środa, 18 lipca 2018

Panna Róża, panna Ktoś…

Okładka lub karta tytułowa


  
    Przeczytałam dziś wydane na początku ubiegłego wieku piękne opowiadanie Elizy Orzeszkowej pt. „Panna Róża”.  Dotarłam do niego za sprawą nieocenionej w podrzucaniu mi interesujących linków  p.Gosi, wieloletniej czytelniczki bloga „Pod tym samym niebem”. Droga Gosiu, miałaś świetny pomysł by podzielić się ze mną swoim odkryciem! Dziękuję Ci serdecznie!:-)

   Nie sądziłam, że trącąca już dzisiaj myszką, przepojona pozytywistycznym rozumieniem świata proza Orzeszkowej potrafi mnie dzisiaj czymś zaskoczyć, zauroczyć i wzruszyć. A jednak! W czasach licealnych zachwycałam się jej „Nad Niemnem”. Ale to było kiedyś i nie oczekiwałam, że znowu rozsmakuję się w charakterystycznym stylu tej pisarki, w słownictwie i sposobie prowadzenia narracji. Jednakże opowiadanie pt. „Panna Róża”  dotknęło jakiegoś czułego punktu w mej duszy. Dzisiaj umiem dostrzec więcej. Trzeba nieraz bowiem przejść swoje koleje losu i czegoś bolesnego w życiu doświadczyć aby umieć więcej zrozumieć, potrafić się głębiej wczuć w jakąś postać literacką, a w tym przypadku w położenie tytułowej panny Róży – przedwcześnie postarzałej, niedocenianej przez domowników pracowitej rezydentki XIX –wiecznego, wiejskiego dworku.

   Biedna panna Róża…Zanadto uczuciowa, romantyczna, przesadnie wierna i wrażliwa, niepasująca zupełnie do pełnego pragmatyzmu i chłodu otoczenia, do ludzi, dla których liczy się to co widać, a nie to, co w środku, do zakochanej w sobie pani domu, do siedzącego pod jej pantoflem gospodarza…
   Nieciekawa panna Róża… Zawsze w niemodnej, beżowo-burej sukience. Skromnie uczesana (a przecież posiadająca burzę wspaniałych włosów, których nikt nie dostrzega). Cicha, łagodna, nijaka, bardziej do cienia, niż do żywej istoty podobna. Zawsze nad jakąś pracą pochylona. O innych stale dbająca. Dla siebie zostawiająca tylko drogocenne wspomnienia, niewygasłe wciąż uczucie do byłego narzeczonego…
   Dziwaczna panna Róża…Nie udająca nikogo, nazbyt poważna, nie potrafiąca się nikomu odciąć, stale wycofana, nie próbująca nawet dostosować się choćby pozornie do otoczenia zakochanego w gierkach, zabawach czyimś kosztem, w papuzich barwach i wystawnym przepychu. Są tacy ludzie, którzy choćby nawet chcieli nie potrafią być inni niż są, nie umieją naginać się do oczekiwań innych. Prowadzi ich jakaś wewnętrzna siła, światło, które pozwala im wytrzymać obojętność czy niechęć otoczenia. Choć tak skromni i nierzucający się w oczy często cechami charakteru i wrażliwością wyrastają ponad otoczenie. Nie rozpychają się łokciami. Nie krzywdzą nikogo aby tylko osiągnąć swoje. Po prostu są czemuś wierni. Po prostu postępują uczciwie. Od początku opowiadania czujemy, że panna Róża jest właśnie kimś takim. Cicha bohaterka pośród pospolitego, lecz uważającego się za wytworne oraz godne podziwu, towarzystwa. Bursztyn wśród zwyczajnych szkiełek…

   Końcówka opowiadania przynosi wreszcie pewien rodzaj zadośćuczynienia za upokorzenia będące dotąd udziałem panny Róży. Jest nią wstyd i poczucie winy domowników, którzy dzięki opowieści zakochanego w Róży sąsiada, Seweryna Dorszy nareszcie zaczynają patrzeć na nią innym okiem i rozumieć a nawet podziwiać jej postępowanie. Jest nim także atak furii obsesyjnie zazdrosnej o Różę pani Izabeli Januarowej. Jest chęć uszanowania i złożenia hołdu pannie Róży przez dzieci pana Januarego, których serca poruszyła opowieść sąsiada, dzięki któremu zrozumiały jaki nierozpoznany dotąd skarb żył tuż pod ich bokiem. Brzydkie kaczątko nareszcie zmienia się w łabędzia…

   Osoba panny Róży kojarzy mi się z ciotką Justyny Orzelskiej, Martą z „Nad Niemnem”. Także skromną, pracowitą istotą, która krzątała się przez całe życie po gospodarstwie i dbała o wygodę innych, poświęcając swoje szczęście i zdrowie dla rodziny, która jej właściwie nie dostrzegała. W finale powieści  docenił ją w końcu rodzony  brat.  Podziękował za dotychczasowy trud i poprosił Martę o pozostanie z jego rodziną, z nim. Tym samym nareszcie przywrócił jej rację bytu. Sprawił, że w smutne oczy jego siostry wrócił dawny blask…
   Ubogie, pozbawione pozycji i majątku rezydentki były w dziewiętnastym wieku stałym elementem dworków szlachecko-ziemiańskich. W czasach, gdy jedyną możliwością zdobycia szczęścia dla kobiety mogło być wyjście za mąż i urodzenie dzieci te samotne, starzejące się istoty ośmielały się liczyć tylko na łaskawy chleb u krewniaków, na rolę przyzwoitek, guwernantek albo niedocenianych, przepracowujących się na śmierć gospodyń domowych.

   Czasy się zmieniły, lecz chyba każdy z nas poczuł się w życiu podobnie do Marty czy panny Róży. Samotny pośród ludzi, niezrozumiany, wyalienowany, pogardzany,  szykanowany a nawet zaszczuty, wyśmiewany i obmawiany, oskarżany o niepopełnione winy, będący solą w oku dla innych, zawadą dla ich egoistycznych pragnień i poczynań. Bywa tak w pracy, w rodzinie, w szkole, w jakimkolwiek środowisku, którego jest się częścią a od którego wciąż się odstaje. Jednak nie każdy z nas miałby w sobie tyle siły co panna Róża by nie załamać się, by umieć sobie zbudować jakiś klosz ochronny z głębokiego, wewnętrznego przekonania, że choć inni mają nas za nic, my mimo wszystko znamy swoją wartość, swoje przeznaczenie i robimy to, co do nas należy. A mimo poniżania, dokuczania, spychania w niebyt nadal to robić będziemy. Bo jesteśmy wolni wewnętrznie i nie damy sobie tej wolności odebrać. Bo jeśli uleglibyśmy otoczeniu i zmienili się na jego obraz i podobieństwo, stracilibyśmy siebie i ten rodzaj szczęścia oraz spełnienia, który wypływa z wierności samemu sobie. Pamiętacie „Pannę Nikt” Tomka Tryzny albo nakręcony na podstawie tej powieści film Wajdy pod tym samym tytułem? Główna bohaterka chcąc zyskać poklask i przyjaźń podziwianych przez siebie koleżanek tak bardzo je naśladuje, że aż gubi własne „ja” oraz więź ze swoim środowiskiem. Staje się marnym odbiciem lustrzanym zagubionych w świecie mamony i pozorów żałosnych istot, które niegdyś tak podziwiała. I okazuje się, że to co z oddali wyglądało na fascynujące, wspaniałe, dające wstęp do lepszego, ciekawszego świata z bliska okazuje się pustką, rozpaczą, nie wiodącym donikąd poszukiwaniem namiastki jakiegokolwiek szczęścia…

   Panna Róża nie staje się panną Nikt. W oczach rodziny i znajomych staje się nareszcie Panną Kimś, dzięki szczęśliwemu zakończeniu opowiadania. Sprawiedliwość tryumfuje.  Jednak w życiu nie zawsze tak bywa. Czasem nie doczekujemy się happy endu i mimo usilnych starań nie potrafimy odmienić biegu rzeczy. Sprawić by ktoś przejrzał na oczy i potrafił dostrzec naszą prawdziwą wartość.

 Jak pisze Orzeszkowa : „Czasem na nieznanem dnie czyjegoś serca leży w ukryciu taki brylant, że niech się przed nim i Książę-Rejent z angielskiej korony schowa! Tylko że samo jedno widzi go oko Boskie…”. A czytany przez pannę Różę fragment „Psałterza Dawidowego” w przekładzie  mistrza Jana Kochanowskiego zdaje się tę prawdę potwierdzać:

„W Tobie ja samym, Panie, człowiek smutny,
Nadzieję kładę; Ty racz o mnie radzić.
Nieprzyjaciel mój, jako lew okrutny,
Szuka mej duszy, aby ją mógł zgładzić...
Z jego paszczęki, jeśli, o mój Boże,
Ty sam nie wyrwiesz, nikt mnie nie wspomoże«.
...»Boże, przed którym tajne być nie mogą
Myśli człowiecze, w Twej stając obronie,
Przed żadną nigdy nie ucieknę trwogą,
Bo szczere serce w Twojej jest zasłonie
O, sprawiedliwy Sędzio, Ty każdego
Sprawnie obdzielasz, wedle zasług jego«... 

P.S.
Gosia wysłała mi linka do opowiadania  Orzeszkowej w wersji audiobooka, świetnie przeczytanego przez Danutę Stenkę:  https://www.youtube.com/watch?time_continue=1294&v=8_FEqch86Oc

Później przeczytałam także dostępne tutaj to samo opowiadanie:   

69 komentarzy:

  1. Orzeszkowa znana z "Nad Niemnem" i "Marty", napisała jeszcze kilka powieści. Fascynował ją postęp techniczny, jeden z jej utworów zaczyna się od słów..."Przybądź, o lokomotywo..." docenić ją w tej chwili i tak pięknie odczytać mogą osoby takie jak Ty, Olu. Dla większości to nuda, na dodatek pisana językiem dzisiaj już mało zrozumiałym.Lubiłam "Nad Niemnem", szkoda że adaptacja filmowa była niezbyt udana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię wracać do prozy naszych klasyków, odkrywać w tej literaturze to, czego do tej pory jeszcze nie znałam. Takie "starocie" okazują sie czasem prawdziwym skarbem.Dowodem artyzmu pisarza i umiejętności głebokiego wejrzenia w nature ludzką. I lubie ten nieco archaiczny język, rozsmakowuję sie w jego melodyce, w nieco innej budowie zdań. Czytajac dawne dzieła mam wrażenie, że przenoszę sie do tamtych czasów. A podróże w czasie od zawsze były moim marzeniem.
      Mnie podobała sie adaptacja filmowa "Nad Niemnem". Dzisiaj nabiera ona dodatkowej wartości, bo kilkoro świetnych aktorów, którzy tam zagrali juz nie zyje. Ten film jest pamiątką po takich aktorach jak na przykład nieodżałowany J. Zakrzeński (grający Benedykta Korczyńskiego), który zginął pod Smoleńskiem. Albo aktorka grajaca ciotkę Martę (B. Rogalska), zmarła młodo, zdaje sie wskutek wypadku samochodowego...

      Usuń
  2. Kto dzisiaj jeszcze umie pisac takie ksiazki? "Literatow" obecnie taki urodzaj, kazdy za punkt honoru bierze sobie pisac i wydawac, jak nie wlasne biografie, wydumane pseudowiersze, to znow inne grafomanstwo, nad ktorym bandy snobow madrze kiwaja glowami i udaja, ze to dobre. Ehhh...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam sie z Tobą Aniu. Kto dzisiaj umie tak pisać? Kto z obecnych pisarzy będzie kiedys czytany tak jak Orzeszkowa, Sienkiewicz, Rodziewiczówna czy Kraszewski? Na pisanie ksiązki, na jej dopieszczenie, na przemyślenia z nia związane poświecali nieraz całe lata, całe życie. Wkładali w nie ogrom wiedzy, swojej wrażliwości i znajomości natury ludzkiej. Są jak średniowieczne zamki - piękne, imponujące i omal niezniszczalne, zaskakujące głębią przemysleń, kolejnymi odkrywanymi smaczkami, warstwami niedostrzeganych wcześniej znaczeń.Dlatego ich dzieła takze i dzisiaj zachwycają, dlatego mimo upływu czasu mogą być nadal aktualne.
      Wiesz, czytałam niedawno artykuł o Remigiuszu Mrozie, współczesnym, młodym, niezwykle poczytnym i płodnym autorze dzieł z gatunku science-fiction i sensacyjnych. Podobno potrafi napisać w ciągu roku kilka książek.Strzela nimi jak z karabinu. Czy to geniusz, czy utalentowany i posiadajacy smykałkę do interesów pracoholik? Czy jego dzieła to prawdziwa literatura czy tylko papka dla mas a pisanie w tak rekordowym tempie to sposób na zarobienie niezłej kasy? Czas pokaże...

      Usuń
    2. Po przemysleniu dodam jeszcze, że wprawdzie Kraszewski też był niezwykle płodnym pisarzem i o wielu jego dziełach juz sie dzisiaj nie pamięta, ale kto nie zna np. jego "Starej baśni".gdyby nawet nie napisał nic innego, juz z powodu tej książki moim zdaniem należy mu sie pamięć i podziw. Czy literatura współczesna będzie mogła byc za coś tak pamiętana i podziwiana? Dla mnie Olga Tokarczuk błyszczy jak brylant pośród szkiełek. Mam nadzieję, że jest i będzie takich brylantów więcej.

      Usuń
    3. Nie jest mi znane nazwisko tego Mroza, zreszta nie przepadam za si-fi.

      Usuń
    4. Możesz sobieAniu o nim przeczytac w Wiki. Mróz zajmuje teraz pierwsze miejsca list bestsellerów w Polsce.To nie tylko s--fi, ale i sensacja kryminał, historia. Jest wszechstronny i szybki w pisaniu jak błyskawica. To aż szokujące! Też nic nie czytałam Mroza. Ostatnio będąc na poczcie przejrzałam sobie jakas jego nowosc. Dla mnie nic szczególnie porywajacego, ale może sie mylę, może to polski Dan Brown?...?

      Usuń
    5. Dan Brown jest przewidywalny i ostatnia jego książkę tacie dałam bo nie mogłam tego przebolec. Kod Vinci był.hitem a reszta to ta sama metoda szoku... Ten Mróz to.ja to słyszałam w radiu fragmenty, ludu, tego nie da sie słuchać, jakieś spiski, ten tego zastrzelił, a tamten... Oj. Tak samo King fajnie wprowadza klimat grozy psychologii itd a potem walnie taka laleczke Czaki w 3/4 książki i absurd do samego końca. Nie wiem może on z tego słynie. Cmentaz zwiezat z ciekawości przeczytałam.
      Zafón fajny :) czytam. On napisał 4 cegły o świecie zapomnianych książek :)

      Usuń
    6. No rzeczywiscie, kolejne ksiązki Browna już nie porywały, chyba właśnie dlatego, że treść ich była przewidywalna. Tym niemniej "Kod Leonarda" i" Anioły i demony", to moim zdaniem świetna lektura, znajdująca potem wielu nieudolnych naśladowców.
      Mówisz, że Mróz do kitu? Właściwie tego sie spodziewałam a jednak jest wydawany i czytany. To trochę jak z współczesnymi przebojami puszczanymi w radiu - większosć to nieznośna papka, łomotanina bez wyraźnej melodii i mądrego tekstu. Ale to jest promowane, tego ludzie słuchają, niestety...
      Zafona dwie części czytałam i bardzo mi sie podobały. Niedawno wypożyczyłam sobie z biblioteki "Labirynt duchów", ale nie mam na razie czasu i nastroju by sie za niego wziąć z powodu myślenia o "Karczmie" i jej pisania.Chyba ta cegła będzie musiała poczekać, aż skończę me "wiekopomne" (he, he!) dzieło!:-))

      Usuń
    7. Książki Zafòna, jego cykle "Cmentarz zapomnianych książek” i "Trylogia mgły", powieść "Marina" przeczytałam w wakacje na jednym wydechu.
      Czytam różne książki od literatury skandynawskiej i angielskiej począwszy, głównie Sigrid Undset, Jane Austin, ale nie tylko (to kiedyś), poprzez książki polskich autorów (tyle nazwisk, że trudno wymienić wszystkich, ostatnio Cherezińska, Tokarczuk w czytaniu). Bardzo lubię książki sf czy fantazy i tu mój ulubiony Siergiej Łukjanienko i jego cykle książek, no i Sapkowski, Brzezińska, nie sposób wymienić wszystkich:-)
      Najchętniej czytam jesienią i zimą, latem tylko kiedy jest pogoda antyspacerowa.
      Nie mam ulubionej tematyki czy kierunku, czytam wszystko co mi się spodoba, no może poza horrorami i kryminałami wyłączając z tego Chmielewską, moją ulubioną autorkę lekkich kryminałów:-)
      Oleńko i jak tam zupka farfocelkowa czyli botwnika? Pewnie była smaczna:-) U nas wczoraj królował chłodnik, była taka duchota i wilgoć w powietrzu, że nie było czym oddychać. Dzisiaj od rana słońce czyli moje klimaty.
      Pozdrawiam z tym słoneczkiem:-)
      Marytka

      Usuń
    8. I jeszcze coś, czytam bardzo szybko. Dla mnie książka 200-300 stronicowa, szczególnie kiedy ciekawa to są 3 do 4 godzin czytania. "Księgę Urantii", bo i takie czytam, liczącą 2500 stron przeczytałam w 9-10 dni, sama nie mogłam uwierzyć:-). No, ale tutaj to już siedziałam od rana do późnej nocy.
      Marytka

      Usuń
    9. Droga Marytko! Wyznam Ci, że od kiedy prowadzę bloga czytam znacznie mniej, niż kiedyś. Więcej sama piszę, niz czytam.Jednak miewam nadal napady długiego czytania, gdy cos znowu mnie zauroczy, opęta (to dzije sie przeważnie zimą, gdy mam wiecej czasu). A czytam chyba tak szybko, jak Ty. Wprost pochłaniam ksiazkę, nie mogąc sie od niej oderwać póki nie skończę. I nawet jak nie czytam, to stale myślę o niej. Od dziecinstwa spedzałam mnóstwo czasu na czytaniu, przesiadywałam w bibliotekach, wakacje poświecałam czytaniu. Potem w młodosci było podobnie. A jeszcze potem pracowałam w kilku bibliotekach, wiec miałam stały dostęp do interesujących lektur (hi, hi! niby alkoholik zatrudniony w sklepie monopolowym!:-).
      Wiekszosc autorów wymienionych przez Ciebie znam i lubię. I też lubie czytac prawie wszystko poza kryminałami i komiksami. Też przeszłam fascynacje Sapkowskim (zapoczątkował ją oczywiscie "Wiedźmin"). Od dłuższego czasu króluje u mnie Tokarczuk. Każda jej ksiązka to dla mnie uczta dla ducha."Księgi Jakubowe" to majstersztyk, to ogrom wiedzy, który autorka musiała zgromadzic by napisać tak grube traktujace o filozofii, religii i obyczajach osiemnastowiecznych dzieło. Przynajmniej raz do roku czytam moje ukochanie "Noce i dnie". Wciąz znajduje w nich cos nowego dla siebie...I coraz więcej dostrzegam w sobie Barbary...
      Co do botwinki to wyszła pyszna, ale zaczynam juz czuć botwinkowy przesyt (choć w warzywniaku nadal ogrom bowinki). W ogromnych ilościach dojrzewa mi teraz fasolka szparagowa. Opychamy sie nia prawie co dzień. Zaczynają dojrzewać cukinie i papryki. Trzeba będzie robic leczo!:-)
      U mnie nadal niebo zachmurzone, ale ponoć od dzis idzie poprawa pogody. Zobaczymy!
      Marytko! Uśmiech serdeczny Ci przesyłam i życzenia dobrego dnia!:-)))

      Usuń
    10. To właśnie "Księgi Jakubowe" są w czytaniu, a właściwie odłożone na jesień, bo ta książka wymaga żeby się nad nią pochylić. Myślę, że w większości z nas kobiet jest wiele z Barbary, we mnie też, ojej:-)))
      Zmykam, bo co za dużo, to niezdrowo:-)))
      Buziaki! Marytka

      Usuń
    11. Dobrego dnia, droga "Barbaro"!:-))
      Buziaki!:-)***

      Usuń
    12. Z kryminalow to tylko Sherlock i Patricia Highsmith ale tam więcej psychologii niż zbrodni :)

      Usuń
    13. Bardzo lubię wątki psychologiczne w literaturze i filmie!:-)

      Usuń
  3. Z tą wolnością wewnętrzną to nie jest takie proste. Prawdziwie wolnym jest człowiek, który chce się podobać przede wszystkim Bogu i sobie, jeśli zachował czystego ducha. Jeśli czyni siebie zależnym od innych w obawie przed biedą lub samotnością to staje się ich niewolnikiem. Można być też niewolnikiem własnych słabości i złych skłonności. Powrót do prostoty i skromności ułatwia odzyskanie wewnętrznej wolności. Właśnie zaczęłam układać o tym piosenkę. Oto refren"

    Im więcej koni, im więcej koni,
    tym więcej uzd trza naraz trzymać w dłoni.
    Im więcej koni, im więcej koni,
    tym trzeba trzymać naraz więcej uzd.
    (Niech każdy sobie pod konia podstawi, co chce...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam że moim zdaniem szkoda energii na udowadnianie komukolwiek swojej wartości, można te samą energię wykorzystać na bycie szczęśliwym bez zderzania się z murem. Róża jest różą, kwitnie, pachnie, czasem ukłuje, gdy ktoś nie umie się z nią obchodzić ale nie zabiega o niczyje względy. Spełnia swoje zadanie. Prawdziwy brylant pozostaje wartościowym klejnotem niezależnie od tego czy i kto go oszacuje. To jest prawdziwa wolność!

      Usuń
    2. I do tego chciałoby się dążyć. Mądra Maksiputkowo.

      Usuń
    3. To dążenie jest elementem rozwoju. Bo w tej ciągłej zależności od pochwał a tym samym od opinii o nas innych ludzi trudno jest poczuć własną esencję. Uczyłam się o tym kiedyś na psychologii i to się nazywa zewnątrzsterowność. Takich łasych na pochwały ludzi się potrzebuje, bo można ich łatwo metodą "kija i marchewki" owinąć wokół palca. Widziałam w pracy, jak osoby żądne pochwał dają sobą manipulować dyrekcji, ile na siebie biorą obowiązków, żeby zasłużyć na kolejną pochwałę, jak niszczą się psychicznie. I pół biedy, jeżeli osoba, od której jesteśmy zależni jest wyżej w rozwoju. To może nas ciągnąć w górę. Ale kiedy to nie jest szlachetna osoba, tylko na przykład egoista, to zawsze spadamy w dół i często nie wiemy dlaczego. Spadamy na poziom rozwoju ducha tej osoby. A tam czasem jest ciemno jak w piekle. Takie są prawa natury, tak ciągną wytworzone przez nas więzy. Wielu ludzi ciągną w dół ich własne dzieci, jeśli rodzice są od nich emocjonalnie zależni. To było dość dobrze pokazane w filmie "Nasz dom". Dlatego przed związaniem się z kimkolwiek dobrze jest poznać, jakimi wartościami się kieruje i czy tak samo rozumie słowo "miłość'.

      Usuń
    4. Mozna być wolnym wewnętrznie, mimo pozorów zewnętrznego zniewolenia. Po prostu trzeba wiedziec co jest ważne i tym sie w życiu kierować mimo tego, że otoczenie sądzic moze inaczej.
      Oczywiscie, że nie powinno sie życ dla pochwał, dla uznania przez kogoś. Oczywiscie, że miarą naszej wartosci nie powinno być cudze zdanie o nas. Jednak nie zyjemy na pustyni i liczą sie dla nas ludzie, którzy są obok.Tak, jak dla nich liczymy sie my.Nieraz dobrocią, cierpliwoscia i wytrwałoscią skruszyć można najtwardsze mury i zmienić to ,co wydaje sie niezmienialne. Czasem sie to udaje i wtedy człowiek czuje ogromna radosc i wtedy po raz kolejny uzyskuje potwierdzenie, że warto isć taka właśnie ściezką.A czasem po prostu nie ma innej możliwosci, by pójśc inaczej i tylko na tej a nie innej ściezce próbować znaleźc swoje szczęście i swoją wolność.
      Miałam kiedys taką historię w pracy. Przyszłam do zgranego zespołu. Nowa, nieznana, podejrzana, obwąchiwana długo przez koleżanki, badana w wielu sytuacjach. Zwłaszcza jedna z koleżanek(nazwijmy ją pani.K.) utrudniała mi jak tylko mogła zycie. Te kąśliwosci, złośliwości, nieustanne poddawanie próbom, oglądanie mnie jak myszki w klatce, szukanie dziury w całym. Cięzko było, ale uparłam sie, że dam radę, nie dam sie zgnębić, złamać, nie odejdę stamtąd i w końcu przełamie ten mur. Stało sie to po roku. Tyle czasu potrzebowała pani K. na nabranie do mnie zaufania, za zrozumienie, jaka jestem. Wówczas nieomal zaprzyjaźniłyśmy się. I to było dla mnie prawie jak cud, było zadośćuczynieniem za ten rok męki (a nawet czegos w rodzaju mobbingu).Ona zaczęła sie zmieniać na lepsze a nie ja na gorsze. To doswiadczenie bardzo wiele mi dało. Pozwoliło poznać samą siebie lepiej. Pokazało, że warto wytrwać, warto byc sobą, obstawać przy swoim i nie poddawać się, że jest zawsze szansa, że to w końcu przyniesie dobre efekty...

      Usuń
    5. Acha, jeszcze o rózy (kwiecie). Kwitnie i jest rózą niezależnie od tego, czy ją ktos widzi i wącha, ale tak jak róza w "Małym ksieciu" pragnie być wybrana, zauwazona, porównana z innymi, doceniona, wyjątkowa.W tym sensie czyjeś uczucia są bardzo ważne potrafia nadać znaczenie egzystencji...I nie wynika to z kompleksu niższosci tej rózy. Ona po prostu chce pachnieć dla kogoś.Ona wie, że jej zapach wart jest tego, by ktos go poczuł i docenił. Roztaczanie aromatu na pustyni jest troche bezsensowne...

      Usuń
    6. Jeśli mamy się uczyć od natury, to widzę wiele przykładów pięknych roślin lub zwierząt, których nikt nie musi podziwiać. Ale fakt, róża wyrośnie lepiej, kiedy pielęgnuje ją dobry ogrodnik. Ale o takich coraz trudniej...

      Usuń
    7. Oczywiście, że roslin nikt nie musi podziwiać. Rosna i bez tego. Jednak jesli nikt o nich nie wie, to w pewien sposób jakby ich nie było...Cóz by nam było po istnieniu raju, jesli nie byłby opisany w biblii, jesli istniałby tylko dla boskiego oka? Stworzył ludzi aby mogli go podziwiać i doceniać, życ w nim szczęśliwie a potem tęsknic za nim. Po co stworzył rózę? Hmm...
      Tak. Trudno o dobrych ogrodników a róża nie ma wpływu na to, jaki jest jej ogrodnik.Po protu rośnie, po prostu pachnie i rozchyla wdzięcznie płatki, nawet gdy orodnik jest ślepy na jej urodę...

      Usuń
    8. Mówimy o róży trochę ją antropomorfizując. Roślina nie ma ducha, jest tylko siedliskiem dla innych istot i nie jest próżna. Pszczółka ma na czym przysiąść, cieszy ludzkie oczy, ale nie ma świadomości siebie. Może rosnąć na dziko, może być hodowana w ogrodzie przez dobrego ogrodnika. W każdym przypadku jej los będzie inny. Na dziko może być słabym okazem, jeśli rośnie w niesprzyjającym otoczeniu. Ale dobry ogrodnik z kolei nie tylko ją podlewa, nawozi, upaja się jej zapachem i ja podziwia, ale też usuwa z jej otoczenia chwasty oraz bierze sekator i dla jej dobra robi "ciach, ciach" obcinając boczne pędy. jeśli róża nie zna praw natury, to może myśleć, że ogrodnik jest w pewien sposób okrutny, bo zadaje jej ból... A on to robi w trosce o jej wyższe dobro.

      Usuń
    9. Antropomorfizujemy różę, bo też powodem do naszych rozważań jest postawa osoby opisywanej przez Orzeszkową - panny Róży. Czy to imie jest przypadkowe? IMię, symbol życia, miłości piękna, duchowości, przemijalności, ale i wiecznosci...Znalazłam takie oto ciekawe poetyckie (autorstwa Sedulisza)nawiązanie do symboliki rózy w chrześcijaństwie:
      "Jak pośród ostrych cierni delikatna rozkwita róża,
      Wolna od kolców, co ranią i krzew macierzysty przyćmiewa swym pięknem,
      Tak z rodu Ewy wzrosła święta Maryja;
      Nowa dziewica zmyła winę swej poprzedniczki".
      Hmm... "Delikatna róża posród cierni rozkwitająca" - oto cała panna Róża, oto ci z nas, którzy rosną mimo wszystko a nawet tym piękniej w im cieższych rosną warunkach i im mniej ogrodnik o nie dba....

      Usuń
    10. Prawdziwa kobiecość to wdzięk i subtelność. Prawdziwa kobieta tak jak róża miała uszlachetniać otoczenie. Tak miało być, ale niestety, nie zawsze tak jest...

      Usuń
    11. To prawda, także wśród róż zdarzają się jakieś niedoróbki i mutanty. Na szczęście większosć tych kwiatów nadal cieszy oko i serce a niektóre szczególnie....

      Usuń
  4. Kraszewski, Rodziewiczówna, Dąbrowska, Orzeszkowa, zaczytywałam się tym, co było w domowej biblioteczce. Ja zapamiętałam "Pamiętnik Wacławy" Orzeszkowej. Dobre wspomnienia, kiedy się miało jeszcze głowę pełną ideałów.
    Jednak teraz nie znosze pokornego poświęcania się dla niewdzięcznych ludzi i drażnią mnie takie książki. Upewnają w tym, że los jest dany raz na zawsze i zmienić go nie można, a pokorna, dobra osoba zostanie w końcu dostrzezona i doceniona. A ja juz nie chcę zależeć od czyjegoś łaskawego spojrzenia, teraz chcę zasługiwać wyłącznie na swoją aprobatę:)
    Ale gdzies tam w sercu bliskie mi sa nadal takie postawy, skromne, szlachetne i uważam, że piekna recenzję napisałaś Olu. Powinnas pisać o ksiązkach, czujesz je, jak ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale, ale, Wacława nie była wcale taka pokorna. Bardzo lubię "Pamiętnik Wacławy", i chociaż książka ( którą moja mama dostała w swoich czasach licealnych )coraz bardziej się rozpada, to czytam ją sobie od czasu do czasu "ku pokrzepieniu serca".

      Usuń
    2. Ja chyba nadal mam głowę pełną ideałów!:-)
      W przypadku panny Róży, chociaż z boku jej życie mogło wyglądać na poswiecanie sie dla innych, dla niej takie nie było. A przynajmniej nie do konca. Ona po prostu była dobra, pracowita i wyrozumiała.Miała swój wewnętrzny swiat, do którego nikt nie miał dostępu.Miała MIŁOŚĆ, która nadawała sens jej zyciu, która wzmacniałą ją na jej drodze. Są w tym opowiadaniu opisy, że mocno przezywałą to jak ludzie ja traktowali.( "Przez jej twarz przeebiegały gniewne błyski" itp).Ale nie wdawała sie w kłótnie ani w żadne gierki. Trzymała wszystko w sobie. Pewnnie z punktu widzenia dzisiejszej psychologii powinna byłą wybuchnąć, wygarnąc otoczeniu wszystko a potem odejsc z tego toksycznego środowiska i zacząc nowe życie. Ale to były inne czasy, inne mozliwości. To był jej dom. Innego mieć nie mogła. A więc była sobą i zyła tak, jak mogła zyć, znajdując mimo wszystko swoje małe szczęścia, być wierną swoim ideałom, oddajac sie wspomnieniom, pragnąc być uzyteczną dla domowników i będąc przy tym skromnym, nieomal przeźroczystym. Dzisiaj też wiele kobiet tak zyje, choć czasy sie zmieniły. Podziwiam takie osoby.I nie oceniam.
      Kocham ksiązki i dobre filmy, lubię ten stan, gdy w trakcie lub po lekturze cos mnie do tego stopnia przejmie i zachwyci, że długo tym zyję, że rozmawiam w duchu z bohaterami danej opowieści, a ich losy, ich przemyslenia znajdują odbicie w moich własnych...

      Usuń
    3. Wacława rzeczywiscie nie była taka pokorna!Fajnie, że Orzeszkowa potrafiła ozywiać i świetnie opisywać itakie typy ludzkie.
      A co do pokrzepiania, to róznych ludzi krzepią rózne rzeczy!:-)

      Usuń
  5. Nie czytałam tego opowiadania. W robocie od razu biegnę na półkę z O. Tylko ja, tak jak tam wyżej Maksiputkowa i Eulampia, to słabo widzę te poświęcające się panie. Bo znam sporo w realu. I to dobrych, szlachetnych....a wiecznie czekających na uznanie z zewnątrz. To zabija radość życia. I bardzo trudno wtedy cieszyć się tym co się ma. Bo ma się nadzieję, a nadzieja jest troszku przereklamowana. Bo jak masz nadzieję, to czekasz...i czekasz...i czekasz. Ale nadzieję masz....to trochę wygląda jak piekło. Czekać, aż dostrzegą. Byłam, to wiem. Na tym etapie życia wolę Odwagę. Choć znałam osobę pogodzoną z taką sytuacją tak bardzo, że nie potrzebowała z zewnątrz nic. Starsza pani świecąca swoim blaskiem. Bywają takie diamenty. Orzeszkowa lubię, ale bardziej Reymonta :-) "Chłopów " bardzo lubię. Zawsze licealistom w bibliotece mówię: nie jęczcie, to pełnokrwisty romans, thriller i horror. Tyle namiętności, pożądania, życia w tej książce. Prawie nikt teraz tak nie pisze :-) Miłego dnia Olu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panna Róża nie czekała na nic. Ona po prostu przyjmowałą rzeczy jakie są i robiła, co do niej należało. Kiedyś tam spróbowała wprowadzić trochę ciepła i uczuciowości w kontakty między nią a panią domu, ale sie nie udało i pogodziła sie z tym, co jest. I to nie ludzie wokół niej sprawiali, że bywała smutna, ale tęsknota za tym, co było i nie wróci, za przedwcześnie zmarłym ukochanym. Żyła w swoim świecie, to była jej tarcza i obrona przeciw dokuczliwościom ze strony domowników. Strącała je z siebie jak nieistotne pyłki, bo miała w sobie coś, co dawało jej siłę i oparcie. Swoją wrażliwość, swoje ideały.Czy warto mieć ideały, skoro często przynoszą one wiecej cierpienia niż radości? Każdy sam musi sobie na to pytanie odpowiedzieć.
      A Odwaga...Nie zawsze odwaga jest mozliwa, nie zawsze wskazana. Poza tym odwaga dla róznych ludzi znaczy rózne rzeczy. Niektórzy za jakiś rodzaj odwagi uważają samobójstwo a inni sądzą, że to tchórzostwo. Czasem nie ma prostych odpowiedzi i łatwych rozwiazań. A czasem są, ale trzeba do nich dojrzeć aby je wyraźnie zobaczyć.
      Chłopów tez lubię!:-)Jako i ich genialną ekranizację!
      Miłego dnia, Aniu!:-)

      Usuń
    2. Wybory, wybory..tak Ola, każdy wybiera sam. Wybór ma konsekwencje i albo to rozumiesz, albo cierpisz. Dla mnie Odwaga jest krokiem na przód, w to co czego się boję, w moim wypadku nawet to co mi służy, czasem budzi mój lęk. Zmian się boję. Więc moja Odwaga, to wejście i poznanie. Bycie w zmianie i oswojenie jej. Tak jak piszesz, Odwaga dla każdego znaczy coś innego. Ale każdemu życzę Odwagi, takiej jakiej potrzebuje :-) A z Różą poznamy się po południu :-) Miłego czwartku :-) U nas nadal monsun....

      Usuń
    3. Tak, każdy wybiera sam. Każdy wie, na ile moze sie odważyć, co na tym straci, co zyska, jak duże jest to ryzyko. Stąd ten lęk przed zmianami, gdyz nieraz ryzyko wydaje sie ogormne a konsekwencje nie do udźwignięcia. Też boję się zmian, choć patrząc wstecz na swoje zycie wiem, że gdy naprawdę trzeba, gdy naprawdę czuje cos bardzo mocno, to na wiele mnie stać.
      Pięknie napisałaś, że kazdemu życzysz Odwagi jakiej potrzebuje. Dołaczam sie do Twoich zyczeń.i cieszę się, że masz zamiar zapoznać sie z Panną Różą!:-)
      U nas też pogoda tropikalna, straszliwie wilgotna i duszna. Pranie nie schnie, zapałki nie chca sie juz zapalać a sól sie zbryla!:-))
      Uściski serdecznie śle Ci Aniu!:-))

      Usuń
    4. Przeczytałam Pannę Różę.I bardzo bliska mi się zdała...bo ja miałam epizod straty kogoś najbliższego w życiu, nikt nie umarł, ale stał się nieosiągalny...Dwa lata, właściwie trzy...Pamiętam ból, pamiętam też idealizowanie. I choć u mnie był happy end, długo cień przeszłego cierpienia za mną się wlókł. I strach, by się nie powtórzyło. I asekuracja. Pani Róża miała też syndrom "ocaleńca", jak Beksiński. Więc, jak pewien "suchar" krążący w internecie mówi: w książkach znajdziecie to, co już macie w sobie :-) Wybory. Mogła wrócić do życia, ale nie chciała. Tak wybrała. Wolała żyć obok życia, w bezpiecznej przystani braku związków emocjonalnych. Strach to robi. Znam to uczucie. Więc Olu, Panna Róża dla mnie, to dobra, smutna i biedna osóbka. Uparta do nieprzytomności w strachu przed życiem jednak. Chowająca swe światło pod korcem. Takto. A mogła świecić...

      Usuń
    5. Cieszę się Aniu, że przeczytałaś "Pannę Różę" i znalazłaś tam siebie oraz godne przemyslenia rzeczy.Tak, i ja zgadzam siez tym powiedzeniem, że znajdujemy w ksiazkach to, co juz mamy w sobie. Najbardziej to do nas przemawia, budzi w sercu odzew. U każdego zatem co innego ten odzew obudzi, bo rózne mamy doswiadczenia życiowe...
      Mogła świecić innym...Ale by świecic trzeba mieć w sobie szczeście, jakąś pełnię. Jej zdawało się, że najważniejsze w swoim życiu już przeżyła. W tej miłosci dała z siebie wszystko. I chciała drugi raz wchodzic w związek, spalać sie na nowo. Pozostała sama. Taki wybór. Tym niemniej jej postawa porusza...

      Usuń
    6. Porusza Olu, różne struny u każdego, tak działa SZTUKA, tworzenie...wyrażanie siebie. To było dobre spotkanie z Panną Różą. Zobaczyłam swoją przeszłość, teraźniejszość i może...przyszłość. Inną :-) U nas słońce, niebieskie niebo i oddychamy wodą :-) Skrzela nam chyba wyrosną :-)

      Usuń
    7. Niechże nas cokolwiek porusza, bo bez tych poruszeń jak automaty żyjemy, w rutyne zycia wrastając, drepcząc i drepczac wciaz tak samo co dzień...
      U nas nareszcie słonce a nawet upał. W ogrodzie huk roboty a jabłek takie mnóstwo, że nigdy jeszcze tyle nie miałam!:-)
      Dobrego tygodnia, Aniu!:-))

      Usuń
  6. Dzięki za udostępnienie linka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo, Wietrzyku! Ucieszę się, jesli ktos poza mną z niego skorzysta!A naprawdę warto!:-)

      Usuń
  7. Tak uwielbiam "Nad Niemnem" i caly pozytywizmu że to aż jest jakieś uzaleznienie. Nie znam natomiast "Panny Julii" ale obiecuję że wkrótce przeczytam. A panną Martą jestem wprost zachwycona szczegolnie że nw filmie zagrała ją bardzo dobra aktorka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miała byc oczywiście Róża a nie Julia.
      Przepraszam

      Usuń
    2. Tak, świetna literatura powstałą w okresie pozytywizmu. Wciąz wracam do "Lalki", "Faraona", "Rodziny Połanieckich" a przede wszystkim do "Nocy i dni", które choc powstały duzo później to też siejakoś w tego pozytywistycznego ducha wpisują.
      Pannę Martę zagrała w "Nad Niemnem" rzeczywiscie świetna aktorka, która nie zdązyłą wiele zagrać, albowiem zgineła młodo. Wielka szkoda...
      Przeczytanie "Panny Rózy" serdecznie Ci polecam Stokrotko.Albo wysłuchanie audiobooka. Stenka tak wspaniale to czyta, iż ta nowela nabiera dodatkowego wyrazu a postaci bohaterów krwistości!:-))

      Usuń
  8. Czytałam "Pannę Różę" dawno temu, niewiele już pamiętam. "Nad Niemnem", to była moja ulubiona lektura szkolna:-) Filmowa adaptacja tej książki bardzo mi się podobała. Niedawno ze strony" Wolne lektury" przeczytałam "Dziurdziów" i "Australczyka", z przyjemnością, ale juź bez dawnej emfazy.
    Myślę, że prawdziwą wolność uzyskujemy wyrażając zgodę na siebie, takimi jakimi jesteśmy, poznając nie tylko swoje zalety, ale wady i słabości.
    Bycie sobą wymaga ogromnej odwagi i pogodzenia się z tym, że z wieloma ludźmi nie będzie nam po drodze. Porównywanie się z innymi zawsze powoduje, że ktoś wyda nam się lepszy albo gorszy. Czekanie na to, że ktoś nas doceni? Po co, doceńmy się sami, bądźmy dla siebie samych najlepsi, nie krytkujmy się, nie przegladajmy w cudzych oczach. Poświęcanie się dla innych uważam za gwałt na samych sobie. Jeżeli robimy coś dla tych, których kochamy, lubimy, którzy są nam bliscy, róbmy to z serca albo dlatego, że tak chcemy, a nie z poświęcnia czy obowiazku. Bo ktoś nas doceni, pochwali, powie, że jesteśmy tacy cudowni, kochani itp.? Po co nam to? Co to da, poza zagubieniem siebie i sensu swojego życia, poza wiecznym oczekiwaniem, że ktoś nas doceni. Doceni i co? Doceńmy siebie sami, pozwólmy sobie być sobą, a innym być innymi!
    Buziaki! Marytka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Marytko, że przypomniałaś mi o stronie "Wolne lektury". Kiedys tam byłam a potem wyleciało mi to z głowy. też będę musiała tam wejsc i pobuszować w wirtualnym świecie ksiązek.
      Myslę, że panna Róza była wolna wewnętrznie, gdyż godziła sie na siebie taką, jaka byłą i na świat jaki był wokól niej. czerpała radosć i spełnienie z pracy, z czynienia dobra dla innych, czerpała siłę ze swych wspomnień i ideałów. Czy sie poświecała? Chyba nie. Po prostu była pracowita, mądra i dobra. Byłąby taka takze w otoczeniu zupełnie innych ludzi. Docenienie przez innych nie było jej celem ani treścia zycia. Robiła to co robiła, bo czuła, że tak nalezy, bo w ten sposób żyła właśnie w zgodzie z sobą.
      W tym opowiadaniu pewnie każdy zwróci uwagę na cos innego. Jedni na duże poczucie humoru i cięty język autorki, drudzy z podziwem będą mysleć o miłości, która potrafi przetrwac mimo śmierci i marzyc o takiej, dla innych będzie to po prostu trafna charakterystyka tamtej epoki, środowiska, typów ludzkich. I tym sie właśnei charakterysuje dobra opowieść, że ma wiele warstw i każdy moze w nie jznaleźć cos dla siebie. A im człowiek starszy, tym więcej takich smaczków potrafi dostrzec.
      Gorące usciski slę Ci Marytko!:-)

      Usuń
    2. Oluś, najpierw napisałam swój komentarz. Długo to trwało, bo mi się mój pierwszy nie podobał:-) Za dużo się wymądrzam, wiem, to jedna z moich wad:-) W końcu napisałam drugi, hiiii...też nie lepszy, ale co tam, siebie nie przeskoczę:-) Wkleiłam swój komentarz i dopiero przeczytałam Twoje. I Olu, tak i jeszcze raz tak! Dla wszystkich Twoich odpowiedzi. Sporo też mam do przemyślenia, po ich przeczytaniu i fajnie jest tak wymieniać swoje poglądy:-) Zaznaczam, że podobały mi się także komentarze innych. Jeszcze nie raz powrócę żeby sobie pewne rzeczy przemyśleć.
      Buziakuję mocno:-) i gnam po zakupy, dopóki nie pada.
      Marytka

      Usuń
    3. Najlepiej chyba pisać prosto z serca, nie oceniajac siebie zbyt surowo i nie cenzurując. Przekonałam sie po wielekroć, iż czesto ta pierwsza wersja tekstu czy komentarza jest najlepsza!
      Cieszę sie Marylko, że tekst i komentarze pobudził Cię do przemysleń i że lubisz wymieniać poglądy.Bardzo chciałam by mój post o pannie Rózy był przyczynkiem do róznych rozważań.
      U mnie co chwilę pada.Muszę wykorzystać moment bez deszczu i wyskoczyc po botwinke do ogródka, bo dzisiaj znowu botwinkowa zupka na obiad!:-))

      Usuń
  9. HI !TO JA BARDZO DZIEKUJE -DZIEKUJE ZE MOGE TU BYC ANONIMOWO I NIKT MNIE NIE WYPROSIL sciskam serdecznie!p.Gosia
    ps.czytam komentarze:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu droga, cieszę się, że mogę gościc Cie na tym blogu juz od kilku lat, że jesteś wierna czytelniczką i że płynie z Twej strony zawsze dużo ciepła i sympatii. To dla mnie ważne i cenne. Oraz to, ze pokazujesz mi ciekawe rzeczy -kiedyś tę Polkę z Australii, potem piosenki Celińskiej a teraz piękne opowiadanie Orzeszkowej. Jestem Ci za to wdzięczna i jeśli znowu cos Ci sieszczególnie spodoba, to proszę napisz. Zobacz, jak podobne mamy gusta!:-))
      Buziaki śle Ci, kochana!:-)))

      Usuń
    2. DROGA OLGO !!!PIEKNA DYSKUSJE rozpetalas -a na jakim poziomie ,co za satysfakcja ze tylu nas (SENIOROW W NATARCIU przepraszam -ale tu nie ma wieku widocznego hi.hi pracowalas w bibliotece tak Ci zazdroszcze panie tam pracujace wydawaly mi sie zawsze takie madrutkie! bo to prawda jest !!!sama bedac w internacie prowadzilam biblioteke ok.roku a co hi,hi.Tak sie uklada ze sa sytuacje ktor zapadaja w pamiec ja mam ich mnostwo -a filmy jakie ogladasz poza cesarzawa KI -POZDRAWIAM SCISKAM LAPKI czas na Cezarego nie uwarzasz?Piekna dyskusja a co ja sie naczytalam ....pa

      Usuń
    3. To dobrze Gosiu, że podoba Ci sie dyskusja pod tym postem. I ja bardzo się cieszę, że tyle osób sie tu wypowiedziało, że lektura sprzed ponad stu lat potrafi pobudzać do myślenia, wywoływać wspomnienia i emocje. To wszystko dzieki Tobie, bo mnie tak fajnie natchnęłaś!:-)
      Nie wszystkie osoby w bibliotece są mądre. Mają jakąś wiedzę, ale nei zawsze są madre. Miejsce pracy nie jest niestety, wyznacznikiem madrosci, choc dobrze byłoby, gdyby tak było. Można pracować w otoczeniu ksiazek, ale nadal miec ciasny umysł i mysleć stereotypami.To dotyczy każdego zawodu. Mozna być np. nauczycielem i mieć szeroką wiedzę tylko w pewnych ścisłych ramach a w innych dziedzinach byc kompletnym ignorantem. Co innego wiedza a co innego mądrość. Pewnie sama też nie raz mogłaś coś takiego zaobserwować.
      Pytasz o filmy...Przerózne - w zależnosci od nastroju. Bardzo lubie filmy psychologiczne i historyczne. Z polskich, współczesnych filmów najbardziej cenie filmy Kolskiego, poruszają filmy Smarzowskiego.Lubie też komedie i ekranizacje literatury polskiej. Temat rzeka!:-)
      Wciąz namawiam Cezarego by pisał, ale na razie bez rezultatów.
      Łapeczki Twoje ściskam serdecznie Gosiu i serdeczne mysli zasyłam!:-))

      Usuń
  10. Nie czytałam, ale bardzo mnie zachęciłaś. Postać Panny Róży dość mnie przypomina. Coś czuję, że będzie mi się książka podobała. Ty sama piszesz jak prawdziwa pisarka! <3

    Ja nie potrafię żyć pod innych. Jestem sobą, żyję jakby, to wiele osób nazwało: 'zwyczajnie'. Ja tak lubię. Nie raz mnie nie doceniono...baaa...ogrom razy. Mogę stawać na głowie, ale co niektórzy ślepi. Fakt, że mam odwagę żyć pod siebie, wielu do mnie zniechęca... nawet moją babcię, z którą kontaktu już nie mam. Dla mnie wolność jest ważna. Nie boję się pisać, że kocham jesień i już na nią czekam, a lato... cenię, ale nie jestem fanką. Jak mam komuś ofiarować szczerą miłość, zainteresowanie skoro sama ze sobą nie jestem szczera. Nie interesuje mnie, jak powinnam się ubierać, ani żyć. Posłucham sensownych rad i traktuję je jako rady, na pewno nie jak wytyczne. Każdy ma swoją drogę. Nie ma idealnego przepisu na życie. Jestem wierna sobie i wszystko, co robię płynie z serca, no a błędy z niedoświadczenia. hehe Napisałaś taki tekst, że emocje się zbudziły, a to najwspanialsze. Moim zdaniem piszesz pięknie. Pozdrawiam i dziękuję za kolejną lekcję życia. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panna Róża to krótka nowela, opowiadanie. Można je szybko przeczytac albo posłuchać go w wersji czytanej (Danuta Stenka czyta to wprost rewelacyjnie!)
      Jestes Agnieszko młoda i pełna róznych pasji.To dobrze, ze jestes wierna sobie, że nie dajesz sie zuniformizować, że nie kraczesz w chórze innych kraczących i masz odwagę mówić swoim głosem. To ważne.Oczywiście, że nie wszystkim sie to podoba - zawsze znajdzie sie ktoś, kogo drażni innosć, kto tego nie rozumie a moze i zazdrosci, że sam nie umie taki być? Oczywiscie trzeba też umieć czasem pójśc na kompromis, nie drażnic pewnymi swymi zachowaniami tych, którzy z racji wieku nie potrafia tego zaakceptować i zrozumieć. Mam tu na myśli Twoją babcię. Może warto byłoby nawiazać z nia kontakt, pogodzic sie z nią, choćby po to by potem nie żałować, że sie tego nie zrobiło? Umiejętnosc pójścia na kompomis nie jest dowodem słabosci, lecz dojrzałosci.
      Napisałaś, że sama z sobą nie jesteś szczera...Nie rozwinełaś tej myśli wiec nie bardzo rozumiem, co chciałaś przez to powiedzieć.
      Skoro jesteś wierna sobie i wszystko robisz z serca, to w końcu znajdzie sie ktoś, kto będzie umiał to docenic i taąa Cię pokochać...
      Pozdrawiam Cię ciepło, Agnieszko!:-)*

      Usuń
  11. Od dawna lubię Orzeszkową, był czas, w latach studenckich, że czytałam wszystko spod jej pióra, co zdobyłam. Kocham tamte klimaty i z wielką chęcią przeczytam " Pannę Różę".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proza dziewiętnastowieczna i z początków dwudziestego wieku przeważnie ma w sobie głebię, szlachetnosć, wielowarstwowosć, subtelnosć i mądrosć. Czytanie jej uspokaja, oddala od zmartwień,zachwyca, przenosi w czasy minione, dodaje ducha. Warto wracac do dawnych lektur. Warto odkrywać je na nowo.A "Panna Róża" na pewno na to zasługuje.
      Pozdrowienia ciepłe zasyłam Ci, Basiu.

      Usuń
  12. Piękna recenzja.:) Nie słyszałam wcześniej o tym utworze, chętnie go przeczytam. W planach czytelniczych na przyszły rok mam powrót do dawnych lektur.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Lenko! Zdecydowałam sie napisać o "Pannie Rózy" bo naprawdę ten utwór Orzeszkowej wart jest odkurzenia i poznania.Serdecznie Ci go polecam!:-)

      Usuń
  13. Widzę, że zapowiada się interesująca lektura. Z przyjemnością dopisują pozycję do książek do przeczytania. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to naprawdę interesująca, poruszajaca i zapadajaca na długo w pamiec lektura. Warto poswięcic kilkanaście minut by sie z nia zapoznać.
      Pozdrawiam Cie ciepło, Karolinko!:-)

      Usuń
  14. Pięknie opisałaś swoje wrażenia z lektury, jeśli tylko będę miała chwilę czasu, zamierzam zająć się czytaniem tej książki. Z pewnością jest wspaniała... W ogóle uważam, że generalnie współczesna literatura „klasycznej” do pięt nie dorasta. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie polecam Ci tę lekturę, Patrycjo. To taka perełka, która budzi w człowieku wiele uczuc i przemyśleń. i trwa to dłuższy czas. A większosc współczesnej literatury jest jak kolorowe czasopisma - nijaka, wtórna i pusta. Ot, przeczytać, zapomnieć, wyrzucić...

      Usuń
  15. Ja również, jak większość komentujących :) nie czytałam, ale sięgnę po książkę Olgo, bo bardzo zachęcająco o niej napisałaś. Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że swoją recenzja zachęciłam Cie do lektury, Gabrysiu!:-)
      Pozdrawiam z nareszcie słonecznego Podkarpacia!:-))

      Usuń
  16. Dopiero teraz docenia się szkolne lektury, chociaż nie wszystkie. Wracam do Orzeszkowej, Dąbrowskiej, Rodziewiczówny.
    A co do Panny róży, rzadko się zdarza taki happy end i taka satysfakcja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widocznie do pewnych lektur trzeba dorosnąć, zdobyć jakieś własne doświadczenia, by móc zrozumieć w pełni jakieś treści. To dojrzewanie nigdy sie nie kończy. I to jest piekne, że ksiązki po wielekroć przeczytane nadal potrafia czymś zaskoczyć, przejąć, cos nowego w duszy poruszyć.
      Tak, co do panny Rózy, to rzeczywiście zakończenie opowiadania dało jej jakiś rodzaj radości i satysfakcji. W zyciu rzadko tak bywa...

      Usuń
  17. Bardzo zachecajacy wpis :). Uff, stopniowo zaczynam wylazic z obledu i mam nadzieje, ze juz wkrótce uda mi sie po nia siegnac :). A na razie, powolutku, ide doczytac wszystko, co stracilam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że znalazłaś chwilkę by zajrzeć do mnie, Moniko! Warto zajrzeć do "Panny Rózy", bo to, moim zdaniem, dobra lektura a poza tym krótka, można przeczytac to opowiadanie w kilkanaście minut.
      Spokojniejszego, lepszego dla ciała i ducha czasu Ci życzę!:-)

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieśni pieśń piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost