środa, 1 lipca 2015

Historie wędrujące...







   Czasem zjawiają się w naszym życiu ludzie, którzy wnoszą swoją obecnością nowy blask, powiew świeżości, nadziei oraz nieokiełznanej swobody bez domieszki zatruwającej duszę goryczy, zwątpienia czy lęku. Pokazują inny wymiar egzystencji. Są jak uśmiech od Losu, jak znak od Opatrzności, że niespodziewanie można odnaleźć ukryty dotąd sens i osiągnąć to, co się zamierzyło czy też to, co tylko nam nieśmiało podpowiadała intuicja. Opowiem Wam teraz o takim spotkaniu.

   Ponad rok temu przyjechała w odwiedziny do Kuby i Ani – naszych młodych przyjaciół – ich dobra znajoma z Warszawy, Asia –  absolwentka wydziału grafiki jednej z warszawskich uczelni, osoba pełna wizji i wiary w ich urzeczywistnienie. Spotkaliśmy się wówczas na jakimś pogodnym, przedwiosennym spacerze i wędrowaliśmy razem wzgórzami i dolinami rozmawiając o marzeniach, planach i wspomnieniach. Ano właśnie, nasze australijskie wspomnienia odbijały się żywym echem w oczach i w sercu Asi. Dlaczego? Otóż jej wielkim pragnieniem był wyjazd do Australii a także odwiedzenie wysp Oceanii. Chciała się tam znaleźć by zbierać ciekawe historie od zamieszkujących tamże tubylców. Spisywać je i robić do tych tekstów ilustracje. A potem wozić w inne części świata, pokazywać zwykłym ludziom i zbierać kolejne opowieści. Fantastyczne marzenie, nieprawdaż?
   Szliśmy słoneczną drogą między bukowymi i brzozowymi lasami. Przyroda buchała zapachami, ciepłem i gwałtowną chęcią odżycia. Pogórze ukazywało najwspanialsze swoje uroki. Kuba z Anią i Cezarym oraz z kozami, końmi, psami Odim i Kanką oraz Zuzią wędrowali przodem. Brykuska i Popiołka skakały radośnie, jak na młode koziczki przystało, pojęcia nie mając, że za rok zostaną szczęśliwymi matkami a potem, że rozstać się będą musiały ze swymi maluchami. My z Asią dreptałyśmy coraz bardziej z tyłu, bo też coraz lepiej się nam we dwie rozmawiało. Ja w ogóle coś takiego mam, że łatwiej nawiązuję kontakt z młodzieżą, niż z rówieśnikami. Pewnie mimo siwych włosów na skroniach dusza wciąż młoda…

- Nie chcę pracować w korporacji. Życie robota nie dla mnie. Nie interesuje mnie bezpieczna stabilizacja, gromadzenie dóbr, uzależnienie od jakichś grup interesów, szefa, rodziny i tradycji. Chcę iść za głosem swojego serca! Chcę podróżować, spotykać ciekawych ludzi, uczyć się od nich jak najwięcej – szeptała z zapałem dziewczyna, patrząc serdecznie w moje oczy i szukając w nich zrozumienia oraz potwierdzenia dla swoich wyborów.
- I masz rację! – zawołałam.
- Jesteś młoda, odważna, zdrowa, utalentowana i masz szczęście żyć w czasach, gdy wszystkie granice stoją otworem. A za marzeniem trzeba iść nawet, jeśli innym wydaje się dziwaczne, szalone, naiwne czy kompletnie nierealne – mówiłam z głębokim przekonaniem, przypominając sobie jak swego czasu zażarcie starałam się o australijską wizę by wreszcie móc być z moim ukochanym Cezarym i przy jego boku odzyskać młodość i sens.
- Zawalczę więc teraz o wizę a potem spróbuję znaleźć jakąś czasową pracę w Australii – postanowiła Asia, a zerwawszy gałązkę wierzby zapatrzyła się z zachwytem w jej bazie a potem rozejrzała dookoła i zaciągając się głęboko świeżym, górskim powietrzem westchnęła:
- Pięknie tu u was… Może kiedyś ja też osiądę w domku pod lasem. Ale teraz gna mnie w świat!
- Jedź dziewczyno! Spełniaj się skoro masz w sobie tak silny zew i możliwości by realizować swe pragnienia! Na osiedlenie się gdzieś zawsze przecież będzie czas.  I proszę, pisz do mnie, Asiu. Ciekawa będę bardzo twoich dalszych losów – uśmiechnęłam się, patrząc w jej pełne światła oczy.
- Pewnie, że będę pisać. Tym bardziej, że mam do ciebie Olu prośbę… - dziewczyna zawiesiła głos a potem spojrzała na mnie z dziwną niepewnością.
- Ależ mów śmiało! – zawołałam, ciekawa czegoż może oczekiwać ode mnie ta niebywale kreatywna istota.
- Otóż potrzebuję pierwszej historii. Takiej, którą mogę ponieść w świat i pokazać ludziom. Czegoś, co ma swoisty klimat i jasne przesłanie. A słyszałam od Ani, że Ty piszesz różne rzeczy, więc chciałam prosić, zapytać, czy nie miałabyś czegoś, czym chciałabyś się podzielić… - wydusiła wreszcie z siebie i pełna emocji oblała pąsem jak dziewiętnastowieczna pensjonarka.
- Asiu! Jestem zaszczycona i zachwycona Twoją prośbą! – zawołałam spoglądając na nią pełna szczerej radości i entuzjazmu dla tego szalonego pomysłu.
- Poszukam czegoś odpowiedniego i wyślę Ci mailem a ty zastanowisz się, czy o coś takiego właśnie ci chodzi – mówiłam, dokonując w myślach błyskawicznego przeglądu swych opowiadań, wierszy i baśni. Wysyłałam je do różnych wydawnictw i nigdzie nie spotkały się z zainteresowaniem. Zwątpiłam wobec tego, czy na cokolwiek się jeszcze przydadzą. Teraz jednak była okazja by jedna z tych opowieści ożyła. Dlaczegóż więc nie dać jej i sobie szansy…?

   Wymieniłyśmy się z młodą graficzką adresami mailowymi, uściskałyśmy serdecznie i pożegnałyśmy, bo oto doszłyśmy do leśnych rozstajów dróg. Tam Asia odeszła na odległy o kilka kilometrów przystanek autobusowy w miasteczku. My zaś z z resztą towarzystwa pospacerowaliśmy jeszcze trochę po lesie a nastepnie wróciliśmy do swojego obejścia, do zwykłego, pracowitego życia. Minęło kilka dni. Wkrótce wciągnął nas wir codziennych spraw, koniecznych prac i obowiązków. Wspomnienie o niezwykłej Asi zatarło się nieco w mej pamięci. Jednak ona nie zapomniała o naszej rozmowie i niebawem napisała list ponawiając prośbę o historię mego autorstwa. Wybrałam dla niej taką, która wydała mi się w sam raz i wysłałam. Przypadła jej do gustu. Niedługo potem dostałam na swoją pocztę propozycję wykonanych przez Asię ilustracji. Delikatnych, subtelnych, czarno-białych, rysowanych pracowicie cienkopisem, oddających wspaniale baśniowy klimat mej opowieści. A następnie ta pozytywnie zwariowana dziewczyna spełniła swe marzenie i naprawdę wyjechała do Australii, skąd co jakiś czas słała do mnie radosne listy relacjonując pokrótce najciekawsze wydarzenia.

   Minął rok. I znowu Asia pojawiła się w naszych stronach. Właśnie dobiegała końca kolejna wiosna. Właśnie pożegnaliśmy się na zawsze z koziołkami. Będąc w dość niewesołym nastroju kończyłam pasteryzowanie czerwonego jak krew truskawkowego dżemu.  Cezary spał w sypialni obok, usiłując odpocząć trochę po uprzedniej, przerywanej nerwowymi snami nocy. Zamyśliłam się, zawieszając wzrok na obrastającej w coraz gęstsze listowie naszej stareńkiej lipie. Lipie, której wielu znajomych nie dawało żadnych szans na przeżycie a przecież trwała mimo wszystko wciąż się zieleniąc i czekając na swój kolejny lipiec oraz kwietne spełnienie. Westchnęłam i pokuśtykałam do ogrodu na nogach wciąż obolałych po niedawnym wypadku samochodowym, słysząc z dala podniecone poszczekiwanie Zuzi. Szybko przeszłam obok pochylonej trześni. Byle nie patrzeć na wciąż widoczną pod nią, bordowo krwistą plamę…To wyrastające na środku podwórka drzewo, to tak słodkie dotąd, pełne ciepłych marzeń i zamyśleń miejsce utraciło dla mnie swoją niewinność. Nabrało innego, bolesnego znaczenia. Przysłoniłam oczy dłonią, bo słońce zaświeciło mi prosto w twarz. Usłyszałam jakieś głosy. Zobaczyłam tuż za bramą dwa duże, znajome psy – Odiego i Kankę. A od strony lasu zbliżali się ku mnie ich opiekunowie, młodzi, dawno nie widziani goście – Ania z Kubą oraz Asią. Towarzyszył im poznany w kraju kangurów sympatyczny globtroter Damian.

   Asia przywiozła niezwykłe wieści. Otóż spełniła swoje wielkie marzenie. Miała możliwość pracy z Aborygenami. Na prowadzonych przez siebie zajęciach uczyła ich różnych technik plastycznych a od nich dowiedziała się wiele ciekawych rzeczy o życiu, ich historii, marzeniach i traumach. Zebrała wiele cudownych, aborygeńskich opowieści. Spisała je i dodała do nich swe ilustracje. Podróżowała z nimi po Australii a także po krajach Oceanii pokazując je ludziom na wystawach, piknikach i w prywatnych, serdecznych spotkaniach. Moja skromna opowieść także była wśród nich. Przetłumaczona na język angielski i wydrukowana na szlachetnie chropowatym, czerpanym papierze. I oto teraz ta wspaniała dziewczyna siedząc w naszej kuchni wręczyła mi ją opowiadając, jak bardzo spodobała się ona pewnej mieszkance Bali. Spójrzcie na poniższe zdjęcie, na którym wyspiarska, ciemnoskóra kobieta o imieniu Wayan, trzyma w ręku moją opowieść. Właśnie tę historię wybrała z kilkunastu zebranych przez Asię. Właśnie w tej opowieści odnalazła kawałek swojej duszy. Jestem tym naprawdę wzruszona, przejęta, zdumiona. To dla mnie niesamowite wiedzieć, że cząstka mnie była tak daleko. Że to, o czym napisałam, może znaleźć odbicie w sercu kogoś tak egzotycznego jak Wayan. No i jeszcze, iż najbardziej szalone, baśniowe wręcz wizje mogą się spełnić, jeśli bardzo się tego chce i usilnie działa albo jeśli na naszej drodze stanie osoba, która uwierzy i pofrunie za swymi marzeniami, zarażając nas przy okazji swoją odwagą i entuzjazmem.



   Asia nie zamierza na tym poprzestać. Teraz zajmie się pracą by zarobić na kolejny wyjazd do ukochanej Australii. Potem chce podróżować w inne części świata. Dotrzeć aż do Ameryki Południowej. I wszędzie zbierać ciekawe opowieści od zwykłych ludzi. Ożywiać je swymi pięknymi, baśniowymi grafikami i wędrować dalej i dalej omijając wszechobecny świat ogłupiających, masowych mediów czy też zapchanego różnymi śmieciami Internetu. Chce być kimś w rodzaju współczesnej bajarki. Dawać głos prostym, lecz pełnym marzeń ludziom. Łączyć ich delikatną, szlachetną niteczką magicznego zrozumienia. Może i Wy kiedyś spotkacie na swej drodze tę niesamowitą dziewczynę? Może zauważycie gdzieś w parku, czy na skwerze wywieszone na drzewach kartki z niezwykle ilustrowanymi opowieściami z dalekiego a przecież całkiem bliskiego świata…?


                                                                           * * *
   I jeszcze po raz ostatni wspomnę o koziołkach. Czy pamiętacie moje opowiadanie grozy pt. „Tamburyn”? Czy mogłabym pisząc je przewidzieć, że los moich zwierząt będzie tak podobny, jak kóz z tamtej historii? Otóż ze skór białego Gucia i srebrno - czarnego Landrynka powstaną instrumenty muzyczne. Nasz młody przyjaciel Kuba potrafi robić takie rzeczy. Potrafi też pięknie na przeróżnych instrumentach grać, budząc w sercu wzruszenie i zadumę..
   A choć marne to pocieszenie, to jednak dobrze wiedzieć, iż mimo wszystko będą jeszcze rozbrzmiewać po świecie niewinne, koziołkowe głosy. Będą wędrować w niezmierzone oddale ich dusze zaklęte w muzyce małych, kolorowych bębenków…


52 komentarze:

  1. Post o Asi - świetnej dziewczynie, dla której ograniczenia są tylko wytworem wyobraźni, a ja i tak widzę tylko koziołki przy drzewie z poderżniętymi gardłami. Dlatego nie mam zwierząt hodowlanych, dlatego nie chcę jeść mięsa. Nie mogłabym przeznaczyć na śmierć zwierzęcia. które sama przyjęłam na świat, obserwowałam jak rośnie. Nie mogłabym.
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja myslałam, ze nie mogłabym...Dotąd tak mysle i właściwie wciąz nie dowierzam, że stało się to, co sie stało. Ale sie stało. Choć zrobilismy wszystko, co w naszej mocy by nie musieć ich zabijać, to niestety, ostatecznie bylismy do tego zmuszeni. I tak dobrze, ze nie musielismy robic tego sami a znalazł sie zyczliwy człowiek, który uwolnił nas od tego potwornego, katowskiego obowiązku. Mam straszliwe poczucie winy, smutek w sercu, które wciaz boli i pewnie długo będzie bolało, ale...Takie jest, takie tez bywa zycie na pieknej, sielskiej na pozór wsi.

      Usuń
  2. Olu jak zwykle Twój post wzrusza i porusza..a więc wcale się nie dziwię, znając Twoje pióro z postów, że gdzieś tam , w odległej Australii ta kobieta , akurat wybrała Twoje opowiadanie. Gratulacje. Cieszę się razem z Tobą . Mój ostatni post jest właśnie o marzeniach. Cóż mogę dodać...realizujmy marzenia z całych naszych sił!!!! Nie można z nich rezygnować choćby nie wiem jak wydawały się nierealne.
    Sciskam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marzenia to coś, co napędza nasze życie. Gdy gasną marzenia, gasniemy my. gdy jakis smutek czy zmartwienie strasznie przytłoczy wydaje sie, ze marzenia już nigdy nie wrócą, że świat odwrócił się do nas plecami. Na szczęście czas leczy rany i wreszcie okazuje sie, że po nocy pojawia sie niesmiało świt. Życie bywa bolesne, i Ty o tym dobrze wiesz Jolu, ale tak już widocznei musi być. Poza tym bólem są przecież dobre chwile, dla których warto żyć i cieszyc sie zyciem.
      Ściskam Cię mocno i dziękuję za ciepłe słowa!*

      Usuń
    2. Niech bólu i cierpienia będzie już tylko minimalnie bo ostatecznie nie da się go wykasować, takie życie..dlatego żyjmy pełni marzeń i realizujmy je koniecznie
      Ale upały!! Brrr ...

      Usuń
    3. Tak, pogoda niby piekna, ale upał straszliwy. Zwierzeta nie mogą się paść. Rosliny schna. Róże zółkną!
      Ściskam serdecznie!

      Usuń
    4. trzeba jakoś to wytrzymać....ponoć tak ma być do czwartku... biedne zwierzaki....my sięgamy po jedzenie do lodówki a tu , proszę trawa wysycha..ach dowiaduję sie tyle z blogów, Twoich i innych o życiu na wsi:):
      Ściskam
      Ja , miastowa kobieta:):

      Usuń
    5. Mam nadzieję, ze od czwartku popada, bo latanie z konewkami na grządki to męka!
      Pozdrawiam Cię ja - wiejska obecnie kobieta!:-)

      Usuń
  3. A nie bylo mozliwosci gdzies dalej, poza gospodarstwem, a nie pod czeresnia? Ja wiem, to takie zaklinanie rzeczywistosci, takie zaslanianie oczu, jak dziecko, ktore kiedy samo nie widzi, wierzy, ze nie jest widziane. Ale mimo wszystko...
    Podziwiam ludzi, ktorym zadna przeszkoda niestraszna w osiaganiu celow i realizacji marzen, ja zawsze wszystkiego sie balam, bylam zachowawcza i asekurancka, a przyszlosc widzialam w dosc ciemnych kolorach, a poza tym malo w siebie wierzylam. Moze na skutek malej wiary we mnie moich rodzicow?
    Dlatego wielki szacun dla Asi, ktora nie oglada sie na przeciwienstwa, jest odwazna i konsekwentna. Daleko z tym zajdzie, nie to co ja.
    Sciskam bardzo serdecznie :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie było mozliwości Aniu.
      Tak, ja tez podziwiam odwaznych, wierzących w swe marzenia i uparcie dążących do nich ludzi. Tacy przeważnie cos osiągają, nie słuchając cudzych, nie zawsze zyczliwych opinii i podcinającej skrzydła krytyki.
      Warto iśc za marzeniem. Na to nigdy nie jest za późno. Ale trzeba też czasem zrobić też cos wbrew sobie.Bo nie da sie inaczej. Takie jest życie.
      Mam nadzieje, że zyci Asi będzie cudownie wolne, radosne i pełne dobrych uczunków oraz ludzi. Zasługuje na to jak najbardziej.
      I my ściskamy mocno, mocno!***

      Usuń
  4. Piszesz budząc emocje, wzruszając prowadzisz czytelnika przez swój świat tak, jakbyś szła obok.
    To wielki dar, całe czas mam nadzieję, że wkrótce uda Ci się wydać papierową wersję "Pod tym samym niebem" a potem tomik poezji, a potem powieść, którą pewnie od dawna masz prawie gotową i tylko czeka na napisanie. To tak na początek.
    Przesyłam serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę emocjami, uczuciami. Ta opowieść dojrzewała we mnie i czekała na czas aż będę mogła o tym napisać.Gdy przerózne niteczki, na pozór mało mające ze sobą wspólnego splotą sie w jeden, zaskakujący ścieg.
      Nie wiem, czy uda mi sie kiedykolwiek cos wydać, ale wyznam Ci Klarko, że chyba pomału przestaje mi na tym zależeć. Ta moja historia przez świat wędrujaca dzieki Asi cieszy mnie bardzo. I może to wystarczy, bo to i tak dużo!W tym jest jakas wzruszająca magia i tajemnica. Kto i gdzie czyta teraz moją opowieść...?Gdzie ona jeszcze zawędruje?Jestem tu i jestem tam - w mojej wędrującej historii...
      Serdecznie Cie pozdrawiam Klarko i dziękuję za tyle zyczliwych słów!*

      Usuń
  5. I to dopiero siła, wewnętrzny napęd pewność że w dobrym kierunku idę.
    Wzruszona jak zwykle jestem Twoim tekstem Olu, życie takie jest ale też i jest inne. O czym wiesz i z czego przecież czerpiesz silę, prawda?
    A i podpisuję się pod słowami Klarki. :)
    Cieple uściski w pierwszy lipcowy dzień. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak! W Asi jest siła, głebokie przekonanie, wewnętrzne światło i dobro. Bardzo sie cieszę, że mogłam poznać tak pozytywna, dającą nadzieję i wiarę w urzeczywistnianie marzeń osobę.
      Życie na wsi bywa przepiekne, ale i okrutne. To sa dwie strony medalu. Trzeba by nie miec zwierząt by uchronic sie przed doswiadczaniem tak cięzkich sytuacji. Cierpienie jest i bedzie, bo przecież miłośc, każda miłosc wiąze sie z bólem rozstania, któe wczesniej czy później przychodzi. Tak jest i na wsi i w mieście. Takie jest zycie.
      Ściskam Cię Elusiu serdecznie w ciepły wieczór lipcowy!♥

      Usuń
  6. podziwiam takich ludzi jak Asia.....
    i takich jak Wy...
    zdeterminowanych aby żyć w zgodzie z samymi sobą nawet przeciwko całemu światu i jego trudnościom ... :)
    Tulę serdecznie :*********

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo przeciez jedno zycie sie ma i trzeba je przezyć w pełni. Doświadczać wszystkiego, co jest częścią zycia. Wybiegać naprzeciw marzeniom. Ale i z pokorą znosić niemożności, próbując doceniać to, co sie ma.
      Wszystko jest takie kruche. Każda chwila moze decydowac o tym co z nami będzie. Czy będzie jakieś dalej.
      Co poniesiemy w sercu. czy więcej w nim będzie chmur, czy słońca. Najlepsza byłaby równowaga, ale o nią własnie najtrudniej.
      Serdecznosci gorące zasyłam Ci kochana, mądra dziewczyno!*******

      Usuń
  7. Zdumiewające i poruszające spotkania. Twoja opowieść zatoczyła krąg wracając do Ciebie ubogacona o nową opowieść. To takie optymistyczne. A bolesne konieczności też mają słodko gorzkie brzmienie. Uściski serdeczne zasyłam pod lipę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No własnie, opowieść zatoczyła krąg. Kilka opowieści splotło sie w jedno. Dziwne to wszystko. Ale tak widocznie miało byc. Słodko-gorzko.
      Jak dobrze, że na naszej drodze staja dobrzy, szczerzy, pełni pasji i pogody ludzie.Życie jest pełne niespodzianek I tych dobrych i tych złych. Oby dobrych było więcej!
      Serdeczne mysli zasyłamy Ci, Krystynko!*

      Usuń
  8. i dla mnie zdumiewająca i poruszająca opowieść. Spotkanie ludzi łączących pokrewieństwo duszy.....

    Cieszę się i doceniam, że udało mi się trafić do Was w sieci. W prawdziwym życiu mogłoby to nigdy nie nastąpić.

    Bardzo podoba mi się post, wywołał we mnie różne pozytywne emocje, pozdrawiam serdecznie i ciepłe myśli posyłam A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mogłam poznac Asię i że pojawiłą sie w moim zyciu znowu w czasie, gdy potrzebny był mi bardzo jakis znak od Losu, ze może być dobrze, że marzenia sa, zyja i będą mimo wszystko...
      Cieszę się, ze lubisz tu przychodzic Alis. Ja też bardzo się ciesze twoimi odwiedzinami.
      Pozdrawiam Cie ciepło!*

      Usuń
  9. Piekna historia. Lubie takich ludzi jak Asia, ludzi, ktorzy potrafia isc za glosem serca, wierze, ze jej sie powiedzie i jeszcze nie raz bedziesz miala okazje o niej napisac Olu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę sie, ze podoba Ci sie ta historia, Star. Dobrze, że istnieją takie historie, które dają pocieszenie, ukazujac jasną stronę zycia i ludzi, którzy potrafią marzyć i realizować swoje pragnienia, obdarzajac przy okazji innych swoją pogodą.
      Ciekawa jestem dokąd zawędruje jeszcze Asia, jakie marzenia sie w niej wyzwola. oby los, zdrowie i w ogóle życie pozwoliło jej na nieskończoną, radosną wędrowkę i odkrywanie piekna drzemiacego w tym świecie oraz w napotkanych ludziach.
      Pozdrawiam Cię ciepło z upalnej Polski!*

      Usuń
  10. Opowieść o Asi, Wayan i Twoim opowiadaniu, cudowna, mająca moc przenoszenia gór! Od takich opowieści bardziej chce się żyć.
    Co do koziołków, to zdecydowaliście się na szokującą dla mnie inicjację. W jakimś sensie ta decyzja była czysta i pozbawiona hipokryzji. Ten Wasz brak obłudy podziwiam i szanuję, ale poza tym, to Boże chroń mnie, chroń, żeby ta strona świata nigdy nie weszła w moje życie ...
    Ściskam Cię Oleńko i nieustannie życzę żeby spełniły się słowa Klarki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do spotkania z Asią, to jest to jedno z tych cudownych spotkań, które nigdy by sie nie wydarzyło, gdybym tu nie zamieszkała. Podkarpacka wioska bardziej zahacza o świat, o więcej daje niz mieszkanie w mieście.Mam szczęście poznawać tutaj fantastycznych ludzi, co zadziwia mnie, pociesza i wzrusza.
      A co do koziołków, tak... to była szokująca, bardzo bolesna inicjacja. Stad te moje smutki, gorzkie zamyslenia, niemoznośc pisania o radosnych sprawach chociaz one są, ale przez kurtynę cierpienia trudno sie im przebic.
      Mam nadzieje, ze nigdy wiecej nie będę już doświadczać takich rzeczy. Za duzo bólu kosztuje mnie to mleko, którego mam teraz w nadmiarze...na Podkarpaciu nie ma zbytu na kozy. Tutaj podchodzi sie do nich po gospodarsku, to znaczy bez przywiązywania się do nich, roztkliwiania sie i przejmowania ich losem. Jesteśmy na tym tle wyjątkiem, dziwacznym wyjątkiem. Teraz zapłącilismy gorzką cene za naszą uczuciowosć, Ale inni byc nie umiemy, Na nic próby racjonalizowania tego wszystkiego...
      Pozdrawiam Cię serdecznie, Madziu!*

      Usuń
  11. Piękna historia i serce rośnie, że są jeszcze tacy młodzi, ideowi i odważni. Oby było ich jak najwięcej.
    Podziwiam odwagę zmierzenia się z problemem koziołków. Ale nie chcę wyobrażać sobie ile cierpienia kosztuje Cię ta odwaga.
    Ja jeszcze nie jestem na to gotowa. I chyba nie będę... Dzisiaj kolejny koziołek został wykastrowany, a drugi zostaje koziołkiem do reprodukcji dla dwóch niespokrewnionych kózek. Nie ma na takie podejście do hodowli żadnego wytłumaczenia. Jestem raczej
    " trzymaczem" kóz a nie hodowcą. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Andziu - to jest wielkie cierpienie, zadra w sercu i wina. Nie moglismy jednak postapic inaczej. Nie trzeba było brac kóz, bo wziąwszy skazaliśmy siebie i kozy na to ,co sie stało. To są kochane zwierzęta, sama o tym wiesz i człowiek sie przywiązuje jak do psów. Zazdroszczę wiejskim gospodarzom przedmiotowego podejścia do zwierząt gospodarskich. To wiele by ułatwiło. Z drufgej strony, gdybym miała takie obojętne dla ich uczuć serce, nigdy nie doswiadczyłabym tyle radosci z obcowania z nimi, z obserwacji ich przeróznych zachowań, z pieszczot, ze wzroku pełnego ufnosci, ciekawości, radosci...Nie odkryłabym ich świata. Jednak ceną za to odkrycie był ból, gdy musiałam zmierzyc sie z rozwiazaniem problemu koziołków. Oby nigdy więcej...
      Pozdrawiam Cię życzliwie, Andziu!*

      Usuń
  12. Olu, bardzo chciałabym poznać Ciebie osobiście, pogadać o wszystkim i o niczym, oj byłoby, było...
    Ta młoda dziewczyna...chciałabym, żeby mój syn był taki konsekwentny.
    Co do koziołków...na szczęście jeszcze nie musiałam tego zrobić i miejmy nadzieję, że nigdy nie będę. Też jestem beznadziejną hodowczynią i hipokrytką pod tym względem, ale na starość nie będę się zmieniać. Pozdrowienia, Renata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedys nasze ściezki przetną się, Renatko. Wszystko na tym świecie jest mozliwe. A na razie jest blog, rozmowa tutaj, odnajdywanie własnych uczuć w uczuciach innych ludzi. Zresztą zauważ, że w realu bywa tak, ze nie odkrywamy swych uzuc tak szczerze, jak w Internecie. Wszystko zalezy od ludzi, z którymi mamy do czynienia. jesli z góry wiemy, ze nie zrozumieja, ze my z Marsa a oni z Księzyca, to po co ...?
      Życze Ci z całego serca by Twój syn odnalazł swoją ścieżkę i umiał z niej nie zbaczać mimo przeciwności. Oraz tego byś nadal mogła hodować kozy, nie musząc podejmowac takich decyzji, jakie my musielismy podjąć.Nikomu nie zycze takiego bólu.
      Pozdrawiam Cię ciepło!*

      Usuń
  13. Oleńko,
    Twoja opowieść przemierzająca świat, czytana i rozumiana przez tak różnych ludzi i tak do nas podobnych. Opowieść o opowieści przerobiłaś w następną historie i jak zwykle udało Ci się! : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, jak dużo uczuć, jak duzo opowieści człowiek nosi w sobie. jednych bolesnych, innych pełnych nadziei. takie jest zycie...Nie do przewidzenia. czasem pokazują sie ukryte dotad sensy a innym razem pozostaja pytania bez odpowiedzi. Ciesze się Łucjo, ze mogłam poznac tak pozytywną osobe jak Asia i że moja historia dzieki niej gdzies tam wędruje i zyje. I że koziołki nie przepadły tak do końca. Będa w tych instrumentach. To piekny hołd dla nich, jakieś ocalenie ich cząstki mimo wszystko, ale i nadal mysli o tym bardzo bolesne...
      Pozdrawiam Cie gorąco, Łucjo!*

      Usuń
  14. Przeczytałam Twój wpis po południu i... nie mogłam się pozbierać, nie wiedziałam, co Ci napisać. Na pewno zrobiliście, co w Waszej mocy, żeby tego kroku uniknąć. Nie udało się, nie Wasz wina. Pewnie tak powinno się postępować: chcesz mieć kozie mleko, musisz zabijać koziołki. Jednak wielu z nas chce mieć mleko, nie obciążając swojego sumienia... Ja też "trzymam" owce i kozy, mam w tym roku "tylko" trzy baranki i chyba jeden zostanie z nami, a dla jednego mam już dom zaklepany. Mam nadzieję sprzedać owieczki. I na tym "mam nadzieję" bazuję... ale może się nie udać... i co wtedy?
    Bardzo Wam współczuję, a nawet podziwiam, za odwagę i prostolinijność, za przyjęcie odpowiedzialności na siebie... a jaki to ciężar, nawet nie chcę sobie wyobrażać.
    A "historia wędrująca" przywędrowała do Ciebie w najlepszym momencie. Jako pocieszenie, spełnienie, słodycz której tak teraz potrzebujesz.
    To wspaniała, budująca historia, wręcz "hollywoodzka" w swoim pozytywnym przesłaniu ;) Cudowna i magiczna. Nie jestem pewna, czy jej nie wymyśliłaś ;-)))
    Ściskam czule, Oleńko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Inkwi, Asia przybyła do naszego gospodarstwa nazajutrz po usmierceniu koziołków. Byłam wtedy jak ścięta. Łzy sie ze mnie wylały a ulga, która powinna przyjsc nie przyszła...Ja w napieciu, w zmartwieniu zyłam juz od dawna - troskając sie wciaz o los zyjących jeszcze koziołków, pragnąc rozwiązania ich problemu a jednoczesnie obawiając sie tego dnia, gdy to sie stało. I stało sie. I to nie było jak wyrwanie zęba. Coś sie rozwiązało, ale w sercu zamieszkał nowy ból pełen smutku, zalu, poczucia winy, grozy życia. A tu jakby z innego, nie zbrukanego złem świata przyszła Asia wraz ze swoimi dobrymi wiesciami. Ja nawet nie umiałam sie wtedy nimi cieszyć. Bo mi serce skamieniało. Potrzebowałam czasu by ta radosć, dobro płynące ze spotkania z nią doszło do mnie. W końcu byłam w stanie to opisac i wiem, że brzmi to wszystko tak fantastycznie, ze aż nierealnie. Jednak takie rzeczy zdarzają się. O dziwo, zycie potrafi byc też cudowne, radosne i pełne nadziei.
      Sprawa koziołków wciaz jednak jątrzy...
      Obyś nigdy, kochana dziewczyno, nie musiała doswiadczać tego, co było moim udziałem. Niech dobro tryumfuje, niech obcowanie ze zwierzetami nadal przynosi Ci więcej radosci niz cierpienia. Chociaz to cierpienie jest nieodłaczne przeciez...Jesteśmy dla naszych zwierząt prawie jak bogowie. One nam ufają. Strasznie jest to zaufanie zawieść. oby nigdy więcej...
      Ściskam Cię mocno!***

      Usuń
  15. Jak to dobrze, ze w naszym zyciu pojawiaja sie tak niespodziewanie osoby, ktore sprawiaja, ze nasze skrzydla sie podnosza.
    A marzenia...
    "Człowiek bez marzeń jest jak drzewo bez kory"
    Pozdrowienia serdeczne dla Was Olenko :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie to piekne o tej korze, Orszulko! Chyba rzeczywiscie tak jest - bez marzeń, bez nadziei więdniemy, zasuszamy się, obumieramy w nie dajacej satysfakcji rzeczywistości. A gdy sieskrzydła wreszcie unoszą zycie wydaje sie nzowu tak piękne, tak pełne obietnic i sprzyjających pradów powietrznych.
      Ściskamy Cie serdecznie, kochana dziewczyno i wspaniałej, mocnej kory na Twym drzewie zyczymy!****

      Usuń
  16. Kochana Olu. Tak dobrze rozumiem Twoje odczucia. Ja też z tych co "znają Józefa" jeśli chodzi o zwierzęta. Mamy tylko kurki a i tak koguty mają u nas dożywocie co nie raz komplikuje sprawy. Niezmiennie jestem zachwycona Twoim opisem rzeczywistości. Zbierz, je Olu w książkę. I życzę Ci byznalazł się wydawca.
    Serdecznie Was pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ci znający Józefa " są jak rodzina rozumiejących się, czujących sie mocno ludzi, którzy nawet bez słow potrafią pojąc ogrom cudzych smutków czy tez radosci. Pisząc tego bloga trafiłam na grono takich własnie osób, za co jestem bardzo wdzieczna losowi. Jakze inaczej pisałoby się, gdybym spotykała sie tu z niezrozumieniem czy potepieniem. Pewnie bym zamilkła...A tak mam wrażenie, że jestem w gronie przyjaciół i nie musze sie bać, udawać czegoś w imię obowiązującej poprawności politycznej.
      Rozumiem, co to jest nadmiar kogutów w gospodarstwie. Najbiedniejsze są w tym wszystkim kurki - zameczane przez seksualne zapedy pierzastych panów. Nie wiem, czy potrafiłabym zaciąc je osobiście...Pewnie gdyby nie Cezary, to do tej pory chmary grzebieniastych, pełnych agresji kogutów biegałyby po naszym ogrodzie.
      Pozdrawiamy Cię z ogromną zyczliwościa, Iwonko!*

      Usuń
  17. Podziwiam Ciebie i Anię za wasze pasje i gratuluję Ci Olu, że w swoich historiach wędrujesz w świat i koziołkom, że bedą wiecznie żywe w muzyce, czyż można piękniej dokonać żywota, nad to jak się pięknem zostaje dla innych na wieki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mysle, ze koziołki będą w ten sposób żyć o wiele dłużej, niz zyłyby jako zwykłe kozły.Jest to jakies pocieszenie dla mnie, choc wiem, iz musi minąc czas bym przestała cierpieć z powodu ich odejścia. A historie? Los je pisze, miotając nami w rózne strony i budząc w nas tyle uczuc, ze aż przelewaja się z nas nieraz radosnym czy też smutnym strumieniem...
      Pozdrawiam Cię ciepło, Basieńko!***

      Usuń
  18. Bardzo mi przykro z powodu Koziołków... Tak czułam... :(... Podziwiam Cię, ja nie potrafiłabym podejmować takich decyzji... Wiem, że bardzo Ci z tym ciężko, więc przytulam.
    Historia Asi piękna :)!...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Historia Asi jak z bajki. Ale i tak bywa w zyciu. Jakze ono bywa zaskakująco - pozytywnie i negatywnie też. Bo tak to jest, ze w zyciu trzeba sie czasem przymusic takze do podejmowania strasznych decyzji. Jak człowiek wykorzysta wszystkie szanse i do muru przyparty, to nie da sie inaczej.
      Dziekuję Lucynko, za zrozumienie i tkliwość!***

      Usuń
  19. To ten surowy, okrutny nieledwie, aspekt ludzkiego życia. Pewne decyzje podjęte są przez naturę niejako za naszymi plecami.
    Łatwo jest mówić, że "to nie ja", wszak świat to system naczyń połączonych. Większość z nas konsumuje mięso, a spora część pije mleko kóz. Wszyscy mamy w tym swój udział. Jak też go nie mamy, ponieważ tak nas stworzono.
    Trzymaj się Oleńko i ufnie patrz w przyszłość. Niech już nigdy coś takiego Cię nie spotka***.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam sie z Toba Errato. W zasadzie to tylko weganie moga mieć czyste sumienia - całą reszta chcąc nie chcąc uczestniczy w procederze sztucznej hodowli i związanego z nią koniecznego, niestety, usmiercania. O pewnych sprawach lepiej po prostu nie mysleć.
      W naturze dzikie zwierzeta same siewzajemnie eliminuja - nie ma problemu nadmiaru samców. To tylko człowiek zaburzył to wszystko i takie są teraz konsekwencje.Skoro podejmujemy sie hodowli, musimy podjąc sie wszystkiego, co ona z soba niesie choc jest to gwałt na psychice, rana na sercu, smutek, że nie da sie uciec przed potwornymi koniecznościami. Mam teraz bardzo dużo koziego mleka, ale jakos mało mnie to cieszy...
      Errato. każdy Twój komentarz płynie z głebi duszy, Widać, jak duzo widzisz, rozumiesz, odczuwasz. Dziękuję!***

      Usuń
  20. Olu puść koziołki, puść je nie trzymaj!!! One mają prawo do kolejnych wyborów. Gdy je trzymasz płaczem i bólem stoją obok Ciebie, nie idą dalej, kręcą się dookoła was i staną się dokuczliwe, to Twoje poczucie winy je trzyma. Powiedz im dziękuję i puszczam was idźcie tam na was czekają. Puść je proszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elusiu, już je uwalniam, staram się...To sa tylko już takie momenty, ze serce sie znowu ściska i popłakuję, ale to pojawia sie coraz rzadziej. Czas gładzi wszystkie bóle i człowiek powoli przywyka, godzi sie. Jesli jest gdzieś kozi raj niech idą tam szczęsliwie i niech nie maja do nas zalu,...♥

      Usuń
  21. Jestem tak wzruszona tym co napisalas, ze nie jestem w stanie napisac cos sensownego. Rycze jak bobr, Olu! Wzruszlyla mnie historia dziewczyny podazajacej za swoimi marzeniami, historia Twojej basni ktora trafila do kobiety z Bali.
    Koziolki mnie rozwalily na lopatki, nawet nie jestem w stanie wyobrazic sobie co czujesz, przytulam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwny jest ten świat...Przydarza sie na nim tyle dobrego i tyle złego. Wszystko sie przeplata. Radości i smutki. Łzy pozytywnego wzruszenia i szarpiącego serce cierpienia. Przez wszystko trzeba jakos przejsć. Każde doswiadczenie przyjąc jako konieczna naukę.To nasze zycie. Innego nie będzie. Nie zagubić marzeń, nie zagubic uczuć.
      Już się uspokoiłam wewnętrznie, Ataner kochana. Nie martw się. Czas koi wszystko. Przyszło zrozumienie, pogodzenie, nowe sprawy.Lato, gorace jak piekło lato trwa. Czekamy na ochłodzenie i deszcz. My i nasze zwierzęta.
      Pozdrawiam Cię serdecznie!***

      Usuń
  22. Awesome work.Just wanted to drop a comment and say I am new to your blog and really like what I am reading.Thanks for the share

    OdpowiedzUsuń
  23. No i zawiązała się przyjaźń mam nadzieję,że na lata a koziołków żal.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nigdy mi tamten żal nie minie, a co gorsza - dodają sie kolejne żale...

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieśni pieśń piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost