sobota, 3 maja 2025

Nic dwa razy...

 


Nic dwa razy się nie zdarza – westchnęłam wspiąwszy się na wieżę w Krzywczy. Był pogodny, lecz dość wietrzny, majowy dzień a ja stałam na szczycie metalowej konstrukcji i rozglądałam się dokoła szukając podobnych wrażeń i doznań jak w lutym, kiedy to pierwszy raz wspięłam się na to miejsce. ( link do lutowej wyprawy na wieżę)



   Wówczas wymagało to ode mnie sporo odwagi i uporu. W chłodny, lutowy dzień wieża zaskoczyła mnie swoją wysokością, uczuciem lekkiego chybotania i niepewności a jednocześnie zachwytu nad bezmiarem widoków wokół, nad niezwykłym wrażeniem znalezienia się na samym szczycie świata. Oszołomiła i oczarowała poczuciem, iż jestem niby śmiały i hardy orzeł, że mogę wszystko, że nie mając skrzydeł lecę, frunę wolna od wszelkich trosk i znowu młoda, gdzie tylko oczy poniosą...






   Nie dziwota zatem, iż poczuwszy wtedy coś tak mocno postanowiłam sobie, że jeszcze kiedyś powtórzę ten wyczyn. Na przykład wiosną, gdy zmienią się kolory natury a pogórzańskie pejzaże nabiorą nowego wyrazu. Dlatego kiedy tylko czas, pogoda i samopoczucie pozwoliły wybraliśmy się znowu z Cezarym do niedalekiej Krzywczy. Ciekawa byłam tego, co zobaczę, co poczuję, gdy znowu znajdę się na tych niesamowitych wysokościach. Czy będzie lepiej, gorzej a może po prostu zupełnie inaczej, niż uprzednio?






   I cóż. Było zdecydowanie inaczej. Wspięłam się szybko, bez najmniejszych wahań i lęków. W try miga znalazłam się na górze, mijając po drodze innych turystów jak ja złaknionych silnych wrażeń. Pierwsze co dostrzegłam to ogromne, szybko przemieszczające się po niebie chmury, które zasłaniając słońce mocno zacieniały wiele obszarów widocznych w dole. Mimo to barwy wiosennej zieleni prezentowały się jaskrawo, wręcz oślepiająco. Pola, krzewy i drzewa w dole mieniły się melanżem wielu odcieni zieloności, żółci i złota. Natomiast srebrna nitka Sanu była ledwo dostrzegalna. Przez specyficzne światło tego dnia brakowało jej wyrazistych konturów i głębi. A do tego gęste korony drzew skutecznie ją zasłaniały. Nawet wyraźnie zielony zawsze most na Sanie teraz jakby wyblakł i zdawał się jasnoszary.




- Wiosna coś daje, lecz coś też zabiera. Jak każda pora roku, życia. Tak jest. Tak być musi – szepnęłam w nagłym zrozumieniu.




   Wiosenny, pachnący świeżością i ściętą trawą wiatr szarpał moimi włosami bezustannie wciskając je do oczu i ust. Pewnie podobnie miotał konarami okolicznych drzew i chaszczy. Pogratulowałam sobie decyzji o zostawieniu czapki z daszkiem w samochodzie, bo jak nic szalone wietrzysko by mi ją z głowy zdmuchnęło. To zdanie się na siłę powiewów nie było jednak ani przykre ani straszne. Dawało sporo przyjemnej swobody i ochłody, ulgi po niedawnej jeździe w zbyt mocno nagrzanej puszce naszego samochodu. Postałam więc jakiś czas na najwyższym podeście wieży a potem zbiegłam w dół z taką prostotą i pewnością, jakbym nic innego w życiu nie robiła, jak tylko po takich krętych i ażurowych, wiodących w przestworza schodkach biegała. I nie, nie wynikało to z polepszenia mojej kondycji fizycznej, bo z nią jest ostatnio nie najlepiej, ale raczej z uczucia pewności i braku obaw przed zejściem z tych wysokości. Proces wejścia i zejścia wydał mi się łatwy. Zaskakująco łatwy...



   Zdumiało mnie to i ucieszyło a jednocześnie rozczarowało, bo choć tego pragnęłam, to nie udało mi się znaleźć w sobie tamtej lutowej ekscytacji i dumy z własnego wyczynu, a do tego oszołomienia i wzruszenia takiego, jak wtedy.



Ale przecież nic dwa razy się nie zdarza. W pałacu strachów w lunaparku też tylko za pierwszym razem człowiek ma dreszcze na całym ciele. Potem już wie, czego się spodziewać – pomyślałam znowu.



- A choć wieża taka sama i pejzaże wokół spektakularne, to aura zupełnie odmienna. I ja też chyba trochę inna, niż wtedy. I we mnie też coś się zmieniło. Może coś zgasło, coś się przesunęło, jakiś obłok zakrył kawałek nieboskłonu..?



- Wiosna coś daje, lecz coś też zabiera. Jak każda pora roku, życia. I stale coś się kończy, choć coś się też zaczyna – powtórzyłam znowu z ledwo uchwytną tęsknotą za tym, co przesłoniła właśnie chmura nieustannie toczącego się naprzód czasu. Przez chwilę trwało we mnie lekkie uczucie żalu, ale potem naszła mnie myśl, że chociaż nic dwa razy się nie zdarza, to przecież wciąż dookoła wyrastają wieże, na które można się wdrapać A jeśli nawet nie wyrastają, to koniecznie trzeba je samemu dla siebie budować. Wyznaczać jakieś cele. Chociażby wcale nie tak wysokie. Jakiekolwiek. Byleby tylko się człowiekowi chciało wspinać...



40 komentarzy:

  1. Spektakularna wycieczka, spektakularne wejście na wieżę- podziwiam!- i takie widoki. A to wszystko ujete w tak poekne slowa, i filozofia w tym taka przystepna. Brawo. Z wielką przyjemnością przeczytałam wpis i lecę już na Google mapa zobaczyć, gdzie byłaś...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Lucy!:-) Okolice tutejsze są piękne a wciąż do końca niepoznane. Zatem zdarza się, iż wyruszamy, gdy ocknie sie w nas duch wędrowców...
      A co do filozofii zawartej w opowieści o wchodzeniu na wieżę. Tak, myślę, iż ważne jest to wchodzenie dla samego wchodzenia. Choć i mnie nie zawsze sie chce a z wiekiem coraz mniej...

      Usuń
  2. Brawo dla Ciebie!!! Ja juz na takie wieze patrze tylko z dolu:))) W ubieglym tygodniu przejezdzalismy blisko takiej, popatrzylam tylko w milczeniu, bo widoki byly na pewno przepiekne zwlaszcza, ze bylo to w okolicy zwanej 1000 jezior. No coz, tak jak napisalas, wszystko sie zmienia i mija... taka kolej zycia.
    Dziekuje za piekne zdjecia 💕💕

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciało mi się wejść ponownie na tę wieżę. I cieszę się, że dałam radę wejść, że pozwoliło mi na to ciało, które też już nie zawsze działa tak jak bym chciała. Człowiek czuje, że rdzewieje, że coś mu sie pomału zacina. Więc póki jeszcze jest jako tako - wchodze ,działam, walczę sama ze sobą. A to dotyczy i fizycznosci i psychicznosci. Bo i ją łapie rdza, niestety...
      Ale widoki piękne i cieszę się, że mogłam sprawic Ci radosć Marylko!:-)♥

      Usuń
  3. Masz rację Olu, byleby się chciało wspinać. Co do wrażeń to cóż, te pierwsze są jedyne w swoim rodzaju. Gdyby było inaczej to zrobiłoby się nudno. Zdjątka jak zwykle przepiękne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby się chciało, bo z wiekiem chce sie niestety coraz mniej...
      Fajnie, że zdjęcia Ci się spodobały!:-)

      Usuń
  4. Wow, cóż za widoki. Chociaż od samego patrzenia na te kręte schody może się zakręcić w głowie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widoki rzeczywiscie spektakularne. A schody kręte. Ale mozna się do nich o dziwo przyzwyczaić. Pozdrawiam Cie takze!:-)

      Usuń
  5. Wspaniała ta wieża. Ja jednak "w try miga" nie weszłabym na nią, bo mam ostatnio kłopoty z sercem. Tym bardziej Ci zazdroszczę.... no i gratuluję z całego serca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serce ma swoje prawa. Ono jest najważniejsze. Na szczęście serce pozwala nam tak wiele czuć i współodczuwać bez koniecznosci wspinaczki. Ot, chociażby dzieki zdjęciom, filmom, ksiązkom, muzyce...Pozdrawiam Cię najserdeczniej, Stokrotko.

      Usuń
  6. Ja jeżeli już miałabym wchodzić na wieże, to wolę jak nie ma schodów tylko ślimakowe podejście po płaskim. Teraz nastała pora na zieleni, lub bordowych kolorów. Przyroda śpieszy się , żeby zakwitnąć wydać owoce, lub tylko nasiona by na przyszłą wiosnę znowu cieszyć oko. Pozdrawiam wiosennie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, teraz pora obfitej, wieloodcieniowej zieleni. A po każdym deszczu jeszcze tej zieleni więcej. Jest pięknie. Cieszmy sie tym, póki trwa.
      Pozdrawiam serdecznie, Olu!:-0

      Usuń
  7. A ja mam odwrotnie, za każdym razem ekscytacja jest, choć inna, i juz po zejściu z wiezy chce sie wspinac ponownie, by znów oczy nasycić, bo świat z góry jest za każdym razem inny, raz pod chmurami, raz w słońcu, nawet wiatr zmienia doznania. Piękne widoki, a wrażenia bezcenne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, za każdym razem ekscytacja jest inna. Ważne jest by w ogóle cokolwiek czuć. By nam nie zobojętniało i by nam się chciało chcieć. To jest najwazniejsza rzecz!:-))

      Usuń
  8. Pamietam jak wchodzilas na wieze pierwszy raz, bylo zimno, wchodzilas przejeta, moze zaniepokojona, pamietam ze podziwialam Cie, pokonalas te niezliczone schody, kreta wspinaczke az dotarlas do szczytu. Teraz tak swobodnie, szybko dotarlas na gore,...podziwiam widoki, jest tam przepieknie, taka ogromna przestrzen, tak duzo zieleni. Podziwiam ze takie piekne zdjecia zrobilas, a co dopiero widziec to naprawde.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy za pierwszym razem spowalniała mnie niepewność, obawa, samo uczucie tej ogromnej wysokości. Teraz wiedzac już czego sie spodziewać czułam sie o wiele pewniej a więc mogłam wchodzić i schodzić szybciej. Ale widoki dokoła nadal są przepiękne, choć te zimowe podobały mi się bardziej ze wzgledu na ich wyrazistosć, na biały kolor Sanu stworzony przez kry i śnieg. Dobrze jest przez chwilę poczuć sie jak ptak!:-))

      Usuń
  9. Taka refleksja jest potrzebna. Tak, każdy dzień ma inne zmartwienia i inne radości...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Basiu. Każdy dzień jest inny. I my też sie zmieniamy...

      Usuń
  10. Aż mi się miękko w nogach zrobiło jak spojrzałam na zdjęcie tych zakręconych schodów.
    Piękne widoki, dla nich samych warto było się wspiąć.
    I przyszła mi taka refleksja jak zawsze po przeczytaniu Twojego wpisu, że każdy ma taką wieżę na którą warto się wspiąć żeby spojrzeć na świat z innej strony. Zobaczyć go nie z pozycji mrówki, ale ptaka może orła nawet 🤔🤗
    Tiaaaa....orłem ci się Haniu czknęło , ot taka sobie filozofia mrówki Oluś 😄
    Pozdrawiam pomajówkowo serdecznie i słonecznie 🌅🏞️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I mnie za pierwszym razem robiło się dziwnie, gdy wspinałam się na tę wieżę. Teraz już było znacznie łatwiej, choć nadal ciekawie. Bo te widoki warte są wspinaczki na pewno.
      Tak, dobrze jest czasem zmienić perspektywę patrzenia na rzeczywistość, na życie, na siebie. Wyjść ze swoich starych kolein i zobaczyć cos wiecej, spróbować poznać wiecej, osiągnąć coś nowego. To człowieka rozwija, poszerza mu nie tylko horyzonty, ale i nie pozwala sie tak szybko zestarzeć.
      I ja pozdrawiam cię serdecznie i z uśmiechem, Hanko. Dzień tutaj chłodny i deszczowy, ale nic to. I takie dni są potrzebne!:-))

      Usuń
  11. Jak to dobrze znowu zobaczyć bliskie strony, mieszkałam w Przemyślu przez 30 lat, ale na wieży w Krzywczy nie byłam, wydaje mi się , że wtedy jeszcze jej nie było.Piękne widoki , serce mi szybciej zabiło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wieża została zbudowana dopiero w tym roku. A jej oficjalne otwarcie miało być chyba właśnie w maju (ma być obok jakaś infrastruktura, typu parking i toaleta, maja przybyć jacyś oficjele). Mimo to mnóstwo osób tam przyjeżdża i półlegalnie sie wspina.Bo sama wieża sie nie zmieni - jest gotowa. A widoki wokół oszałamiające.Brakowało takiego miejsca w pobliżu. Jest jeszcze druga wieża w Pruchniku, ale jeszcze tam nie byliśmy. Pozdrawiam Cię Jasmino!:-)

      Usuń
  12. Majowa zieleń tyle ma odcieni😯!!! Ale pewnie i jesienią jest tam cudnie i może tam wtedy wbiegniesz dla nas 💚.Te kręcone schody nie dla mnie, od samego patrzenia na zdjęcia kręci mi się w głowie. 💙

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie i jesienią będę miała chęc by sie tam wspiąć. Wszystko będzie zależało od czasu i samopoczucia.
      A póki co cieszmy sie wiosną, nawet tak chłodną teraz i deszczową. Pozdrowienia serdeczne ślę Ci Krystynko!:-)

      Usuń
  13. A mnie ta wieza jakos nie pociaga swoim widokiem, zbyt kanciasta taka, przypomina troche lancuch DNA i kojarzy mi sie z ... medycyna niezdrowia :)) Ale widoki z gory przepiekne i warte uwienczenia 😍 I zobaczenia! Wszystkiego dobrego Olu . Kitty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podzielam Twoje zdanie, Kitty. Sama wieża nie jest specjalnie urodziwa. Ot, masa żelastwa. Ale bycie na tej wieży daje sporo doznań, no i widoki wokół warte wspięcia sie na nią. Gdybym umiała się wspinać na wysokie drzewa albo fruwać, to bym sie na tę wieże nie wspinała. A tak cieszę się, że jest wieża taka jaka jest.
      Uściski serdeczne śle Ci Kitty i takze samych dobrych rzeczy życzę!:-))

      Usuń
    2. No wlasnie Olu, szkoda ze umiemy wspinac sie na czubki wysokich drzew :)) A wiesz , ze ja dopiero wczoraj spojrzalam na mape, zeby dokladnie zobaczyc , gdzie to jest i eureka! Nie wiedzialam, ze Pogorze Dynowskie znajduje sie na samiuskim koncu i rogu Polski! 🙈Jakos myslalam , ze jest jakby posrodku naszej poludniowej granicy. No wstyd. Usciski dla was 🥰 Kitty

      Usuń
    3. Na samiuśkim końcu to są Bieszczady! Ja jestem między Przemyślem a Rzeszowem, ok. 100 km od Bieszczad.
      Buziaki serdeczne!:-))

      Usuń
  14. A byliście na nowej wieży nad Pruchnikiem? Tam, jak wieje wiatr, to wieża wręcz wibruje i gra, buczy, raz cieniej, raz grubiej, w zależności od siły wiatru. Pogórzańskie widoki zacne, wszędzie nam się podoba, bo zapuszczamy się i na Dynowskie, urocze przysiółki, wąskie drogi, nieoczekiwanie strome, zagajniki brzozowe i stare lasy. Jeszcze nie byliśmy na tej wieży, bo my zawsze z psem. Pozdrawiam serdecznie Maria z Pogórza Przemyskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, Marysiu. Jeszcze tam nie byliśmy, choć mam nadzieję, że w koncu sie wybierzemy, bo z tego, co piszesz- warto. Dla widoków a nawet dla tych wibrowań i buczeń!:-))
      Pogórze Dynowskie jest pełne uroku, specyficznego klimatu i przestrzeni. I wciaz jest tyle do zbadania!
      Pozdrawiam Cię serdecznie!:-)

      Usuń
  15. 37,5 m, na zdjęciu wydaje się taka nie za wysoka, ale w realu to co innego...
    Niby nie mam lęku wysokości, ale też za wysoko to jeszcze nie byłam, to trudno do końca powiedzieć. Świetnie że macie taką atrakcję, bo poza widokiem to jeszcze ćwiczenia ruchowe... Pozdrawiam Cię serdecznie 💞

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Basiu. W realu to co innego. Ta wysokość, gdy stoi się na szczycie robi wrażenie - choć za drugim razem mniejsze, niż poprzednio, bo człowiek to taka "ptica", co szybko sie do wszystkiego przyzwyczaja....
      Pozdrawiam Cię serdecznie życząc dobrego weekendu!:-))

      Usuń
  16. Ja jak mówię mam tylko dwa kolana i muszę o nie dbać. Tak, że wieże ze schodami już odpadają dla mnie. Jedynie jak trafię na platformę spiralną to wchodzę. Wystarczy, że mam w domu 32 stopnie do pokonywania tam i z powrotem co najmniej z dwa, trzy razy dziennie. A widoki rzeczywiście są bardzo często obłędne. W naszym rejonie są cztery wieże murowane z dawnych lat, a teraz odremontowane i są atrakcją. Niestety nie obeszło się żeby nie powycinać trochę drzew. Pozdrawiam wiosennie chociaż ździebko zimnej wiosny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, o kolana trzeba dbać - oraz o inne części ciała. Każdy sam wie najlepiej, która część ciała jest u niego najdelikatniejsza i która wymaga oszczędzania. Jednak wiedza swoje a porywy serca swoje. Zatem i tak czasem bywa, że porywamy sie z motyką na słońce. Nawet za cenę późniejszych dolegliwosci.
      Pozdrawiam serdecznie w ten zbyt zimny, choc nadal piekny maj!:-)

      Usuń
  17. Witaj majową sobotą Olgo
    Widoki z wieży do pozazdroszczenia. Ja z moim lękiem wysokości miałabym problem z wejściem na górę. Jednak obietnica takich widoków mogłaby by mnie zmobilizować.
    Pozdrawiam przygotowaniami do wyjazdu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Ismeno. Myślę, że czasem warto przezwyciezyc swoje lęki. Tym większa radosć i satysfakcja potem.
      Pięknego urlopowania Ci życze Ismeno!:-))

      Usuń
  18. Nie każdy jest w stanie wejść na taką wieżę, a że za drugim razem nie ma tej ekscytacji - no cóż, wszystko może spowszednieć, nawet wysokie wieże. Ostatnio, w majowy weekend też się na taką wspięłam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda - wszystko może spowszednieć, stracić znaczenie i blask. Nie tylko wieże. Obyśmy w życiu wciąz chcieli podejmować jakieś wyzwania, oby nam się chciało chcieć.
      Też sie wspięłaś? Brawo, Lidko!:-)

      Usuń
    2. Tak, na Śnieżniku :)

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni absurd afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czarny humor czas czekolada czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolęda kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lektura lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słodycze słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg śpiew środowisko świat światło świeta święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiadomości wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wieża wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wybory wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw wzruszenie zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost