miejscu. :) Ale internet mają Ela z Pawłem również i też uprawiają ziemię i ze swoich zbiorów się utrzymują. A mam pytanie czy w waszej okolicy jest chata do kupienia wraz z ziemią tak gdzieś do hektara bo ja uparcie takiego siedliska szukam dwa lata temu prawie by mi się udało, gdyby właściciel się z nagła nie rozmyślił i tak później już nie sprzedał tej chaty nawet opuszczając cenę o połowę.
    Bardzo podziwiam a chciałaby to marzenie swoje zrealizować póki mam siłę jeszcze na nie. :) Ach jak daleko mieszkacie bo nam jajek ciągle mało i chętnie każdą ilość byśmy kupowali tylko tak daleko. :(
    Buziak serdeczny i pogodnej niedzieli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ania z Kubą też mają komputer i bezpłatny Internet. Bardzo rzadko jednak z tych zdobyczy cywilizacyjnych korzystają, ponieważ zwyczajnie nie maja na to czasu a jeszcze bardziej potrzeby wysiadywania przed komputerem.
      To fajnie Elu, że chcesz kupić sobie chatkę i ziemię z dala od cywilizacji. Żeby znaleźc tu cos dla siebie (a słyszałam ostatnio o dwóch siedliskach gotowych do sprzedaży) to musiałabyś tu po prostu przyjechac na jakis czas i spokojnie rozejrzeć się. Zbadać ceny oraz warunki zamieszkania. (Musisz wiedzieć, ze większosc tutejszych chatek wymaga generalnego remontu!).
      Najlepiej gdybyś pojawiła sie tu w porze, gdy jest tu zielono i sucho. Wtedy nie dosc, iz jest tu pieknie, to łatwo sie przemieszczać. Czasem z powodu sniegu, lodu czy błota tutejsze drogi sa nieprzjezdne.
      Gdybyś zamieszkałą w poblizu miałabys pod dostatkiem najzdrowszych na świecie, przepysznych jajek od zielononózek oraz pod dostatkiem świezego powietrza, spokoju i zieleni!:-))
      Gdybys chciała wiedziec cos wiecej, to proszę, napisz na mojego maila.
      Serdeczne uściski zasyłam!

      Usuń
  5. Piekna opowiesc Olu. Mnie tez cieszy jak widze mlodych, ktorzy swiadomie odbiegaja od stereotypow i wybieraja zycie zgodne z natura. Sama juz jestem za stara i za wygodna na to, ale nawet w wielkim miescie mozna zyc bez fajerwerkow nowoczesnosci:)))
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tacy ludzie, takie budujące zachowania cieszą nasze serca i przywracaja optymizm oraz wiarę w ludzkosć. Myslę, że i w miastach jest sporo rozumnych, pragnących zdrowo życ, ludzi w kazdym wieku. Bo przecież takze w mieście mozna życ mądrze.Odzywiać sie zdrowo. Promować to, co warte promowania i nie dawac sie wciagać do reszty w młyn wyniszczajacej, ogłupiajacej roboty i w towarzystwo bezmyslnych, najczęsciej fałszywych, zawistnych o wszystko znajomych. Wszedzie mozna znaleźc dobre dla siebie środowisko do zycia, tylko trzeba mieć w sobie siłę, prawdę, optymizm i cierpliwosc. Oraz przede wszystkim szacunek dla bliźnich i samoświadomosc, iż wszystko, co robimy w ogromnym stopniu wpływa na nasze otoczenie, na ludzi i przyrode.
      Star! Pozdrawiam Cię serdecznie i ściskam mocno!:-)))

      Usuń
  6. Jak ja lubię czytać o takich ludziach! Nie chodzi mi tu o to, że przenieśli się z miasta na wieś, bo to nie ma znaczenia. Chodzi o to, że żyją tak jak chcą, gdzie chcą. Nie podążają ślepo za trendami, modami, czy wyobrażeniami innych. Mają swój świat, swoje poglądy, swoje realizowane marzenia. Koniecznie przekaż im moje uwielbienie następnym razem, jak ich zobaczysz :) Pozdrowienia od podobnej wariatki, która wymyśliła sobie swój dom z widokiem na norweskie fiordy :)) Sprawdzę, bo kiedyś ich odwiedzę i zapytam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fajnie, że spodobała Ci sie Rózo opowieśc o Kubie i Ani. Są prawdziwi i silni duchem oraz ciałem. Wierze, że uda im sie wszystko, co sobie zamierzyli.Oby więcej takich ludzi było! Tych, co wiedzą czego chcą i dązą do tego z całych swoich sił.
      Na pewno sami przeczytaja Twój komentarz i ucieszą sie tak miłą o nich Twą opinią! Tak! Widze, ze właśnie załozyli sobie bloga i dopisali sie poniezej. Moje kochane "Siekiery"!:-))

      Usuń
  7. Ja też uwielbiam takie urokliwe opowieści. To bardzo krzepiące, wiedzieć, że są tacy młodzi zapaleńcy, którzy własnymi rękami są w stanie zrobić wszystko. Jeśli ktoś kocha życie zgodne z rytmem przyrody, to ja mu tylko mogę pozazdrościć. Sama bowiem jestem niereformowalnym mieszczuchem. Nawet podczas wyjazdów w plener nie opuszcza mnie poczucie wyobcowania od natury. Tak, jakby znajdowała się za jakimś szklanym ogrodzeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, towarzystwo takich ludzi jest bardzo krzepiące, ozdrowieńcze i odmładzające. Zazwyczaj to ludzie na emeryturze postanawiaja zmienic miejsce zamieszkania, zrealizować swoje marzenia o zyciu blisko natury. A oni wzieli się za to wczesnie i wszystko przed nimi. Trzymam kciuki by sie im wszystko powiodło! A Tobie Errato zycze, bys kiedys chodzac po łace czy po lesie odczuła tę cudowna, magiczna wręcz wiez z natura i radosną przynależnosc do tego świata zieleni, ciszy, boskich zapachów i niezwykłego spokoju. Może po prostu jeszcze nie znalazłaś tego swojego zaczarowanego miejsca? Moze ono dopiero czeka gdzies na odkrycie i zachwycenie?
      Ściskam Cię serdecznie!:-)

      Usuń
  8. No..przeczytałam całego bloga od deski do deski i jestem na bieżąco.Nawiasem mówiąc piszecie wspaniale.Czytanie zajęło mi 2 wieczory i żałuje ,że tak szybko się skończyło.Ja niestety daru do pisania nie mam nie źle muszę się namęczyć,żeby sklecić jakiegoś posta,ale za to czytać uwielbiam.
    Dzisiejsza historia ..no cóż tylko podziwiać takich młodych ludzi i życzyć im dużo szczęścia.Mają wspaniały plan na swoje życie.Życz im ode mnie wszystkiego najlepszego i spełnienia marzeń. Moi synowie niestety nie mają zamiaru zostać na wsi.Strasznie ciągnie ich do miasta.Może jak zasmakują miejskiego żywota zmienią zdanie.Ja coraz bardziej zwracam uwagę na zdrowy styl życia,a młodzież na wsi wprost przeciwnie.Nie dawno w telewizji oglądałam program o wyrobach seropodobnych,które na pierwszy rzut oka nie różnią sie nic,a nic od sera.tragedia normalnie.Ludzie sami nie wiedzą co jedzą.
    Szkoda,że mieszkasz tak daleko bo wpadłabym zakupić trochę kurzej młodzieży .Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałaś całego bloga Brydziu! ? To niesamowite! Miło mi bardzo! Wiesz więc o nas duzo i rozumiesz jacy z nas niepoprawni romantycy i wariaci!:-))
      Młodzi ludzie muszą w zyciu popróbować wszystkiego, zeby wiedzieć co jest dla nich najlepsze, co daje im szczęście i spełnienie, do czego sie nadają a do czego nie. Wierz w swoich synów. Posmakują miejskiego zycia. A po początkowym zachłyśnięciu się tym zobaczą jak trudno tam żyć. No chyba, ze odnajdą sie w tamtym świecie. Bo przecież i w mieście mozna zyc mądrze, szczęsliwie i spokojnie. Zycze im wszystkiego najlepszego!
      A jedzenie, kte mozna dostać w sklepach rzeczywiscie jest coraz gorsze. A co więcej, szkodliwe dla zdrowia. Im mniej jemy przetworzonych produktów, tym lepiej. Wszystko sie w przyszłosci na zdrowiu odbija. A te seropodobne paskudztwa na peno długo będą zalegać na wątrobie!
      Serdecznie Cię Brydziu pozdrawiam i cieszę się, że nas odwiedzasz!:-))

      Usuń
  9. Wspaniali ludzie do Was przybywają, dlatego, że okolica piękna.
    Bardzo interesująca opowieść, pozdrawiam Anię i Kubę- mam dzieci w ich wieku:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okolica bardzo piekna, co ważne niezdeptana, mało znana, bezkresna, górami, polami i dolinami pofalowana i w wielu miejscach cudownie dziewicza.
      Cieszę się, że podobałą Ci sie Basiu opowieśc o naszych młodych przyjaciołach. Ania i Kuba na pewno ucieszą sie z Twych pozdrowień! To naprawdę przemili ludzie!
      Ściskam serdecznie!:-))

      Usuń
  10. Tak, to bardzo pokrzepiajaca opowieść o młodych ludziach i raczej rzadkość w dzisiejszym świecie.
    Takie zycie, poza cywilizacja wymaga ogromnej odwagi i wytrwalości.
    To trudne, ale bardzo piękne zycie. Wiem coś o tym, żyje przecież podobnie.
    Swietnie,że macie tak miłych i mądrych sasiadów.
    Pozdrawiam Cię serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie tacy ludzie, jak Kuba i Ania są jeszcze rzadkoscią, jednak wydaje mi się, iz zarysowuje sie jakaś niesmiała jeszcze, delikatna tendencja ku wzrostowi samoświadomosci i pędowi ku zdrowemu trybowi zycia wśród młodziezy. Dzieje sie tak na całym świecie! Ludzie zrażaja sie pomału do złudnych świateł "wspaniałej" cywilizacji i poszukują dla siebie jakiejś alternatywy, jakiejś lepszej do zycia rzeczywistosci. Ty juz znalazłaś, my tez i jeszcze wielu, odwiedzających nasze blogi zapaleńców. To piekne i budujące! Trzymajmy kciuki by jeszcze wielu podązyło naszym śladem i potrafiło doceniać trudy i blasdki codziennego zycia w zrośnięciu z natura.
      Amelio! Ściskam Cię gorąco!:-))

      Usuń
  11. Olu! Zapytaj koniecznie i opisz nam czym kierowali sie aby wybrac taka droge zycia. Zycia pod gorke, bo nie jest to proste.
    Jestem pelna podziwu dla tych mlodych ludzi i zycze im aby wszystkie ich marzenia spelnialy sie kazdego dnia.

    Pozdrowienia dla Was i dla NIch :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapytam Ataner! A może oni sami o tym opowiedza? (Właśnie widze, iż założyli sobie bloga - jesli chcesz, to wejdź w ich komentarz poniżej. Nazwali sie "Siekiery":-:))
      Życze im wszystkiego najlepszego! Niech pracują, cieszą sie zyciem a w wolnym czasie opisują najciekawsze aspekty swej działalności na łamach swego bloga.
      I Tobie też kochana - no właśnie, co z Twoimi planami przenosin na wieś???!
      Ściskam gorąco!:-)***

      Usuń
    2. Na razie nasza przeprowadzka na wies pozostaje w swerze marzen, niestety:(
      Przeanalizowalismy wszystkie za i przeciw i musimy jeszcze kilka lat mieszkac tu gdzie mieszkamy.
      Pisalam ci juz kiedys , ze mieszkamy na przedmiesciach i to niby juz wies ale brakuje mi tej przestrzeni ktorej tu nie ma.
      Odsciskuje serdecznie:)

      PS.
      Czekam niecierpliwie na pierwszy post mlodych Siekierek, bo czytaczy im nie zabraknie po takiej cieplej reklamie jaka im zrobilas:)

      Usuń
    3. Mam nadzieję Renatko, iż kiedyś i Wasze marzenia się spełnią! I będziecie mieć przestrzen, ciszę i kontakt z nieskażoną cywilizacją naturą!
      Uściski gorące przesyłam i do napisania!:-))

      Usuń
  12. Oby ten trend narastał i faktycznie, te wyludnione wsie znów zaczęły żyć. Fajnie, że są jeszcze młodzi ludzie, którym nie w głowie wyścig szczurów i osiąganie celów za wszelką cenę, bez oglądania się na kogokolwiek.
    Wy, Olu też się w ten trend wpisaliście, jakby na to nie patrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysle, ze bardzo by się naszemu krajowi przydało więcej takich pracowitych, prawych i mądrych ludzi jak Kuba i Ania.Bo chyba jakiekolwiek zmiany na lepsze, które mogłyby zajśc w naszej pilnie wymagającej naprawy ojczyźnie, zdarzyć sie moga od dołu, czyli on nas - zwykłych ludzi. Na polityków zdaje sie, nie ma co liczyć! Im zalezy tylko na mamonie i karierze!
      Ciepło Cię lidko pozdrawiam!:-))

      Usuń
  13. Weszłam od Klarki, poleciła Twój wpis:) Pięknie, aż się rozmarzyłam , ale i sama od niedawno przeprowadziłam się na prawdziwą wieś, więc doskonale rozumiem... spokój, cisza, natura, zwierzęta, ach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj serdecznie Talko! Wspierajmy się mysla i czynem, my - pionierzy, osadnicy, romantycy, wędrowcy i ludzie wprowadzajacy swe marzenia w czyn!
      Pozdrawiam Cię gorąco i dziękuję za miłe odwiedziny!:-))

      Usuń
  14. wESZŁAM TU OD kLARKI.Pięknie, cudnie, romantycznie .Pozdrawiam http://jedenusmiech25.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj serdecznie na tym blogu! Na wsi naprawdę może być pieknie, o ile lubi sie to, co się robi i o ile ma sie środku ku temu.
      Pozdrawiam Cię ciepło!:-))

      Usuń
  15. Hej, Dziękujemy wam bardzo a tą wspaniałą opowieść... Ja przeczytałam ją sama i poleciłam Kubie który właśnie odwiedzał mamę by przeczytali razem - popłakała się!
    My też się bardzo cieszymy że mamy "naszych starszych przyjaciół", wspaniałe są wieczory spędzone z wami, szkoda tylko, że zawsze musimy w końcu wyjść do naszych zwierzęcych przyjaciół, a można by tak siedzieć godzinami i opowiadać sobie o przeszłości, teraźniejszości, przyszłości, o słońcu i księżycu, koniach, kurach, kozach, kolektorach i wszystkich innych "rzeczach" na K :) i nie tylko...
    Dla mnie jesteście bardzo budującymi sąsiadami, widzę w was wielką siłę i radość z każdego dnia czy za oknem -20, czy błoto, czy trzeba iść z sankami po gaz, czy na wędrówkę z kozami po potomstwo... cieszę się, że my włóczędzy spotykamy się w takich niemożliwych miejscach
    Do wtorku
    jeszcze raz dziękujemy i dobrej nocy!!!
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Wy Siekiery nasze kochane! Cieszymy się, zeście przeczytali opowieśc o sobie i chyba natchneli się poprzez to odwagą by wreszcie załozyc swego bloga. Zobaczcie, jak miło tak popisac, poczytać u innych jak sobie zyja, nauczyć sie czegos przy okazji, pokrzepić i znaleźć podobnych sobie duchem!
      Ja tez wzruszyłam sie Aniu tym, co napisałaś...Wiesz? Naprawdę bardzo się ciesze, żeśmy Was poznali, ze jesteście tak blisko i zawsze mozna na Was liczyć! i po raz kolejny sie przekonuje, ze róznica wieku nic nie znaczy, o ile ma sie podobną duszę!
      Do zobaczenia wkrótce Anusiu i Kubusiu!
      Dobrego dnia!:-)))***

      Usuń
  16. Olu, bardzo kibicuję wszystkim, odważnym, porzucającym dotychczasowy świat i decydującym się na surowe nieraz życie, w bliskim kontakcie z naturą; sami mamy w pobliżu trójkę młodych osiedleńców, już Ci pisałam o ich losach, a my na emeryturze też zamieszkamy tu, na Pogórzu, na stałe; wieś przyjmuje takich ludzi bardzo różnie, jedni pukają się w głowę, wygłaszają mądrości, jedni prorokują szybką ucieczkę, podśmiechując się w kułak, znamy to wszystko, minęło sporo lat, zanim zostaliśmy uznani za swoich; i nie trzeba zwracać na to uwagi, tylko robić swoje i dążyć do celu; nawet pytałam męża, czy można sobie wybudować taki mały domek bez pozwolenia na budowę; tak można, bez papierów, map, pozwoleń i sporej kasy, puszczonej w gwizdek, tylko trzeba zrobić zgłoszenie do starostwa, żeby potem nikt nie zarzucał samowoli budowlanej; podejrzewam, że nasze pogórzańskie tereny, z jednego i drugiego brzegu Sanu, jeszcze bezludne i dzikawe, przyciągają ludzi bardziej niż przereklamowane np. Bieszczady, pisałam kiedyś, że zajechał do nas Henry, ten, którego spalili w zeszłym roku w Zatwarnicy, i właśnie tu szukał miejsca na osiedlenie, chciał z przyjaciółmi stworzyć taką kolonię, i ciekawe, czy znalazł; pozdrawiam serdecznie, Was i Waszych przyjaciół, a wszystkim życzę wielu sił w zmaganiu się z niełatwą czasami codziennością; bywajcie w zdrowiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marysiu droga! Mysle, ze spotkamy sie kiedys i pogadamy o tym wszystkim, bo coraz więcej jest tematów wspólnych, podobieństw!***
      Tak, jak piszesz! Nie trzeba przejmować siecudzą opinią, lecz zyc po swojemu, wierząc we własne siły i w powodzenie swoich zamierzeń. Każdy ma prawo realizować swe marzenia. Iśc za głosem serca. Budować takie zycie, w którym czuje sie spełniony i szczęśliwy.
      Nasze Pogórza są naprawdę jeszcze cudowną, półdziką, nieodkrytą przez tłumy kraina. Niechaj zostaną takie na jak najdłużej a Ci, którzy tu sie osiedlają, niech wnoszą samo dobro, pozytywne zmiany i nowe, ciekawe pomysły na zycie w tych stronach.
      Wszystkiego najlepszego życzymy Wam oboje z męzem Marysiu i trzymamy kciuki by zdrowie i wszelkie okolicznosci zyciowe pozwoliły wam na szybkie i szczęsliwe osiedlenie sie na stałę w Waszej górskiej chatce!:-))

      Usuń
  17. I zobaczyłam, że została założona strona "W dolinie siekiery i macierzanki", jeszcze nie ma żadnych wpisów, a chętnie poczytałabym co-nieco, inni pewnie też; poczekamy, na pewni Ania i Kuba coś nam napiszą; jeszcze raz pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem bardzo ciekawa, co Kuba i Ania napiszą u siebie. Opowiadają zawsze bardzo fajnie, wiec pewnie i ich strona będzie aż kipiec od interesujących opowieści, zdjęc i ciekawostek z naszej pogórzańskiej krainy! Muszą tylko mieć czas i mozliwosci pisania. A z tym bywa róznie bo czasem Internet tu pada albo tyle jest roboty, ze po prostu biega sie od świtu do zmierzchu wokół obejcia i ma ma kiedy spocząc!

      Usuń
    2. Co to za stronka ?
      Ja też mam zamiar zamieszkać na Pogórzu, tylko nie wiem, kiedy będę mogła uwolnić się od miasta?

      Usuń
    3. Wyobraź sobie, ze Ania załozyła wczoraj dla nich bloga! (zajrzyj w jej komentarz, ktory podpisała "Siekiery") Ale nic jeszcze na tym blogu nie pisze. Pewnie razem z Kubą cos wkrotce wymyslą. Sama jestem ciekawa, co to będzie?!
      Zofijanko, wierze, że sie uwolnisz od miasta! Musi sie znaleźć jakis sposób, by Twoje marzenie mogło sie zrealizować.Niech jakaś dobra gwiazda wysłucha Twojej prosby i niech zesle podpowiedź, jak to zrobić?!:-))

      Usuń
    4. Siedzę przy ofercie i ciężko myślę. Dziękuję.

      Usuń
    5. Trzymaj się Zofijanko kochana i do miłego zobaczenia!:-))

      Usuń
  18. Olu, właśnie dowiedzieliśmy się od Ani o Twoim blogu i wpisie na ich temat. Jako rodzice Ani i rodowici warszawiacy bardzo dobrze rozumiemy ich decyzję i życzymy powodzenia. Sami od dawna, w ramach możliwości czasowych, staramy się jak najczęściej uciekać z miasta do pięknych naturalnych miejsc - lasów, gór i ostatnio Waszych malowniczych okolic. Wierzymy, że ich pracowitość, otwartość i spora jeszcze naiwność w tamtych naturalnych warunkach da im znacznie większe szanse na szczęśliwe życie, niż tu w mieście, gdzie trwa nieubłagana walka o pieniądze, stanowiska i popularność. Cieszymy się bardzo, że spotkali się z tak życzliwym Waszym przyjęciem. Zresztą my też mieliśmy szansę Was poznać i skosztować Twoich Olu przysmaków. Dziękujemy bardzo za miłe słowa o dzieciakach i mamy nadzieję na spotkanie w tych nadzwyczaj pięknych okolicach. Nasz pobyt tam wspominamy jako czas, gdy mogliśmy wyciszyć nasze wszystkie emocje i żyć w harmonii z naturą. Stare Siekiery

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło mi Tusiu, ze dotarłaś na naszego bloga! Cieszę się Waszymi odwiedzinami w naszym zwykłym, dotykalnym, jak i w tym wirtualnym, blogowym świecie. Te światy bardzo sa podobne, bo przeciez opisuję tu najczęsciej nasze zwykłe zycie, nasze piekne, pogórzańskie okolice i ludzi, których mamy szczęście tu spotykac.
      To cudownie, że los postawił kiedys na naszej drodze Anię z Kubą. Sama radośc zycia i zaraźliwa chęc do działania od nich płynie. Ich towarzystwo jest dla nas czymś ożywczym, odmładzajacym i kojącym. Mamy nadzieje, że Wasze dzieci będą tu szczęsliwe, spełnione, bezpieczne i wciaz pełne nowych marzeń oraz pasji.
      Niech im się wiedzie, ku Waszemu, naszemu, a co ważniejsze - Ich zadowoleniu!
      Tusiu! Mam nadzieje, że jeszcze nie raz sie spotkamy i może powędrujemy przed siebie pogórzańskimi drogami i bezdrożami w towarzystwie gromady zwierzątek a potem ogrzejemy się w ciepłej kuchni zajadajac zupę, ciasteczka i popijając herbatki!
      Bardzo serdecznie Was oboje pozdrawiamy ciepły usmiech przesyłając oraz zyczenia wszystkiego dobrego dla przemiłych Starych Siekier i przesympatycznych Młodych Siekierek!:-)))***

      Usuń
    2. Olu, martwię się tylko tym, że nie mogę wydrukować Twego tekstu, aby móc go przeczytać 93, a za niespełna 2 miesiące 94 letniej babci Ani, która niezwykle interesuje się każdym działaniem dzieciaków na Waszym odludziu. Nie ma internetu, a u nas bywa raz na tydzień, więc w najgorszym razie przy następnym obiedzie rodzinnym w sobotę. bądź niedzielę przeczytam babci ten tekst, a na razie opowiem własnymi słowami, choć to trudno wobec Twego lekkiego pióra i potoczystego języka. Moc serdeczności dla Was obojga, dla Zuzi niekoniecznie. Stare Siekiery

      Usuń
    3. Tusiu! Czy dlatego nie możesz wydrukować tekstu, bo nie masz drukarki? Czy tez dlatego, że nie da sie drukowac z tego bloga? Jesli to drugie, to proszę, podaj mi swego maila, to wyslę Ci na niego cały tekst ze zdjeciami.
      Pozdrów od nas gorąco sędziwą babunię! I powiedz, że jej ukochanej wnusi nie dzieje sie tu zadna krzywda! Szczęsliwa jest dziewczyna, az przyjemne patrzeć!
      Za serdecznosci dziękujemy, za naszą niemozliwą Zuzię i jej nazbyt agresywne w stosunku do Was zachowania raz jeszcze przepraszamy!Mamy nadzieje, ze w przyszłosci będzie wszystko Ok!
      Całusy slemy do Warszawy z wieczornego Pogórza!:-))

      Usuń
    4. Olu, mamy drukarkę, ale Waszego bloga nie można ani drukować, ani kopiować - w każdym razie ja nie umiem - zresztą prosicie w stopce strony, aby nie kopiować. Proszę więc, abyś mi przesłała przez Internet na adres, który poda Ci Ania. Kłania się nocna Warszawa. SS

      Usuń
    5. Dobrze Tusiu! jak tylko Ania da mi Wasz adres mailowy przeslę Wam ten tekst wraz ze zdjęciami!
      Poranne pozdrowienia zasyłamy!:-))

      Usuń
    6. Olu, cytuję słowa babci po obejrzeniu bloga o Kubie i Ani: "Jestem zachwycona zarówno treścią, jak i językiem, którym jest napisany ten tekst. Ciszę się, że Ania i Kuba mają tak miłych sąsiadów!". Jak więc widzisz, nie musisz mi przysyłać swojego tekstu, gdyż zmobilizowałam się i pojechałam z laptopem do mamy, żeby mogła to sama przeczytać. Dziękujemy za ciepłe słowa o naszej wnuczce i córce i serdecznie pozdrawiamy. SS

      Usuń
    7. Tusiu! Bardzo się cieszę, iż mogłam sprawić przyjemnośc Babuni Ani!Anim się spodziewała, ze mój tekst zatoczy tak szerokie kręgi!
      Serdecznie pozdrawiam całą rodzinkę Siekierek!
      Dobrego dnia kochani!:-))

      Usuń
  19. Ta historia brzmi jak bajka. Czytając przeniosłam się w inny wymiar. Pozdrów ode mnie odważnych młodych ludzi i życz im powodzenia, a Ty pisz nam, Olu, jak się rozwija ich historia. Będę im kibicować. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest ta przemiła para trochę bajkowa, niedzisiejsza i romantyczna. Tym bardziej się ciesze, iż zamieszkali w naszych stronach, bo brakowało mi tutaj takiego akcentu młodzieńczej świezosci i niczym niezachwianej wiary w realizację najbardziej fantastycznych nawet marzeń.
      Na pewno młode Siekierki, czyli Ania z Kubą, cieszą się, iż po przeczytaniu powyższego tekstu tak wiele osób im kibicuje i dobrze życzy. Dziękuję Ci za zyczliwe zainteresowanie ich historią Gosiu!
      Serdecznie Cię pozdrawiam!:-))

      Usuń
  20. Kibicuję Siekierkom, żeby im się udało stworzyć miejsce nie nękane przepisami unijnymi, skarbówką i tym podobnymi.
    Szybko doszli do posiadania dwóch koni, od marzenia o jednym, zatem potrafią skutecznie działać.
    Bardzo jestem ciekawa ich dalszej historii i bardzo jestem ciekawa, czy połączy Was jakieś wspólne przedsięwzięcie.
    Ściskam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Niech im sie wiedzie, niech im sie darzy, bo warci są wszystkiego dobrego. Bo świat powinien takim młodym dawać szansę i otwierać drogi do samorealizacji. Niech ich ten świat nie napoi nigdy gorycza, zwątpieniem, bezsiłą i lękiem.
      Trzymam za nich kciuki i cieszę się, że i Ty im Madziu kibicujesz!Trzeba im zyczliwych mysli i przyjaznego, pomocnego we wszystkim a nie podkładającego kłody, panstwa!
      Może rzeczywiscie połaczy nas kiedys jakieś wspólne przedsięwzięcie. Może nie na darmo los postawił nas sobie na drodze? Na razie krąży miedzy nami mnóstwo pozytywnych uczuć i wzajemnych, dobrych uczunków.
      I my ściskamy Cię gorąco Magduś!:-))

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieśni pieśń piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost