poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Wiata jak chata, czyli Jaworowie i ich drużyna w sierpniowej spiekocie...



  

   Jak żyje się w upale wie każdy z nas i każdy radzi sobie z nim, jak tylko może i potrafi. Myśmy wykorzystując czas między jedną falą omdlewającego gorąca a drugą zadaszyli przy pomocy dwóch banerów naszą wiatę. Dorobiliśmy jej też z tyłu ściankę z samochodowej plandeki oraz zawiesiliśmy z boku karnisze z zasłonami. Tu się kryjemy, kiedy już i w domu gorąco staje się nie do wytrzymania. Ustawiliśmy tam leżaki i stołki. I polegujemy przysypiając albo czytając, za towarzystwo mając nasze psy dogorywające w męczącej drzemce obok.
   Widok stąd mamy z jednej strony na nasz porośnięty trawami, prawie zupełnie suchy tego lata stawik a z drugiej na wybieg dla kur. Widzimy też nasz maleńki warzywnik, gęsto porośnięty w tym roku pomidorami, ogórkami i fasolką szparagową. Dostrzegamy dach naszego domu i część budynku gospodarczego. Za plecami mamy pola i lasy. Oto nasz maleńki świat.


   O poranku wychodzimy zazwyczaj z kozami i psami na wędrówkę po lesie. Kozy muszą się napaść na zapas, bo przed wieczorem wyjście na zewnątrz ze względu na upał nie będzie już możliwe. Kiedy wybieram się z nimi sama Jacusia prowadzę na smyczy. Nie potrafię mu od czasu tamtego koszmarnego ataku na Brykuskę zaufać na tyle by się odważyć na jego swobodne bieganie. Boję się, że nie potrafiłabym ogarnąć wszystkiego, zapobiec kolejnej, groźnej sytuacji. Jacuś uwielbia swobodne bieganie i męczy się będąc zmuszonym do chodzenia na smyczy, podczas gdy Zuzia i kozy brykają obok ile wlezie. Często prosi mnie spojrzeniami, lizaniem rąk, wspinaniem mi się do twarzy, czy po prostu silnym napinaniem smyczy bym go puściła. Ale nie, nie ulegam jego prośbom…Nie wybaczyłabym sobie, gdyby znowu się coś złego stało. Natomiast przedwczoraj, gdy wyszliśmy na spacer razem z mężem Jacuś został pierwszy raz w obecności kóz uwolniony ze smyczy. Zaryzykowaliśmy, widząc, że kozy zbiły się w zwarte stadko dojadające resztki owsa na polu. O wiele łatwiej dopilnować ich na polu niż w lesie, gdzie każda chodzi gdzie chce, w poszukiwaniu zielonych smakołyków chowając się wśród chaszczy a sprytny drapieżnik, czyli Jacuś łatwo może skorzystać z okazji i ponowić swe agresywne zachowanie. 


   Nasz rodzinny spacer trwał prawie trzy godziny. Cały czas mieliśmy baczenie na Jacusia i szalenie napiętą w związku z nim uwagę. Często przyzywaliśmy go do siebie przy pomocy piskliwego gwizdka, podarunku od Hany albo wołając po imieniu. Przybiegał grzecznie, starając się nie wchodzić w drogę kozom, których najwidoczniej się boi. Kozy traktują tego pieska jako intruza a w najlepszym razie popychadło, ofiarę losu zdatną do bodzenia oraz złośliwego udowadniania, gdzie jest jej miejsce w stadzie. To miejsce, według nich jest na samiutkim końcu. A i wówczas Łobuz Kurdybanek lub Popiołka potrafią odwrócić się z nagła aby ni z tego ni z owego bodnąć nieboraka.  Brykuska natomiast ma zwyczaj hipnotyzowania wzrokiem Jacusia. W tym wzroku mieści się ostrzeżenie: “Mam cię gagatku na oku. Nie ufam ci ani za grosz! Precz ode mnie, potworze, bo mam wielkie rogi i nie zawaham się ich użyć”. Jacuś truchleje pod jej spojrzeniem i chowa się za mną.  Ale wiem dobrze, iż takie jego zachowanie nie oznacza, iż przeszły mu już zupełnie chętki na posmakowanie kozich wymion lub co gorsza, Kurdybankowych jajec (albowiem i w ich kierunku zdarzało mu się wyciągać oblizujący się łakomie pysk!). Tym niemniej tamten nasz wspólny spacer przebiegł, jeśli chodzi o jego zachowanie, zupełnie bez zarzutu. Psiak był ogromnie szczęśliwy, mogąc biegać wolno, kąpać się w kałużach i strumieniach, tarzać wraz z Zuzią w ubiegłorocznych liściach, biegać po paryjach. Po takim wybieganiu przespał prawie caluteńki dzień na kafelkach w kuchni albo pod wiatą. 

   Jacuś to bardzo sympatyczny, inteligentny i pełen energii psiak. Wkrótce minie miesiąc odkąd jest z nami i na pewno czuje się już pewniej w naszym gospodarstwie. Nadal jednak dostrzegamy w nim sporo nerwowości, przeczulenia na pewne ruchy (np. nadal zdarza mu się bać wyciagniętej ręki, z czego wnosimy, iż był niegdyś bity). Ma swoje ulubione miejsca w domu. Układa się najczęściej pod stołem kuchennym albo pod fotelem w naszej sypialni. Podczas ostatniej burzy dzielnie bronił obejścia poszczekując odważnie i w tej sposób strasząc uparte grzmoty oraz błyskawice. Na terenie domu jego stosunki z kotami są poprawne. Zdaje się, jakby je zupełnie ignorował. Koty także nie panikują już na jego widok. Mam wrażenie zresztą, że podczas upału wszystko co żywe łagodnieje, spowalnia, ucicha. Nikomu nie chce się wywoływać zbędnych awantur. O ileż przyjemniej jest przecież leżeć w cieniu i śnić o potężnym, ożywczym wietrze... 
   Niestety, Jacuś jak się okazuje, jest trochę odmiennego zdania, ponieważ dzisiaj po południu dopadł biedną kurę zielononóżkę i zagryzł, co odkryłam kilka minut później wychodząc do ogrodu. Traf chciał, że akurat w tym czasie oboje z Cezarym byliśmy w domu. Nasze kury mają czasami chętkę by wylatywać ponad płotem swojego wybiegu. Dawno tego nie robiły, ale dzisiaj jednej z nich znowu się o tym obyczaju przypomniało. Biedna kura postradała życie uduszona przez naszego drapieżnika. Zastałam go, gdy stał nad nią z pyskiem pełnym pierza a szczęka dygotała mu w ogromnym podnieceniu. Zabrałam kurę i pokazałam dowód zbrodni Cezaremu. Ten zapiął Jacusia na smycz i pokazując mu nieboszczkę krzyczał i upominał najsurowiej, jak tylko potrafił. Ale czy to coś da...? Jak dalej ułoży się nam życie z Jacusiem?




   Kozy, po porannej przechadzce, także przedrzemują parę godzin z krótką pobudką w porze obiadowej, kiedy dostają do karmników jabłek, ogórków, śliwek albo cukinii. Opychając się smakołykami pomekują na siebie, zazdrosne jak zwykle o byle co. Córeczka Popiołki, Szarka dzielnie bodzie się z tatusiem, Łobuzem Kurdybankiem przez deski oddzielających ich boksów. Popiołka karci małą becząc grubym, nieomal bawolim głosem. Brykuska, która już prawie całkiem doszła do siebie po Jacusiowym pogryzieniu zagląda z ciekawością przez furtkę swojego boksu. Chętnie by wyszła i pobodła się dla rozrywki z obserwujacą ją z naprzeciwka Majką. Obie przez chwilę tłuką rogami w deski a potem zmęczone ucichają. Wreszcie wszystkie kozule najedzone i ociężałe od gorąca układają się po kątach koziarni i znowu zapadają w sen. 

   A co my jadamy w taki upalny czas? Bo coś, niestety, jeść jednak trzeba, chociaż zupełnie nie chce się gotować. Ostatnio naszym ulubionym daniem jest leczo, którego przygotowuję wielki gar i potem przez kilka dni pałaszujemy go z kaszką kus kus albo z chlebem. Pyszne też są ziemniaki z kwaśnym mlekiem (a koziego, kwaśnego mleka mamy pod dostatkiem, jako że w tej temperaturze nawet w lodówce kwaśnieje ono w try miga!). Ostatecznie dobry jest też i chleb z masłem a do tego pomidory, cebulka, ogórki świeże albo małosolne, kozi twaróg oraz jajka na twardo. Najważniejsze jest picie, dlatego prawie codziennie gotuję gar kompotu jabłkowego albo śliwkowego. Popijamy też ze smakiem kwas buraczany albo wodę spod kiszonych ogórków.

   Wieczorami, gdy nareszcie usypiają bąki i muchy (a ku memu utrapieniu wyruszają na żer komary) znowu wychodzę z naszą zwierzęcą drużyną na popas. Przemierzamy wielką łąkę obserwując zmienne kolory na niebie, oddychając z ulgą w leciutkim wietrzyku i wieczornej rzeźkości. Zuzia zajmuje się prawie przez cały czas kopaniem dziur i dobieraniem się do nornic. To jej namiętne kopactwo zaowocowało, niestety, ostatnio zaprószeniem oczu i zapaleniem spojówek. Teraz musimy przemywać jej biedne oczęta rumiankiem a także zakrapiać antybiotyk.  A wracając do tematu wieczornych spacerów, Jacuś przez cały czas na smyczy zmuszony jest trwać przy mnie. Wyrywa się, okręca wokół, popiskuje. Chciałby się z Zuzią pobawić, ale Zuzia na razie straciła ochotę na wszelkie z nim igraszki. Obserwuję takie sytuacje, że gdy Jacuś zaczyna zbyt intensywnie wąchać ją pod ogonem albo napierać na nią ciałem by zachęcić do zabawy suczka najpierw pokazuje mu ostrzegawczo zęby, potem warczy a gdy i to nie pomaga zmuszona jest wyrwać parę kłaków z futra namolnego psa. Jacuś jest bardzo młody i chętny do szczenięcych nieomal zabaw a Zuzia, mimo tego, iż ma dopiero pięć lat, zachowuje się coraz częściej jak stateczna, znudzona wszystkim matrona. Mam nadzieję, że po ustaniu upałów i po wyzdrowieniu Zuzi wróci dobry humor i łaskawość dla jej towarzysza. Może też być, iż na takie zachowanie suczki wpływa zastrzyk antykoncepcyjny zaaplikowany jej dwa tygodnie temu.

   Siedząc pod wiatą na leżaku czytam zazwyczaj mądre książki o wychowaniu psów pożyczone mi przez Orkę i Hanę. Momentami zaśmiewam się do łez, poznając świat oczami psa. Kiedy indziej aż obgryzam z przejęcia paznokcie, trafiając na jakiś ustęp jako żywo pasujący do zachowań moich piesków i tłumaczący zawiłe meandry psiej psychiki. Na przykład parę razy przyłapaliśmy w domu Jacusia na obsikiwaniu drzwi czy ściany. A książki owe objaśniają, iż to nic innego jak znaczenie terenu przez chcącego dominować samca. A odzwyczaić go można głośnym karceniem a potem odwracaniem uwagi od tej czynności ( i tu bardzo przydaje się gwizdek). Ostatecznym rozwiązaniem jest też kastracja, ale z nią z wiadomych powodów, na razie się wstrzymujemy.

   Po wieczornym spacerze(w trakcie którego pozostając w gospodarstwie Cezary sprząta kozom, nalewa im zimnej wody do wiader, napełnia paśniki) i po udoju a także po nakarmieniu psów oraz zamknięciu kurników mamy zazwyczaj jeszcze ochotę by usiąść spokojnie pod naszą ulubioną wiatą. Nareszcie przyjemny chłodek omiata nasze spocone twarze. Na niebie kłębią się chmury zwiastujące zbawczą burzę albo mamiące nas tylko deszczowymi obietnicami i rozwiewające się do rana w błękitną nicość. Żaby kumkają rytmicznie w resztce wody w stawiku. Świerszcze cykają rozgłośnie. Psy ułożone przy naszych nogach wzdychają głęboko…A my? My nareszcie nic już nie musimy…No może tylko napić się czegoś, obmyć zimną wodą i pójść na spoczynek, marząc o porządnym ochłodzeniu.

58 komentarzy:

  1. Kura! nasz Jacus nie potrafi opanowac instynktow, podejrzewam, ze pewnie przez dluzszy czas sam sobie jedzenie dostarczal. Ale widze, ze Wasza reakcja jest bardziej spokojna, Aj Jacus Jacus! kochane psisko ale drapiezne ciagle...
    A Wasze zycie proste ale bardzo piekne..ciagle Was podziwiam, i sciskam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, Grazynko! Nasz Jacuś ma niewiadomą przeszłosć. Kto wie, co trobił, gdzie bywał, do czego był zmuszony a w koncu za co został wyrzucony ze swego pierwotnego domu. Nasza reakcja była w miarę spokojna, w właściwie mogliśmy sie czegos takiego z jego strony spodziewać. Przeciez co chwilę psiak sterczy przy ogrodzeniu dla kur i gapi sie na nie zafascynowany. No i wreszcie sie stało...Ale oby nie robił tego wiecej - w koncu kury to nasze głowne źródło dochodu! Nie chcemy go uwiązywać na łańcuchu ani ograniczać kagańcem. Próbujemy na razie innymi metodami wpływać na jego zachowanie. Ale kto wie, jak sie to wszystko potoczy...
      Pozdrawiamy Cię serdecznie, Grazynko!:-))

      Usuń
  2. Biedna kurka... Jacuś, cóż, coś w nim w środku kazało mu... Oby się nauczył, że nie wolno.
    Wiata fajna i widok z wiaty przyjemny. No a przede wszystkim przewiewnie. Ja akurat znoszę upały bezproblemowo; psinę przykrywam czasem mokrym ręcznikiem. Przez weekend miałam w domu chichuachuę starszej córki - żeby tę przykryć, wystarczyła chusteczka :)
    Wieczorami jest całkiem przyjemnie, dlatego przedłużam spacer z Lu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Aniu - biedna! Na dodatek to była młoda kurka - ubiegłoroczna, bardzo odważna i do ludzi lgnąca a poza tym duzo jajek znosząca (w jej brzuszku przy patroszeniu odkryłam mnóstwo niedojrzałych jajek). oby Jacuś zmądrzał i przezwycięzył w sobie te łowieckie instynkty, bo strach będzie go bez nadzoru w ogrodzie zostawiać...
      Fajnie masz, że upały nie bardzo Cię męczą. i z takim lałym pieseczkiem, jak Twoja Lu nie ma kłopotów.Chusteczką nakryjesz, na ręce weźmiesz, ostatecznie i w miednicy basenik jej możesz zrobić!
      Pozdrawiam Cię życzliwie!:-))

      Usuń
    2. Nie, Lu jest trochę większa - to córki chichuachua jest malutka, miałam ja tylko prz
      ez weekend :)

      Usuń
    3. Acha!Już rozumiem! A w ogóle o podoba mi się imie Lu!:-))

      Usuń
    4. Lu jest od Lupi, ale często mówię na nią Lu :)

      Usuń
    5. "Lu" brzmi tak chińsko a przez to oryginalnie i ładnie. Kojarzy mi siez azjatyckimi baśniami, z duszkami zyjącymi w piwoniach!:-)

      Usuń
  3. przeczytałam i z radością idę pokręcić się po moim podwórku.....
    u nas też naturalna selekcja, czy straty- zwał jak zwał...
    Młody krogulec poczęstował się drobiem i dwa dorodne kurczaki zaatakował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naturalna selekcja powiadasz, Alis...No tak to mozna nazwać, jesli chodzi o ataki obcych drapieżników. Troche inaczej to jest gdy sie ma własnego, nieprzewidywalnego wciąz drapieżnika. Przeraża nas ten jego instynkt. Nie wiadomo, czy to w ogóle nadaje się do wytłumienia. Jacuś tak jak i Zuzia jest tu przecież od bronienia stada a nie od jego atakowania!
      Biedne Twoje kurczaczki...Że też sie krogulcowi chciało w taki upał polować!
      Pozdrawiam serdecznie!:-))

      Usuń

    2. trudne decyzje z psem, to właśnie jest problem gdy bierzemy już dość dużego psa. Cieszę się że jeszcze próbujecie i ciekawi mnie jakie decyzje w końcu zapadną

      pozdrawiam słonecznie :)

      a jeszcze pochwała dla prostego zwyczajnego miejsca pod wiatą.
      Pełno na blogach ślicznych, wymuskanych, miejsc letnich wypoczynków. Ale prawdziwa jest ta zwyczajność, przynajmniej u nas.
      :)

      Usuń
    3. Prostota i zwyczajność jest tym, co cenimy.A także naturalnosc i wykorzystywanie do naszych pomysłow starych, czekajacych na swój czas klamotów!:-))

      Usuń
  4. Witajcie,super stado,chcialabym Was poznać pozdrawiam trejtka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Krysiu! Chyba jesteś tutaj u nas pierwszy raz? Miło Cię poznać!
      Pozdrawiamy serdecznie!:-))

      Usuń
  5. Piękne to życie, ale trudne i pełne niespodzianek! Serdeczne pozdrawiam Oleńko, topiąc się w sosie własnym:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, i piekne i trudne. Tak bardzo od natury zalezne. Jednak sto razy bardziej wolę tę zaleznosc od natury niz na przykład od mrukliwego szefa w biurze czy humorzastej szefowej na uczelni.
      I ja pozdrawiam Cię serdecnzie Basiu w kolejnym, goracym dzniu!:-))

      Usuń
  6. Olu a może niech ma kaganiec na pysku? To chyba lepsze niż trzymanie go na smyczy, jak myślisz? Z kurki rosół ale i tak jej szkoda.
    Ojciec miał psa wilka chyba sunia z ZOO była, nie szło jej nauczyć by nie napadała na kury w żaden sposób musiał ją oddać komuś kto miał ogród i tam wykasowała wszystkie kury. Pamiętam jak dygotała na widok kur.
    A ja w pamięci mam taką akcję z naszym młodym wtedy wilczurem. U nas zaraz za trasą szybkiego ruchu jest wioska, wyszłyśmy z córcią na spacer w wilczurkiem a on nagle zobaczył koguta spacerującego i oto ruszył za nim piorunem i tak leciał kogut za kogutem pies, za psem ja, za mną leciała kobita ze wsi, wrzeszcząc jeszcze głośniej niż ja, na końcu stała córka płacząc ze śmiechu. :)) Kogut przeżył. :))
    Ja bym jednak kaganiec zakładała, Oluniu to jest jakiś owczarek, on w genach ma polowanie, będzie polował to jest od niego silniejsze.
    Jedyne wyjście wybieg obszerny z wysoką siatką i zabieranie go na spacery w kagańcu. To znaczy ja tak myślę i myślę że przejdzie mu gdy się zestarzeje. :)
    Pięknie letnią pora u was i ciepłe te wieczory niech jeszcze trwają. Serdeczności ♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elusiu, nie mam serca by ubierać mu kaganiec w taki upał, gdy on musi ziajać jak smok by sie schłodzić, wody popic co chwilę albo dla rozrywki kostke sobie jakas pogryźć. Na smyczy czy na łańcuchu, czy w kojcu też sobie nie wyobrażam by był stale trzymany. Coś koniecznie musimy wymyslić...Co innego na spacerach z kozami - tam musi być okiełznany, bo jest nieprzewidywalny. Na spacerach bez kóz biega uszczęsliwony i wolny! Az miło popatrzeć!
      Zuzia tez jest owczarkiem a więc rasa nie determinuje zachowania. Mam nadzieję, że da sie go wychowac, bo jak nie to może i trzeba sie będzie z Jacusiem rozstać. Sama już nie wiem.
      Twoje opowiesci i wilczurach i smieszne i straszne. Wyraźnie widać, że psy pochodza od wilków i takie też drzemia w nich instynkty.
      Tak, Elusiu - ładnie jest u nas letnią porą. Zresztą zawsze jest pieknie. Zimą może najpiekniej.
      Pozdrawiam Cię z serdecznym usmiechem!:-))♥♥

      Usuń
  7. Az mi sie goraco zrobilo od samego czytania o Waszych upalach. My chyba pojdziemy z torbami, kiedy przyjdzie nadplata za prad, bo trzy wentylatory pracuja bez przerwy juz od tygodni. Boje sie o rodzicow, a konca tego piekla nie widac.
    Musicie cierpliwie nad Jacusiem pracowac i dobrze karmic, zeby nie mial mysliwskich zapedow. Wyglada na to, ze z kozami powolutku sie oswoil, moze nie od rzeczy bedzie zaznajamiac go z kurami, zeby zaczal je traktowac jak czlonkow stada, a przestal jak trofeum mysliwskie.
    Altanke sobie fajna wyrychtowaliscie, ale w tym zarze chyba i tam nie znajdujecie wiekszej ochlody. Deszczu chce!!!
    Buzinki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My, na szczęscie nie mamy wentylatorów, bo jakbyśmy mieli to już bysmy dawno z torbami poszli!:-)) A co do wpływu upału na starsze osoby, to naprawdę jest to problem. Tyle razy karetki jeżdża w mieście, wciaz do nowych przypadków udaru czy zawału wzywane.
      Pracujemy nad Jacusiem codziennie i karmimy go po królewsku a mimo to instynkt górą. Nie wiem, czy to poleszenie jego zachowania w stosunku do kóz jest na stałe ,czy to tylko chwilowe uspienie instynktu, bo zbyt sie ich teraz boi by zaatakować, no a poza tym nie ma okazji. Jak mam go oswajać z kurami? Wziać na smycz i spacerować miedzy zielononózkami? Brać kurki i podtykać mu pod pysk? Nie wiem, czy on cos z tego zrozumie...
      Tak, Aniu! W najgorszym żarze i nasza altanka nie daje ochłody. Deszcz a przynajmniej zachmurzenie byłby zbawieniem.Ale na razie psińco! Sierpień smazy nas nadal na patelni i chyba mu się zapachy ludzkiej smażeniny podobają, bo tylko chichocze diabelsko i podkręca ogień pod płytą!
      Buziaczki serdeczne zasyłamy!:-))***

      Usuń
    2. Mielim w nocy straszliwa burze, spac nie szlo, bo walilo chyba prosto w dom i lalo jak z cebra. Niby fajnie, ale... wszystko to teraz paruje na potege i nie ma czym oddychac. :(

      Usuń
    3. Czyli i tak źle i tak niedobrze. Znikąd ulgi i ratunku...A ten upał ma potrwać podobno jeszcze tydzień!:(((

      Usuń
  8. Coś mi się wydaje, że krwiożercze instynkty pieska nie łatwo będzie poskromić, a może w ogóle się nie uda.
    Powodzenia Olu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja chciałabym bardzo wierzyć, że jednak wyrośnie z niego spokojny, dobry jak Zuzia pies. Kiepsko jest zyc w stadzie z psem, który jest tak nieprzewidywalny. Człowiek ma przecież prawo w swoim obejściu do swobody, luzu, poczucia bezpieczeństwa a przez jacusiowe zachowania trudno się rozluźnić na dobre...
      Miejmy nadzieje Zofijanko, ze Jacus wyjdzie w końcu na ludzi, Tfu! - na dobrego psa, znaczy się!:-))

      Usuń
    2. Ja upatruję dużą nadzieję w tym, że Jacuś może brać przykład z Zuzi, która jest zrównoważonym psem. To bardzo ważne i cenne.

      U nas w tej chwili PADA! :))

      Usuń
    3. Jacuś uwielbia Zuzię, bardzo zalezy mu na jej akceptacji, na zabawie z nią, moze wiec czegos sie od swej ulubienicy nauczy!
      Pada? Cudownie, Gosiu! Nareszcie!:-)))

      Usuń
  9. Oj Jacus, Jacus... mam nadzieje, ze z czasem to sie wszystko ulozy, bo szkoda i Waszego stada i jego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak...Człowiek chciał dobrze, przygarnął psiaka, chciał spokojnego, sielskiego zywota a tu co chwilę jakies problemy. On jest bardzo młody i to tez ma wpływ na te agresywne zachowania. Nie wiadomo, jakie miał zycie do tej pory. Biedny psiak i biedni my. Miejmy nadzieje, że jakos to w końcu będzie...
      Pozdrawiam Cie ciepło, Star!:-))

      Usuń
    2. "człowiek chciał dobrze".... i będzie dobrze, tylko czasu potrzeba :)

      tak jak pisałam - oczy i uszy na około głowy i miłość (= wybaczanie) oraz ograniczone zaufanie...

      W zachowaniu Jacusia widzę dokładnie moją Dorę, kiedyś!
      ... to wspaniały pies! pamiętaj, że "nie od razu Kraków zbudowano"- będzie dobrze!

      szkoda kury - ja wiem, ale to nie jego wina tylko Wasza! on zawalczył o pokarm i najpewniej zakopałby go, gdyby nie Wasza interwencja, na "cięższe czasy", bo nigdy nie wiadomo kiedy znowu przydarzy się tułaczka i może zabraknąć jedzenia!!!
      On zwyczajnie nie ufa Wam jeszcze!

      Musicie zacząć myśleć tak jak on, nie rozczulać się na sobą, a wszystko stanie się proste. Jeśli zachowa się "niestosownie" trzeba zadać sobie pytanie - dlaczego! , co nim kierowało?

      Dora po wielu latach przebywania z nami pozwala nam na "grzebanie" w swojej misce nawet podczas jedzenia, bo wie, że zawsze do tej miski dołożymy, a nie zabierzemy z niej! Młody natomiast, pomimo tego, że jest z nami pełne 2 lata, nie ma do nas jeszcze zaufania i zawsze ostrzegawczo warczy!

      pozdrawiam serdecznie i życzę cierpliwości :))

      Usuń
    3. Troszke inaczej na to patrze...Po pierwsze sprawa zakopywania jedzenia a szczególnie kości. Nasza Zuzia tak robi a na pewno ma do nas zaufanie. Możemy jej zabrac miske czy wyjac cos z miski w trakcie gdy je i wcale nie protestuje. Jacus zresztą też. Nie zdarzyło sie jeszcze by Jacus na nas zawarczał.
      Po drugie...Co do upolowania kury, to moim zdaniem jest to kwestia silnego instynktu łowieckiego ,czy też odruchowego dopadania tego, co sie rusza a co nie stanowi zagrożenia dla psa. On na te kury gapi sie wciąz z ogromna fascynacją. A dobrego jedzenia mu nie brakuje.
      My nie rozczulamy sie nas sobą. Troche za duzo w nas pewnie idealizmu i tyle...Wszystko jest jeszcze świeże i za każdym razem przykro, gdy ginie jakis z członków naszego stada. A szczególnie dla mnie, która to musże oprawiać i patroszyć, zeby mieso kurze sie nie zmarnowało i mogło być wartościowym jedzeniem dla kotów i psów.
      Bardzo lubimy Jacusia a on nas. i będziemy robic wszystko, by było dobrze. On tez sie stara. Wiemy i widzimy to dobrze. Czasem ma tylko te swoje wilcze zachowania.
      Pozdrawiamy Cie serdecznie z cudownie rzeźkiego o tej porze podkarpackiego przysiółka!:-))

      Usuń
  10. Prosto, przaśnie, skromnie, a tak pięknie łapiecie szczęście. nie dajcie mu uciec!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, Gaju - początkowo chciałam ten tekst zatytułowac :"Szczęście podszyte lękiem". Bo zalęgło sie w nas od pewnego czasu troche tych obaw związanych z zagrożeniem zycia, ze zdrowiem, z przykrymi rzeczami na które nie mamy wpływu, a które wciaz sie zdarzają. Ale w końcu dałam inny tytuł, bo pomyslałam, ze prawie każdy ma szczęście lękiem podszyte. Prawie każdy chowa w swym cieniu jakieś obawy i jakoś z tym trzeba zyć. I cieszyc sie tym ,co jest. Prawda?
      Pozdrawiam Cie ciepło!:-))

      Usuń
    2. Prawda, oj prawda... Najważniejsze jest, by umieć uświadomić sobie, że się jest szczęśliwym. Wy umiecie, na pewno. Więc łapcie dalej!

      Usuń
    3. Łapiemy, jak umiemy! Po swojemu. Prosto. Sercem. Dziękujemy za Twoją zyczliwosc, Gaju! I wszystkiego dobrego Ci zyczymy!:-)*

      Usuń
  11. Jejku, jakie trudne te wasze początki! Nadzieją jest, że się dokształcacie, że próbujecie wychować gagatka, ale jak widać sprawa nie jest prosta. Szkoda kurki, szkoda waszego stresu. Jacuś niewinny, on nie wie, że tak nie można, ale co zrobić aby to pojął? Chciałabym, aby wszystko układało się Wam jak po maśle za tyle serca ile dajecie zwierzakom, niestety jednak moje chcenia nie mają mocy stwórczej. :( Pozdrawiam z upalnego Wrocławia. Niech ten upał już się skończy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, niestety, dość trudne.Mieliśmy nadzieję, że będzie lepiej, ale już od początku widać było po Jacusiu, że interesuje si niezdrowo kurami, że lubi gonić kozy. Ja wiem, że to jego zachowanie wynika z silnego instynktu łowieckiego a nie z jakiejś złosliwości. Tym niemniej efekt jest taki sam, czyli poczucie zagrożenia z jego powodu. A szkoda, bo to taki fajny w obejściu z ludźmi piesek! Taki przyjazny i radosny. Niestety, mamy inne zwierzęta a nie pozbędziemy sie ich przeciez z jego powodu...
      Dziękuję Ci z całego serca Gosiu za Twoje życzliwe mysli i życzenia. Także pragniemy by wszystko sie ułozyło dobrze.
      Upał nam wszystkim rade w kosc. To coś trudnego do wytrzymania nawet dla byłych Australijczyków. Żeby wody w studni i w kranach nie zabrakło nam tylko (a czytam, że juz w wielu miejscach brakuje). Jakaś klęska...
      Ściskam Cię serdecznie, Gosiu!***

      Usuń
  12. Macie super kózki i pieski. Upały są nie do zniesienia! Pozdrawiam i zapraszam do siebie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Zwierzęta są kochane, ale duzo z nimi problemów i trosk. Zwłaszcza z białym pieskiem - Jacusiem. Zwariować mozna od tego piekielnego gorąca.
      Maxie! Pozdrawiam i dziekuję za zaproszenie!:-)

      Usuń
  13. Olgo kochana, nie chce być złym prorokiem, ale już psiska nie zmienicie. zawsze będzie istniało zagrożenie, że zaatakuje innych mieszkańców w waszej zagrodzie :( Obym nie miała racji, ale pamiętam z dzieciństwa, jak mój tato miał takiego urwisa. Nic nie pomagało : kaganiec, smycz, karcenie, nagradzanie ... w końcu pies wylądował w kojcu :(
    A co do kur, to proponuje przyciąć im lotki, chociaż trochę i nie będą uciekać - ja tak robię bo moje wiecznie frunęły do sąsiada i była kłótnia bo sąsiad był obruszony :(
    Upał przemilczę bo już wszystkiego się odechciewa przy takiej temperaturze, u mnie od kilku dni o 6 rano jest 22 C, a w południe 40 !!!
    tylko pranie pięknie schnie :)
    buziole posyłam kochana i byle do chłodu :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłoby to okropne, smutne bardzo dla nas i Jacusia, gdyby jego zywot ograniczać się miał w wiekszosci do kojca czy tez uwięzi przy budzie i kagańca. Nie wiem, czy w takim razie nie lepsze byłoby dla niego, by znalazł sie dla nieboraka inny dom - bez zwierząt gospodarskich, gdzie Jacuś mógłby swobodnie biegać nie siejąc paniki i zagrożenia.O takiej ewentualnosci myslę z ogromną przykrościa, ale gdyby nie było innego wyjścia...
      Żal mi zielononózkom przycinać lotki, bo to wyjątkowo lubiące latać kury. Sa leciutkie, maja w genach cos z kuropatw. Byłoby to dla nich chyba jakimś okaleczeniem...Nie wiem zresztą. Jeszcze sie nad tym zastanowimy, bo w tej sytuacji może ise takie przycięcie okazać najmniejszym złem.
      Upał nas dobija, zniewala, przeraża, otumania. Nic sie nie chce po prostu. A pranie schnie wspaniale. Także umyta podłoga w try miga sucha!
      Pozdrawiam Cię serdecznie Beatko i trzymam kciuki by choc odrobinę zelzało to wściekłe gorąco!***

      Usuń
  14. Jak miło popatrzeć na coś zielonego U mnie Sahara i Gobi równocześnie. Trzymam kciuki za resocjalizację Jacka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas jeszcze zielono, bo kilka dni temu była burza i ulewa, która zdrowo wszystko podlała, reanimując to, co juz ledwo dychało. Jednak jesli znowu nie popada to krucho będzie i u nas.
      Dziękujemy Mariolko za Twoje zyczliwe zainteresowanie i wsparcie duchowe.
      Pozdrawiamy Cie serdecznie!:-))

      Usuń
  15. Olu jak sama zauważyłaś,zostawiliście Jacusia na chwilę bez nadzoru"szefostwa" i to wystarczyło.Zadziałał instynkt bez kontroli.Zaklinacz psów też zawsze podkreśla:nie wolno zostawiać psa,nawet wychowywanego z dzieckiem od maleńkości, w pokoju bez nadzoru dorosłej osoby.Pies zawsze będzie próbował przejąć dowództwo stada i mogą być z tego tytułu przykrości.Będzie dobrze bo on wie już kto rządzi w Waszym domu:)
    A ja mimo panujących i u mnie i u Was upałów wolałabym Wasze:))))
    Serdeczności zostawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak! Jacuś skorzystał z okazji.Do tej pory takiej nie miał, bo kury siedziały u siebie. Mam nadzieję, że pozostałe kury widząc, co stało sie z ich siostrą nie będą ryzykowały teraz i przefruwały na drugą stronę. Oby miały w sobie na tyle inteligencji, bo ten wczorajszy widok mordu musiał i dla nich być wstrząsający.
      Ciesze się, że uważasz iż Jacuś juz wie, kto tu jest najwazniejszy i co mu wolno a co nie w zwiazku z tym. Ja jeszcze "Zaklinacza" nie przeczytałam. Dzisiejszy upał wyjątkowo osłabia mnie i usypia. Co wezmę do ręki ksiązkę, to mi sie oczy zamykają!:((
      Strasznie jest dzisiaj gorąco. To wszystko nasila sie z dnia na dzień, bo wszystko się coraz bardziej nagrzewa. Tragedia!
      Do morza bym wlazłą i po szyje sie zanurzyła. Albo do jakiego basenu chociaz....
      Orko! Dziekujemy za Twoje słowa! Pozdrawiamy Cię oboje serdecznie!:-))***

      Usuń
  16. Wiata pierwsza klasa!!! Ale jestescie pomyslowi, to taka odskocznia od upalow i pracowitych dni, a i jesienia bedzie jak znalazl.
    Jedzonko o ktorym piszesz, to sa moje klimaty a szczegolnie w tak upalne dni.

    Olu, no serce peka, ze z tego Jacusia taki nicpon:(
    Jednak ostatnie zdjecie i te jego oczy mowia wszystko, chyba zrozumial, ze zle zrobil.
    Duzo pracy przed Wami, ale Jacus Bidulek Was ukochal i teraz bedzie juz tylko lepiej.
    No i kaganca tez bym nie zakladala w takie upaly.

    I takich chwil nic nie muszenia zycze Wam z calego serducha:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem jak daszek wiaty wytrzyma ulewy, gradobicia itp. W razie czego to ten daszek jest zdejmowalny. Czekam na burze, cokolwiek, bo znowu ziemia sucha i twarda jak beton.
      Przygotowywanie jedzonka to prawdziwa zmora w taki upał. Trzeba wiec sobie zycie ułatwiać i jeśc proste, szybkie w produkcji potrawy.Dzisiaj znowu mam zamiar nagotować garniec lecza. Cudnie dojrzały mi dynie, niech dodzadzą wiec masy i smaku tej naszej ulubionej potrawie!
      Jacuś zbesztany rzeczywiscie wyglada żałośnie i wzruszajaco, tak jakby pojął co złego uczyniłi mówił, ze nigdy wiecej. Mam nadzieję, ze ta minka rzeczywiscie to własnie oznacza.
      A poza tym to taki pieszczoch słodki, taki radosny psiak. Chcemy by był szczęsliwy, zdrowy i spokojny a my razem z nim.
      Bron Boże kaganiec w taki upał! Zresztą on w ogóle w kagańcu stanowi załosny widok. Wyparowuje z niego cała energia i chodzi za nami jak zrezygnowany staruszek...
      Uściski serdeczne i usmiechy ślemy Ci Ataner, ulubiona podrózniczko!:-))*

      Usuń
  17. Fajna wiatka, z leżaczkami i konewką do polewania głów gorących : ) Tylko, czy macie czas tam posiedzieć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, Łucjo! Jak nas już upał bardzo umęczy, to nie mamy siły do roboty ani za grosz. I wiata sie wtedy przydaje.Ale często i wiata nie daje wytchnienia...Och, byle do jesieni!:-))

      Usuń
  18. Fajne miejsce do wypoczynku sobie zbudowaliście :)
    Mam nadzieję, że znajdziecie jak najlepsze wyjście, jesli chodzi o impas w stosunkach Jacuś - kury. Pewnie trzeba będzie pójść na jakiś kompromis, a ten wiadomo - dla nikogo nie jest do końca komfortowy.

    Pozdrawiam Was chłodno - u nas już duchota rządzi.
    :*******

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj przez moment pogrzmiało u nas i pokapało. Na godzinkę mielismy wytchnienie od upału. Potem znowu zaatakował, jak gdyby nigdy nic. Siedzielismy pod wiatą i wdychalismy zapach deszczu. Jakież to było piękne, szkoda, że tak krótkotrwałe!
      A Jacuś...Wierzymy że sie jednak wszystko z nim ułozy. dzisiaj znowu biegał wolno przy kozach i było dobrze. A co do kur, to na razie spokój, póki żadna nastepna nie wyleci ze swojego wybiegu.
      Pozdrawiamy Cię serdecznie Lidusiu podczas troszkę rzeźkiego wieczoru!:-))(((

      Usuń
  19. Też mam takie miejsce na tarasie od północy i przesiaduję tam południowe, upalne godziny, tylko widoki mam gorsze i nie mam zasłonki by wiatr nią wiuwał. Ale co to za wiatry teraz, ledwo delikatne zefirki. Sądząc z widoków z wiaty, u Was cudna, bujna zieloność.
    Serdeczności zasyłam dla całej Waszej Jaworowej drużyny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dzisiaj zdrowo powiało, bo na burzę sie nazosiło! Zasłonki fruwały jak turkusowe ptaki! Tak sie cieszylismy!Po polu latalismy ramiona rozkładając jak strachy na wróble i wiatrem sie upijajac. I co? Wszystko przeszło bokiem...
      A zielonosc nadal trwa i jakos jej te upały nie bardzo szkodzą. Widocznie korzenie długie spijają wilgoć z głębi ziemi.
      Pozdrawiamy Cie serdecznie Krystynko, podrózniczko droga!:-))

      Usuń
  20. Znów komentarz zbiorczy :))) bo przeczytałam właśnie trzy ostatnie posty. Oba wiersze mi się podobają - ten o australijskiej przygodzie to taka ballada w westernowym stylu. A ten o burzy to świetny poetycko opis i bardzo podoba mi się metafora "krople spełnionej przestrzeni". Przy okazji przypomniało mi się, że w zeszłym roku, w maju chyba, mieliśmy taki dzień, kiedy burze przechodziły jedna za drugą, a między burzami świeciło słońce dając niezwykłe efekty. Napisałam wtedy o tym wiersz, taki tryptyk; miałam go dopracować, gdzieś schowałam tekst i (z różnych powodów) o nim zapomniałam... Muszę poszukać...
    Co do Jacusia - widzę, że robicie wszystko jak najlepiej, nie wiem, co jeszcze można zrobić. Jego "wypadek" z kurą przypomniał mi czasy, kiedy w mieście jeszcze ludzie miewali kury (oj, dawno to było!), a my z siostrą wyprosiłyśmy u rodziców pieska. To był mały czarny podpalany kundelek, miał już chyba rok, kiedy na którymś spacerze zobaczył kury i puścił się pędem za jedną z nich. Oczywiście, nie udało mu się jej złapać, ale wrócił z pyskiem pełnym piór i tak zadowolony, jakby upolował co najmniej słonia. A wydawało się, że to takie niewiniątko :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, bardzo lubię Twoje merytoryczne, pełne wrazliwości podejście do poezji. Dziekuje za Twoje słowa. Czuć w nich zrozumienie, głębię spojrzenia. Och, a propos!A gdzie Ty Ninko publikujesz swoje wiersze? Bo zdaje sie nie masz bloga...Ale może jest jakaś tajemna strona, gdzie mozna by sobie cos Twojego cichutko poczytać? Chciałabym!:-)*
      Wiele psów ma na swoim sumieniu zycia drobiu i innego ptactwa. czasem ten instynkt jest od nich silniejszy i juz, choc poza tym są mądrymi, sympatycznymi stworzeniami. Mamy nadzieję, że jacus jeszcze sie oduczy od takich krwiożercyzch zachowan. W koncu jest u nas dopiero miesiąc...
      Życzliwy usmiech Ci zasyłam i raz jeszcze dziękuje za Twój komentarz!:-))

      Usuń
  21. Jerszcze kilka dni i znowu będziemy tęsknić do słońca! serdecznosci!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś tak własnie przebakują w prognozach, ze niby totalnie ma sie nam pogoda odmienic. Pożyjemy, zobaczymy!
      Pozdrawiamy Cię serdecznie Dorotko i dziękujemy za odwiedziny!:-))

      Usuń
  22. Kiedyś ój pierwszy, myśliwski pies (wyżeł), gdy byliśmy na wsi zaatakował kurę. Za karę został przywiązany do studni na podwórku pełnym kur... Cierpiał z powodu oddalenia od ludzi i zupełnie zapomniał o kurach. Po godzinie mniej więcej odwiązaliśmy go - nigdy więcej kur nie gonił... Jacuś się nauczy :)... Pięknie tam u Was mimo spiekoty... Dobrze, że upały już się skończyły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry pomysł z tym przywiazaniem psa wśród kur. Oryginalny Jesli by jacuś znowu kiedys spróbował...(odpukac w niemalowane), to ta metoda będzie jak znalazł. Dziękuję Ci Abi za podpowiedź.
      Upały sieskończyły, choć momentami znowu bywa gorąco. Ale to juz nie taka zniewalajaca gorączka jak przdetem.Tylko deszczu wciaz nie ma. Suchota straszna.Ale u Ciebie pewnie podobnie.
      Pozdrawiam Cie zyczliwie!:-))*

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieśni pieśń piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost