czwartek, 4 marca 2021

Kiedy znowu ruszą dni…

 

 



 

   Na zewnątrz nadal przedwiosenne ciepło roztapia pozostałości niedawnych śniegów. Lada chwila podobno znowu ma się drastycznie ochłodzić i białym puchem poprószyć. Zmiana goni zmianę. W przyrodzie wielkie ożywienie. Jastrzębie pokrzykują piskliwie frunąc majestatycznie pod niebem Pogórza, kołując nad łąką albo przysiadając na starym kasztanie i stamtąd wypatrując ofiary. Maleńkie, nieświadome zagrożenia ptaszęta obwieszczają co rano radosne hymny miłości frunąc beztrosko między drzewami. Coraz częściej dziki i sarny przemykają po sąsiednich polach i zagajnikach. Coraz więcej sideł kłusownicy rozstawiają po lasach. A parę dni temu szaro - złoty wilk jak gdyby nic nieśpiesznym krokiem przeszedł drogą obok naszego domu, Powęszył na łące, w skupieniu spojrzał miodowymi, zwężonymi w wąskie szparki oczami przed siebie, na moment zniknął w pobliskich chaszczach a potem wyłonił się z nich nagle i spokojnie poszedł w kierunku lasu. Mróz mi przeszedł po krzyżu, choć to nie pierwszy raz, gdy tak blisko naszego płotu widziałam wilka. Ale za każdym razem jest to duże przeżycie. Uświadamia mi ono jak blisko natury żyję i że jest w niej miejsce zarówno na łagodność i spokój, jak i na dzikość i grozę.  Ale przecież i w nas, ludziach znaleźć można wszystko. Piękno i brzydotę. Dobro i zło. Lęk i odwagę. Sarnę i wilka. Prawdę i fałsz. Słodycz i gorycz. Nadzieje i rozczarowania…



 

   A co do wilka, tak bardzo się na niego zapatrzyłam, że dopiero w ostatnim momencie zdążyłam złapać aparat fotograficzny i zdołałam mu zrobić tylko jedno, mocno niewyraźne zdjęcie. Cóż, pewnie on wcale nie życzył sobie by go fotografować, łapać okiem obiektywu. Pojawił się niczym duch i jak duch zniknął, pozostawiając po sobie niezatarte wrażenie piękna i grozy oraz niepoddającej się ludzkim ograniczeniom wolności.


 

   Niedawno skończyłam czytać książkę, która wywarła na mnie duże wrażenie.  Książkę, co niby bomba z opóźnionym zapłonem wyzwalała coraz więcej emocji i wzruszeń a im bardziej zbliżałam się do jej końca, wszystko już we mnie wrzało i żałowałam, że czytam zbyt szybko, że zaraz wszystko się rozstrzygnie i będę musiała pożegnać się z tymi, którzy stali mi się bliscy. Tak niezwykle jej bohaterki weszły mi w duszę, tak bardzo się z nimi utożsamiałam, tak mocno zastępowały mi nieobecne lub nieistniejące przyjaciółki. Z bijącym mocno sercem wczytywałam się w odkrywane powoli skomplikowane zależności między czterema kobietami, w pokręcone i pełne ran losy prababki Berty, babki Barbary-buni, córki Violetty oraz wnuczki Kaliny opisywane na kartach kilkusetstronicowej powieści Joanny Bator . Jeśli któraś z Was czytała „Gorzko, gorzko” tej pisarki to pewnie doskonale wie, o czym piszę. Każda z tych pokiereszowanych wewnętrznie istot dążyła do wolności, ale na drodze ku niej wciąż stały ich własne lęki,  przekazywane z pokolenia na pokolenia traumy czy też toksyczni, gorsi od wilków (które też po wielekroć się w tej opowieści pojawiają) ludzie. W każdej kotłowało się piekło i niebo, miłość i nienawiść, siła i bezradność, małe radości i duże klęski, niewinność, ale i brak hamulców moralnych. Wszystkie czekały na to, kiedy wreszcie ruszą z kopyta ich dni, kiedy zacznie się dziać coś ważnego, kiedy pojawi się prawdziwa miłość, kiedy tajemnice z przeszłości wreszcie zostaną wyjaśnione.

 Gorzko, gorzko - Oceny, opinie, ceny - Joanna Bator - Lubimyczytać.pl

    Książka pełna jest  dosadnych, szokujących wręcz opisów sytuacji z jakimi miały do czynienia jej bohaterki a język, którym została napisana aż kipi od soczystych, wyrazistych określeń,  w sposób niezwykle prawdziwy oddających rzeczywiste, a zazwyczaj głęboko schowane i niczym nie zawoalowane myśli oraz intymne przeżycia żeńskiej połowy ludzkości. Joanna Bator odsłania wnętrza swych bohaterek w taki sposób, że dusze czytelników doznają w nich zwierciadlanego odbicia. Nagle rozumiemy siebie bardziej, nagle znika wstyd, poczucie nieprzystosowania czy dziwności. Życie każdej z nas jest przecież dziwne, bo jakże różne od życia innych, choć paradoksalnie w dużej mierze podobne. Przeplatają się radości i troski, sprawy wielkie i małe, dobro i zło. A wszystko to nas rzeźbi, dodaje się i spiętrza a niekiedy wylewa się silną strugą, gdy zbyt długo usiłujemy ją powstrzymywać. Prawdziwość, to wszystkie nasze myśli, emocje, uczucia, wspomnienia i marzenia – nie tylko te piękne, te uładzone, na co dzień nadające się do pokazania, ale i te poszarpane, niejednoznaczne, bolesne i  wstydliwe, pełne niezagojonych blizn. Prawdziwość to wolność szczerego mówienia o jasności i mroku, co mieszkają w naszych sercach, to możliwość wspólnego ich z kimś przeżywania, nieudawania nikogo, to prawo do niezakłamywania siebie ani do życia cudzym życiem, do pójścia swoją drogą, choćby nawet pełna była ona przeszkód, pułapek, ostrych zakrętów i mylących znaków... 


 


   W powieści J. Bator  jedna z bohaterek  jako opisu swych uczuć czy sytuacji używa fragmentów wierszy albo pieśni Edwarda Stachury. I choć w jej ustach nieraz brzmią one banalnie, pretensjonalnie, czy przesadnie to  jednak trudno by było znaleźć jakieś inne, bardziej adekwatnie oddające określony stan ducha wiersze. Dwa wersy ze Stachury nieszczęsna Violetta powtarza najczęściej, gdyż często czuje się zaszczuta i bezradna. Szepcze wówczas: „Boże mój, wbiłeś we mnie wszystkie noże”. Która z nas spoglądając z rozpaczą w obojętne oczy niebios też tak kiedyś nie westchnęła…?

 


   Poniżej piosenka, z której właśnie powyższe wersy pochodzą. Piosenka, której od jakiegoś czasu mogę słuchać na okrągło, zwłaszcza w niesamowitym wykonaniu Jacka Bończyka. Słucham, śpiewam, ale co ważniejsze  - doznaję uwolnienia drzemiących we mnie emocji, zarówno tych, które wolę by spały jak najgłębiej, bo nie umiem sobie z nimi poradzić oraz tych, które tylko czekają by wydobyć się na powierzchnię, bo stale są pod czaszką i przebierają niecierpliwie nogami. Zdają się jak wilki, którym odbiera się prawo do swobody, a przecież żaden dziki zwierz długo nie wytrzyma niewoli, nawet gdy zdaje się obłaskawiony i oswojony. Ech! Sądzę, że nastały czasy, że tego typu piosenki doskonale wyrażają emocje, potrzeby, marzenia i uczucia wielu z nas. Nas, uwięźniętych w wąskim paśmie dziwacznej, klaustrofobicznej czasoprzestrzeni, gdzie dzieją się rzeczy, o których jeszcze rok temu pomyślelibyśmy, iż to czyste science-fiction,  gdzie duszno jest od niepokojów, domysłów, propagandy, manipulacji płynącej ze świata, gdzie coraz trudniej odróżnić prawdę od fałszu, gdzie utraciły znaczenie wszelkie autorytety i polegać można tylko na własnej intuicji, a i ta często nas zawodzi…A genialność tej pieśni zawiera się m.in. w tym, że choć napisana w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku to nadal jest aktualna a może nawet zyskuje dzisiaj jeszcze większe znaczenie, niż wówczas. Przejmująco opisuje ona bowiem stan ducha człowieka marzącego o wolności. O wolności od samego siebie, od własnych zmór, lęków, bolesnych wspomnień, niemożliwych do realizacji pragnień, toksycznej miłości oraz trudnych do pokonania wewnętrznych barier i wyimaginowanych zasieków. O wolności pojętej także szerzej, jako o nieskrępowanej woli ducha, który może i chce wędrować bez strachu, ograniczeń czy zakazów, bo droga wciąż jest i są wabiące oddale a kolejna pora roku przypomina o nich coraz głośniej…

 


31 komentarzy:

  1. Witaj. No tak zimę jako taką pożegnaliśmy, chociaż nie każdy mógł się nią nacieszyć w pełni.
    Zobaczymy jaka będzie wiosna. Natura wolno budzi się do nowego etapu życia. I u mnie można wysłuchiwać pięknych koncertów ptasich. Również czytałam "Gorzko gorzko" J. Bator, nie była to lekka powieść. Splatanie się przeżyć kobiet z rodziny ale tak różnych, było niesamowicie trudne. Jakby cztery różne światy. Trzymajcie się ciepło i zdrowo. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Olu. Wczoraj pisałam, że poprószy i tak się właśnie dzieje.Znowu zrobiło się u nas biało, ale mrozu nie ma i pewnie wkrótce śnieg się roztopi.To chyba ostatnie tchnienia kończącej się zimy.Niestety.
      Istnieją książki lekkie, łatwe i przyjemne, których przeczytanie jest jak zjedzenie ciastka. Zostawiają na chwile miły smak w ustach, ale szybko się o nich zapomina. I są ksiązki, które są wyzwaniem, gdyż zdają sie niczym prawdziwa, duchowa uczta, celebrowana długo, dostarczająca takiej wielości potraw i smaków, że bywa, iż ciężko wszystko zjeść, trzeba robić sobie przerwy na odpoczynek.A jednak takie uczty nie zdarzają sie często.Póki wiec dane nam jest w nich uczestniczyć - rozkoszujmy sie nimi. No chyba, że mamy ochotę tylko na ciastka...
      Dbamy o siebie, jak tylko się da. Ale wiadomo, lata płyną i każdemu różne dolegliwości sie zdarzają.
      Pozdrawiamy Cię serdecznie.

      Usuń
  2. Bardzo podoba mi się okładka książki i też mnie tą książką bardzo zainteresowałaś. Wiesz, ten rok zaczął się dla mnie dość ciężko, ileż już łez wylałam, to nie zliczę, cios za ciosem, 'wilk' za 'wilkiem', ale mam poczucie, że to jest po coś i ja z tego wyjdę odnowiona, znów nieco bardziej świadoma. No bo czasami nasze drogi są jakiś takie pełne przeszkód, staram się iść naprzód, staram się może już nie zrozumieć, ale zwyczajnie nauczyć się czegoś i iść dalej. Spotykam wiele 'wilków' i one bardzo chcą mnie zjeść, ale się nie dam, bo 'saren' obok mnie może nie jest więcej, ale ich miłość i wsparcie są siłą jakiej 'wilki' nie znają. :)
    Przytulam Cię bardzo mocno. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Agnieszko. Okładka tej książki pokazuje różnorodność kwiatków, a moim zdaniem symbolizują one piękno, ale i wielość ludzkich uczuć czy chwil, z jakimi ma w życiu do czynienia.Poza tym słodki pyłek kwiatów przyciąga pszczoły i osy. A ich ukąszenie czasami jest bardzo bolesne i żeby się go ustrzec trzeba wołać: gorzko, gorzko,w nadziei, że zniechęcone owady odlecą...
      W życiu spotykamy i sarny i wilki - a czasem trudno na pierwszy rzut oka odróżnić, kto jest kim. Stąd tyle bolesnych rozczarowań. Jednak nie możemy unikać spotkań, wyzwań, konfrontacji. Wszystko jest po coś i wszystko nas czegoś uczy. I jeśli nie damy się zjeść, to z każdego spotkania z wilkiem wyjdziemy silniejsze, bogatsze o nowe doświadczenie.
      Siły ducha, wytrwałości w dążeniu do celu, przyjaźni i miłości bliskich, godnych zaufania osób Ci życzę, Agnieszko!***

      Usuń
  3. Wow, spotkanie z wilkiem to coś niesamowitego, oczywiście z bezpiecznej odległości.
    Pięknie piszesz o życiu blisko natury i dobrze Twoje słowa rozumiem. Wszyscy mamy trochę z ptaków bo pragniemy wolności, bywami jeżami kiedy chcemy odpocząć od ludzi, bywamy płochliwi jak sarny i waleczni jak lwy. Jesteśmy częścią przyrody i przyroda jest w nas, nie odetniemy się od tego nawet jak byśmy chcieli. Dlatego naprawdę nie rozumiem jak można normalnie funkcjonować bez regularnych spacerów. Niedaleko domu mam lasy a w nich sarny i to je spotykam najczęściej bo za każdym razem. Zimą chodziłam do nich z kasztanami :). Nie ma spaceru lub rowerowej przejażdżki żebym nie spotkała kilku stad. I może powinnam być już do tych spotkań przyzwyczajona ale uwierz mi, że nie ma dnia żebym się na ich widok nie cieszyła. Na widok białych "dupek" na horyzoncie zawsze się uśmiecham :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóz to! Ważne, że z bezpiecznej odległości, bo pewnie gdyby miedzy mną a wilkiem nie było płotu bardzo bym się wystraszyła.
      To prawda, jesteśmy częscią natury. Bywamy różni, jak różne są zwierzęta, jak różne są pory roku i pogoda.Wielu z nas uczy się sie współegzytować z naturą, pomagać jej i szanować jej prawa, nie zaburzać jej istnienia, bo przecież zależymy od niej. Od czystego powietrza, od zdrowego jedzenia, od wolności, jaką dają nam długie spacery, spoglądanie w bezkres, czystość i niewinność.
      Niestety, nie wszyscy tak do tego podchodzą. Stąd tony śmieci w lasach. Stąd sidła kłusownicze zakładane na ścieżkach dzikich zwierząt.Stąd nadmierne wycinki drzew...Człowiek patrzy i ręce załamuje.
      Też lubię widzieć białe, sarnie dupki na horyzoncie!:-) Obserwować lekki bieg tych zwierząt, ich grację i urodę.
      Mo! Pozdrawiam Cię serdecznie!:-)

      Usuń
  4. Wilki pojawiają się nawet w bydgoskich lasach, strasząc grzybiarzy.
    W sumie to chyba dobry znak, że jeszcze dziką przyrodę widujemy, wystarczy wyjechać niedaleko za miasto.
    Mnóstwo także ptaków wszędzie, w parku widujemy ciągle nowe gatunki.
    Książka, o której wspominasz zainteresowała mnie, nie znam jeszcze.
    Wolność jest chyba pojęciem bardzo subiektywnym, każdy inaczej ja rozumie, inaczej znosi jej ograniczenia, niektórym jest bardzo trudno.
    Każdy musi znaleźć przepis, by żyło mu się lepiej, lżej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wilki pojawiają sie w róznych częsciach naszego kraju i ludzie widują je częściej, choc jest ich podobno w Polsce tylko około 2000 sztuk.Ale wilki potrafią w ciągu dnia przemierzyc ponad 30 km, zatem dzisiaj są tu, jutro tam i przez to zdaje się ich byc więcej. W każdym razie naturze są potrzebne. Dokonują naturalnej selekcji wśród saren, jeleni i dzików. Niestety, zdarza sie też, że podchodzą do gospodarstw i napadają na zwierzęta gospodarskie albo psy...
      Tak, i ja uważam, iz to dobry znak, że tyle mamy w Polsce dzikich zwierząt. Przyroda sie powoli odradza. Oby to trwało nadal. A sama pandemia, choc tak szkodzi ludziom, to przyrodzie w wielu miejscach pomaga odżyć, bo mniej ludzi chodzi po górach i lasach a więc mniej stresów i niepokojów przeżywaja zwierzęta. Co wiecej - widywano ponoc dziki i sarny w miastach, w których od wielu tygodni trwają nocą godziny policyjne. To troche jak z tych filmów katastroficznych, o tym, jak będą wyglądać miasta po wyginięciu ludzkosci.
      Ksiazka "Gorzko, gorzko" moim zdaniem warta jest przeczytania, choć na pewno nie jest łatwą lekturą. Ale im dłużej sie ja czyta, tym bardziej wciąga i zostawia w głowie mnóstwo przemyśleń, budzi w sercu wiele emocji.
      Tak, wolność chyba dla każdego znaczy coś innego. Dla każdego chyba jest ona czymś bardzo ważnym. A gdy ktoś ją nam zabiera i gdy ten stan trwa zbyt długo (jak np. teraz w czasach pandemicznych) budzi to coraz większy dyskomfort psychiczny...

      Usuń
  5. Po moich zagajnikach przemykają sarny z długimi i puszystymi ogonami, zadarzają sie kojoty, ale mnie najbardziej cieszy powrót króliczków skubiacych koniczynę. nigdy jeszcze nie spotkałam wilka, to musi być fascynujące, czuję w Twoim opisie i strach i podziw. Dobrze, że był za płotem. wczoraj w wiadomościach widziałam dwóch pilarzy, którzy opowiadali, że przez 20 minut opędzali się od wilka, na zmianę ładując swoje pilarki. To przerażające i takie prawdziwe co napisałaś o nas , ludziach, wolimy przecież myśleć o sobie dobrze, ze nie ma w nas zła, fałszu, brzydoty. Uczciwość wobec siebie każe jednak dobrze się przyjrzeć. Ostatnio na muralu przeczytałam takie zdanie autorstwa M.L.Kinga.
    "Ciemność nie może wypędzić ciemności; tylko światło może to zrobić. Nienawiść nie może wypędzić nienawiści; tylko miłość może to uczynić . Zdecydowałem się pozostać przy miłości. Nienawiść jest zbyt wielkim ciężarem, by ją znieść".
    Bardzo się cieszę, że tak samo mocno przeżyłaś książkę Bator- "Gorzko, gorzko". Ja też ją oszczędzałam, odkładałam na kolejny dzień, żeby analizować i dobrze przemysleć. Nie trzeba nic więcej dodawać do Twojej fantastycznej recenzji. Najlepszą książki to takie, w których można przeglądać się w emocjach bohaterów, dzięki nim rozumieć lepiej siebie i wybaczać sobie i innym. Bo każdy ma wybór, ale nawet jeśli wybierze się żle, to stoją za tym lęki i błędy pokoleń. To nie pierwsza książka Joanny Bator , która mnie tak mocno poruszyła. Chyba widziałam siebie w każdej z bohaterek, nawet w nieszczęsnej Violettcie.
    Piosenka o perełka:) Olu nie masz pojęcia jak się cieszę, że się nie pomyliłam, wiedziałam, że "Gorzko, gorzko" trzepnie Cię tak jak mnie. Uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasze lasy i zagajniki pełne są życia, choć przeciętny spacerowicz rzadko ma okazje ujrzeć mieszkające tam zwierzęta.One mają swoje miejsca gdzie czują się bezpiecznie a do tego wcale nie chcą być widziane, dlatego przeważnie poruszają sie nocą albo wczesnym rankiem. Dlatego też rzadko widuje się m.in wilki, choć wiosną jakby częściej, bo trwa ruja wilczyc, więc samce robią się niespokojne.Też czytałam o tym incydencie pilarzy i wilków. Nie wiem tylko na ile wszystko, o czym przeczytałam było prawdą a na ile rozdętą aferą pod publiczkę (bo przecież takie mrożące krew w żyłach newsy mają duża poczytnosć)a na ile informacją powielaną po to by np. pozwolić na odstrzał "niebezpiecznych" wilków, które są w Polsce pod ochroną. Te wilki (w okolicy Brzozowa, czyli kilkadziesiat km ode mnie), które tak blisko podeszły do pilarzy były podobno zjeżone i warczące. Żadnego z meżczyzn nie ugryzły.Nie wiem, czy to warczace piły pomogły, czy może w ogóle nie miały zamiaru gryźć. Dziwne to bardzo i nietypowe zachowanie u tych zwierząt. Tak czy siak po tej aferze już gdzieś w Polsce zezwolono na odstrzał wilków. A skoro raz na cos takiego zezwolili ,to już jest precedens by mogło sie to powtarzać.Tak czy siak ja na miejscu tych pilarzy chyba bym umarła ze strachu! Przecież nie sposób chodzić na spacery do lasu z piłą spalinową!:-))
      Tak i ja uważam, że ciemność nie może wypędzić ciemności. Aby sie tej ciemnosci pozbyć trzeba stawać w prawdzie, w uczciwosci i szczerosci - przynajmniej wobec samego siebie.My, ludzie jesteśmy wielowymiarowi a to, co widać na zewnatrz to zaledwie jakaś cieniutka warstewka, którą przykrywamy ogrom światów dziejących się wewnątrz nas.Naszych nieb, czyśćców i piekieł.I dlatego właśnie tak mocno poruszyła mnie powieść "Gorzko, gorzko". Bo jest pełna prawdziwosci. I budzi w czytelniku prawdziwość.
      Marylko kochana! Bardzo dziekuje Ci za podesłanie tej ksiazki, za podzielenie sie ze mną tą wspaniałą ucztą duchową. Znamy sie juz nieźle i czujemy, że pewne lektury mocniej niz inne odbiją sie echem w naszych duszach, dostarczą nam głębokich przezyć, poruszą i na długo zostaną w nas mocnym wspomnieniem.I to jest piekne!Takie silne przeżywanie lektury jest jak długa rozmowa z przyjacielem i psychoterapeutą w jednym! Wspaniały czas, Marylko!Bardzo Ci jestem wdzięczna za to "trzepnięcie"!:-)**
      A co do piosenki! Ech, cudna! Wyzwalajaca emocje i wzruszenia. Mądre, prawdziwe słowa Stachury, wspaniała muzyka Satanowskiego i niesamowite wykonanie Bończyka!
      Ściskam Cię mocno!*

      Usuń
  6. Wiesz Olu, że ja wczoraj przed wyjściem do lasu przeczytałam, że w rybnickich lasach pojawiły się wilki? I podczas spaceru, cały czas zastanawiałam się, jak daleko jest od nas do lasów rybnickich i czy one się jakoś łączą :) Buziaki przesyłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myśle Gabrysiu, że lasy rybnickie są ok 30 km od Twoich a wiec nie jest to jakimś niemożliwym do przemierzenia dystansem dla wilków.One teraz są bardzo ruchliwe, z uwagi na okres rozrodczy wilczyc. Za chwilę sie to pewnie uspokoi.Nie ma co panikować i się nakręcać. Wilki zazwyczaj boją sie ludzi i ich unikają a takie incydenty, jak ten z otoczonymi przez wilki pilarzami jeszcze nigdy wcześniej sie nie zdarzyły. I raczej nie zdarzą. Bądźmy spokojne i cieszmy sie nadal wędrówką po lasach.Tym bardziej, że mamy je pod nosem.
      Pozdrawiam Cię ciepło, Gabrysiu!:-)

      Usuń
  7. Ola, może to był szakal złocisty? Znowu nam pobieliło całkiem sporo, nie powiem, żeby to był oczekiwany śnieg:-) ale o tej porze to krótka zmiana w pogodzie, może i dobrze, że trochę wstrzyma wegetację roślin. Nie znam polecanej powieści, poszukam w bibliotece, a to już po niedzieli, bo kończę przyniesiony stosik. Moje psy domagają się czasami nocą wypuszczenia, zawsze towarzyszy temu obawa, żeby nie spotkały wilków, obejście nie całkiem ogrodzone, ale nie będę po nocy za nimi chodzić. Myślę, że może wyczują obcy zapach, bo nie są zbyt odważne. Stachura towarzyszy i nam, w piosenkach SDM-u:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że na pewno to nie był szakal. Pooglądałam sobie zdjęcia szakala w necie i widzę, że bardziej jest podobny do lisa niż wilka (jest chudszy, ma węższy pyszczek, inne uszy). Oboje z meżem zdążyliśmy sie dokładnie przyjrzeć naszemu gościowi za płotem i jednoznacznie stwierdzamy, że to było wilczysko jak sie patrzy!:-)
      Jeszcze pare dni mrozu i śniegów a potem znowu czka nas powrót przedwiośnia. Ale to normalne. wszak w marcu jak w garncu.
      Ksiażke polecam, jeśli ktoś lubi sagi rodzinne i psychologiczne powieści. Tam znajdzie dwa w jednym a nawet wiecej!:-)
      Stachurę śpiewało wielu, m.in SDM, ale chyba najbardziej podoba mi sie on w wykonaniu J. Bończyka i Różańskiego.
      Pozdrawiam Cie serdecznie, Marysiu!:-)

      Usuń
  8. Wilki...bałam się ich od wczesnego dzieciństwa. Siedziały w naszym drewnianym domku za szafą :-) a ja miałam kilka latek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wilki za szafą...Wyobraźnia dziecięca podsycana baśniami i opowieściami starszych członków rodziny potrafi tworzyć najbardziej przerażające historie. Ja bałam sie żmii z czołówki telewizyjnych spektakli "kobry". Juz sama muzyczka tej czołówki wywoływała we mnie dreszcze, jako nieuchronna zapowiedź pojawienia się strasznego pyska gada!:-)

      Usuń
  9. Lubię tu być. Tu można odpocząć. Już sam fakt tego że pokazujesz wilka że piszesz o nim świadczy o tym że te miejsce jest wolne... jak wilki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Asiu. Ciepło na sercu mi się zrobiło po przeczytaniu Twojego komentarza!:-)*

      Usuń
  10. U nas w DG też ostatnio pojawiły się wilki. Tzn. pewnie one zawsze były, tyle że w lesie. A teraz zaczęły wychodzić pod domostwa ludzkie, więc jest niejaki strach. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszędzie teraz widuje sie wilki. Dziwne to... Nie boją sie ludzi, choć powinny dla swojego i naszego dobra.
      Pozdrawiam Cię serdecznie, Karolinko

      Usuń
  11. Serdecznie Ci dziękuję Olgo za polecenie książki Joanny Bator.
    Z pewnością ją przeczytam.
    I dziekuję za piękne słowa i obrazy :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że naprawdę warto przeczytać tę ksiażkę. Zostaje w głowie i w sercu długo po zakończonej lekturze.
      Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam Cię ciepło, Stokrotko!:-)

      Usuń
  12. A wiesz Olu, zadziwiłam się jak zmieniają się nasi idole i autorytety. Kiedyś uwielbiałam Stachurę, jego książki i piosenki w wykonaniu Jacka Różańskiego. "Życie to nie teatr", "Ach kiedy znowu ruszą dla mnie dni", "Już jest za późno", "Czy warto" zachwycały mnie nieodmiennie czy wykonywane w zadymionych krakowskich piwnicach czy słychane z kaset nad Wisłą z widokiem na Wawel. A "lusaj sie Bluno, idziemy na piwo, niebybnie blakuje tam nas" śpiewane przez dwuletniego wnusia rozśmieszało do łez. I zabyłam Stachurę, nowi idole i idolki przykryły suknem niepamięci tego barda i wolnego ducha. Dzięki Ci, że przypomniałaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, Krystynko. Nasze dawne upodobania, preferencje zmieniają sie, bledną zastępowane przez coś nowego, następna fascynację.My same sie zmieniamy. I dlatego nieraz odkrywamy na nowo coś po latach, dostrzegamy kolejną warstwę. W piosenkach, ksiazkach, filmach. I to jest piekne, bo świadczy o naszym nieustannym rozwoju. Ja też zupełnie inaczej słuchałam Stachury kiedyś a inaczej słucham dzisiaj.Lubię te swoje nowe, stare odkrycia.I lubię się z nimi dzielić
      A "lusaj sie Bluno..."rozczuliło mnie, bo i ja mam podobne wspomnienia z czasów, gdy moja córcia śmiesznie przekręcała niektóre słowa.Oj, jak dawno to temu było i jak niedawno zarazem!:-)

      Usuń
  13. Patrzę i się zadziwiam jak okładka może mylić. Tytuł by mnie zaciekawił ale okładka zniechęciła bo po okładce spodziewałabym się jakiegoś ogrodniczego, ckliwego romansu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm..Spróbuję objaśnic Ci moje rozumienie takiej właśnie kwietnej okładki. Moim zdaniem kluczowa jest na niej maleńka postać białego owada na jednym z pięknych kwiatków. To osa albo pszczoła, która lgnie do słodkich i pachnących rzeczy a ludzi potrafia mocno i boleśnie użądlić. Jest taki stary przesąd, że jeśli zawoła sie wówczas"gorzko, gorzko", to dokuczliwe owady odlecą.
      Życie jest taką kolorową rabatą pełną slicznych kwiatków. Ale nie dajmy sie zwieść, bo często tylko z daleka tak to wygląda. Z bliska widać tam różne zagrożenia, strefy mroku i bólu, złudne marzenia i bolesne wspomnienia. A im bardziej na pozór jest słodko i barwnie, tym wiecej może tam być owych żądlących owadów.Nie da sie przed nimi całkiem uciec, uniknąc bólu a tak bardzo chciałoby sie powąchać te śliczne kwiatki, odetchnąc nareszcie i niczym sie nie przejmować - niby w raju. Ale jednak osy bzyczą. Trzeba sie mieć na bacznosci. I wołać "gorzko, gorzko" w nadziei, że nas ominą, że jeszcze tym razem uda sie nam wyjśc cało z owego raju...

      Usuń
    2. Nie znałam tego 'zaklęcia' ale bardzo mi się podoba i od dziś będę wołała: gorzko, gorzko, gdy będzie się do mnie zbliżał smuteczek czy kłopocik.

      Usuń
    3. Też przed przeczytaniem tej książki nie znałam owego zaklęcia. A może się przydać! 🙂

      Usuń
    4. Olu, a ja znalam to zaklecie! Niesamowite, przywolalas cudowne wspomnienia , wychowalam sie na wielkim osiedlu, ale polozonym w najpiekniejszym miejscu swiata, zaraz za domem byla wielka szeroka laka, za nia maly lasek a za nim ... wielka plaza i otwarte morze... Na tej lace spedzilam cudowne czasy dziecinstwa, wsrod kwiatow, zapachow , roslin, drzew i ... owadow. Alez tam sie roilo i bzyczalo i fruwalo , motyle , wazki, osy, pszczoly , baki... Nigdy zadne nas nie ukasily, trwalismy i zylismy w pelnej symbiozie , a na zbyt bliskie spotkania " trzeciego stopnia" zawsze wolalo sie : Gorzko, gorzko! Moj M tez to pamieta :)) choc on wychowany na przeciwleglym krancu kraju. Napisalam komentarz u Graszki do slow Cezarego - jestescie dla mnie moim archipelagiem ...

      Usuń
    5. Kitty! Dziękuję za podzielenie sie Twoim przepięknym wspomnieniem z dzieciństwa. Ależ to musiało byc piękne! Łąka, lasek, plaża, morze...I wolność i radosć i beztroska. I pełno owadów, które nie żądliły, ale współegzystowały z rozbrykanymi dzieciakami. Już słyszę to wołane cienkimi dzieciecymi głosikami "gorzko, gorzko". Juz widzę dziewczynki i chłopców, którzy cieszą się życiem, chłoną je całymi sobą i ani przez myśl im nie przejdzie, że kiedyś mogłoby sie to zmienić...
      Przeczytalismy z Cezarym Twój komentarz u Graszki. Tak, droga Kitty - Ty, my i wielu nam podobnych tworzymy archipelag wysp otoczonych coraz bardziej napierającą zewsząd falą. Okazuje się, iż wysp wcale nie jest tak mało.I jest nadzieja, że w końcu ruchy tektoniczne ziemi sprawią, że zblizą sie do siebie, połączą i utworzą nowy, silny ląd...

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost