piątek, 24 lipca 2015

Nasza mała arka...


   Po ostatnim, napisanym przez Cezarego poście i po Waszych reakcjach na jego szczere słowa naszło mnie wiele zamyśleń. Ewoluowałam w nich od zwątpienia w sens tak otwartego pisania na blogu poprzez chęć odsłonięcia się jeszcze bardziej po to, by do końca zrozumieć samą siebie i abyście Wy zrozumieli choć trochę mnie, nas w tych naszych "dziwnych" marzeniach, "nietypowych" wyborach, "oryginalnych" decyzjach. Pisząc bloga komunikujemy się z Wami. Pragniemy tej komunikacji a także tego by była ona rozumna, pełna wzajemnego szacunku i empatii. I zazwyczaj tak właśnie jest, co zauważamy i za co jesteśmy naszym czytelnikom wdzięczni.
   Istnieją jednak tematy zapalne, które nieodmiennie wywołują na tym blogu wzburzenie, podejrzliwość, czy też surowy osąd. A my z Cezarym, mimo wszystko, wciąż do nich co jakiś czas wracamy i znowu dostajemy po głowie, czując się nieraz jak zbesztane za swoją beztroskę dzieci. Myślałam, rozmawiałam z mężem o tej burzy w szklance wody, którą niechcący znów wywołalismy. I oto do czego doszłam...

   Obserwowałam i obserwuję nas oraz zachowania naszych zwierząt i uświadamiam sobie jak zmieniało się to wszystko podczas tych pięciu lat od naszego osiedlenia się tutaj. Dzięki temu między innymi dotarłam w tym namyśle do samej głębi mojego poczucia sensu istnienia i do odczuwania szczęścia w życiu blisko natury, jako istoty tego sensu.

  Czym jest to nasze życie tutaj? To nic innego, jak budowanie naszej własnej, szczęśliwej arki. Tratwy, na której nader skromnie żyjąc podług własnych, zgodnych tylko w przyrodą praw i rytmów oraz pełnych uczuć serc próbujemy ocaleć i oprzeć się wpływom tego zwariowanego, pełnego cynizmu,  agresji, fałszu, pośpiechu cywilizacyjnego, zunifikowanego i stechnicyzowanego, zewnętrznego świata. Po całym życiu przemieszkanym w wielkich miastach Polski i Australii zapragnęliśmy stworzenia dla siebie nowej, lepszej rzeczywistości. Prostej, pracowitej, cichej, związanej z naturą i jej posłusznej. Kupiliśmy dom na samiutkim końcu wsi, tuż przy bezkresnych lasach, łąkach i polach. Sąsiadów mając niewielu, ale za to przyjaznych, chętnych do dzielenia się swoją wiedzą i doświadczeniem, tolerancyjnych.
    Utopia? Tak można by mniemać. Ale według nas, to wciąż możliwy do realizacji ideał. Aby jednak ten ideał wypełnił się treścią potrzebowaliśmy zasiedlić nasze gospodarstwo zwierzętami, które moglibyśmy otaczać troską i miłością, a które mogłyby być z nami szczęśliwe oraz bezpieczne.




    Najpierw przyjechały do Jaworowa kolorowe, wesołe kociaki a zaraz po nich najcudowniejszy z wszystkich naszych dotychczasowych psów - Zuzia. Zwierzaczki stały się integralną częścią rodziny, ofiarowując nam swe bezgraniczne przywiązanie, mnóstwo radości, ale i trosk, ucząc cierpliwości oraz zrozumienia ich potrzeb. Jednak to byli domownicy a piękne miejsce, gdzie zamieszkaliśmy stwarzało możliwości aby mogli do nas dołączyć kolejni przedstawiciele świata zwierząt. Wszak należał do nas  ogromny budynek gospodarczy. I ogrodzony, wielki ogród. A wokół rozpościerało się tyle przestrzeni, zielonych pastwisk, spokojnej, sielskiej rzeczywistości, że grzechem byłoby nie wykorzystać tego.




    Przybyły zatem do nas kury - zielononóżki kuropatwiane, czubatki i araukany, - głównie jako wymyślone przez nas źródło dochodu. Szybko jednak okazało się, że te ptaki są dla nas czymś więcej - możliwością codziennej obserwacji społecznych i indywidualnych zachowań tych ciekawych stworzeń, ich uczuć, obyczajów i przemian od narodzin aż do śmierci. No właśnie - Śmierci. Pojawiła się ta pani, jako konieczność i naturalny bieg rzeczy  w sprawnie działającym gospodarstwie wiejskim. Odczuwaliśmy głęboko każde odejście kury, kurczaczka czy koguta. Ale godzilismy się z tym i nadal godzimy, gdyż inaczej być nie może, jeśli chce się tu sprawnie funkcjonować. Jednak jest coś, co zrobić możemy, rzucając tym w jakiś sposób wszechwładnej pani Śmierci wyzwanie. W naszej jest mocy ofiarować dobre życie innym zwierzętom.  Dać im możność spokojnej, radosnej egzystencji u nas. Przezwyciężyć w ten sposób gorycz rozstania wynikającego z  konieczności dokonywania selekcji w stadzie.



   I tak w Jaworowym gospodarstwie zamieszkały kozy. Najpierw czarna Brykuska i siwa Popiołka. Rok po nich czarno - biały koziołek, Łobuz Kurdybanek. A po kilku miesiącach biała kózka Majka. A skoro stworzyliśmy już takie kozie stadko, to nie dziwota, że doszło w nim do rozmnożenia. Wszak to naturalne, gdy cap przebywa blisko kozich panien. A poza tym naturalne jest, iż kozy, choć to cudownie rozumne i wdzięczne w hodowli zwierzęta mogą a nawet powinny dostarczać swym gospodarzom poza swym miłym towarzystwem także i mleka. Aby jednak to mleko było w wymionach potrzeba maleństw, dla których ono powstaje.
 Przebywając codziennie przez wiele godzin z kozami miałam możność zaobserwowania jak wspaniałymi są one matkami. Jak bardzo uczucia macierzyńskie ubogacają ich świat, zmieniają na lepsze charaktery, pozwalają jeszcze bardziej zbliżyć się do nas - ludzi. Jeszcze bardziej polubiły kontakty z nami, pieszczoty, wspólne spacery. W oczach karmiących czy też wylizujących swe kożlęta matek dostrzegałam błogość, pełnię szczęścia, słodycz, spełnienie...Czy widziałam tylko to, co chciałam widzieć? Nie sądzę. Myślę, iż większość wrażliwych opiekunów zwierząt miało możność zaobserwowania czegoś takiego. Macierzyństwo to nie tylko czysta fizjologia. To wzniesienie się na jakieś wyższe piętro duchowego rozwoju. To dotarcie do samej głębi przeżywania. Istnieję już na tym świecie dość długo by móc zauważyć i docenić wiele cudownych, magicznych wręcz chwil oraz związanych z macierzyństwem przeżyć, jakich doświadczały moje zwierzęta - kiedyś koty i psy, a teraz kozy. Nie wyobraziłam sobie tego, nie antropormofizowałam. Widziałam! I za każdym razem mocno przeżywałam to jako czystą radość, najgłębsze szczęście jakiego doznać może jakakolwiek czująca istota. Oczywiście, istnieją w świecie zwierząt niespełnione, niezadowolone ze swego losu matki. Jednak tak samo jest w świecie ludzkim. Przecież, w gruncie rzeczy, tak niewiele się od swych braci mniejszych różnimy...


   A skoro urocze, kozie maleństwa zamieszkały w koziarni, to i w naszych sercach zagościły zupełnie nowe uczucia: tkliwości, dumy, spełnienia się w roli wiejskich gospodarzy, ale i jątrzącego poczucia niepokoju...Bo gdy rodzą się koziołki tak trudno zapewnić im szczęśliwe życie. W naszym przypadku okazało się to, niestety, niemożliwe. I znowu dotknąć nas musiała bezwzględna pani Śmierć. Przyszła nieodwołalnie i zgasiła w nas na jakiś czas promyk radości i ufności.Wszystko się w nas zatrzęsło. Zalęgło się poczucie winy i bezradności, bolesny smutek...Potrzebowaliśmy czasu by dojść do siebie.

   Jednak ten czas, miast uspokojenia, przyniósł wypadek samochodowy, który nadwyrężył nasze zdrowie i poczucie bezpieczeństwa. Uświadomił jak wszystko jest na tym świecie niepewne i kruche. Z jak wieloma rzeczami możemy nie zdążyć. Jak blisko wciąż nas pani Śmierć krąży i jak kapryśną, nieprzewidywalną jest istotą.
   Cóż możemy zrobić? Jakże się jej oprzeć? Czymże odbudować poczucie sensu i radości życia? Tylko samym życiem i czynieniem w nim dobra. Tylko realizacją marzeń. Tylko pozytywnym dzianiem - codzienną pracą i troską o naszych podopiecznych. Intensywniejszym niż dotąd zauważaniem najdrobniejszych nawet radosnych iskierek, najdelikatniejszych uczuć, rozdmuchiwaniem ich.

   Nadal budujemy więc uparcie naszą arkę. Przygarnąwszy białego pieska Jacusia wyraziliśmy tym samym chęć ponownego zaufania życiu. To była decyzja płynąca prosto z serca, spontaniczna  - nieomalże jednocześnie przez nas oboje wyrażona. Chcieliśmy bardzo pomóc temu psu. Dać mu dom, miłość i stabilizację. A on mógł pomóc nam cieszyć się życiem na nowo, odkupić winę po dramatycznym odejściu dwóch koziołków, stać się kolejnym ważnym członkiem Jaworowego stada, towarzyszem Zuzi a nawet, ewentualnie...ojcem jej dzieci.



   I oto znowu wywołujemy wilka z lasu - ten wielce drażliwy, kontrowersyjny temat. Jakże możemy chcieć by nasza Zuzia została matką, skoro w schroniskach jest tak dużo bezdomnych psów, skoro tyle już psiego nieszczęścia na świecie? Czy jesteśmy bezmyślni i nieodpowiedzialni?



   Zaprzyjaźnieni czytelnicy naszego bloga wiedzą, że od dawna marzyliśmy o tym, by Zuzia mogła urodzić szczeniaki. Kochamy tę psinę bardzo. Chcemy by mogła w swym, tak krótkim przecież psim żywocie, przeżyć pełnię szczęścia. Zasługuje na to. Czy pamiętacie mój ubiegłoroczny, kwietniowy post o romansie Zuzi? Jakże była wtedy ogromnie zadowolona i nam wdzięczna, iż pozwoliliśmy jej doznać smaku miłosnych igraszek pod gwiaździstym niebem Pogórza. Nie zaszła wówczas w ciażę - i bardzo dobrze, bo tamten piesek nie bardzo pasował do niej gabarytami, charakterem i wyglądem. Ale oto teraz zamieszkał z nami Jacuś - jakże do Zuzieńki podobny. Jakby na miarę dla niej uszyty! Na dodatek po początkowych między nimi animozjach pieski tak bardzo się zaprzyjaźniły, że nie odstępują się prawie na krok i bawią niczym radosne szczenięta. A kiedy indziej leżą przy sobie, jak bardzo czuli względem siebie przyjaciele. Opierają wzajemnie o siebie pyski. Patrzą ufnie i spokojnie. To wspaniały dla nas widok, będący potwierdzeniem tego, iż słusznie zrobiliśmy przyjmując Jacusia do naszej rodziny. Wprawdzie wydarzenie z Brykuską mocno nadwątliło moje zaufanie do tego pieska,  zaburzając sielankowość naszego bytu oraz poczucie bezpieczeństwa. Ze wszystkich sił staram się jednak je odbudować i znowu pozwolić płynąć naszej arce zgodnie ze spokojnym wiatrem, wspomaganego realizacją marzeń, życzliwego przeznaczenia. Pomaga mi w tym zwykła praca, codzienna obserwacja zwierząt, spokojna współegzystencja z nimi, obcowanie z mądrością, surowością oraz pięknem otaczającej mnie przyrody...



   Chcielibyśmy by po odejściu za tęczowy most Zuzi (które oby nieprędko nastąpiło!) została u nas jej córka. By mając Zuzine geny ocaliła w ten sposób kawałek naszej ukochanej psinki. By pani Śmierć nie zabrała nam tak zupełnie i tak nieodwołalnie Zuzieńki oraz Jacusia, który jest nam coraz bliższy a z czasem zapewne stanie się równie bliski, co Zuzia. W naszym gospodarstwie jest miejsce i możliwości by mogło tu w razie problemów ze znalezienieniem innych, przyjaznych domów, zamieszkać kilkoro Zuzieńkowo-Jacusiowych potomków. Mamy też serdecznych znajomych, którzy od lat zachwyceni Zuzią, w każdej chwili chętnie adoptowaliby jej potomstwo. Tym samym wydaje się więc nam, iż nie zrobimy tym psiakom żadnej krzywdy.

   To, czy pozwolimy Zuzi i Jacusiowi na założenie psiej rodziny nie jest jeszcze zdecydowane. Gdyby miało do tego dojść, to raczej nie teraz. Potrzeba lepszego poznania Jacusia, jego wtopienia się w nasze stado oraz zupełnej pewności co do przyszłego losu jego potomstwa.

   Nasze dzieci są już dorosłe i żyją daleko od nas, mając swój własny świat i swoje spełnienia. A my tutaj, na urokliwym Pogórzu Dynowskim, wraz z naszym zwierzyńcem kreujemy serdeczną, zgodną, pochłaniającą nas całkowicie rzeczywistość. Odkurzamy stare pragnienia, pozwalamy się rodzić nowym...Dlatego też wróciła do nas wizja Zuzi, jako wspaniałej, szczęśliwej matki. Tym niemniej, temat ten na razie pozostaje w fazie gdybania. Marzenia. Snucia przyjemnych fantazji. I proszę, miejcie do nas zaufanie oraz pewność, iż jeśli tak się stanie, to wkrótce po powiększeniu naszej rodziny o kilka psiaków, Zuzia i Jacuś przejdą konieczne w ich wypadku operacje kastracji i sterylizacji. Stanie się tak najprawdopodobniej także wówczas, gdy nie pozwolimy naszym psom pójść za głosem instynktu. Zdajemy sobie przecież sprawę, iż te zabiegi mogą uchronić ich w przyszłości od ciężkich chorób, a co ważniejsze, zapobiec niekontrolowanemu rozrodowi.



   Chcemy by nasza spokojna, szczęśliwa, wbrew zakusom pani Śmierci ocalała arka, wciąż płynęła odważnie przed siebie, pozwalając nam realizować najśmielsze nawet marzenia, myśleć i działać niestereotypowo, wraz z naszymi zwierzętami cieszyć się w pełni tym pogórzańskim żywotem i być blisko, jak najbliżej natury...
   
  
  I jeszcze na koniec wierszo - piosenka napisana przeze mnie kilka lat temu a dzisiaj uaktualniona. Wciąż szukam dla niej melodii. Może ktoś z Was coś by mi podsunął...?!:-))*


Arka Oli i Czarka



Opowiem Wam bajkę o dwojgu
Co dawno się kiedyś spotkali
Nie wierząc, że to możliwe
Po prostu się pokochali
Daleko im było do siebie
Świat cały ich przecież rozdzielał
Pragnęli pod wspólnym być niebem
A więc złączyli swe nieba
I teraz na krańcu krańca
Z ufnością witają swój dzień
Ruszają znowu do tańca
Ich arka bezpieczna we mgle…

Tak swojskie, ciepłe, codzienne 
Nadają rytm naszym dniom
Te nasze tańce kuchenne
A z nami pląsa też dom
W kapciach dokoła tańczymy
Odpływa gdzieś cały świat
Mijają nam lata i zimy
A taniec nasz trwa i trwa
Psom pyski się śmieją szelmowsko
Już skaczą do twarzy i dłoni
A koty mruczą beztrosko
Ich magia nasz dom ochroni…

Za oknem kóz, kur gadanie 
I przestrzeń lasów i gór
A tutaj po prostu nasz taniec
A tutaj cukier i sól
Z dwóch kubków pachnie herbata
Z pokoju dobiega muzyka
Nasz własny kawałek świata
Nasz swojski zakątek życia
I płynie w dal nasza arka
Rytm serc jej nadaje kurs
Opowieść Oli i Czarka
Historia złączonych dusz…


  
P.S. 1
Stan psychiczny Brykuski poprawił się. Wychodzi na spacery i pasie się normalnie, ale nadal z wielką nieufnością i lękiem spogląda na Jacusia. Chowa się za mnie. Tuli z całej siły. Wymiona wciąż ma twarde. Mleko, niestety, różowe choć zewnętrzne rany ładnie się zagoiły (smaruję je maścią nagietkową otrzymaną od miejscowej zielarki).
P.S. 2
Jacuś jest najprawdopodobniej psem rasowym. Zdaje się, iż to Akita. To inteligentny psiak. Nauczył się ignorować zupełnie nasze koty. Kociarstwo często sypia w dzień na krzesłach kuchennych albo na parapecie, Jacuś pod stołem, Zuzia obok i jest OK!:-))
P.S. 3
Nareszcie i u nas trochę popadało i ciut się ochłodziło! W lesie pojawiły się prawdziwki i maślaki:-))

86 komentarzy:

  1. Ach, Olu, tak ładnie to napisałaś, prosto z serca, łagodnie, przejmująco i celnie. Wszystko zrozumiane, wszystko zaakceptowane, wszystko jasne. Chciałabym, aby ziemia zaludniła się ludźmi jak Wy i zwierzętami tak zaopiekowanymi i kochanymi jak Wasze.
    A teraz idę czytać o Waszej Arce jeszcze raz, i jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo sie cieszę Gosiu, że tak dobrze odebrałas ten, tak bardzo osobisty tekst. Dotarłam w nim do samego rdzenia mojego "ja". Do istoty osiedlenia na tym podkarpackim zakątku świata. Zdaje sie, ze lepiej nie umiałabym juz tego wyrazic.
      Wydaje mi się, że Ty i paru innych wrazliwców też tworzycie swoje własne Arki. Każdy po swojemu. Ale motorem napędowym tych łajb jest DOBRO. I niech tak zostanie.
      Pozdrawiam Cię z tkliwym usmiechem!:-)***

      Usuń
  2. Olu, znów muszę się powtórzyć...nie znam nikogo, kto by tak pięknie i trafnie zebrał i swoje i moje myśli kołaczące się po głowie. Bardzo się zgadzam z tym, co piszesz.
    Idźcie z Cezarym za głosem serca jak dotąd, będzie dobrze. A Zuzi i Jacusiowi niech urodzą się śliczne i zdrowe szczeniaczki, które też będą miały szczęśliwe życie jak ich rodzice.
    Wiersz-bajka o Oli i Czarku ciepły i dobry jak świeżo wydojone mleko od szczęśliwych kózek, które pasły się wolne i jak ten deszcz po upalnym lipcowym dniu :)
    Posyłam ciepłe myśli także i dla Brykuski, oby jej się poprawiało.
    Rena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reno miła! Ja sądze, iż wiele osób odbiera ten tekst osobiście. Bo wielu z nas, osiedleńców, własnie po to zamieszkało na wsi by stworzyc sobie szczęsliwą krainę. Zupełnie inną od miastowej dżungli.
      Ciesze się, że bajka o Oli i Czarku Ci się tak spodobała! Gdybym miała do niej melodie, to bym zaspiewała!
      Uściski serdeczne zasyłam i za dobre słowo w imieniu swoim i męża gorąco dziękuję!:-)***

      Usuń
  3. A ja troszkę inny mam odbiór Pani wypowiedzi. Z Waszej relacji wynika, proszę o wybaczenie bo nie piszę tego złośliwie, że szkolenie psów, ich behawior tak naprawdę dopiero Państwo poznajecie. Jesteście oboje wrażliwi, patrzycie na świat sercem - "czucie i wiara więcej do Was mówi niż mędrca szkiełko i oko". Pięknie, że tacy ludzie istnieją. Jednak czasem warto posłuchać głosów z zewnątrz nie mniej wrażliwych i inteligentnych ludzi, którzy być może dłużej siedzą w świecie zwierząt niż Państwo. Zuzia jest psem, jej dzieci nie zastąpią Wam Waszych, jej macierzyństwo nie przyniesie jej tyle radości co Pani, Jacuś i Zuzia nie są i nigdy nie będą w sobie zakochani, łączy ich Wasze stado, to, że są jego częścią. Wybitna polska trenerka psów, od 30 lat szkoląca je do ratowania ludzi jak kiedyś usłyszała przypadkowo o tym, że ktoś chce rozmnożyć psa dla jego "szczęścia" to złapała się za głowę. Moje psy też są wyjątkowe ale nie byłabym w stanie ich rozmnożyć. Wiem, że po ich śmierci znajdę w schronisku równie wyjątkowe zwierzaki. Pani Olu poza wszystkim - lepiej, żeby Państwo nie pisali tego wszystkiego publicznie jeśli i tak jesteście zatwardziali w swojej postawie. Tylu ludzi walczy o poprawę losu zwierząt a tu na blogu takie kwiatki. Ludzie po przeczytaniu takich tekstów zaczną rozmnażać swoje zwierzaki bo sterylizacja suczki to krzywda dla niej - przecież ona na pewno chce być "mamą". Duży to krok do tyłu :((((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że jest to wypowiedź zbyt kategoryczna w swej wymowie. Niepotrzebnie. Wszystkie te, skądinąd słuszne, sugestie zostały już pod uwagę wzięte i rozważone. Nie jest przecież tak, że każda decyzja rozmnożenia psów jest już z samej istoty niesłuszna. Po prostu trzeba ją podejmować świadomie, a takie właśnie okoliczności zostały tutaj spełnione.

      Usuń
    2. Do Anonimowej Pani!

      Rozumiem i szanuję Pani przekonania. Jednak ja również mam prawo do swoich. Ponadto wydaje mi się, że tym tekstem wyraziłam na głos wiele mysli krążących po głowach podobnych do nas idealistów. Szczerość to nigdy nie jest dla mnie krok do tyłu. A poza tym ja tu przecież nikogo do niczego nie namawiam, nie nawołuję, nie zakładam partii sprzeciwu wobec sterylizacji i kastracji zwierząt. Pokazuję tylko, ze istnieją jeszcze inne, alternatywne sposoby myslenia i postepowania.
      Tak, zawsze czucie i wiara silniej do mnie przemawiały, niz mędrca szkiełko i oko. Potrafie jednak także mysleć logicznie i zachowywac sie rozsądnie. W zyciu potrzebna jest równowaga w tych kwestiach. Oraz odwaga pójscia za swoimi marzeniami. Bo tylko jedno mamy zycie przeciez.
      Pozdrawiam Panią o nieznanym imieniu serdecznie i wszystkiego dobrego życzę!:-)

      Usuń
    3. Do Erraty!

      Spodziewałam sie także i takich komentarzy jak Anonimowej Pani. Trudno. Jesli ktos w sposób kulturalny wyraza tu swoja opinię nie mam nic przeciwko temu. Ale nie musze od razu zmieniac swojego zdania. Moge je przemysleć, przeanalizować, konfrontować z cudzym zdaniem. Najwazniejsza jest chyba tolerancja dla cudzych poglądów.I próba zrozumienia przynajmniej.
      Dziekuję Ci Errato za zrozumienie i zyczliwosć!:-)***

      Usuń
  4. ja z przyjemnością przycupnę w kąciku arki,
    aby poczytać czy posłuchać dalszych Waszych opowieści........

    z wesołym pozdrowieniem A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja, jak zwykle witam Cie u nas serdecznie Alis, ciesząc się, mogąc Cie gościć tutaj jak wrazliwego przyjaciela! Uśmiech pogodny zasyłam:-))***

      Usuń
  5. Olu tak pięknie piszesz o tej Waszej Arce...Rozumiem Was. Rozumiem również osoby, które są przeciwne rozmnażaniu piesków. Jednak uważam ,że racja jest po Waszej stronie. Przecież to właśnie tacy ludzie jak Wy, pełni miłości do siebie,. do świata, do zwierząt, pełni empatii powinni ewentualnie rozmanażać swoje psiaki. Znajdziecie dla nich najlepsze domy, zapewnicie najlepsza opiekę. Przecież prawo rozmanażania psiaczków nie można zostawić tylko zarejestrowanym hodowlom i ludziom, którzy nie są wrażliwcami i nie czytają naszych "kurzych" blogów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rózne są na tym świecie drogi do szczęścia. każdy ma prawo isc krok po kroczku swojądrogą - zwłaszcza, jesli idąc nie czyni tym nikomu krzywdy a wręcz przeciwnie. Nam z Cezarym wydaje sie, że tworząc w ten sposób naszą arkę chronimy zycie, dobro, naturę, nas samych. Mozna nas oczywiście róznie oceniać - każdy ma do tego prawo. Ale miło jest, gdy ludzie nas rozumieją, widząc jacy jestesmy a nawet po początkowym braku akceptacji, w końcu akceptuja, to co robimy.
      Iwonko, dziekuję za Twoja wrazliwosć i pozdrawiam Cie ciepło!:-)***

      Usuń
  6. Uważam, że macie rację.
    Z jednym się tylko nie zgodzę - świat nie jest zły, także poza arką.
    Może to moja naiwność tak każe mi go widzieć, ale nie chcę tego zmieniać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, świat bywa zły wszędzie - i na wsi i w mieście. Tutaj jednak jest zdecydowanie lepszy i szerszy kontakt z naturą. Z jej prawdą i mądroscią. Postepując zgodnie z jej nakazami,jak choćby dostosowując sie w naszych pracach do pór roku czujemy sie częścią tej natury. Żyjac blisko zwierząt, czujemy sie bezpieczniej niz zyjac w ludzkiej dżungli, która bywa dosc nieprzewidywalna.
      Ale w mieście takze jest miejsce dla wrażliwców, idealistów, poetów. Przecież sama wiele lat w miastach mieszkałam. To był mój świat.Wszędzie da sie ocalic najwazniejsze wartosci, Trzeba mieć tylko w sobie siłę, wiarę i troche szczęścia w zyciu.Tak duzo zalezy od otaczajacych nas ludzi. Moga nas wspierac, mogą niszczyć. A w pojedynkę człowiekowi trudno sie temu przeciwstawić.
      Usmiech serdeczny zasyłam, Ci Aniu!:-)***

      Usuń
  7. Wziąwszy pod rozwagę powyższe, jestem ZA! Niech "się pobiorą" i żyją długo i szczęśliwie:)).
    Operacje będą, rzecz jasna, konieczne - również w odniesieniu do przyszłego potomstwa. Ale o tym, Kochani, pouczać Was nie trzeba.
    Trudno byłoby na wsi spotkać ludzi tak wrażliwych i oddanych swoim zwierzętom, jak Wy. Płacicie za to wielką cenę, ale na pewno warto. Oby ta Akra płynęła szczęśliwie i pewnie poprzez wielkie i nieznane wody życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alez mi sie miło zrobiło, jak przeczytałam początek Twego komentarza, Errato! To błogosławieństwo dla moich psiaków zabrzmiało tak serdecznie, tak żarliwie, ze aż sie wzruszyłam. Dziękuję!
      Mamy nadzieje, ze nasza arka będzie spokojnie i długo płynąc po tym oceanie zycia. A nawet gdyby krótko, to liczy się każda chwila, każde dobro, które sie w trakcie zeglugi czyni.
      Gorące uściski od wrażliwców ze wsi dla wrażliwca z miasta zasyłamy!:-)***

      Usuń
  8. Jakie bylo moje zdziwienie kiedy w nocy wyjrzalam przez okno i zobaczylam lisy biegly sobie ulica slalomem radosne podgryzaly sie pierwszy raz widzialam lisy na wlasne oczy (z bajek je znalam )hi,hi a mieszkam blisko lasu -rezerwat tak chcialam Tobie o tym napisac !!co jeszcze to taki ciag zdarzen nie milych dla Was (accident,Jacus -nawiwijal ,chora koza )to MINIE ODEJDZIE W ZAPOMIENIE czas ,czas to lekarstwo dla WAS!!!!ok?JA PO 20-miesiacach powoli wracam do zdrowia i do pracy do ludzi nie chce ale musze i bede z tego czerpac tylko mile chwile mam nadzieje !napewno tak bedzie !co do pisania na blogu sama dajesz powod do oceny przez czytelnikow !!!!!!!!!!!!!!!!podziwiam za pioro Cezarego ciekawam wyksztalcenia ale nie musze wiedziec ,Twoje pioro delikatne z Ciebie to taka mimoza !wiem ze gdybysmy sie spotkaly gadania nie bylo by konca !!!!!hi,hi a nad melodia mysle moze cos z Maciej Zembaty Cos Leonard Cohen bo ja ich UBUSTWIAM !SCISKAM LAPKE p.Gosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lisów jest chyba coraz więcej, Gosiu! U mnie też są często widywane. Jako i zające, sarny i bażanty. Chyba natura po latach karczowania i industrializacji w koncu się sie odradza i zawłaszcza nowe przestrzenie.
      Tak, ja wiem, ze czas jest najlepszym lekartwem, ale i dobre uczynki również!
      Cezary lubi pisać i moim zdaniem dobrze mu to wychodzi, choc jego techniczne wykształcenie nie ma z tym nic wspólnego. Mój mąż cieszy sie i dziekuje Ci serdecznie za tak mił esłowa pod jego adresem!
      A ja moze i mam coś w sobie z mimozy, ale i z siłaczki. To dziwna mieszanka, ale jakos daje sobie z nia radę.
      Tez lubię melodie Cohena, jak i wiele innych (np. Morricone), ale potrzebuje jakiejś konkretnej, która by do tego tekstu pasowała rytmicznie.
      Ściskam Twoją serdeczną łapeczke i do napisania, Gosiu!:-)***

      Usuń
  9. Bogumił do mnie zadzwonił
    - zajrzyj do Olgi, bardzo mądry wpis popełniła
    Więc zaglądam.

    Olgo nie musisz nikomu sie tłumaczyć. A ludzie zawsze będą za i przeciw. Najważniejsze, jest Wasze przekonanie, że dobrze robicie.

    W wolne dni wrócę jeszcze raz, żeby przeczytać. Pomyśleć, zadumać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi niezmiernie, iż państwo Graszkowscy uważaja, iz to, co napisałam jest mądre. Pisałam to między innymi z myslą o takich, jak Wy dobrych ludziach. O osiedleńcach albo o tych, którzy o osiedleniu sie na wsi marzą, bo takie zycie wydaje im sie spełnieniem ich marzeń.
      Nie jest łatwo realizować swe marzenia. Nie jest łatwo szczerze o tym pisać, wiedząc, iz nasza postawa wywołać moze tak wiele kontrowersji. Ale uwazam, iz mimo wszystko odwaga szczerosci popłaca, choćby sie na poczatku wydawała krokiem w tył. Bo zawsze znajdzie sie ktos, kto zrozumie. poczuje sie blisko. I choćby dla tej jednej osoby warto sie otworzyć.
      Oboje z mężem pozdrawiamy Was ciepło, Grazynko!:-)***

      Usuń
  10. Małą burzę wywołaliście, nie da się ukryć ;) osobiście uważam, że trzeba starać się, aby równowaga i rozwaga została zachowana - we wszystkich prawie dziedzinach naszego zycia. Myślę, że na Waszej arce tak się dzieje. Nie jestem absolutnie zwolenniczką nadmiernego rozmnażania kotów, psów i wszelkich innych domowych zwierzaków, kiedy schroniska i DT pękają w szwach, ale z drugiej strony rozumiem, że tak bardzo kochacie Zuzię, że chcecie mieć jej kontynuację w postaci jej dzieci, czy dziecka.
    Pomijając to, że moje rozumienie, czy nie, nie ma jakiegoś większego znaczenia dla kogokolwiek ;)

    W tym naszym dziwnym świecie trzeba znaleźć sobie odskocznię, enklawę, dobrze, że Wam się to udaje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje zrozumienie ma dla mnie znaczenie, Lidusiu. Bo pisząc przez kilka lat na tym blogu poznałam tu wiele wartosciowych osób, na których opinii mi zalezy, gdyż ich lubię i szanuję. Szanuję takze i tych, co sie ze mną nie zgadzają, ale po prostu przyjemnie jest człowiekowi, gdy wie, ze Ci na ktorych liczylismy odpowiadają rozumnie i zyczliwie na nasze zwierzenie.
      Dlatego dziekuję Ci z całego serca i pozdrawiam serdecznie w imieniu swoim i męża!:-)***

      Usuń
  11. Tak, nareszcie popadało i "gorąc" ustąpił. Cokolwiek by to miało znaczyć, A Ty z Cezarym doskonale mnie odczytacie:)
    Pozdrowienia z letniej Cieszyńskiej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odczytujemy, Jaskółko droga!:-)
      A ten gorąc jest jak bumerang. Ale na szczęście, jak dotąd, tylko jedna jego odmiana. Uff!
      Pozdrowienia zatem ślemy serdeczne z upalnego Podkarpacia!:-)***

      Usuń
  12. macie prawo mieć arkę taką jaką chcecie mieć. Jesteście mądrymi, wartościowymi i wspaniałymi ludźmi a Waszym podopiecznym można tylko pozazdrościć...
    Tulę serdecznie :*****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziekujemy za tyle dobrych słow, Emko. Czułam, ze jako świeżoupieczona matka Maleństwa, tym lepiej nasz zrozumiesz
      Utulenia przesyłamy najczulsze dla Ciebie i reszty rodziny!:-)***

      Usuń
  13. Podpisuję sie pod wpisem "emki". Nie każdy ma odwagę zmienić swoje życie, odciąć sie od wszechobecnej komercji, pogoni za więcej i więcej! Wiele osób tylko o tym mówi a Wy to realizujecie. Tworzycie własną historię i miejsce dla siebie ale robicie to odpowiedzialnie i macie prawo do własnych decyzji. Pozdrawiam serdecznie. Głaski dla zwierzaków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale, na szczęście, coraz wiecej osób to robi. Wśród naszych bliskich znajomych coraz wiecej jest osiedleńców. Wrazliwych, dobrych, utalentowanych ludzi, którzy ida za głosem swego serca, pokonując wiele przeszkód po drodze.Niech ten trend trwa. Czasem trzeba przeciez wrócic do źrodeł, by odzyskać siebie, radosc życia, jego sens.
      Pięknie dziekujemy Ewo za Twoje pełne zyczliwosci słowa. Zwierzaczki wygłaskane w tę i wewtę. I wciaz im mało, tym nienasyceńcom!:-)***

      Usuń
  14. Zezarlo mi komentarz:((( No coz takie prawo natury wirtualu:)))
    Nie odtworze go juz wiernie, bo jak zawsze za dlugi byl, ale napisze co mysle.
    Na poczatek zebym nie zapomniala dziekuje za ten piekny wpis, tak bardzo osobisty, ze az czlowiek chcialby przykleknac czytajac.
    Olenko, jak juz wiele razy podkreslalam, jestesmy bardzo od siebie rozne, ale jednak mamy wiele wspolnego.
    Ot chocby odnalezienie tej ostatniej wielkiej milosci gdzies z daleka od rodzinnego kraju, ja tez znalazlam mojego "Cezarego" i zaufalam uczuciu mimo, ze wiecej nas dzielilo niz laczylo na pierwszy rzut oka, a jednak to trwa i trwa i z kazdym dniem jest silniejsze.
    Kilkakrotnie w swojej notce piszesz o Smierci.
    Dawno temu na wykladach hinduskich kaplanow nauczylam sie, ze smierc jest naturalnym etapem zycia. Owszem zawsze wiaze sie ze smutkiem i bolem tych co zostaja, ale jeszcze nikomu nie dalo sie jej uniknac, kazdy kto sie urodzil musi umrzec i nalezy sie z tym pogodzic.
    Mysle, ze tamte wyklady byly mi bardzo potrzebne nie tylko wtedy po smierci mojego ukochanego ojca, ale tez na cala reszte zycia.
    Zwlaszcza teraz w mojej chorobie, przeciez kazdy kto choruje na raka w jakims sensie ociera sie o smierc.
    Owszem mozna sie polozyc i czekac kiedy ona nadejdzie.
    Ale kto by tak dugo wylezal?
    Na pewno nie ja:))))
    A wiec marze, snuje plany na przyszlosc i powiem Ci na ucho, ze te moje plany sa bardzo bliskie Waszej Arce:)))
    Nie, nie wroce do Polski, bo ani ja sobie juz tam nie wyobrazam zycia, ani tym bardziej moj amerykanski maz. Natomiast planujemy, albo spedzic kilka lat wedrujac po Ameryce w RV, a wiec zycie w samochodzie, tam gdzie nas rzuci tam przystaniemy na dluzej.
    Albo wyprowadzimy sie gdzies na peryferia Ameryki i bedziemy miec wlasny maly ogrodek, moze nawet kury:)))
    Kto wie?
    Och juz slysze, ze przeciez ja nic nie wiem o rolnictwie, a tym bardziej o kurach.
    Pewnie, ze nic nie wiem, ale przeciez ponoc tylko ci sie nie starzeja co ucza sie czegos nowego, a wiec bede sie uczyc:)))
    A i ogrodnictwo to nie bedzie kilka hektarow a zaledwie moze 3-5 grzadek na potrzeby wlasne i dla wlasnej przyjemnosci.
    Ktos powie 'babo, jeszcze sie nie wyleczylas a juz takie plany snujesz" wlasnie na tym polega zycie, na planowaniu i marzeniu.
    Kto nie planuje i nie marzy to moim zdaniem nie zyje:)))
    Plany i marzenia jak wiemy podlegaja ciaglym weryfikacjom i na tym tez polega zycie, zeby umiec rezygnowac z tego co jest nieosiagalne a ciagle budowac to co jest mozliwe.
    Jak czytalam o tej kastracji to nie moglam sie uwolnic mysli, ze najchetniej wykastrowala bym dosc znaczna czesc ludzkosci, bo przeciez domy dziecka pelne niechcianych dzieci a i glodnych dzieci na tym swiecie nie brak.
    Zawsze mowie, ze dopoki na swiecie jest jedno glodne dziecko i jedno niekochane to aborcja powinna byc legalna.
    Czy to znaczy, ze jestem za mordowaniem plodow?
    Nie, ja tylko podobnie jak obroncy zwierzat powolujacych sie na przepelnione schroniska jestem obronca dzieci.
    Na szczescie swiat mnie nie slucha:))))))))))
    Bo ponoc byl juz jeden taki co to wszystko co tworzyl fabryki smierci dla wszystkich ktorzy nie byli niebieskookimi blondynami i nie mowili po niemiecku.
    Smierc jest krolowa zycia i wcale nie trzeba byc starym lub chorym zeby umrzec.
    Wiele lat temu (ok.40lat) zginal w wypadku moj sasiad, mlody czlowiek, ktorego zona byla wlasnie w ciazy z pierwszym dzieckiem.
    Nie przewidzieli takiego obrotu sprawy i postanowili sie rozmnozyc.
    Podobnie nie da sie przewidziec co bedzie z Zuzia, Jacusiem czy z Wami, ale czy to znaczy, ze macie zrezygnowac ze swoich marzen o Zuzinym potomstwie?
    Nie, absolutnie nie, mozecie to marzenie skorygowac na skutek wydarzen, ktorych dzis nie da sie przewidziec ale nie wolno Wam tego marzenia zabijac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale sie upisalam:))))))))))) az sie nie zmiescilo, wiec nizej wstawiam skopiowana koncowke:)))

      Jak napisalam wyzej ja jestem chora, a ciagle marze, bo wiem, ze choroba to tylko choroba, a ciagle jestem zywa.
      Moj bardzo zdrowy wujek (brat matki) 10 lat temu przywiozl ze szpitala swoja bardzo chora zone po operacji, a nastepnego dnia sam sie nie obudzil.
      On zdrowy czlowiek nie zyje juz 10 lat a chora ciotka ciagle zyje i ciagle ma swoje wlasne plany i marzenia.
      Ja poki co marze, zeby chociaz w 10% moc kiedys chodzic w Waszych filcowych butach:))))
      Kocham Was Jaworowie i ucze sie od Was ♥♥♥

      Usuń
    2. Oj, Star, Star, kochana, mądra, wrażliwa dziewczyno! Czytam i czytam ten Twój cudownie długi i pełen szczerej treści i usmiecham sie przez łzy. Trudno mi cos z siebie wyartykułowac, takam wzruszona i wdzieczna za tyle dobrych słów!:-))*
      Och, masz racje z tą nieuniknionościa smierci. To jest i bedzie. Nie ma co udawać, że nas ominie. Ale gdy ta człowieka dotknie, gdy Śmierć krązy blisko, dmucha zimnym oddechem w szyje, to duzo sie w sercu zmienia, przewartościowuje. O wiele wiecej sie rozumie. I tak bardzo chce sie zyc ,czerpiac z tego zycia jak najwiecje, póki jest.
      Niczego nie da sie zaplanować na pewno.Ani przewidziec. Smierć przychodzi kiedy chce i do kogo chce. Trzeba sie z tym oswoić. Ale tym bardziej zycie kochac i dobre chwile w nim pielęgnowac, ku swoim pragnieniom dążyć. Bo tylko jedno jest to zycie. Czerpmy z niego ile sie tylk oda. Pomnazajmy DOBRO i dzielmy sie nim z ludźmi tak, jak umiemy. Dziekuję za twoje DOBRO, Star!:-))*
      Nie dziwie sie wcale, że masz tyle jeszcze w sobie marzeń, ze chcesz zmienic swoje zycie i pójśc za głsoem serca. To cudownie, Star! Póki zycie trwa wszystko jest mozliwe. Niech tak kto chce nie dowierze, niech sie smieje. Ale w nas jest moc, wiara, zarliwosć i umiłowanie zycia. Nikt za nas niczego nie zrobi. Tylko my możemy działać, zmieniac, marzyć, isc przed siebie ,po najostrzejszych nawet kamieniach - jesli w dali widnieje nam świetlany cel, jesli w dali jest usmiech i spokój.
      My tez, zamieszkujac na wsi nic nei wiedzieliśmy o uprawach, hodowlach, o trudnym, siermieznym zyciu blisko natury. Czuliśmy jednak, że takie zycie będzie nam bliskie, ze to zblizenie sie do jakiegoś ideału. Uczymy sie wszystkiego, czego tylko sie da. Mamy drobne i całkiem duże, jak na nas sukcesy oraz drobne i duze porazki. Wszystko sie jakos równowazy, bo natura kocha stan równowagi. Oraz ludzi pracowitych i uparcie dążących do realizacji swych marzeń.
      Wierzę z całęgo serca Star, że i Ty bedziesz mieć kury, jajca spod upartych kwok wyciagac, lisy przeganiać, własna sałata sie opychać, zaatakowane jakimś wirusem pomidory smrodliwym wywarem z pokrzyw ratować, pod drzewem własnym wieczorami przsiadywac, w ciszę ogródka sie wsłuchiwac i odpoczywać po kolejnym, ciezkim dniu., A gwiazdy bedą migotać i szeptać do Ciebie, że zycie jest dobre i piekne.
      Kochamy Cie Star, I cieszymy się, że jestes. I wdzieczni jesteśmy za Twoją bliskosc, wrażliwosć oraz tak przyjacielski do nas stosunek!
      Całusów goracych mrowie zasyłamy! A ja na dodatek kilka pełnych wzruszenia łez!**********♥♥♥

      Usuń
    3. Olgo, moj ojciec urodzil sie na wsi, cale moje dziecinstwo mielismy ogrodek, potem mial dzialke za miastem. Ale ta dzialka to mnie juz zupelnie nie interesowala, bo przeciez ja wtedy juz bylam dama:)))) Pamietam chodzilam w szpilkach (tak, po dzialce) miedzy grzadkami strofujac moja mame, zeby nie zadawala niepotrzebnych pytan. Bo mama miala tyle samo pojecia co ja ale wydawalo jej sie, ze jak bedzie pytac to wykaze zainteresowanie, a ja z kolei wiedzialam ze kazde pytanie mamy tylko denerwuje ojca, bo ja go znalam chyba lepiej niz ona:)))
      Potem jak wiemy zamieszkalam w NYC gdzie przez pierwsze 10 lat nawet kwiaty doniczkowe umieraly przy mnie, wszystkie, co do jednego mimo, ze ambitnie uparalam sie zeby miec chociaz jedna doniczke zywa:))))
      Dopiero po 10 latach sie udalo wyhodowac jeden kwiat, mam go do dzis, a wlasciwie to tylko kolejne wersje, bo jak juz wyrasta za duzy to obcinam i tworze nowy.
      Potem przyszedl Wspanialy a razem z nim kolejna zmiana mieszkania, tu mamy podworko za domem (beton) a na tym podworku dwa paski ziemi dookola betonu. Jak pierwszy raz z ust Wspanialego uslyszalam, ze moze by cos na tych paskach ziemi zasadzic to o malo nie zemdlalam z wrazenia:) ze niby tak mozna i ze niby on ode mnie oczekuje cudu natury:))) I tak powstaly pierwsze krzaki pomidorow, potem papryka, baklazany, ogorki, a nawet arbuz:))))
      Ach arbuz to wyrosl tak ze pokryl prawie caly beton podworka i chyba wtedy uwierzylam, ze mozna, ze nawet takie beztalencie, co to tylko wie, ze trzeba zielonym do gory tez moze:)))
      Juz drugi rok nic nie robimy na tych paskach, bo za duzo wizyt szpitalnych a jak cos rosnie to trzeba o to dbac.
      I tesknie za tym gmeraniem w ziemi.... teraz wiem, ze to dziala jak najlepsza terapia.
      A ze oboje wiemy, ze pozostanie w NYC na emeryturze bardzo wiazalo by sie ze spadkiem komfortu zyciowego to wlasnie marzy nam sie wies, a moze raczej male miasteczko, gdzies gdzie wlasnie mozna miec ogrodek.
      A takie male miasteczka amerykanskie kocham od zawsze:))))
      buziam Olgo i koncze zanim znow nastukam na dwa komentarze ♥♥♥

      Usuń
    4. Star, kochana moja! Ja przed zamieszkaniem na wsi też byłam w kwestiach roslinnych zielona. Miałam wprawdzie kiedys ogródek, ale to maleństwo było, ze łąawo było je dywanem nakryć. Był tam trawnik, drzewa owocowe i troche kwiatów. To było królestwo mojego taty. Ja miałam inne zainteresowania.
      I nadal nie mam absolutnie ręki do kwiatków doniczkowych. A chciałabym żeby przynajmniej ocalały dwie roslinki, które dostałam niedawno od mojej zaprzyjaźnionej zielarki. To żyworódka - roslinka, której sok cuda potrafi zdziałać z chora skórą, z trudno gojacymi sie ranami.
      Zobacz, jakie to fajne, ze człowiek tak ewoluuje, tak zmienia sie przez całe zycie i po latach potrafi docenic to, co kiedyś niewiele go obchodziło. I idzie za głowem swego serca, które woła go blisko natury, spokoju, samotnictwa nawet. No bo jak sie człowiek objadł juz po pachy tym miejskim zyciem, poznał jego dobre i złe strony, to nabiera ochoty na nowy oddech, na otwarcie kolejnego, fascynujacego rozdziału w swoim zyciu. na zmierzenie sie z prostym, skromnym, zaleznym głownie od przyrody zyciem.
      Gmeranie w ziemi tak człowieka uspojkaja, wycisza, napełnia satysfakcja. Prawda, jak to cieszy, gdy z posianego własnoręcznie nasionka wyrasta wkrótce roślinka? Robiac tak, jestesmy omal jak bogowie. Dajemy zycie, pielegnujemy je, wzmacniamy w ten sposób w nas samych poczucie sensu.
      Bede czekać z na Twoja realizacje marzeń Star, bo zycze Ci jeszcze wielu radosnych chwil, usmiechów, spełnień i cudów, które zdarzaja sie w najprostszym, pełnym miłosci i zgody bycie.
      Uwielbiam Twoje długasne komentarze!!!***
      Siarczyste, serdeczne jak nie wiem buziaki Ci zasyłam ( bardzo cebulaste, bośmy na sniadanie chlebek ze swojska cebulką wcinali!):-))***♥♥♥

      Usuń
  15. Ja też od razu pomyślałam o dzieciach. urodziłam dwoje a przecież powinnam wziać z sierocińca, najlepiej rosyjskiego ( bo podobno naprawdę źle tam mają). A ja pozostałam bezmyślna egoistką i swoje mam ......

    OdpowiedzUsuń
  16. Olu, moje zdanie znasz z poprzedniego komentarza do Twojego tekstu o psim macierzyństwie. Trzymajcie się, jak wrócę to zadzwonię : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łucjo, moja kochana. Też mi chodziły po głowie te porównania do sierocińców. Oj, my niepoprawni egoiści! Stęsknionam za Toba bardzo. Dzwoń albo przybywaj w nasze progi, bliska duszo!:-))***

      Usuń
  17. Olu, jestem z Tobą i podpisuję się obiema rękami pod Twoimi rozważaniami. No cóż, teraz jest moda na polityczną poprawność i jeśli ktoś ośmiela się mieć inne zdanie, to różni "prawomyślni" zaraz rzucają gromy. To Wy żyjecie blisko natury, na swojej ziemi. To Wy podejmujecie decyzje - a udowodniliście nieraz, że jesteście ludźmi odpowiedzialnymi i wrażliwymi, więc decyzje też są przemyślane i odpowiedzialne. Nie pozwólcie sobie narzucać "jedynego słusznego" prawa innych. To jest dyktatura, nawet jeśli w dobrych intencjach (a większość dyktatur wywodziła się z pięknych ideałów). Jesteście ludźmi wolnymi, na Waszej własnej ziemi. Wiecie to, czego inni nie wiedzą, mieszkając w miastach. Przezyliście bolesną inicjację w misterium życia - śmierci - życia. Macie prawo robić to, co uważacie za słuszne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję, Jagodo za zrozumienie i wsparcie. Twoje zdanie jest dla mnie cenne. Wiesz, co mówisz, prowadzac tak podobny do naszego zywot, majac tyle doswiadczeń zyciowych i własnych przemysleń.
      Sprzeciwiamy sie wszelkiej dyktaturze, narzucaniu jedynie słusznych poglądów oraz tłamszącej wolnego ducha poprawności politycznej (pamiętasz moze mój wiersz "Dyktatura dobrych manier"?, Ta dyktatura wielu rzeczy dotyczy, niestety). A gdzie tolerancja?!
      Tym niemniej szanuję cudze zdanie. Czytam uwaznie każdy komentarz. I jesli cos mi z tego trafia do przekonania, znajduje odbicie w sercu i rozumie, to z radoscia przyjmuję do mojego kanonu zasad oraz postepowania.
      Dziekujemy raz jeszcze za Twoją życzliwą obecnosc tutaj i zrozumienie. Oboje serdecznie Cię pozdrawiamy, wszystkiego dobrego zycząc!:-)***

      Usuń
  18. Olu żyjcie tak byście byli szczęśliwi w symbiozie ze swoimi zwierzętami, jesteście rodziną. Ja tez bardzo kocham zwierzęta, one uczą nas w nie tylko pokory.
    Pięknie piszesz o Waszej arce, miejsce jest dla niej nie tylko dla Waszych milusińskich.
    Wychowałam się w małym miasteczku( na peryferiach ), mieliśmy 80 arów ziemi, tam było nie tylko pięknie zielono, zima też cudownie. Kury, kaczki,gęsi, kozy, owce, koty i psy. I to było życie.
    Od dawna mieszkam w Łodzi dużym mieście i kiedy mogę uciekam tam gdzie szumią brzozy, wiatr opowiada i ptaki śpiewaja.
    Serdeczności dla Was.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No własnie, Alinko! Symbioza to najwłaściwsze słowo na okreslenie sposobu, w jaki tu z naszymi braćmi mniejszymi zyjemy. I niech tak bedzie nadal. Bo ta symbioza jest dobrem, jest szczęściem, jest spełnieniem marzeń. Niczego innego nie chcemy.
      Tak, pamieam, że pochodzisz z małego miasteczka, że bliska byłaś pracy na roli, ze cieszyły Cię roboty gospodarskie i tamten prosty zywot. Odeszłaś od tego, ale każde doswiadczenie wzbogaca człowieka. Teraz, dzieki temu, lepiej rozumiesz nas, marzycieli, miastowych osiedleńców na krańcu świata, teraz zbierasz nowe doswiadczenia i rodzisz z siebie pełne wrazliwosci wiersze.
      Pozdrawiamy Cię oboje serdecznie, Alinko!:-)***

      Usuń
    2. Staram się zaszczepić miłość do zwierząt moim wnuczkom, jak wiecie mam sunie. która kochamy jak członka rodziny a moje wnusie ja uwielbiają.Kiedy idę z nimi na spacer zaczepiają wszystkie pieski w okolicy, uprzednia pytając czym mogą pogłaskać. Przez trzy tygodnie mieszkałam poza domem , prawie na wsi z dwoma psami, kotem i rybkami. W okolicy koguty rano budziły mnie. Miałam ogród do wypielenia, warzywka do podlewania, zajęcia miałam na cały dzień. Byłam w swoim żywiole. Dziękuje Oleńko,

      Usuń
    3. To cudownie Alinko, ze uczysz swoje wnuczki miłosci i szacunku dl zwierząt. oby wiecej było takich kochanych babć, jak Ty!
      Wspaniale, iz miałas mozliwość pozyć troche blizej natury. Popracować, żyć innym, niż w mieście rytmem. na pewno to dobre dla Twojego zdrowia i dla odpoczynku duszy.
      Usmiech zasyłam Ci zyczliwy i pogodny!:-))*

      Usuń
  19. Pięknie piszesz o Waszej arce; prosto i bardzo lirycznie. Rzeczywiście, aż się prosi o melodię, by móc Twoją piosenkę zaśpiewać.
    Jak już poprzednio powiedziałam, wierzę w mądrość i odpowiedzialność Waszych wyborów i nie oczekiwałam żadnych wyjaśnień, choć bardzo się cieszę, że napisałaś ten post - wzruszyłam się czytając go :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ninko, cieszę się, że nas odwiedzasz i odzywasz się z taktem, wrażliwoscią i zrozumieniem.
      I cieszę sie tez, że podoba Ci się mój wierszyk. Twoja pozytywna opinia, jako swietnej poetki, ma dla mnie naprawdę duże znaczenie!:-)***

      Usuń
  20. Piekny, przejmujacy i madry jest Twój wpis. Sledze Wasz blog od poczatku, ale do niedawna nigdy nie komentowalam, bo to Wasz swiat i zawsze uwazalam, ze nie powinnam sie wypowiadac, bo nie cierpie ludzi, którzy pakuja sie z buciorami w zycie innych. Jednak komentarz "Anonimowej Pani" az mna rzucil :(. Podpisuje sie wszystkimi lapkami pod tym, co napisala Czarna Jagoda. Trzymajcie sie dzielnie i nie dajcie sie ludzkiej glupocie. Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz wyrazam podziw dla Waszej postawy.
    Leciwa

    OdpowiedzUsuń
  21. Oh, przepraszam gleboko Gorzka Jogode, za pomylke w Jej nicku - mam nadzieje, ze mi wybaczy te straszna gafe (wzburzenie po wpisie Anonimowej chyba na tym zawazylo). Pozdrowienia.
    Leciwa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, nie martw sie Leciwa. Jagoda na pewno nie poczuła sie urazona. W końcu Czarne Jagody sa najlepsze, bo dojrzałe - smakiem, mądroscią, pogodą zyciową.! A że bywaja Gorzkie? Bo i zycie gorzkie bywa czasem, nieprawdaż?:-))
      Dziekuję Ci Leciwa, za Twój szczery, pełen wsparcia dla nas komentarz. Dzięki Twemu wyjasnieniu o przyczynach niekomentowania do tej pory, rozumiem juz więcej, dlaczego tyle osób nas czyta a w sumie tak niewielu się odzywa. Nigdy nie odbierałam tego jako wchodzenie z buciorami w nasze życie, bo gdybym tak odbierała, to bym przeciez bloga nie pisała, nie chcąc sie masochistycznie narazać na czyjąś ciekawość czy krytyke. Ja bardzo pozytywnie odbieram ludzi. I staram sie nawet w niechętnych naszej postawie komentarzach zauważać dobrą wolę, szczerośc, którą cenię.Oczywiscie są granice dobrego smaku i taktu, których nie powinno sie przekraczać. I takiego przekroczenia, moim zdaniem, tu nie było.
      Dziekujemy Ci serdecznie za życzliwą obecnosc oraz solidarnosc z nami!:-)***

      Usuń
  22. trafiłam do Was razem z Jacusiem i już zostałam :) pięknie piszecie, oboje, i piękne macie dusze! i prawo macie do własnych przekonań i decyzji, upraszczając powiem "wolnoć Tomku w swoim domku"! kto się z nimi nie zgadza nie musi u Was bywać, bo po co? ja zaglądać będę i kibicować, i trzymać kciuki, żeby już wszystko gładko się toczyło, bez przykrych niespodzianek! Niech Zuzia z Jacusiem żyją długo i szczęśliwie, jak już ktoś wyżej napisał, a jak już będą maluchy, to duuuużo zdjęć poproszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze sie, że jesteś z nami Elajo! I doceniam ogromnie Twoje zrozumienie, serdecznosc i wrazliwosć.
      Zaglądaj, przybywaj, przysiadź na naszej cichej ławeczce i nadal bądź nam zyczliwa. Za wszystko jestesmy wdzieczni!A Jacus z Zuzią merdania swoje wesołe zasyłają do Ciebie!:-))
      Dziekujemy i pozdrawiamy gorąco z upalnego znowu Podkarpacia!:-)***

      Usuń
  23. Bardzo wzruszające określenie swojego JA.
    Ja jednak w tematach poruszanych w związku z daniem domu dla Jacusia i dalszych perypetiach nie doszukiwała bym się narzucania zdania komentujących-właścicielom bloga.Każdy powiedział co wie i na temat wychowania psa i na temat sterylizacji zwierząt.Rad złych czy nie właściwych nie zauważyłam.Każdy miał prawo do wyrażenia swoich odczuć i...doświadczeń.
    Olu,popatrz sobie w goglach na wizerunek Akity i owczarka szwajcarskiego.Obie rasy znam na żywo i skłonna jestem jednak pomyśleć o Jacusiu jako o owczarku szwajcarskim:)
    U mnie też się ciut ochłodziło.Byle do Hanki kiedy to,według przysłowia,chłodniejsze i wieczory i poranki:)
    Serdeczności zostawiam dla Was i całego zwierzyńca:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Orko - ludzie napisali, co wiedzieli ,co czuli. I my to widzimy, doceniamy, bo o to przecież komentowaniu na blogach chodzi. Nam tylko z Cezarym troche brakowało w niektórych komentarzach tolerancji dla nas oraz zaufania dla naszej dojrzałosci i wiedzy oraz ogólne pojętego dobra. W końcu mamy już swoje lata i tyle przeróznych doswiadczeń za sobą, że mozna by kilka ksiazek o tym napisać! A nigdy nie zrobilismy krzywdy zwierzętom. Przynajmniej nie umyslnie.
      Tęz sie zastanawiamy czy jacuś to Akita czy owczarek szwajcarski. Owczarek ma dłuższy pysk od Jacusia, lae resztę budowy ciała podobną.Akita ma prawie taki sam pysk jak Jacuś, ale sierć jakby puszystszą. A moze to połączenie obu tych ras?!:-)
      Och, jak dobrze masz, ze u Ciebie chłodniej! Unas znowu upał niemozliwy. Dzisiaj to w ogóle chyba ma byc najgoręcej.Też czekam z utesknieniem na kalendarzową Hankę!
      Serdeczne mysli Ci Orko zasyłamy i zyczenia dobrego dzionka!:-)***

      Usuń
  24. Olgo kochana, przeczytałam poprzedni wpis i ten - zawsze znajdzie się ktoś MĄDRZEJSZY, ktoś kto właściwie nie widzi więcej niż czubek własnego nosa, ale osądza innych.
    A w schroniskach najczęściej lądują psy kupione dla kaprysu, bo taki ładny malutki itp...
    Jestem z Wami całym sercem i wiem, że dobrze robicie:*
    Przytulam mocno :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beatko droga, i mnie sie zdaje, że w schroniskach najwiecej jest psów miejskich. A te, które sie snuja samotnie po wsi czy po lesie, to te wyrzucone z samochodów miastowych. Ludzim byle co w psach przeszkadza .Nawet linienie.
      Nie każdy sie nadaje by zostac opiekunem zwierząt. Nie każdy sie nadaje by być przyjacielem dla drugiego człowieka.Mało jest w ludziach dojrzałosci a tyle niecierpliwosci, irytacji, zagubienia, pospiechu, nietolerancji...Każdemu przydałoby sie praktykowanie w gospodarstwie wiejskim. Moze wtedy więcej by zrozumieli, moze nauczyliby sie empatii i szacunku dla tutejszego zycia, dla ludzi i zwierząt?
      Przytulenia Twoje z wdziecznoscią przyjmujemy i odwzajemniamy sie tym samym z całego serca! Dobrego dnia, Beatko!:-)***

      Usuń
  25. Od pewnego czasu stale Was podczytuję i jestem pełna podziwu dla Waszych wyborów. Dzisiejszy post niejako zmusił mnie do ujawnienia się :) Jesteście dorośli, odpowiedzialni i to Wy podejmujecie decyzje dotyczące Waszych zwierząt- nikomu nic do tego tak długo, jak długo Waszym zwierzętom nie dzieje się krzywda. Jestem matematykiem więc piszę konkretnie (najlepiej w punktach :) ) -nic nikomu do Waszych wyborów! Wasz świat, Wasze życie, Wasza odpowiedzialność i Wasze dylematy! To wbrew pozorom znacznie trudniejsze niż pouczanie innych, gdy samemu nie ma się czym pochwalić. Wspieram mentalnie,przesyłam dobre fluidy i przytulam- Bogusia z Doliny Baryczy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się Bogusiu, iz sie ujawniłas i serdecznie witam w imieniu swoim i męza na tym blogu. Lubimy komunikowac sie z wrażliwymi, rozumnymi ludźmi, dlatego dziękujemy za Twoje odezwanie się!:-)
      Ludzie maja prawo pisac, komentować, dzielić sieswoim doświadczeniem, postepowac po swojemu, nie rozumieć cudzego postepowania. Nie znosimy tylko nietolerancji oraz braku chęci zrozumienia nas, Bo przeciez mamy prawo myslec i postepowac jak nam serce i rozum nakazuje. Tym niemniej duzo sie od ludzi ciekawych rzeczy dowiadujemy, uczymy. Za madre spodpowiedzi jestesmy bardzo ludziom wdzięczni.
      Pozdrawiamy Cię serdecznie Bogusiu z Doliny Baryczy (alez tam u Ciebie jest pięknie!).
      Zapraszamy do dalszego czytana i komentowania oraz wspaniałej drugiej połowy lata zyczymy!:-)***_

      Usuń
  26. Podazajcie za swoimi marzenieami, bo poki one sa, to wszystko ma sens. Czytajac Twoj blog Olu, wiem, ze ta Wasza Arka tak wlasnie wyglada. Staram sie nie oceniac, nie krytykowac kazdy z nas wie jaka droge w zyciu chce obarac.
    Szanuje Was i cenie, ze pomimo wielu klopotow i trudnosci zwiazanych z zyciem na wsi, tak swietnie sobie radzicie.
    Wierszo - piosenka, wzruszajaca, a moze ktoras z blogowiczek zechce zrobic podklad muzyczny? Nigdy nie wiadomo kto do nas zaglada.
    A Wasze wspolne zdjecie na traktorku -pyrkorku, urocze:)

    Moc serdecznosci przesylam, a co w Twoim ogrodku? Pewnie wszystko rosnie jak na drozdzach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podążamy za swoimi marzeniami. To nasza wspólna droga i to jest własnie w tym wszystkim najwazniejsze.
      Dziękujemy za Twoja niezmienną zyczliwosc, serdecznosc i bliskość. Zawsze ciepło mi na sercu, gdy czytam Twoje słowa, kochana Ataner!:-)*
      Czekam aż ktos napisze muzykę do tego wierszyka. Mam nadzieje, że może być on inspiracją dla jakiegoś utalentowanego muzycznie czytelnika tego bloga!:-)
      A co do roslinek w ogródku, to nie najlepiej z powodu tegorocznej suszy. Cukinie mi marnieją. ogórki tez nie za bardzo. Tylko z pomidorów będem iec pocieche, o ile mi ich jakaś zaraza z powietrza nie zniszczy. Deszczu nam trza bardzo i odetchnięcia ot tego gorąca, bo wściec sie można. A muszyska od rana tak dokuczaja, że nic tylko muchołpapką tłuczemy a całe ich zastepy znowu wlatuja. Trzeba nowe lepy zawiesic, bo stare już całe czarne od muszych trucheł!
      Ściskamy Cię serdecznie, pozdrowienia zasyłajac gorące dla Ciebie i Twego miłego P!:-))***

      Usuń
  27. Ciesze sie bardzo, ze Wasze zycie wraca na szczesliwe tory, ze Jacus chyba wykazuje sie dobrymi manierami, i jako niepoprawna optymistka wierze, ze kozka wroci do zdrowia, a taki incydent juz sie nie powtorzy. Zycze Wam takiegi zycia jakie sobie wymarzylismy a Artenka poczestowala nas Waszymi jajkami i ochow i achow nie bylo konca! sciskam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, powoli sie u nas wszystko uspokaja, wraca spokój i usmiech a Jacus z Zuzią są nieroząłczną para i patrząc na nich czujemy sie szczęsliwi. Też mam nadzieje, że incydent z pogryzieniem kózki juz sie nie wydarzy, ale długo jeszcze nie będę mogła w tej kwestii zaufać psu. Wczoraj wieczorem na łące pasły sie kozy a Jacuś biegał w kagańcu. I bardzo dobrze ,bo widac było, że gdyby tylko mógł, znowu by biedna Brykuske capnął. Długa jeszcze droga przed nim w sprawie relacji kozio-psich. Ale postaramy sie cierpliwie go wszystkiego nauczyc.
      Ciesze sie, ze smakowały Ci Grażynko jajka od moich kurek. Ogromną przyjemnosc sprawia mi zawsze ,gdy ludzie doceniaja ich smak. Dziękuje, że mi o tym napisałaś!:-)
      Uściski zasyłam Ci pełne zyczliwosci!:-))*

      Usuń
  28. Pani Olgo jest Pani pewna, że szczenięta po Zuzi trafią do najlepszych domów pod słońcem? Że nie będą tam dalej rozmnażane? Nie zna Pani przeszłości Jacusia a chce go Pani przeznaczyć na ojca szczeniaków. A jeśli ujawni się jakaś wada i szczenięta będą na przykład agresywne? Czy najnowszy wpis Za moimi drzwiami nie pokazuje dobitnie jak dużo, o wiele za dużo jest zwierząt w tym kraju? Czy wrażliwość nie powinna obejmować też innych zwierząt niż własne? Mojej babci właśnie ktoś podrzucił kotkę z pięcioma kociętami - cud narodzin, którego nikt nie chce. Żadna fundacja nie ma miejsca na te kotki, jest przepełnienie również w schroniskach. Fundacje mają po 50 bezdomnych zwierząt pod opieką. Często kociaki są niedożywione, chorują, umierają niechciane. Czy to jest cud narodzin? Czy naprawdę w kraju gdzie bezdomnych zwierząt jest więcej niż kochających je ludzi jest sens sprowadzać szczenięta na świat? Jeśli zna Pani domy, które chętnie zaopiekują się psami to czy nie warto polecić bloga Za moimi drzwiami, żeby pokazać jakie cudne psiaki są w schroniskach? I żeby nie było, Pani Gosia nie ma ze mną nic wspólnego poza tym, że czytam jej bloga.
    Pozdrawiam serdecznie i doceniam, że Pani nie kasuje moich komentarzy a nawet je upublicznia.
    Ps. Proszę zobaczyć ile osób Panią popiera. Proszę pomyśleć ile osób rozmnoży swoje zwierzęta czytając Pani bloga. Bo będą chcieli idealnego świata, własnego raju, cudu narodzin. A piękne słowa mają dużą siłę przekonywania. Pani wrażliwość unosi tą odpowiedzialność? Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Marto! (Zwracam sie do Ciebie na "Ty", bo tak na blogu jest łatwiej i bardziej bezposrednio. Mam nadzieję, iz nie poczujesz sie tym urazona.Poza tym wydaje mi się, iz jestes osoba młodsza ode mnie a moze nawet bardzo młodą (to wynika z żarliwosci Twych wypowiedzi), dlatego jako starsza pani mam odwagę zwracać sie do Ciebie po imieniu.)
      Ja juz wyraziłam powyżej swoje zdanie. A w tekście posta napisałam przeciez wyraźnie, iz nie zdecydowaliśmy jeszcze czy pozwolimy Jacusiowi i Zuzi na załozenie rodziny.
      I jeszcze jedno. Nikogo do niczego nie namawiam. Ludzie maja swój rozum i swoje mozliwosci realizacji marzeń albo rozsądnej z nich rezygnacji. A to, co napisałam to tylko intymne dość zwierzenie a nie odezwa do narodu.
      Upubliczniam takie, jak Twoje komentarze, bo nie lubie stosowania żadnej cenzury, o ile wypowiedzi blogowe nie obrażaja nikogo czy tez nie są naładowane agresją lub bezmyslną złośliwościa.
      W Twoich słowach jest duzo troski o los naszych braci mniejszych i dobrej woli by ten los poprawić. Dobrze, że są tacy ludzie jak Ty. Jednak ja nie przepadam za zbytnim radykalizmem postaw, za narzucaniem jedynej, słusznej drogi zyciowej, za nie znoszacym sprzeciwu pryncypializmem. Prosze o tolerancje dla innych, zwłaszcza gdy Ci inni swoim zyciem i postepowaniem daja dowód, iz są dobrymi, swiadomymi tego, co robia ludźmi.
      Pozdrawiam Cie serdecznie, Marto!:-)

      Usuń
  29. Stardust, jesteś mądrą kobietą i uwielbiam Twojego bloga ale muszę Ci zwrócić uwagę - wybacz, że tutaj. Proszę przeanalizuj tę stronę a zrozumiesz o co chodzi z tym rozmnażaniem zwierząt: www.psianiol.org.pl/co_robimy/projekty/sterylizacja Jedno zwierzę rozmnożone to dziesiątki innych istnień. Nie da się tego porównać z człowiekiem. Jeden duży pies może dać nawet dziesięć szczeniaków, które dadzą kolejne dziesięć. Czy na pewno Pani Olga i Pan Cezary zajmą się nimi wszystkimi? Zważ, że zwierzęta mają ruję dwa razy do roku i rodzą więcej potomstwa niż człowiek. Pozdrawiam serdecznie! Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Marto, widzialam Twoj komentarz (ten wyzej) wczesniej i zagryzlam zeby zeby sie nie odzywac, uznalam, ze jestem w goscinie i nie powinnam sie rzadzic. Ale teraz piszesz bezposrednio do mnie to nie tylko moge, ale wypada odpowiedziec.
      Piekne to i sprawiedliwe, sluszne i zbawienne, ze tak bardzo boli Cie los zwierzat.
      Ale czy widzialas ile dzieci jest w Domach Dziecka?
      Ile dzieci gloduje?
      Ile dzieci choruje?
      Ile dzieci nie ma zabawek?
      Ile idzie glodnych spac?
      Czy bylas kiedys w Domu Dziecka, zeby niesc pomoc?
      Czy zanioslas tam jakies zabawki z okazji Mikolaja (moga byc uzywane, byle czyste i nie zniszczone)?
      Czy bylas kiedys w szpitalu dzieciecym gdzie choruja dzieci na raka i ich rodzicow nie stac na leczenie?
      Czy bardziej boli Cie los psa i kota niz dziecka?
      Czy moze sama bezmyslnie splodzilas dzieci zamiast wziac te z Domu Dziecka?
      Szlag mnie trafia jak na ochrone zwierzat domowych poswieca sie wiecej czasu, pieniedzy i uwagi niz na chorych starych czy dzieci. co oczywiscie nie oznacza, ze zwierzetom nie nalezy sie ochrona, ale bez przesady.
      Mozna by najpierw skierowac te sily, czas i fundusze dla chorych, starych i dzieci.
      Nie wiem czy czytalas wszystkie komentarze pod ostatnimi notkami na tym blogu, a jesli tak, to moze przeczytaj je jeszcze raz i z wiekszym zrozumieniem.
      Ja tez sie dziwie, ze Olga i Cezary jeszcze publikuja komentarze od anonimow, ja juz dawno te mozliwosc zlikwidowalam dzieki temu blogowanie jest glownie moja przyjemnoscia a nie anonimow.

      Usuń
  30. Stardust naprawdę moja wypowiedź nie ma sensu? Każdy zajmuje się tym do czego ma serce. Ja akurat bezbronnymi zwierzętami. Ty chorymi dziećmi lub jeszcze kimś innym. Ktoś musi pomagać zwierzętom, ktoś dzieciom. Proszę zrozum mnie, gdyby Pani Olga rozmnożyła swoją sunię tylko dla siebie to nie widziałabym problemu. Ale te szczeniaki pójdą dalej i być może będą z nich kolejne szczeniaki i kolejne. Popatrz na piramidę zwierząt, którą Ci podrzuciłam w linku. W Stanach może macie świetną opiekę dla zwierząt ale zobacz proszę teraz bloga Za moimi drzwiami. Naprawdę tutaj nie jest ok i jest o co walczyć. Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czy przyszla Ci kiedys do glowy taka swiatla mysl, zeby pozwolic innym ludziom zyc tak jak oni chca?
      Olga i Cezary nie sa ubezwalsnowolnieni, nie maja Down Syndrom oni MAJA PRAWO decydowac o tym co i jak oraz kiedy chca zrobic. Moze pomysl o tym zamiast wpychac ludziom do gardla swoj sposob na zycie.
      Od tego nic sie nie zmieni a tylko porzygac sie mozna.

      Usuń
  31. A ja wierzę, że można zmienić dużo - to się nazywa praca u podstaw. Może Państwo Olga i Cezary mają takie prawo bo prawa w Polsce jako takiego dla zwierząt nie ma a raczej jest ale woła o pomstę do nieba (bo jak sama uważasz - są ważniejsze sprawy). Na pewno nie wolno rozmnażać zwierząt niehodowlanych jeśli idą na sprzedaż. Reszty na razie ustawa nie reguluje. Być może kiedyś doczekamy się w Polsce obowiązkowego czipowania psów i kotów i kontroli ich rozrodu - ale zapewne jeszcze duuuużo wody tu upłynie. Jak jest w Stanach? Wolno tam bezkarnie rozmnażać zwierzęta? Jestem bardzo ciekawa. Pozdrawiam. M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Posluchaj, nie wiem jak jest w Stanach, bo mnie to nie interesuje ani w Stanach ani w Polsce, ani w Afganistanie czy tez innych Chinach. Jesli Ty jestes tak zywo zainteresowana tematem to moze stworzysz jakas petycje do polskiego rzadu, parlamentu, prezydenta czy biskupa (nie wiem gdzie w tych sprawach nalezy pisac) i moze ktos sie zajmie zmiana prawa i ustawodawstwa polskiego. Nie pisz prosze do Obamy, on prawdopodobnie jak ja tez oleje temat.
      Zycze milej nocy i mysle, ze na tym powinnysmy zakonczyc nasza przygodna rozmowe w goscinnych salonach.

      Usuń
  32. Tworzyłam petycje, uwierz mi. Jednego tylko nie rozumiem: skoro nie interesujesz się losem zwierząt to po co w ogóle wypowiadasz się w tym temacie: w tą czy w drugą stronę? Masz ten komfort bo mieszkasz w kraju gdzie Obama zapewnia dużo lepsze warunki zwierzakom niż nasz rząd w Polsce. To trochę na zasadzie: nie znam się ale się wypowiem ;) Widzisz, trochę Ci jednak tej naszej polskości zostało ;)
    I tak Cię lubię i Ci mocno kibicuję. Pozdrawiam serdecznie kończąc jednocześnie tę dyskusję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Badz tak uprzejma i daruj sobie to kibicowanie, takich kibicow akurat mi nie potrzeba.

      Usuń
  33. Ze względu na " awanse" ostatnio mało pisałam, ale czytałam! Was nie można nie czytać!
    Rozumiem w pełni Wasze szczęście i gratuluję Wam Waszej ARKI!
    A każda psina przynajmniej raz powinna mieć szczenięta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu, bardzo cię przepraszam, ale chciałabym słówko do Basi: Basiu, każda psina powinna mieć choć raz szczenięta? Czy mogłabyś zaglądnąć do mnie do tego posta: http://zamoimidrzwiami.blogspot.com/2015/07/pies-na-polskiej-wsi.html (U Jaworów nie da się kopiować linku, ale znajdziesz ten post pod wczorajszą datę na moim blogu). Zaglądnij tam i powiedz czy tamte "psiny" też powinny mieć choć raz szczenięta? Bo ja uważam, że powinny to mieć miskę z wodą, przyzwoitą budę, obrożę, pokarm odpowiedni dla psów, życzliwość i opiekę człowieka, a w żadnym wypadku nie powinny się rozmnażać. Czy nie wystarczy, że one wegetują w cierpieniu?

      Jeszcze raz przepraszam, Olu, ale trudno mi nie odnieść się do takiego stwierdzenia.

      Usuń
    2. Basienko! Bardzo sie cieszę, że udało Ci sie znaleźc chwilkę by skrobnąc u mnie parę słowek. Ja wiem, kochana, zapracowana istoto, jak wiele masz teraz paierkowej roboty. Życze Ci juz jak najwiecej wolnego czasu, bo przeciez wakacje, łąki, lasy i wędrówki wzywają!
      Całusy gorące zasyłam z pokropionego deszczem, pełnego ulgi Podkarpacia!:-)***

      Usuń
    3. Gosiu! Nie wiem ,czy Basia znajdzie czas, by Ci odpowiedzieć, bo ma bardzo duzo zajec teraz, ale wobec tego ja napisze parę słów, bo myslę, iz wiem, co Basia miała na mysli pisząc w ten sposób. Ja mysle zreszta podobnie. Acha, Jeszcze jedno. Basia mieszka na wsi, wiec doskonale wie, jak tam jest, jak bywa.
      Otóz uważam, że w idealnych warunkach, każda suczka powinna miec prawo do urodzenia szczeniat chociaz raz w życiu. W idealnych, to znaczy w takich, kiedy jej opiekunowie potrafia zapewnic jej oraz potomstwu włąściwą opiekę i szczęsliwe zycie. Suki, jako samice stworzone zostały przecież przez naturę własnie po to by móc się rozmnażać. Gdyby to natura rządziła, gdyby ludzie nie wprowadzili swoich praw, tak by sie zapewne działo. Ale świat jest, jaki jest. Poddany zupełnie ludziom - ich dobroci i ich złu. Czego jest więcej? Nie wiem. Wiem natomiast, że poza takimi wsiami i ludźmi, jak pokazani w Twojej smutnej relacji są też godni zaufania, odpowiedzialni ludzi i wsie, gdzie nie spotyka sie takich obrazów nędzy i rozpaczy. Aż mnie kusi zeby zrobic taki pozytywny reportaz o mojej wsi, o dobrych ludziach, którzy wspaniale opiekują sie tutaj swymi bracmi mniejszymi. Kusi, ale nie wiem czy znajde na to czas i siły, bo duzo wymagałoby to chodzenia, robienia wywiadów, zdjeć itp.
      Uściski przyjacielskie zasyłam Ci Gosiu!:-))*

      Usuń
    4. Oczywiście, Olu, masz rację. W idealnych warunkach suczka mogłaby rodzić nawet wiele razy. Cała ta "batalia" trwa właśnie dlatego, że tych idealnych warunków nie ma.
      I tak dla ścisłości ta relacja nie jest moja, tylko fundacji Dwa Plus Cztery z Wrocławia.
      Takie reporterze jaki ci się marzą, Olu, powstają cały czas. Piszą blogi dziewczyny które mieszkają na wsi i opiekują się swoimi zwierzętami z sercem i odpowiedzialnością, jak Ty, jak Jola, jak Hana, jak Tupaja, jak... Jest ich bardzo wiele, ale to wciąż kropla wśród innych opisanych w tej relacji z interwencji inspektorów ds zwierząt na moim blogu. Zresztą nie chcę na ten temat kontynuować dyskusji, przecież wszyscy to wiemy, tylko uderzyło mnie stwierdzenie Basi w kontraście do życia "szczęśliwych psinek" z tej kontrolowanej wsi. Myślę, że masz rację, Basia pewnie też miała na myśli idealny świat.
      I ja Cię gorąco pozdrawiam, Olu. :)


      Usuń
  34. A ja Wam życzę, aby nad Waszym domem przepływały zawsze obłoki dobrej pogody (piękne jest ot przedostatnie zdjęcie). Macie prawo żyć tak, jak uważacie za słuszne i nikt nie może tego oceniać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z całego serca dzikujemy Ci Arteńko za pełną zrozumienia życzliwość dla nas oraz dobre zyczenia!:-))
      Dobrej niedzieli zyczymy i uściski serdeczne zasyłamy!:-))*

      Usuń
  35. Nie było mnie tydzień. byłam w przepięknym miejscu w gospodarstwie agroturystycznym w samym środku lasu ale już jestem i włączę się dyskusji.
    Przeczytałam wasze Twoje i Cezarego posty oraz komentarze. Nie będę ukrywać że komentarze Marty i Gosi zgadzają się z moimi przemyśleniami. Rozmnażamy i powielamy cechy które wcale nie powinny być powielane. Powiem tak, bezmyślnie tak robimy.
    Ładne na zewnątrz nieładne wewnątrz, ale wewnątrz nie widać przecież, prawda że nie widać? To samo dotyczy ludzi. Bardzo dużo dzieci ma wady niewidoczne, wyglądają jak ludzie a przecież ludźmi nie są. Przy odrobinie alkoholu bestie w ludzkich skórach.
    W naturze wśród wilków i innych dzikich zwierząt, samiec wącha uważnie i nagle jeden szczeniak ginie zgnieciony w strasznych szczekach. Szok potworność straszna, ale oto zginął szczeniak którego cechy w stadzie zagroziłyby innym. Nie, nie ten który byłby zagrożeniem dla samca, bo stadem wilków przewodzi samica, ginie ten co ma nie tak z "głową", czyli z psychiką.
    Nasza sunia jest już wysterylizowana, za nic nie chcieliśmy by jej cechy były powielane, to nie tylko nasza wygoda i jej zdrowie, bo choroby związane z rodzeniem są u suk bardzo częste i kosztują mnóstwo forsy opiekunów, ale głównie ze względu na cechy.
    Zrobicie oczywiście jak chcecie bo to wasz świat i wasze decyzje, nie uważam że należy się wtrącać, ale piszecie wprost, więc włączyłam się do dyskusji jednocześnie serdecznie Was pozdrawiam prosto z lasu z leśnym oddechem. :) ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie, Elusiu, ze mozesz sie właczyc do dyskusji, skoro ją z mezem zapoczątkowaliśmy. Tym bardziej, ze jak zawsze wypowiadasz sie mądrze i ...nietuzinkowo.
      Masz rację z tą naturalna selekcja w stadzie. Człowiek próbuje imitowac nature a wychodzi mu to róznie, bo zanikł mu instynkt i czasem nie wie jak postapic. Kieruje sie wiec uczuciami, a one potrafia zwieśc. Nas z męzem uczucia nigdy do tej pory nie zwiodły i mamy nadzieje, że tak samo bedzie tym razem. Nie mamy pewności, czy Zuzia z Jacusiem rozmnoża sie. To jest w fazie przemysleń dopiero i marzeń. Jesli warunki będą sprzyjajace, to sie pewnie zdecydujemy, ale do tego jeszcze daleka droga.
      Pozdrawiamy Cię serdecznie z naszego cichego zakątka, ciesząc sie, iz miałaś tak dobry czas i jesteś juz wypoczęta i zadowolona z powrotem!:-))*♥

      Usuń
  36. Na pewno wasze decyzję będą podyktowane dobrem zwierząt :)..., tak jak do tej pory.
    Piękny post.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, Abi. Staramy sie nie robić nikomu krzywdy i postepowac tak, jak nam serca nakazuja. A takie postepowanie, jak do tej pory, zawsze na dobre sie obracało.
      Dziekujemy Ci goraco a odwiedzanie naszego bloga i za pełną zrozumienia zyczliwosć!:-))*

      Usuń
  37. pięknie napisane Olu... każde słowo.... pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam za pomyłkę u mnie - zmęczenie daje się we znaki :(
    pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że się nie gniewacie ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma mowy o żadnym gniewaniu - usmialismy sie tylko z tej niewinnej pomyłki, Basiu!
      Pozdrawiamy Cię serdecznie i dobrego dnia życzymy!:-))*

      Usuń
  38. Wiajcie ,,Jaworowi,,niech Wasza arka szczęśliwości beztrosko płynie po oceanie życia,niech zawsze bezpiecznie zawija do portów a cały zwierzyniec zgodnie trwa razem z Wami.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieśni pieśń piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost