Pod tym samym niebem
Strony
- Strona główna
- Piosenki...
- Strofy pogody...
- Strofy półcienia...
- Wiersze inspirowane Australią
- Wyprawa w krainę słońca...
- Australijskie wspomnienia
- Emigrantki
- Australijska podróż noworoczna
- Miasteczko odnalezionych myśli
- Bal na powitanie jesieni
- Zimowy powrót wędrowców...
- Kulinarne wierszydełka
- Jadwiga z Modrzewiowej doliny
- Sekret naszego domu
- Baśń Zimowego Lasu
- Sceny z życia Henryczka
- Wiersze z czasów upadku
sobota, 15 sierpnia 2015
Dzień wolności...
Wczoraj odważyłam się i po raz pierwszy będąc sama z kozami na łące uwolniłam Jacusia ze smyczy! W ten sposób uczciłam miesiąc od kiedy ten piesek z nami mieszka. Znowu mu zaufałam, widząc jak dobrze potrafi zachowywać się na naszych wspólnych spacerach z Cezarym, na których utrzymywał bezpieczny dystans od kóz, patrzył na nie z mieszaniną nieufnosci i lęku, ale w żaden sposób nie zaczepiał.
Bardzo potrzebowałam tego, by uwolnić się wreszcie od lęku. A przynajmniej od jego części. I spróbować znowu, jak niegdyś to bywało w porze, gdy tylko Zuzia towarzyszyła mi w kozich popasach, poczuć się swobodnie, odetchnąć i cieszyć w pełni tym wspólnym czasem. Źle człowiekowi, gdy nosi w sobie ciężar jakichś nierozwiazywalnych spraw. Gniecie to od środka, zaburza równowagę, odbija się nerwową czkawką na innych rzeczach. Nieomal obsesyjnie wraca się myślami do tego, co boli najbardziej i jest jak jakiś ropiejący wrzód na ciele. A przecież takich bolesnych miejsc może być w człowieku sporo i gdy dokłada się kolejne dusza coraz mniej ma wytchnienia...Trzeba zatem robić wszystko by zmniejszyć obszar tych bolesnych miejsc. Tam, gdzie jest jakaś szansa na zmianę wykorzystać ją i robić to, co serce dyktuje.
Jacuś, który z założenia miał być towarzyszem dla Zuzi i naszym przyjacielem z powodu swych niespodziewanych postępków budził we mnie mieszane uczucia. No bo z jednej strony zauważałam jego dobre cechy, takie jak sympatyczny charakter, umiejętność szybkiego uczenia się, posłuszeństwo, radosne usposobienie, przymilność. Z drugiej objawiał swoją ciemną stronę, tę agresję, to przerażajace okrucieństwo wobec naszych zwierząt, które były obiektem jego niezdrowej ciekawości oraz ataków. Doktor Jeckyll i mister Hyde...
Będąc z nim na spacerze, gdy stał obok mnie przypięty na smyczy pochylałam się nad nim często i głaskałam szeptając do tego rozanielonego mym dotykiem ancymonka:
- Będziesz dobry Jacusiu? Będziesz już dobry? Bądź dobry i kochany, mój piesuniu. Proszę! - a on patrzył mi w oczy i merdał ogonkiem, rozpływając się w słodyczy tej chwili. A potem spoglądał tęsknie w dal, naciągając smycz i rwąc się ku obiecującej cuda wszelakie przestrzeni. Tak bardzo chciał swobodnie pognać przed siebie. Łowić milion fascynujących zapachów. Promieniować energią swobody. Tarzać się. Kluczyć między drzewami wywąchanym tropem. Dotrzymywać kroku Zuzi. Jego niemal szczenięca młodość potrzebowała tego jak płuca tlenu. A ja potrzebowałam znowu ucieszyć serce widokiem uszczęśliwionego psa. A przede wszystkim oczyścić się choć trochę z trącego nieprzyjemnie me trzewia od wewnątrz piasku obaw, jątrzących wspomnień, nieufności...
- Niechby łąka znowu była łąką - prawdziwą krainą wolności i radości dla wszystkich moich zwierząt!
- Dla mnie! - pomyślałam wczoraj z tęsknotą, gdy po siódmej wieczorem wkroczyłam na znajomą przestrzeń.
Wokół nas zieleń tętniła zapachami i czułymi szeptami traw. Zachodzące słońce malowało już bajkowym różem niebo za lasem. Rozbrykane początkowo kozy zajęły się łakomym pożeraniem darów łąki. Stały kilka metrów ode mnie i napawały się smakami świeżych, chrupkich liści oraz traw. To był ich wyczekany, wspaniały czas swobody. Zuzia pogrążyła się w swej ulubionej pasji, czyli w kopaniu dołków. Zerkała od czasu do czasu na mnie i wesoło machała ogonem a potem zanurzała znowu ubrudzony wilgotną ziemią pysk w tajemniczych jej czeluściach. A Jacuś? Jacuś stał obok mnie i spoglądał tęsknie ten wielki, pełen cudownych obietnic obszar a jednocześnie w jego postawie widać było jakieś zrezygnowanie, apatyczne poddanie się mej woli.
Zrobiło mi się przykro. Zaczęłam pieścić psiaka a on z wdzięcznością poddawał się dotykowi mych dłoni. A jednak czułam wyraźnie, iż te pieszczoty to tylko marny erzatz. On pragnął czegoś innego a ja dobrze wiedziałam, czym jest to coś.
Odetchnęłam głęboko. Moje serce już wiedziało, jaką podjęłam decyzję. Zadudniło mocno. Zgłuszyło stado wiernych obaw. Pozwoliło.
Kucnęłam przy Jacusiu. Pogłaskałam go po raz ostatni. Przytuliłam twarz do jego pyska i wyszeptałam:
- Leć, mój kochany! I nie zawiedź mnie, proszę!
Poczuwszy, że smycz już go nie zniewala spojrzał na mnie z leciutkim niedowierzaniem a potem...Po prostu pobiegł. Jak wiatr. Jak strzała. Jak dziki, nieokiełznany mustang. Jak radosny, szalony ze szczęścia psiak. Zatoczył kółka wokół mnie. Zanurzył się w chaszczach i gęstych trawach. Wyskoczył stamtąd po chwili obleziony w puszki, lepkie listki i osty.Wzrok miał nieopisanie wprost szczęsliwy. Ziajał zmęczony i patrzył na królestwo łąki niczym król Simba na swoją sawannę. Wtedy przywołałam go do siebie, mając nadzieję, że posłucha, że odzyskana wolność nie obudziła w nim nieposłuszeństwa i chęci wyrażenia swej dominacji czy też zrobienia mi na przekór.
Przybiegł natychmiast. Rozmerdany. Uśmiechnięty. Wdzięczny. Popatrzył mi wyczekująco w oczy. W odpowiedzi pogłaskałam go serdecznie i śmiejąc się przez łzy zawołałam:
- Leć Jacuś, leć kochany piesku!
Znowu puścił się w szalony pęd, dość blisko krążąc tym razem wokół pasacych sie kóz i przeraziwszy je tym ogromnie. Kozule zbiły sie w zaniepokojone stadko. Moje serce struchlało.
- Czy dobrze zrobiłam, uwalniajac Cię Jacusiu? Czy zaraz tego nie pożałuję? - znowu tłum obaw zakrakał w mej głowinie a w nogach pojawiła się znajoma słabość, której zwykle doświadczam, gdy mocno sie czegoś boję.
- Jacuś! Jacuś!No chodź! Chodź do mnie! - zawołałam próbując opanować drżenie w głosie. Zaczęłam się zastanawiać co zrobię, co mogę zrobić, gdy teraz on znowu zaatakuje? Czy zdążę dobiec w razie czego? Czy pijany wolnością pies posłucha mych nawoływań i krzyków. Obiecałam sobie, że jeśli Jacus przyjdzie do mnie, to znowu zapnę go na smycz. Bo jednak nie mam siły przeżywać na powrót tego wszystkiego. Ożywiać starych demonów.
- Chyba jednak za wcześnie odważyłam się na spuszczenie go z uwięzi. Głupia, naiwna jestem... - szeptałam histerycznie, biegnąc przy tym szybko w kierunku psa.
Ale Jacuś usłyszawszy moje wołanie i widząc, iż zbliżam się do niego przybiegł do mnie. Jak gdyby nigdy nic. Rwał radośnie prosto do swej pani, nie zwracajac na kozy najmniejszej uwagi. Przypadł do mych kolan, ziajac rozgłośnie i śmiejąc się po psiemu. Kucnęłam przy nim wtulając mokrą od łez twarz w jego bialutkie futro i uspokajając zwariowane serce szeptałam raz po raz jego imię...
Nie, nie przypięłam mu znowu smyczy. Nie zasłużył na to przecież. A co zrobiłam wobec tego? Obwiązałam się smyczą w pasie i ruszyłam spokojnie przed siebie. Nareszcie nadszedł czas swobodnego przemierzania łąki. Obserwacji zmiennych barw na niebie. Nasłuchiwania odległych krzyków jeleni. Odganiania od siebie komarów. Zaciągania się upojna wonią świeżego powietrza i napawania rzeźkością wieczoru.
Kozy uspokoiły się i znalazłszy kępę wrotyczu zajęły jego łakomym skubaniem. Szarka obwąchała z ciekawością jacusiowy pyszczek a potem podskoczywszy parę razy, jak to kozy zwykły czynić przystanęła u boku swej mamy Popiołki i szczypała smakowite, zółte kwiatki. Łobuz Kurdybanek od czasu do czasu zaczepiał namolnie Brykuskę, która znowu zaczęła w nim budzić miłosne porywy. Majka po swojemu tkwiła nieco z boku i przeżuwała z rozkoszą pęki traw. Wszystko toczyło się normalnie. Tak, jak powinno się toczyć.
A Jacuś, zmęczywszy się w końcu szalonymi biegami położył się w pobliżu Zuzi, zapatrzył się w kruki na ciemniejącym niebie a wreszcie razem z suczką zapadł na łące w błogą, wieczorną drzemkę...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Etykiety
Aborygeni
afirmacja życia
agrest
apel
apel o pomoc
asymilacja
Australia
autoanaliza
bajka
bal
ballada
baśń
Beksińscy
Bieszczady
blackout
bliskość
blog
blogi
bór
cenzura
Cesarzowa Ki
Cezary
chleb
choroba
ciastka
czarny bez
czas
czerwiec
człowieczeństwo
człowiek
czułość
Dersu Uzała
deszcz
dieta
dobro
dom
dorosłość
drama
drama koreańska
drewno
droga
drzewa trawiaste
Dubiecko
Dwernik Kamień
dwudziestolecie międzywojenne
dystopia
dzieciństwo
dzikie bzy
ekologia
elektryczność
erotyk
eutanazja
fajka
fantazja
film
flash mob
fotografie
fotoreportaż
glebogryzarka
głodówka
głód
gospodarstwo
goście
góry
Góry Flindersa
grass tree
grill
grudzień
grzyby
Gwiazdka
historia
historie wędrujące
horror
humor
humoreska
idealizm
ideologia
II wojna światowa
informacja
inność
inspiracja
internet
jabłka
Jacuś
Jacuś. gospodarstwo
Jacuś. lato
jajka
Jane Eyre
Jawornik Polski
jesień
jesień życia
kalina
Kanada
kanały
kangury
kastracja
kiełbasa
klimat
klimatyzm
koala
kobieta
koguty
kolędy
komputer
komunikacja
konfitury
konflikt
koniec świata
konkurs
konstrukcja
kosmos
kot
koziołek
kozy
Kraków
Kresy
kryminał
kryzys
książka
kuchnia
kulinaria
kury
kwiaty
kwiecień
las
lato
legenda
lektura
lęk
lipa
lipiec
lis
listopad
literatura
los
ludzie
luty
łąka
maciejka
macierzyństwo
magia
maj
malarstwo
maliny
mantry
marzenie
maska
metafora
mgła
miasteczko odnalezionych myśli
Michael Jackson
Mikołaj
miłość
Misia
mit
młodość
moda
mróz
mróż
muzyka
muzyka filmowa
nadzieja
nalewki
nałóg
natura
niebezpieczeństwo
niezapominajki
noc
nowoczesność
Nowy Rok
obyczaje
ocean
odchudzanie
odpowiedzialność
odrodzenie
ogrody
ogród
ojczyzna
opowiadanie
opowiastka
opowieść
Orzeszkowa
osa
Osiecka
owoce
pamięć
pandemia
Panna Róża
park
pasja
patriotyzm
pejzaż
pierniki
pies
pieski
pieśni
pieśń
piękno
piosenka
piosenki
pisanie
płot
początek
podróż
poezja
pogoda
Pogórze Dynowskie
polityka
Polska
pomidory
pomysł
poprawność polityczna
porady
postęp
pożar
praca
prawda
prezent
protest
protesty
przedwiośnie
przedzimie
przemijanie
Przemyśl
przepis
przetrwanie
przetwory
przeznaczenie
przygoda
przyjaźń
przyroda
psy
psychologia
ptaki
radość
recenzja
refleksja
relatywizm
remont
repatriacja
reportaż
rezerwat
Riverland
rodzina
rok
rośliny
rower
rozmowa
rozrywka
rozum
rymowanka
rzeka
samotność
San
sarny
sąsiedzi
sens życia
siano
sierpień
silna wola
siła
skróty
słońce
słowa
słowa piosenki
słowianie
smutek
solidarność
South Australia
spacer
spiżarnia
spokój
spontaniczność
spotkanie
stado
starość
strych
susza
susza. upał
szadź
szczerość
szczęście
szerszeń
śmiech
śmierć
śnieg
świat
święta
świt
tajemnica
tekst piosenki
teksty piosenek
tęsknota
tragikomedia
trauma
truskawki
uczucia
Ukraina
upał
urodziny
uśmiech
warzywnik
wędrówka
wędrówki
węgiel
wiatr
wierność
wiersz
wierszyk
wieś
wigilia
Wilsons Promontory
wino
wiosna
wiosnaekologia
wirus
woda
wojna
wolność
Wołyń
wrażliwość
wrotycz
wrzesień
wschód słońca
wspomnienia
wspomnienie
współczesność
Wszechświat
wychowanie
wycieczka
wypadki
wypalanie traw
zabawa
zabawa blogowa
zachód słońca
zapasy
zaproszenie
zbiory
zdjęcia
zdrowie
zielarstwo
zielononóżki
zielononóżki kuropatwiane
zima
zioła
zmiany
zupa
Zuzia
zwierzęta
zwyczaje
żart
życie
życzenia
Żydzi
żywokost
I było tak, jak być powinno :) Cieszę się bardzo, zawsze to jakiś kroczek ku normalności :) Mam nadzieję, że uda się Wam gagatka okiełznać. Trzymam mocno za to kciuki.
OdpowiedzUsuńMiłego dnia Wam życzę :******
Odczułam wczoraj ogromną ulę. Przełamałam coś w sobie. Bardzo tego potrzebowałam.
UsuńDzień jest miły, ale znowu bardzo gorący. Ale cieszmy sie, bo podobno zbliza siewielkie ochłodzenie.
Pozdrawiam serdecznie, Lidusiu!:-)***
Tak, człowiek zazwyczaj ulgę odczuwa, kiedy coś przełamuje w sobie. I jeszcze to wychodzi w miarę dobrze :)
UsuńU nas też gorąco, ale na pewno się ochłodzi, oj na pewno. Już dzisiaj zapowiadali kole Suwałk 10 stopni w nocy, tylko nie pamiętam, kiedy. Czy jutro może?
Buziaki :*****
A póki co, wieczór gorący! Zaczynam się chyba jednak juz do tego przyzwyczajać.
UsuńBuziaki na dobranoc slę Ci Lidusiu serdeczne!***
Kiedys musialas odwazyc sie na ten krok! Na pewno instynkt podpowiedzial Ci, ze ta chwila wlasnie nadeszla. Oczywiscie powinnas nadal zachowac pewna ostroznosc i nieufnosc, bo to w koncu tylko zwierze, kochane i wypieszczone, ale nie mozna traktowac go po czlowieczemu. Z czasem wszystko sie dogra, dopasuje i ulozy, a Ty nie bedziesz musiala bac sie jego nieprzewidywalnych reakcji.
OdpowiedzUsuńTak nawiasem mowiac, uniknelibyscie tragedii, gdybyscie od poczatku stosowali smycz i kaganiec, do czasu, az by sie poczul u Was jak we wlasnym stadzie.
Teraz bedzie juz tylko lepiej.
Sciskam mocno i trzymam kciuki za grzecznosc Jacusia :****
Tak, wtedy zbyt szybko mu zaufaliśmy w ogóle go nie znajac. Teraz znamy coraz lepiej, ale nadal trzeba byc ostroznym. Wiem o tym. Jednak wczorajszy wieczór udowodnił mi po raz kolejny w zyciu, że w pewnych sytuacjach sami sobie mozemy pomóc przełamujac własne lęki. Wyzwalajac sie z ich jarzma.
UsuńMam nadzieje, że bedzie tylko lepiej!
Usmiech serdeczny zasyłam Ci Aniu!:-)***
Olu!!!! Jak ogromnie, ogromnie się cieszę, że zwyciężyła miłość i zaufanie !!!! Wiem, wiem - trzeba być ostrożnym, trzeba obserwować....ale ta sytuacja pokazuje (tak myślę) że to był tylko nawyk ze złych czasów a nie natura Jacusia. OMNIA VINCIT AMOR !!!!
OdpowiedzUsuńSerdeczności moc dla Was! A Jacusiowi dalszej opieki Św. Franciszka - bo myślę że i do Was trafił w ramach tej opieki :D
Barbara
Tak, miłosc i zaufanie zwycięzyły, Barbarko! I mam nadzieję, że teraz już będzie coraz lepiej.Oby było, bo bardzo tego wszyscy potrzebujemy a robimy wszak wszystko by tak było. I niech czuwają nad nami wszystkie opiekuńcze duchy oraz Św. Franciszek na dodatek!:-))
UsuńUściski serdeczne zasyłam!:-))*
Bardzo się cieszę, bardzo, to piękne wieści. Jednak nadal bądźcie ostrożni. I ciut nieufni, może nawet już zawsze? Taką metodę stosuję w stosunku do moich najkochańszych przecież piesków i ona się sprawdza. Nikt na tym nie cierpi, wręcz przeciwnie!
OdpowiedzUsuńTak, Hanuś! Wiem, że nadal powinniśmy być ostrożni. Będziemy! Ale koniecznie potrzebowałam jakiegos przełamania impasu. Wyzwolenia się z lęku. Odetchnęłąm wczoraj nareszcie. Tak mi się dobrze zrobiło na tej łące.I Jacusiowi też!:-))
UsuńBardzo się cieszę! I oby tak już pozostało!
OdpowiedzUsuńJacusiowa kibicka ;)
I ja się ciesze. Jak dobrze móc sie cieszyc razem!
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie kibicko!:-))
Się wzruszyłam:)))Pamiętajcie zawsze mieć go pod kontrolą.Dobrze robisz odwołując go od czasu do czasu i obdarzając go miziakami,a może jeszcze jakiś smakołyk? Cieszę się ogromnie:)
OdpowiedzUsuńNo własnie, powinnam zabierać parę smakołyków od kieszeni, żeby jeszcze wzmocnić tą jego cheć przyjscia. Będziemy mieć go pod kontrolą na tyle, na ile to mozliwe, bo przecież nie wszystkich sytuacji da sie przewidzieć.
UsuńUsmiech pogodny zasyłam Ci Orko, ciesząc sie, że się cieszysz!:-))*
I ja się bardzo wzruszyłam :) Mam wielką nadzieję, że Jacuś poczuje się członkiem stada z kózkami ! Że będzie go bronił ! Efekty ćwiczeń z Jacusiem są cudne, no i czas swoje robi. A może już poczuł się członkiem stada ! Ale oczy naokoło głowy trzeba mieć już zawsze. Bardzo ważne jest to, że Jacuś przybiega na każde wezwanie. I ćwiczcie to z nim cały czas. Powinien wracać nawet wtedy, kiedy kiedy jest czymś bardzo zainteresowany. To bardzo ważne !
OdpowiedzUsuńJa bardzo byłam wzruszona wczoraj i dzisiaj tez, pisząc powyższy tekst. Teraz wzruszam sie czytajac komentarze pełne wzruszenia!:-))
UsuńWiem, ze jeszcze dużo pracy przed nami, że Jacusia nie mozna obdarzyc zbyt duzym zaufaniem, bo przeciez wszystko jest mozliwe. Tym niemniej wczoraj poczułam sie cudownie, uwalniajac go i widząc, że zrobiłam dobrze.
Pozdrawiam Cię ciepło, Ewo!:-))*
Dzień dobry.Kibicuję Jacusiowi od początku.Na takie wieści czekałam i byłam pewna,że się pojawią.Spłakałam się doszczętnie.To łzy radości.Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńDzień dobry Ksanthippe ! Serdecznie witam Cię na tym blogu. Ciesze się, ze los Jacusia nie jest Ci obojętny.Dziękuję za Twoje wzruszenie!
UsuńPozdrawiam Cie serdecznie!:-))
I ja przez chwilę poczułam kłucie w sercu... ale zaraz po przeczytaniu słów, że Jacuś przybiegł do Ciebie uspokoiłam się. Cieszę się, że postępy w jego zachowaniu idą tak dużymi krokami. I przede wszystkim cieszę się, że Twoje spacery odzyskują spokój i możesz się nimi cieszyć :)
OdpowiedzUsuńOch, ten Jacuś!Dostarcza i nam i Wam, czytelnikom tego bloga tylu przeróżnych emocji. Mam nadzieje, ze teraz wiecej juz będzie tych pozytywnych.
UsuńBardzo potrzebowałam odzyskania radosci z moich spacerów. Czułam sie taka ściśnięta i zmęczona w ich trakcie, bojąc się zachowań Jacusia. A wczoraj poczułąm sie nareszcie wyzwolona. To było piekne uczucie, Sylwio!:-))
Jakże jest miło coś takiego czytać. Zaufanie jest tutaj sprawą kluczową. Bez niego nie da się współegzystować ze zwierzętami. Trzeba je znać i umieć odczuwać najmniejsze niuanse ich zachowania. Wprawdzie nigdy do końca nie da się przewidzieć psychiki zwierzęcia, jednak na użytek codzienności trzeba się czegoś trzymać. Będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńTo prawda, Errato! Zaufanie jest bardzo ważne. bez niego wszystko traci sens. To dotyczy zwiazków zwierzęco-ludzkich ale i międzyludzkich. Każdy zwiazek opiera sie na zaufaniu. Dopiero majac je, można rozbudowywac inne uczucia.
UsuńTeraz odzyskałam nareszcie i ja nadzieję, ze będzie dobrze. tak dobrze jest miec tę nadzieje i móc cieszyc sie tym, co jest!:-))
Olenko, czytalam na raty, bo mi lzy wzruszenia przeszkadzaly. Teraz tez nie moge napisac nic madrego, po za tym, ze bardzo sie ciesze.
OdpowiedzUsuńOch, Star kochana! Az tak sie wzruszyłaś? Mojaś Ty wrazliwa, czuła niezwykle duszo!
UsuńPrzytulenia tkliwe Ci zasyłam okraszone wzruszonym usmiechem!:-)***
Olus bo ja tego Waszego Jacusia zwyczajnie pokochalam. A dodatkowo to jestem pelna podziwu dla Ciebie, ze sie zdobylas na ten w sumie powazny wyczyn zaufania i dania mu wolnosci. Ja wiem, ze Ty raczej z tych bardziej ostroznych i domyslam sie, ze nie przyszlo Ci to latwo.
UsuńTak wiec moje wzruszenie to nie tylko Jacus, ale i Ty Olenko :***
Oboje z męzem jestesmy Ci wdzieczni za Twoje słowa o pokochaniu Jacusia.Bo on z każdym dniem staje się nam teraz coraz bliższy i ciepłę słowa o naszym piesku budza w nas kolejną falę wzruszenia. Czujemy sie wówczas niemal jaki rodzice, słyszący z radością, że ich dziecko wzbudza w innych sympatie.
UsuńTak, ja raczej jestem z tych ostrożniejszych, szczególnie gdy ta ostroznosc wynika z jakichś drastycznych doswiadczeń. Jednak czasem lubie też ryzyko. Ot, mieszanka róznosci jest w człowieku! Ale w przypadku Jacusia zadziałała jeszcze zwykła empatia. Bo ja strasznie mocno odbieram uczucia innych - i ludzi i zwierząt. A poczuwszy jak on sie męczy, jak bardzo pragnie tej wolnosci, odczułam w sobie to głeboko, bolesnie wręcz. I po prostu musiałam sie przełamać, puszczajac go wolno. To uwolniło nas oboje. I strasznie się ciesze, ze tak sie własnie stało! Odtąd nasze wieczorne wyjścia są po prostu radosne. A wczoraj nawet szalone, bo bawiłam sie z Jacusiem beztrosko tarzajac sie z nim w trawie i oboje bylismy przy tym po prostu szczęśliwi!Gdyby miał kto nam wówczas zrobic zdjecia byłyby na pewno bardzo fajne!:-)
Star kochana, bliska duszo! Przytulam Cie do wzruszonego serca i dziekuję za Twoje szczere, serdeczne słowa!***♥
Bardzo się cieszę z tak dobrych wieści:) Wszystkiego dobrego życzę:)
OdpowiedzUsuńJesteś w pewnym sensie matką chrzestną Jacusia, a wiec nie dziwie się, ze jego los lezy Ci na sercu, droga Arteńko!
UsuńPozdrawiam Cie gorąco!:-))*
Bardzo mi miło:)))
UsuńBardzo mi miło:)))
UsuńI mnie również Arteńko. Nam! Podwójnie!:-))
UsuńPogłaszcz ode mnie Jacusia :) I Zuzię też, żeby nie była zazdrosna :)
OdpowiedzUsuńLeżą niebożęta teraz obok moich stóp. Zmęczone, bo porzadnie wybiegane. Zadowolone. Oba wygłaskane serdecznie i prawiedliwie!
UsuńUsmiech serdeczny zasyłam Ci Aniu i dobrej nocy zyczę!:-))
Jak ja sie wzruszylam, nie do wiary jak ja sie wzruszylam, jak bardzo chce,ze by tak bylo wlasnie, a Ty to tak pieknie opisalas....psy sa szlachetne bardzo i wierze, ze Jacus opanuje swoje zadze, cudne, jak z raju zdjecia!!! hurra!!!
OdpowiedzUsuńi dla mnie to było ogromnie wzruszające przezycie, Grazynko. Dzisiaj na wieczornym spacerze byliśmy wszyscy razem i Jacus znowu biegał radosnie. Przylatywał na wołanie do mnie i do męża. Zadowoleni z przechadzki juz po zmroku wróciliśmy do obejścia. Zrobiliśmy wszystko co trzeba i odpoczywamy a psiny smacznie śpią.
UsuńPozdrawiam Cie ciepło Grazynko i dobrej nocy zyczę!:-))
Och jak dobrze! Czytałam z niepokojem...
OdpowiedzUsuńKochany psiak :)
Pewnie, że kochany! Tak pragnę by już wiecej nie dostarczał nam tych niepokojów i stresów. Bo widać, że potrafi, że jest mądry.
UsuńPozdrawiam Cię ciepło!:-))
Widać na zdjęciach, że Jacuś to pies, któremu trzeba zaufać. Jest przepiękny! :) Pozdrawiam i zapraszam do siebie! :)
OdpowiedzUsuńJest rzeczywiście pięknym pieskiem. Szybko się uczy, wyciąga wnioski. A ja uczę sie znowu obdarzać go zaufaniem.
UsuńPozdrawiam serdecznie!:-)
To mądry pies, potrzebuje tylko czasu i miłości. Dobrze, że trafił do Was, nie mógł lepiej...
OdpowiedzUsuńTak Basiu i ja uważam, że to mądry pies. Bardzo jeszcze młody, potrzebujący czasu by okrzepnąć, by zupełnie wtopic się w nasze stado, szanując wszystkie jego prawa. Trafił do nas, bo widocznie tak to było nam pisane.Mamy nadzieję, że będzie coraz lepiej.
UsuńPozdrowienia serdeczne slę Ci Basiu i dobrej nocy zyczę!:-))
Wspaniale wiesci! Olu, widze, ze wiekszosc komentujacych to prawie same placzki, hihihi.
OdpowiedzUsuńI ja sie do nich zaliczam, poryczalam sie ze wzruszenia. I bardzo, bardzo sie ciesze, ze
zaufalas swojemu instynktowi i spusilas Jacusia ze zmyczy.
Pozdrawiam serdecznie:)
Jak blisko siebie mieszkają śmiech i płacz! Tyle w człowieku uczuc, emocji. A Jacus jest mistrzem w ich dostarczaniu!Ta chwila na łące była przełomowa. Teraz jest już lepiej, swobodniej.
UsuńInstynkt i serce mówiło mi, ze musze...inaczej sie uduszę!:-))
Uściski serdeczne zasyłam Ci Ataner!:-))*
Ach jak cudownie, i niech tak zostanie, proszę...
OdpowiedzUsuńOch, Gosiu!I ja proszę Jacusia, los, cokolwiek sie nami opiekuje - niech juz tak zostanie!:-))
Usuńbrawo Jacuś!
OdpowiedzUsuńTak, Olqo! Spisał sie chłopak na medal!:-))
UsuńOgromna ulga! Nawet nie wiesz jak bardzo Cię rozumiem ... Przeżywałam podobne lęki i dylematy związane z Klausem Mittfochem.
OdpowiedzUsuńSerdeczne (nie gorące!) przytulenia!
Och, te nieprzewidywalne psy, groźne sytuacje ze zwierzętami - my, opiekunki kóz i ciżby menazeryjnej wszelakiej przeżywamy takie rzeczy mocno.A spokój to najwyższa wartośc. Gdy sie ją utraci - cięzko...
UsuńStęskniłam się już za Toba Madziu i cieszę sie bardzo, że sie odezwałaś!:-))*
Piekne wiesci i najwazniejsze, ze zrzucilas ten ogromny ciezar. Z Wasza miloscia wszystko sie ulozy jak najlepiej.
OdpowiedzUsuńSerdeczne pozdrowienia.
(Leciwa)
Tak, :eciwa! Cieszę się, że sie odwazyłam i uwolniłam od tego męczącego lęku. Odtąd spacery stały sie o wiele przyjemniejsze (ale oczy nadal mam dookoła głowy!).
UsuńPozdrawiam Cię z usmiechem!:-))
Jacuś trzymaj na wodzy instynkty bo wirtualnie w tyłek oberwiesz ode mnie. :)) Obiecuję i nie żartuję.
OdpowiedzUsuńKochani ważne by wasza uwaga nie osłabła i koncentracja podczas spaceru. Jedna jaskółka wiosny nie czyni nawet dwie czy trzy.
Uważni bądźcie, bo on jest.
♥ posyłam.
Jacuś bardzo siestara - ja to widzę, nie robić nic, co zasługiwałoby na naganę z naszej strony. Ale wiadomo, ze to młody pies i wiele jeszcze rzeczy musi sie nauczyć, instynkty powstrzymywać i w ogóle dostosować sie do oczekiwań i potrzeb stada.Przed nim kilka semestrów codziennego studiowania zycia. I dobrze!
UsuńJestesmy uważni, ale jednocześnie pozwalamy sobie znowu na rozluźnienie i zabawę. Jacuś pieknie sie potrafi bawić!:-)
Dobrej nocy, Eluniu!♥
.... a opisanie tego wszystkiego na blogu pozwala wyzwolić część nagromadzonych emocji.........
OdpowiedzUsuńz uśmiechem dla Was A.
To prawda, Alis - pisanie jest bardzo pomocne w wielu sytuacjach. Pisanie i dzielenie sie uczuciami z przyjaźnie nastawionymi, rozumnymi ludźmi.
UsuńUsmiech za uśmiech zasyłam i duzo wietrznej rzeźkości wieczornej!:-))
Brawo! Psa wychowuje się miłością i konsekwencją. Masz obie cechy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, na szczęście, już "nie tak gorąco".
Miłośc, na pewno a konsekwencję? Róznie z tym bywa chyba, bo jednak czasem ta miłośc za bardzo mnie zmiękcza i ustepuję tam, gdzie powinnam być nadal twarda. Ale serce rządzi i już.
UsuńPozdrawiam Cie Gaju z Podkarpacia równiez bardziej rzeźkiego, choc nadal suchego!:-)
I ja sie popłakałam...
OdpowiedzUsuńOlu, jak będę miała dłuższą chwilę, to odpowiem na twoje pytanie.
Łzy takiego wzruszenia to piekne łzy. Odzwierciedlają wrażliwosc duszy...Dziekuję, Ninko za Twoje łzy!*
UsuńA co do odpowiedzi na moje pytanie, to oczywiscie poczekam!:-))
Olenko i ja sie ciesze z dobrych wiesci :)
OdpowiedzUsuńPrzychodzi taki moment, ze trzeba przelamac leki i wykonac krok do przodu. Mimo wszystko.
Serdeczne pozdrowienia Wam zasylam z deszczowego polskiego Orszulkowa :***
Tak, Orszulko! Takie przełamanie się dotyczy w zyciu wielu rzeczy. I każde poprzednie doswiadczenie sie liczy. Dokłada jakąś ważna cegiełkę do wiedzy o nas samych i o tym, co trzeba zrobić, mimo naszych obaw.
UsuńU Ciebie deszczowo? Och, jak fajnie! U mnie sucho bardzo, ale na szczęście ochłodziło sie. Rankami i wieczorami jest wręcz zimno!
Serdeczne pozdrowienai zasyłam do Twego pieknego Orszulkowa!***
Dałaś radę, przeczekałaś i doczekałaś. Każdy człowiek powinien mieć taka Panią jak ma Jacuś, z wielkim sercem pełnym miłości i czułości. Ja bym chętnie dołączyła do Waszej gromadki, za nocleg i wikt. Tylko czy w oczy tak bym umiała patrzeć a o merdaniu ogonkiem już nie wspomnę. Po prostu zwyczajnie zazdroszczę Jacusiowi. Serdeczności dla sąsiadów.
OdpowiedzUsuńTak, doczekałam. Jacuś jest teraz wolny i szczęsliwy. Odwdzięcza sie ogromnym przywiązaniem i zywiołowo okazywaną czułoscią oraz zaczepianiem do wariackich zabaw. . Tylko Zuzienka bardzo znowu o niego zazdrosna. To tak, jak w rodzinach, gdzie rodzi sie drugie dziecko. Przewaznie to pierwsze, które było do tej pory jedynakiem, przezywa w zwiazku z tym jakis kryzys. Ale obdarzamy Zuzie taka miłoscią i zainteresowaniem, ze mysle, iż psinka wkrótce przestanie sie niepokoić o to, ze Jacuś zawłaszczył jej miejsce w naszych sercach.
UsuńDziękuje Ci kochana Krystynko za tyle miłych słow. Naszą gromadke zawsze możesz odwiedzic, miła sąsiadko!Jesli tylko masz chec i czas, to zapraszamy serdecznie!:-))*
Pięknie! Urocze psiaki!
OdpowiedzUsuńTak, Jacuś i Zuzia to piękna para!:-))
UsuńJacuś nie mógł lepiej trafić :)
OdpowiedzUsuńSerce mi do gardła podchodziło wraz z sytuacją jaką opisywałaś.Dozowałaś napięcie jak w prawdziwym dreszczowcu :)
Ale może to tylko ja tak to odebrałam. Bo ja jestem z tych strachliwych i sama bym się nie odważyła. Moją największą wadą jest natychmiastowe wyolbrzymianie wszystkich złych sytuacji.
A miejsce do odpoczynku od upałów macie cudne. Fajne bo w żaden sposób nie ogranicza kontaktu z zielenią ze zwierzętami :)
Upały u nas strzaszliwe, już nie wiem kiedy spadła jakaś kropla deszczu. Wszystko w oczach niknie. Owoce "pieką" się na drzewach, orzechy laskowe spadają. Tragedia.
Serdeczności dla Was i dla wszystkich czworonogów przesyłam
Dzień dobry, Mirko!Mysle, ze Jacusiowi dobrze u nas. Ma przestrzen do biegania, ma Zuzię i nas. I duzo pozytywnych uczuć. Mam nadzieję, ze jest u nas szczęsliwy, ze rozumie coraz wiecej i nie będzie juz przysparzał takich powaznych kłopotów. W każdym razie od kiedy go uwolniłam nic złego nie robi.
UsuńNasza wiata jako miejsce do odpoczynków jest dobra i dla nas i dla psów. Tam prawie przez cały dzień jest cień no i widać stamtąd wszystko, co trzeba a nas nie widać z drogi wcale. Takie to nasze bezpieczne, intymne odosobnienie.
U Ciebie nadal upały???! To chyba jakieś ostatnie ich podrygi, bo chyba w całej Polsce już chłodniej. U nas noce są już bardzo chłodne a wieczorami musze ubierac sie ciepło, zeby nie zmarznąc. Tylko deszczu nadal brak. Straszna suchota. Tak źle nigdy nie było. W lesie kurz sie wszędzie unosi. Mnóstwo roslinek wyschło. No i jesiennie robi sie pomału.Jeżyny dojrzewaja na potęgę - jakos im ta susza krzywdy nie czyni. Ale grzybów oczywiscie nie ma wcale.
Mireczko, obu nam deszczu solidnego zycze. Najlepiej kilkudniowego.No i pogody, która da siłe oraz energię do działania jakowegoś.
Pozdrawiam Cię serdecznie i usmiech ciepły zasyłam!:-))*
Z przyjemnością zaglądam do was i zapewne jeszcze długo tu zostane pozdrawiam trejtka.
OdpowiedzUsuńDziękuję Trejtko! Bardzo mi miło będzie Cię gościć!:-))
UsuńGratuluję :), to piękna chwila... :)... Dobrze móc poczuć się bezpiecznie...
OdpowiedzUsuńTo prawda, Abi! kamień mi wtedy z serca spadł!:-))
UsuńJeszcze nie jestem na bieżąco ale trzymam kciuki aby psina zachowywała się dobrze. Oglądałam twój filmik o pasących się kozach i już nie mogę się doczekać, kiedy ukończy się wybieg dla nich, gdzie będą mogły swobodnie sobie chodzić.
OdpowiedzUsuńAgatku! Coś źle doczytałas. Nie budujemy wybiegu dla kóz. Pewnie że dobrze byłoby, gdyby miały ogrodzony wybieg i mogły sie spokojnie paść ale nie stac nas teraz na takie wydatki. Moze kiedyś, jesli nadal kozy z nami będą...
Usuń