niedziela, 13 maja 2018

Ścieżka przyrody, ścieżka pamięci...




…Kiedy w warzywniku wszystko już posiane i właściwie samo rośnie, nie wymagając już częstego doglądania i podlewania, kiedy trawnik po raz enty skoszony a psy po wczorajszym spacerze nadal ubłocone i śpiące pokotem w cieniu, kiedy mimo porannego zachmurzenia i ochłodzenia pogoda znowu zapowiada się majowo-letnia…w Jaworach pojawia się chęć na wycieczkę, na chociażby krótkie wyjrzenie poza swe obejście i poza schodzone po wielekroć najbliższe okolice górzysto-leśne.
   Nie, nie znudziło się nam tutaj i pewnie nigdy nie znudzi, bo mało jest miejsc tak pełnych zieleni, ciszy i uroku pełnej swobody, jak tu u nas, w ogrodzie, w lesie, na polnych dróżkach i pobliskich szlakach. Ale czasem chce się wyjrzeć poza znaną, oswojoną przestrzeń i odetchnąć trochę innym powietrzem, zobaczyć inne strony, poznać coś, dowiedzieć się czegoś więcej, odnaleźć mieniące się  odmiennym światłem zachwycenia oraz spowite w sekretne cienie wzruszenia. Wszak jesteśmy wędrowcami, tak niegdyś sami siebie nazwaliśmy zakładając tego bloga, a duch wędrowania nie opuścił nas dotąd i miejmy nadzieję, iż nigdy nie opuści, bo nawet gdy ciała zestarzeją się i odmówią posłuszeństwa wolna dusza nadal będzie w stanie wędrować, chociażby w wyobraźni albo we wspomnieniach.











   Wybraliśmy się zatem do blisko nas położonego rezerwatu torfowisk i przyrody bagiennej „Brodoszurki”. Rezerwat leży na terenie Parku Krajobrazowego Pogórza Przemyskiego między wsiami Winne-Podbukowina a Bachórzec. Pokrywa się on w części z trasą turystyczną „Trzy ścieżki tożsamości – środowisko, historia, kultura”. Byliśmy w tamtejszych okolicach w zeszłym roku, o podobnej porze, ale pogoda była wówczas nie tak letnia jak obecnie a my nie obuci w najlepsze do takiej wędrówki kalosze musieliśmy rezygnować z wkraczania na bardziej podmokłe tereny a tym samym ze zwiedzenia wszystkich ciekawych zakamarków rezerwatu. Jedyne, co nas obecnie nieco martwiło to uparcie ukryte za chmurami słońce, bo wprawdzie lepiej się idzie, gdy jego promienie nie prażą bezustannie, ale zdjęcia wychodzą gorzej, są niedoświetlone, a barwy nie tak wyraziste jak w pogodny dzień. Mieliśmy nadzieję, że szybko się wypogodzi. Jednak aż do końca naszej wędrówki po torfowiskach niebo pozostawało szare, co nie przeszkadzało w odczuciu duchoty, męczącej, prawie tropikalnej wilgotności powietrza i osaczaniu nas przez chmary dokuczliwych komarów.




















    Mimo tych niedogodności mieliśmy czas aby zachwycić się niezwykłą, występującą tam roślinnością (m.in. bagno zwyczajne, mchy torfowce, żurawina błotna, rosiczka, borówka bagienna, wełnianka), zapachem sosnowego boru, widokiem martwych, powalonych drzew, barwami wody w stawach i koncertami żab rezydującymi licznie na tych podmokłych terenach i mających tam istny raj z powodu idealnego do ich rozwoju mokrego środowiska, obfitującego w będące ich przysmakiem owady (ważki, łątki, jętki, nartniki). Popatrzcie zresztą sami na zdjęcia, przedstawiające najciekawsze, naszym zdaniem miejsca, posłuchajcie tego niesamowitego kumkania nad jednym ze stawików…



   Ponieważ całą dostępną do przejścia trasę tego niewielkiego rezerwatu przeszliśmy w około dwie godziny pojawił się w nas pewien niedosyt oraz chęć kontynuowania wycieczki.  Wówczas wpadłam na pomysł, że ruszymy do pobliskiego Dubiecka i nareszcie zlokalizujemy miejscowy cmentarz żydowski, o którym sporo czytałam, ale nie miałam pojęcia, w którym dokładnie miejscu się znajdował. Do leżącego nad Sanem Dubiecka jeździmy przynajmniej raz w tygodniu na zakupy, bo to najbliższe od nas miasteczko a właściwie wieś, gdyż miejscowość z uwagi na zbyt małą liczbę mieszkańców utraciła prawa miejskie w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Jednak zabudowa jest tam typowo miejska a ilość sklepów wzrasta z każdym rokiem. W tamtym dniu mając czas i ochotę na zobaczenie nieznanego oblicza tej miejscowości podążyliśmy na jego obrzeża, asfaltową drogą wiodącą w stronę Śliwnicy, bo właśnie tam, jak wynikało w opisów książkowych oraz dostępnych w nich map skrywał się gdzieś zapomniany cmentarz.


   Chociaż jechaliśmy powolutku i uważnie rozglądaliśmy się na boki nigdzie nie mogliśmy tej niewielkiej nekropolii wypatrzeć. Zbytnio nas to nie dziwiło, bo zazwyczaj żydowskie kirkuty są zaniedbane, kompletnie zdewastowane, zarośnięte albo zawalone śmieciami a często na ich miejscach jak gdyby nigdy nic buduje się sklepy, domy mieszkalne, czy jak niegdyś w Dynowie  - place zabaw dla dzieci!. Tymczasem pogoda zrobiła się wspaniała! Wszystkie chmury zniknęły gdzieś jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, słońce  całą mocą oświetlało okoliczne, kolorowe domki, obsadzone wielobarwnym kwieciem ogródki i obsiane żytem, pszenicą gryką albo rzepakiem pola.  W tle widać było malowane wszelkimi odcieniami zieleni wzgórza. Nigdzie jednak nie umieliśmy wypatrzeć rzeczonego kirkutu. Jednak koniec języka za przewodnika! Zatrzymaliśmy się więc przy pierwszej posesji, gdzie widać było jakichś ludzi. Młoda kobieta z dzieckiem nie umiała nam udzielić informacji na pytanie o cmentarz. Zawołała jednak matkę, ta z kolei po kilku minutach przyprowadziła dziadka, który nareszcie coś wiedział i widać było, że ma wielką chęć opowiedzieć o tym, co było wiadome mu na temat wydarzeń mających miejsce na cmentarzu w czasie drugiej wojny światowej.

- Musicie się wrócić i skręcić w drugą uliczkę w lewo a potem jeszcze raz w lewo! Zobaczycie w oddali stare dęby i to właśnie tam mieści się ten cmentarz! Na pewno traficie, bo tak wielkich drzew nie da się przegapić! – opierając się na wiodącej do ogrodu furtce tłumaczył staruszek schrypniętym, lecz silnym głosem.
- A czemu pani szuka tego cmentarza? – zaciekawiła się jego córka, będąca mniej więcej w tym samym co ja wieku. Popatrzyła na mnie w ten charakterystyczny, taksujący sposób, jakby chciała przeniknąć mnie na wskroś i dowiedzieć się, co też mam wspólnego z leżącymi tam Żydami.
- Czytałam niedawno ciekawą książkę o wydarzeniach wojennych w tych okolicach i zapamiętałam, kilka informacji o tutejszym cmentarzu. Dlatego chciałam zobaczyć na własne oczy miejsce, gdzie rozgrywało się tyle tragedii ludzkich! -  odparłam patrząc jej prosto w oczy. Wówczas stropiła się nieco i wycofała w głąb ogrodu, natomiast jej ojciec podszedł bliżej i zdławionym z przejęcia szeptem zaczął opowieść…

- Chociaż w czasie wojny byłem małym dzieckiem, to wiele pamiętam i z własnych obserwacji i z relacji moich rodziców…
- Z całej okolicy zwozili tam Żydów ciężarówkami. Najwięcej chyba w 1942 roku…Tak, wtedy było tu najgorzej. Kilka razy ich wtedy przywieźli. Mężczyzn i kobiety. Starców i małe dzieci. Im albo mieszkającym w pobliżu chłopom kazali kopać długie i głębokie doły. Potem kładli przez środek długą deskę i kazali tym biedakom na nią gęsiego wchodzić…
- Ludzie poukrywani w domach albo schowani w krzakach dobrze widzieli wszystko. Tego widoku, tych krzyków nie da się zapomnieć! – głos starego człowieka zadrżał. Zamilkł na chwilę i osłaniając oczy przed słońcem spojrzał w stronę, gdzie położony był cmentarz. Westchnął i po chwili wrócił do swej opowieści.
- Te serie karabinów maszynowych, te lamenty, próby ucieczki, przewracanie tych nieszczęśników, zaganianie jak bydło na rzeź! Tego nie da się zapomnieć!
- I była jakaś mała dziewczynka, co tak strasznie płakała i wciąż wołała: mame, mame! A mama już martwa albo tylko postrzelona w dole leżała!
- Wrzucili tam to dziecko. Na ten stos drgających wciąż ciał. Przysypali wapnem i ziemią. Nic ich nie obchodziło, że tam żywi ludzie pod spodem.
- Jeszcze przez kilka dni ziemia się ruszała. I nie wiadomo, czy to od duszących się tam pod spodem Żydów, czy od gazów przez martwe ciała wydzielanych…
- A nijak pomóc im się nie dało. Za wszystko kulka w łeb! – roztrzęsiony ocierając załzawione oczy mężczyzna na nowo przeżywał dawne zdarzenia. Obserwująca go z oddali córka natychmiast podeszła do niego a potem stanowczo pożegnawszy się z nami, wzięła staruszka pod ramię i odeszła razem z nim w cienistą część ogrodu tłumacząc cicho:
- No już ojciec, wystarczy. Nie trzeba się denerwować, bo jeszcze ojcu na serce to zaszkodzi…


   Przejęci usłyszaną historią oraz wzruszeniem napotkanego staruszka, dziękując za opowieść pożegnaliśmy się i pojechaliśmy we wskazane przez niego miejsce. Teraz bez trudu znaleźliśmy już niewielki, założony w XIX wieku żydowski kirkut. W jego obrębie rosły ogromne, wiekowe dęby, ocieniające większą część porośniętej bujnymi trawami i chaszczami nekropolii. Brama wejściowa była zamknięta. O tym, że to żydowski cmentarz nie informował żaden napis a jedynie niewielka, żelazna gwiazda Dawida widoczna na bramie. Choć wpatrywałam się usilnie w gęstą zieleń za płotem nie dostrzegłam tam ani śladu po żydowskich nagrobkach – macewach. Nie zauważyłam tam niczego, co byłoby pamiątką po pochowanych tam ludziach. Nie spodziewałam się ich tu zresztą. Wiedziałam, że Niemcy wyrwali stąd te kamienne, półkoliście zakończone płyty i użyli ich do brukowania ulic albo utwardzenia dna rzeki.
  Jak wynika ze wspomnień tutejszych mieszkańców oraz ze zgromadzonych w IPN dokumentów na terenie tego cmentarza w czasie II wojny światowej w kilku masowych egzekucjach zginęło około 160 osób pochodzenia żydowskiego. Na podstawie fotografii lotniczych oraz badań georadarowych zlokalizowano tam kilka głębokich i szerokich dołów przykrytych obecnie grubą warstwą ziemi, zarośniętych trawą, kwiatkami polnymi, ziołami i krzakami.





   Wiele zmieniło się w tych stronach przez ostatnie siedemdziesiąt kilka lat. Życie w okolicach toczy się jak gdyby nigdy nic. Ludzie mają swoje troski i radości. Zajmują ich codzienne, zwyczajne sprawy. I kolejne maje kolorują rzeczywistość w wyraziste, optymistyczne barwy. Tylko ziemia skrywa wiele mrocznych historii i tajemnic. Tylko dęby rosnące na tym starym cmentarzu pamiętają wszystko i spoglądają w niemym zamyśleniu na to pogórzańskie, tak sielskie dzisiaj miasteczko. Wiekowe drzewa uparcie wrastają korzeniami między kości zmarłych, a koronami ogarniają błękitne niebo, dziwiąc się wciąż światu, ludziom, czasom i zdarzeniom…


39 komentarzy:

  1. Piękną mieliście wycieczkę choć smutną. Nie wiem jak skomentować to co przeczytałam, nie umiem znaleźć słów do tego co czuję...
    Filmik z kumkaniem żab i śpiewem ptaszków pewnie nie raz jeszcze sobie odsłucham. Czarowna muzyka lasu i tyle pięknej zieleni na zdjęciach.
    Komentuję jeszcze anonimowo. Jedno rozkminiłam, ale nie wiem co dalej. Wysłałam Ci Olu wiadomość z zapytaniem:-)
    Pozdrawiam serdecznie:-)
    Marytka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawy był tamten dzień, ale wróciłam do domu zmęczona fizycznie i psychicznie.Fizycznie z powodu duchoty i gorąca panującego wówczas, psychicznie, bo przeżywałam mocno wizytę na tym cmentarzu...

      Ciekawa byłam jak nagrają sie odgłosy przyrody i cieszę się, że wszystko tak dobrze słychać.

      Fajnie, że rozkminiasz coś w komputerowych ustawieniach. Ciekawa jestem, co z tego wyniknie. Niestety, nie dostałam od Ciebie żadnej wiadomości z zapytaniem. Spróbuj Marytko wysłać ją jeszcze raz!:-))
      Pozdrawiam cię ciepło!:-))

      Usuń
    2. Nie udało się. Coś było nie tak. Byłam taka zła, że zrobiłam reset wszystkiego i obiecałam sobie, ze nigdy więcej! Pozostanę anonimowa:-) Umęczone dusza i ciało odetchnęły. Jedyna korzyść z tego wszystkiego to taka, że schudłam cały kilogram w ciągu jednego dnia:-)))
      Buziaki:-)
      Marytka

      Usuń
    3. Po moim psychicznym i fizycznym resecie, wyjaśniam Oleńko, co zaszło. Przez jeden dzień miałam śliczną skrzyneczkę od "wujka zza oceanu", która radośnie wysyłała maile w kosmos, nie doszły do adresatów. Za to na moim tabku zaczęły się mnożyć jak te komary w rezerwacie aplikacje "wujkowe". Zaczęłam dostawać oczopląsu i miałam już omamy, ze wyłażą mi z szafy i z lodówki. Powalczyłam jeszcze trochę i wieczorem podziękowałam " wujkowi" za prezent. Czekałam pół nocy na odpowiedź, dzisiaj pełen reset tabka. Jestem bezkontowa i bezmailowa:-) I to by było na tyle:-)
      Buziaki. Marytka

      Usuń
    4. Ech, komputer i jego widzimisię wraz z programami i "wujkami" potrafią cuda niewidy wyczyniać. Mozna sie tym zirytować i umęczyć. No, ale z tego wszystkiego najważniejsze, żeś nadal sobą, Marytko i że mogę Cię tu gościć w Twej stałej postaci!:-))

      Usuń
  2. Olu, co za szczęście, że spotkaliście tego starszego pana. To było tak wstrząsające i potworne wydarzenie, że nawet teraz nie potrafi opowiadać o nim bez poruszenia. Nieważne, że na cmentarzu nie było macewów, świezo wysłuchana historia, myśli krążące wokół zamordowanych ludzi, to piękny hołd im złożony. Teraz my o tym czytamy, serce się ściska z żalu nad małą dziewczynką i jest jeszcze więcej pamięci.

    Jak tam pięknie, w tym rezerwacie, soczyściej niż w lesie deszczowym. Jakie bogactwo. W moim lesie-parku, gdzie jezioro sztuczne, azalie i różaneczniki wcale nie leśne, tylko stary młyn wodny ratuje krajobraz. U Ciebie wszystko naturalne i dzikie, zatęskniłam znowu, bo przeciez wychowalam się blisko lasu, slyszalam jego szum ze swojego okna. Piekny spacer z nutą nostalgii, przyjemnie było przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to bardzo poruszające spotkać kogoś, kto żył w tamtych czasach i ma tak mocne wspomnienia. Ja o tym wszystkim, co ten pan opowiadał czytałam już wcześniej, ale i tak wrażenie wstrząsające. I sam cmentarz.Czarna groza tragicznych wspomnień i kolorowy maj jednoczesnie. Dziwny, szokujący dysonans.Ale takie właśnei jest życie - wzystko dzieje sie zawsze jednocześnie. Smutek i rozpacz. A pory roku mijają jak gdyby nigdy nic...

      Tak, pięknie jest w tym rezerwacie. Tylko gdzie sie człowiek nie ruszył osaczały go armie komarów niby tysiące żarłocznych wampirów! Może wiec lepiej oglądać to wszystko na zdjęciach?!:-)

      Usuń
  3. Torfowiska po prostu muszę kiedyś zobaczyć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Torfowisko warte jest odwiedzin na pewno. Ziemia tam cudownie czarna, wilgotno jest, zielono, pachnie moczarami i sosnami a bagno zwyczajne,( ta biało kwitnąca roslinka) też roztacza dziwną woń...I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie komary...

      Usuń
  4. Takich wstrząsających historii w naszym narodzie jest wiele...oby się nigdy nie powtórzyły!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jest ich wiele i nie wolno o nich zapomnieć ani o niewinnych ludziach, którzy ponieśli męczeńską śmierć...

      Usuń
  5. Pierwotny, mroczny, wilgotny i pelen krwiopijcow, ale taki piekny ten rezerwat. Macie szczescie, zescie mogli go poczuc, zobaczyc, przezyc.
    A jeszcze wieksza radosc, choc przez lzy, ze mogliscie posluchac opowisci naocznego swiadka. Niewielu juz ich zostalo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, piękny jest ten rezerwat, choć maleńki. Mozna go zwiedzić w try miga, ale mamy blisko możemy więc tam wpadać o róznych porach roku aby sprawdzic co sie tam zmienia.
      Opowieśc tego pana była bardzo smutna, ale jeszcze większe wrażenie wywarł na mnie widok tego zapomnianego cmentarza ukrytego wśród zwyczajnych uliczek i zielonych pól...

      Usuń
  6. Dziękuję Olu za chór żab, bardzo lubię ich kumkanie, a nie pamiętam kiedy ostatnio słyszałam. Torfowisko malownicze bardzo i wstrząsająca opowieść o kirkucie.
    Podobną słyszałam w Bieszczadach, kiedy jakiś staruszek w zdziczałym sadzie, na zrębie ruin swojego kiedyś domu, opowiadał o walkach UPA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak dobrze mi sie to kumkanie nagrało! Było tych żab tam mnóstwo. Co chwilę któraś pluskała do stawu.
      Opowieśc o kirkucie dubieckim podobna jest do wielu innych opowieści z tamtych czasów, bo Niemcy wszędzie zachowywali sie podobnie a los Żydów na obszarze całęj Polski był równie tragiczny...

      Usuń
  7. Czyli warto ruszyć się z domu, bo się czegoś dowiedzieć można i zobaczyć coś nowego. Zwłaszcza Wy, wędrowcy z otwartymi oczami i sercami :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że warto, Lidko. Świat pełen niespodzianek i ciekawostek niektóre tak blisko (zdaje mi się, że w ogóle najciekawsze rzeczy są zawsze blisko, a człowiek czasem niepotrzebnie szuka daleko)!:-)

      Usuń
  8. Piękne te bagna...Zauważyłaś, że nie ma w naturze nic brzydkiego? Wszystko jest harmonijne, nawet jeśli tego na pierwszy rzut oka nie widać. Ale ta harmonia jest, we wszystkim, nawet w najdrobniejszej cząstce zgniłego białka :-) Ono wraca do natury, wchodzi w cykl przemiany, w materię ziemi, która je transformuje. I cykl zaczyna się od nowa. Harmonia. Wierzę, że nawet w takich potwornych czynach ludzkich jest jakaś harmonia. Coś co nam umyka. Coś co nadaje jednak naszemu istnieniu jakiś cel. Mam nadzieję, że kiedyś się dowiem. Póki jednak tu jestem, chcę się cieszyć tym co tu spotykam, tym co mam wokół, tym co daje duszy wytchnienie. Kumkanie żab cudne. A moczary przepiękne. Dzięki za wycieczkę. Strach tylko pomyśleć o komarach :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda - w przyrodzie nie ma nic brzydkiego. We wszystkim mozna znaleźc jakieś piekno. Wszystko zależy od umiejętnosci patrzenia, od niestereotypowego postrzegania rzeczywistości. Człowiek (choć chciałby stawiać sie ponad wszystko)jest częścią przyrody i pewnie w jego zachowaniach oraz działaniach też prawa tej natury są dominujące. Nie znamy celu, możemy sie go tylko domyslać, przeczuwać, szukac, dowiadywać sie coraz wiecej i starać sie coś zrozumieć, siebie i innych.
      Te kumkania i rechoty nad stawem słychać juzbyło z odległosci kilkudziesieciu metrów, dlatego mieliśmy pewność, że zbliżamy sie do kolejnego zbiornika wodnego. Tylko te komary wędrówkę zatruwały, ale przecież i one są do czegoś naturze potrzebne!:-)

      Usuń
  9. Nie dziwię się zmęczeniu fizycznemu i psychicznemu. Wszystkie wrażenia się skumulowały... Kiedyś często wyjeżdżałam do Dorohuska nad Bugiem i też mam jeszcze nagranie z jednego samotnego spaceru. Żabi chór :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, Gabrysiu - wszystkie wrażenia, emocje i odczucia sie skumulowały. A na dodatek pogoda była wtedy taka ciężka, przedburzowa. To też ma ogromny wpływ na samopoczucie człowieka.
      Niech nam żabie chóry jak najgłośniej śpiewają i zachwycają!:-)

      Usuń
  10. Dziwię się córce staruszka. Mieszka kilka kroków od miejsca tragedii i nic na jej temat nie chce wiedzieć...
    Piękna wycieczka. Z powodu komarów nie za bardzo lubię się zapuszczać na podmokłe tereny. Ale dla takich widoków mogłabym pocierpieć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja sie właściwie nie dziwię...Czasem chyba lepiej jest nie wiedzieć. Mieć spokój w duszy i zyć normalnie, bez obciązenia tragediami, które miały miejsce w pobliżu. Bo czasem jak człowiek zacznie drążyć, poznawać, przezywać, to cięzko mu potem tak zwyczajnie i normalnie cieszyc sie byle czym. Choć z drugiej strony, może i łatwiej, bo bardziej docenia to co ma...?
      Na przyszły raz przed taka wycieczka z uwagi na komary popsikamy się czymś skutecznie je odstraszajacym. I wtedy niech sobie lataja i bzyczą do woli!:-)

      Usuń
  11. Wstrząsająca historia opowiedziana przez starszego pana, daje do myślenia.
    Urzekł mnie koncert żab, coś pięknego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki takim ludziom jak ten starszy pan pamięc o tych ludziach żyje.

      A żaby rechocą oraz kumkają i nieźle sie chyba mają - jak to żaby!

      Usuń
  12. Bardzo ciekawa wycieczka Was spotkała, a ta opowieść tego starszego pana... Aż łzy mi w oczach stanęły. Dobrze, że są ludzie, którzy pielęgnują pamięć o tego typu wydarzeniach.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdynie wiadomo, co moze nas spotkać na drodze, danego dnia, za chwilę. Człowiek wciąz jest czyms zaskakiwany i uczy sie całe zycie. Doznaje zachwytów albo bolesnych poruszeń serca.Tyle jest uczuć, tyle zdarzeń...
      Pozdrawiam Cię ciepło, Karolinko!:-)

      Usuń
  13. Olgo, Podkarpacie zroszone jest mocno krwią, tak jak cała Polska. U nas sporo tragicznych śladów tego co wyprawiało UPA.Są wioski, w których nie ocalał nikt.
    Kumkanie boskie, mam też takie po drodze
    pozdrowienia cieplutkie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, historia w niektórych miejscach wciąz mocno sie odzywa. Jak tylko człowiek napotka jakiś ważny, bolesny jej ślad ma wrażenie, że to działo sie przed chwilą a jednocześnie bujna przyroda rosnaca na tych pamiętnych miejscach zaprzecza temu...
      Pozdrawiam serdecznie, Agnieszko z deszczowego nareszcie Pogórza!

      Usuń
    2. Tak, u nas też wreszcie pada, Bogu dzięki :)

      Usuń
    3. Popadało i przestało a wciaz tego deszczu mało!:-)

      Usuń
  14. Olu pokazałaś przeurocze miejsce. Tyle tajemniczych zakątków. Przyroda potrafi tworzyć miejsca niesamowite, pełne niezbadanych właściwości. W przeciwieństwie do ludzi, którzy potrafią czynić wiele zła w imię - właśnie w imię czego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ten rezerwat jest wyjątkowy. Coraz mniej jest na terenie Polski torfowisk. Ludzie do lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku w dużych ilościach wykopywali stamtąd torf, gdyby nie utworzono rezerwatu, nie wiem, czy cokolwiek by stamtąd do tej pory ocalało.Myśle nawet, że pokątnie nadal to robią, bo widać ślady.
      W imię czego ludzie czynią zło? Och, najgorsze jest, iz dla nich to wcale nie zło a dobro albo też mniejsze zło. Wszystko jest relatywne - zależy z której strony spojrzeć.

      Usuń
  15. Dwa w jednym historia i przyroda. Super pokazane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wypadło tego dnia, że mogłam sama poznać a potem tu pokazać kawałek ciekawej przyrody i historii.
      Dziękuję za uznanie i pozdrawiam!

      Usuń
  16. Gdy kupiłam chattę, często wybierałam się na spacery po okolicy bliższej i dalszej, obczajałam okolicę, łąki, laski, zagajniki, ścieżki, domeczki, chatynki. A potem jakoś osiadłam i straciłam ciekawość skupiając się na skraju. Może to wiek i siły coraz mniejsze? Ale dobrze, że inni wędrują i opisują a ja mogę się dowiadywać od Marii albo od Was. Jesteście moimi oczami i uszami i dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krystynko, myśmy też na samym początku więcej jeździli, chodzili, zwiedzali.Byliśmy młodsi, mieliśmy wiecej sił i zapału. Znajdował czas mimo nawału zajęc.Potem bez reszty porwała nas tutejsza codziennosc.I zostawały tylko spacery po lesie albo wspomnienia z Australii. Teraz zauważam, że znowu wraca nam ciekawosc świata, chęc zwiedzania i poznawania nowych dla nas miejsc. Ze względu na psy mogą to być najwyżej wycieczki jednodniowe, ale dobre i to!:-)

      Usuń
  17. Odpowiedzi
    1. W naszym kraju, w naszej ziemi mnóstwo jest takich opowieści, tylko ludzi coraz mniej, którzy byli bezpośrednimi świadkami takich zdarzeń i historii...

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lektura lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost