poniedziałek, 1 października 2018

Wrotycz i inne magiczne rośliny Pogórza…



       Ponieważ mieszkam w czystych, pełnych zieleni i dalekich od wielkich miast okolicach wędruję sobie czasem po łąkach oraz polnych dróżkach i wypatruję ciekawych, leczniczych roślin. Niektóre z nich zbieram, inne tylko oglądam. Uczę się je rozpoznawać, lecz nie zawsze mi się to udaje. Wiele z nich jest bardzo do siebie podobnych. Łatwo się pomylić.  Mam trochę książek na temat ziół  i stale coś ciekawego znajduję o nich w Internecie. Rozmawiam też o naturalnych metodach leczenia z tutejszymi znajomymi. Wypytuję ich, jaka konkretna roślina na co im pomogła? Jak jej używają? Jak długo stosują? Lubię usiąść sobie z sąsiadkami w przytulnej kuchni i słuchać ich opowieści, wymieniać się uwagami czy spostrzeżeniami na temat naturalnego leczenia, a także wypróbowywać na sobie najdziwniejsze nawet przepisy. Np. dwa lata temu na ból ostróg w piętach pomogła mi mieszanka gorących, utłuczonych ziemniaków i skrzypu polnego, w której co wieczór moczyłam nogi.  A znajomej zza lasu okłady z liści kapusty znacznie zmniejszyły opuchliznę i ból kolan. Innej z kolei ustąpiły dolegliwości reumatyczne po kilkukrotnym przyłożeniu pijawek…


   Zbieranie ziół (oczywiscie, gdy nie tną przy tym dokuczliwe komary i bąki oraz gdy żar nie leje się z nieba) jest dla mnie prawdziwą przyjemnością, daje cudowne poczucie niezmierzonej wolności i zapomnienia o zgryzotach dnia codziennego.  Wędrowanie po bezkresnych łąkach czy nawet hasanie po nich, gdy najdzie człowieka ochota, oczyszcza, napełnia światłem, przywraca stan równowagi duszy i ciała. Zajmowanie się leczniczymi roślinami  zbliża do pierwotnej natury kobiecej, do prawiedzy naszych babek i prababek, tych wszystkich znachorek, zielarek i czarownic, które działały zgodnie z Matką Naturą i czerpały od niej energię, wiadomości oraz poczucie spokoju i niezależności. Obróbka oraz parzenie różnych mieszanek ziołowych ma w sobie coś z magii, zabawy z dzieciństwa, przeniesienia w czasie do lat niewinnych, niezmąconych jeszcze smutkiem, lękiem, rozczarowaniem czy też poczuciem bezradności.


   Nie mam jakiegoś szczególnie ulubionego zioła. Zbieram to, co znam oraz to, co może się przydać. Najważniejsze z tych roślin dla mnie to: dziurawiec na dobry sen, wyciszenie trosk oraz bóle żołądka, skrzyp polny na wzmocnienie włosów i niedobory witaminy K, pokrzywa na podniesienie odporności, melisa i szyszki chmielu na uspokojenie, mięta dla wspaniałego aromatu oraz na dolegliwości gastryczne, kwiat lipy oraz dzikiego bzu na rozgrzanie i przeciw przeziębieniu, glistnik jaskółcze ziele przeciw drożdżakom, nawłoć na problemy z układem moczowym, krwawnik do przemywania skaleczeń czy trudno gojących się ran i wreszcie wrotycz, głównie przeciw stanom zapalnym, bólom głowy, oraz pasożytom i wirusom.




   Poza wyżej wymienionymi ziołami korzystam także z mocy dziko rosnących tutaj owoców: pełnego witaminy C oraz antyoksydantów czarnego bzu,  przeciwkaszlowo działającej kaliny oraz regulującego ciśnienie krwi głogu. Robię konfitury, soki, dżemy, musy, wina i nalewki. Te domowe przetwory ogromnie smakują mnie i Cezaremu. Popijając herbatki ziołowe z lubością raczymy się zawartością zgromadzonych na półkach w spiżarce słoików i butelek, wierząc, iż są zdrowsze niż te sklepowe.  Być może to właśnie dzięki mocy ziół i domowych przetworów od kiedy mieszkamy na Pogórzu rzadko zapadamy na jakieś poważniejsze przeziębienia czy grypy. Na pewno pomaga nam spokojne, pełne zieleni otoczenie, fizyczna praca na czystym powietrzu i prowadzenie nieomal pustelniczego trybu życia, zmniejszającego prawdopodobieństwo zarażenia się krążącymi w większych skupiskach ludzkich zarazkami.  Co nie znaczy, iż w ogóle nie trapią nas żadne dolegliwości czy choroby. Oj, niestety, przed nimi nie da się uciec na żaden, najbardziej nawet sielankowy koniec świata i chyba nie ma magii, która umiałaby przed problemami ze zdrowiem całkowicie uchronić. A to stawy człowieka bolą a to korzonki nerwowe nawalają, a to zmęczenie totalne powala, a to dopadają problemy z tarczycą, nadwagą, czy innymi schorzeniami cywilizacyjnymi. Czas robi swoje i starzejemy się powolutku, odczuwając coraz więcej wynikających z tego niedogodności.  Godzimy się z tym, na co nie mamy wpływu albo też w jakichś nagłych zrywach walczymy z tym, co zdaje się nam do zwalczenia.  I tak  płynie nam jesień za jesienią, zima za zimą….

  

   Wraz z nastaniem chłodnej pory w mojej kuchni często stoi w dzbanku świeżo zaparzony wrotycz, aromatyczne zioło powszechnie występujące na Pogórzu Dynowskim, od lipca do listopada ozdabiające żółtymi plamkami tutejsze łąki, bezdroża i obrzeża pól. Na samym początku, gdy zamieszkaliśmy na Pogórzu traktowałam te żółte kwiatki jako roślinę ozdobną. Robiłam bukiety z macierzanki, wrotyczu i nawłoci. Cieszyłam się ich aromatem i barwami. A ponieważ nie traciły swej urody nawet po wyschnięciu kwiatki te stały w dzbanach aż do następnego lata. Potem na jednym z blogów przeczytałam o tym, że wrotyczem można wyleczyć się z boreliozy a ponieważ kleszcze są zmorą, z którą zmagamy się tu co roku, to mimo, iż nigdy nie robiliśmy sobie laboratoryjnych badań na obecność bakterii boreliozy, naturalnym stało się częste popijanie naparu z tej pożytecznej rośliny. Tak na wszelki wypadek i przeciw stanom zapalnym oraz ogólnie dla dobrego samopoczucia. Mam wrażenie, że napar ten nam obojgu jakoś pomaga. Mam w planach zrobienie także nalewki wrotyczowej, która ma działać rozgrzewająco, przeciwreumatycznie i co najważniejsze, przeciwbólowo. Po pracowitym okresie letnim, kiedy nasze stawy mocno odczuwają wszelkie przeciążenia taka nalewka bardzo się w domu przyda.


   Przekonałam się też, iż zapach wrotyczu odstrasza muchy i komary, dlatego w sezonie letnim wieszam wiązki tego ziela w kuchni i sypialni.
   Wrotycz uwielbiały moje kozy! Objadały się nim zawsze na łące niczym najlepszym smakołykiem! Dostawały go też w postaci suszonej. Mądre kozy wiedziały, co dobre!:-)
    Przez jakiś czas Cezary robił mocny odwar z wrotyczu i mieszał go z octem. Tym płynem skrapialiśmy siebie oraz nasze psy przed pójściem do lasu. To miało zapobiec żerowaniu na nas kleszczy, much i bąków. I jeśli tylko pamiętaliśmy o tym skrapianiu, to przez jakiś czas specyfik ów rzeczywiście działał a na pewno zmniejszał ilość ataków leśnych krwiopijców oraz zapobiegał wgryzaniu się tychże pasożytów w skórę. 



    Jak robię napar z wrotyczu? Biorę garść suchego ziela wrotyczu i zalewam go w dzbanku litrem wody i przykrywam. Po mniej więcej 10 minutach gotowy jest do wypicia albo do wcierania w zmienioną chorobowo skórę. Napar ten ma mocny, lecz moim zdaniem przyjemny zapach i lekko gorzki smak. Trzeba jednak pamiętać by postępować z wrotyczem ostrożnie - nie pić go zbyt dużo i w nazbyt mocnych dawkach, zawiera on bowiem silnie trujący związek zwany tujonem. Warto poczytać nieco więcej na ten temat w Internecie.




   Czy istnieje lek na wszystko? Jakaś zaczarowana woda życia albo roślina, pomagająca zwalczyć nawet najgorsze, nieuleczalne w konwencjonalny sposób choroby? Czy właśnie wrotycz mógłby być takim cudownym lekarstwem na każdą, najcięższą nawet chorobę? Nie sądzę, choć bardzo bym tego chciała… Jednak niektórzy niezbicie wierzą w  niezwykłą moc tego pachnącego kamforą ziela. A może po prostu bardzo chcą w nie wierzyć, mieć nadzieję, bo czymże byłoby życie bez nadziei?

   Niestety, często też słyszy się o tych, którzy zaufawszy niekonwencjonalnemu leczeniu i odrzuciwszy zupełnie klasyczną medycynę zachorowali jeszcze ciężej a nawet odeszli…Cóż, moim zdaniem, we wszystkim należy zachować zdrowy rozsądek i umiar. Nie zawsze jednak jest to łatwe, nie zawsze możliwe. Bywa, że  strach o kogoś bliskiego popycha nas do ryzykownych działań, do szukania na własną rękę kogokolwiek, kto zaoferowałby pomoc. W takim stanie łatwo można ulec szarlatanom i pseudo znachorom, nabijających sobie kiesę na naiwności oraz rozpaczy ludzkiej…



   - Ależ pięknie pachnie! – zawołał Cezary zastając mnie wczoraj w ogrodzie przy cięciu i kruszeniu suchych kwiatków wrotyczu.
- Tylko czy aby wyschły na pewno? – dopytywał się obserwując bacznie jak upycham w słojach wonne zioła.
- No zobacz tylko! Suchutkie jak pieprz! – odparłam a mój niedowiarek nachylił się by osobiście to sprawdzić.
- Hej! A co ty tu masz na brodzie? – zapytał ni z gruszki ni z pietruszki palcem wskazującym dotykając ostrożnie mego podbródka.
- Mówisz o tym długim włosie? Ech, niech sobie rośnie! Ponoć to charakterystyczna cecha wszystkich prawdziwych wiedźm! -  zaśmiałam się wzruszając ramionami a potem kontynuując pracę z wrotyczem przypomniałam sobie starą piosenkę „Gawędy” o czarownicach i zanuciłam ją pogodnie:

„Kochajcie czarownice, kochajcie czarownice
Chociaż opinię mamy strasznie zaszarganą
Kochajcie czarownice i poczęstujcie nas herbatką na dobranoc”




   
  P.S. Wszystkim zainteresowanym pogłębianiem wiedzy na temat ziół gorąco polecam stronę prowadzoną przez dr Henryka Różańskiego. Znaleźć na niej można ciekawe opisy większości występujących w Polsce ziół leczniczych wraz z ich dokładnym w danych schorzeniach zastosowaniem oraz przepisami.
  

64 komentarze:

  1. Olu jak zwykle czytając Ciebie mozna sie wiele dowiedzieć.Pozdrawiam o pranku,mnie właśnie dopadła rwa wiec mam L4:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, współczuję Ci cierpienia związanego z rwą kulszową (inaczej z zwanej zapaleniem koroznków nerwowych). Też to często miewam, więc naprawdę rozumiem jak to boli. W takich razach pomagają mi troche masaże, wcieranie maści rozgrzewajacej, przylepianie plastrów rozgrzewajacych albo przykładanie bardzo ciepłych kompresów ze świeżo ugotowanych i utłuczonych ziemniaków (zawija sie je w gazę, przymocowuje długim szalikiem do okolicy lędźwiowej). Pozdrawiam Cię Urszulko serdecznie i życzę, byś jak najszybciej poczuła się lepiej!:-)

      Usuń
  2. Wolę nazwę wiedźma czyli ta co ma wiedzę :)
    Wrotyczu nie umiem używać, tak jak i masy innych ziół... ale ciągle uczę się czegoś nowego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiedźma, to ta, co ma wiedzę i nie boi sie jej użyć.
      Uczymy się całe życie i zdobywamy doświadczenie wiedzę.Oobysmy umiały to dobrze wykorzystać, pomagając sobie i innym!:-)

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy, merytoryczny wpis. Znajomość ziół jest bardzo niedocenianą wiedzą, a szkoda. Zioła naprawdę potrafią wiele :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!:-) Pisząc tekst o ziołach miałam nadzieję, że byc może po przeczytaniu ktos sie nimi zainteresuje,rozejrzy w swoich okolicach, pojedzie w wolne od zanieczyszczeń rejony i dostrzeże jakie tam jest bogactwo pożytecznych roślin!:-)

      Usuń
  4. Lubię zapach wrotyczu, często zbierałam jako ozdobę do wazonu. Niestety podmiejskie okolice na zbieranie ziół nie pozwalają, a wszelkie kuracje kupowanymi mieszankami chyba nie są zbyt skuteczne. Trzeba do tego mieć cierpliwość, mnie zniechęca pilnowanie systematycznego picia, parzenia...nie chce mi się.
    Czasem kupuję świeże zioła na targu, ale jako przyprawę do potraw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wrotycz bardzo łądnie wygląda w wazonie - w stanie świeżym i suszonym.
      Masz rację, Ewo, iz do skutecznego leczenia ziołami potrzeba dużo wytrwałosci i cierpliwości. Mnie też często brakuje tych cech.A czasem, gdy dopadnie mnie jakaś choroba albo nagły ból, zapominam o moich pożytecznych ziołach i po prostu łykam tabletke przeciwbólową - bo tak prościej, wygodniej i szybciej...

      Usuń
  5. Hahaha - rozbawiłaś mnie tym włosem, zatem jestem wiedźmą w piątym pokoleniu bo mam takich włosów pięć ale na razie skutecznie wyrywam, bo no nie bardzo w wielkim mieście w centrum w dzisiejszych czasach.
    A wiesz, że wrotycz jest zakazany w sprzedaży. Nie kupisz legalnie ziela, jak sobie sama nie zbierzesz to nie dostaniesz, bo podobno groźny. I to prawda, źle dawkowany, niewłaściwie podawany czy w przypadkach wrażliwych pacjentów może przysporzyć problemów. Jak wszystko. Ziołolecznictwo to fascynująca gałąź medycyny. Chcą ją ukrócić by mieć ludzi w garści koncernów farmaceutycznych.
    Zgadzam się z Tobą, że umiar jest najzdrowszy, czasem tradycyjne leczenie nie pomaga, bo stan jest zbyt ciężki, wtedy trzeba sięgnąć po zdobycze nowoczesnej medycyny i prawdziwy znachor tak też powie, że za późno na niego, że on wesprze leczenie szpitalne czy jakieś tam inne ale nigdy nie powie, żeby olać lekarzy i tylko zdać się na niego w przypadku czegoś tak poważnego jak nowotwór złośliwy.
    A czy wiesz, że moi rodzice jak tylko się z miasta wyprowadzili też znacznie rzadziej zapadają na typowe zimowe infekcje. A to głównie dla tego, że mają zdecydowanie rzadszy kontakt z innymi ludźmi, są dużo na powietrzy, zahartowali się, nie siedzą osiem godzin w biurze gdzie ktoś roznosi wirusy. Mniejsze prawdopodobieństwo zarażenia. Zatem organizm nie wysila się na walkę z kolejnymi infekcjami i jak już do ataku dojdzie to ma siłę na jej szybkie zwalczenie. Tak w skrócie oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten włos na brodzie uparcie mi odrasta - mimo obcinania i wyrywania. Dałam wiec w końcu za wygraną i postanowiłam go polubić jako znak szczególny wiedźm!:-)
      Tak, słyszałam pogłoski o tym, że podobno wrotycz jest zakazany w sprzedaży, ale chyba nie jest tak do konca, bo np. na Allegro można kupić wrotyczu ile tylko sie chce!Inna sprawa, jakiej on jest jakości, ale jednak jest!
      Trzeba poczytać sobie o wrotyczu na profesjonalnych stronach zajmujacych sie ziołolecznictwem (jak np. na tej, którą ja polecam) i dowiedzieć sie jak go używać, na jakie dolegliwosci moze sie on przydać).
      Wśród znachorów i lekarzy są ludzie i ludziska. Jedni podchodzą rzetelnie do swego zawodu i naprawdę chcą pomóc, inni tylko wyciągnąc od człowieka kasę. Problem w tym, że na pierwszy rzut oka nie odróznisz, kto jest kim...
      Nie dziwię sie Luno, że Twoi rodzice mniej na wsi chorują. Myslę, że na wsi jest troche zdrowiej, już choćby przez to, że mniej jest tam mieszkańców i mniej zarazków. A powietrze chyba ciut zdrowsze, niz w mieście. no i żyje sie trochę spokojniej niz w wielkiej aglomeracji. Ale i na wsi ludzie chorują, niestety. A do lekarzy mają o wiele dalej, niz mieszkańcy miast...

      Usuń
  6. Kochana Czarownico :) A raczej Czarodziejko - jak cudownie czarujesz tymi ziołami, ja też szukam zawsze długo i cierpliwie i co się da, próbuję do końca ziołami zwalczyć, aby jak najdłużej obyć się bez leków. Ostatnio odkryłam działanie różeńca górskiego , który znacznie wyciszył moje rozkołatane serce i po tygodniu zażywania, jest o całe niebo lepiej, a betabloker łykam dla spokojności sumienia w ilości - ćwierć najmniejszej dawki. Ostatnio wczytywałam się na temat niedoczynności bo to dla mnie nowość i odkryłam, że melisa zakazana. W nadczynności uspokaja pobudzoną tarczycę, ale niedoczynności - uspokajanie i tak już osłabionej - nie wskazane jest. A ja z przyzwyczajenia ja piłam i piłam... Na stronę sobie wejdę, bo takiej wiedzy nigdy zbyt wiele. Uściski i dbajcie o siebie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Gabrysiu, zamieszkałam na wsi głownie po to by móc cieszyc sie tym, co tu mam pod nosem - łąkami, lasami, poczuciem swobody.A wiec poza ciezką pracą usiłuje znaleźć choc ociupinkę czasu na moje niewinne przyjemności, czyli na wędrowanie po łąkach i polnych drogach.A przy okazji znajduje sie pożyteczne i piękne rośliny.
      Nie znam różeńca górskiego. Czy to zioło rośnie w Polsce? Poszukam sobie na jego temat wiadomości w necie.
      Melisa niedobra dla chorujących na niedoczynnosć tarczycy? A widzisz! Nie miałam o tym pojęcia. Trzeba będzie wobec tego odstawic melisę. Dzięki za cenną wiadomość, Gabrysiu!:-)

      Usuń
  7. Oleńko, to mój trzeci komentarz, poprzednie coś zjadło. Oczywiście przez moją nieuwagę, w mordkę jeża, że tak sobie pozwolę:-)
    Mądrze napisałaś Oleńko. Z ziołami trzeba ostrożnie, a jak się ich nie zna i ich działania, to lepiej samemu się za kuracje ziołowe nie zabierać. W mojej rodzinie były zielarki i zostałam na to uczulona. Rodzice stosowali zioła, ale ostrożnie, kiedy sytuacja była powazniejsza, to zawsze do lekarza.
    Stosowałam kiedyś zioła, ale tylko zgodnie z wiedzą uzyskaną od rodziców. Dzisiaj rzadko już do nich wracam, wielu ziół, mieszanek i sposobów przyrządzania nie pamiętam.
    Buziaki:-)***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na blogach od dawna już grasuje zjadacz komentarzy - znany wszystkim, żarłoczny potworek!Trza go poczęstować naparem z wrotyczu, może to zmniejszy jego nienasycony apetyt!?:-)
      Tak, z ziołami nie wolno przesadzać, bo wszystko w nadmiarze moze człowiekowi zaszkodzić. Z wrotyczem na przykład trzeba postępować ostrożnie. Poczytać sobie o nim. Rozważyć wszystkie za i przeciw. Nie bać sie na zapas. Ale herbatka uspokajajaca z melisy, chmielu i dziurawca przed snem raczej nie powinna zaszkodzić...
      Pozdrawiam Cię serdecznie, droga Marytko!:-)***

      Usuń
    2. Chcę się z Tobą, Oleńko podzielić radością z tego co dzisiaj widziałam. Otóż wracam sobie z zakupów, ciepło, wczoraj jeszcze dość zimno było, słonko świeci, patrzę na nasze trawniki dawno nie koszone i co widzę? Jaskry, żółciutkie, pełno, a obok kwiatuszki ni to niebieskie, ni fioletowe, przypominające zawilce japońskie, tylko takie małe. No, pełno tego. Stanęłam i gapiłam się uśmiechnięta od ucha do ucha. Drzewa już pokryte złotymi i brazowymi liśćmi, fruwajacymi przy większym podmuchu wiatru, a tu takie coś. Ładne to było, jakby przez chwilę zajrzało lato z ostatnim prezentem:-)
      Pozdrawiam jaskrowo-zawilcowo:-)*

      Usuń
    3. Dzień dobry, Marytko! Pięknie dziękuję za podzielenie sie ze mna tą wiebarwną radością!:-)
      Ta październikowa, złota polska jesień daje nam nieoczekiwane prezenty w postaci drugiej wiosny i jej kwietnych skarbów (moze te fioletowe kwiateczki to fiołki?)! Ciepło jest, kolorowo na świecie to i przyroda jesienna raduje się i kwitnie. Niech to trwa jak najdłuzej!Napełnijmy sie słońcem przed zimą!
      Marytko! Pozdrawiam Cię serdecznie ze słonecznego Podkarpacia!:-)*

      Usuń
  8. po jabłbłach prawdopodobnie będą warsztaty o ziołach, muszę się wybrać... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybierz sie, Alis. Na pewno będzie to pożyteczna wiedza!:-)

      Usuń
  9. A ja się zastanawiałam wcześniej, po co Wam tyle wrotyczu. Sądziłam, że na suche bukiety. Całe życie się człowiek uczy.
    Pozdrawiam i zdrówka życzę.
    regian

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W komentarzu pod poprzednim postem jedna z czytelniczek zaproponowała mi bym napisała cos wiecej o wrotyczu.Pomyslałam, że to dobry pomysł. Teraz juz wszyscy na blogu wiedzą, do czego go używam!:-)
      Pozdrawiam Cię ciepło, Regian!:-)

      Usuń
  10. Kiedy tak czytam o wrotyczu, wpadlo mi wlasnie do glowy, ze na trasie naszych krotkich spacerow, czyli tam, gdzie teraz budowane jest to centrum logistyczne, zawsze bylo pelno nawloci i wrotyczu. Nawlocie zostaly, a wrotycz zniknal, nie widzialam go w tym roku w ogole. Dziwna sprawa, dlaczego nie wyrosl, przeciez to zielsko, chwast samowysiewajacy sie rok rocznie w tych samych miejscach. Osobliwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, nawłoć i wrotycz lubią rosnac blisko siebie. Widocznie mają podobne wymagania glebowe, lubią nasłonecznione stanowiska, otwarte przestrzenie, pobocza dróg...Czemu wrotycz nie wyrósł tego roku w opisywanych przez Ciebie stronach? Może cos mu zaszkodziło z tej pobliskiej budowy? Jakieś chemikalia czy ścieki? Ale jeśli nie zniszczono mu korzeni, jeśli będzie miał gdzie sie odrodzić, to odrośnie za rok i znowu będzie cieszył Twe oczy!:-)

      Usuń
  11. Tęsknię za takimi długimi spacerami, włóczeniem się po łąkach czy po lesie, łapaniem chwil w kadr, zaglądaniem w trawy w poszukiwaniu ziół, kiedy czas płynie jakby wolniej i treściwiej.
    Tak jestem zagoniona ostatnio, że już nawet z psami wychodzę tylko raz lub dwa razy w tygodniu.
    Wrotycz piję w mieszance od zielarki, która leczy moją boreliozę - zdecydowałam się na wyłącznie niekonwencjonalne leczenie( po złych doświadczeniach z leczeniem boreliozy męża) i jak dotąd efekty są rewelacyjne.
    Pozdrawiam jesiennie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niekiedy człowiek tak bardzo jest zarobiony, tak uwikłany w te niekończące sie obowiązki, że trudno mu sie wyrwać choc na chwilę, znaleźć odrobine wolnego czasu dla siebie. A przecież jednym z uroków mieszkania na wsi powinna być ta mozliwosc włóczenia sie po łąkach, robienia tego, co daje człowiekowi radosc i odpoczynek dla ducha. Oj, na szczęście natężenie prac gospodarskich w końcu u każdego maleje. Jesien, zima i nareszcie można troszkę odetchnąc, połazić bez celu!Życzę Ci nadejścia takich swobodniejszych chwil, Andziu!
      Tak, pamiętam,ze pisałaś mi kiedys o wrotyczu i boreliozie. Wspaniale, że to działa!:-)
      Andziu, uściski serdeczne Ci zasyłam!:-)

      Usuń
    2. No tak, rzeczywiście już o tym pisałam - Olu pamiętasz :) Zachęcona Twoimi pięknymi zdjęciami rano wyskoczyłam z kozami na łąkę. I ten krótki spacerek wystarczył - chociaż pogoda mglisto deszczowa, to i tak było pięknie.
      Serdeczności i dziękuję ;))

      Usuń
    3. To wspaniale, Andziu, że udało Ci sie wyskoczyć na łąki z kozami. Czasem niewiele człowiekowi trzeba by nabrać oddechu i ...uśmiechu!:-))*

      Usuń
  12. Bardzo się mi nostalgicznie zrobiło, Olu ...
    Te łąki, zioła, suszenie ... teraz nie mam za bardzo gdzie i jak, niestety ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łąki, lasy i pola są i będą. A gdy wreszcie pojawi sie u Ciebie troche czasu oraz możliwości i Ty wyjdziesz i powędrujesz. Niekoniecznie za ziołami. Ot tak, żeby sobie troszke odetchnąć od codziennosci!Wycieczka rowerowa po polnych drogach to też jest fajna rzecz!:-)
      Ściskam Cię przyjaźnie, lidko!:-)

      Usuń
  13. Ja wolę być tajną czarownicą i włoski z brody szybko wyrywam. Nie jestem pozbawiona próżności. Dzięki Tobie Olu, zmieniłam zdanie o wrotyczu. Nie wiadomo dlaczego wbiłam sobie do głowy, ze to trucizna. U mnie króluje teraz nawłoć wszędzie, gdzie nie skoszą poboczy.
    W moim ogródeczku kilka gatunków mięty i melisa, rosną prawie przez cały rok. A z ziół amerykańskich na uwagę zasługuje pluskwica groniasta- black kohosh. Indianie leczyli nim malarię, reumatyzm, ukąszenie węży. Jest składnikiem preparatów zmniejszających uderzenia gorąca. Pięknie kwitnie przez kilka miesięcy.
    Pięknie jest tam u Was:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja juz dałam za wygraną z wyrywaniem. Niech sobie rośnie ten włosek jak tak bardzo chce!:-)Zacznę sie martwić, gdy urośnie mi gęsta broda!:-) A moze i nie, bo będę wtedy odbiciem lustrzanym mego męża? He, he!:-))
      We wrotyczu jest trujący tujon, ale zauważ Eulampio droga, że bardzo często to ,co truje potrafi też leczyć. Wszystko zależy od dawki i zastosowania.
      Też mam mięte i melisę w ogródku. Ale teraz melisa już mizerna a mięta kwitnie i ma coraz mniej listków. par przymrozków i będize po świezych ziołąch. Dlatego suszę, co mogę, żeby mieć.
      Pluskwica groniasta? Ciekawa nazwa. Muszę sobie to wygooglać i zobaczyć to pozyteczne, amerykańskie zioło na własne oczy!:-))
      Ciepłe myśli Ci zasyłam z jesiennego przysiółka podkarpackiego!:-)*

      Usuń
  14. O matuchno, jak tam u Was pięknie!!! Ehhh...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pogórze Dynowskie naprawdę jest piękne, rozległe i pełne ciekawych miejsc. Ale dla mnie najważniejsze jest, że mam tuż obok domu łąki, lasy i malownicze wzgórza. Mam gdzie chodzić, gdzie napełniać się spokojem i energią...

      Usuń
  15. Ja mam trzy takie włoski :-) no wyrywam...A one odrastają. I tak się bawimy. Mąż udaje, że nie widzi. Super wpis, nie wiedziałam o wrotyczu, na bukiety go zbierałam i zapach lubię. Na robale powiadasz? Będziem pić. Jak się ma cały dom pełen wychodzących kotów, a lubi się je przytulać, to trzeba co jakiś czas się odrobaczać. Wrotycz wydaje się być lepszą alternatywą niż chemia. I ziemniaki na ostrogi :-) Dziękuję Ola :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz trzy włoski, Aniu? Aż jestem zazdrosna, bo widocznie Twoje wiedźmostwo jest bardziej od mojego zaawansowane! No nic! Moze i ja doczekam sie trzech jak jeszcze troche po łąkach powędruję albo i na moej wyliniałej miotle polatam!?:-))
      Wrotyczu wszędzie pełno, To dosc pospolita roślina, wiec na pewno znajdziesz go w swoich stronach bez problemu. A odrobaczanie to ważna rzecz. Przy moich czterech psach również. Ja i mąż pijemy wrotycz a piesuńki dostają tabletki na odrobaczenie , bo nie wiadomo czemu wrotyczowa herbatka nie bardzo jest w ich guście!:-))
      Ziemniaki trzeba utłuc w tej wodzie, w której sie gotowały razem ze skrzypem.Zanurzyć stopy w gorącym, ale nie parzącym, ziemniaczno-ziołowym purre i trzymać tak długo aż pulpa wystygnie!Sprawdzone! Pomogło nie tylko mnie, ale i paru znajomym zza lasu!:-))

      Usuń
  16. Ja chyba od dzieciństwa uwielbiam wrotycz, jego kolor i zapach - choć niektórzy twierdzą, ze śmierdzi ;) Używam go głównie w celach dekoracyjnych. Na zimę zbieram i susze melisę cytrynowa, miętę, lipę i kwiat bzu czarnego. Zainteresowało mnie Olu to co napisałaś odnośnie leczenia Twoich ostróg - od kilku miesięcy mam z nimi kłopoty, wiec może spróbuje, tylko proszę napisz mi dokładnie jak ta kuracje przeprowadzić. Serdeczności zasylam :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię ten specyficzny zapach wrotyczu oraz jego wygląd - te żólciutkie, płaskie kwiatostany, te postrzępione listki. Nawet suche łodygi (te po obcięciu kwiatków i ukruszeniu listków) nadal zachowują piekny zapach. Wczoraj paliłam je w piecu - bosko pachniało na cały dom!:-)
      Orszulko, ostrogi to boleść, która nawiedza mnie cyklicznie od kilku lat. Raz jest z tym lepiej, raz gorzej, wiec próbowałam juz wiele rzeczy a ta mieszanka z ziemniaków i skrzypu pomogła mi na długo. Jak sie ją robi?
      Bierzesz kilka czystych ziemniaków w łupinie, zalewasz je mniej wiecej dwoma litrami gorącej wody, wsypujesz do tego sporą garść skrzypu i gotujesz ziemniaki do miękkości. Potem ugniatasz wszystko tłuczkiem w tej samej wodzie, w której się ziemniaki gotowały. Przelewasz tą pulpę do miednicy i gdy tylko dasz radę włożyć do tego stopy wkładasz i trzymasz je tam aż do wystygnięcia pulpy(tak żeby sie nie oparzyć, ale potrafic wytrzymać wysoką temperaturę). Robisz tak co wieczór przez co najmniej tydzień (im dłużej tym lepiej). Spróbuj, kochana i daj znać, czy choc troche Ci to pomogło!:-)***

      Usuń
  17. Bardzo wierzę w moc ziół i cały czas z ich dobrodziejstwa korzystam, na różne dolegliwości, a i zapobiegawczo i wzmacniająco również :D Zaczęły się nocne przymrozki, muszę jutro pójść wyciąć moje ogrodowe zioła z rabaty i przygotować do suszenia, bo szkoda, gdyby przemarzły. Zapach i urodę wrotyczu bardzo lubię, cenię za właściwości robalobójcze i inne lecznicze, ale nie miałam pojęcia o jego leczniczym działaniu na boreliozę, bardzo to wartościowa wiadomość, dziękuję <3
    Pozdrawiam ciepło, Agness:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zioła są po to, by z nich korzystać. Przecież kiedyś, dawno temu, nie było żadnych tabletek ani farmaceutycznych specyfików i ludzie leczyli sie tym, co natura im dawała. Chyba teraz zioła przeżywają renesans,tak jak i w ogóle zdrowy styl życia związany z ekologią, wegetarianizmem i innymi tego typu sprawami.
      Cieszę się, że mój post poszerzył Twoje wiadomosci na temat wrotyczu. Człowiek całe zycie dowiaduje sie czegos nowego o czymś, co wydawałoby się, dobrze juz zna.
      Masz racje z tym ścinaniem ostatnich ziół teraz.Przymrozki za chwilę zwarzą wszystkie rośliny w ogrodzie. Trzeba sie zatem śpieszyc i zebrać to, co jest jeszcze do zebrania.
      Pozdrawiam Cie serdecznie!:-)

      Usuń
  18. Serdecznie Cię pozdrawiam Kochana Czarowniczko:-) i z zainteresowaniem czytam Twoje wiadomości zielne. Chyba już mi wrotycz nie wyschnie:-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja pozdrawiam Cię ciepło o poranku, anielska malarko i poetko!:-) A co do wrotyczu, to zapowiadaja w prognozach jeszcze trochę ciepłych dni, takich do 20 stopni. Mysle, że gdyby zebrać go w taki pogodny, suchy dzień i powiesić w pęczkach na strychu albo w jakimś innym ciepłym pomieszczeniu, to jeszcze ma szanse wyschnąć!:-)

      Usuń
  19. Dziękuję Olu za taki obszerny opis, nazbierałam w lecie wrotyczu i będę stosowała. uściski.
    Marysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę sie Marysiu, że mój post Cię zainteresował. Dziekuje też oczywiście za inspirację, do jego napisania.
      Ściskam Cię serdecznie!:-)

      Usuń
  20. Wszelkie próby opanowania wiedzy o dostępnych i lokalnych ziołach, które na co pomagają, w moim przypadku zawodzą, po prostu staram się zapamiętać tylko te które szkodzą a jest ich niewiele. Resztą zaprawiam sałatki, dodaje do zup i sosów, zawieszam i suszę, zaparzam ....
    Oj tak Olu, mimo zdrowego trybu życia i spokojności, pobolewa tu i tam ale przecież zawsze jest za co dziękować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zioła to ogromny skarbiec róznorakich działań, zastosowań, pozytywów, ale i negatywów. Bardzo to dla mnei fascynujące. Jednak z ziołami jest trochę jak z grzybami - jeśli sie jakichś nie zna, to lepiej, zdecydowanie bezpieczniej nie zbierać ich.
      Tak Krystynko, zdrowy tryb życia nie ustrzeże człowieka przed wszystkimi chorobami i starzeniem. To jest i będzie, bo cudów nie ma. Czy warto wobc tego sie starać, dbać o to, co sie je, przestrzegac jakichś zasad? Myslę, że tak, ale nie przesadnie.Nie można zostać niewolnikiem tych zasad. W życiu dobra jest też swoboda i improwizacja. To daje życiu prawdziwy smak!:-)

      Usuń
  21. Swoim wpisem bardzo trafiłaś w moją sytuację
    1. też mam swojego prywatnego włosa na brodzie i wreszcie wiem, jaki jest tego sens :)
    2. aktualnie walczę z ostrogą, na razie zdiagnozowaną radiologicznie, na wizytę u ortopedy jestem zapisana na maj
    :(, ćwiczę intensywnie i na razie funkcjonuję, Twój sposób z kartoflami i skrzypem (mam wysuszony) wypróbuję i dam znać jak poszło
    3. wrotycz nawet teraz złoci się w bukiecie w kuchni, słyszałam, że na odrobaczanie skuteczne jest zjadanie po jednym kwiatku (tylko część żółta) na surowo, do tej pory doceniałam go w gnojówkach, wywarach do opryskiwania roślin, jest nieprzeceniony, kiedyś dziadkom służył, gdy chorowały zwierzęta gospodarskie.
    Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za tyle cennych wiadomości, na pewno zostanę tu u Ciebie. hel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj w klubie wiedźm!:-)
      Spróbuj z tym ziemniaczano-skrzypowym sposobem na ostrogi. Nie zaszkodzi a może pomoże...Tym bardziej, że do maja daleko!
      Na zalinkowanej przeze na dole posta stronie dr Różańskiego jest multum informacji na temat wrotyczu. Warto przeczytać!
      Pozdrawiam Cię ciepło, dziekując za odwiedziny i sympatyczny komentarz!:-)

      Usuń
  22. Gratuluję znajomości ziół,bo u mnie z tym kiepsko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pogłębianie tej wiedzy nigdy nie jest za późno!:-)

      Usuń
  23. Odpowiedzi
    1. Ech, nie ma co podziwiać, bo ja wiem niewiele. Ot, po amatorsku interesuję się ziołami, bo tyle ich tu rośnie, że po prostu jestem ciekawa co jest co i na co można to zastosować!:-)

      Usuń
  24. To prawda, tylko czarownice czy też wiedźmy zbierają różne kwiaty polne i zioła. Więc i ja się do nich zaliczam.
    Dziękuję za piękną wędrówkę po łakach.
    W ostatnich dniach też wędruję ale po Ziemi Nowosądeckiej...
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie tak sobie swobodnie powędrować, wyobrażajac sobie przy tym, że sie jest wiedźmą czy inną tego typu istotą. Każda pogodna myśl pomaga w wędrowaniu i pozwala zauważyć wiecej.
      Pozdrawiam Cię serdecznie Stokrotko jak wędrowniczka wędrowniczke!:-)

      Usuń
  25. Olu tak pięknie opisujesz tę magię ziół. Czytam z zaciekawieniem, chociaż dla mnie to jest tajemna magia. Mimo, że korzystam często z ziół, herbatek ale niestety kupnych. Mnie "uzdrawia" samo czytanie, które pobudza wyobraźnie, przynosi spokój wewnętrzny, podobnie jak moje wędrowanie po leśnych dróżkach. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to naprawdę jest ciekawe, że istnieje tyle ciekawych i powszechnie rosnących a przy tym nieznanych roslin,które są lekami z bożej apteki, wspaniałym skarbcem pozytywnie przeważnie działających na człowieka związków chemicznych naturalnie występujacych w przyrodzie. Człowiekowi potrzeba kontaktu z naturą w jakiejkolwiek formie, a to spacerów, a to sportu na świezym powietrzu a to grzybobrania albo też wędrowania po łace i zbierania wonnych ziół. No i zgadzam sie z Tobą Olu, iż czytanie o tych pozytywnych chwilach też pozytywnie na nas wpływa.
      Pozdrawiam Cię ciepło z wietrznego Podkarpacia!:-)

      Usuń
  26. Twój piekny opis przywolal cala lawine wspomniej, bo mama tez skrzzetnie wiele z tych ziól zbierala i uzywala. Niestety w grajdolku flora zupelnie inna i mam pewne trudnosci ze znalezieniem wiarygodnych informacji o dzialaniu wiekszosci tutejszych ziól. Najbardziej zdumiewa mnie to, ze tybylcy maja na ten temat wiedze bardzo ograniczona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dzisiejszym swiecie wydaje sie jakieś staroswieckie i mało popularne, ja jednak mam wrażenie, że w coraz silniejszym obecnie trendzie powrotu do natury, do czerpania z niej mądrości takze korzystanie z ziół stanie sie powszechniejsze, że te skarby łąk zostaną znowu docenione - jak przed wiekami...

      Nie dziwi mnie, że w Twoim grajdołku zioła są mało popularne. Zdaje mi sie, że taki obojetny czy nawet niechetny stosunek jest dość powszedni w innych, tych bardziej rozwinietych cywilizacyjnie państwach. Zielarstwo, ziołolecznictwo to dla wielu przeżytek, coś śmiesznego i niewartego uwagi.
      W Au zetknęłam sie też z takim lekceważeniem i nieznajomoscia ziół. Na szczęście Aborygeni mają na ich temat duża wiedzą i nadal przekazują ją sobie z pokolenia na pokolenie. Mam dwie ciekawe ksiazki australijskie o tamtejszych ziołach i dziko rosnacych, pożytecznych roślinach. Fascynujące to wszystko a zupełnie nam, Europejczykom nieznane.
      Pozdrawiam Cię serdecznie, Moniko!:-)

      Usuń
  27. Nie ma leku na wszystko i raczej nigdy nie będzie....ale zawsze będziemy szukać....każdy chce żyć długooooooooooooooooooooooooooo a przede wszystkim w zdrowiu....amo pójście polami i łąkami ukwieconymi pachnącymi już ma zbawczą moc:):
    Podziwiam Osoby ,kóre znają się na ziołach ja wciąż na to za leniwa chyba jestem by tę wiedzę ogarnąc:)
    Od czasu do czasu cos tam zerwę ale stanowczo wolę kupować gotowe od sprawdzonych Osób ,różne smakowite nalewki ,miody, maście,
    Zapachniało mi ziołami poprzeczytaniu Twego posta i niech tak zostanie.....
    Serdeczności ślę.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma swój sposób na życie, na to by złapać dobre chwile, napełnić serce jakimś światłem i odczuciem bezkresnej wolności. I rzeczywiscie juz samo chodzenie po łąkach czy lasach daje mi tę mozliwość. Zbieranie ziół jest w tym wędrowaniu drugorzędne, choć takze dajace radość i jakis rodzaj spełnienia.
      Pozdrawiam Cie ciepło Pati. Fajnie, że znowu jesteś!:-))

      Usuń
    2. Jestem...cieszę się chwilą pisania, choć zajmuje to dużo czasu ale odnajdywanie ludzi ,których zna sie tylko wirtualnie a mimo to bliscy to fajne doznania:):
      Sciskam Olu:)

      Usuń
    3. To prawda, Pati - udaje sie czasem w wirtualu rozpoznać w tłumie, wyczuć sie sercem, nawiązać bliskie więzi, które trwają ponad czasem, zupełnie niezależne od częstotliwosci pisania.
      I ja ściskam Cię serdecznie!:-)

      Usuń
  28. Twoja wiedza na temat ziół bardzo mi imponuje, Ty wiedźminko kochana. Jeśli chodzi o zioła to jestem zupełną ignorantką, rozróżniam miętę, ale to chyba dzięki zapachowi. Mam jakieś tam podstawowe zioła w swojej apteczce, typu rumianek, dziurawiec, i mięta właśnie.
    Zdaję sobie sprawę, że zioła pomagają na wiele dolegliwości i fajne jest to, że wielu ludzi potrafi z nich korzystać.

    Serdeczności Olu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję kochana Renatko za uznanie, ale nie mam zbyt dużej wiedzy na temat ziół. Istnieją tysiące leczniczych roślin, których nie rozpoznaję, o których nic nie wiem. Poza tym dopada mnie już chyba skleroza i zapominam dużo z tego, co wiedziałam. Potrzebuję chyba jakichs ziół na pamieć, bo jak tak dalej to zapominanie będzie sie posuwać, to zapomnę mego zaklęcia uruchamiajacego miotłę i juz nigdy nie polecę na Łysą Górę!:-)
      Uściski serdeczne zasyłam Ci z jesiennego przysiółka podkarpackiego!:-)

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lektura lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost