środa, 14 marca 2018

Zmęczenie i niemoc…






   Dopadło mnie chyba zmęczenie wiosenne. Od paru dni jestem półprzytomna. Głowa boli. Ciśnienie niskie. Senność i słabość od rana do wieczora. Na niczym skupić się nie mogę. I nic mi się nie chce. Wena gdzieś odfrunęła. Pustka we łbie i kompletna niemoc. Tylko bym spała! Z Cezarym jest podobnie. Istne z nas zombie! Dlatego dla ożywienia i wzmocnienia organizmów postanowiliśmy zrobić sobie kurację sokową. Jakoś się trzeba wydźwignąć się z tego dołka! W świeżo wyciskanych sokach znajduje się podobno tyle witamin, minerałów i innych dobroczynnych składników, iż jest szansa, że dzięki nim szybko staniemy na nogi. Udało nam się niedawno nabyć niedrogą a łatwą w obsłudze i myciu wyciskarkę do soków. A w poniedziałek na targu w Przemyślu zrobiliśmy spory zapas warzyw, cytryn, grejpfrutów i jabłek. Od wczoraj po kilka razy dziennie wyciskamy soczki i raczymy się nimi do syta. Od razu widać pierwsze ich pozytywne działanie. Otóż tak wspaniale zaspokajają one apetyt i wypełniają żołądek,  że nie bardzo się chce jeść innych rzeczy, odrobinę też przeczyszczają, co powinno nam wyjść na dobre, bośmy przez zimę sporo przytyli. Objadał się człowiek chlebem ze smalczykiem oraz pysznymi ciasteczkami to teraz ma za swoje! I co roku to samo. Zawsze kilka kilogramów po zimie przybywa – a przecież z wiekiem metabolizm spowalnia i wypadałoby jeść połowę, jeśli nie jedną trzecią tego, co dotąd. A więc wymyśliliśmy soczki jako ostatnią deskę ratunkową i panaceum na wszystkie bolączki! Wiosną i latem będzie można wycisnąć sok także z ziół. Już cieszę się na pokrzywę, pietruszkę, lubczyk, miętę, seler, mniszek lekarski i łopian. Potem pojawią się truskawki, wiśnie i maliny. A jesienią będą własne jabłka, gruszki, śliwki i czarny bez. Wyciskarka przyda się na pewno!



   Obecne ocieplenie sprawiło, że wszystkie śniegi zniknęły z Pogórza, natomiast pojawiły się już kleszcze, którym niestety żadne mrozy nie szkodzą i tylko czekają by zaatakować nas oraz psy. A psy linieją na potęgę! Z dywaniku w pokoju psio-komputerowym zebrałam dzisiaj z pół kilo kłaków! Na podwórku szaro, błotniście i mokro. Jastrzębie już krążą nad naszym ogrodem i straszą biedne kurki – staruszki, które ledwo na wytęsknioną trawkę wyjdą, już się chowają w popłochu słysząc piskliwe głosy drapieżców. 





   To jeszcze nie wiosna, choć ptaszki przeróżne świergolą, choć słonko tak łaskawie przygrzewa, że aż momentami spocić się można. Ale wiatr czasem tak ostro zawieje, że człowiek szybko zapina kurtkę, mocniej na uszy wciska czapkę albo do domu szybko zmyka. Trzeba uważać na siebie, żeby się nie zaziębić, bo wtedy i magia świeżo wyciskanych soczków na nic. A tymczasem w naszej przychodni straszne tłumy. Po pierwsze dlatego, że ludziska ogromnie teraz chorują a po drugie, bo z trojga lekarzy ostało się tylko dwoje. Zabrakło naszej ulubionej pani doktor, która w listopadzie zginęła w wypadku w Nowej Zelandii. Wybrała się tam aby zrealizować marzenie swego życia i tak tragicznie się to skończyło. Ilekroć byliśmy u niej zawsze wypytywała nas z ciekawością o Antypody. Oczy jej się świeciły na myśl o tamtejszych plażach, pustyniach i górach, o zwierzętach, ogrodach i Aborygenach. O bezchmurnym niebie i cudownie gwiaździstych nocach. O ogromnej, bezludnej przestrzeni. O pomarańczowych drogach wiodących w bezkres.  Tak bardzo chciała się tam wybrać i na własne oczy zobaczyć te wszystkie cuda. Swój urlop planowała od kilku lat a wciąż coś jej stawało na przeszkodzie. W końcu udało się i wyruszyła ze swoją rodziną na wyprawę życia.  Niestety, złośliwy los sprawił, że wynajęty przez Polaków bus dachował na jednej z tamtejszych autostrad. Śmierć poniosła na miejscu, jako jedyna z wszystkich uczestników wycieczki. Miała czterdzieści kilka lat. W przychodni na honorowym miejscu wisi jej zdjęcie. Trudno otrząsnąć się po jej stracie. To do niej właśnie zawsze najwięcej pacjentów chciało się dostać, bo była cierpliwa, współczująca, serdeczna i naprawdę pomocna. O takich doktorów z prawdziwego zdarzenia dziś bardzo trudno. Od kilku miesięcy na przychodni wisi oferta pracy dla nowego lekarza rodzinnego. Niestety, brak chętnych. Oj, niedobry to czas na chorowanie, o ile w ogóle jakikolwiek czas może być na to dobry! Aż strach do poradni chodzić żeby się czymś przez kilka godzin w tej tłumnej poczekalni siedząc nie zarazić.






   Za chwilę ma się pojawić kolejne ochłodzenie. Zima znowu na jakiś czas zawładnie Pogórzem i resztą kraju. Ale potem może już przyjdzie prawdziwe ocieplenie i wiosna, która doda sił, optymizmu i chęci do działania? Oby tak było, czego z całego serca sobie i Wam życzymy popijając pyszny soczek z jabłek, marchewek, buraka i cytryny. Mniam!:-)




57 komentarzy:

  1. Kochana Olu duzo zdrowka dla Was obojga zycze i polecam sok z brzozy jak tylko drugi atak zimy przejdzie. Pozdrawiam serdecznie Kasia z Irlandii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sok z brzozy? Tak, wiem że to dobroczynny napój. Parę lat temu zbieraliśmy go chyba właśnie w połowie marca. I opijaliśmy sie nim, ile sie dało. Może rzeczywiscie trzeba będzie to w tym roku powtórzyć? Brzóz w okolicy dostatek!Tylko żeby nas te pierońskie kleszcze po drodze nie oblazły!
      Dziękuję Ci Kasiu za podpowiedź i ciepłe słowa!
      Uściski ślemy Ci serdecznie!:-)

      Usuń
  2. Olu, to pewnie osłabienie wiosenne. Róbcie też warzywne i owocowe sałatki. Soki są świetne, ale podobno te farfocle też bardzo pomagają, maja na przykład dużo błonnika.
    Bardzo ładne zdjęcie kur w okienku. Przykro mi z powodu Pani doktor, to strata fachowca ale i przyjaciela.
    Ściskam Was i wyśpijcie się : ))). Niedługo już będzie jaśniej i spać będzie się na wsi krócej, bo przecież można od świtu do zmierzchu wtedy biegać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie osłabienie wiosenne a moze dodaje sie do tego coś z powietrza (wciąz słyszy sie o wysokim stężeniu pierwiastków promieniotwórczych!) a moze to ma zwiazek z burzami na słońcu? Człowiek szuka przyczyn wszędzie, bo pojąć nie moze tak drastycznego spadku energii.
      Farfocli jest mnóstwo w naszym soku, bo wyciskarka tym sie rózni od sokowirówki, że przepuszcza pełno tej gęstwiny. A ja te farfocle bardzo lubię. Natomiast te suche wiórki, co zostają po wyciśnięciu soku zjadaja chętnie kury.
      Kurki staja w tym okienku i długo się zastanawiają - wyjść czy nie wyjsć. Dzisiaj wyszły, bo ja przez jakiś czas chodziłam po ogrodzie, ale potem zaraz sie biedulki schowały.
      Strasznie żal nam, że nie ma już naszej pani doktor. Nie ma żadnej sprawiedliwosci na tym świecie. Tylu gburów i tępych biurokratów ziemia nosi a jej, takiej dobrej i sympatycznej nie ma...
      Poddajemy się senności i zapadamy w drzemkę po kilka razy na dzień. Widocznie organizmowi tego właśnie trzeba.Moze w ten sposób napieramy sił przed kolejnym, pracowitym sezonem?
      Uściski zasyłamy Ci serdeczne Łucjo i życzenia nieustającego zdrowia i niekończących sie zapasów energii!:-)))

      Usuń
  3. Oj, Olu, coś i mnie sił brakuje, wyszłam dziś do ogrodu trochę pograbić, zmęczyłam się, polegiwałam, odpoczywałam, może to przed tą chmurą gradową taka niemoc mnie opadła:-) z kolei mąż zawsze każe mi zerknąć w pesel, abym sobie przypomniała,żem już nie młódka:-) zjadaj całe owoce, szkoda wyrzucać resztek po odsączeniu soków, owoce wcale tanie nie są; przykre to, co opisujesz o pani doktor, jak to nie wiadomo nigdy, co szykuje los, współczuję rodzinie, a Was pozdrawiam bardzo serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A moze Marysiu, to przed tą zmianą pogody taka w nas niemoc? Pogoda wiariuje i my wraz z nią. A wiek rzeczywiscie robi swoje.A tak trudno sie z tym pogodzić.
      Poza sokami zjadamy i owoce - razem z ogryzkami i skórkami, bo tak lubimy. Tak, owoce wcale nie są tanie. Jabłka były drogie już w zeszłym roku na skótek tych majowych przymrozków. Udało nam sie kupić jabłek w drugim gatunku po dwa złote. Pyszne są i soczyste, tylko nie wyglądają ładnie. Za to lepsze o wiele niż te po pięć złotych!
      To, co przytrafiło sie naszej pani doktor jest jakimś fatum koszmarnym. Pamiętam jak czytałam wtedy w Internecie o tym wypadku i o jednej osobie poszkodowanej. Nie pomyslałam wtedy, że to nasza pani doktor, ta która tak o Antypodach od dawna marzyła....Ech, może czasem lepiej nie dążyc do realizacji marzeń? Ale człowiek nie jest w stanie przewidzieć, błądzi stale jak we mgle...
      Pozdrawiamy Cię serdecznie, Marysiu.

      Usuń
  4. Ja tak praktycznie podchodząc zapytam Olgo, czy robiłaś może badania hormonów tarczycy? Ja wiem co ona potrafi zrobić z człowiekiem i w tym temacie jestem szczególnie wyczulona. A soki wspaniała sprawa :) Smacznego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od kilku lat leczę sie na niedoczynnośc tarczycy. Ale mimo tego, że sie leczę, to ona potrafi mi nieraz uprzykrzyc życie. Teraz jednak chyba nie ona jest przyczyną mojego złego samopoczucia, bo niedawno robiłam badania i są całkiem, całkiem. To chyba jednak to przedwiośnie...
      Soki może pomogą, może nie, ale na pewno nie zaszkodzą.
      Pozdrawiam Cię ciepło, Gabrysiu!:-)

      Usuń
    2. Czyli moje podejrzenie jednak było trafne :) Ja akurat z nadczynnością się zmagałam ( na razie cicho sza... jest dobrze...)

      Usuń
    3. I nadczynność i niedoczynność potrafią mocno umęczyć człowieka. Coś wiem o tym, bo miewałam spore wahania TSH. Ale na razie ten motylkowaty gruczoł siedzi cicho. Niech siedzi tak jak najdłużej u Ciebie i u mnie!:-)

      Usuń
  5. Oj, chyba wszystkim zmeczenie daje sie we znaki, a dodatkowo panuje grypa i straszliwie dlugotrwale i odporne na antybiotyki infekcje. Choruje moja mama, corka i wnuczka, my jeszcze jakos sie trzymamy. Zazdroszcze Wam tych sokow, bo ja nie mam ani sokowirowki, ani dostepu do tanich owocow. Te ze sklepu nie tylko sa drogie, ale dodatkowo pryskane i woskowane, a na te naturalne to juz nas nie stac.
    A tu jeszcze zapowiadaja kolejna fale mrozow, jakby tej ostatniej bylo malo. Wymrozila ludzkosc do imentu, a kleszczowosci nie zaszkodzila ani troche, a mialam nadzieje, ze te podstepne cholery wymrozi na smierc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie dziwne to przedwiośnie. I tutaj pełno zmęczonych, chorych ludzi.A wydawałoby się, że na wsi, to zdrowo!
      Przykro mi, że chorują tak bliskie Ci osoby. A tegoroczna grypa wyjątkowo zjadliwa i trudno sie przed nią ustrzec, bo wystarczy pójsc od sklepu albo do przychodni i już coś się łapie.
      Na tanie owoce u nas trzeba polować - na jakieś przeceny albo promocje. Bo przeważnie też wszystko drogie. Ale buraki tanie i marchewka też. Na tym mozna bazować. A czy to zdrowe i ekologiczne? Nie mam pojęcia. Jest, co jest.
      Mam nadzieję, że ta fala mrozów która nadchodzi nie będzie juz tak mocna i długotrwała jak ostatnia.Miałam nadzieję, że przynajmniej kleszcze wymrozi a tu kicha. Pełno tego dziadostwa! Ludzkosć wyginie a tototo razem ze szczurami przetrwa!

      Usuń
  6. Niestety wielu wśród moich znajomych narzeka na złe samopoczucie, brak sił i energii, ja tez ledwo żyje. Ratuje się kiszonkami- kisze marchewkę, seler, pietruche i buraki a poza tym każdego wieczora moczę stopy w lodowatej wodzie, potem zakładam skarpety i koje się tym poczuciem ulgi, które to moczenie mi przynosi. Mój mąż twierdzi cały czas, ze nas trują...bo jeszcze do tej pory takiego braku energii u nas nie było. Cały czas myśle o wyciskarce, może się skuszę. Bardzo mi przykro z powodu śmierci Waszej ulubionej lekarki. Takich doktorów Judymow rzadko się spotyka . Serdeczności zasylam i życzę Wam nabierania sił, wiosna w końcu przyjdzie i trzeba będzie te siły wykorzystać, bo samo się nie zrobi, a szkoda...❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Ciebie też narzekają na złę samopoczucie? Cos w tym musi być. Za duzo tego z każdej strony. Ciężko spotkać człowieka, który by sie dobrze czuł.Moze rzeczywiscie nas trują - tylko jak, czym, jak sie przed tym ustrzec, skoro nie wiemy z czym mamy do czynienia?
      Pamiętam, jak uczyłam się w domu do matury a akurat w tym czasie był wybuch w Czarnobylu.A moja przyjaciółka uczyła sie na balkonie, bo była piękna pogoda. Oczywiscie mamiono nas wtedy, że ten wybuch nie zrobi nam żadnej krzywdy. Och! Dwadzieścia lat potem ta moja przyjaciółka licealna zachorowała na białaczkę. W szpitalu dowiedziała sie, że mnóstwo osób zachorowało właśnie z powodu Czarnobyla. Tak samo jest z chorobami tarczycy - to podobno też pokłosie tamtego wybuchu.A przecież wciaz słyszy sie o jakichs awariach w elektrowniach atomowych. Nie wiadomo ,co jest w powietrzu, którym oddychamy.
      Takich lekarzy jak nasza pani doktor, to ze świecą szukać. Wielka szkoda, że jej nie ma.
      Orszulko kochana, dziekujemy za Twoje ciepłe zyczenia i życzymy i Tobie odzyskania sił, poprawy nastroju i przypływu energii. A co do kiszonek to też zajadam, bo lubie. Tylko jeszcze metody z moczeniem stóp nie znałam. Ciekawe! Musze spróbować!:-)♥

      Usuń
  7. Och, to pewnie przesilenie wiosenne, bo mi też kompletnie nic się nie chce. Najchętniej przespałabym calutki dzień pod ciepłą kołdrą. Niestety, tak się nie da. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli to przesilenie wiosenne, to pierwszy raz odczuwamy je z mężem tak mocno. Pewnie wiek robi swoje. A moze w powietrzu są jakieś toksyczne rzeczy, których wcześniej nie było? Oby szybko to odpłyneło, przeszło, bo taki stan strasznie człowieka przygnębia i męczy.
      Pozdrawiam Cię ciepło, Karolinko!:-)

      Usuń
  8. Dobry pomysł z sokami, na pewno pomogą. Mam nadzieję, że nawrót zimy nie potrwa długo. Szkoda, że marzenie Pani Doktor miało takie tragiczne zakończenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też myslę, że pomysł z sokami jest dobry i prędzej czy później wyjdzie nam na zdrowie. Ale w ogóle jakkolwiek człowiek by o to zdrowie dbał i sie starał, to i tak może mu sie nagle przytrafic cos przykrego, jak wypadek albo choroba. Nasza pani doktor była zdrowa i pełna sił. Mogła jeszcze długo pożyć, cieszyc sie tym życiem, ludziom pomagać. I co? Los czy ślepy przypadek zdecydował inaczej!:(

      Usuń
  9. My tez jestesmy wypluci:) Ale pogoda jakas taka ni w d**e ni w oko:))
    Tez kombinuje z sokami, bo jednak przez zime czlowiek je mniej zdrowej zywnosci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wyplucie jest koszmarne - człowiek jak naćpany, snuje sie bez sił i przytomności. A pogoda dobija dodatkowo. Moze soki odrobine chociaż pomogą? Trzeba sie tego trzymać i mysleć, co by tu jeszcze robic żeby wydźwignąc sie z tego fatalnego stanu.
      Ściskamy Was serdecznie, Marylko!:-)*

      Usuń
  10. jest czas podjadania... i przyjdzie czas zmniejszonych porcji. Znam to- wtedy kupicie wagę kuchenną do przygotowania posiłków- :)))))))) no jeszcze jest opcja, odpadki dla zwierząt. Jeśli nie można ich w kuchni produkować (szczury i myszy się zaraz pojawią, to waga najlepszym lekarstwem.
    :) pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już przyszedł czas zmniejszonych porcji!:-)) Wagę kuchenną mamy, ale na razie nie używamy, bo jakoś nie mamy apetytu, więc siłą rzeczy jemy ostatnio mało. Soki bardzo fajnie człowieka nasycaja i wypełniają.Ale kto wie, czy nie trzeba będzie potem i wagą sie posłużyć!
      Wszelkie odpadki wyrzucam kurom, czego nie zjedzą to sie na kompost przerabia!
      Pozdrawiam serdecznie, Alis!:-)

      Usuń
    2. z powodu odpadków cieszę się bardziej, ze mam kury, kota i psy. Nie zdawałam sobie z tego sprawy dopóki w sąsiedztwie śmietników mojej mamy zalęgły się rózne gryzonie. Od tego czasu Mama bardzo oszczędnie gospodarzy zywnością, aby nie narażać się ponownie na takie przygody. :)

      Usuń
    3. Na wsi łatwiej zagospodarować odpadki, przerobić, dać zwierzętom. Ale tak czy siak szczury są i będą. Widuję ich ślady w budynku gospodarczym, potrafią pogryźć betonową podłogę żeby sobie zbudować tunele...

      Usuń
  11. Oj Oleńko, może jeszcze to, że się wcześniej poobijałaś mocno daje taki efekt zmęczenia.Masz całe ciało obolałe.
    I pisałaś, że w głowę się uderzyłaś. Mus dbać o siebie :)
    A do tego ta pogoda taka jakaś dziwaczna,ani to zima,ani wiosna. Licho wie jak się ubrać.
    Jak się chce spać, to uważam, że trzeba dać organizmowi to czego się domaga.Przecież nic Was nie "goni". Sami sobie jesteście szefami :)
    A soków zazdroszczę, bo też mi się marzy wyciskarka.Trzeba o niej poważniej pomyśleć :)
    Całusy Wam ślę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I Pani Doktor żal :( czemu zawsze szybciej odchodzą Ci co nie powinni ....

      Usuń
    2. Mogłabym też mysleć, że to złe samopoczucie to efekt mojego upadku, ale maz czuje sie podobnie, wiec przyczyna tkwi gdzie indziej. To pewnie ta zwariowana pogoda a moze zanieczyszczone powietrze. A moze jeszcze cos, o czym nie wiemy.
      Wiesz, z tym spaniem jest do kitu, bo chociaż człowiek po kilka razy w dzień przysypia, to nic mu to nie pomaga. Wstaje z cieżką głową, nieprzytomny i obolały.
      Wyciskarka albo sokowirówka to dobra i wcale nie taka strasznie droga rzecz. Chyba warto zainwestować w nią szczególnie, jeśli jest perspektywa własnych warzyw i owoców.
      Bardzo żal naszej pani doktor. Była dobrym, wartosciowym człowiekiem. Nie do zastąpienia...
      Pozdrawiamy Cię ciepło, Mirko i wszystkiego dobrego życzymy!:-)

      Usuń
  12. Byłam sceptycznie nastawiona do kupna wyciskarki, która marzyła się mojemu mężowi. Dobrze, że postawił na swoim. Teraz co chwilę możemy pić wspaniałe soki wyciśnięte z miąższu do ostatniej kropli :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie też to Cezary naciskał na kupno wyciskarki. Dobrze, że nasi męzowie mają czasem takie dobre pomysły i nie daja sie od nich odwieść swym sceptycznym zonom. Teraz wiem, że bardzo pomocne to i uzyteczne urządzenie. Mam nadzieję, że co najmniej przez kilka lat nam posłuży!:-)

      Usuń
  13. No masz! Mnie też dopadło dziwne, przedwiosenne zmęczenie. Czuję się czasami jak podtruta. Tak jak Wy przeszłam na warzywa i owoce, bo na widok mięsa mam odruch wymiotny, nawet jak tylko o nim pomyślę. Wyciągnęłam zapomniany zeszyt z przepisami, z czasów moich wegetariańskich prób odżywiania się i stosuję. Staram się też zmniejszyć wielkość spożywanych posiłków, trochę mi lepiej, ale to za krótko żeby coś więcej o tym powiedzieć. Zobaczymy.
    Zawsze szkoda kiedy odchodzi dobry człowiek i zawsze zadajemy sobie to samo pytanie, dlaczego? Tylu rzeczy o sobie i o działaniu tego świata nie wiemy, a czy dowiemy się kiedykolwiek, któż to wie?
    Niedawno gdzieś przeczytałam takie zdanie, ktoś zapytał: Jaki jest sens naszego życia? Ktoś odpowiedział: Sens życia polega na tym, żeby żyć. Takie proste, tak mało i tak dużo jednocześnie. Najlepsze są zawsze najprostsze odpowiedzi, reszta to gra naszego umysłu, który wiecznie musi się we wszystkim doszukiwać podwójnego dna i wszystko komplikować.
    Obyśmy się wreszcie doczekali tej upragnionej wiosny!
    Buziaki! Marytka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty też masz podobnie, Marytko? To chyba jakaś przedwiosenna epidemia zmęczenia. W gromadzie oczywiscie raźniej, ale wolałabym byśmy byli wszyscy gromadą dobrze czujacych sie i zadowolonych niż ledwo żywych i narzekajacych!Może i to przyjdzie, a póki co walczmy o odzyskanie jakiegoś wigoru.Ja też na razie dałam sobie spokój z mięsnymi produktami.Nie mam na nie smaku, jak Ty.Trzeba słuchać swego organizmu.
      Tak, nie wiadomo po co sie rodzimy, czemu umieramy, czemu jedni żyją długo a drudzy krótko? Nie ma odpowiedzi na te pytania i pewnie nie będzie. Jest, jak jest, mimo naszego uczucia niesprawiedliwosci czy buntu na los.Sens życia polega na tym aby żyć...Pewnie tak ,bo to i tak duzo. Zyjmy póki możemy, póki ta iskierka nadal w nas świeci i róbmy wszystko by jak najdłużej i jak najmocniej jaśniała.
      Tak, oby do wiosny, która przywróci nam siły i energię. A póki co chłodek nadciaga. Trzeba sie z nim zmierzyć.Ale zaprawione jesteśmy w bojach, to damy radę!:-)
      Uściski serdeczne Ci ślę, Marytko!:-))

      Usuń
  14. Przydałoby mi się takie urządzenie ze wszech miar, o brzusiu nawet nie wspomnę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajna to rzecz taka wyciskarka, bo nie dosć, że sok wyciśnie, to jeszcze pokroi warzywa na plasterki albo utrze ziemniaki na placki!:-)

      Usuń
  15. Wyciskarka to jeden z moich najlepszych zakupów ostatnich lat - świetny pomysł Olu. Wirus, który szaleje obecnie po raz pierwszy pojawił się w Europie i jest bardzo trudny do opanowania. Kolega lekarz mówił mi, że został nazwany "włoskim". Nikt głośno nie mówi skąd przybył...
    Mąż przywiózł z Salzburga, leży już trzeci tydzień. Ja jakoś się trzymałam do momentu, gdy musiałam zawieźć go do lekarza ( sam nie mógł - taką miał gorączkę). Czułam już w poczekalni, że też mnie dopadają... Kilka dni później też jechałam do lekarza, bo już nie dało się leczyć domowymi sposobami. A potem - no cóż, ktoś musiał chodzić do kóz, a ja miałam "tylko" 38,6 :)
    Na szczęście już mi prawie przeszło... Tak więc czekamy na wiosnę i na powrót formy - czego i Wam jak najserdeczniej życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że i Ty jesteś zadowolona z wyciskarki. To kolejne urządzenie po blenderze i mikserze, którego będę często używać w kuchni.Smak takich świezo wyciśniętych soków jest o wiele lepszy niż sklepowych. no i skład. Przynajmniej wie sie na sto procent, co sie pije!
      Wirus włoski? To grypa czy jeszcze coś inszego? Twego męża już trzy tygodnie trzyma? Och, to rzeczywiście wyjątkowo zjadliwe pieroństwo!I Ty biedulko,też choreńka musiałaś kozy obrządzać?Oj,wyobrażam sobie jak cięzko Ci było. Znam ten ból, bo parę lat temu mieliśmy z Cezarym jednoczesnie grypę i trzeba było na zmianę wstawać do kur i kóz. A potem z powrotem do łózka, bo człowiek aż sie słaniał z gorączki.
      Dobrze, że Ci juz prawie przeszło. ale uważaj na siebie, żeby ten wirus nie zmutował w coś następnego.
      Tak, oby dotrwać do wiosny, oby przyszła ona szybko i przyniosła nam tak potrzebny przypływ sił żywotnych.
      Pozdrawiamy Cie bardzo serdecznie, Andziu!:-))

      Usuń
  16. Jakie to trudne do zrozumienia - odchodzą ludzie, mający w sobie tyle dobroci i chęci obdzielenia nią innych. Ten czas niemocy minie, przyjdzie czas na działania jeszcze chwila. a teraz trzeba przeczekać. super ten pomysł na soki, muszę do tego wrócić, zaniechałam jesienią. Niestety radość oczekiwania na wiosnę przyćmiewa nam występowanie tych przeklętych kleszczy. Póki co cieszmy się tym czym mamy na teraz, weźmy dobrą książkę szklaneczkę soku lub dobrej herbaty i dobrze jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, nie bardzo da sie to zrozumieć, dlaczego tak szybko odchodzą najlepsi.Chyba nie ma na to wytłumaczenia. Ot, taki los, niestety...
      Tak, na pewno czas niemocy minie, bo zawsze mija, tylko że z roku na rok odczuwa sie to silniej i dłużej to trwa. Ale chyba trzeba sie z tym pogodzic, bo człowiek nie młodnieje. Bo jak wstaje i nic go nie boli, to chyba znak że nie zyje!:-)
      Soczek, herbatka, barszczyk to są dobre rzeczy.Raczmy sie nimi na zdrowie!
      Olu!Pozdrawiamy Cię życzliwie!:-))

      Usuń
  17. Ech To tak jak i u mnie. :((( Istny zombie, stawy też mnie bolą, ale u mnie tak jest, im cieplej, tym gorzej ze stawami. Też zacznę pic świeżo wyciskane soki. Kiedyś piłam regularnie i czułam się bardzo dobrze. Polecam też przegotowana wodę z cytryną i miodem spadziowym. Picie tego polepszy zdrowie, doda energii. hehe Też dziś sobie to przygotuję. :D

    Jest mi bardzo przykro z powodu lekarki. Ech...miała tak wspaniałe marzenie. Strasznie się to czytało. Wierzę, że jako duszyczka spełnia swoje marzenia.
    Właśnie zaświeciło u mnie słońce, a ci to niespodzianka, bo tak szaro było. Przesyłam Wam promienie słońca, życzę zdrówka, powrotu energii. Dużo radości. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Agnieszko! Też jesteś w klubie obolałych i zmęczonych? Czyli dotyka to też młodych, sprawnych ludzi, czyli nie mam co sie przerażać, że starzeję sie gwałtownie, czy ki pieron!
      Tak, pijmy soczki i cokolwiek co nam pomaga. Woda z cytryną albo z octem jabłkowym dobra jest na czczo.Albo napój z mielonego lnu.
      Przykład tej naszej pani doktor pokazuje, że nie zawsze spełnianie marzeń daje nam szczęście. Czasem może być końcem wszystkiego. Może lepiej wiec gonić tego króliczka, niż go łapać? Często tak bywa...
      Miałaś słonko dzisiaj? To cudownie! To taki prezent przedwiosenny, uśmiech z nieba!Oby jak najwiecej niebo zsyłało nam takich pięknych darów!:-)
      Ściskamy Cię serdecznie, Agnieszko!:-))

      Usuń
  18. Oj u nas to z amberkiem serce ciężkie mamy. A tak to młody chrypa, a mi si3 chce tylko spać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki to trudny czas, dla wszystkich prawie z nas, Kocurku...

      Usuń
  19. Mnie też jakieś zmęczenie i niemoc dopada, to przesilenie przedwiosenne. Za sokami nie przepadam, jem za to teraz dużo kiszonej kapusty. A na nadmiary kochanego ciała mam Radawę z dietą warzywno owocową, jadę tam na początku kwietnia, brak mi charakteru by samej się zmobilizować.
    Może to nie takie nieszczęście umrzeć w wymarzonym miejscu. Szkoda tylko że tak wcześnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Krystynko! Trzeba sobie dostarczyć witamin i składników regenerujących w takiej czy innej formie - soki, kiszonki, warzywa, owoce, gimnastyka o poranku czy coś w tym stylu, cokolwiek - byleby pomogło.
      Ja robię sobie teraz małą Radawę w domu. I idzie mi całkiem całkiem nieźle!:-)
      Umrzeć w wymararzonym miejscu...Czyli zostać tam na zawsze? Nie wiem tylko, czy taki rodzaj niekończącej się realizacji marzenia satysfakcjonowałby człowieka.Czy byłoby to marzenie, czy przekleństwo? Och, dzieją sie rzeczy smutne i niepojęte, a my szukamy choćby drobnych pocieszeń....

      Usuń
  20. Ależ piękne i urokliwe to miejsce!Trafiłam przypadkowo i zostanę na dłużej! pozdrawiam z Suwałk znowu mroznych!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że Ci się tu podoba!:-) Dziękuję za życzliwe słowa i zapraszam serdecznie.
      Pozdrawiam z takze mroźnego i zawianego Podkarpacia!:-)

      Usuń
  21. Powiem Ci... że sama ze smalczyku i świeżego chlebka (uwielbiam!) Przerzuciłam się na o wiele większą ilość owoców i warzyw... soczki, surówki, sałatki... I czuję się z każdym dniem lepiej, a energii mi przybywa :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja uwielbiam tego typu smakowitości, niestety widzę, że nie są dla mnie zdrowe.Muszę bardzo ograniczyć albo zupełnie z tego zrezygnować, żeby nie zrobić swemu ciału krzywdy.
      Piję od tygodnia soczki i nie jem chleba oraz mięsa i juz widzę poprawę w samopoczuciu! Teraz tylko utrzymać to jak najdłużej!:-))

      Usuń
  22. Temat braku energii jest mi bardzo bliski, niestety.
    Są momenty, że jest ok., ale wiele dni przeżywam na autopilocie i z ulgą wracam do domu. Chociaż tam miauczący i wkurzony kot na mnie czeka. Bo musi w ubranku chodzić, więc niewiele się rusza, skubaniec. Ile on przytyje, tego nie wie nikt.
    Wyciskarka to fajna rzecz, też mamy, ale tak regularnie soków nie pijemy.
    Ja bym w sumie mogła, ale mąż mój już niekoniecznie, bo po niektorych miewa dolegliwości gastryczne, niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten brak energii i u mnie pojawia sie i znika, ale ten przedwiosenny jest najdotkliwszy. Walczę z nim dietą wegetariańską i dużą ilością soczków, no i zdaje mi się, że juz widzę lekką poprawę (odpukać w niemalowane!):-)
      Twój kotek tyle tak jak my z Cezarym przez zimę. Ale mam nadzieję, że reszta roku będzie sprzyjała chudnięciu oraz lepszemu stanowi ducha oraz ciała, i u nas i Ciebie i u Twojego Bonusika kochanego.
      Buziaki serdeczne ślę Ci Liduż ze straszliwie zawianego Podkarpacia!:-))

      Usuń
  23. To ja jeszcze dodam (jako że wracam do żywych), że długo szukałam przyczyny osłabienia i tego, że energii starczało mi zaledwie na pół dnia. Morfologia OK, ale mnie natchnęło i zrobiłam pomijane już raczej przez lekarzy OB. No i wyszło 50, czyli ukryty stan zapalny. Przestałam szukać przyczyny na zewnątrz, choć niewątpliwie i zatrute powietrze,niezdrowa żywność, wampiry energetyczne, złe wiadomości i nagłe zmiany pogody osłabiają. Ale silny i zdrowy organizm i z tym powinien sobie poradzić(tak myślałam). Po wyeliminowaniu niektórych osłabiających bodźców (TV, internet , kontakty z niektórymi ludźmi i kontrola własnych myśli), i wygrzaniu się pod kołderką temperatura ciała zaczęła osiągać 36,6 a jednego dnia nawet na moment przekroczyła 37 stopni. Wtedy dopiero poczułam, że TO COŚ jest w gardle, być może od dziąsła czy jakiegoś zęba pod koronką. Koniecznie chciałam uniknąć antybiotyku, więc wkroczyłam z Sacholem (salicylan wcierany w dziąsła), Rutinoscorbinem oraz płukankami wodą z solą i wodą utlenioną. No i muszę się pochwalić, że wybudowały mi się w gardle dwa czopy ropne - bez żadnej gorączki. Hania mówi, że już będzie z górki.
    Olu, może i Ty znajdziesz przyczynę tego osłabienia i ją usuniesz, bo na krzywe drzewo wszystkie kozy skaczą. Czasem mała przyczyna daje duże następstwa. A ja za parę dni skontroluję OB i zobaczę, czy postawiłam sobie dobrą diagnozę i zastosowałam odpowiednie leczenie, bo u nas też prawdziwi lekarze prawie powymierali, a na myśl o przychodni robi mi się słabo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ściskam Cię serdecznie na przywitanie Iwonko, cieszac sie ,że sie odezwałaś i że "wracasz do żywych"!:-)
      Ja też czuję, że pomału wracam, bo zdaje się, że dobrze robią mi soczki i dieta warzywno-owocowa. Ale to musi potrwać, żeby przekonać się, czy to tylko chwilowa poprawa, czy cos na dłużej.
      Dobry pomysł z tym OB. Dawno nie miałam robionego, a przecież morfologie powinno sie robic przynajmniej raz na rok żeby złapać coś w zarodku i zapobiec rozprzestrzenianiu sie choroby.Ale lekarze nie sa chętni do dawania skierowń na badania. A w ogóle dobrych lekarzy nie ma. W przychodni ludzi jak "mrówków" Tragedyja! Wchodze tam i wychodzę, bo nie mam siły na to wielogodzinne wysiadywanie w oparach wirusów i bakterii.
      Dobrze, że wykryłaś sobie to cos w gardle i że masz metodę na walkę z tym pieroństwem. Dobrze by było jeszcze smarować gardło gencjaną (kiedyś mama mi tak robiłą i pomagało). A w ogóle, to póki pogoda wstrętna jak najmniej z domu wychodzić. Dzisiaj u nas takie straszliwe zawieje i zamiecie, że psy tylko na moment wybiegły na siku i z powrotem w podskokach, bo chyba bały się, że je wichrzyca porwie!:-)
      Iwonko, ciepłe mysli zasyłam Tobie i Hani! Trzymajcie sie kochane i odpędzajcie skutecznie wszelkie choroby i złe fluidy!:-))
      P.S. Czytam właśnie "Tańczącą z wilkami" Świetna!Bardzo wzmacnia ducha!:-))♥

      Usuń
    2. Ja już od jakiegoś czasu robię badania prywatnie, bo wypraszanie skierowania jest dla mnie upokarzające. Nie wiem, czy zwróciłaś uwagę, że oprócz morfologii zrobiłam dodatkowo OB. W morfologii nie było zmian wskazujących na infekcję (tzn.podniesionego poziomu leukocytów). Ale to nie znaczyło, że jestem zdrowa, tylko układ odpornościowy nie działa jak trzeba. Dlatego do morfologii warto dopłacić 10 złotych i zlecić OB.
      U nas tez zimnica i problem z wyprowadzeniem psów, bo maluchy trzęsą się nawet w ubrankach.
      Oszczędzaj energię i nabieraj mocy!

      Usuń
    3. No tak, trzeba będzie chyba też przerzucic sie na prywatne badania (jeśli zrobienie OB to tylko 10 zł, to nie ma problemu).Wiem, że OB pokazuje czy nie toczy sie w organiźmie jakis stan zapalny. Potem tylko trzeba wyśledzić, gdzie konkretnie.I wyleczyć, jak sie da.
      Oszczędzam energię, zimą nie ma wiele do roboty w gospodarstwie. i dużo czytam. "Biegnącą z wilkami" i parę innych rzeczy na raz, bo tak właśnie lubię!:-)
      Zimnica straszliwa. Trza popijać ciepłe herbatki, chustą ciepłą sie okutać i nosa z domu nie wychylać!!:-)*

      Usuń
  24. Dość już mam tej zimy. Moje ciśnienie szaleje, raz w górę i to sporo, raz w dół. Czekam na wiosnę i mam nadzieję, że moje samopoczucie poprawi się. Soczki też piję. Dobrze, że napisałaś o kleszczach, muszę kupić mojej Pepie środek przeciw nim. Przykro czytać, że lekarka chciała spełnić swoje marzenia i przepłaciła to życiem. Pozdrowienia i miło, że trafiłaś do mnie. U Ciebie też mi się bardzo podoba.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba wszyscy już mamy dość tej zimy. Umęczyła, wymroziła, zdrowie nadwyrężyła. Jest nadzieja, że wkrótce sie ociepli i wszystko sie polepszy.Ale też trzeba będzie włozyć w to sporo pracy i starań, bo nic sie nie dzieje jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.Choć zdarza się, że jak słonko pięknie przygrzeje, jak ciepełko człowieka otuli, to chce mu sie od razu życ i głośno śpiewać z radosci!:-))

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieśni pieśń piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost