środa, 23 lutego 2022

„Zupa nic” na pociechę…

 




   Widziałam niedawno zabawny a jednocześnie rozrzewniający film, którego obejrzenie chcę Wam polecić. Jego akcja toczy się w epoce słusznie minionej, czyli socjalistycznej. Coraz częściej jednak, patrząc na to, co się dzieje w Polsce i na świecie mam wątpliwości czy rzeczywiście minionej. Myślę nawet, że chyba to co ma miejsce obecnie jest o wiele gorsze i groźniejsze ( bo ubrane w szaty poprawności politycznej oraz pozory demokracji) niż owe proste i siermiężne czasy PRL-u, które odchodząc do przeszłości pozostawiały w ludziach nadzieję, że na zawsze żegnamy ich mroki i niedostatki a oto teraz  nareszcie wkraczamy w wyśniony i wielobarwny, wspaniały świat kapitalizmu… Oj, naiwności ludzka! O tempora, o mores! Ech! Jaki jest koń, każdy widzi i nie mam zamiaru pisać teraz o tym, co jest, ponieważ chcę i muszę trochę od tego odpocząć, wyrwać się z oparów dusznego przygnębienia oraz nabrać odrobiny optymizmu i ochoty do życia. Tym bardziej, że u nas po kilku dniach odwilży za oknem znowu zrobiło się biało...



   Wracając zatem do owego filmu…Nosi on tytuł „Zupa nic” a jego reżyserem jest Kinga Dębska (jej innym znanym dziełem jest „Moje córki krowy”). „Zupa nic” opowiada historię przeciętnej rodziny próbującej sobie jakoś radzić w trudnych realiach PRL-u. Mnóstwo tam humoru, chwytających za serce wspomnień, charakterystycznych zachowań i obyczajów, które dla dzisiejszych dwudziestolatków są niezrozumiałe i abstrakcyjne, natomiast dla pokolenia obecnych 50 latków i starszych  były czymś zupełnie naturalnym i normalnym. Pamiętamy wszak starania o talon na samochód albo o kupno jakiegokolwiek kompletu wypoczynkowego. Wielogodzinne stanie w kolejkach pod sklepami, bo może coś rzucą. Jeżdżenie na handel na Węgry. Odpakowywanie z nabożeństwem paczek z zagranicy. Kartki na podstawowe produkty spożywcze. Marzenie o szamponie pachnącym bananami. Pragnienie wyrwania się z szarzyzny…To tylko jedna strona medalu. Drugą były o wiele częstsze i intensywniejsze, niż dzisiaj bezpośrednie kontakty międzyludzkie. Siła i energia w ludziach, którzy potrafili być szczerzy, zapobiegliwi, cieszący się byle czym, bawiący się byle czym…Każdy z nas, rzecz jasna, mógłby wymienić swoje „za i przeciw”, bo każdy po swojemu przeżył tamte czasy. Czasy młodości, za którymi coraz częściej się ckni i do których miło zajrzeć człowiekowi po latach aby odetchnąć od tego, co jest. Choćby na chwilę…I taką właśnie chwilę daje nam w swym filmie Kinga Dębska. A piosenka, którą słychać już podczas napisów końcowych świetnie oddaje przesłanie filmu.

 

 tekst: Artur Andrus, muzyka : Łukasz Borowiecki, śpiewa Monika Borzym i Artur Andrus

 Zupa nic

 Może się wtedy miało mało

 Nie pozłacało się złota złotem

 Ale jak wtedy się kochało

 To się kochało też potem

 Wyprawy aż na antypody

 Szklarskie Poręby i Gdański Wrzeszcze

 I zupy nic najsłodsza słodycz

 I wiara w ludzi i jeszcze

 Złości, radości, szczęścia i biedy

 Znaki na ziemi, ślady na niebie

 Trzeba mieć w życiu swoje wtedy

 Do oglądania się za siebie

 Widziało się pół świata z dachu

 Zimy zimniejsze, lata gorętsze

 A jak się chciało dziki zachód

 Siadało się na półpiętrze

 Miało się w domu flakon z różą

 I co innego się wtedy śniło

 Mieszkania były mniejsze dużo

 Ale się wszystko mieściło

 Złości, radości, szczęścia i biedy

 Znaki na ziemi, ślady na niebie

 Trzeba mieć w życiu swoje wtedy

 Do oglądania się za siebie

 Może się wtedy miało mało

 Ale się trochę wzruszeń uzbiera

 A to co się zapamiętało

 Daje nadzieję na teraz

 Bo tak jak wtedy można w lecie

 Patrzeć jak spieszą się motyle

 Teraz to takie wtedy przecież

 Tyle że jeszcze za chwilę

 Złości, radości, szczęścia i biedy

 Znaki na ziemi, ślady na niebie

 Trzeba mieć w życiu swoje wtedy

 Do oglądania się za siebie

 Złości, radości, szczęścia i biedy

 Coś do stracenia, coś do zdobycia

 Trzeba mieć w życiu swoje wtedy

 Bez tego wtedy nie ma życia…

 


   Tak…Uważam, że wspaniale jest móc przenieść się w czasie, odnaleźć dawnych siebie, dogrzebać się do ukrytych na dnie serca skarbów dobrych wspomnień. Wszak jesteśmy sumą tego, co było, tego, co jest i będzie. Składamy się z wielu cegiełek. Dużą radością może być odnajdywanie w sobie zapomnianych już tropów, wzruszeń, porywów serca…Trzeba czasem dać się znowu czymś zauroczyć, odmłodzić, rozbawić, rozśmieszyć. Pocieszyć się taką niewinną, sentymentalną podróżą. Ugotować bieda - zupę nic, słuchając piosenek z dawnych lat. Rozśpiewać, roztańczyć duszę dawno niesłyszanymi a tak dobrze kojarzącymi się melodiami, co to przyczepiają się do człowieka niczym rzep do psiego ogona, dlatego musi nucić aż do zachrypnięcia albo znudzenia jakiś "Dom wschodzącego słońca" Animalsów  albo „Jolka, Jolka pamiętasz” Budki Suflera... Czy macie swoje ulubione utwory muzyczne z tamtych peerelowskich czasów? Chętnie utworzę poniżej taką naszą nostalgiczną listę przebojów, żeby ten rzewny, ciepły nastrój nie rozwiał się za szybko. Żeby otulał nas swą pogodą, słodką tęsknotą i uśmiechem w chwilach wlokącego się, lutowego czekania na prawdziwą wiosnę…


 

   Moją propozycją do posłuchania na początek jest "Dziewczyna o perłowych włosach" węgierskiego zespołu Omega.

 

Marytka zaproponowała posłuchanie "Wspomnienia" w wykonaniu Czesława Niemena oraz piosenek  zespołu"The Beatles"


 

 

Pies w Swetrze zaproponowała posłuchanie piosenek Urszuli, Ireny Santor i Czerwonych Gitar

 




 Basia zaproponowała posłuchanie "Słodkich fiołków" Sławy Przybylskiej oraz "Wymyśliłam Cię" Ireny Jarockiej



 

P.S

Film "Zupa nic"można obejrzeć za darmo np. pod tym adresem: https://govod.tv/

Trzeba sobie założyć tam darmowe konto (przy pomocy swego maila). Wybór filmów jest w tym miejscu ogromny!  Dostępne są one od poniedziałku do piątku Jednakże w weekendy filmy na serwisie https://govod.tv/ stają się dostępne tylko dla posiadaczy konta premium, czyli dla tych, którzy mają mają płatne konto.

 

32 komentarze:

  1. Ach ta zupa nic :-) Do dzisiaj ją gotuję, jedliśmy ją właśnie kilka dni temu. A w każdym znajomym domu, tak jak to pamiętam, to była trochę inna zupa. Od rzadkiego kisielu z herbatnikami czy krojonymi w kostkę grzankami z chleba, czy takimi małymi ptysiowymi, ni to grzankami, ni to ciasteczkami, to się nazywało groszek ptysiowy i było do kupienia w sklepie. do zupy składającej się z ugotowanych ziemniaków plus inne warzywa, które akurat znalazły się w zapasach kuchennych, zalewanej wytopionymi ze słoniny skwarkami albo z dodatkiem masła czy margaryny, topionego serka czy na bogato ze śmietaną.
    Takie szybkie zupy robiła moja mama kiedy był dzień prania. Nie mieliśmy żadnej pralki tylko tarę i balię. Mama brała dzień urlopu, rozkładała w kuchni na stołeczkach balię wypełnioną gorącą wodą, w balii tara, szare mydło i przez pół dnia rozlegało się szurganie namydlonej bielizny pościelowej, ręczników itp. po tarze. Potem było przenoszenie do ogromnego gara z gotującą się wodą z nasypanymi płatkami mydlanymi i w tym garze gotowało się wyprane rzeczy. A potem przenosiło się to wszystko dużymi drewnianymi szczypcami do misek, ostrożnie żeby się nie poparzyć i do łazienki żeby wypłukać to wszystko w wannie z wodą. Cała kuchnia wypełniona była parą pachnącą szarym mydłem i sznurkami rozpiętymi przez ojca pod sufitem żeby to pranie gdzieś wysuszyć. Do kuchni zachodziło się rzadko żeby nie ocierać się o świeżo wyprane rzeczy, to było się głodnym. No i obiad był właśnie taki gwizdany, czyli zupa nic :-))
    Co do tamtej siermiężnej rzeczywistości? Cóż, byliśmy młodzi, pełni radości, nadziei i wiary, że co jak co, ale nasze życie to już na pewno ułoży się lepiej niż naszym starym (czyli rodzicom), bo my to na pewno nie popełnimy ich błędów itp. itd. Jeżeli czegokolwiek mi dzisiaj żal, to tamtej naiwnej, głupiej, bezrozumnej wiary. Ale gdybyśmy jej nie mieli, to jak przeżylibyśmy nasze życie? Bez tej wiary z dzisiejszym doświadczeniem już na starcie nie zrobilibyśmy ani pół kroku naprzód w przyszłość. Najwspanialszym darem młodości jest brak złych, tłamszących doświadczeń, które stają się z czasem, im dłużej się żyje, bagażem trudnym do udźwignięcia, a czasem wręcz nie do przejścia.
    Co do piosenek z tamtych lat? O, masz! Oczywiście dziewczyna o perłowych włosach, ale nie tylko, tyle ich było, różnych, hi, hi, nie dziewczyn tylko piosenek. Byli Beatlesi i moje ulubione "Hey Jude" czy Yesterday, Rolling Stones, Animalsi, Herman`s Hermits i ich "No milk today", byli Skaldowie, Czerwone Gitary, Niebiesko Czarni, Niemen z jesiennymi mimozami i ciuciubabką itd.
    Dziękuję Olu za ten post, może uda mi się trafić film o którym piszesz. Chętnie bym go obejrzała. Bo miarka tego niechcianego dawno już się przebrała!
    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marytko kochana! Zanim odpowiem na Twój wspaniały komentarz to napiszę Ci, że na samym końcu mojego posta powyżej dodałam właśnie informację (linka), gdzie można za darmo obejrzeć film "Zupa nic". Trzeba sobie tam założyć konto i tyle. A filmów tam takie mnóstwo, że do końca świata sie ich nie da rady obejrzeć!:-)
      A co do Twej opowieści, wspomnienia z dawnych czasów...Niesamowita! Sam twój komentarz nadawałby się na wspaniałego posta! Czasy, gdy nie miało sie w domu pralki automatycznej a nawet pralki Frania zdają sie bardzo od dzisiejszych odległe, ale przecież we wspomnieniach są świeże i wciąż zywe. Tak plastycznie o tym opowiedziałaś, że wręcz poczułam zapach mydlin i suszącego sie na sznurkach w kuchni prania...
      Zupa nic...U nas taką zupą była wodzionka, czyli zupa z chleba. Nadal lubię ją robic i zajadać, bo nie dosć, że pyszna i prosta, to tania i ze składników, które zawsze są w domu.
      Tak, byliśmy wówczas młodzi, pełni energii i wiary w przyszłosć. Nieśmiertelni.Do tego naiwni i przekonani o tym, że kiedyś ruszymy ziemie z posad.Ech, młodosc i jej prawa...Od razu przypomina mi sie ta pieść z Piwnicy pod baranami" Ta nasza młodosć z kości i krwi. Ta nasza młodość, co z czasu kpi. Co nie ustoi w miejscu zbyt długo. Ona, co pierwszą jest, potem drugą. Ta nasza młodośc, ten szczęsny czas. ta para skrzydeł zwiniętych w nas..."
      Duzo przypomniałaś mi utworów i zespołów z tamtych czasów. Chciałoby sie zaraz wszystkich posłuchać i wszystkie do tej listy przebojów dodać, ale wybiorę jedną, którą i ja bardzo lubię i która cudownie mi sie kojarzy...
      Serdecznie dziekuję za Twój obszerny i ciekawy komentarz. No i pozdrawiam Cie gorąco całusy od zielonego smoka przekazujac, co się pomału po zimie budzi i strasznie sie biedak nudzi!:-))

      Usuń
    2. Skąd wiedziałam, że właśnie tą piosenkę Niemena wybierzesz Olu? Tajemnica wszechświata:-) Też ją lubię i też mam z nią związane dobre wspomnienia.
      Jestem z pokolenia "beatlesowego", piosenki tego zespołu to cała moja szkolna młodość. Wtedy w radio puszczane były tylko polskie piosenki i muzyka poważna, operowa, a my chcieliśmy Beatlesów. Ich muzyka zupełnie nas zawojowała, tak jak resztę świata. A docierała do nas przez radio Luxemburg. Pamiętam jak siadaliśmy na dywanie przy włączonym radiu i wyłapywaliśmy tą stację, a tam wśród trzasków można było wysłuchać piosenek Beatlesów. Mój ojciec zaglądał do pokoju i komentował z niesmakiem, że znowu słuchamy tych kudłaczy.
      Potem przyszły płyty pocztówkowe i adaptery Bambino, i to już był pełen luksus chociaż jakość odbioru wstrząsająca w porównaniu z tym sprzętem, który mamy dzisiaj do dyspozycji. O matuchno! Ha, ha. Kupowaliśmy te płyty, wymienialiśmy się nimi, urządzaliśmy przy nich prywatki, stawialiśmy włączone Bambino w otwartych oknach żeby słyszało całe osiedle. Śmiać mi się chce jak sobie to przypomnę.
      Skoro zielony smok się budzi, to znaczy, że wiosna już bliżej jak dalej :-) Cmok cmoku zielony smoku :-))

      Usuń
    3. Marytko! "Wspomnienie" Niemena automatycznie wywołuje dobre wspomnienia. Jak i wiele innych piosenek, np. Beatlesów( które zazwyczaj w tamtych czasach nadawały sie jedynie do nucenia a nie do śpiewania ze słowami, bo kto wtedy znał j.angielski?). Nieraz jednak samo nucenie wystarcza, bo melodia niesie w sobie tyle uczuc, ma taki potencjał, czar i energię, że wcale nie potrzebuje słów. Co wiecej - czesto tak jest, że nie znajac znaczenia słów, wyobrażamy je sobie jako ciekawe i mądre, a potem okazuje się, że to tekst na poziomie disco polo!:-)
      Adapter Bambino! Ach! Pamiętam, pewnie że pamiętam. I płyty pocztówkowe oraz te plastikowe, niebieskie pozyskiwane z radzieckiego magazynu Ogoniok!:-) A potem był szał na magnetofony szpulowe. Ileż sie człowiek wtedy piosenek z radia ponagrywał! Taśma na szpulach mięła sie i rwała, magnetofon wciągał ja w swe trzewia, ale nic to. I tak był to cud techniki!:-)
      Dzisiaj zielony smok jakby bardziej dziarski, bo choc o poranku mróz na zewnatrz, to jednocześnie słonko pięknie przyświeca. Zapowiada sie pogodny, energetyczny dzionek. Smok przeciąga sie bezwstydnie i nuci pod nosem "Wiosna, cieplejszy wieje wiatr. Wiosna! Znów nam ubyło lat"!:-))

      Usuń
    4. No tak to były teksty na miarę nastoletniego wieku, ale powstała także piosenka "Eleanor Rigby", której słowa wstrząsnęły moim nastoletnim widzeniem świata i zostały we mnie na zawsze, budząc ogromny smutek. Znałam już wtedy angielski uczyłam się go od czwartej klasy podstawówki, wiele moich koleżanek i kolegów z klasy również.
      Powstała również piosenka "All you need is love", której tłumaczenie umieszczam niżej:
      "Wszystko czego potrzebujesz to miłość'

      Miłość, miłość, miłość,

      Nie ma rzeczy nie do zrobienia,
      Nie istnieje coś, czego nie da się zaśpiewać,
      nie ma takiego czegoś, czego nie da się wypowiedzieć,
      ale można się nauczyć jak to robić.
      To łatwe.

      Nie ma niczego, czego nie można uczynić,
      Nikogo, kogo nie można zbawić,
      Nie ma takiej rzeczy, której nie można zrobić,
      Ale można nauczyć się jak w porę być sobą.

      Potrzeba tylko miłości,
      Miłość to wszystko, czego potrzeba.

      Nie ma niczego, czego nie da się poznać,
      niczego, czego nie da się zobaczyć,
      żadnego miejsca, w które nie trafisz, jeśli masz tam trafić.
      To łatwe.

      Potrzeba tylko miłości, miłości,
      Miłość to wszystko, czego potrzebujesz.
      :-)*

      Usuń
  2. Właśnie... szaty poprawności politycznej i pozory demokracji. Dużo by o tym pisać, ale szkoda psuć sobie humoru. ;)
    U mnie śniegu już nie widać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dużo by pisać o niewesołych sprawach współczesnych, ale trzeba od tego troche odetchnąć, co by nie oszaleć.
      U mnie śniegu dzisiaj jeszcze troche leży, bo mróz o poranku. Ale i słonko mocno przyswieca!:-)

      Usuń
  3. Jak wiesz w moim zyciu tak sie zlozylo, ze tego samego dnia wylecialam z ciagle glebokiego PRLu i kilkanascie godzin pozniej postawilam stope na Amerykanskiej ziemi. Slowem mozna powiedziec, ze moje zycie zmienilo sie dramatycznie, a przynajmniej ta codzienna otoczka... nagle z postych sklepow do kraju gdzie polki uginaly sie pod ciezarem roznosci produktow......
    Rok moze poltora roku pozniej kiedy juz rozejrzalam sie co nieco w sytuacji rozmawialismy z moim Owczesnym i w tamtej rozmowie zapytalam "tak naprawde to czym sie rozni kapitalizm od socjalizmu, z ktorego wyjechalismy?" Owczesny odpowiedzial jednym slowem "nazwa".
    I to jest swieta prawda, roznica to tylko nazwa na podstawie ktorej ludzie buduja sobie zludzenia....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóz to - kochana Star! Co innego nasze wyobrażenia i złudzenia a co innego rzeczywistość. Dopiero jak człowiek dozna czegoś na własnej skórze, jak sie dookoła rozejrzy, to mu klapki z oczu spadają. I okazuje się, że cóz z tego, że są pełne sklepy, skoro wielu ludzi nie stać na kupienie tych kolorowych produktów. Co więcej - te kolorowe produkty bardzo często nie umywaja sie jakością do tych siermieznych niby, socjalistycznych. A plastikowy, natrętny swiat reklam wcale nie pokazuje rzeczywistości. Ma ją tylko sztucznie upiększać a tak naprawdę zakrywa biedę, pustke duchową, koszmar poprawności politycznej i wiele innych przykrych rzeczy...
      No i ta wolność, o której marzyło sie w PRL-u. Gdzie ona jest? Pozory, pozory, pozory...

      Usuń
  4. Dzięki Olu za ten wpis! Teraz terror gorszy i komuna, bo uzbrojona nie tylko w poprawność polityczną i pozory demokracji, ale także o wiele więcej narzędzi represji. W dodatku wielu ludziom młodszego pokolenia (ale starszego też) wydaje się, że niemożliwe jest życie bez tych wszystkich udogodnień i ładnych rzeczy - niewolnictwo dobrobytu. Jaki człowiek był wolny bez komórki i komputera! Buty i ciuchy z szaf się wylewają, a kiedyś jak miałam na jeden sezon sandały i jakieś sznurowane to wystarczało. Na dwa tygodnie wakacji wyjeżdżało się z plecakiem wielkości dwóch siatek na zakupy, a teraz walizka na trzy dni do bagażnika nie wchodzi ;) Oj, czasem tęsknię za tamtym brakiem, więcej czasu było na być niż pogoni za mieć, pomimo, że wszystko trzeba było zdobyć lub "załatwić". Proste przepisy na proste potrawy często o wyszukanych nazwach, a kreatywność pań domu wprost nieprawdopodobna! wspomagana Irenką Gumowską. Chleb ze śmietaną i cukrem, chałka w mleku, kasza gryczana ze skwarkami i zsiadłe mleko i placki ziemniaczane z gzikiem :) Ostatnio robiłam Homara po polsku.
    Wzornictwo przedmiotów z tamtych lat też było piękne i funkcjonalne. Wspaniali artyści projektowali rzeczy, które potem były w masowej produkcji. Chyba zawsze z sentymentu ściągałam takie manele do domu i teraz mamy w domu PRLowski eklektyzm :) Fotele Swarzędza, czeskie kredensiki na wysoki połysk po babciach, dywany Dywilanu, nieśmiertelną wersalkę i porcelit Pruszków, Tułowice i Mirostowice. Wszystko dodatkowo poprzetykane cepeliowskimi pamiątkami. Lniane obrusy i ręczniki w paski - nie do zdarcia, często jeszcze nowiutkie, bo jak "rzucili", to się kupowało na zaś :) Obrusy lniane z nadrukami - II gat. odrzut z eksportu :))))))))) Boszszsz, gdzie by człowiek dzisiaj takie porządne obrusy dostał! No i gotowanie bielizny w garze z mydlinami też pamiętam. Okrutnie wręcz jestem przywiązana do takich rzeczy i chyba dają mi one jakieś złudne poczucie bezpieczeństwa jako łącznik z beztroskim dzieciństwem. Lody z automatu, oranżada z woreczka albo saturatora, kupowane w budce zapiekanki z pieczarkami na bułce wece i wystane w warzywniaku arbuzy :)
    No i oczywiście Dmuchawce latawce wiatr Urszuli, Już nie ma dzikich plaż Santor, Jest taki dzień Czerwonych gitar i Polka Dziadek o 9.00 Lato z radiem (lieto z rozchlasem i Lieto z radioprijomnikam)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja dziękuję Ci Piesu za ten długi, ciekawy komentarz!:-) Mogę sie pod nim podpisać obiema rękami. Wymieniłaś większosc rzeczy z tamtych czasów, które i mnie były bliskie i za którymi mi sie ckni. Tak, w sklepach niewiele wtedy było, ale jaka to w człowieku wyzwalało kreatywność.Dzieci bawiły sie patykami i kamykami. Całe dnie na dworze siedziały, bo po prostu było bezpiecznie i swobodnie. A dzisiaj?Wszędzie bijący po oczach chiński plastik! Wszystko na tacy i nikomu nie chce sie mysleć, kreować niczego.
      Chleb ze śmietaną i cukrem...Mniam. Prostota i pełnia smaku! Oranżady w proszku jedzone na sucho! Blok czekoladopodobny! Lody gałkowe między dwoma wafelkami...Ech!:-))
      Dobrze, że mamy chociaż wspomnienia z tamtych lat, że wiemy jak było. A jeśli nawet je ubarwiamy, to mamy prawo. To pomaga w obecnych, coraz dziwaczniejszych i klaustrofobicznych czasach.
      I ja lubie piosenki, o których wspominasz (no i lieto z radioprijomnikam, pamietam, a jakze!:-) Od razu nucą mi sie w głowi te piosenki, od razu przypływa tamten beztroski nastrój...Dzięki serdeczne za ich przypomnienie!:-))

      Usuń
    2. Nooo....! Chłopaki grali w kapsle. Ze Świata Młodych wycinali buźki z komiksu na końcu - najczęściej Kajko i Kokosz i te buźki wkładali do kapsli, żeby widać było "zawodników" czyli który kapsel czyj :)
      W gumę się skakało i kabla, w kozła odbijając piłkę od ściany, po drabinkach się łaziło - teraz nikt by takich drabinek nie dopuścił na placu zabaw, bo niebezpieczne! - na trzepaku człowiek jak małpa się wykręcał :) Jak się dyndało głową w dół to oczywiście kiecka leciała na oczy i majciochami się świeciło. Ale co tam! Wszyscy mieli takie same, z bawełny przemysłowej w kwiatki lub biedronki :) Wiecznie człowiek miał obdrapane łokcie i kolana - pamiętacie jak szczypało przy myciu i jaka to była frajda delikatnie zdzierać zaschnięte strupy z kolan? Były gumy balonowe z Bolkiem i Lolkiem i żuło się je kolektywnie, każde dziecko po kilka minut.
      Chińskie były piórniki i gumki do mazania, które tak niesamowicie pachniały!
      Na ZPTach robiło się różne rzeczy kulinarne i uczono na drutach i na szydełku oraz haftu. Potem 7-8 klasa to się zdobywało jakąś prutą włóczkę, trochę kawałków wełny kowarskiej i się szyku zadawało we własnoręcznie robionych swetrach. Wzory oczywiście autorskie. Z tetrowych pieluch były spódnice i bluzki farbowane w garnku farbkami do tkanin z drogerii. Fajny był ten PRLowski batik :) Komu teraz by się chciało?
      A z przepisów to moje ulubione do dziś: marcepan z ziemniaków gotowanych, móżdżek z drożdży albo z kalafiora, homar po polsku z marchewki i dorsza, czekolada z masła roślinnego i mleka w proszku, no i oczywiście zwłaszcza jesienią smalec ze skwarkami na chleb. Pajda chleba ze smalcem i hajda na podwórko! Potem była degustacja, bo każda mama inny smalec robiła, tzn. smalec domowy w każdym domu inaczej smakuje, to znowu stało się w kółeczku i gryzło po kęsie z każdej pajdy i wybierało najsmaczniejszy :) Tacy z nas byli mali smakosze :)
      Jak w szkole się coś nawywijało, to zawsze jakiś nauczyciel uzbrojony we wskaźnik robił za karzące ramię sprawiedliwości i nawet się człowiek w domu potem nie przyznawał, bo ojciec lub matka by "poprawili". A teraz są prawa dziecka... Myśmy mieli jedno prawo, za to konstytucyjne: prawo do nauki. I wszyscy dorośli dbali, żebyśmy z niego korzystali garściami ;))))
      No i lektury szkolne, które się przeżywało całym sobą! Jak się zaczynało Plastusiowym pamiętnikiem, gdzie każda z nas w klasie miała ulepionego plastusia w piórniku i oczywiście pisała chińskim piórem, to się kończyło Anią z Zielonego Wzgórza na bufiastych rękawach, farbowaniu włosów plakatówkami i platonicznej miłości na zabój do jakiegoś Bogu ducha winnego Gilberta.
      Jeżu kolczasty! Ale to były fajowe czasy!

      Usuń
    3. To nie tak, że ja nie pamiętam tej szarzyzny, tych kolejek, stanu wojennego, czołgów na ulicach mojego osiedla, rewizji w domu, aresztowań, żelaznej kurtyny, apeli ku czci i pochodów pierwszomajowych. Ja po prostu nie chcę tego przywoływać, bo w innej postaci ale takie coś zostało i mamy. Wolę się naładować tą radością z drobiazgów i głupot :)

      Usuń
    4. O to, to, to:-) Dobrze piszesz Piesu, już się śmieje do tych wspomnień. Co prawda za mojej dzicięcości chińszczyzny i skakania w gumę jeszcze nie było. Ale były skakanki, klasy, klipa, zbijak, gonitwy rowerowe, gąski gąski do domu no i oczywiście trzepak z którego spadłam głową w dół. Tak, że jak ktoś mnie pyta czy upadłam na głowę to śmiało mogę powiedzieć, że tak.
      Plastusiowy pamiętnik, Ania z Zielonego Wzgórza i cała reszta to tak, jak najbardziej, tak:-))

      Sorki Olu, że się tak rozpisałam :-)*

      Usuń
    5. Marytko, nie sądzę, żeby Ola miała coś naprzeciw, a ja chętnie poczytałam :)
      A jeździłaś na workach po nawozach, wypchanych słomą lub sianem, zamiast sanek?
      I były na placach zabaw takie wysokie metalowe huśtawki, na których huśtaliśmy się na stojąco (choć miały siedzisko z oparciem) i jak się człek tak dobrze rozbujał, to trzeba było zeskoczyć "w dal" kto dalej! Dzisiejsi rodzice pewnie by zawału dostali. Statystycznie rzecz ujmując połowa smarkaterii nie miała prawa przeżyć takich zabaw, a przeżyliśmy wszyscy. Zdarzały się złamane ręce, podbite łokciem oko, zwichnięta kostka czy rozcięta głowa ale cięższych kontuzji nie było. Teraz myślę, że byliśmy po prostu zwinni jak piskorze :) Moje dzieciństwo upłynęło w pędzie, w biegu, w podskokach i fikołkach. Żarliśmy chleb pajdami i kopy ziemniaków jak małe świnie ale otyłych dzieci nie było, oprócz jednej koleżanki, która była chora i chłopca z niedowładem, którego rodzice przywozili do szkoły na dużym wózku dziecięcym.
      Jak zgłodnieliśmy na podwórku a żal było lecieć do domu, to się robiło ściepę z drobniaków, co kto miał po kieszeniach i leciało do sklepu po chleb, a potem ten świeży chleb z chrupiącą skórką się rwało na kawałki żarło brudnymi jak święta ziemia łapami :) Ile zębów mlecznych wyszło wtedy na takim świeżym chlebku :)

      Usuń
    6. Ach Piesu, śmieję się czytając Twoje wspomnienia. Co do zjeżdżania na workach, to nie, bo zjeżdżaliśmy na naszych papierowych tornistrach. Wtedy nosiło się do szkoły tornistry z grubej, mocnej tektury. Jak zajeździłam "na śmierć" dwa takie tornistry, to ojciec kupił mi sanki:-))
      Pod resztą Twoich wspomnień to się podpisuję :-) No tak to wyglądało.

      Usuń
    7. Ha! Za moich czasów tornistry już były ze skajki-niepękajki - też żeśmy na nich jeździli. Ale na ferie jechało się na wieś i tam już każde dziecko miało "sanki" z tego, co było w stodole. Ostatni jakoś tak mnie wzięło, że najpierw sobie przeczytałam Dziewczyna i chłopak czyli heca na 13 fajerek, a potem Wiatr schwytany w lustro. Tyle wakacyjnych wspomnień wróciło :) Ale najlepsze, że moje koleżanki też się rzuciły czytać te lektury, a potem wzięły się za to ich nastoletnie dzieciaki. Czytały z wypiekami na licach i niewiarą kompletną, że tak te nasze wakacje wyglądały. Polecam taki powrót również książkowy, nie tylko filmowy :)

      Usuń
  5. Dawno nie widziałam dobrej komedii, reżyserkę bardzo cenię, widziałam inne filmy.
    Mój tato mawiał, że za czasów komuny to niektórzy choć pierwszych sekretarzy bali się, a teraz kradną i kłamią bez skrupułów.
    My z kolei obejrzeliśmy na Netflixie film Codachrome, bardzo irytujący czasami, ale z pięknym przesłaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Film, o którym pisze naprawdę fajny. Polecam!
      Zgadzam sie z tym, co mówił Twój tata, Jotko. Zawsze kradli, ale dzisiaj robia to wprost i nikogo sie nie boją.
      Nie mam Netflixa, więc jeśli znajdę film, o którym wspominasz gdzie indziej to go sobie obejrzę. Dziekuje za polecenie!:-)

      Usuń
  6. Trudne to były czasy, ale niezmiennie kojarzące się z czasem młodości, dlatego sentymentalne wspomnienia zawsze pozostaną w sercu. Chętnie obejrzę ten film Oluś - dziękuję .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze mieć dobre wspomnienia z lat dziecinstwa i młodości. Jakos to człowieka wzmacnia dzisiaj. A poza tym jak juz za bardzo nas umęczy to, co jest zawsze można sobie włączyc stare przeboje i wrócic pamięcia do dawnych lat...Albo zobaczyc taki film, jak "Zupa nic". Polecam Ci go Gabrysiu!:-)

      Usuń
  7. Oglądałam, jest dostępny w necie, to prequel filmu "Moje córki krowy", widziałas?
    Obsada świetna, zaczynając od Kingi Preis, kończąc na dziewczynkach, grających córki, Woronowicz, wiadomo, ale najbardziej ucieszyła mnie obecnośc Ewy Wisniewskiej, dawno jej nie było na dużym ekranie. Ogladałam z przyjemnościa, w zasadzie nie mogłam sie skupić na fabule, bo ciagle z mężem przerywalismy sobie, a pamietasz, a widziałes:) chociaz w zasadzie wszystkie te anegdotki, z których składał sie film były mi znane nie z autopsji, a z opowiadań, może poza kolejką, bo kto w niej nie stał. No i boazerię miałam w przedpokoju, przecież:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam, pewnie, że widziałam "Moje córki krowy" Też świetny. Ja w ogóle bardzo lubie polskie kino i to stare i nowe.Staram sie oglądać wszelkie nowości naszej kinematografii. Na tym serwisie, o którym wspominam w poście jest ich na szczęście sporo!
      Świetna Ewa Wiśniewska w tym filmie. Chętnie zobaczyłabym serial zrobiony na podstawie tego filmu, bo chciałabym rozszerzenia wielu wątków, pogłębienia postaci. To mogłyby być takie nowe "Alternatywy 4"!:-)
      A co do Boazerii też miałam w domu! A wcześniej lamperię!:-))

      Usuń
  8. Wspominam z nostalgią tamte czasy, choć moja rodzina żyła biednie i żadnych profitów nie czerpaliśmy w tamtej epoce. Ale ludzie sobie pomagali, byli życzliwi i potrafili bronić swoich racji. Mój syn, 30 + chętnie czyta i ogląda wszystko co tamtych lat dotyczy i ma w tym zakresie ogromną wiedzę.
    A piosenki: " Słodkie fiołki", a późniejsze to I. Jarockiej, najbardziej: " Wymyśliłam Cię".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja wspominam z nostalgią nawet ówczesną biedę materialną. Dla mnie o wiele dotkliwsze jest obecne ubóstwo duchowe,pozory wolności ,za którymi skrywa sie przymus, manipulacja, żądza pieniądza i wiele innych przykrych rzeczy. Ale cóż - w czasach PRL-u byłyśmy młode, pełne sił i wiary w dobrą przyszłość. Dzisiaj człowiek wie i widzi jak jest. Rozwiewają sie złudzenia, coraz wiecej rozczarowań...
      Wspaniale, że Twój syn interesuje sie tamtymi minionymi czasami. Możecie sobie przynajmniej o nich porozmawiać!:-)
      Bardzo dziekuje Ci za przypomnienie tytułów pięknych piosenek z dawnych lat!:-)

      Usuń
  9. Filmu nie oglądałam, ale dziękuję, Olu za podanie tego tytułu i strony z filmami :) Dla mnie najfajniejsza muzyka to lata 80. i trochę 90.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lidko,ten portal, o którym piszę pełen jest starych i nowych filmów z całego świata. Przeważnie wieczorami sobie coś tam oglądam, bo mnóstwo tam poważnych, wartościowych filmów, jak i takich leciutkich, rozrywkowych, które też są człowiekowi potrzebne, żeby sie odstresować.
      Też lubie muzykę z lat 80 i 90. Mnóstwo powstało wtedy niezapomnianych przebojów!:-)Chociażby "Budki suflera", "Lady punk", "Oddziału zamkniętego", "Lombardu"...Ech, dużo by wymieniać!:-)

      Usuń
  10. świat w kolorze, dopiero zajrzałam, nie przeczytałam wszystkiego... ale slad chciałam zostawić... opinia, komentarz albo tylko uśmiech, może tu zostać nawet kilka dni.... pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zajrzałaś tu Alis! Pozdrawiam Cię z uśmiechem!:-)

      Usuń
  11. Widziałam! My z mężem też co chwilę wspominaliśmy różne sytuacje, które się wyłoniły z pamięci pod wpływem filmu. Wszystkie komentarze wyżej przeczytałam, ja mam takie same wspomnienia i przemyślenia. Pamiętam koszmarne dni przeznaczone na pranie, chociaż jakąś Franię mieliśmy. Tęsknię, tak jak się tęskni za sobą młodą i ufną, ale nie czułam się wtedy szczęśliwa w tym szarym, przaśnym świecie. Już wtedy czułam, że to nie dla mnie. Bardzo dużo czytałam, marzyłam i nie mogłam się doczekać kiedy ruszę w świat kolorowy i zobaczę to wszystko o czym czytam. Takie chwile mi się przypominają jak wędruję po Arizonie czy innym miejscu co do którego byłam pewna, że kiedyś dotrę. Ale nie brak produktów w sklepach przeszkadzał najbardziej, ale ludzie o niezmiennych i surowych poglądach oraz wredni nauczyciele. Teraz jest odpowiednia literatura łatwo dostępna, dyskusje, programy, szanuje się zdanie młodego człowieka i nie zamyka ust krótkim - nie pyskuj. Czy bym dała radę żyć jak kiedyś, jasne, uwielbiałam żywe kontakty z przyjaciółmi, a książki towarzysza mi zawsze. Całe szczęście, że zdążyłam nacieszyć się internetem i wszystkimi innymi cudami:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że i Ty widziałaś ten film, Marylko! I masz podobne wspomnienia i przemyślenia. O tak! Dni przeznaczone na pranie we Frani to były ciezkie dni, zwłąszcza jak sie nie miało tej korby z wyżymaczką i trzeba było wszystko ręcznie wyżymać!! Ale ja nawet te dni prania wspominam dobrze, bo pamiętam mamę, jaka była wtedy młoda, pogodna i silna. Jak sie do niej tuliłam, takiej pachnącej mydlinami, ja taka malutka i ufna a ona szeroka, bo tęga, ale dająca mi oparcie, ciepło, spokój, poczucie wieczności...
      Z tamtych lat w zasadzie to przykro wspominam tylko szkołe, a zwłaszcza psychopatycznego matematyka (znacznie gorszego, niż ten okropny wuefista pokazany na filmie). I właściwie tylko osoba tego matematyka sprawia, że nie chciałabym wrócić do lat dzieciństwa. Bo poza tym dzieciństwo, życie wtedy było dla mnie rajskim ogrodem. I pewnie jestem kaczką dziwaczką, ale ja chyba nigdy nie marzyłam o wyjeżdzie gdzieś do dalekich krajów. Wystarczało mi to, co było wokół oraz dostęp do ogromnej ilosci ksiazek w bibliotece osiedlowej.Oraz koleżanki, z którymi mogłam sie bawic na dworze choćby całe dnie.
      A co do swobody dyskusji dzisiaj...Może i rodzice nie zamykaja dzieciom ust gadaniem, że dzieci i ryby głosu nie mają, za to zamyka im te usta ciezar poprawnosci politycznej, albo plemienna wrogośc miedzy ludźmi oraz w ogóle brak zaufania i otwartości. Owszem, mówi sie dzisiaj niby dużo, ale w sumie niewiele z tego wynika. Miele sie to w Internecie i miele a rzeczywistosc w tym czasie zmienia sie na gorsze.
      Pewnie moje patrzenie na czasy socjalismu jest patrzeniem przez rózowe okulary a przede wszystkim przez pryzmat własnych doświadczeń i wspomnień, ale tak to juz jest. Młodosc zazwyczaj nosi rózowe okulary. A poza tym róznie sie ludziom zycie układa, rózne mamy wspomnienia, żale, tęsknoty i marzenia. Raz z górki, raz pod górkę - i to niezależnie od czasów, w których sie żyje, za to zależnie od ludzi, którzy nas otaczają, od mozliwości robienia tego, co sie chce, od tego, jak jesteśmy wewnętrznie ukształtowani. Ile w nas cegiełek cierpienia a ile radości, ile nadziei a ile rozczarowań...
      Ściskam Cię mocno, Marylko!:-)*

      Usuń
  12. Ja słucham muzyki z dzieciństwa...
    The Little Drummer Boy w wykonaniu już odzielonego od rodziny Angelo Kelly i Family ze swoją rodziną...

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost