Nie wiem jak to napisać, więc napiszę po prostu. Chyba jestem szczęściarą! Po wszystkich kilkukrotnie ponawianych i dokładnych badaniach szpitalnych okazało się, iż jednak nie mam raka!!! Wycinek z płuca nie wykrył komórek nowotworowych a ostatnia tomografia płuc pokazała, że ów dziwny twór we mnie znacznie się zmniejszył. A czymże zatem jest ów twór? Najprawdopodobniej pozostałością po zapaleniu płuc, czyli jakimś rodzajem ropnia. Przepisano mi wobec tego antybiotyk bym się porządnie doleczyła przez następne tygodnie a potem zalecono kontrolę w poradni chorób płuc. I mam nadzieję, że na tym się to wszystko skończy i cały koszmar tych niemal dwumiesięcznych nerwów, mglistych przeczuć i bezsenności już za mną.
Kochani! Wam wszystkim, którzy byliście ze mną duchem, martwiliście się o mnie i dodawaliście mi sił w myślach, słowach, przytuleniach i modlitwach - ogromnie, z głębi serca dziękuję. Jestem wdzięczna za Waszą życzliwość, troskę i ciepło. Ze wzruszeniem przeczytałam wszystkie komentarze pod poprzednim postem i bardzo doceniam to wsparcie, które od Was w moją stronę płynęło. Wy, wierni czytelnicy tego bloga, znani mi i nieznani swymi słowami w komentarzach i wiadomościach prywatnych dodawaliście mi sił i pomogliście ten zły czas przetrwać i wyjść z niego obronną ręką. Zachowaliście się tak jak byśmy znali się osobiście, jak moi sąsiedzi, przyjaciele, rodzina. Raz jeszcze dziękuję, bo wierzę, że ta pozytywna, dobra energia płynąca ze strony życzliwych mi osób naprawdę przyczyniła się do tego cudu, który teraz przeżywam.
Wróciłam z dalekiej drogi...Dosłownie i w przenośni. Idąc do szpitala podziwiałam za oknem złotą, polską jesień. Teraz na Podkarpaciu zapanowała sroga i śnieżna zima. Jest pięknie. Jak dobrze być już u siebie i tak jak zawsze móc podziwiać ten zimowy świat, nie lękając się już o swoją przyszłość.
Dopiero wczoraj wypisano mnie ze szpitala do domu. Po mocno skomplikowanym z powodu trudnych warunków pogodowych powrocie nareszcie jestem w domowych pieleszach. I oto jak gdyby nigdy nic znowu mogę usiąść przy kuchennym stole i uśmiechać się na widok swojskiej i spokojnej, pogórzańskiej rzeczywistości. Mogę przechadzać się po ogrodzie z ukochanym, mocno przeżywającym to wszystko, co się ze mną działo mężem i moimi słodkimi, ogromnie stęsknionymi psiakami. Mogę fotografować to wszystko, co mnie zachwyca. Mogę położyć się w sypialni z tulącą się do mnie, rozmruczaną ze szczęścia kotką. Tyle znowu mogę...
Jestem pełna wrażeń i opowieści z okresu szpitalnego. Poznałam tam wspaniałe osoby. Doświadczyłam wielu skrajnych uczuć i emocji. I wyznam Wam, że to wszystko dopiero zaczyna ze mnie opadać. I teraz czuję się tak zmęczona, jakbym naprawdę obeszła glob ziemski dookoła. Może to wszystko w przyszłości opiszę, ale na razie nie mam siły na więcej. Muszę po prostu porządnie odpocząć i dojść do siebie.
Dziś tylko w krótkim poście chciałam jak najszybciej napisać Wam co u mnie słychać, uspokoić Was oraz podziękować za Waszą bliskość. Do kolejnego napisania zatem za jakiś czas, moi drodzy czytelnicy!
Wasza Ola – szczęściara!!!:-)))
Jak to dobrze , ze już jesteś w domku. Dalej mocno trzymam kciuki ...pozdrawiam Was . Mirka
OdpowiedzUsuńOlu Szczesciaro! Jakie cudne wiesci. Zyj dlugo i szczesliwie.
OdpowiedzUsuń