środa, 25 października 2023

To, co dobre…

 


   To, co dobre jesienią to czas, który zaczyna zwalniać,  ochładzać się, napełniać wilgocią i pozwalać na zabranie się na to, za co latem nie było kiedy się zabrać. Na przykład na betonowanie. Cezary, betoniarz - samouk już wiele razy zalewał tu betonem różne powierzchnie. Zrobił np. murek wokół domu i schodki albo podłogę w budynku gospodarczym. Jednakże ilość rzeczy koniecznych w naszym gospodarstwie do załatania betonową zaprawą, poprawienia  albo zrobienia od nowa wcale przez to nie zmalała. Zwłaszcza tarasik przy budynku gospodarczym wprost woła o nową nawierzchnię.  Stara, zrobiona w latach 70-tych jeszcze przez poprzednich gospodarzy naszego siedliska popękała, wykruszyła się, podziurawiła, zarosła mchem. No i tegoroczne ulewy dobitnie pokazały nam, że bez nowego betonu przy budynku gospodarczym nie przetrwają dłużej wciąż podtapiane i zalewane psie budy. Jedna z nich niestety, już poszła tego lata  do rozbiórki. Trzeba zatem zrobić wszystko by druga ocalała.



   Marzy nam się też porządnie wyglądające miejsce do odpoczynku latem po robocie. Przy budynku gospodarczym byłoby w sam raz, ale koniecznie potrzeba tam nowej nawierzchni bo teraz nie ma nawet jak postawić tam stołu, ławy i krzeseł. Nieodwołalnie przyszła zatem pora na betonowanie. W pobliskim miasteczku zamówiliśmy, co trzeba i gdy góra piasku zaległa na podwórku a piramida worków cementu w budynku gospodarczym nie było już od kolejnej roboty odwrotu.  W pogodne dni październikowe nasze podwórko zamienia się odtąd w plac budowy. A w deszczowy czas odpoczywamy od roboty. Także dzisiaj pada. Jesteśmy w domu, psy śpią wokół nas pokotem i chrapią, aż miło. Zupa jarzynowa powoli pyrka na piecu. Mogę zatem w spokoju siąść i napisać co u nas słychać.



   No więc, betonowanie….Zawsze dotąd Cezary męczył się mieszając łopatą piasek z cementem i wodą bezpośrednio w taczkach. Tym razem postanowił nieco sobie pracę ułatwić i kupił małą, zgrabną betoniarkę. Na pewno nie raz się ona tu jeszcze przyda, o ile w przyszłości zdrowie i siły pozwolą mu na tego typu prace. Bo to niestety nadal wymagająca sporej krzepy robota. Ileż się trzeba piasku nanosić, ile ciężkich taczek nawozić albo naklęczeć przy wyklepywaniu i wyrównywaniu mokrego betonu, to wie tylko ten, kto już coś samodzielnie betonował.


  

   Rzecz jasna często ja jestem zatrudniona w charakterze pomocnika betoniarza. Wszystkie powierzchnie przed betonowaniem musiałam oczyścić, wyzamiatać, wytyczyć motyką równe granice. A że zabraliśmy się za betonowanie w porze spadania liści z drzew to robota ta nie ma końca. Wciąż łapać muszę za grabie i zbieram z trawnika figlarne, kolorowe listki, które tylko czekają by opaść na mokry beton. Czasem pomagam Cezaremu w kręceniu kołem od betoniarki, bo gdy jej bęben jest zbyt ciężki nie dałby sam rady przechylić go i wylać zawartości do taczek. Pod koniec dniówki natomiast musimy tak zabezpieczać świeżo wybetonowane miejsca by uniemożliwić wchodzenie tam psom albo by ochronić mokre nawierzchnie przed nadciągającym deszczem. Ale nie zawsze się to udaje. Wczoraj, gdy poszliśmy z Cezarym na chwilę do domu żeby przekąsić małe co nieco Jacuś natychmiast skorzystał z okazji, wbiegł na mokry beton i zostawił tam liczne ślady swego przestępstwa. To samo uczyniła ciekawska Hipcia a potem beztrosko przyleciała do domu odciskając na kafelkach i dywanikach jasnoszare pieczątki swych łap.



   No, ale poza pracą równie ważne są wszystkie inne zwyczajne radości i przyjemności. Przechadzki po okolicach z aparatem fotograficznym. Zabawy z psami w ogrodzie. Wyjadanie z krzaków ostatnich malin (i dzielenie się nimi z łakomą Hipcią). Wyczesywanie straszliwie liniejących teraz psiaków, co bardzo lubią i o co się namolnie dopraszają. Mam jednak wrażenie, iż owo wyczesywanie niewiele daje, bo po naszym domu fruwają wręcz kłęby jasnej sierści (sierść Misi wygląda zupełnie jak wata!). Nie nadążam z odkurzaniem i sprzątaniem. Powiewne kłaki wpadają do zupy, herbaty i do wnętrza szaf.  „Ozdabiają” wszystkie kanapy i fotele. Zalegają po kątach. Dolatują nawet na strych, gdzie psy nigdy nie chodzą. Ale pewnie, gdyby nie szczotkowanie w ogrodzie psiej czeredy, gdyby nie wyskubywanie ich kłaków z grzbietów i podgardla, byłoby jeszcze gorzej. Jedno, co mnie pociesza, to to, że linieją wszystkie trzy jednocześnie. A gdy wreszcie skończą i porosną nową sierścią, znowu zapanuje w domu jako taki ład. Akurat na zimę!:-)






   Cóż. Każdy ma swoje przyjemności. Nasza trzynastoletnia kotka na przykład uwielbia chodzić na strych, gdzie godzinami czatuje na muchy, biedronki, ptaszki a nawet nietoperze. Tak, niedawno udało jej się upolować tam malutkiego gacka oraz niewinną sikorkę, która pewnie wleciała tam za jakąś muszką. Od kiedy odkryłam mordercze instynkty słodkiej kiciuni zamknęłam wszystkie okna na strychu, żeby nie pozbawiła życia już żadnego niewinnego zwierzątka. Co innego, jeśli chodzi o myszy. Na nie niech kochana kicia poluje do woli, bo przed zimą te gryzonie pchają się do domu i do drewutni wszystkimi szparami. A jak już koteczce odechce się wchodzić na strych, bo będzie tam za zimno trzeba będzie rozstawić wszędzie pułapki i spodeczki z trutką. Żeby nie doszło do tego, co w zeszłym roku, gdy myszy bezczelnie dobrały się do zapasów psiej karmy, naszych kasz, makaronów i płatków śniadaniowych. Do dzisiaj otrząsam się na wspomnienie tamtych rozmiarów zniszczeń i tego charakterystycznego, mysiego zapachu!



   W deszczowe dni jest czas na palenie pod kuchennym piecem i przypiekanie w nim pysznych, jadalnych kasztanów (nareszcie obrodziły nam tej jesieni) albo orzechów włoskich. Na zaparzanie gorącej herbaty z pigwą i sokiem malinowym a potem nieśpieszne delektowanie się nią. Na wymyślanie nowych potraw z tego, co natura dała i co trzeba wykorzystać by się nie zmarnowało. Jak np. makaronu z domowym pesto ze smażoną dynią i parówkami. A propos pesto. Nareszcie wpadłam na to, że mogę je robić i że to wspaniały dodatek do różnych dań., Nie wiadomo dlaczego zawsze wydawało mi się, iż to coś skomplikowanego i drogiego. Fanaberia. A tymczasem okazało się, że można je bardzo prosto przygotować, o ile ma się dużo natki pietruszki i czosnku, bo to jest właśnie podstawa tej zielonej pasty.



   Podzielę się przepisem na to moje pesto, bo ono jest na pewno trochę inne od tego znanego wszystkim, klasycznego pesto. A pokochałam je ogromnie i łakomie raczę się nim, póki mam do niego wszystkie konieczne składniki.



  Zrywam w ogródku ogromny pęk natki pietruszki ( a pietruszka nadal ładnie rośnie i o ile zima nie będzie zbyt surowa, to przetrwa ją, a poza pokrzywą  będzie pierwszą dostępną wiosenną zieleniną).Do tego dokładam kilka gałązek lubczyku. W domu wszystko porządnie myję, siekam i blenduję z kilkoma (lub nawet kilkunastoma!) ząbkami czosnku, z łyżeczką soli kamiennej (sól ma właściwości konserwujące i dzięki niej pesto może długo stać w lodówce), z połową kostki masła, z łyżką oliwy z oliwek, z łyżką sosu sojowego, z dużą garścią wyłuskanych ziaren dyni i drugą garścią słonecznika.

   Do czego można używać takiego pesto? Np., do smarowania chleba. I już nie trzeba nic więcej. To pyszne, proste jedzonko. Dobre na zimno i na gorąco, gdy się taki chlebek albo bułkę zapiecze w piekarniku. Można posmarować tą wonną, zieloną pastą jajko na twardo, plaster białego sera albo mięsa, czy też ziemniaczanego placka i zjadać sobie jak człowieka nagły głód dopadnie. Pesto nada się świetnie jako dodatek do gotowanych ziemniaków, pieczonej dyni albo cukinii, do fasoli typu „Jasiek”, do spaghetti, do pierogów i klusek…Pasuje prawie do wszystkiego, o ile oczywiście lubi się smak i zapach czosnku z pietruszką. Mniam!



   Nie brak też mi rzecz jasna bardziej duchowych przyjemności i rozrywek. Słucham kojącej duszę muzyki, czytam sporo ciekawych książek, oglądam niezłe filmy. Aż chciałoby się o niektórych z nich napisać. Ale na razie to musi poczekać na bardziej dogodną porę. Bo gdy tylko wychodzi słonko – betonujemy, działamy wspólnie przy ostatnich, niezbędnych pracach ogrodowych albo polowych. 



  A gdy deszcz rosi ziemię tyle jest do zrobienia w domu, że nie starcza czasu na wszystko. Tak czy siak, jesień czy to słoneczna, czy zachmurzona i deszczowa dobra jest dla nas, dla natury, dla życia w ogóle. Nadaje właściwy rytm dniom. Wszystko układa na swoim miejscu. I niech tak będzie nadal…






58 komentarzy:

  1. Wspaniały przepis na pesto Oleńko💕 Przypomniałam sobie, że podobnym smaruję rybę przed lieczeniem m

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam poleciał mi palec za szybko. Smaruję taką pastą kawałek dorsza i piekę. Jest bardzo smaczne, ale szkoda, że po pieczeniu nie ma śladu po witaminach, więc będę smarowała Twoim sposobem od teraz. Bazylia mi się rozsiała sama i zamieniła w krzak. Ale takie pesto znasz na pewno. Jesień macie bardzo piękną, a ja mam właśnie wiosnę w Montevideo. Jutro wracamy do Buenos Aires i muszę Ci kochana powiedzieć, że jak zobaczyłam tango na żywo, to pociekły mi łzy. Dzisiaj idziemy na pokaz urugwajski. Podziwiem prace ogrodowo betoniarskie, jak pięknie będzie. Fajnie mieć takie projekty, upiększać swoje miejsce na świecie. Kotka cudowna, kocham koty. Wszystkiego dobrego dla Was, sciskam. Maria.

      Usuń
    2. Marylko! Nie robiłam dotąd takiego klasycznego pesto z bazylią po prostu dlatego, że u mnie bazylia wyrasta bardzo marna. Co innego pietruszka i lubczyk! Tego mam w ciągu roku mnóstwo, zatem dodaje tych ziół niemalże do wszystkiego. A połączenie pietruszki z czosnkiem jest nie dość, że zdrowe, to i pyszne. Uwielbiam!
      Prac w naszym siedlisku mamy jeszcze sporo zaplanowanych, ale póki pogoda sprzyja będziemy robić, co tylko sie da, wszystko, co jest konieczne do zrobienia.
      Wyobrażam sobie jak wspaniale wygląda taniec argentyńskich tancerzy na żywo. Ile w tym pasji, energii, emocji. Ach,pewnie aż samemu by się chciało tak ruszyć w tany i zatracić sie w magii tanga!
      Cudownej, kolejnej podrózy Wam życzę, Marylko. I ściskam Cię serdecznie!:-)*

      Usuń
    3. Sie wtrace:)) Marylko a jak bys tak zamiast smarowac tego dorsza przed pieczeniem posmarowla go tuz po wyjeciu z piekarnika i wtedy potraktowac go goracego pesto. Przykryc, odstawic na 10 min. i mysle, ze taki goracy kawalek ryby spokojnie wchlonie co trzeba oraz jest szansa na zachowanie chociaz czesci witamin.
      Ja tak robie z lososiem, za ktorego smakiem nie przepadam, bo ma wyjatkowo mocny "rybi smak" moim zdaniem:)) Wiem, wydziwiam. Wiec takiego goracego lososia traktuje syropem klonowym z drobno posiekanym czosnkiem i taka mieszanka zabija mi ten nieprzyjemny dla mnie zapach oraz smak. Zamiast syropu klonowego uzywam tez czasem miod.

      Usuń
    4. Potwierdzam! Gotowe, gorące dania bardzo szybko wchłaniają w siebie pesto. Np. stek z karkówki nim posmarowany po grillowaniu - pycha! Albo smazone piersi kurczaka z kawałkami warzyw, gdy pod sam koniec smażenia doda sie łyżkę pesto też pachną i smakują doskonale. I chyba rzeczywiście dzięki takiemu sposobowi użycia pesto ocala sie jego wartości zdrowotne!:-))

      Usuń
  2. Jesienne przyjemności także trzeba celebrować, tym bardziej gdy roboty wokół domu huk!
    Betoniareczka sympatyczna, a jak ułatwia życie:-)
    Gdy moi rodzice mieli działkę, to najlepiej smakowały ostatnie maliny :-)
    Cudowne macie siedlisko!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, nadal u nas roboty huk, ale tak jest zawsze. Dopiero zima przynosi zazwyczaj troche odpoczynku.
      Betoniarka to dobry wynalazek, ale i tak betonowanie jest ciezką robotą.
      Późne maliny są tym lepsze, im wiecej jest słońca. W dni pochmurne staja sie kwaśne albo bez smaku.
      Jotko! Usmiech serdeczny zasyłam Ci o poranku!:-)

      Usuń
  3. Widzę, że u was kolory! poluję na nie teraz w okolicy Krakowa i słabo mi to wychodzi. Miejmy nadzieję, że jeszcze będą:) a przepis notuję i po powrocie do domu przetestuję na pewno. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolorów ci u nas dostatek! Nawet teraz patrzę przez okno a tam istne bogactwo złota, brązów w każdym odcieniu, czystego błękitu nieba. Lasy i łąki od rana pełne barw. Coś pięknego!
      A takie pesto polecam, bo pyszne i zdrowe a do tego proste w przyrządzeniu.
      Pozdrawiam serdecznie!:-)

      Usuń
  4. Och jak pięknie wygląda Twoja barwna jesień. Nie zazdroszczę tej jakby nie patrzeć ciężkiej pracy przy wszelakim betonowaniu. W takim miłym siedlisko na pewno nie brakuje pracy na okrągło. Jest to radość ale i skarbonka bez dna. Zachęciłaś mnie do zrobienia podobnego pesto. Widzę, że zwierzaczki w dobrej kondycji oby tak dalej było. Niech sprzyja nam pogoda w miarę słoneczna jak najdłużej. Nie lubię tej jesiennej słoty, szczególnie jak dodatkowo wiatr wieje. A co nam listopad przyniesie zobaczymy. Ciepło się Trzymajcie i wszelkiej dobroci Wam życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Olu. Takie siedlisko jak nasze to sposób na zgodne z naturą życie, ale i nieustanna praca, która też przynosi radość czy satysfakcję, ale i sporo zmęczenia. Ale ze wszystkim jest podobnie, zawsze jest cos za coś.
      Zwierzaczki zdrowe i szczęsliwe. Mają sporo przestrzeni do biegania a nas do kochania!:-)
      Pesto - pycha. A można je przecież zrobic z mniejszej ilosci pietruszki, bo w sklepach sprzedają małe pęczki natki.
      Jesień na razie łagodna i piękna. Podobno i początek listopada ma być ciepły. Zobaczymy.
      Pozdrawiamy Cie serdecznie, Olu!:-)*

      Usuń
  5. Piękna ta jesień u Was.
    Czytając teksty czy oglądając czasem vlogi na temat sielskiego, wiejskiego życia myślę o ludziach zachwyconych tą wiejskością, sielskością, kwiecistością, zielonością. Jakże często nie zdają sobie oni sprawy z tego jak wiele pracy wymaga ten zielony raj. Znam takich, którzy po wyprowadzce na wieś, po przeżyciu jesieni i zimy wracali szybciutko na miejskie łono.
    Mieszkając na wsi trzeba samemu zadbać o wszystko, ogrzewanie też nie leci rurami z elektrociepłowni, ziemia
    i zwierzęta wymagają ciągłej pielęgnacji, zdrowie też trzeba mieć dobre, bo do lekarza często daleko, nie mówiąc o specjalistach itd.
    A co ja będę pisać. kto mieszka na wsi ten wie, a kto uważnie czyta Twoje posty też wiele się dowie na temat pracy jaką trzeba włożyć w ten rajski zakątek żeby w wolnych chwilach móc się nim pozachwycać. Prawdą jest jednakże, że natura potrafi tą ciężką pracę wynagrodzić pięknymi widokami tylko czasami ze zmęczenia już się ich nie dostrzega.
    Mój ojciec nie lubił betonu, nasze życie latem gromadziło się na drewnianej werandzie i wokół niej na trawniku. Przy drzwiach stały rzędem kalosze i normą było, że wychodząc z domu trzeba było często je zakładać i uważać żeby nie pośliznąć się na nasiąkniętej wodą ścieżce czy trawie. Nieraz wylądowałam z poślizgiem pomiędzy warzywnymi grządkami idąc do drewutni. W końcu ojciec tę ścieżkę wyłożył kawałkami płytek chodnikowych. I to było jedyne jego odstępstwo na rzecz betonu, ale i tak było ślisko.
    Na koniec jeszcze dodam, że bardzo lubię tę piosenkę Eli Adamiak.
    Pozdrawiam serdecznie Oluś, Ciebie, Cezarego i resztę Jaworowa :-)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, Hanusiu! Mieszkanie w takim siedlisku jak nasze niesie za sobą mnóstwo przyjemności, ale i obowiązków, trosk, codziennego wysiłku fizycznego. Ale ten wysiłek nie jest ani straszny ani zniechecający, o ile człowiek jest jeszcze w miarę zdrowy i w pełni sił i o ile odpowiada mu takie zycie, o ile widzi sie w nim sens. Z nami tak właśnie jest. A najwazniejsze w tym wszystkim jest to, że jest nas dwoje. Że robimy to wszystko dla siebie wzajemnie. Gdyby było tylko jedno nie byłoby motywacji, ochoty, siły do takiej pracy.
      Beton rzeczywiście nie kojarzy sie najlepiej, ale w pewnych okolicznosciach nie da sie go niczym zastąpić, bo gdy dobrze sie go zrobi jest trwały, wytrzymały na rózne warunki atmosferyczne. Nasi poprzednicy zostawili nam niestety ogrom partaniny, jesli chodzi o wyroby betonowe. Używali cementu oszczędnie, pewnie gównie dlatego, bo budowali tu wszystko w czasach, gdy trudno było o materiały budowlane. No a tamtejsi majstrzy pewnie przy robocie za kołnierz nie wylewali, bo tyle tu dziwnych krzywizn i niedoróbek, że na trzeźwo na pewno by to dostrzegli! Zmagamy się z tą partaniną poprawiajac ją, łatając, robiąc co w naszej mocy, by jakoś to wszystko działało.
      A co do śliskosci, to i u nas ślisko - na trawie i na ściezkach. Bo wystarczy, że troche popada a od razu mnóstwo błota wszędzie i nie da sie tu chodzic w innym obuwiu jak tylko w gumiakach! Taka to wiejska moda i przyjemnosci!:-)
      Ach, i ja bardzo lubię tę piosenke Eli Adamiak, jak i parę innych, jesiennych w nastroju. Słucham teraz sobie "A w górach już jesień" i nucę z melancholijnym zamyśleniem...
      Pozdrawiam Cię gorąco Hanusiu i dużo życzliwych mysli od nas zasyłam!:-)*

      Usuń
  6. Śliczna ta Wasza jesień. Pesto wygląda zachęcająco. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja zachwycam się tą pogórzańską jesienią. Jakże tu sie nei zachwycać, skoro jest tak kolorowo, tak magicznie. A pesto - szczerze polecam!
      Pozdrawiam serdecznie, Karolinko!:-)

      Usuń
  7. Piekna wasza jesień cala :) Ostatni tydzień i u nas przyniósł słońce i nagle drzewa przebarwily się kolorowo , złociście, czerwono , ale już widzę, ze szykują się do spoczynku...Tak Olu, to jest dobra strona jesieni i zimy, ze powinnismy troszkę zwolnić i wyciszyć nasze ciała, dać im odpocząć , choć wiem, ze wkrótce będziemy już tęsknić za wiosna i ożywieniem, jakie ona niesie. Pięknie wam wychodzi to betonowanie, mam nadzieje, ze pokażesz nam efekt końcowy i jak korzystacie z nowego miejsca. Myśmy tez w końcu doszłi do wniosku, ze w domu i wokół domu trzeba zrobić to , co nam przyniesie pożytek, radość i z czego będziemy korzystać. Robić coś tylko dlatego, aby " ładnie wyglądało " jest bez sensu, choć oczywiście nic nie wyklucza, aby było i ładnie i praktycznie :)) Piękne to wasze siedlisko kochani , coraz piękniejsze. P.S. Chętnie bym zrobiła Twoje pesto, ale niestety ni ma z cego :)) Takiej pietruchy to tu nie dostanę , ale za to mogę kupić bardzo pyszne ( i tanie ) już gotowe , zielone czosnkowe i czerwone paprykowe włoskie pesto w sklepie , i zajadam się nim bardzo często. Jak ktoś lubi i może jeść makaron to jest to przepis na obiad szybkościowy , wystarczy wrzucić pare łyżek na ugotowany makaron i potrawa gotowa .Można dodać przyrumienionego boczku czy kiełbaski tez. Ja niestety muszę szukać zamienników. Oj, Ty to mi zawsze smaku narobisz pomysłami kulinarnymi ! Buziaki Kitty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te przebarwienia jesienne to jej ukoronowanie, to jej prezent na pożegnanie.. Bo za chwilę jesień pokaże nam swoje bezlistne, szaro-czarne oblicze. Ale i to jest potrzebne. Przyroda musi odpocząć. I my ludzie też.
      Nie wiem ,czy w tym roku skończymy wszystko, co chcemy z tym betonowaniem, bo jak sie za bardzo zmęczymy, to bywa, że i parę dni potem tak kwękamy, tak nas wszystko boli, że potrzebujemy coraz dłuższego odpoczynku przed kolejnym zrywem. Nieraz patrzę z podziwem a nawet z zazdroscią na znanych nam, młodych mieszkańców siedliska na Alasce i myslę sobie, ot, co znaczy młodość, jak wiele i my moglibyśmy tutaj zrobić, gdybyśmy zamieszkami tu np. 20 lat wcześniej...Ech, ale jest jak jest i należy to doceniać a nie marudzić!:-) I robić to, co w naszej mocy by było pięknie, użytecznie, dobrze dla nas.
      Co do czerwonego pesto, to i ja je latem robiłam z suszonych, zblendowanych pomidorów. Pycha!:-)
      Ach, jedzenie to jedna z przyjemnosci człowieka i szkoda, że nie można jeść wszystkiego, na co ma sie ochotę, bo przecież nie wszystko nam służy. A im człowiek starszy, tym bardziej powinien uważać na to, co wkłada do ust. Ale i na drobne kulinarne grzeszki trzeba sobie czasem pozwolić. Bo zycie takie krótkie i nieprzewidywalne.
      Uściski serdeczne zasyłam ci, droga Kitty!:-)*

      Usuń
    2. Olu, kulinarne grzeszki nie sa mi obce, ale pozniej slono za nie place, wierz mi :)) Pesto moge za to jesc bezkarnie, i u nas w dodatku jest bardzo tanie..Funt za sloiczek, to jak u was za zlotowke ( przelicznik do pensji, nie do kursu walut). Mysle, ze trzeba robic na tyle, na ile sily pozwalaja a nie 0przeciazac sie ponad. Wtedy czlowiek tez szybciej sie regeneruje i zbiera sily na nowo. W miedzyczasie ciepla kapiel, dobre jedzenie , a na bole miesni znakomicie dziala wit.B i magnez. B6 chyba najlepiej i najszybciej pomaga. Warto sobie wtedy zapodac:)) Tez ogladam Alaskanczykow i tez ich podziwiam, ale i oni kiedys zwolnia :)) Robmy swoje i na miare swoich mozliwosci, a jak skonczycie na wiosne to tez bedzie dobrze 👌Buziaki dla was i trzymajcie sie cieplo kochani ☀️🍁☀️ Kitty

      Usuń
    3. Z tą pracą ponad siłę, to naprawdę trudno utrafić, gdzie postawić sobie znak stop. Bo jak człowiek dobrze sie czuje, to danego dnia robi, ile sie da. Bo jutro są inne rzeczy zaplanowane albo deszcz ma padać...A suplementy, o których wspominasz łykamy od dawna, bo wiemy, że są ważne. Niestety, na wiek i wynikającą z niego niemoc oraz konieczny dłuższy czas na regenerację rady nie ma.Pewnie i Alaskańczyków też to kiedys dopadnie.Teraz patrzę z jaką troską i miłoscia traktują swoje stare psy. A kiedyś pewnie będą tak siebie traktować nawzajem, no chyba że zdecydują sie jeszcze na dzieci, które mogłyby ich kiedyś pomóc (choć wiadomo, że z checią do pomocy dzieci różnie przecież bywa). Ale na razie nie wygląda na to, by planowali miec kiedykolwiek dzieci.
      Tak czy siak wstał kolejny dzionek, który zapowiada się słonecznie. To od razu dodaje energii i chęci do życia.
      Kitty! Dobrego dnia Ci życzymy!:-)*

      Usuń
  8. Jesień rozpanoszyła nam się wszędzie ,,u Ciebie Olu pracowicie...pomocnica betoniarza:):):Ale na wsi to chyba masz dużo więcej jeszcze fuch...:) Pozdrawiam , niech jesień upłynie ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niechże się ta jesień "panoszy" jak najdłużej! Choćby i do wiosny!:-)
      Tak, mieszkając na wsi wykonuje się wiele prac. Byłam już np. pomocnikiem drwala, spawacza, stolarza, to i mogę być pomocnikiem betoniarza!:-)
      Pozdrawiam Cię serdecznie, Jolu!:-)

      Usuń
  9. Zdolnego masz meza Olenko, ale takiej roboty to mu nie ma co zazdroscic. Za to mozna pogratulowac co wlasnie czynie. Brawo Cezary!!!!
    Bardzo lubie pesto, robie najczesciej z bazylii, bo z pietruszki to lubie salatke tabbouleh slynna salatka z Libanonu.
    Ale pochwale sie, ze robilam tez pesto z natki marchewki i tez jest bardzo dobre. Jak mam duzo to wkladam do foremek na lod wysmarowanych wczesniej delikatnie oliwka i zamrazam. Takie zamrozone kostki wsypuje potem do woreczka typu ziplock i przechowuje w zamrazalniku. Mozna je pozniej rozmrozic i dodac do czego sie chce lub wlasnie smarowac jak pisalas. Chociaz przyznaje, ze nigdy nie pomyslalam o smarowaniu chleba, wiec dziekuje za nowy pomysl. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W imieniu Cezarego dziekuję Ci za dobre słowo. Ja też uważam, że Cezary jest zdolny, pracowity i ambitny. On sam wprawdzie nie postrzega siebie tak pozytywnie, ale to pewnie z powodu przesadnej skromności i skłonności do samokrytyki! :-)
      Nie robie pesto z bazylii, bo mi bazylia nie chce rosnac. Mam u siebie mnóśtwo pietruszki i lubczyku, wiec używam tego. A wiosną pięknie rośnie mi rukola. Pewnie i ją można uzyć do zielonej pasty. Każdy robi z tego, co ma i co da sie wykorzystać kulinarnie. Poddałaś mi pomysł z natką marchewki.Świetny! No pewnie! Tyle zielonego miałoby sie zmarnować?
      No i z tym mrozeniem kostek pesto też fajny sposób.Dziękuje za podpowiedź, Marylko.
      Oboje pozdrawiamy Cię serdecznie!:-)*

      Usuń
    2. Dziekuje Olu. To jeszcze podziele sie innym pomyslem, ktory tak naprawde byl podstawa mrozenia kostek z pesto. Od bardzo dawna nie kupuje gotowych przypraw do zup np. tzw. wywarow z rosolu czy tez warzywnych. Mam kumpla Gene ktory kiedys jako mlody nastolatek pracowal w wytworni takich wlasnie wywarow i on mi powiedzial, ze np. wywar z kurczaka to sie gotuje na calych glowach kurczakow z piorami oraz z kurzymi nozkami ze skora. Potem po prostu filtruja to wszystko i sprzedaja ludziom jako wywar uzywany do zup. Z takich tez "wywarow" przygotowuje sie kostki rosolowe po dodaniu jakichs tam zageszczajacych chemikalii. No to sie wlasnie zmadrzylam i jak gotuje rosol to czesc rowniez zamrazam w foremkach na kostki lodowe i potem dodaje do czego tam potrzeba, glownie do sosow. Wiem przynajmniej z czego to jest ugotowane:)))
      Podobnie robie z warzywami jak kupie za duzo co przy dwoch osobach sie bardzo czesto zdarza to potem gotuje wywar warzywny i znow ida w ruch foremki do kostek lodowych.

      Usuń
    3. Ja też nie kupuję gotowych przypraw. Nie odczuwam w ogóle potrzeby ich dodawania i też nie mam zaufania do tych kupnych mieszanek. Mrożę swoje zioła takie jak np. pietruszka i lubczyk. Mrożę też niektóre swoje warzywa. Mrożę miesne wywary w słoikach.
      A pomysł na mrożenie kostek z wywarów miesnych albo warzywnych - super. Takie kostki na pewno zajmują mniej miejsca, niż moje mrożonki. Każdy ma jakieś swoje sposoby i fajnie, że mozemy sie tymi sposobami podzielić, podpowiedzieć cos sobie wzajemnie.
      Buziaki serdeczne dla Ciebie, Marylko!:-)*

      Usuń
    4. Haha mow mi siostro:))) Ja mam dwie duze wolnostojace zamrazarki, ktore stoja w osobnym pomieszczeniui, ktore nazwalismy "freezer room" w jednej przechowuje to co musi byc ugotowane/upieczone itp. w drugiej przechowuje juz ugotowane i poporcjonowane zupy, miesa, gulasze itp.
      Co do warzyw to tu jest ciezko o korzenie selera i pietruszki, mozna je dostac tylko wlasnie jesienia wiec wtedy kupuje, kroje na kawalki i zamrazam, tak zeby mi wystarczylo na rok do nastepnej jesieni. Probowalam kiedys zasiac pietruszke korzeniowa ale nie skonczylo sie to sukcesem:))) Wyrosla ogromna nad ziemia, czyli natki bylo bardzo duzo, ale korzen bardzo bylejaki, krotki i pekaty taka mala kulka. Musze wiec polegac na tym co moge kupic w sklepie i dostosowac sie do pory roku.
      Tak jak napisalas, kazdy sobie radzi na miare swoich mozliwosci i to jest fajne.
      A wczoraj robilam kotlety z gotowanego miesa z rosolu:) Nigdy w zyciu nie robilam tego, to byl pierwszy raz i wyszlo calkiem dobre, ale nastepnym razem juz bede kombinowac troche inaczej.
      Wiem, jestem przypadek niereformowalny bo nie lubie miesa w rosole. Ja toleruje w rosole tylko plasterki marchewki reszta musi byc albo wykorzystana do czegos innego albo niestety do kompostu. Moj rosol ma byc przezroczysty i czysty jak krysztal. Wspanialy wyzeral te wszystkie rozgotowane na smierc warzywa, ja tego nie tykam. Ja kuzwa rosol przecedzam przez geste sito a potem przez gaze. No wariatka jak sie patrzy:))

      Usuń
    5. Ja z kolei należe do łakomych zjadaczy rosołowych "śmieci". Poza cebulą lubię warzywa z rosołu. Najbardziej pora i marchewkę.
      Mnie selery najładniejsze urosły, gdy miałam jeszcze dostatek kurzego obornika. Były wielkie jak grapefrujty. Bieluśkie w środku i przepyszne. Teraz sie nawet nie porywam na nie, bo kompost którym zasilamy ziemię nie ma takiej mocy jak naturalny obornik. Dobrze na nim rosną liściaste warzywa, ale korzeniowe wychodzą marne.
      A propos rosołu, to żartujemy oboje z Cezarym, że na Podkarpaciu po tym można poznać, że jest niedziela, bo jest rosół. A po czym poniedziałek? Bo wczoraj był rosół!:-) Ale myśmy sie jakos wyrodzili, jacyś my niepodkarpaccy, bo u nas dzisiaj akurat rosołu nie ma!:-)))

      Usuń
    6. O wyskoczyl temat rosolu i musze stwierdzic Olu, ze ja mam tak samo jak Ty : uwielbiam wyjadac wszelkie rosolowe warzywa, szczegolnie jestem pies na gotowana marchewke 😁Moj Misiu nie znosi, ale za to uwielbia polska salatke warzywna, i zje kazde warzywko byle bylo w salatce, wiec wszelkie jarzynki moge szybko przerobic na salatke z majonezem. Tego to moze zjesc i cala miche:)) Rosol na niedziele nie tylko na Podkarpaciu |:) Wiem, ze to zwyczaj i slaski i pomorski i poznanski tudziez. Chyba po prostu wywodzi sie z dawnego zwyczaju zabijania kuraka na niedziele :)) Nie mam nic przeciwko, choc rosol gotuje dosc rzadko , zupelnie nie wiedziec czemu :)) Mniam 👌👌👌Pozdrawiam Was na nowy tydzien , chyba ma byc slonecznie i cieplo ☀️☀️☀️

      Usuń
    7. Kitty to ja mam jak Twoj Misiu:)) Bardzo lubie salatke warzywna ale warzywa z rosolu.... przegotowane na smierc.... bleeee. Powiem wiecej juz pod koniec gotowania tak godzine, poltorej to wylawiam te wszystkie warzywa lacznie z marchewka i wrzucam nowa marchewke tak zeby sie ugotowala ale nie rozgotowala i te pozniej kroje w plasterki i daje do gotowego rosolu, ktory dopiero wtedy nadaje sie moim zdaniem do zjedzenia:))) No dobra, nie kamienujcie mnie.......... please:)))

      Usuń
    8. Każdy ma swoje smaki, nawyki i upodobania. I dobrze. Tak powinno być. Wszystko jest dobre, co nam smakuje!:-) Niech przynajmniej w kwestiach kulinarnych panuje pełna wolność!:-))
      Buziaki przesyłam dla Was obu, Kitty i Star!♥

      Usuń

  10. Tak Ci się wydawało, bo pesto jest bardzo drogie w sklepach.
    Pięknie prezentuje się u Was jesień. Sama teraz tonę w zachwytach, w Łodzi i okolicach jest teraz jak w bajce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Własnie sprawdziłąm ceny pesto w sklepach i rzeczywiście wyglada na to, że mały słoiczek to wydatek między 7 a 10 złotych. Jak sie ma własne warzywa w ogrodzie, to wszystko wychodzi taniej.
      Cieszę się Jael, że jesień w Twoich stronach też piękna i korzystasz z jej uroków. Zdrowia i codziennych, prostych radości Ci życzę!:-)

      Usuń
    2. Nawet z kupnych warzyw i ziół, wyjdzie dużo taniej.
      Myślę sobie, że jesień jest piękna w każdych stronach.
      Dzięki i nawzajem. :)

      Usuń
    3. Bo w ogóle przeważnie tak jest, że jak cos sie robi samemu to wychodzi to taniej, niz kupne. Tyle, że trzeba włożyc w to sporo roboty a nie każdemu sie chce. Wygodniej po prostu kupić.
      Ach! Dziś znowu przepiękna jesień!:-))

      Usuń
    4. Nie wszystko. Kiedyś robiłam dużo soków, dziś mi się to nie opłaca. Za litr soku, który sama robiłam, płacę 100% więcej niż za gotowy litr soku w sklepie.

      Usuń
    5. No tak, tylko, że jak zrobisz w domu sama ten sok, to masz pewność, co w nim jest. A z tymi sklepowymi to nigdy nie wiadomo do końca...

      Usuń
  11. Podziwiam Oleńko Twoją pracowitość. Pesto wygląda bardzo zachęcająco. Serdecznie pozdrawiam wraz z szelestem jesionowego dywanu liści:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta pracowitosć wynika głownie z tego, że pewne rzeczy zrobic trzeba a nikt ich za mnie, za nas przecież nie zrobi. Ale lubie też leniuchować. Oj, czasem bardzo lubię!:-)
      Jesień nadal piękna. Korzystajmy z tego piękna i zachwycajmy sie nim, póki trwa.
      Pozdrawiam Cię ciepło, Basiu!:-)

      Usuń
  12. O matko i córko! Głodna byłam jak Twój tekst czytałam i mi takiego smaka narobiłaś, że muszę teraz iść I przygotować sobie jakąś strawę. Przepis na pesto na pewno zachowam. W sobotę planuję posprzątać ogród, bo już w niedzielę przewidywane są pierwsze przymrozki.
    Jesień u Was i u mnie ( nieskromnie mówiąc) przepiękna i w dodatku pracowita. Ale cieszę się na myśl, że gdy już wszysko będzie zrobione, przyjdzie czas na zasłużony odpoczynek. Pozdrawiam 💚

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja mam tak często, że czytanie o jakichś smakołykach wywołuje wręcz u mnie ślinotok i gwałtowną chęć by natychmiast spałaszować coś pysznego!:-)
      I u nas sporo roboty jeszcze w ogrodzie. Pierwsze przymrozki już były, ale żadnej szkody nie zrobiły. Teraz jest bardzo ciepło jak na koniec października. Niektóre rośliny nadal kwitną (np, róże) a inne wypuszczają zielone listki.I drzewa pieknie sie przebarwiają.
      Pozdrawiam cię ciepło, MaB i pięknej końcówki tego miesiąca zyczę!:-)♥

      Usuń
  13. Oleńko, pracowicie, smakowicie i w zachwycie! "Jesień idzie, nie ma na to rady, jesień idzie, rady na to nie ma"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano własnie, Krystynko. Pracowicie, smakowicie, w zachwycie. A dzisiaj znowu piękna pogoda!
      Pozdrawiamy słonecznie i serdecznie!:-)

      Usuń
  14. Jakbym na nas patrzyła Olu, zawsze coś do roboty zaległego. Wczoraj przyszła zamówiona cebula dymka zimowa, żółta i bordowa, i polski czosnek, więc przygotowałam grządki i zdążyłam przed deszczem posadzić. Teraz boli bark, dobrze że leje, więc odrobinę wytchnienia się należy. Serdeczności Maria z Pogórza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żyjemy podobnie, Marysiu, to i brzmią nam bliźniaczo opisy naszych czynności, naszych codziennych dni.Ależ wczoraj polało! dzisiaj błota wszedzie w bród.
      Na mnie jeszcze wciaz czeka sadzenie czosnku i cebuli. Zapowiadaja teraz pare suchych i słonecznych dni, wiec moze dam radę.
      Pozdrawiam Cię serdecznie!:-)

      Usuń
  15. Pracowicie i bardzo pięknie u Was. Taki mąż Olu to skarb, oboje dużo potraficie, chylę czoła.Dziękuję za przepis, może później uda się wypróbować, jak będzie można wiosną kupić lubczyk. U mnie niestety nie chce rosnąć. A może spróbować zrobić z samej natki pietruszki? Pozdrowienia dla całego Jaworowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj znowu pięknie i słonecznie, bo wczoraj np. lało jak z cebra i błoto na podwórku było okropne, prawie więc wychodziliśmy z domu.
      Oboje nauczyliśmy sie tu na wsi wielu rzeczy. I cieszymy się, że jakos dajemy radę wspólnie tu wszystko ogarnąć.
      Oczywiście, że mozesz zrobić pesto bez lubczyku a tylko z samą pietruszką. Ja takie też robie i wychodzi równie pyszne.
      Pozdrawiam Cię serdecznie, Lenko!:-)

      Usuń
  16. Witaj deszczowym wieczorem Olgo
    Jak zawsze pięknie u Ciebie, nawet ta późno październikowa jesień zachwyca.
    I u mnie trochę prac odkładałam na jesień. Od poniedziałku zaczynam.
    Uwielbiam pietruszkę i czosnek:))) Dobrze, że nie czytałam tego głodna....
    Pozdrawiam deszczem pukającym w parapet i życzę ciepłych kolorów w sercu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ismeno! Witaj słonecznym porankiem po deszczowym dniu!
      Czosnek i pietruszka to wspaniałe połączenie, smakowe, zapachowe i zdrowotne. Zatem jesli tylko masz u siebie w ogródku pietruszkę - zrób sobie tę zieloną, pyszna pastę. Jejku, jakie to dobre!
      Pozdrawiam Cię ciepło i pięknej końcówki października życzę!:-)

      Usuń
  17. To prawda, jesień czy słoneczna czy deszczowa jest nam potrzebna, by cieszyć się kolorami, darami czyli zbiorami i odpocząć. Przecież spacer w deszczy,/nie w ulewie/, też może być fajny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Elu. Każda pogoda jest potrzebna. Doceniajmy zatem wszystko, co jest, bo wszystko jest po coś. I mam tu na myśli nie tylko pogodę.
      Pozdrawiam!:-)

      Usuń
  18. Odpowiedzi
    1. O! Fajnie, Agnieszko! Ciekawa będę jak Ci wyszło i czy smakowało!:-)

      Usuń
  19. No tak, a po jesieni niech nastanie zima:), a z nią odpoczynek dla ziemi i dla nas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zima to także dobry czas dla nas, ludzi żyjących blisko natury. Czas odpoczynku i zwolnienia. Bardzo potrzebny czas.
      Pozdrawiam!:-)

      Usuń
  20. Po pierwsze: biorę przepis na pesto! Aż mi ślinka poleciała. Ostatnio robiłam makaron z dynia i parówkami, był smaczny ale coś brakowało. Teraz wiem co :)
    Rozumiem też psią sierść, bardzo rozumiem. Mam 4 koty i sunię. Sunia już zmieniła sierść, ale koty sierszczą się cały rok. Kto ma pszczoły ten ma miód, kto ma koty, ma więcej kotów pod meblami :)
    I betoniarka Olu, jakaż ona ładna w tej czerwieni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrz, jakie mamy podobne pomysły kulinarne, Aniu! A ten makaron z dynią i parówkami nabrał wyrazu z pesto. Bo wcześniej to wszystko było lekko nijakie.
      Tak, zwierzaki linieją i dawno sie z tym pogodziłam. Od lat żyję pośród psich i kocich kłaków. Nie jestem pedantka, jeśli idzie o sprzątanie. A od dodatku psiej sierści w rosole nikt jeszcze nie umarł!:-)
      Betoniarka ozdabia nam podwórko, jako ta czerwona róża!:-))

      Usuń
  21. Też mam ochotę na takie pesto🐶 A my wbrew wcześniejszemu postanowieniu mamy w domu od tygodnia maleńką weścinkę Maksię. Właśnie włączyła tryb turbo. Czekamy na koniec kwarantanny i pierwsze spacery. To spore wyzwanie w naszym wieku wychować teriera, ale powiedz Oleńko, że damy radę🐕 Jednak nadal Maksiuputkowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo sie cieszę, że zdecydowałyście sie na nową psinkę. Pewnie, że dacie radę! Ona da Wam taki zastrzyk energii, tyle miłości, że odejmie Wam lat i pomoże zacząć nowy rozdział w życiu. Maksia - piękne, słodkie imię!:-)
      A co do pesto, to zróbcie sobie, bo warto. Na pewno na targu mają sporo dobrej natki pietruszki.
      Ściskam Was obie serdecznie i uśmiech przesyłam Wam życzliwy! :-))♥
      P.S.
      Poproszę o wysłanie na maila o zdjęcie Maksi!:-))

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost