piątek, 7 czerwca 2013

Emigrantki, cz.5 - "Shadi - fala smutku"




   Shadi cechował życzliwy i pełen szacunku sposób traktowania innych ludzi. A przy tym była pełna prostego poczucia humoru, dlatego nie znalazłaby się chyba ani jedna osoba w klasie, która nie darzyłaby sympatią tej kobiety i nie chciała jak najwięcej w jej towarzystwie przebywać. Iranka lubiła zabierać głos na każdy nieomal temat, ale miała też dar uważnego, cierpliwego słuchania swoich rozmówców. Dodatkowo jej pogodne, serdeczne usposobienie sprawiało, iż ludzie otwierali się przed nią i traktowali jak ukochaną siostrę.
   Wydawać by się mogło, że Shadi nie ma żadnych zmartwień a jej życie biegło dotąd prostą, pogodną ścieżką. Przyszedł jednak czas, gdy Shadi opowiedziała mnie i Tunde swoją smutną historię. Historię, trudną do zrozumienia i zaakceptowania dla nas, Europejek, przyzwyczajonych do bardziej liberalnego prawodawstwa i nieco lepszego traktowania kobiet. A pretekstem do tego zwierzenia był temat opieki nad dziećmi, którym od kilku lekcji zajmowaliśmy się w klasie i opowiadaliśmy sobie o sposobach wychowywania dzieci i problemach z nimi w poszczególnych krajach. Shadi wyjątkowo dla niej nie zabierała głosu w dyskusji. Zerkałam na nią i dostrzegałam głęboką zmarszczkę rysującą się między jej brwiami. Najwidoczniej czymś się martwiła. Czyżby tym, że nie miała potomstwa i nic nie zapowiadało by w jej wieku mogła jeszcze zostać matką?

  Tego dnia, jak zwykle, wracałyśmy razem ze szkoły a Shadi w pewnym momencie stanęła w milczeniu przed wystawą sklepową z zabawkami oraz ubrankami dziecięcymi a potem ni stąd ni zowąd szepnęła.
- Tęsknię za moim synkiem...

Z oczu Iranki ciekły łzy. Stała jak wmurowana w miejscu a my z Tunde popatrzyłyśmy na nią pełne współczucia, ale jednocześnie zdumienia oraz zaskoczenia jej nieoczekiwanym wyznaniem.

- To Ty masz syna? A dlaczego nam dotąd o tym nie powiedziałaś? I gdzie on jest? – wykrzyknęła Tunde i spojrzała na mnie porozumiewawczo, bo dziwne nam się teraz wydało to tajemnicze zachowanie naszej przyjaciółki. Tunde miała zwyczaj zawsze mówić prosto z mostu o tym, co myślała i ta jej szczerość czasami wydawała mi się zbyt obcesowa a innym znów razem doznawałam ulgi, gdy wyręczała mnie, pytając o coś, o co ja nie miałabym odwagi zapytać.

- Nie pytałyście, więc nie mówiłam – szepnęła Shadi ocierając rękami łzy i patrząc na nas bezradnie.
- Może pójdźmy gdzieś usiąść dziewczyny. O tej porze w parku przy plaży jest pełno pustych ławek. Chodźmy tam. Usiądziemy sobie w cieniu i spokojnie porozmawiamy – zaproponowałam, uznawszy, że skoro Shadi zapoczątkowała swoje trudne zwierzenia, to trzeba ten temat kontynuować i dać się jej wygadać do końca.

Ulokowałyśmy się w cieniu ogromnego eukaliptusa. Nad naszymi głowami stado zielonych papug skrzeczało zajadle a Shadi zapatrzona w misternie ułożone płytki, którymi wyłożone były parkowe alejki milczała. Wreszcie Tunde chrząknęła znacząco, przerywając to jej przedłużające się milczenie i poprawiwszy niesforny kosmyk włosów, wciąż wpadający jej do oczu wyznała ponuro:

- A ja od dwóch lat staram się z mężem o dziecko i nic!

- Jesteś jeszcze młoda! Najważniejsze, że się kochacie i czujesz się z nim szczęśliwa – rzekła Shadi, przechodząc do naturalnej dla siebie roli pocieszycielki.

- Jeszcze zdążysz Tunde! – dodałam i ja.
 - Musicie tylko mieć więcej czasu dla siebie i nie stresować się tymczasowym brakiem efektów! – mówiłam z uśmiechem a Shadi, której zrobiło się chyba trochę lżej na sercu zaczęła wreszcie swą niewesołą opowieść.

- Pochodzę z dobrej, dość bogatej, ale bardzo tradycyjnej rodziny. A ja zawsze byłam posłuszną, ufną w nieomylność decyzji moich rodziców dziewczyną. Dlatego nie protestowałam, gdy mój ojciec za aprobatą matki znalazł dla mnie bardzo odpowiedniego, według nich kandydata na męża. I poślubiłam Alego mając dwadzieścia dwa lata, nie znając go właściwie i nic o życiu jeszcze nie wiedząc. Byłam ufna w wyroki boskie i mądrość starszych ode mnie krewnych. We wszystkim zdałam się na rodziców i męża, który był dużo ode mnie starszy oraz jako ważny urzędnik państwowy bardzo przez moich rodziców ceniony. Potrafił załatwić wiele trudnych spraw. Miał wszędzie kontakty i znajomości. Bardzo imponował mojemu ojcu, który przy takim zięciu wiele potrafił skorzystać i wraz z nim wspinać sie po szczeblach urzędniczej kariery.
-Przez kilka lat nie umiałam zajść w ciążę, dlatego Ali zawoził mnie do różnych specjalistów by stwierdzić, co jest przyczyną naszych niepowodzeń. Lekarze nie znaleźli jednak żadnych błędów w mojej budowie. Także mąż był zupełnie zdrowy. Kazali próbować i nie zrażać się niczym – Shadi nabrała oddechu, po czym cichym, nabrzmiałym tłumionymi emocjami głosem kontynuowała swoją opowieść.

- Jakże byliśmy szczęśliwi, gdy po kilku latach bezowocnych starań nareszcie stałam się brzemienna!
-Lekarze nakazali mi ogromną ostrożność, więc cały okres ciąży przeleżałam w łóżku, a ogrodnik oraz dwie służące zatrudnione specjalnie przez Alego wyręczali mnie we wszystkim.
-Jednak, gdy pewnej nocy szłam do toalety wykryłam, że w living roomie jedna ze służących wyręczała mnie także w obowiązkach małżeńskich! – wzburzona kobieta na nowo przeżywała starą historię a w jej oczach błyszczała mieszanka bezsilności, gniewu i rozpaczy.

- Nakryłam ich na gorącym uczynku. Zrobiłam mężowi awanturę. A on zamiast się pokajać i wyrzucić z domu tę służącą złapał brutalnie moje ramię a następnie odprowadził mnie z powrotem do łóżka przykazując, bym nikomu nie odważyła się wspomnieć o tym, co tam widziałam!
- W kilka miesięcy potem urodziłam ślicznego, zdrowego chłopczyka. Nazwaliśmy go Amin. Nacieszyłam się nim zaledwie pół roku a potem mąż wyrzucił mnie z domu, oskarżając o romans z ogrodnikiem!
- Nikt z rodziny nie chciał słuchać moich tłumaczeń. Nie dawano mi zupełnie wiary, iż to fałszywe oskarżenia. Aż wreszcie zupełnie niewinna, lecz bezradna, pod przymusem opuściłam willę Alego i wróciłam do domu rodziców.
- Myślałam, że chociaż oni mi uwierzą! Przecież znali mnie najlepiej i mogli się domyślać, że to jakiś absurd i szyta zbyt grubymi nićmi intryga! A jednak nie powiedzieli nic w mojej obronie. Bali się narazić wpływowemu Alemu i stracić dobre imię oraz wszystkie wielce korzystne apanaże, które zapewniał im mój mąż. Rodzice chłodno przyjęli mnie do siebie i nakazali milczenie, bym nie narażała się na surowe kary przewidziane w naszym kraju dla cudzołożnic!

Shadi znowu umilkła. Oddychała tylko głęboko a w jej dobrych, pięknych oczach skrzywdzonego dziecka błyszczały ogromne łzy. Wreszcie uspokoiła się i drewnianym, głuchym głosem dokończyła swą straszną historię.

- Mąż szybko i sprawnie przeprowadził rozwód. Kilka miesięcy potem ożenił się z ową służącą. Mnie wypłacił połowę posagu, który wniosłam do tego małżeństwa. I to tyle…

- A co się stało z małym Aminem? – wykrztusiłam zdruzgotana tą przerażającą opowieścią.

- Ali zakazał mi wszelkich kontaktów z synkiem – odparła cicho kobieta – Nie wolno mi było nawet zbliżać się do domu byłego męża…Wiadomości o Aminie uzyskiwałam przez lata od drugiej z owych służących, której było mnie żal i niekiedy spotykała się ze mną, opowiadając o synku.Widziałam go kilkakrotnie, ale tylko z daleka...

- Dzisiaj Amin jest już prawie dorosłym, młodym mężczyzną. Nic o mnie nie wie. Chyba powiedziano mu, że nie żyję…
- Przez cały czas mieszkałam w tym samym, co on mieście. Studiowałam na dwóch kierunkach, doktoryzowałam się, zajmowałam się pomocą dla ubogich. Wszystko po to by być blisko syna i by zająć sobie czymś cały ten czas.

- Przez długie byłam sama. To znaczy, owszem, miałam wielu przyjaciół, ale nie chciałam zaufać ponownie żadnemu mężczyźnie.
- Aż rok temu moja siostra poznała mnie z Dżabim. Zaiskrzyło między nami. Poczułam się z nim bezpiecznie i spokojnie. On przyjechał do Teheranu w odwiedziny do swych krewnych a na stałe mieszkał już od kilku lat w Melbourne. Namówił mnie byśmy się pobrali i zamieszkali tu razem. Powiedział, że jestem jeszcze młoda i powinnam spróbować znaleźć w życiu szczęście.
- I wiecie co, dziewczyny? Nie żałuję, że za niego wyszłam. To naprawdę dobry, wrażliwy człowiek. Zna moje największe marzenie i razem ze mną wierzy, że kiedyś się ono spełni.

- Jakie to marzenie Shadi? – zapytała nieśmiało przejęta jej opowieścią Tunde.

 Shadi uśmiechnęła się w odpowiedzi a jej myśli poszybowały gdzieś bardzo daleko, nadając jej twarzy natchniony, błogi wyraz.

- Za kilka lat mój syn będzie już dorosły a wkrótce potem uzyskam obywatelstwo australijskie. Jako obywatelka Australii będę traktowana na zupełnie innych niż do tej pory prawach. A wtedy pojedziemy z Dżabim do Iranu i spotkamy się z Aminem. Wówczas opowiem mu moją historię i zaproszę tu do siebie. Mam nadzieję, że Amin jest mądrym, dobrym człowiekiem i wybaczy mi, zrozumie to wszystko, co musiałam przejść przez te lata. Wierzę, że jeszcze będziemy razem… - wyszeptała Shadi a Tunde uściskała mocno. Ja wzięłam drobną dłoń Shadi w swoją dłoń i pogładziłam ją delikatnie.

- Wiesz Shadi, może to głupie prosić cię o to w tej chwili, ale zawsze uwielbiałam perskie baśnie z tysiąca i jednej nocy. A najbardziej tę o Aladynie. Czy mogłabyś opowiedzieć nam tu teraz przynajmniej początek tej baśni? Moim marzeniem było zawsze posłuchać jej w oryginalnym języku – wyszeptałam patrząc w błyszczące od łez, rozmarzone oczy przyjaciółki.
- Tak, to cudowna opowieść Olgo. Każdemu przydałby się czasem taki dżin z lampy, prawda? Ale wiecie co? Myślę, iż jednak lepiej jest osiągać sukcesy uczciwym, wytrwałym staraniem i dobrym sercem – odrzekła wyrwana z zamyślenia Shadi a potem swym pięknym, dźwięcznym głosem opowiedziała nam po persku tę starą, wspaniałą baśń o spełnianiu życzeń…

   Długo jeszcze siedziałyśmy tego dnia na parkowej ławce i zasłuchane w słowa Shadi patrzyłyśmy na pobliski ocean i linię horyzontu, poza którą kryły się tajemnice naszej nieprzewidywalnej przyszłości…




24 komentarze:

  1. ...
    zawsze raziły mnie takie właśnie niesprawiedliwości, tak jak dawno przestałam zachwycać się bajecznie kolorową kulturą Indii, kiedy dowiedziałam się ile bólu jest w życiu Hindusek, my na zachodzie dochodzimy do jakichś absurdów w walce o nasze "prawa", przez co tak na prawdę gorzej na tym wychodzimy, a tam kobiety cierpią i znaczą tak niewiele ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niesprawiedliwośc i poczucie druzgocącej bezsilnosci moga człowieka spotkać wszędzie. A każda rzecz, jak sie okazuje, ma awers i rewers. Piekno i brzydotę. Radośc i smutek. A nawet najszczęsliwsi z pozoru ludzie chowają w najskrytszych zakamarkach duszy ból i gorycz.
      Myslę, ze to dotyczy kobiet i męzczyzn w każdym zakątku świata...

      Usuń
  2. Wstrzasajaca historia, jednak wiele podobnych ma miejsce. Mezczyzni islamu maja wszelkie prawa, zarowno do zon, jak tym bardziej do dzieci, szczegolnie synow. Zachodnie kobiety, ktore maja odwage poslubic muzulmanina i pozniej nie wytrzymuja presji zycia w zwiazku z nim, traca swoje dzieci, bo nie maja do nich zadnych praw. Islamskie kobiety nie maja wyjscia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, tak właśnie jest. Przy całym pięknie orientalnym uroku tamtejszego kraju, tym bardziej wstrząsa jego drugie, ponure oblicze. Shadi została okrutnie i niesprawiedliwie potraktowana przez los i co gorsza przez najbliższych.Gdy skrzywdzi nas ten, kogo kochamy, to boli nas wtedy najbardziej.Niesamowite było to, ze mimo tak ciezkich, traumatycznych przejsc Shadi potrafiła mieć w sobie tyle pogody ducha, dobroci i wiary, którą dzieliła się ze wszystkimi...

      Usuń
    2. To bez watpienia bardzo silna kobieta, ktora mimo rozrywajacego bolu i tesknoty, umiala zyc dalej, a nawet odwazyla sie zaryzykowac po raz drugi. Podziwiam determinacje takich ludzi, ja sama chyba bym sie zalamala. Dobrze, ze chociaz w rodzicach mam wsparcie.

      Usuń
    3. Tak, trzeba mieć w kimś lub w czymś wsparcie. Takim oparciem dla Shadi była jej niesamowicie silna wiara w Allaha. Wielu ludziom w beznadziejnych, wydawałoby się przypadkach,tak głęboka wiara pozwala iść dalej mimo wszystko i być silnymi w prawie nieludzki sposób.

      Usuń
    4. I to wlasnie jest nie moja bajka. Ale jak kto lubi.
      Wazne, zeby znalezc JAKIEKOLWIEK oparcie, w przeciwnym razie nie byloby szansy podniesienia sie po upadku.

      Usuń
    5. Tak, wazne by mieć jakiekolwiek oparcie - w sobie, w bliźnich, czy w wierze. Najgorsza jest kompletna samotnosć i wynikająca z niej, zabijająca radosc zycia bezradność.Mozna być samotnym w klasie,w pracy,internecie. Samotnym w małżeństwie, samotnym w rodzinie i wśród przyjaciół - jesli nie ma się lub nie potrafi się mieć zupełnego zaufania do tych ludzi i nosi sie swój ciezar w sobie, nie umiejąc sie nawet nikomu ze swego bólu zwierzyć.Czasem przeciez samo zwierzenie trochę koi, bo zdejmuje na chwile cięzar z serca. I chyba dlatego Shadi zrobiło sie wówczas nieco lżej...

      Usuń
  3. Dzielna kobieta...
    Serdeczności:)
    Ps...a zdj. doskonale dobrane, przypływ-odpływ ...jak życie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, bardzo dzielna, niezwykła kobieta - nie wiem, czy ja na jej miejscu nie postradałabym zmysłow z rozpaczy.
      Każdego w mniejszym czy wiekszym stopniu dotykają te przypływy i odpływy. Radość, smutek, siła, bezsilnosc, wiara, niewiara, ulga, stres - samo zycie.
      Pozdrowienia zasyłam!:-)

      Usuń
    2. ...dokładnie tak!
      Miłego weekendu! :)

      Usuń
    3. I Tobie też zyczę miłego, bezdeszczowego nareszcie weekendu Meg!:-)

      Usuń
  4. Smutna historia! I niestety bardzo ale to bardzo często spotykana w krajach gdzie rządzi islam. kobiety nie znacza nic. Mam nadzieję, ze Shadi spotkała się ze swoim synem, choć tak prawdę mówiąc to spotkanie mogło być dla niej tylko rozczarowaniem i bólem. Bo ona w swoim wyobrażeniu idealizuje swoje dziecko, liczy na jego madrośc i zrozumienie, a może sie okazać, ze jest to kopia własnego ojca bez szacunku dla kobiet, rodziny i nei znający słowa miłość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego podziwiam Shadi i bardzo szanuję za jej siłe, wiarę, mądrosc zyciową i niezywkłą dobroć. To typ człowieka, który potrafi naprawdę wiele znieść. Ktoś inny załamałby sie i popadł w depresję, a ona szła przez zycie z ciepłym usmiechem na ustach i z wiarą w ludzi.
      Może napiszę o niej jeszcze jeden post...

      Usuń
  5. To bardzo smutna historia, ale mam nadzieję że skończyła się dla Shadi dobrze, poznała się na nowo ze swoim ukochanym synkiem , którego jej odebrali Oleńko masz wielki dar pięknego pisania opowieści . Pokuś się na napisanie powieści. Czytam z wielką przyjemnością Twoje opowiadania i zapamiętuję je . Są takie interesujące i wzięte z życia. Czekam oczywiście na ciąg dalszy. Życzę Tobie i Cezaremu pięknej niedzieli. Buziaczki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alinko! Bardzo Ci dziękuję za tak serdeczne i wspierające mnie na duchu słowa. Pisanie to moja pasja, ale wciaz jeszcze dojrzewam do tego, by wyjsc z tym co piszę do świata.
      Ciag dalszy opowieści o emigrantkach nastapi, ale muszę miec czas i siły na pisanie. Teraz nareszcie jest dobra pogoda, więc jestem zarobiona w ogrodzie i na polu.
      Serdecznosci zasyłam!:-))

      Usuń
  6. Mam nadzieje, ze Shadi udalo sie spotkac z synem. Straconych lat bez niego juz nigdy nie odzyska ale moze udalo jej sie z nim zaprzyjaznic. Jestem bardzo ciekawa, czy znsz jej dalsze losy.

    Usciski Olenko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, znam jej dalsze losy Ataner. Zamierzam opisać ciąg dalszy historii Shadi, tylko potrzebuję czasu i siły. Odkąd znowu jest ładna pogoda zwiększyła mi sie ilosc pracy na dworze i nie mam kiedy siaść, by kontynuować ten cykl.
      Serdeczne mysli zasyłam!:-)

      Usuń
  7. Oj jak dobrze, że znasz Jej dalsze losy.
    Byłoby strasznie, gdyby syn był kopią ojca. Ale jak tyle lat coś w człowieka wpajają to jak może być inaczej.
    Ale może też Jej Allah czuwał nad nią i syn Jej wszystko wynagrodzi.
    Alem sobie pogadała :)
    U nas dwa ostatnie dni - piękna pogoda, wszystko rośnie w oczach.
    I zwierzaczki i roślinki :)
    Robota wokół domu na okrągło :) Ciągle jest coś do zrobienia.
    Tak sobie czasami myślę, że osoby które chcą zamieszkać na wsi i coś trzymać to powinny zamieszkać u kogoś na wsi i tak przez dwa tygodnie, conajmniej, wykonywać wszystko za gospodarzy :)))
    Miałyby już jakieś pojęcie o sielance na wsi :))))
    Teraz sobie pomarudziłam,a co tam.
    I całuski przesyłam :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A propos roboty na wsi - od groma jej jest! Człowiek biega w tę i we wtę, jakby motorek w czterech literach miał a i tak nie nadąza ze wszystkim. Wyplewi tu, zarośnie tam. Nakarmi jedne kury, to znowu kurczaczki jeśc wołają. Zepsuje się coś. Trzeba naprawić albo do miasta po nowe jechac.Posprzatać. Zwierzakom i ludzim jeść ugotować. Z sąsiadami przez płot pogadać. Trawę kosić w ogrodzie i na polu. Przewrócić ją na polu żeby dobre siano było a tu deszcz i na nic to przewracanie. Piskleta sie wykluwaja. Nastepne jajka do inkubatora czas wkładac.Intensywnośc tego wszystkiego jest niesamowita! gdziez by kiedys człowiek jeszcze w mieście mieszkając wyobrazał sobie, jakie naprawdę jest to zycie na wsi. Bo pieknie jest bardzo, ale i trudno. Wieczorami człowiek nogami ledwo powłóczy a rano zrywa sie skoro świt i znowu bieganina od początku.
      Dzisiaj pada, a a wiec chwila wytchnienia przynajmniej od prac polowych, bo cała reszta bez zmian.
      Ale nie narzekam - mimo wszystko jest pieknie, a zycie ma sens i mocny smak. Nie ma miejskiej miałkości i klaustrofobii.
      Mireczko - masz to samo, a wiec dobrze sie rozumiemy, prawda?
      Uściski serdeczne przesyłam o poranku!:-))

      Usuń
  8. Dawno mnie u Ciebie Olgo nie było.
    Przeczytałam wszystkie historie i właśnie ta jest najboleśniejsza.
    Straszne jest prawo, które odbiera kobiecie wszystko; szacunek i największą miłość życia- dziecko, za którym wiecznie tęskni.
    Miałaś tę możliwość, że mogłaś porozmawiać,pobyć z kobietami , wychowanymi w innych kulturach, innym świecie, tak różnym od naszego...
    Szukają swojego miejsca na ziemi, szczęścia na obcej ziemi- smutne to i straszne, nie umieją wkomponować się bezboleśnie w otoczenie-są bardzo samotne.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emigrantkom, z jakiegokolwiek kraju by nie pochodziły zawsze jest dziwnie obco i bardzo trudno w pierwszych latach zycia na obczyźnie. Mimo radosci i entuzjazmu odczuwanego w zwiazku z dostaniem się do tak pieknego kraju, jakim jest Australia odczuwa sie też wyobcowanie, samotnosć, lęk, tęsknotę, żal a czasami nawet i popada w depresję, gdy te wszystkie uczucia są dominujące.
      Kobietom z innych stref kulturowych zapewne jest jeszcze cieżej, chociaż mysle, ze głownie zalezy to od usposobienia oraz bagazu doświadczeń,jaki człowiek dźwiga na karku. Wspomnienia i marzenia naznaczają nas mocno i potrafią pomagać albo wręcz przeciwnie, podcinać skrzydła.Najlepiej byłoby niekiedy stracić pamięc i życ chwilą obecną...

      Usuń
  9. A ja myślę,że czas pracuje tylko na korzyść Schadi i spotka się,a może już się spotkała z Aminem i może trzymajmy się tej wersji dla własnego,lepszego samopoczucia,bo nijak nie jesteśmy w stanie pomóc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jak sieto dalej potoczyło z Shadi i jej synem, bo Shadi już do mnie niestety nie pisze...

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieśni pieśń piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost