Grudzień zaczął się
na Pogórzu mgłą tak gęstą, że patrząc przez okno nie można było dostrzec ani
drogi obok ani tym bardziej położonego kilkadziesiąt metrów dalej lasu. Jednak
fakt, że niczego nie widać, nie znaczy przecież, iż tego gdzieś tam nie ma.
Jest i wkrótce wyłoni się w całej okazałości. I droga i las i łąka i wzgórza i
domy…Bo żaden stan nie trwa przecież wiecznie. To stwierdzenie w zależności od
kontekstu może budzić smutek, ale i nadzieję. Jednak dzisiaj wszystkim nam
chyba bardziej potrzeba owej nadziei, dlatego właśnie jej wyglądam spoza owej
gęstej mgły…Tym bardziej, iż o poranku, dominującym w owym białym oparze
dźwiękiem nadal bywa warkot samolotów i śmigłowców wojskowych od czasu do czasu
przelatujących niewidzialnie nad naszym siedliskiem. Gdzie i po co tak lecą? Jak
długo to jeszcze potrwa? Do czego doprowadzi? Niestety, spowijająca rzeczywistość
nieprzejrzysta zasłona nie daje odpowiedzi na żadne z tych pytań…
W ogóle mam
wrażenie, iż od kilku lat żyjemy w jakimś totalnym omotaniu mgłą propagandy i
manipulacji, służącej zastraszaniu i ogłupianiu ludzkości. Problemy się mnożą i
nawarstwiają bez końca. Najpierw dziwna pandemia, potem wojna, narastający coraz
bardziej problem z migrantami, do tego promowana w Europie ideologia klimatyzmu
i wynikająca z niej coraz większa drożyzna oraz zagrożenie blackoutami… Jeszcze
nie wiemy czemu to wszystko służy, ale pewnego dnia ów sens stanie się jasny i
wówczas zrozumiemy na jakim świecie żyjemy i jakimi interesami kierują się rządzący
oraz podległe im media. Albo i nie zrozumiemy, bo jak mówi mądre przysłowie „Polak
przed szkodą i po szkodzie głupi”…
Ot, przykład z wczoraj.
Natknęłam się na Interii na recenzję nowej wersji „Pretty women”. Jak się bowiem
okazuje jakiś reżyser zapragnął raz jeszcze nakręcić film o pięknej i wrażliwej
prostytutce oraz szlachetnym i zakochanym w niej bogaczu. Chętnie zobaczę
kiedyś to dzieło, choć obawiam się, że trudno będzie dzisiejszym aktorom
dorównać poziomem gry Julii Roberts i Richardowi Gere. Lecz nie to jest tu najważniejsze.
Otóż w osłupieniu przeczytałam końcowe akapity owej recenzji filmowej. Jej autorka
ma za złe reżyserowi, iż śmiał do ról Rosjan zatrudnić właśnie rodowitych
Rosjan. A przecież, jak nadmienia ta pani z oburzeniem, jest tak dużo innych, zdecydowanie
lepszych aktorów a tamci będąc Rosjanami bez wątpliwości służą reżimowi Putina…
Ręce mi opadły.
No po prostu wierzyć się nie chciało, że ktoś we współczesnych czasach operuje
tak toporną, tak nic nie mającą wspólnego z uczciwą krytyką, tępą propagandą. Lecz
czemu się właściwie dziwię? Przecież wszędzie widać tę natrętną rusofobię. To
nachalne i głupie krytykowanie oraz potępianie wszystkiego, co rosyjskie. Sportowców,
aktorów, książek, filmów, piosenek, pisarzy, naukowców, stylu życia…Ja
rozumiem, że agresywna polityka prezydenta Rosji może budzić sprzeciw i strach,
że powinniśmy współczuć oraz do pewnego stopnia pomagać broniącym się
Ukraińcom, ale co ma do tego wyszydzanie i obrzydzanie wszystkiego, co rosyjskie?
Po co właściwie ta sztucznie podsycana wrogość? Po co ta ideologiczna zaciętość?
Przypomina mi to czasy siermiężnego socjalizmu z lat pięćdziesiątych ubiegłego
stulecia i piętnowanie wszystkiego, co kojarzyło się z kapitalizmem czy „zgniłym
zachodem”. A sięgając do czasów wcześniejszych widzę podobieństwa do propagandy
Goebbelsa, która kazała obśmiewać i tępić wszystko, co żydowskie…Wiele jest niestety
takich przykładów w historii i nie rokuje to dobrze na przyszłość.
Obawiam się, iż obecna rusofobia służy zbudowaniu
w naszym narodzie niechęci a nawet nienawiści, które to uczucia mogłyby stać
się w przyszłości motorem walki, wystarczającym powodem do wypchnięcia Polaków
na wojnę. Tak przecież od zawsze lepiło się ludzkość. A ona czy chciała czy nie
chciała dawała się zaganiać do boju a potem ginąć w imię cudzych interesów.
No tak, ale co
zrobimy z tą rozdętą rusofobią, gdy nie dojdzie do żadnego rozszerzenia obecnej
wojny rosyjsko-ukraińskiej, a przeciwnie skończy się ona i znowu trzeba będzie
budować jakieś poprawne stosunki z sąsiadem ze Wschodu? Bo warto zauważyć, że
ta obecna antyrosyjskość nie w każdym kraju jest równie silna, co w Polsce. Słowacja
i Węgry potrafią prowadzić znacznie rozważniejszą politykę. Także przywódcy
Niemiec, Francji czy Włoch wydają się nieco bardziej stonowani w swej
dyplomacji oraz w używanym przez siebie słownictwie. Tak więc oni raczej płynnie
przejdą do nowej rzeczywistości i bez większych problemów ułożą sobie na nowo
stosunki z rosyjskim mocarstwem. A my? Pewnie jak zwykle zostaniemy sami, wykorzystani,
przegrani i ośmieszeni, nie umiejąc
pojąć jak mogło do tego wszystkiego dojść.
Na myśl przychodzą
mi przy tej okazji czasy, gdy uczyłam
się w szkole języka angielskiego w Australii. Otóż miałam tam do czynienia z
kobietami pochodzącymi z wielu krajów. Z niegasnącą sympatią wspominam do
dzisiaj poznane tam Rosjanki i Białorusinki. Zwyczajne, pełne uczuć, marzeń i
wspomnień kobiety. Tak podobne mentalnie do mnie, tak swojskie i bliskie
kulturowo oraz obyczajowo. Ileż godzin przegadałyśmy razem! Ileż się
naśmiałyśmy albo napłakałyśmy opowiadając sobie o tęsknocie za swoimi
ojczyznami. To wszystko było wówczas takie normalne, swobodne i naturalne. Ale
zastanawiam się, czy w czasach królowania dzisiejszej , wrogiej propagandy także
zachowywałybyśmy się podobnie? Czy jednak dałybyśmy się otumanić, nastawić
przeciwko sobie? Czy patrzyłybyśmy na siebie wilkiem i nie chciałybyśmy mieć ze
sobą nic wspólnego? Mimo wszystko mam nadzieję, iż tak źle by nie było, że umiałybyśmy
wznieść się ponad te niskie uczucia, że zwyciężyłyby jednak rozsądek, uczciwość
i wzajemne zrozumienie. I tamta Nadia, Wiera, Ala, Swietłana czy Dasza nadal
uśmiechałyby się na mój widok tak samo, jak ja uśmiechałabym się na ich
powitanie. Jak przyjaźnie nastawiona
kobieta do drugiej kobiety. Jak dobry człowiek do drugiego dobrego człowieka. A
co jeśliby tak nie było? Jeśli zwyciężyłyby uprzedzenia, resentymenty i wtłaczane
nam do głów stereotypy? Aż strach o tym pomyśleć…
I uświadamiam
sobie jeszcze, że wówczas między uczennicami owej szkoły była także młoda
Ukrainka, Olga. Pełna marzeń i planów na przyszłość. Opowiadała nam, iż ona
wraz z matką wyjechały z Ukrainy z powodu szalejącej tam korupcji oraz braku
szans na zdobycie w uczciwy sposób wymarzonego przez nią zawodu doktora
medycyny. Na Ukrainie wraz z jej ojczymem został młodszy brat Mykoła, który z
powodu wieku poborowego, w który właśnie wkraczał nie dostał zgody na wyjazd.
Bardzo się o niego martwiła, choć nie był to jeszcze czas wojenny. Ponieważ Oldze
ogromnie zależało na rychłym wstąpieniu na uniwersytet w Melbourne zachłannie
uczyła się angielskiego. Pochłaniała wręcz angielskie słówka. Cechowała ją duża
ambicja, lecz widać też było, iż nauka sprawia jej prawdziwą przyjemność. Nie
dziwota zatem, iż była z nas wszystkich najlepsza. Ale cały czas zachowywała
przy tym skromność, poczucie humoru, pogodę ducha i chęć pomocy innym. Na
lekcjach zgodnie siedziała w otoczeniu koleżanek z Rosji. W
czasie przerw wychodziły ze Swietłaną na lody a potem wracały zaśmiewając się
beztrosko i opowiadając coś sobie po rosyjsku. A co byłoby z nimi teraz? Czy nadal
chciałyby uśmiechać się do siebie, czy w ogóle umiałyby jeszcze ze sobą
rozmawiać?
Nie mam pojęcia jak później potoczyły się losy
Olgi oraz jej brata Mykoły. Jednakże myślę
nieraz o nich, wspominam i zdumiewam się jak bardzo zmieniło się wszystko przez
te kilkanaście lat od kiedy wyjechałam z Australii. Tyle złego się zdarzyło. Tyle
strasznych czynów i słów między ludźmi tworzących bariery prawie nie do
przejścia. Nie uwierzyłabym w to kiedyś, nie uwierzyła…
I cóż - niestety jest, co jest. Nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć jak rozwiną się sprawy na świecie. Czy ten destrukcyjny pęd do wojny przekształci się w coś realnego, zagrażającego nam wszystkim i pchającego nas do ostateczności? Pewnie jestem naiwna, ale mam nadzieję, że nie dojdzie do najgorszego. Chcę wierzyć, iż to szaleństwo minie tak nagle, jak nagle się rozpoczęło i znowu będzie można pisać i mówić o wszystkim bez obaw przed cenzurą czy przez oskarżeniem o bycie ruską onucą, oszołomem czy teoretykiem spiskowym. I minie, rozwieje się ta mgła dookoła zupełnie tak, jakby jej nigdy nie było. Potem wyłoni się spoza niej zwyczajny, piękny świat, gdzie zatrudnianie rosyjskich aktorów w amerykańskich filmach nie będzie przez nikogo piętnowane. A Olga, pochodząca z Ukrainy, szanowana lekarka w Melbourne życzliwie przyjmie w swym gabinecie swą dawną koleżankę Swietłanę…