środa, 4 czerwca 2014

Najtrudniej jest zacząć!




Każdy z nas czasem tak ma, że chociaż wie, iż coś koniecznie powinen zrobić, mimo wszystko nie robi tego. Odkłada. Ociaga się. Boi i wynajduje tysiące przeszkód i niemożności. Próbuje zapomnieć a wciąż natrętnie pamięta. W życiu doświadczyłam wielu takich stanów, w których wstydziłam się własnej niemocy i trwania w dziwnym kokonie nicnierobienia w nadziei, że coś samo się za mnie zrobi. Ale nie! Zawsze okazywało się, iż odkładanie czegoś, chowanie na dno szafy niczego nie załatwia a tylko pogarsza moje samopoczucie i samoocenę.

   Oczywiście istnieją też problemy z gruntu beznadziejne, za które ma ma po co się brać, bo z góry wiadomo, że się nie uda. Są też tak straszliwie trudne sprawy, że zdaje się, iż zupełnie przerastają nasze możliwości i wytrzymałość psychiczną. Często w moim życiu bywało tak, że gdy czułam się zgnębiona własną niemocą w jakiejś sprawie musiałam poprawić sobie szybko samopoczucie w inny sposób. Sprawić, że odzyskam wiarę w siebie i szacunek. Udowodnić sobie, że coś jednak potrafię i jakąś dziedziną mojej egzystencji władam. Zapracować sobie na jakiś erzatz w dużym stopniu mnie zadowalający. Zrekompensować sobie jakąś dotkliwą niemożność innym sukcesem osiągniętym dzięki swej sile ducha i ciała. 

   Przykład? Kiedyś bardzo długo nie mogłam znaleźć pracy. Sytuacja była kryzysowa a ja po wielu rozmowach kwalifikacyjnych i odmowach zaczęłam w końcu wierzyć, że sie do niczego nie nadaję, że jest mnóstwo lepszych ode mnie potencjalnych pracowników. Z tego wszystkiego zaczęłam szukać sobie jakiegoś odrywającego mysli od swego bezrobocia zajęcia. I wciągnęłam się w szkole mej córki w przygotowywanie dekoracji w jej klasie, w wykonywanie przeróżnych pomocy dydaktycznych. Stałam się omalże etatową mamą - opiekunką. Jeździłam z dzieciakami na wszystkie wycieczki. Spędziłam kilka pięknych, majowych miesięcy na zielonej szkole. Dzięki temu jakoś doszłam do siebie. Odpoczęłam. Odzyskałam nadszarpnięte ego. Co więcej, zdarzył się cud i wkrótce potem dawna koleżanka licealna poleciła mnie w swojej firmie. Wreszcie znalazłam upragnioną pracę!

   Gdy trzeba jestem osobą upartą i twardą a przy tym surową w ocenie samej siebie. To sprawia, że po dniach zawieszenia i samookłamywania odnajduję w sobie wreszcie siłę, konieczną do zrobienia tego, co mogę i co powinnam w danej sytuacji zrobić. Tak stało się i tym razem. Patrząc na siebie, na przybywające mi w zastraszajacym tempie kilogramy, na pogarszajacą sie wydolność organizmu oraz przeróżne dolegliwości, których ilość zaczęła się ostatnio drastycznie powiększać, wreszcie powiedziałam samej sobie - stop Olu! Tak dalej być nie może! Musisz coś ze sobą zrobić żeby dać radę żyć jeszcze długo, zdrowo i pracowicie. Musisz sporo schudnąć i udowodnić sobie, że nie jesteś jakąś łódeczką dryfującą bezwładnie po oceanie, lecz osobą o silnej woli i mocnym charakterze, która powinna coś dla siebie zrobić. Czas się za siebie wziąć i już!


   I wzięłam się. Od pierwszomajowego czwartku jestem na głodówce. Ścisłej. To znaczy, że nic nie jem a tylko piję przeróżne rzeczy: zbożową kawę, wodę, ziołowe herbatki oraz rozcieńczone soki. Trzy pierwsze dni głodowania przebiegły bezproblemowo. Trochę mi w brzuchu burczało, trochę głowa bolała i tyle. Najgorzej było czwartego dnia. Odczuwałam przeróżne bóle i kłucia w całym ciele.Jednak nie niepokoiłam się tym wiedząc z wielu książek poradnikowych oraz specjalistycznych stron w Internecie, że to objawy odtruwania organizmu. Po prostu w różnych częściach ciała odkładają się każdemu złogi, śmieci, sól i kamienie. Im jest się starszym, tym tego wiecej. U mnie najwięcej dolegliwosci skupiło sie na części krzyżowej i międzypiersiowej kręgosłupa oraz w jelitach. Bolało tak, że wiele razy w ciągu dnia musiałam się położyć i odpocząć, bo nie czułam się zdolna do żadnego wysiłku. Na  szczęście to była pochmurna niedziela, więc nie musiałam iść na pole ani w ogóle wiele robić. Byłam bardzo słaba i ogólnie jakaś otępiała. Podrzemywałam, ale budziło mnie łupanie w skroniach i przejmujace zimno, które odczuwałam mimo opatulenia w dwa koce. Nie chciało mi się ruszyć ani ręką ani nogą.Jednak mimo wszystko zwlekałam się od czasu do czasu z łoża boleści aby zrobić cokolwiek, bo przecież przez mój post zwierzaki nie powinny cierpieć. Im głodówka najzupełniej niepotrzebna!


   Pod wieczór zaczęły mnie gnębić marzenia o czymś słodkim. Na myśl o biszkopcie z kremem, galaretką i truskawkami kręciło mi się w głowie a usta były pełne śliny. Potem ni w pięć ni w sześć unaocznił mi się piernik z marmoladą i czekoladą. Poczułam wręcz jego upajający, korzenny zapach. Moje jelita ścisnęły się boleśnie a ja by się jakoś ratować napiłam się gorącej ziołowej herbaty z sokiem i położywszy się znów pod kocyk wzięłam się za książkę M.Tombaka "Jak żyć długo i zdrowo". Zatopiłam się zupełnie w tej mądrej lekturze i na szczęście, zapomniałam o zmorze słodyczy.

   Jednak kolejnego dnia, gotując dla Cezarego grochówkę z lubczykiem poczułam się bardzo smutna, gdyż zrozumiałam jak wiele smakołyków mnie omija i omijać przez pewien czas będzie... No trudno! Robię to wszak dla swojego dobra. To tymczasowa tortura na własne życzenie. Muszę teraz traktować jedzenie niczym nałóg, w trakcie leczenia którego jestem. Żadna krzywda mi sie przecież nie dzieje - tak mówia wszelkie poradniki. To tylko urlop od jedzenia. Daję memu organizmowi czas na odpoczynek od trawienia oraz na oczyszczenie się z tego, co w nim zbędne.Schudnę, poczuję się lepiej fizycznie i psychicznie, no i rzecz jasna postaram sie pilnować potem swej diety by znowu nie doprowadzic się do wyglądu pulpecika. Za kilka tygodni będzie już pewnie można zbierać jakieś warzywa z naszych grządek, pojawią się czereśnie i jabłka a więc zdrowe, pyszne jedzonko będę miała zapewnione!

   Od początku głodówki Cezary bardzo wspiera mnie we wszystkim, troszczy sie o mnie i pomaga więcej niż zwykle w obowiązkach gospodarskich. Oznajmił mi także, że jeśli nadal wszystko pójdzie mi tak dobrze, jak do tej pory, to i on się za siebie weźmie, bo też trzeba mu parę kilo zrzucić oraz pozbyć się bólów w stawach. Mąż codzienne patrzy na mnie wnikliwie i zauważa, iż tu i ówdzie wyraźnie mnie ubyło. Twarz nie jest już tak okrągła. I w pasie mniej już tłuszczyku. Podziwia mnie w mym karkołomnym postanowieniu, ale jednocześnie martwi się bym sobie jakoś nie zaszkodziła. A od czasu do czasu zajadając kanapkę z pachnącym pasztetem czy oszałamiająco wonnym ogórkiem pyta, czy się nie skuszę? W odpowiedzi uśmiecham się tylko i wypijam szklankę herbatki miętowej albo bzowej. A potem dalej robię swoje.


   Ile czasu mam zamiar głodować? Myślę, że tyle, ile wytrzymam. Przede wszystkim jednak chcę zrzucić tyle kilogramów, by mieścić się znowu w ulubionych spodniach. To od początku odchudzania taki mój prowizoryczny miernik, bo miałam przez pewien czas problem ze znalezieniem wagi łazienkowej. Nie działała, wiec kilka tygodni temu gdzieś ją schowałam. Po dwóch dniach postu znalazłam ją wreszcie. Skupiłam się mocno i wówczas naszło mnie przypomnienie, iż swego czasu wyniosłam wagę do naszej rupieciarni, czyli na strych. Przyniosłam ją, przetarłam a potem poprosiłam męża o natychmiastową wymianę baterii. Zważyłam się bojąc się ujrzeć na wyswietlaczu jakąś przerażającą liczbę, ale ucieszyłam się zaraz, gdyż okazało się, że nie jest ze mną aż tak źle! Do optymalnej dla mnie i zupełnie zadowalającej wagi brakuje mi około dziesięciu kilo. To przecież nie tak dużo! Zdopingowana tą pozytywną informacją poczułam się uskrzydlona i radosna a wszelkie problemy z głodówką odeszły, jak ręką odjął.


   Doszłam teraz w mojej głodówce do momentu, gdy jestem pełna sił, nic mnie nie boli, czuję się pogodna i wolna oraz mam wrażenie, że mój mózg działa sprawniej. Niczym się nie denerwuję i ze stoickim spokojem patrzę na rzeczy, które przedtem przyprawiały mnie o nerwicę i problemy ze snem. Nawet zaczynam wierzyć, iż te nierozwiązywalne sprawy, które są jak kłębek zamotanych straszliwie nici uda mi się w końcu rozsupłać. Moze coś mądrego wpadnie do tej mojej pracującej teraz na pełnych obrotach głowy i znajdę sposób na wyjście z impasu? I taka pełna jestem pozytywnych myśli, taka odmłodzona...Troszkę mi tylko żal, że ominie mnie coroczna uczta truskawkowa. Przecież teraz sezon na te owoce w pełni...



   A poniżej wierszyk, który napisałam wiele lat temu, gdy byłam w trudnej sytuacji i codziennie zmagałam się z przygnębiającymi myślami o własnej niemocy. Zbeształam wówczas siebie mocno tymi słowami i wreszcie popchnęłam się do czynu! 


                                                                      

Rusz się, rusz duszo niepozbierana
Zrób, co masz zrobić nareszcie
Nie tkwij w martwocie i rusz się zaraz
Wciągnij odważniej powietrze
Sama się w dołek swych obaw wkopałaś
Teraz się z niego wygramol
Bo czas ucieka, Ty tylko biadasz
I wciąż powtarzasz to samo
A że się boisz, a że nie umiesz
Dorosła a ciągle jak dziecko
Odnajdź nareszcie w swoim rozumie
Chwilę do startu konieczną
I działaj, działaj wbrew wszystkiemu
Bo strach jest gorszy niż dzianie
Wyzwól się wreszcie z jarzma lęku
Co się ma stać, niech się stanie!

P.s.
Do tej pory schudłam cztery kilo!:-)) 



 

40 komentarzy:

  1. Witaj kochana cieszę się że udało się schudnąć.Ja od października do marca schudłam 16 kilo.Piękny wiersz.Buźka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to gratulacje, Agatko! Zadowalające schudnięcie to piekna sprawa!
      Pozdrawiam serdecznie!:-)

      Usuń
  2. To świetnie, Olu, że Ci się udaje :))) Trochę truskawek szkoda, ale co tam. Są jesienne odmiany ;)
    Jakaż to ulga, kiedy człowiek pozbędzie się w końcu zalegającego balastu! Wczoraj wywaliłam np. reklamówkę tabletek - tzn. mąż zaniósł do aptecznego kosza. Od czegoś trzeba zacząć.

    Co do smakowitych wizji, to mąż miał podobne w szpitalu.

    Czy mogę skopiować Twój wiersz i na blogu umieścić ku pamięci? Jest naprawdę poruszający. Będę go czytać swojej duszy kilka razy dziennie.

    Powodzenia w dietowaniu :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuj skopiować ze strony a jak sie nie uda daj znać i przesle Ci wiersz na pocztę.
      Zdrowie najwazniejsze a waga ma na nie duży wpływ!
      Ściskam mocno Lidko!:-))

      Usuń
    2. Dziękuję, Olu, spróbuję :)
      Czasem ze spadkiem wagi mija sporo problemów.
      :))

      Usuń
  3. Gratuluję, tak trzymaj, dzielna kobieto :D :)!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana Olu, podziwiam Twoją wolę i wytrwałość. Ale przy tym mam nadzieję, że dostarczasz sobie w tych herbatkach i sokach tego wszystkiego, co Ci potrzebne. Trzymam kciuki za wytrwanie, choć myślę, że już jesteś po kryzysie. Mnie najbardziej byłoby żal truskawek...
    Twarda sztuka z Ciebie. :)
    Bardzo serdecznie Was pozdrawiam, ale Ciebie to aż ściskam z uznaniem wielkim. :)

    A co tam u Kurdybanka? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. A wiersz zagrzewający do boju duszę niepozbieraną - cymesik! :)

      Usuń
    2. W sokach i herbatkach mam witaminy i inne zdrowotne składniki. Myslę więc, że nie robie sobie krzywdy. Co do kryzysów, to z lektury ksiazek o dietach wiem, że mogą one przyjsc jeszcze nie raz. Np. teraz nie za dobrze sie czuję...
      Kurdybanek jest wielkim żarłokiem. Chodzi z nami na spacery bez smyczy i nawet sam juz próbuje bóźdź kozy!
      Fajnie Jolu, ze podoba Ci sie bojowy wierszyk.
      Pozdrawiam Cię ciepło!:-))

      Usuń
  5. Olga, przesadzasz kochana, po pierwsze nie jesteś bardzo gruba, a po drugie długotrwała głodówka nie jest dobra. Nie jedz słodyczy, ale proszę jedz mięso, jarzyny, owoce, musisz dostarczać energię i minerały! Przecież Ty ciężko pracujesz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obserwuję na bieżaco swoje samopoczucie łucjo. Jesli tylko poczuję sie tak źle, że nie bedę mogłą wytrwać w głodowaniu, to zaprzestanę tego i będę sie po prsotu odchudzać mało jedząc. Wprawdzie ciezko pracuję, ale apetyt dotąd miałąm koński - i takie tego rezultaty!
      Całusy Łucjo!:-))

      Usuń
  6. Przyznam, że trochę mnie przeraziłaś tą głodówką, przy tak wyczerpującym trybie życia ....
    Już samo to, że przy Waszej morderczej pracy, tyjesz, mocno mnie zastanawia.
    Jesteś pewna swoich wyników krwi? Hormonów tarczycy?
    Trzymam kciuki, żeby Ci się udało wyszczupleć, bez strat!!
    Ściskam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olgo, przepraszam Cię za ten wymądrzalski komentarz. Napisałam go zaraz po spotkaniu z sąsiadką, które mnie nieco zagotowało.
      Poza tym, sama nie robię żadnych badań i dlatego z taką łatwością zaleciłam je Tobie ....

      Usuń
    2. Dawno nie robiłam badań krwi Madziu (po raz ostatni jeszcze w Australii i były wówczas bardzo dobre. Mysle, że tyję, ponieważ bardzo zwolniła sie u mnie przemiana materii odkąd rok temu wkroczyłam w okres menopauzy.
      Dziekuję Ci kochana za troskę. I ściskam Cie bardzo gorąco!:-))

      Usuń
    3. Wiesz, ja mam sporą nadwagę i ani ciut silnej woli żeby się odchudzać, więc pewnie Ci trochę pozazdrościłam ....

      Usuń
  7. Jesteś niesamowita Olu!
    Naprawdę podziwam Cię, że zdecydowałaś się na głodówkę - która jest rzeczywiscie oczyszająca ale dla mnie przetrudna do wprowadzenia w zycie. Podziwiam Cię całą sobą!
    pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy raz w życiu robie cos tak bardzo radykalnego.I sama sobie sie dziwię, że daje radę.Po prostu mam dosć silną wolę i kiedy trzeba umiem jej użyć. Musze tylko uważać, by nie zaprzec siew oślim uporze i nie zaszkodzic sobie...
      Pozdrawiam Cie serdecznie Sylwio!:-))

      Usuń
  8. Z postu wynika, ze to juz miesiac. Spadek wagi jest optymalny, choc pozniej nie powinnas przekraczac trzech kilo na miesiac. Podziwiam Cie szczerze za zelazna wole i ogromne samozaparcie, zwlaszcza, ze musisz gotowac Cezaremu. Pokusa jest potworna, a Ty trwasz w postanowieniu poszczenia. No no!
    Chapeaus bas! Buzinki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, pomyliłam sie w tekstu posta. Głoduje od ubiegłego czwartku, czyli od pierwszego czerwca. Sorry!
      Pozdrawiam ciepło Aniu i dzięki za zwrócenie uwagi (tak sie chwale, że mój mózg pracuje teraz sprawniej, ale widocznie miewam jakieś zaćmienia!:-))

      Usuń
    2. Jeju, wiesz, ja też się zastanawiałam nad tym miesiącem głodówki, dlatego tak mnie wystraszyło, że tak długo już sobie odmawiasz jedzenia. Ale że się ogólnie za bardzo na tym nie znam, to ostatecznie przyjęłam, że to normalne. Tak czy siak, i tak Cię podziwiam, zwłaszcza że, jak napisała Ania, gotujesz Cezaremu - ja bym nie dała rady głównie przez to. Bo ze mnie łasuch jest. :)

      Usuń
    3. O rany, zawiodlas mnie! Juz myslalam, ze glodujesz tak od miesiaca i nadal tak swietnie sie trzymasz zamiast umrzec z glodu, a to dopiero kilka dni. Leee...
      Cofam te wszystkie zachwyty i wroce z nimi 1 lipca :)))

      Usuń
    4. Okrutna Pantero:-)))! Za miesiąc to już nie byłoby po co wracać. Głodówkę oczyszczającą można stosować kilka dni, potem trzeba przejść na zbilansowaną niskokaloryczną dietę. W przeciwnym razie to wyniszczająca głodówka. Apeluję do Ciebie, Olu, uwzględnij niewielką ilość truskawek w diecie. Ponoć wzmagają odchudzanie. Oczywiście bez cukru i bitej śmietany-))).
      Mnie też doskwiera nadmiar jakichś dziesięciu kilogramów:-).

      Usuń
  9. Trzymam wszystkie kciuki. :) Gorzej, wspieram własną osobą, :). Woda ciepła woda siły doda.
    Jest takie powiedzenie: boli? napij się wody.
    Piję ciepłą wodę czasem gorącą i też nie jem, nie to że przytyłam, bo nie od ostatniej głodówki, ale żeby się pozbyć zastarzałego bólu stawów, nie wystarczy jednorazowa głodówka. Powiedz swojemu Cezaremu by często pił tylko ciepłą mocno ciepłą przegotowaną wodę i jednak - jeśli chodzi o stawy, to najlepszym lekarstwem jest głodówka, tak twierdzą sami lekarze.
    Dziś też nie jem a woda pyszna jest zamiast herbatek gorąca i pomagająca na ból.
    "Boli - napij się wody." Serdeczności Olu jajca dotarły, idę przypomnieć o koncie mojemu ale może już wpłacił idę ciosać kołki. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciepła woda, powiadasz Elu? Musze wypróbować to panaceum, bo zimna jakos nie zawsze pomaga.
      Obie dzisiaj pościmy? Fajnie mieć kolezankę w diecie!:-))

      Usuń
  10. ...oj, nie wiem czy dałabym radę ...na szczęście póki co nie muszę się umartwiać żadną dietą, trzymam linię od lat,odkąd pamiętam nie robiąc nic a nic , ba nawet jedząc co mi przysmakuje, takie geny mam, po Tatusiu :) Tobie życzę wytrwałości i nie dawania się pokusom...
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, masz wielkie szczęście Meg, iz nie posiadasz skłonności do tycia. Niestety, ogromna większosc kobiet je ma. U mnie pojawiły sie one zwłaszcza po menopauzie.
      Pozdrawiam Cie serdecznie!:-))

      Usuń
  11. Jejku, trochę mnie przestraszyłaś, Olu, przecież Ty musisz mieć siły; nic nie wiem na temat głodówek, wiem tylko, że skoro zacznie się jakąś dietę, to potem trzeba kontynuować, żeby nie było efektu jo-jo z nawiązką, kiedy wróci się do starych nawyków żywieniowych; jesteśmy w tym wieku, kiedy nasz metabolizm maleje, a apetyt mamy wciąż ten sam, może wystarczy zrezygnować ze słodyczy, bo to największy wróg, nadmiar węglowodanów; nie wyobrażam sobie, jak potem je się po takiej głodówce, ale żeby garść truskawek szkodziła? żebyś sobie nie narobiła szkody w zdrowiu, szczuplej, ale bez takich drastycznych poświęceń, i za to trzymam kciuki, i pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Przeprowadzam regularne głodówki, zwykle jednodniowe, choc kiedys bywały i kilkudniowe, ale terazrobie je jedynie dla oczyszczenia organizmu, chudnac nie potrzebuje, bo przy mojej ustawicznej pracy chudnę sama i odkąd tu jestem i pracuję moja waga obnizyła się o 10 kg... i mysle ze juz nigdy, majac tyle do zrobienia raczej nie przytyję.
    Olu gratuluję odwagi i zamozaparcia. Po głodówce mozesz ugotowac sobie rosół z kaszy jaglanej, na jarzynach, ale bez pory... i zajadać go przez cały dzień, dostarczy Ci wiele energii, to prawdziwa kroplówka dla orgazizmu, a kasza jaglana zródło cennych witamin. Również woda ciepła z cytryna popijana małymi łykami dostarczy potrzebnej witaminy C.
    Ja czesto oczyszczam się samym jaglanym rosołem i herbatkami ziołowymi.
    A potem to juz tylko zdrowe odzywianie... ale gdy sie ma ogródek i tyle pysznych warzywek to pewnie nietrudne!
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  13. No nie wiem co o tym sądzić ? Mam swoja dietę. Umysł jasny jest kiedy jest wypoczęty.
    Dzięki Bogu nie muszę się odchudzać....
    Trzymaj się ciepło- no zimno to bywa, kiedy jestem głodna.......
    No nie wiem doprawdy co o głodówce sądzić ?
    A o tym co wcześniej napisałaś to jeszcze porozmawiamy...

    OdpowiedzUsuń
  14. Oj jak ja zazdroszczę Ci tej silnej woli.Też przydało by się zgubić ładnych parę kilo,ale jakoś ciężko mi to idzie.Od czasu jak wysiadła mi tarczyca dosyć sporo utyłam do tego jeszcze inne leki i strasznie trudno utrzymać wagę na odpowiednim poziomie,a chłopcy lubią dobrze zjeść to i gotować trzeba.No to ja tak stojąc nad garnkami pojem co nie co,a za lody to normalnie dała bym się pokroić.Pozdrawiam i wytrwałości w głodowaniu życzę.

    OdpowiedzUsuń
  15. O matko jedyna:( Nie wiem od czego zacząć i jak powiedzieć- gratulować, a potem współczuć, a może gratulowac i cieszyc się, że nie ma miejsca na współczucie? Jedno jest pewne. Zasługujesz na podziw:) Tylko tan głodówka... to może byc jednak niebezpieczne
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  16. Nooo, podziwiam :)
    Mi co prawda nie zagrażają zbędne kilogramy, ale bym chyba nie dała rady tak o głodzie :)
    Wytrzymuję tylko przerwę nocną i od 9tej do 16 stej (obiad ) :)
    Buziaki i powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Podziwiam Twoje samozaparcie i odwagę. Takiej głodówki bez lekarza kontroli nie odważyłabym się prowadzić. Ja ostatnio stosuję dietę starą jak świat czyli ŻP. Już spieszę z tłumaczeniem dla ciekawych tzn żryj połowę. U mnie najczęściej działa, oczywiście dopóki wytrwam w postanowieniu ;) Pilnie obserwuj swój organizm, cobyś nie narozrabiała czasem :)
    Jakby co to jestem obok Ciebie i podtrzymuję Cię pod łokieć :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Kochani! Dziekuję Wam wszystkim za komentarze, słowa wsparcia i cenne rady. bardzo to wszystko biorę sobie do serca. szczególnie teraz, gdy diametralnie zmieniła się sytuacja. O tym, co się u mnie zmieniło piszę w następnym poście.
    Dziekuję Wam raz jeszcze!

    OdpowiedzUsuń
  19. Drastyczne metody nie są dobre. Do głodówki powinno się nie tylko siebie ale swój organizm przygotować ( nie mówię o jednodniowej każdego tygodnia). W tym czasie fizyczny duży wysiłek odpada. Upewnij się czy robisz wszystko dobrze, nawet poradź się lekarza by sobie nie zaszkodzić.

    OdpowiedzUsuń
  20. Olu, najważniejsze, to cieszyć się życiem, a Ty to robisz!

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieśni pieśń piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost