niedziela, 1 grudnia 2024

Dookoła mgła…

 


   Grudzień zaczął się na Pogórzu mgłą tak gęstą, że patrząc przez okno nie można było dostrzec ani drogi obok ani tym bardziej położonego kilkadziesiąt metrów dalej lasu. Jednak fakt, że niczego nie widać, nie znaczy przecież, iż tego gdzieś tam nie ma. Jest i wkrótce wyłoni się w całej okazałości. I droga i las i łąka i wzgórza i domy…Bo żaden stan nie trwa przecież wiecznie. To stwierdzenie w zależności od kontekstu może budzić smutek, ale i nadzieję. Jednak dzisiaj wszystkim nam chyba bardziej potrzeba owej nadziei, dlatego właśnie jej wyglądam spoza owej gęstej mgły…Tym bardziej, iż o poranku, dominującym w owym białym oparze dźwiękiem nadal bywa warkot samolotów i śmigłowców wojskowych od czasu do czasu przelatujących niewidzialnie nad naszym siedliskiem. Gdzie i po co tak lecą? Jak długo to jeszcze potrwa? Do czego doprowadzi? Niestety, spowijająca rzeczywistość nieprzejrzysta zasłona nie daje odpowiedzi na żadne z tych pytań…



  W ogóle mam wrażenie, iż od kilku lat żyjemy w jakimś totalnym omotaniu mgłą propagandy i manipulacji, służącej zastraszaniu i ogłupianiu ludzkości. Problemy się mnożą i nawarstwiają bez końca. Najpierw dziwna pandemia, potem wojna, narastający coraz bardziej problem z migrantami, do tego promowana w Europie ideologia klimatyzmu i wynikająca z niej coraz większa drożyzna oraz zagrożenie blackoutami… Jeszcze nie wiemy czemu to wszystko służy, ale pewnego dnia ów sens stanie się jasny i wówczas zrozumiemy na jakim świecie żyjemy i jakimi interesami kierują się rządzący oraz podległe im media. Albo i nie zrozumiemy, bo jak mówi mądre przysłowie „Polak przed szkodą i po szkodzie głupi”…



   Ot, przykład z wczoraj. Natknęłam się na Interii na recenzję nowej wersji „Pretty women”. Jak się bowiem okazuje jakiś reżyser zapragnął raz jeszcze nakręcić film o pięknej i wrażliwej prostytutce oraz szlachetnym i zakochanym w niej bogaczu. Chętnie zobaczę kiedyś to dzieło, choć obawiam się, że trudno będzie dzisiejszym aktorom dorównać poziomem gry Julii Roberts i Richardowi Gere. Lecz nie to jest tu najważniejsze. Otóż w osłupieniu przeczytałam końcowe akapity owej recenzji filmowej. Jej autorka ma za złe reżyserowi, iż śmiał do ról Rosjan zatrudnić właśnie rodowitych Rosjan. A przecież, jak nadmienia ta pani z oburzeniem, jest tak dużo innych, zdecydowanie lepszych aktorów a tamci będąc Rosjanami bez wątpliwości służą reżimowi Putina…

   Ręce mi opadły. No po prostu wierzyć się nie chciało, że ktoś we współczesnych czasach operuje tak toporną, tak nic nie mającą wspólnego z uczciwą krytyką, tępą propagandą. Lecz czemu się właściwie dziwię? Przecież wszędzie widać tę natrętną rusofobię. To nachalne i głupie krytykowanie oraz potępianie wszystkiego, co rosyjskie. Sportowców, aktorów, książek, filmów, piosenek, pisarzy, naukowców, stylu życia…Ja rozumiem, że agresywna polityka prezydenta Rosji może budzić sprzeciw i strach, że powinniśmy współczuć oraz do pewnego stopnia pomagać broniącym się Ukraińcom, ale co ma do tego wyszydzanie i obrzydzanie wszystkiego, co rosyjskie? Po co właściwie ta sztucznie podsycana wrogość? Po co ta ideologiczna zaciętość? Przypomina mi to czasy siermiężnego socjalizmu z lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia i piętnowanie wszystkiego, co kojarzyło się z kapitalizmem czy „zgniłym zachodem”. A sięgając do czasów wcześniejszych widzę podobieństwa do propagandy Goebbelsa, która kazała obśmiewać i tępić wszystko, co żydowskie…Wiele jest niestety takich przykładów w historii i nie rokuje to dobrze na przyszłość.

   Obawiam się, iż obecna rusofobia służy zbudowaniu w naszym narodzie niechęci a nawet nienawiści, które to uczucia mogłyby stać się w przyszłości motorem walki, wystarczającym powodem do wypchnięcia Polaków na wojnę. Tak przecież od zawsze lepiło się ludzkość. A ona czy chciała czy nie chciała dawała się zaganiać do boju a potem ginąć w imię cudzych interesów.

   No tak, ale co zrobimy z tą rozdętą rusofobią, gdy nie dojdzie do żadnego rozszerzenia obecnej wojny rosyjsko-ukraińskiej, a przeciwnie skończy się ona i znowu trzeba będzie budować jakieś poprawne stosunki z sąsiadem ze Wschodu? Bo warto zauważyć, że ta obecna antyrosyjskość nie w każdym kraju jest równie silna, co w Polsce. Słowacja i Węgry potrafią prowadzić znacznie rozważniejszą politykę. Także przywódcy Niemiec, Francji czy Włoch wydają się nieco bardziej stonowani w swej dyplomacji oraz w używanym przez siebie słownictwie. Tak więc oni raczej płynnie przejdą do nowej rzeczywistości i bez większych problemów ułożą sobie na nowo stosunki z rosyjskim mocarstwem. A my? Pewnie jak zwykle zostaniemy sami, wykorzystani, przegrani i ośmieszeni,  nie umiejąc pojąć jak mogło do tego wszystkiego dojść.



   Na myśl przychodzą mi przy tej okazji czasy, gdy  uczyłam się w szkole języka angielskiego w Australii. Otóż miałam tam do czynienia z kobietami pochodzącymi z wielu krajów. Z niegasnącą sympatią wspominam do dzisiaj poznane tam Rosjanki i Białorusinki. Zwyczajne, pełne uczuć, marzeń i wspomnień kobiety. Tak podobne mentalnie do mnie, tak swojskie i bliskie kulturowo oraz obyczajowo. Ileż godzin przegadałyśmy razem! Ileż się naśmiałyśmy albo napłakałyśmy opowiadając sobie o tęsknocie za swoimi ojczyznami. To wszystko było wówczas takie normalne, swobodne i naturalne. Ale zastanawiam się, czy w czasach królowania dzisiejszej , wrogiej propagandy także zachowywałybyśmy się podobnie? Czy jednak dałybyśmy się otumanić, nastawić przeciwko sobie? Czy patrzyłybyśmy na siebie wilkiem i nie chciałybyśmy mieć ze sobą nic wspólnego? Mimo wszystko mam nadzieję, iż tak źle by nie było, że umiałybyśmy wznieść się ponad te niskie uczucia, że zwyciężyłyby jednak rozsądek, uczciwość i wzajemne zrozumienie. I tamta Nadia, Wiera, Ala, Swietłana czy Dasza nadal uśmiechałyby się na mój widok tak samo, jak ja uśmiechałabym się na ich powitanie.  Jak przyjaźnie nastawiona kobieta do drugiej kobiety. Jak dobry człowiek do drugiego dobrego człowieka. A co jeśliby tak nie było? Jeśli zwyciężyłyby uprzedzenia, resentymenty i wtłaczane nam do głów stereotypy? Aż strach o tym pomyśleć…

   I uświadamiam sobie jeszcze, że wówczas między uczennicami owej szkoły była także młoda Ukrainka, Olga. Pełna marzeń i planów na przyszłość. Opowiadała nam, iż ona wraz z matką wyjechały z Ukrainy z powodu szalejącej tam korupcji oraz braku szans na zdobycie w uczciwy sposób wymarzonego przez nią zawodu doktora medycyny. Na Ukrainie wraz z jej ojczymem został młodszy brat Mykoła, który z powodu wieku poborowego, w który właśnie wkraczał nie dostał zgody na wyjazd. Bardzo się o niego martwiła, choć nie był to jeszcze czas wojenny. Ponieważ Oldze ogromnie zależało na rychłym wstąpieniu na uniwersytet w Melbourne zachłannie uczyła się angielskiego. Pochłaniała wręcz angielskie słówka. Cechowała ją duża ambicja, lecz widać też było, iż nauka sprawia jej prawdziwą przyjemność. Nie dziwota zatem, iż była z nas wszystkich najlepsza. Ale cały czas zachowywała przy tym skromność, poczucie humoru, pogodę ducha i chęć pomocy innym. Na lekcjach zgodnie siedziała w otoczeniu koleżanek z Rosji. W czasie przerw wychodziły ze Swietłaną na lody a potem wracały zaśmiewając się beztrosko i opowiadając coś sobie po rosyjsku. A co byłoby z nimi teraz? Czy nadal chciałyby uśmiechać się do siebie, czy w ogóle umiałyby jeszcze ze sobą rozmawiać?

   Nie mam pojęcia jak później potoczyły się losy Olgi oraz jej brata Mykoły.  Jednakże myślę nieraz o nich, wspominam i zdumiewam się jak bardzo zmieniło się wszystko przez te kilkanaście lat od kiedy wyjechałam z Australii. Tyle złego się zdarzyło. Tyle strasznych czynów i słów między ludźmi tworzących bariery prawie nie do przejścia. Nie uwierzyłabym w to kiedyś, nie uwierzyła…

   I cóż - niestety jest, co jest. Nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć jak rozwiną się sprawy na świecie. Czy ten destrukcyjny pęd do wojny przekształci się w coś realnego, zagrażającego nam wszystkim i pchającego nas do ostateczności?  Pewnie jestem naiwna, ale mam nadzieję, że nie dojdzie do najgorszego. Chcę wierzyć, iż to szaleństwo minie tak nagle, jak nagle się rozpoczęło i znowu będzie można pisać i mówić  o wszystkim bez obaw przed cenzurą czy przez oskarżeniem o bycie ruską onucą, oszołomem czy teoretykiem spiskowym. I minie, rozwieje się ta mgła dookoła zupełnie tak, jakby jej nigdy nie było. Potem wyłoni się spoza niej zwyczajny, piękny świat, gdzie zatrudnianie rosyjskich aktorów w amerykańskich filmach nie będzie przez nikogo piętnowane. A Olga, pochodząca z Ukrainy, szanowana lekarka w Melbourne  życzliwie przyjmie w swym gabinecie swą dawną koleżankę Swietłanę…



Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lektura lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost