Zdarzają się tu niezwykle
rzadko takie dni, gdy wspaniałe światło budzi Pogórze a kilka godzin później znowu
objawiając swą zapierającą dech w piersiach urodę kładzie je też do snu pośród równie
oszałamiających kolorów. Zaś między wschodem a zachodem toczy się zwyczajny, zimowy,
przesycony słonecznym blaskiem dzień. Ostatnio dość często można napawać się w
naszych okolicach słońcem. Jest tak jakby świat uwolnił się nareszcie z oparów
dusznej, oblepiającej wszystko mgły. Jakby po dniach ukrywania się w ciemnej
studni cudem wydobył się na powierzchnię i przejrzał na oczy. Co jest źródłem i
powodem owej mocy światła? Czy to możliwe, iż zakwitła jakaś nowa nadzieja,
gdyż przyszła pora na odrodzenie sił żywotnych i otwarcie jakiegoś nowego
rozdziału w dziejach? Czy to światło współgra z nastrojem wielu ludzi odważających
się myśleć w sposób bardziej niż dotąd optymistyczny? Zauważających, iż pewien
złowrogi cień zawłaszczający dotąd ziemię zaczyna blednąć, rozmywać się i w
jakimś stopniu tracić swą moc? Nie wiadomo…Być może to tylko ja łączę ze sobą
tak naprawdę nie mające ze sobą żadnego związku zjawiska. Może te powiązania
tworzy tylko moja nazbyt wybujała wyobraźnia oraz idealistyczne patrzenie na
rzeczywistość? Wszak większość z nas uważa, iż słońce sobie a życie ludzkie
sobie. A jednak my ludzie chcemy być i w pewien sposób jesteśmy częścią natury.
Jest w nas mrok i światło. Jest dobro i zło. Jest wiara i zwątpienie. Jest
ciepło i chłód. Jest biel i czerń oraz mnóstwo innych odcieni. Wszystko to przenika
się wzajemnie. Tworzy nas i nasz nastrój. I nic nie trwa wiecznie. Coś się kończy,
coś zaczyna…Tak samo jak w przyrodzie.
A wracając do
wczorajszego dnia…Światło wschodu a potem zachodu było tak intensywne, tak
wyjątkowe a niebo tak przesycone żywymi, ekspresjonistycznymi barwami, że wydawało
się, iż to jakiś specjalnie zorganizowany pokaz magiczny. Pokaz siły i piękna,
który zdawał się zapraszać by w nim uczestniczyć, by podpiąć się do niego i całymi
garściami czerpać zeń ową niesamowitą, ekstatyczną wręcz energię. Bez obaw zatem
przyłączyłam się do źródła owej energii i natychmiast obudził się we mnie zachwyt,
niedowierzanie, wzruszenie i wdzięczność. To oszałamiające widowisko zagrało na
najczulszych, najbardziej wrażliwych strunach duszy muzyką nie do zapomnienia…Nie
jestem w stanie podzielić się w Wami wielością wszystkich uczuć jakich
doznawałam podczas tego spektaklu czarownych barw i blasków. Mogę tylko pokazać
zdjęcia, które nawet w połowie nie oddają wszystkich tych cudów widocznych
wczoraj i odczuwanych wszystkimi zmysłami. Mogę też przyrównać moje wczorajsze doznania
do udziału w przebogatej, pełnej najwspanialszych smaków i aromatów uczcie. A gdy już najedzona i błogo rozleniwiona
miałam zamiar wstać od stołu wówczas niespodziewanie pojawił się na nim ogromny,
czekoladowy tort z wiśniami a do tego kryształowy kieliszek pełen buzujących
wesoło bąbelków szampana….
Skoro zdarzają się takie chwile, takie dni, to myślę, że życie naprawdę potrafi być piękne, zaskakujące i cudownie nieprzewidywalne. To wszystko zdarzyć się może. I wszystko zdaje się po coś. W takich momentach znika wrażenie bezsensu, smutku czy zagubienia. Światło przemawia w swoim własnym języku. Wlewa się w człowieka nie tylko oczami, ale wszystkimi porami skóry. A jeśli tylko udaje się ów język choć w małej części pojąć, wówczas na sercu niczym baśniowy motyl przysiada uczucie radosnej ulgi zaś na ustach zakwita uśmiech...Ach, ten motyl. Pojawia się nagle i tak samo nagle znika...
Z przyjemnością przeczytałam. Słońce to nadzieja.
OdpowiedzUsuńI dla mnie słonce uosabia nadzieję, zwłaszcza teraz - zimą...
UsuńTe piękne kolory to znak że w bardzo wysokich warstwach atmosfery pojawiły się pozdrowienia od wulkanów. Sorry że mła tak przyziemnie ale wiesz jaka jestem - przyczyna i skutek. Pozdrowienia od wulkanów nie muszą być koniecznie złe. ;-D
OdpowiedzUsuńWulkany? I dobrze! To znaczy wolę, że te kolory to sprawka wulkanów, które są przecież częścią natury, niż np. działalności człowieka typu chemitrails, podejrzane mgły, dymy i zanieczyszczenia.
UsuńPozdrowienia, Tabo!:-)
Zdjęcia zjawiskowe, a twój opis poetycki w wyrazie i świadczący i niezwykłej wrażliwości.
OdpowiedzUsuńPodobne spektakle obserwować można w wielu miejscach, ale trzeba być daleko od miasta.
To zadziwiające, ile kolorów ma niebo!
jotka
Grzechem byłoby nie robienie zdjeć, gdy widzę takie cuda dookoła. Jeśli w przyszłosci przestanie mnie to zachwycać i ruszać i gdy zamiast wyjsc na dwór z aparatem pozostane w domu, machając ręka na to wszystko, wtedy chyba znaczyć to będzie, że całkiem źle już ze mną!:-)
UsuńPrzepiękne widoki. Aż zapierają dech w piersiach :)
OdpowiedzUsuńI ja byłam zachwycona!:-)
UsuńPrzepięknie piszesz,czytanie i oglądanie sprawia przyjemność..Ewa.
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuje, Ewo!:-)
UsuńMasz to szczescie ze mieszkasz w 'country' jest przestrzen, natura jest z Toba codziennie, budzisz sie i masz piekny wschod slonce, a wieczorem piekny zachod. Ludzie w miastach zapominaja ze slonce wschodzi i zachodzi, a widoki to wiezowce czy rozne inne konstrukcje.
OdpowiedzUsuńTwoje zdjecia piekne i rzeczywiscie swiatlo ciekawie przebija sie przez te wszystkie kolory.
To prawda, Tereso. Mieszkam z dala od miast. Prawie nic nie zaburza mi tu piękna czystej natury. Mogę obserwować ją o każdej porze dnia i nocy - bo i nocą bywa przepięknie, zwłaszcza zimą. A wiec korzystam z tego pełna piersią i chodzę, oglądam, robie zdjecia. A potem dziele sie swoimi zachwyceniami na blogu!:-)
UsuńChwile odczuwania wszechogarniającego dobrostanu. Na przekór wszystkim codziennym przeszkodom. Znajdujemy te momenty w zwariowanym czasie.
OdpowiedzUsuńTak, Sarando. I błogosławione są takie chwile, właśnie dlatego, że takie rzadkie a świat coraz dziwaczniejszy...
UsuńPrzecudowne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńDzięki, Kocurku!:-))
UsuńCzarowne słoneczne lśnienia... Na nizinie, ani nawet na terenie falistym , jak u nas, aż takich cudów nie uświadczysz. Samo złoto 🙂
OdpowiedzUsuńTak, Basiu. Zdarzają sie tu takie czarowne lsnienia i feeria barw. Do częstych, cudnych wschodów słonca już przywykłam, ale tak spektakularne zachody zdarzają sie tu o wiele rzadziej - a do tego tego samego dnia, co bajeczny wschód!:-)
UsuńPieknie, po prostu przepieknie tam u Ciebie/Was. To prawda, ze mieszkajac w miescie czlowiek nie ma okazji widziec takie piekno natury. Ja mieszkam w centrum wsi, co prawda niewielka to wies ale jednak zabudowania nie pozwalaja na takie widoki. Co prawda jest tu sporo zagajnikow ale to nie to samo. Jesli chce zobaczyc cos takiego jak Ty przedstawiasz na swoich zdjeciach to musze wyjechac chocby 10 km od domu.
OdpowiedzUsuńI to jest OK ale wieczorem bo rano..... hmmm.... a kto by mnie obudzil????
Ja jestem nocny Marek, ide spac ok. polnocy ale tez wstaje ok. 9tej - ot urok zycia emeryta:)))
Tak, Marylko - bywa tu przepieknie. Co doceniam ruszając sie stąd na jakieś wycieczki po okolicach. Okazuje się, że tu, za płotem mam najwspanialsze cuda. Nie trzeba nigdzie jeździc w ich poszukiwaniu!:-) Choć wycieczki sam w sobie lubię!:-)
UsuńTy jesteś sową a ja skowronkiem. Dla mnie wczesne poranki to najlepsza pora dnia a po zmroku najchętniej zaraz poszłabym do łóżka!:-))
Sowa i skowronek - super, slowem z nas dwoch mozna zrobic jednego normalnego czlowieka:))))
Usuńcokolwiek normalnosc oznacza w dzisiejszych czasach.
UsuńDziś normalnośc to najbardziej poszukiwany stan rzeczy. I miejmy nadzieję, że odnajdzie się i da nam wszystkim trochę ulgi od obowiązujących idiotyzmów.
UsuńNajfajniejsze jest to, że sowa i skowronek moga byc sobie bliskie. W końcu co ptasie, to ptasie Nikt nam nie wmówi przecież żeśmy ni to ptaki ni to robaki!:)))
Wspaniale to wygląda. U mnie też kilka dni wcześnie rano niebo płonęło. Nie przypominam sobie kiedy takie zjawiska były. Zachody tak, ale poranki to raczej nie. Zła byłam, bo nie mogłam robić zdjęć, mimo że wstawałam wcześnie ale głowę miałam zaprzątniętą innymi sprawami związanymi ze zdrowiem i nie myślałam o braniu aparatu. to też chętnie obejrzałam Twoje zdjęcia i poczytałam jak zwykle takie poetyckie słowa. Pozdrawiam niemal wiosennie każdy poranek słychać wiosenne trele ptasie.
OdpowiedzUsuńTak, Olu. Nie zawsze ma sie siłę, czas i nastrój na robienie zdjeć. Człowiek czasem jest zaprzątnięty ważnymi sprawami i musi im podołać, bo nikt inny tego za niego nie zrobi. Na szczęście piękne wschody i zachody będą sie zdarzac aż do końca świata, wiec zdązymy je obfotografować, ucieszyć sie nimi do syta!:-)
UsuńChwila wiosennej aury jak na razie minęła. I znowu przyszedł czas chłodów a nawet mrozów. To normalne o tej porze roku. Grunt żeby zdrowie było. Życzę Ci go zatem z całego serca!:-))
Też ostatnio miałam okazję oglądać coś tak pięknego. Może w mieście nie wyglądało to tak spektakularnie, ale i tak cieszyło oczy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWszędzie mozna podziwiać cuda. Trzeba tylko patrzeć!
UsuńPozdrawiam serdecznie!:-)
Witaj początkiem lutego Olgo
OdpowiedzUsuńNiestety w mieście takie widoki nie są często nam dane. Ja mieszkam na ostatnim piętrze, więc czasem uda mi się spojrzeć na takie niebo. Ale gdzie mu do Twojego. Chociaż żyjemy pod tym samym, chociaż oddalonym niebem...:)))
Pozdrawiam coraz jaśniejszym dniem
Witaj, Ismeno!
UsuńTak, już luty. I wraz z nim wróciło zimno a nawet mróz. "Idzie luty - podkuj buty." Pewnie sprawdzi sie to porzekadło i tym razem.
A niebo zdaje sie tym piekniejsze, im mniej cywilizacji wokół. Choc na szczęście i w mieście mozna czasem podziwiać jego piękno.
Pozdrawiam Cię porannie!:-)
Światło czyni cuda, zwłaszcza zimową porą. Uwielbiam złotą godzinę, więc zdarza mi się w kapciach wyskoczyć w śnieg, żeby utrwalić jakiś obraz, który czasami trwa przez moment.
OdpowiedzUsuńMam tak samo, Basiu! W kapciach na śnieg!:-))
Usuń