niedziela, 11 października 2015

Łapię myśli w słowa…






  Czasem dzieje się tak dużo – wokół nas i w myślach, że nie ma czasu ani ochoty na spisywanie tego. Dzianie, sprawy drobne i większe, zaszłości i obecne troski splatają się w jeden warkocz zabieganej codzienności. A kiedy długo się nie pisze, to słowa wewnątrz zamierają. Chowają się w dziupli jak wiewiórki, które zbyt dużo orzechów zgromadziły na zimę i w bezradności swej nie wiedzą, gdzie to wszystko pochowały. A im dłużej się w tej dziupli przebywa, tym bardziej nie chce się z niej wcale wychodzić…
   Z trudem lepię zdania na nowo – pełna wątpliwości, czy dobrze robię? Czy ciasto, które mieszam urośnie i czy w ogóle mam na nie ochotę…?
   Przeleciał nam wrzesień na pracy i na staraniach o zapewnienie codziennego oraz przyszłego bytu. Tak samo jest z październikiem. Śmiga dzień za dniem a coraz chłodniejszy wiatr nadal popędza do intensywnego działania. Mało jest siły i czasu do podziwiania zmiennych kolorów liści, ostatnich kwiatów, zachodów słońca, księżyców, promieni oświetlających niebo w barwie indygo.
   Trzeba było wreszcie trochę zadbać o zdrowie. Sprawdzić, z czego biorą się uporczywe bóle głowy i kłopoty z pamięcią oraz zebraniem myśli w jakąś sensowną całość.


   Szpital…Rzeczywistość tak bardzo inna od tego, co swojskie. Na początku dziwna i obca a pod koniec bliska poprzez ludzi tam napotkanych, których już pewnie nigdy więcej los nie postawi na mej drodze. Pani Krysia – sąsiadka z łóżka naprzeciwko – osiemdziesięcioletnia staruszka – wyrażająca się przepiękną, staranną, zupełnie niedzisiejszą polszczyzną. Pełna poczuciu humoru, którym pokrywała ogromną samotność i lęk przed powrotem do blokowej, anonimowej codzienności.
Wszystkim nam śpieszyło się bardzo do domu. Do naszych nie cierpiących zwłoki spraw. Do mężów, dzieci, pracy…Jej nie śpieszyło się nigdzie.

- Nikt na mnie tam nie czeka…Czworo dzieci wychowałam. Po świecie się porozjeżdżały. Mają swoje sprawy. Dobrze im się wiedzie. Dzwonią do mnie często. Na święta przyjeżdżają. Ale w domu pusto…I wciąż te zawroty głowy. Upadki ze schodów. Krzaczka, mojego kochanego kotka do schroniska zdecydowałam się oddać. No bo jak się nim zajmować, gdy ja taka nieporadna…?

   Patrzę w jej błyszczące, ciemne oczy. Na ich dnie widzę błaganie o nadzieję, o sens. Chwilę potem pokrywa to kolejnym żartem. Jej chora na cukrzycę sąsiadka – pani Iwonka śmieje się rubasznie. A zaraz potem woła:

- I znowu brzuch mnie boli. Żołądek mi tymi tabletkami szpitalnymi zepsuli, to niech mi teraz kroplówki dadzą. Przecież ja gorzej się czuję po tygodniu pobytu tutaj, niż kiedy tu przyszłam!

I na pociechę wyciąga z szafki batonika, którego pokątnie chrupie ze smakiem.

- Co też ty wyprawiasz znowu! Masz przecież taki wysoki cukier! – beszta ją Zdzisia, pacjentka z kolejnego łóżka, porażona obustronną rwą kulszową pielęgniarka.

- Oj, tam! Oj tam! Jeden batonik nie zaszkodzi! – mruczy czerwona ze wstydu pani Iwonka kończąc pośpiesznie batonika i przegryzając go jeszcze jabłkiem.
- Wciąż mi rodzina tyle tych smakołyków przynosi, że co ja pocznę? – tłumaczy się po dziecinnemu, zapomniawszy zupełnie o tym, iż przecież wczoraj sama nakupiła sobie przeróżnych słodkości w sąsiadującym ze szpitalem sklepie.

- A ja bym takich świństw kupczych do ust nie wzięła! Najlepiej to sobie szarlotki upiec albo drożdżowego placka ze śliwkami. Przynajmniej wiem wtedy, co jem! – oznajmia pani Basia – zażywna gospodyni domowa, chorująca na stawy i skarżąca się na bóle kręgosłupa.

- To daj mi przepis na jaki dobry placek, bo mi się nigdy drożdżówka jeszcze nie udała! – woła jak zawsze najbardziej zainteresowana dobrym jedzeniem pani Iwonka i skwapliwie wyciąga podręczny notesik. Pani Basia przysiada przy niej. Pogrążają się w pełnych chichotów szeptach. Cierpiąca na bezsenność pielęgniarka z sykiem przewraca się na drugi bok i nakrywając głowę poduszką usiłuje się choć odrobinę zdrzemnąć. Ze snem nie mają natomiast najmniejszych problemów moje sąsiadki z lewej i prawej – półgłuche staruszki. Chrapią aż miło. Z korytarza dobiegają nieustanne stukoty klapków, sandałków i chodaków pielęgniarek. Stukoczą wózki z jedzeniem. Klekoczą okiennice w otwartych na przestrzał oknach. Trzaskają jakieś drzwi. Ktoś krzyczy z innej sali. Z kuchni dobiegają zapachy zupy jarzynowej z kalafiorem i mocnej kawy parzonej tam namiętnie przez wszystkich pacjentów po kilka razy dziennie. Najmłodsza rezydentka naszej sali, sympatyczna Alicja czyta kolejną grubą książkę, potrafiąc wyłączyć się ze szpitalnego szumu. Ja też czytam, ale zmęczone oczy nie pozwalają na długie wpatrywanie się w szeregi literek. Przymykam je więc marząc o głębokim śnie, o odrobinie ciszy…

   Dzwonią telefony komórkowe. Znowu jakby się zmówiły. Istna kakofonia melodyjek i dźwięków. Pacjentki z ciekawością i radością przypadają do swoich aparatów. Rodzina się troszczy. Znajomi pamiętają. Życie na zewnątrz upomina się o nie. Jakaż to ulga, że jeszcze tamta rzeczywistość woła, zasysa, nie pozwoli zwiędnąć tu na zawsze. Stać się jednym z tych niepotrzebnych nikomu kasztanów, które w przyszpitalnej alejce leżą rozdeptane i zabłocone pod stopami obojętnych przechodniów.

- Co pan powie?! Mój Krzaczek kochany wciąż tęskni? – pełnym wzruszenia głosem woła do telefonu moja ulubiona pani Krysia.
- Cóż zrobić? Cóż zrobić? Biedne stworzenie! – szepcze, wysłuchując ze smutkiem relacji zaprzyjaźnionego pracownika schroniska.

   Kończy rozmowę i zapada w nerwowe drżenie. Mnie kołdrę i spogląda z tęsknotą w stronę okna, spoza którego październikowe kasztanowce przy pomocy życzliwego wiatru wysyłają w świat swe sekretne myśli zapisane na pozwijanych w złociste ruloniki liściach…

- Pani Krysiu! Przecież pani niedługo wyjdzie ze szpitala. Może jednak weźmie pani kotka z powrotem? – pytam, przysiadłszy na łóżku i łapiąc jej zrozpaczone spojrzenie.
- Ale czy ja dam radę się nim zająć? Pani Oleńko ja mieszkam na czwartym piętrze. Mnie i do sklepu trudno zajść. A Krzak chorował na nerki. Z nim trzeba było często do weterynarza jeździć – odpowiada z westchnieniem staruszka i jakby już sama do siebie bardziej, niż do mnie szepcze:
- Ale to była przynajmniej jedna żywa istota, która zawsze na mnie czekała. Tak lubił na stole w koszyku od chleba siedzieć i mrucząc patrzeć na mnie. A tak rozumnie patrzył, jakby wszystkie moje myśli znał…
- A sąsiedzi nie pomogą? A przyjaciółki? Przecież co chwilę jakieś znajome do pani wpadają. Można je poprosić o pomoc! – mówię i serce mi się kroi. Przypominają mi się moje własne kotki, które tęsknią tam za mną w domu, za pieszczotami, za zwyczajną a tak dziwną teraz beze mnie codziennością.
- Ale nie śmiem…Już i tak tyle mi pomogły. Jakże tu prosić o więcej? Człowiek wciąż sobą tyle kłopotu innym sprawia. A niechby już się to wszystko skończyło. Takie to życie moje puste, bez żadnej radości. Pani jeszcze młoda i nie wie o tym, co to się z człowiekiem na starość wyprawia.  Póki pracuje, to dobrze a potem może całymi dniami siedzieć i nikt się nie zainteresuje nawet, czy ma co do ust włożyć. A nieraz nie ma czym dnia wypełnić. Godziny, minuty wloką się i tylko zegar wciąż tyka, o śmierci coraz bliższej przypominając– odpowiada z goryczą pani Krysia, ale patrzy na mnie jak rozbitek usiłujący chwycić się jakiejś dryfującej deski.
- Myślę, że pani przesadza i wszystko się dobrze ułoży. Przecież czuje się pani już o wiele lepiej a przyjaciele wiedzą, jak bliski jest pani ten kociak – uśmiecham się do niej i widzę, że nieśmiało odwzajemnia uśmiech.
- I jeszcze jedno pani powiem! Pani powinna zacząć spisywać swoje wspomnienia! Opowiada nam tu pani codzienne tak niezwykłe historie! Niejedna z nich mogłaby zainteresować czytelników!  – ośmielam się powiedzieć na głos to, co przyszło mi do głowy już pierwszego dnia mojego pobytu w szpitalu.
- Pisanie cudownie wypełnia czas. Potrafi uporządkować myśli w głowie. Daje dobre chwile skupienia. A poza tym uważam, iż pani dzieci i wnuki byłyby kiedyś bardzo wdzięczne za takie opowieści. Za historie o nieżyjących już krewnych. Za opis ciekawych zdarzeń, które były pani udziałem. Jakże wiele ludzi odchodzi nie spisując bezcennych dla bliskich wspomnień, opowieści z dawnych czasów a choćby i najlepszych kuchennych receptur na jakieś cudowne ciasto czy zupę. Moja babcia trochę pisała, ale to kropla w morzu tego, co mogłaby opowiedzieć…A ja dzisiaj o tyle rzeczy chciałabym ją zapytać! Bo nikt już nie ma pojęcia o tym, co ona wiedziała. Było, przepadło.. – swą pełną entuzjazmu przemowę kończę teraz już nieco łamiącym się głosem, przypomniawszy sobie ni z tego ni z owego pochodzące z lat czterdziestych ubiegłego wieku zdjęcie mojej ślicznej, nic nie wiedzącej jeszcze o trudnej przyszłości babuni Eugenii…
- Gdzieżbym ja potrafiła dobrze to opisać…? – śmieje się z lekką przekorą pani Krysia i z radością dostrzegam, iż mój pomysł zaczyna się jej coraz bardziej podobać. Oczy mojej sąsiadki błyszczą. Spogląda na mnie w rzewnym zamyśleniu a wówczas psotny wiatr wwiewa przez uchylone okno swój sekretny liścik, zaszyfrowany w liściu kasztanowca. Listek upada na kołdrę pani Krysi. Stara kobieta podnosi go do ust. Wącha i uśmiecha się leciutko…
- Och, jak widzę ten liść, to zaraz przypomina mi się biały gołąbek, który przyfrunął do mnie niedługo po śmierci mego męża! – zwierza się wzruszona staruszka i patrząc niewidzącym wzrokiem gdzieś w zachmurzoną przestrzeń za oknem znowu snuje jedną z tych swoich cudnych, melancholijnych opowieści z dawnych lat…Wszystkie pacjentki porzucają swoje ważne sprawy, cichną żarciki i szepty. Słuchamy…


   Jestem już w domu…Październikowy wiatr w zapale miota liśćmi lipy. Szepty coraz bardziej nagiej łąki łączą się z pieśniami bukowego lasu. Głowa boli mnie trochę mniej. Odpoczęłam jednak nieco w tym szpitalu. Nie znalazłam przyczyny moich dolegliwości. Dowiedziałam się za to o innych, o których do tej pory pojęcia nie miałam. Tak to jest…
   W kuchennym piecu pali się ogień. Pachnie suszonymi gruszkami i grzybami. W wielkim garze bulgocze zupa dyniowa. Cezary wciąż dokłada do pieca.  Coraz  ważniejsze jest dla nas to magiczne ciepło... Spokojny odpoczynek...
   Zaprzyjaźnione znowu ze sobą Zuzia i Jacuś leżąc blisko siebie pochrapują na dywanie. I koty śpią spokojnie. Wzdycham i nieporadnie łapię myśli w słowa. Bo przecież pisanie ma sens – przekonuję samą siebie. Dopiero co sama tłumaczyłam to mojej szpitalnej sąsiadce…



75 komentarzy:

  1. Dzień dobry Oleńko - jak to ślicznie opisałaś, tak ciepło, że aż..
    Życzę Ci dużo, dużo zdrowia, wiem jaki to skarb - sama go mam coraz mniej.
    Pozdrawiam Ania z Miasta Szkła

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry Aniu, miła sąsiadko! Tak, zdrowie, dobre samopoczucie to najwiekszy skarb. Bez niego coraz ciężej unosić codzienność i cieszyc się nią po dawnemu. A przecież wciąż jest tyle powodów do radości - móc widzieć, czuć ciepło, dotykać róznych miłych rzeczy takich jak sierśc psa czy kota, czytać, smakować, jeść. Usmiechać się i dostrzegać usmiech innych ludzi no i oddychać pełna piersią...Takie najprostsze rzeczy a najwazniejsze. Niech to trwa.
      I ja pozdrawiam Cię ciepło Aniu, ciesząc sie, że odwiedzasz mnie i pamiętasz!:-)*

      Usuń
  2. A wiesz, ze ostatnio duzo myslalam o Tobie, o Was. Zastanawialam sie juz, czym spowodowane jest Twoje dlugotrwale milczenie. Przymierzalam sie nawet do napisania maila, ale jak to bywa, wciaz cos odwracalo moja uwage, cos przeszkadzalo, powodowalo krotkotrwala amnezje i tak czas uplywal bez napisania do Ciebie. Przepraszam, teraz jest mi wstyd, ze nie napisalam, kiedy wiem o Twojej chorobie, pobycie w szpitalu i innych klopotach.
    Ty jednak mimo choroby, nie zasypiasz gruszek w popiele i pobyt w szpitalu przekuwasz na interesujace opowiadanie. Cala Olenka! :)
    Mam nadzieje, ze skoro doktory wziely Cie w obroty, rychlo bedziesz smigac jak nowka i czesciej pisac, bo czujemy sie osieroceni, kiedy Cie nie ma na blogowisku. :)))
    Sciskam mocno i zycze zdrowia. :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rób sobie żadnych wyrzutów, Aniu. Cieszę się, że o mnie myslałas. To wystarczy...Dziekuję kochana!:-)*
      Doktory wzieły mnie w obroty, ale pozbyły się mnie szybko nie drążąc jednak sprawy głębiej i po prostu zlecajac wizyty u innych specjalistów. Gdzież te czasy, gdy będąc w szpitalu mozna było przebadać sie całościowo?! Teraz odfajkować i do domu. A mnie znowu czekaja mnie kolejki do kolejnych doktorów. Trzeba mieć cierpliwosć zdrowie by sie leczyć, niestety...Ale najwazniejsze, że w mózgu nic złego nie wykryli bo o to sie martwiłam najbardziej.
      Ściskam Cie Anuś serdecznie, jesiennie juz ale ciepło, jak zawsze!:-))***

      Usuń
    2. oj tak takie czasy , że w szpitalach nie leczą całościowo....i prawdą jest to,że trzeba mieć cierpliwość by się leczyć:):)
      Jak dobrze ,że nie znaleźli tego czego się bałaś:):)
      Sciskam

      Usuń
    3. Mam bardzo mieszane uczucia a propos tego szpitala, w którym lezałam. Bo atmosfera tam miła, personel przyjazny...ale jednak wszystkim rządzi wszechwładna biurokracja, no i jak zawsze mamona.
      Jolu! Ściskam i ja serdecznie!:-)

      Usuń
  3. Tez sie zastanawialam co z Toba, jakas taka cisza zapanowala...myslalam, ze masz jakies nie cierpiace zwloki prace...ale dobrze, zes sie skontrolowala zdrowotnie...a Twoje mysli przelane na blog sa tak ludzkie i tak pieknie napisane, ze wpadlam w zadume nad losami ludzkimi...pozostawily we mnie, mimo wszystko, uczucie optymizmu i wiary w swiat i jego piekno...sciskam Cie serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Grazynko. Musiałam koniecznie sprawdzic, co mi dolega, bo od czasu naszego wypadku samochodowego w czerwcu dręczą mnie okropne bóle głowy. Na szczęście nie ma urazu mózgu...
      W szpitalu spotyka sie tyle ludzi, z tyloma emocjami i uczuciami trzeba sie zetknąc, zmierzyc. Człowiek cierpi nieraz fizycznie i psychicznie wczuwajac sie w cudze troski i bóle...A każdy chce znaleźc jakieś światełko w tym zyciu. kazdy chce móc wracać do kogos, kto czeka, kto jest bliski i zapewnia jakies poczucie bezpieczenstwa i spokoju.
      I ja ściskam Cię serdecznie Grazynko, dziekując za Twoje ciepłe słowa i zycząc Ci wszystkiego dobrego!:-))*

      Usuń
  4. Chyba popsuła mi się moja odporność na smutki, bo gdzie nie zacznę czytać, to płaczę. Z całego serca Ci współczuję Oleńko! Ja wpadam w panikę na myśl o szpitalu, no ale to już za Tobą. Jeżeli zmogły Cię trudy, troski i utraciłaś nadzieję na rychłą zmianę, to nie znajdą tego żadne analizy szpitalne. Niech przyjdą do Was całe stada spraw dobrych, radosnych, krzepiących serce i myśli, a Twoje ciało się rozpromieni razem z nimi!
    Bardzo bardzo Wam życzę dobra!

    ps. chyba, że gdzieś na dnie duszy, w głębokim cieniu, schowane przed całym światem i Tobą też, sączy się pragnienie o całkowitej zmianie życia. Prawdziwe pragnienie, nie dołek psychiczny, nie zniechęcenie. Nieprzemijające i dręczące. Wtedy trzeba będzie kiedyś zanim pójść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Madziu kochana! Przeczytałam Twoje słowa ze wzruszeniem...Tyle w nich przenikliwości, zrozumienia, empatii. Nie potrafie napisac nic wiecej, bo to dotyka zbyt mocno czegos tam, na samym dnie...
      Mnie też sie tak porobiło, ze popłakuję nad takimi rzeczami, które kiedyś nie zrobiły by na mnie wrazenia. Ach, człowiek z wiekiem coraż wrazliwszy sie robi. Taki przy tym bezbronny i bezradny...
      Dziękuję za Twoje słowa, za tę niesamowitą bliskość!***

      Usuń
  5. Cieszę się, że wróciłaś :-)
    Masz rację, trzeba albo mieć dużo pieniędzy albo być zdrowym, zeby się leczyć. Jest to niestety smutna rzeczywistość :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grażynko, ja tak naprawdę nie wiem, czy wróciłam, czy wpadłam tu na chwilę...Po prostu chciałam napisać o swoich ostatnich przeżyciach. Nie mam pojęcia czy ta chęć będzie nadal trwać.
      Na razie mysle o tym jak to dalej będzie, co zrobić by było lepiej..Lekarze, przychodnie, skierowania, bieganina, czekanie, jeżdżenie...A od jutra już snieg.
      Ciepłe pozdrowienia zasyłam Wam obojgu!:-)*

      Usuń
  6. Mnie dawno również nie było, oj dawno..a miałam takie przedłużone wakacje..wrócę za jakiś czas..ale dziś zaglądnęłam i widzę ,że i Ciebie Olu tu nie było i , że choróbska jakieś się Ciebie imają....Zdrówka Oleńko życzę, cierpliwości do lekarzy, właściwych i dobrych diagnoz!!!!
    Dobre Anioły niech Cię prowadzą i ścieżki do zdrowia wskazują:):) Bo ono cenne jak skarb:):
    Całusy i uściski śle:):
    Tulę
    Jola:):)
    Pisanie ma sens!!!!!
    I to jakie
    A czytanie Twych tekstów przyjemnością:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Jolu choć to blogowe pisanie i czytanie tak wciaga, taką sprawia przyjemność to czasem musi zejsc na dalszy plan, poczekać na lepszy czas. Tyle jest w zyciu spraw, które trzeba jakoś okiełznać i z sobą samą sie jakos wewnętrznie uporać.
      No i to zdrowie bezcenne. Niech jako takie będzie jak najdłużej. Zdrowie nasze i naszych bliskich.I uśmiech.
      Dziękuje Ci, Jolu że odwiedziłaś mnie i jak zwykle zostawiłaś kawałek swej ciepłej duszy!:-))*

      Usuń
    2. Zagladam tu zawsze z ciekawością i chęcią ogromną choć sama ostatnio na swego bloga czasu nie mam a tęsknie już troszkę,,,,,maść z żywokostu polecam:):) Moja mama wyleczyła kolana do operacji ale to musi być maść zrobiona a nie gotowa:):)
      Uściski!!!

      Usuń
    3. Czas na blogowanie na pewno będzie bardziej sprzyjajacy, gdy zrobi się całkiem chłodno na dworze, gdy nic nie będzie przeszkadzało w nalezytym skupieniu na pisaniu. Życze Ci kochana Jolu bys powróciłą wkrótce z radoscia i nowymi pomysłami na blogowe łono!
      A co do zywokostu to latem mnóstwo go jest na naszych łąkach. Jeszcze nie robiłam samodzielnie maści, ale moja sąsiadka zrobiła i smaruje sie nia co dnia. Raz jej to pomaga a raz nie. Jednak ciezka praca na wsi uszkadza stawy trwale i z niektórymi dolegliwosciami trzeba sie pogodzic i je zaakceptować.
      Uściski serdeczne i słoneczne Ci zasyłam. i cieszę się ,że zaglądasz do nas!:-))***

      Usuń
    4. Na stawy mikstura ze skóry świńskiej..nie żartuję ..podam ten przepis na blogu bo to szczególnie dla kobiet[ brak kolagenu}
      Ściskam
      Posyłam Anioły , to najlepsze lekarstwo na boleści ..zaglądają do naszej duszy i podpowiadają czego tak naprawdę chcemy, czego potrzebujemy....

      Usuń
    5. Mikstura ze świńskiej skóry...Juz chyba od kogos o tym słyszałam. Jesli pomaga, to czemu nie?!
      Dziękuję za tkliwe, mądre Anioły.
      Ciepło pozdrawiam Cię Jolu!:-)*

      Usuń
  7. tak po prostu:
    - cieszę się, że wróciłaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alis! W odpowiedzi zasyłam Ci swe ciepłe mysli!:-)*

      Usuń
    2. Olgo Jawor teksty są Tobą (w Tobie) tego jestem pewna! Załóż folder: {Może kiedyś na blog} i teksty tam wrzuć. Podasz je czytelnikom, gdy będziesz gotowa.

      Ja poczekam, lubię TU wpadać po dawkę energii, taką prawdziwą, nie na pokaz

      Pozdrawiam serdecznie i życzę dobrych pomysłów na trudniejsze momenty, hej :)

      Usuń
    3. Od dawna mam już taki folder, droga Alis...Tyle że niektóre teksty lubią się dezaktualizować a niektóre nie sa przeznaczone na bloga. Ale pewnie napiszę coś nowego, gdy poczuję przypływ siły i natchnienia a potem zamieszczę tutaj.
      Miło mi, ze lubisz tu zachodzić i dobrze sie tu czujesz.
      Uściski przyjazne Ci zasyłam dobrej, łagodnej w nastrojach jesieni życząc!:-)*

      Usuń
  8. Dobrze, że już jesteś, niedobrze, że nie znasz nadal przyczyny bólu głowy. Idzie czas odpoczynku od bieganiny letniej. Może się wyciszysz bardziej i głowa przestanie boleć.
    Losy staruszek... ja widzę je kiedy jestem u mamy. Zawsze po takiej wizycie czarna rozpacz mnie zalewa. I żal mi mamy, dla której już lepszej opieki nie znajdę i żal mi jej współlokatorek w pokoju, które mało co kojarzą, a wszystkie takie bezbronne i "bezosobowe".
    Pozdrowienia z okrutnie wichrowej Cieszyńskiej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry wieczór, Jaskółko! I ja licze na to, że zima przyniesie trochę odpoczynku. Byle tylko drzewa nam starczyło, bo juz ostro grzejemy a to przeciez dopiero początek chłodnego sezonu.
      Tak, smutna jest taka samotna, bezradna starość, może nawet bardziej gdy rozum nadal sprawnie działą i człowiek tak mocno nadal wszystko czuje a nic już nie możez e sobą zrobić...I jeszcze gdy młodzi traktują staruszków tak bezosobowo, z taką arogancją i irytacją...jakby to były przedmioty co zawadzają....
      U nas też bardzo wietrznie i zimno. A jutro ponoć także snieznie! Och, miejmy nadzieję, że jeszcze przyjdzie jakies ocieplenie.
      Uściski serdeczne Ci zasyłam z chłodnego Pogórza Dynowskiego!:-)

      Usuń
  9. A i jeszcze, pierwsze zdjęcie prześliczne. Jak ja lubię taki "chiński teatr cieni":)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję Jaskółko! Też mi sie to zdjęcie spodobało. Zrobiłam je moim ulubionym kwiatkom jesiennym - marcinkom podczas zachodu słońca!:-)

      Usuń
  10. Cieszę się,że jesteś życzymy zdrówka trejtka.

    OdpowiedzUsuń
  11. Oleńko może jakiś nerw dotyka nie tam gdzie trzeba? Ale tam, możać można długo, posłuchaj - niedaleko mieszka Ela z Pawłem, ona potrafi masować i zna różne masaże, wyślę Ci adres mailowy spróbuj z nią nawiązać kontakt. Ela jest uważna i delikatna, nic na siłę, sąsiadki masuje, dają jej za to jajka lub mleko czy miód, Oleńko spróbuj może by pomogła? Czy chcesz? ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sie zastanawiam...Bo ja teraz taki mam czas zabiegany...od lekarza do lekarza i w gospodarstwie też jeszcze robota. A najchętniej bym sie pod pierzyną zakopała i nie wychodziła stamtąd aż do wiosny. Ale prosze, wyslij mi maila swojej przyjaciółki. Moze spróbuję sie z nia skontaktować, zapytac przynajmniej...
      Dziękuję Ci Elusiu kochana za troskę i dobroć!:-))***

      Usuń
  12. Prosze uwierzysz ze snilas mi sie raczej inaczej (bylam w Waszym domu romawialam z Wami Cezary przygotowywal jakis posilek byl bardzo rozmowny Ty mowilas malo ) WIEDZIALAM Z COS SIE DZIEJE -wzruszyla mnie pani ze szpitalnej sali jest sama.................no sciskam lapke p.Gosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry wieczór, Gosiu! Niesamowite z tym Twoim snem! A wiesz - Cezary rzeczywiście jest o wiele bardziej ode mnie rozmowny. Ja zazwyczaj wolę słuchać...No popatrz - nie znamy sie, a jednak jest jakaś nitka tajemnicza miedzy nami!
      Pani Krysia ze szpitalnej sali...Kochany, wrazliwy człowiek. Bedę za nia tęsknić. Szkoda, ze daleko stąd mieszka. Nawet nie miałabym kiedy jej odwiedzić.
      i ja ściskam serdecznie Twoja łapeczkę!:-))

      Usuń
  13. I ja kilka dni temu zastanawiałam się co się dzieje pod niebem. Bo długo żadnych wieści nie było.
    Pięknie opisałaś, nawet tak przyziemną rzecz jak pobyt w szpitalu. Szkoda tylko, że przyczyn dolegliwości nie znaleźli. Wypocznij, zimą mniej obowiązków. może minie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję serdecznie Ewuś za Twoją pamięć i troskę!:-)*
      W szpitalach dzieje sie wiele ciekawych rzeczy. Z tego co mi sie przypomina niejeden pisarz znalazł juz w takich przybytkach natchnienie. Ja na przykład nigdy nie zapomne "Lotu nad kukiułczym gniazdem" i "Obłędu".
      Mam nadzieję zimą odpocząc nareszcie. Tylko jeszcze trzeba sie po lekarzach powłóczyc niestety. A to wszystko tak daleko stąd. To są własnie jedne z tych trudnosci mieszkania na wsi.
      Ciepłe pozdrowienia zasyłam!:-)*

      Usuń
  14. Pięknie napisane...
    Czytuję Was i teraz poczułam, że powinnam napisać.
    Pięknie powiedziała Pani do tj staruszki... Pięknie pani pisze...
    Sama postaram się zapamiętać te słowa.
    A kotki... Kotki będę miała tak długo, do póki starczy mi sił.
    Dużo dobrego życzę. I ciepła nie tylko z kominka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! Zawsze miło mi i ciepło na duszy, gdy odzywa sie do mnie ktoś, kto od jakiegos czasu podczytywał milcząco a w koncu postanowił sie odezwać. Wdzieczna za to jestem!:-))
      I proszę,,,możesz spokojnie mówic mi po imieniu. Tu na blogach nie mamy wieku ani innych ograniczeń ze zwykłej rzeczywistosci, gdzie trzeba sie jakostytułowac oficjalnie.
      Pisanie dla siebie, dla swoich bliskich, dla przyjaciół ma sens. Na pewno ma. Trzeba tylko pisać szczerze, z serca żeby móc sie po latach przejrzeć w tym pisaniu jak w lustrze i żeby ci, co znaja nas a czytają rozpoznawali nas w tym pisaniu bez trudu.
      Cieszę sie, że odwiedzasz miejsce "Pod tym samym niebem".Dziekuję za Twe zyczliwe słowa!
      Pozdrowienia ciepłe zasyłam!:-)*

      Usuń
  15. Olu widzę, że ten pobyt nie wspominasz najgorzej. I ja tak miałam kiedyś. Odpoczęłam, poczyniłam wiele spostrzeżeń, popatrzyłam inaczej na świat, na swoje życie, a i przekonałam się, że ze służbą zdrowia nie jest tak źle jak się narzeka. Pewnie im bardziej się jest chorym to tym gorzej... Cieszę się, że nie znaleźli nic w mózgu, inne sprawy pewnie da się zaleczyć. Napisałaś prześliczną opowieść. Ma dar od Boga - talent i dlatego pisz, pisz i pisz. Dla nas! :) Cezaremu pewnie łatwo nie było z całym gospodarstwem.
    Zapytam tu: czy jeszcze zaznamy smaku jajeczek od Waszych kurek? Niosą?
    Pozdrawiam gorąco. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Gosiu, rzeczywiście nie wspominam tego pobytu najgorzej. Spotkałam tam mnóstwo sympatycznych, zyczliwych ludzi. Odpoczełam. Wyspałam sie (bo dawali mi mnóstwo środków przeciwbólowych i nasennych!) Zrobiono mi kilka niezbednych badań. Tyle, ze wypisano mnie stamtąd z kilkoma nierozwiązanymi zagadkami...Cóz, trzeba będzie niestety dalej drążyć, szukać, a ja nie mam siły na to wszystko... W szpitalu prawie cały czas martwiłam sie o męża, bo on zarobiony tu był strasznie i nie miał nikogo do pomocy. Jak wróciłam i spojrzałam w jego twarz to od razu dostrzegłam ogromne zmęczenie i pomyslałam, ze jemu też bardzo dobrze by zrobił taki szpitalny odpoczynek.
      Przez długi czas nie miałam ochoty na pisanie. Nadal nie wiem, czy dam radę pisać tak często jak niegdys. Trybiki we mnie coraz bardziej skrzypia i nie dają sie skupić nalezycie na pisaniu!:-))
      Niestety, co do jajeczek to w tym roku raczej nie ma szans na nie. Kurki całkiem sie zbuntowały i ani jednego jajka teraz nie niosą. Nawet nie chcą juz z kurnika wychodzic, bo im chyba za zimno na zewnątrz. No i mnóstwo jastrzebi w okolicach teraz krązy. Coś mi sie zdaje, ze zima będzie sroga!
      Dziekuję Gosiu za Twą pamięc i ciepło! Pozdrawiam Cie przyjaźnie!:-))

      Usuń
  16. Zdrowia, spokojnego oddechu, odpoczynku - nie szpitalnego, ciepła w sercu, mnóstwa drobnych radości. Myślę, że Tego Ci trzeba, więc właśnie tego życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Inkwi droga! Wybacz, że wczoraj nie odpisałam Ci na Twój komentarz. Jakoś mi umknął w wieczornym zmęczeniu. Przegapiłam i tyle.
      Dziękuję Ci za ciepłe słowa, za zyczliwe zyczenia. Spokój i odpoczynek bardzo sa mi potrzebne. Mysle iż zdrowie w dużej mierze własnie od tego zalezy.
      Widze, że za oknem leży pierwszy snieg. Ładny, ale i groźny to widok, jesli parę spraw wciąz jeszcze jest do załatwienia. Mam nadzieję, że śnieg stopnieje a jesień da nam przynajmniej kilka dni na dokończenie tego, co zaczęte.
      Ściskam Cie serdecznie droga dziewczyno i raz jeszcze przepraszam za moja wczorajszą nieuwazność!:-))***

      Usuń
  17. Witaj Olu,bardzo się ucieszyłam widząc Twój nowy tekst,ostatnio nie schodziłas mi z mysli,ale tłumaczyłam sobie,że na pewno macie mnóstwo jesiennych prac,a może jakiś większy projekt robicie.Bardzo dobrze,że zostałas na badaniach,że uspokoiły Cię wstępne diagnozy.Tak smutne są losy starszych,osamotnionych ludzi,a tamta Pani miała szczęście spotkać Ciebie,bo jak zawsze umiesz wczuć się w sytuację pocieszyc i doradzić.Olu napisałas piękny tekst,pisanie ma sens zwłaszcza Twoje i czekamy na nie.Cieszę się ,że czujesz się lepiej,życzę dalszej poprawy zdrowia,pozdrawiam,,przesyłam uściski i mnóstwo dobrych myśli.Elżbieta J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry wieczór, Elżbietko! I ja ucieszyłam sie widząc Twój drugi tutaj,blogowy komentarz! Coraz lepiej Ci to idzie. Brawo!:-))
      Tak, odetchnęłam z ulga, ze nic mi w mózgu nie znaleźli. Tym bardziej, że na oddziale neurologicznym, na którym lezałam było tyle trudnych przypadków z porazeniami, krwiakami, guzami i tętniakami. Mózg to najwazniejszy organ człowieka. Uważam, iż tomografie powinno sie nam wykonywac co kilka lat. Tak łatwo cos przegapic, zbagatelizować a potem moze być za późno...
      Jak wiesz jestem zdania, że nic nie przydarza nam sie w zyciu przypadkiem. Widocznie miałam trafić na ten odział i móc poznac tę kochaną pania Krysię, móc wysłuchac jej cudownych opowieści, smiać sie razem z nią i smucic się jej trudnym połozeniem. Mam nadzieje, ze weźmie sobie do serca to, o czym rozmawiałyśmy w szpitalu i swymi wspomnianiami zapisze niejeden gruby zeszyt w kratkę!:-)!
      Zobacze, jak to będzie z moim pisaniem. Musze dojsc od siebie. Pojeżdzic jeszcze troche po lekarzach. I Cezary tez, bo ma problemy z kręgosłupem.
      Pozdrawiam Ciebie i Twojego Miłego z ciepłym usmiechem, zycząc w swoim i męza imieniu wszystkiego dobrego!:-))*

      Usuń
    2. Droga Olu dziękujemy za życzenia, dojechał małżonek i dołącza serdeczności i życzenia polepszenia zdrowia,nabieraj sił kochana pod opieką Cezarego.Pozdrawiamy Elżbieta i Hieronim.

      Usuń
    3. Elżbietko i Hirku! Dziekujemy za dobre słowa. Ściskamy Was serdecznie i dobrej, spokojnej nocy zyczymy!:-))*

      Usuń
  18. Pisanie ma wielki sens...
    Dałaś p. Krysi wspaniałą radę!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieje, Basienko, że pani Krysia wróciwszy do domu weźmie sie za to pisanie a jej ukochany kotek będzie obok mruczał jej serdecznie. Oby zdrowie tej wrazliwej, samotnej kobiety ustabilizowało się i pozwoliło jej na jeszcze kilka lat pogodnej, spokojnej starości.
      Pozdrawiam Cię z serdecznoscią!:-))*

      Usuń
  19. Chyba w końcu wywołaliśmy Cię, Olu na bloga ;)
    Te doktory ...... czasem niewiele pomogą, głupot nagadają, wynajdą coś bez sensu i radź sobie sama z tym natłokiem myśli i wiadomości.
    Ale dobrze, że chociaż głowę Ci dokładnie przebadali i nic nie znaleźli. Bo pewnie te bóle na tle nerwowym się pojawiły.
    W szpitalu to się człowiek nasłucha, naogląda, ciężkie klimaty .... ale być może uratowałaś nieszczęsnego kotka od dalszego pobytu w schronie, a i starszej pani podrzuciłaś pomysł, który wypełni jej dni i coś dobrego przyniesie :)
    Buziaki :******

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesli wołaliście cierpliwie zyczliwymi głosami, to byłabym głucha nie usłyszawszy tak miłych sercu nawoływań!:-))
      Te doktory...Nie chciałąbym narzekać na nich gremialnie, bo spotykam róznych. Niektórzy są cudowni. Niektórzy odwalaja swoją robotę jak najszybciej byleby pozbyc się kolejnego przypadku i iśc dalej. I ja muszę niestety isć dalej i kontynuować to męczące sledztwo a potem uleczyc sie wreszcie by poczuć sie znowu dobrze. No bo nadal nie wiem, na jakim tle te bóle bóle. Może i nerwowym...I kręgosłup też w nieciekawym stanie i stopy...A przecież dwa lata temu tańczyłam beztrosko na łące w długiej, niebieskiej sukience!
      nasłuchałam się i naogladałam w tym szpitalu. To prawda. Ale chyba było mi to jakos potrzebne żeby cos zrozumieć, no i zeby trochę odpocząc fizycznie od codziennej roboty. Mojemu męzowi też by sie taki odpoczynek przydał bardzo.
      W sprawie pani Krysi to mam wielką nadzieje, że naprawdę zapaliła sie do pisania. I że teraz siedzi w domu z kotkiem na kolanach. I ma spokój w duszy.
      Buziaki, Lidusiu i ciepłe pozdrowienia z mroźnego Podkarpacia zasyłam!:-))***

      Usuń
  20. Olu, może to od kręgosłupa szyjnego po wypadku...
    Kiedyś, kilkanaście lat temu byłam przez trzy tygodnie w szpitalu i do tej pory dobrze pamiętam wszystkie pacjentki z sali i jeszcze część spoza. Nawet wtedy myślałam, że to trzeba by gdzieś, kiedyś opisać, że to im się jakoś należy. Wracam czasem myślami do nich, do tych osobnych światów, które kiedyś spotkałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat w moim kręgosłupie szyjnym nic nie dojrzeli na przeswietleniach, ale między łopatkami owszem. Stawy biodrowe też zwyrodniałe. I parę innych rzeczy tez w nienajlepszym stanie. Ot, zbliża sie człowiek pomału do pięćdziesiątki i niestety wyskakują kolejne usterki.
      Te osoby poznane w szpitalu bardzo mocno zaszły mi w duszę. No bo naprawdę duzo o nich sie dowiedziałam. ta szpitalna rzeczywistośc odsłania sporo naszej intymnosci, otwiera na zwierzenia, odsłania tyle uczuć. I tyle jest róznych rzeczywistosci w zyciu, o które sie zahacza, w których sie jest tak głeboko. A potem chwila mija...Film się kończy a może przenika się nagle z innym filmem, z inna opowieścią...Pudełko w pudełku...Jakie to wszystko dziwne...
      Aniu!Jesli tak wyraźnie pamietasz tamten szpitalny pobyt a nawet wszystkie twarze pacjentek, to wciaz jest szansa, iż to opiszesz, ze kiedys sie to w cos ciekawego literacko wykluje!:-)*

      Usuń
    2. Wiesz, Olu, że gdzieś w głębi przechowuję nadzieję, że kiedyś to zrobię. Napiszę.

      Usuń
    3. To dobrze Aniu! Nie odkładaj tylko tego za bardzo, bo wiesz - los i jego niezbadane wyroki...
      Pozdrawiam Cię ciepło o snieznym poranku!:-)*

      Usuń
  21. Jak dobrze, że idzie zima, czas może odrobinę zwolni, będzie troszkę mniej obowiązków, to i odpoczniesz, Olu; ciepłe myśli posyłam, pozdrawiam Was serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony i ja cieszę sie na zimę ze względu na ten zwolniony czas i nadzieję na jakis odpoczynek a z drugiej martwie sie o te chłody, o opał, o drogi co wkrótce będą zaśniezone i oblodzone a tu do lekarzy, do miasta trzeba jeździć...
      Dziekuje Ci za ciepło i zyczliwosc, Marysiu i pozdrawiam Cię przyjaźnie!:-)*

      Usuń
  22. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  23. Witaj Oleńko z powrotem, tak bardzo się cieszę, że mogę przeczytać słowa kreślone Twą dłonią... że wraz z Tobą mogę popatrzeć na świat, zatrzymany w kadrze Twą dłonią. Ckni mi się okrutnie za Tobą, ale wiem jak to jest, gdy godziny galopują a dni migają niczym w kalejdoskopie... Jeszcze trochę i zima przyniesie ze sobą długie wieczory, szare godziny pełne rozmyślań, będzie można wolniej chodzić, dłużej spać i spokojniej żyć... i tylko do pieca trzeba będzie częściej wrzucać ;) Może te bóle głowy z jakiejś wewnętrznej niezgody samej z sobą są. czasem gdzieś na dnie duszy buntujemy się a tłamsząc to, wyzwalamy choroby... ciężkie do zdiagnozowania, wydawałoby się, że bez przyczyny nijakiej nas nawiedzające.
    U mnie zimno i wietrznie, i nadal sucho... sezon grzewczy rozpoczęty. Oby zima byla łagodna, bo można by rzec, że mój opał jeszcze w lesie a właściwie w składzie opalowym jest ;)))
    Ściskam Cię Kruszynko i serdecznie całuję! :)******

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Zosiu kochana! Wiesz jak cięzko było mi sie zebrać do pisania. Nadal nie wiem, czy dam radę wytrwać w tym stałym ciągu pisania, czytania, komentowania blogowego - potrzeba jednak do tego duzo sił i jasności mysli.A mnie to przychodzi i odchodzi. I do tego jeszcze te prace domowe i okołodomowe.I zmęczenie fizyczne. i zima, która przyszła zbyt wczesnie. Ojej, snieg lezy na polu...I wietrznie jak u Ciebie albo i bardziej bo tu tyle otwartych przestrzeni wokół. Duje i swiczy za oknem strasznie! Z tym opałem drogocennym u nas też nie za dobrze. trzeba będzie oszczędnie gospodarować a człowiek tak ciepła złakniony.
      A co do bólów głowy to może byc tak, jak napisałaś. To bardzo mozliwe, że cała przyczyna w psychice a nie w fizjologii.
      Mam nadzieje, ze opał przywiozą Wam wkrótce i wniosa, czy wrzucą go tam, skąd najwygodniej bedzie Wam go brać. Niech ta zima nas nie zmrozi. Niech przyniesie ten odpoczynek, to spowolnienie i spokój, za którym tęsknimy.
      Kochana moja bliska duszo - przytulam sie tkliwie i mnóstwo ciepłych mysli Ci zasyłam, ciesząc sie, że jesteś przy mnie!:-))***♥.

      Usuń
  24. Olenko, Jestes juz w domu - Twojej bezpiecznej przystani.
    Oddychaj pelna domowa piersia.
    Bardzo mnie ucieszyl Twoj post, dajacy wiele refleksji - zawsze mi towarzyszacych gdy Tu Was odwiedzam :)
    Tule mocno i serdeczne mysli przesylam :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jestem nareszcie w domu Orszulko. A na dworze dzisiaj bardzo wietrznie, zimno, snieżnie i deszczowo. Zimowo po prostu! W wiekszosci siedzimy wiec w domku i grzejemy sie od kuchennego pieca, zajadajac od czasu do czasu chrupiące naleśniki albo zupę dyniową, bawiąc sie z psami albo pieszcząc koty. Nie ma to jak domowe, swojskie ciepło i spokój.
      Ciepło mi na sercu wiedząc, że pamiętasz o mnie i tak pozytywnie odbierasz to moje, nasze pisanie. Dziekuję!
      Skwapliwie tulę się do Ciebie z ciepłym usmiechem i dobrej, spokojnej jesieni Ci zyczę!:-)***

      Usuń
  25. Oleńko na zwyrodniały (paskudy jedne) kręgi jednak najlepszy balsam z omułka, tylko niestety co dzień stosowany:
    "Ogromne możliwości terapeutyczne w zakresie zwalczania artroz i odbudowy tkanki chrzęstnej. Nie wywołuje skutków ubocznych. Balsam dobrze rozprowadza się na skórze". Albo:
    Dzięki ekstraktowi z zielonej małży dostarczane są naturalne glikozaminoglikany, które stymulują odbudowę tkanki chrzęstnej, zapobiegają procesom degradacji chrząstki i działają przeciwzapalnie. Stawy mogą się zregenerować, dochodzi do spowolnienia lub całkowitego zahamowania objawów zwyrodnienia stawów. [...] Suplementy z zielonej małży są używane zarówno profilaktycznie (u sportowców), jak i leczniczo (u osób w podeszłym wieku, które cierpią na choroby zwyrodnieniowe stawów).[...]

    Niezależnie od tego, czy chcecie Państwo uchronić swoje stawy przed zwyrodnieniami, czy też zrobić coś z istniejącymi już dolegliwościami stawowymi: ekstrakt z małży zielonej dostarcza w sposób naturalny tego, czego potrzebuje organizm. Degradacja stawów zostaje zatrzymana i tworzy się nowa tkanka chrzęstna".

    Mogłabym doda: jeść dużo krewetek, ryb, pić olej omega 3
    http://jardin24.pl/balsam-z-omulka-zielonowargowego-150-ml-na-stawy-zdrowe-stawy-p-10.html
    Jak już pisałam kiedyś, mam osobiste bardzo pozytywne doświadczenia z omułkiem, niestety nie wcieram co dzień, tylko gdy boli i wtedy przestaje boleć, powinnam co dzień ale ... zapominam gdy nie boli.
    Słoneczko kochane czas zadbać o siebie. Oleńko a masz może bursztyn? Jakieś kawałki większe mniejsze?
    dobrze byłoby na gołą skórę pod skarpety czy spodnie umieszczać, on ma działanie lecznicze nie tylko na tarczycę ale to będzie w moim poście niedługo bom była nad morzem i z ludziskami rozmawiałam :)
    Mocno przytulam cieplutko. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa ta maśc. Dziekuję za link. Poczytałam z zainteresowaniem o jej pozytywnym działaniu. Pomyslę jeszcze nad jej kupnem. A co do bursztynu, to mam tylko bursztynowy naszyjnik. Nie bedę go psuć, bo potem mi sie bursztyny gdzieś pogubią.
      Mój mąz masuje mnie przy pomocy maści rozgrzewającej. Nauczył sie tego troche na swoich fizjoterapiach. Powinno trochę pomóc.
      Krewetki uwielbiam, ale w Polsce są za drogie. Zostają ryby. tez niestety nie tanie - przynajmniej te dobre.Chociaż jest chlubny wyjątek od reguły - udało mi sie kupić ostatnio kilka tacek ze sledziami zielonymi. Uwielbiam je a od dawna ich już szukałam i zwątpiłam, ze na Podkarpaciu znajdę!
      A z tą tarczycą to trafiłaś w dziesiatkę. Z zainteresowaniem przeczytam Twojego posta o niej. Ty zawsze potrafisz napisać coś ciekawego, nietuzinkowego.
      Uściski przyjacielskie zasyłam Ci Eluś!:-))*♥

      Usuń
  26. Mnie rowniez zaniepokoila Twoja nieobecnosc na blogu. Zmartwilam sie, oj Olenko, najwyzszy czas pomyslec o sobie. Pracujecie bardzo ciezko i od czasu do czasu trzeba jednak sie przebadac, zarowno Ty jak i Cezary. Jestescie mlodymi ludzmi, moze to przemeczenie.
    Zbliza sie zima ,moze teraz znajdziecie wiecej czasu dla siebie.
    Pieknie opisalas panie przebywajace w szpitalu. Przykre jest to, ze tyle samotnosci jest obok nas. Niestety starosc nie udala sie Panu Bogu.

    Dbajcie o siebie Kochani, bo najgorsze co moze byc to chorbska i zwiazana z tym bardzo czesto bezradnosc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, droga Ataner.Trzeba koniecznie zwolnić, wsłuchać sie w swoje organizmy i ograniczyć ilośc obowiązków, bo zestarzejemy się w błyskawicznym tempie i szybko wypalimy jak kiepskie świeczki. Może rzeczywiście zima w tym pomoże.
      Samotności jest tak duzo - coraz więcej. Ona nie pcha się na afisz. Jest cicha, milcząca, ale wierna i bezlitosna. Dotyczy i ludzi starych i młodych. Jednak w przypadku starych łączy sie z ogromną bezradnościa i beznadzieją - szczególnie w tym momencie historii naszej ojczyzny, gdy młodzi zapracowani, zajęci walką o byt nie mają siły ani czasu by przejąć się i zajac losem starych.
      Ciepłe uściski zasyłamy Wam obojgu dziękując za pamieć i życzliwość!:-)***

      Usuń
  27. Pieknie opisana szpitalna rzeczywistość. Bardzo nie lubię szpitali i tak sobie postanowiłam, ze nigdy tam nie trafię. Ta, jak moja mama kiedyś, gdy ja miałam 7 lat, a u niej przypadkowo stwierdziono złosliwy guz, powiedziała wtedy , ze nigdy , przenigdy nie pójdzie do szpitala. I nie poszła, wyleczył ja jakis znachor ziołowymi miksturami. I tyle juz lat zyje w doskonałym zdrowiu. Tak, Olu te ziołowe mikstury sa najlepsze, wszak kiedyś ludzie tylko tym się leczyli, wierząc, że natura to najlepsza apteka. Bardzo wzruszyła mnie historia babci Krysi i jej kotka... z jakąż chęcia wziełabym te starowinkę i jej kotka do siebie, u mnie dom taki wielki, a ja też sama, więc byłybysmy we dwie i jak dobrze by nam było.
    Dobrze,że juz w domu jesteś i że Cezary dba o domowe ciepełko i ogień w piecu. Tak, ten ogień to magia, cieszy i uzdrawia.. Tez dzisiaj grzałam się z kotami przy kuchennym piecu. Odpoczywaj i ciesz sie Olu kazda chwilą,bo tylko te chwile tak naprawdę sie w życiu liczą... Sciskam Ciebie mocno i dużo dobrego zdrówka życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, Amelio! To cudowne, że Twojej mamie udało sie dotrzymać danego samej sobie przyrzeczenia i że znachor pomógł. Widocznie jesteś bardzo genetycznie i mentalnie do niej podobna, skoro i Tobie udaje sie wywinąc chorobom i szpitalom. Nie każdemu sie jednak udaje. I nie na wszystko zioła pomagają. A jesli nawet są zioła, które by pomogły, zaleczyły cos przynajmniej, to się o nich nie wie, nie stosuje, nie wierzy w ich pozytywne działanie albo zbyt krótko stosuje - stąd brak skuteczności. Też mam w domu mnóstwo ziół z moich łąk, a jednak na bóle głowy ani kręgosłupa nie działają.Potrzeba odpoczynku i jeszcze jakiegoś światełka, zelżenia trosk...sama nie wiem, czego jeszcze...
      Amelio kochana, pewnie pani Krysia nie chciałaby sie nigdzie przeprowadzać - wiesz, starzy ludzie przyzwyczajają sie do miejsca, nie lubią totalnych zmian. Mało kto z nich poważa sie w starszym wieku na przeprowadzkę. Ale sam Twój pomysł o zamieszkaniu razem jest cudowny. Masz takie dobre, wrażliwe serce.Może gdzieś blisko Ciebie też jest ktos samotny, komu mogłabyś pomóc? Tyle jest tej samotnej, smutnej starosci wszędzie. Tyle, że najczęściej kryje sie ona za zamkniętymi drzwiami. Casem tylko w oknie drżą firanki...I drżą serca tych staruszków, o których nikt nie pamięta...
      Czytałam wczoraj przejmujący artykuł o staruszkach, któzy są juz zbyt niedołęzni by radzic sobie sami a rekami i nogami bronią sie przed póściem do domu opieki. A szliby tam znacznie chętniej, gdyby pozwolono im zabrać tam ze sobą ich zwierzątka - kotki i pieski. Bo gdyby mieli je ze sobą, mieliby nadal namiastke domu. Niestety - surowe przepisy sanepidu i regulaminy tych domów najczęściej tego zabraniają.
      Zawsze najlepiej jest we własnym domu, w swoim swojskim cieple - byle by była obok jakaś żywa dusza. Choćby kot, choćby pies...I stare pamiątki. I ustalony, niezmienny porządek dnia. i spokój w sercu...
      Odpoczywam, Amelio. Zrobiło sie za zimno, by długo robić cos na dworze.A jednak sporo do zrobienia jeszcze jest. Gdy sie ociepli trzeba będzie sie za to wziać.
      Amelio!Serdeczne uściski Ci zasyłam i dobrej, spokojnej, pełnej ciepła domowego jesieni Ci zyczę!:-)***

      Usuń
    2. Olu, same ziola i nawet te najcudowniejsze nic nie zdzialaja bez wiary i pozytywngo myślenia... to jest najważniejsze, bo jakie mysli taki nasz świat. Dobre, pogodne mysli tworzą dobre pełne radości i zdrowia zycie. Ta energia, która w nas plynie jest diametralnie ważna dla naszego zdrowia. Negatywnych, smutnych mysli należy jak najszybciej się pozbywać, bo wyrzadzamy sobie nimi tyle szkody co złym jedzeniem. To mozna sobie wypracowac taki styl zycia i bycia ze wszystkiego zadowolonym, choc to napewno nie łatwe.
      I jeśli spojrzymy na nasze życie, to mamy przecież wszystko co nam do życia potrzebne... jestesmy zanurzeni w wielkim oceanie Obfitosci... a tak rzadko to zauważamy.
      A mnie się zdaje Olu,że Ty masz jakiś smutek w duszy... i dlatego Twoje ciało choruje. Kiedys lekarz leczył dusze i ciało, a właściwie zaczynał od duszy, uważając że jest to podstawa zdrowia... teraz już żaden lekarz tego nie robi i szkoda!
      Zyczę Tobie Kochana dobrych i pozytywnych mysli, a wszystko napewno bedzie dobrze!

      Usuń
    3. "Jesteśmy zanurzeni w wielkim oceanie obfitości" - to piekna i głęboka myśl Amelio. Sami jestesmy częścią tego oceanu i w sobie możemy znaleźć wszystko, co nam jest potrzebne. Tylko trzeba umieć nie przeoczyć a znalazłszy nie zgubić.Mało komu sie to udaje na stałe. Prawie każdy przezywa swoje wzloty i upadki. Szczęsliwi ci, co odnaleźli źródło spokoju i potrafią zawsze z niego czerpać. A przynajmniej łapać szczęsliwe chwile, wzmacniać sie nimi. Mnie sie to często udaje...
      Dziękuję Ci za wrazliwe, serdeczne słowa Amelio i i za to, iż patrząc poprzez monitor napotykam Twoje ciepłe, rozumiejące spojrzenie!:-)***

      Usuń
  28. Jak zawsze, pieknie napisane ...
    Mam nadzieje, ze teraz uda Ci sie nieco odpoczac i bedziesz mogla bardziej zadbac o siebie. Cieplutkie usciski i pozytywne fluidy sle z daleka. (Leciwa)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, Leciwa. Dziękuję za Twoje serdeczne myśli i dobre słowa.I ja mam nadzieje, że chłodniejsza pora roku da nam odpoczynek, spokój, i poprawę zdrowia. I Tobie też, bo pewnie też masz niedobór obu tych rzeczy.
      Gorące uściski Ci zasyłam i zyczliwe mysli!:-)*

      Usuń
  29. Trzy razy czytałam tego posta a potem jeszcze komentarze i odpowiedzi, bo tyle mam wątpliwości, emocji, niewiadomych. I chyba wszystkie one dotyczą tak Ciebie, Krysi, Zdzisi, Iwonki, Basi ... jak i mnie i mojego losu. Tak to już jest, że przepuszczamy i filtrujemy wszystko przez siebie, widzimy świat swoimi oczami, czujemy swoimi zmysłami.
    Napiszę wieczorem bo mam pomysł i propozycję. Przytulam czule.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, ano Krystynko! Wszyscy patrzymy poprzez własne doświadczenia, rozum, wrazliwośc. Porównujemy. Przenicowujemy. Przeżywamy. Szukamy bliskości w podobieństwach i obcości w róznicach. Wyciągamy wnioski na przyszłośc. Sądzę, iż niemal wszystko, co nas w zyciu spotyka jest czy powinno być jakąś nauką. Jednak nie zawsze ocenianie kogoś i czyichś potrzeb własną miarą jest właściwe. Czasem chcąs komuś zrobić dobrze jeszcze bardziej go krzywdzimy...
      Ojej! Az sie bojam, co to za pomysł i propozycja!:-))
      Buziaki zasyłam gorące!:-)*

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lektura lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost