czwartek, 9 maja 2013

Szkic




         Uśmiechnięte i nie dotknięte jeszcze prawdziwością życia. Dziewczyny ze starego, ołówkowego szkicu. Trwały tak narysowane na małym obrazku, który zatrzymał chwilkę. Były młode. Kilkunastoletnie. W niektórych czas już zaczynał pomału rzeźbić swe piętno. Ale o tym wtedy nic jeszcze nie wiedziały. Ołówkowe dziewczyny lekko cieniem i światłem zaznaczone. Czy w ich życiu teraz więcej cienia czy światła?  Czy pamiętają jeszcze swój uśmiech, swój rumieniec, swoje zapatrzenia? Czy rozpoznałyby same siebie na tym szkicu? Czy przypomniałyby sobie dawne swe myśli i nadzieje?
         Szkic wisiał na ścianie w ospodzie "Pod złotym liściem". Tkwił tam chyba od zawsze. Oprawiony w skromną ramkę. Skromny i niepozorny. Wrośnięty w ścianę. Nikt z gości gospody nie zwracał nigdy na niego uwagi. Obrazek był ważny tylko dla Gospodyni a inni omijali go obojętnym wzrokiem, zatrzymując wzrok tylko na niezwykłych pastelach ekscentrycznej Agnieszki albo na biało-czarnych fotografiach przedstawiających dawnych mieszkańców miasteczka.
         Gospodyni często przysiadała na ławie, brała swój obrazek w dłonie a potem palcem wskazującym  gładziła z nostalgicznym uśmiechem drobne twarzyczki dawnych koleżanek i przyjaciółek. Wpatrywała się z natężeniem w te delikatne, nieśmiałą kreską narysowane dziewczęce oblicza. Niech zostaną takie na zawsze. Nie chciałaby spotkać teraz żadnej z nich ani odnowić dawnych znajomości. One żyją swoim życiem, ona swoim. Kiedyś była między nimi jakaś wspólnota przeżyć i losów. Potem czas pchnął każdą na jej własne tory i odjechały w swe tajemnicze dale, szukając swego spełnienia i nowej codzienności. Jak teraz wyglądają? Co przeżywają? Lepiej nie wiedzieć. Gospodyni najzupełniej wystarcza to, że popatrzy rano do lustra a wówczas wie, że i one zmieniły się pewnie tak samo, jak ona. Niechaj chociaż na tym obrazku pozostaną otoczone nieprzemijalnością, tajemniczą przyszłością i blaskiem nadziei. Niech wszystko jeszcze będzie przed nimi.
          Tyle roboty czeka na Gospodynię dzisiaj. Podłogę modrzewiową w izbie porządnie wyszorować. Okna umyć. Firanki uprać i rozwiesić na słonku żeby zbielały i pachniały świeżym powietrzem. Ziemniaki obrać na wiosenną kartoflankę. I kapustę na surówkę przyprawić. A jeszcze przydałoby się zrobić coś nowego. Jakieś nieznane, śmiałe danie, które przyciągnęłoby do gospody nowych klientów. Najlepiej coś bardzo zielonego, optymistycznego.  Na wiosnę niewielu gości zaglądało do niej. Czy już nikt nie wędruje po świecie? Gdzież są ci zmęczeni podróżnicy? Gdzież weseli biesiadnicy? Jakoś tak smutno się nagle zrobiło Gospodyni...Czy to ona się tak zmieniła czy tylko czasy? A na obrazku wciąż taka wesoła, uśmiechnięta, wśród dawnych koleżanek. W białej, maturalnej bluzeczce.Tego wszystkiego już nie ma, tylko oczy wciąż po dawnemu - zielone...
          Zaraz powiesi ten ołówkowy szkic na miejsce. Trzeba go tylko wilgotną szmatką wytrzeć z kurzu. Pogłaskać pieszczotliwie raz jeszcze. To takie małe, niewinne przyzwyczajenie. Chwilka oddechu...Gospodyni położyła go sobie na kolanach i leciutko gładziła chłodną szybkę i drewnianą ramkę...
         Nagle trzasnęły zamknięte siłą przeciągu drzwi gospody. Kobieta drgnęła gwałtownie. Obrazek upadł na ziemię a szybka potłukła się na wiele drobnych kawałeczków.
        Na progu stał nieznany Wędrowiec. Uśmiechał się tym cudownym, pełnym radości i ulgi uśmiechem łazika, który nareszcie dotarł do upragnionej przystani. Pachniał wiatrem.  W dłoni trzymał ogromny pęk młodego szczawiu, pośród którego wetknął żółte kwiatki mniszka. Gospodyni popatrzyła zaciekawiona na ten niezwykły, wiosenny bukiet. Od razu, jako osoba praktyczna  wyobraziła sobie jaka wspaniała byłaby zupa szczawiowa jako danie dnia. Ale zrobiło jej się jakoś wstyd tych myśli i znów spojrzała  na potłuczony obrazek. Tymczasem Wędrowiec zauważył  kawałki szkła na podłodze i niepewną minę gospodyni. Schylił się. Podniósł uwolniony z ramek szkic. Pogładził go delikatnie. A potem popatrzył jej głęboko w oczy i szepnął:
 - Są ludzie, którzy z latami blakną i płowieją, jakby czas pokrył ich wizerunki cieniem ołówka. Ale są i tacy, którzy dopiero wraz z upływem czasu nabierają cudownych kolorów... - tak właśnie powiedział. A potem jak gdyby nigdy nic wręczył jej swój niezwykły bukiet i usiadł na ławie, prosząc o kufel zimnego piwa. 

   Gorąco dzisiaj było na dworze a on zdążył od świtu szmat drogi zejsć.  Co za sobą zostawił, gdzie wędrował, kogo spotkał i czego szukał? W tej chwili nie myślał o tym wszystkim. Popijał piwo i przyglądał się z przyjemnoscią wystrojowi wnętrza tej przytulnej gospody przydrożnej. Dobrze się tu czuł. Wewnątrz panował lekki półmrok i chłód. Pachniało grzybami suszonymi, wiszącymi nad ladą i starym drewnem, z którego zrobione były wszystkie sprzęty w izbie. Na sosnowych półkach ustawiono rzędy kolorowych słoików z konfiturami i marynatami. Na ścianach wisiały pożółkłe fotografie oraz rysunki w niespotykanej, czerwonej tonacji. Szerokie, proste ławy przystrojone były w szydełkowe, misterne serwetki i stojace na nich gliniane wazoniki pełne chabrów i maków. Przez okna gospody rozpościerał się widok na rozległe łąki, pola i lasy oraz rozstaje dróg, które tu właśnie go dzisiaj doprowadziły. 
Wtem jakiś dziwny hałas zakłócił  Wędrowcowi tę spokojną kontemplację pomieszczenia. To w kuchni coś spadło z głośnym brzękiem. Pobiegł tam szybko, bo zdało mu się, że usłyszał też cichy, kobiecy jęk. Zobaczył, że Gospodyni kuca i podnosi z ziemi rozbite kawałki glinianej miski. Na podłodze wokół niej leżały rozsypane bezładnie liscie szczawiu.

- Wszystko mi dzisiaj z rąk leci! - zawstydziła się kobieta, wysysając krople krwi cieknące jej z palca serdecznego - Chciałam pokroić szczaw na zupę i proszę, jaka ze mnie niezdara!

- Palec zaraz opatrzymy i wszystko będzie dobrze! - zarządził Wędrowiec, sięgając do wiszącej nad stołem małej apteczki i wyjmując zeń wodę utlenioną i plaster.

- Pani sobie teraz spokojnie usiądzie i niczym nie będzie się martwić. A ja pokroję szczaw z liśćmi mlecza i w try miga zrobię najpyszniejszą na świecie zupę wiosenną! Do tego młode ziemniaczki, śmietana i gotowe.  Goście mogą się do gospody na obiad schodzić!
- A o potłuczoną miskę proszę się nie martwić! To wszystko na szczęście! - uśmiechnął się do niej serdecznie.

  Gospodyni, sama sobie się dziwiąc, nie zaprotestowała. Usiadła posłusznie na kuchennym stołku i patrzyła z przyjemnością jak Wędrowiec sprawnie i delikatnie opatruje jej skaleczony palec. Potem zaraz zaczął krzątać się po izbie. A robił to wszystko tak naturalnie, jakby zajmował sie tu tym od zawsze. Ubrał na siebie jej pstrokaty fartuszek. Umył dłonie. Podkręcił zawadiacko wąsa i wziąwszy się za płukanie i krojenie zielonych listków szczawiu a potem za obieranie ziemniaków podśpiewywał pogodnie jakąś nieznaną jej a rozrzewniającą dziwnie piosenkę...

Gdy wciąż tęskno jest na duszy
Kiedy zszedłeś drogi szmat
Czasem serce ci poruszy
Prosta izba, swojski świat

Czyjeś dłonie spracowane
Szczerość oczu, gestu, słowa
Smaki dawno zapomniane
I nadzieja całkiem nowa
Może inni mają więcej
Może mniej zaznali trosk
Lecz tu żywiej bije serce
Tu jest do spokoju most 

Mówię światu - cicho tam!
Nie dręcz duszy swym wołaniem
Zieleń oczu, zboża łan
Czegóż więcej chcieć - kochanie...?

  Dzika łąka, stary sad
Ława, która pod jabłonią
Prosi żebyś na niej siadł
Przymknął oczy i odpoczął 

 Cóż, że młodość za górami
Cóż, że  dziwny ten splot dni
Skoro wszystko wciąż przed nami
Nowy ogień się znów tli

Gdzieś tam stare są marzenia
Co straciły dawny blask
A tu oczy opromienia
To, co zsyła dobry czas

Mówię światu - cicho tam!
Nie dręcz duszy swym wołaniem
Zieleń oczu, zboża łan
Czegóż więcej chcieć - kochanie...?







                                                                                                                  zdjęcia z internetu

16 komentarzy:

  1. Piękna opowieść :-)
    Znam takiego Wędrowca :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie bede komentowac, tylko kontemplowac.
    Piekne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem rzeczywiście wystarczy cicha kontemplacja...
      Dziękuję!:-)

      Usuń
  3. Przepiękna, mądra opowieść...
    Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za przepiękną opwieść.
    A będzie ciąg dalszy ... :)
    Buziaczki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba zawsze jest jakiś ciąg dalszy, tylko czasem ukrywa się skromnie w swojej bezpiecznej intymności.
      Całusy poranne zasyłam!:-)

      Usuń
  5. Byłam w takiej klimatycznej, przydrożnej gospodzie na Huculszczyźnie, stare fotografie, stare sprzęty, haftowane obrusy na stołach, że aż z zaciekawieniem oglądałam misterny wzór krzyżykowy; ze ściany spoglądał młody, przystojny Hucuł z podkręconym wąsem w czapie i kożuszku przewieszonym przez ramię, jedliśmy coś regionalnego, pysznego ... było nam dobrze, swojsko; niektóre przybytki mają swoją atmosferę, a niektóre, choćbyś na głowie stawał, tchną obcością, czy to od ludzi zależy, czy od wystroju? a tak sobie napisałam, pewnie nie na temat; lubię Twoje opowieści, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A własnie, że bardzo na temat. Bardzo cenię takie własnie refleksje, wspomnienia... Człowiek zapamiętuje takie dobre chwile i karmi sie nimi, gdy zgiełk świata zmęczy.Hucuł z podkręconym wąsem, w kożuszku, stare fotografie i rzeczy.Piękne wspomnienie Marysiu!
      Sama niezmiernie lubię takie stare gospody i karczmy. W moich okolicach jest nawet taka jedna - "Pod semaforem" na drodze z Przemysla do Krosna tuż przez Dynowem. Często tam jeździmy żeby odetchnąć tą swojską, dającą ukojenie atmosferą.
      Uściski serdeczne Ci zasyłam za naszą górską rzekę!:-))

      Usuń
    2. No ba! znam tę karczmę, byliśmy tam z kolejnym rajdem na powitanie wiosny, i to wcale nie tak dawno, a mąż nie może nachwalić się smaku flaków, jedzonych w przerwie "pracowych" wyjazdów; klimatyczne miejsce; dobrej nocy, Olgo.

      Usuń
    3. No popatrz! Tośmy się nawet tam mogły kiedyś widzieć i nie mieć rzecz jasna pojęcia kto zacz?!:-)
      Miejsce przyciąga wystrojem, klimatem, zapachem i miłą obsługą oraz wieloma miłymi skojarzeniami. Aż żal stamtąd wychodzić!
      Serdeczności już o poranku zasyłam Marysiu!

      Usuń
  6. Dobrze jest pomyśleć, że tyle jeszcze przed nami. Niejedna niespodzianka kryje się za kolejnym zakrętem. Pewnie będzie im pięknie, ale myślę, że któregoś dnia ogarnie go niepokój i znów usłyszy wołanie świata ... Ale i tak warto.
    Piękna opowieść.
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie - tajemnicze ścieżki przyszłosci czasem zupełnie niespodziewanie zabierają nas w podróz życia.Nigdy nie można powiedzieć wiec nigdy...
      A co do Wędrowca - jego droga też chyba nie skończona, tak zresztą, jak każdego z nas.
      Serdeczne mysli zasyłam Magdo!:-))

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lektura lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost