poniedziałek, 26 lutego 2018

Wtedy i teraz…





 - Och, zimno! Strasznie zimno! – narzekamy z Cezarym widząc rano na zewnętrznym termometrze temperaturę minus siedemnaście i czując jak szybko dom wyziębił się po nocy. 


- Znowu trzeba nanieść drewna, bo wczoraj wszystko poszło! – stwierdzamy z westchnieniem i ubrawszy się na cebulkę oraz odziawszy gumofilce drepczemy po chrzęszczącym śniegu do drewutni. Tam ładujemy do wielkich koszy grube kloce i targamy to we dwoje do domu. Pieski biegają za nami w tę i we wtę. Ale mają zabawę! Plączą się pod nogami. Gonią się po całym ogrodzie. Na oknach budynku gospodarczego mróz wymalował abstrakcyjne esy floresy. Coraz więcej sopli zwisa z dachu. 




   Rozładowujemy drewno do wielkiej skrzyni w kotłowni i idziemy znowu po następny ładunek. I tak kilka razy. Zgromadzonego latem a potem pracowicie zwiezionego pod wiatę i do budynku gospodarczego drzewa ubywa w coraz większym tempie. A zdawało się nam, że tyle go mamy! Trzeba przynieść dwa kosze drobniejszego drewna pod kuchnię i skrzynkę drewienek rozpałkowych. Do tego jeszcze przyda się worek trocin i kawałek grubego kartonu.  Uff! Na dzisiaj dosyć noszenia. Starczy tego dobrego. I dobrze, bo nasze kręgosłupy czują to boleśnie. 


   Rozpalam w kuchni i przymykam do niej drzwi, żeby ciepło nie uciekało na korytarz. Zadowolone psy ładują się na kanapę i fotel. Na piecu gotują się wątroby i porcje rosołowe dla zwierząt. Woda bulgocze w czajniku. Zaparzam dla nas mielony len. Grzeję też garnek zupy. Grzybówka, barszcz, rosół albo jarzynowa – żelazny zestaw u Jaworów, dobry na śniadanie, obiad i kolację. Cezary podsmaża na patelni kilka jajek oraz parę kromek czerstwego chleba. Naciera go czosnkiem. Upojny zapach wwierca się w nozdrza. Śniadanko gotowe. Och, jak przyjemnie chrupie ten chleb! Zaparzamy jeszcze kawę. Więcej nam nic nie trzeba. 


  Siedzimy w kuchni przy oknie. Skrzący za oknem śnieg wygląda groźnie, ale i pięknie.  Gałązki lipy i jabłoni pokryły się kryształkami szronu. Ptaszki licznie przybywają do zrobionego przez Cezarego karmnika. Sikorki, nieliczne wróble, sójki i gile, dzięcioł. Jak magnez przyciągają je kawałki słoniny zatknięte na drucikach oraz ziarenka owsa, pszenicy i słonecznika wsypane do środka. Dobrze, że odśnieżarka przejechała rano i wydobyła z tej wielkiej, śnieżnej równiny pogórzańskich pól kompletnie zasypaną i schowaną w śniegu drogę. Znowu pewnie dzisiaj jakieś sanie przemkną koło naszego domu. Wszak na taką pogodę to najlepszy pojazd dość często jeszcze w naszych stronach używany. Pojawi się też w ciągu dnia parę quadów, kilka samochodów osobowych, autobus szkolny i to by było na tyle. A poza tym będzie trwała cisza (przerywana, rzecz jasna, od czasu do czasu szczekaniem naszych psów) a śnieg i mróz pomalują w try miga rzeczywistość tak, jakby nic tu nie jeździło i w ogóle żywej duszy w okolicy nie było. Gdyby nie nieliczne smużki dymu unoszącego się z kominów sąsiednich domów zdawać by się nawet mogło, że to zupełne bezludzie, oddane we władanie coraz bardziej roztańczonej Królowej Śniegu.




- W sumie to niewiele się tu od dawnych czasów zmieniło. Widok przez okna prawie taki sam jak pięćdziesiąt, czy sto lat temu. I zima taka sama – wzdycha Cezary odsuwając firankę żeby lepiej widzieć drogę i przejeżdżające po niej z rzadka pojazdy sąsiadów.


- A jednak zmieniło się dużo! – odpowiadam i kartkuję książkę, której fragmenty chcę przeczytać Cezaremu. A w końcu tak dobrze nam w tej kuchni i tak nas oboje wciąga lektura, że czytam mu wszystko od początku do końca i tylko przez te kilka godzin czytania dla wzmocnienia popijam sok owocowy i podjadam podtykane przez męża ziarenka dyni i suszone owoce żurawiny…




   Akcja czytanej przeze mnie książki toczy się na Pogórzu Dynowskim w czasach II wojny światowej. Opowiada o kampanii wrześniowej, o życiu podczas okupacji, o konspiracji na tych terenach, o powojennej działalności band UPA. Książka obfituje we  wzruszające momenty, opowieści o  bohaterskich akcjach,  czy okrutnym zachowaniu okupantów, ale są też w niej opisy zim. Zim podobnych a jednocześnie niepodobnych do obecnych, bo pełnych wojennej grozy, głodu i lęku. Oto kilka fragmentów tej opowieści dotyczących koszmaru zimy 1941/1942…




„ Takich ostrych mrozów, obfitych opadów śniegu, zawiei i zamieci, mieszkańcy gminy Dubiecko nie przeżywali od dwudziestu lat. Już pierwszy, październikowy napływ „syberyjskich” mrozów, spowodował wielkie spustoszenie w zaskoczonej tym atakiem przyrodzie. Wróble zamarzały w locie i padały na ziemię. Jana, ps. „Sierotka” ubolewała nad losem niewinnych ptaszków i zbierała je niczym grudki lodu po podwórzu stryja Wojtusia, a także na klepisku jego stodoły.

   Trzaskającym mrozom towarzyszyły obfite opady śniegu, lodowate wiatry, zawieje i zamiecie. Drogę biegnącą przez wieś przykrywały dwumetrowe zaspy, przez które nie mogły się przebić zwykłe, drewniane pługi. Trzeba było łopatami wycinać głębokie tunele i torować przejazd dla niemieckich pojazdów i dla chłopskich sań. Sołtys organizował w tym celu „specjalne brygady” mężczyzn, które staczały łopatowe boje z zaspami, z mrozem i arktycznymi wiatrami”

   „W czasie tej wczesnej, ostrej i długiej zimy, ludziom brakowało opału, w który nie zdołali zaopatrzyć się w lecie i w jesieni. Liczył się każdy kawałek drewna choćby z płotu wyrwanego(…)”.

„Drzewa owocowe pękały od mrozów, masowo wymarzały także leśne drzewa.”

„W zimie 1942 roku, obok ostrych mrozów i śnieżyc, wystąpiła fala głodu, szczególnie przykrego na obszarach Polski wschodniej, okupowanej wcześniej przez Sowietów a następnie przez Niemców. Sprawcą głodu był nieurodzaj 1941 roku i szalejąca wojna na Wschodzie. Okupanci wyznaczali teraz ogromne kontyngenty w zbożu, ziemniakach, w mięsie i nabiale, których wielu rolników nie było w stanie odstawić. Wszelkie zaległości w dostawach płodów były bezwzględnie karane wywózką do obozu koncentracyjnego, bądź ciężkim więzieniem w Dubiecku lub w Przemyślu. Zagrożeni represjami rolnicy oddawali nieraz tej zimy ostatnie ziarno, żeby uniknąć policyjnej interwencji.”

„Z wioski każdego dnia wyruszali za chlebem nękani głodem ludzie, nieśli tobołki, wstępowali od domu do domu i prosili o garstkę ziarna, choćby kilka ziemniaków, czy buraków cukrowych, z których mogli ugotować słodki wywar lub gęstą melasę.”

„ Trafiali tutaj także ludzie ze wschodnich terenów powiatu, a nawet z dystryktu lwowskiego. Kupowali, lub żebrali datki żywnościowe, a kiedy wracali z tobołkami do swych domów na stacjach czyhała na nich policja niemiecka i ukraińska, żeby odebrać im te dobra i ukarać na nielegalny handel. Kary były szczególnie drastyczne: za kilka kilogramów ziemniaków, torebkę zboża, lub bochenek chleba, katowano właściciela w nieludzki sposób, a nawet rozstrzeliwano.”Tomasz Blecharczyk, „Kryptonim „Niewiadka””, wydawnictwo Radostowa, Starachowice 2010.




   Wracamy z Cezarym do naszej zwyczajnej, pogórzańskiej rzeczywistości. Trzeba dorzucić drew do pieca. Nakarmić zwierzaki. Odśnieżyć przed domem. Przeczytać wiadomości w Internecie. Pójść do swych codziennych, zwyczajnych spraw ciesząc się tym, że dane nam jest żyć w latach pokoju i życząc sobie z całego serca by ten dobry czas nigdy się nie skończył…






60 komentarzy:

  1. Takie wpisy lubie. Mialam wrażenie ze siedzę tam z Wami w tej kuchni i tez podskubuje tych żurawin. Ja do was paczkę przygotowuje, ale jeszcze chce dopracować i dobrze zabezpieczyc. Pozdrawiam spod koca, białego kota co stwierdził ze na mnie dzisiaj śpi i zza książki z obecnych czasów o zespole Mauchasena - cos strasznego... I pomyśleć ze człowiek człowieka potrafi katować... Teraz w 21wieku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spojrzałam do Wikipedii, żeby dowiedzieć sie co to takiego ten zespół Mauthausena i już wiem, że oznacza to pozorowaną chorobę, że są osoby które potrafi awywołać u siebie objawy przeróznych chorób aby wywołać współczucie otoczenia i zajęcie sie sobą od strony medycznej.Co gorsza są matki, które potrafia wmówic lekarzom chorobę ich dziecka i czynic z nich kaleki, dręczyć urojonymi chorobami żeby czerpac z tego jakieś profity finansowe, żeby być w centrum uwagi...Koszmar!
      Co do paczki z ksiazkami, to nie musisz sie spieszyc kochany Kocurku.Po żadnych pocztach nie choc bo jeszcze grypę złapiesz albo inne choróbsko! Zdrowie i ciepełko najważniejsze!:-))

      Usuń
    2. Oj dokładnie... Straszna to choroba. Ale pewnie opracowania psychiatryczne więcej o chorobie powiedzą, bo ta książka, którą ja przeczytałam jest autobiografią - poza wizytami u lekarza jest wychodzenie z tego i dowiadywanie sie co tak naprawdę robiła matka w dziecinstwie dziecku... Moim zdaniem mogłaby byc bardziej rozbudowana. Ale, że też lekarze się dają wkręcić... Może jak juz wiadomo ze istnieje cos takiego to są ostrożniejsi? Dziwny ten świat.
      Poczta blisko, tylko jak już coś ślę (tak jak kiedyś Przemkowi jak miał ciężkie czasy) to kompletowanie trwa az stwierdzę, że jest idealnie i wysyłam :D :P
      Już zapalenie ucha było, nic więcej się nie spodziewam! :)

      Usuń
    3. Zdrówka życzę Ci Kocurku i dobrego dnia!:-))

      Usuń
  2. Jak pięknie... a wiesz, że ja co wieczór dokładnie takie same życzenia sama sobie składam? By dobry czas nigdy się nie skończył... cudnie tam u Was Olgo i Cezary :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też takie życzenia sobie składasz, Gabrysiu? Bo tak naprawdę to jest najwazniejsze, by ten czas pokoju trwał, bo właściwie to jest dobrze, nie ma co narzekać!Uściski przesyłamy z naszej zimowej samotni!:-)

      Usuń
  3. Czytam wspomnienia, które napisał mój tata. Urodził się w 1943, więc tużpowojenne czasy zna z opowieści, ale pamięta, że do rozpalenia chlebowego pieca trzeba było zawsze 11 szczap.
    Tak mi się przypomniało, gdy przeczytałam o drewienkach.
    A zdjęcia białe piękne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pieca chlebowego - a szkoda, bo bym pewnie w praktyce zaraz sprawdzała ,czy rzeczywiscie jednenaście szczap to magiczny i niezbędny zestaw!:-) Ja nigdy nie liczyłam ilu szczapek używam do rozpalenia. To zalezy od wielu czynników. Na przykład od cugu w piecu. Jak jest dobry to jedna szczapka starcza. Jak jest zły, to i jedenaście nie pomoże!Trzeba dokładać papieru, grubszych trocin, pokropic to jakimś tłuszczem, odpowiednio wszystko zapezpieczyc żeby sie nie rozleciało i dmuchać, dmuchać, dmuchać!:-))

      Usuń
  4. Mimo calego romantyzmu Waszej zimy, ja cenie sobie swoje wygody. Zimno mi? Podkrecam kaloryfer i robi sie cieplej. Zaczynam odczuwac juz swoje lata, choc to chyba jeszcze nie starosc, ale z pewnymi rzeczami jest coraz trudniej. Gdzie jeszcze w piecach palic, drewno i wegiel nosic?
    Zawsze jednak chetnie ogladam zdjecia takiej klasycznie pieknej zimy w gorach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też im jestem starsza coraz bardziej odczuwam wysiłek zwiazany z pracą w gospodarstwie a zwłąszcza z gromadzeniem drewna, jego cięciem, rąbaniem, zwożeniem, układaniem, przynoszeniem zimą...A jednak gdy sie usiadzie w kuchni przy hajcującym piecu to jest cudownie - i ciepło i miło, bo lubię na ogień patrzeć i drew dokładać i stale cos sie na piecu moze grzać...Ach , w każdym położeniu są jakieś plusy i minusy. A zima choć groźna jest u nas piękna i fotogeniczna. Nigdzie jeździc nie muszę by to stwierdzić, wystarczy że przez okno wyjrzę...

      Usuń
  5. inne nasze wiejski życie....
    ... inną codzienność w mieście mają...
    do 21 marca astronomiczna zima u nas. musimy być przygotowani. domowo!!! opał, dojazd, brama, telefony, może nawet agregat prądotwórczy też. W najdalszym końcu podwórka, pod wiatą,stary piecyk, podłączany prosto do komina- jako zabezpieczenie leży, bo może prądu i paliwa brak. Postawimy na nim garnek z wodą, bedzie ciepło i gorąca herbata też.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Alis, inne jst nasze życie wiejskie. Mówisz, że do 21 marca musimy być przygotowani na wszystko? A ja myslę, że i do końca kwietnia a czasem i maja, bo przymrozki i śniegi przychodzą także późną wiosną.
      Też mamy w budynku gospodarczym taki niby piecyk. Da sie tam od biedy cos ugotować, gdyby w domu sie nie dało...

      Usuń
  6. Z wiekiem robię się coraz bardziej ciepłolubna, co nie znaczy, że nie lubię zimy.
    Bardzo lubię, ale coraz bardziej doceniam wygodę, podobnie jak Panterka.
    Do Polski dotarły mrozy, i u nas mroziło okrutnie. Temperatury sięgały do -20C,
    a dzisiaj wiosennie, słonecznie i +12C.
    Jutro już szaleństwo +16C, ludziska będą biegać w krótkich majtkach:)))

    Zdjęcia zimnej zimy piękne, a co najważniejsze najprawdziwsze.
    Jakie to miłe i rzadko już spotykane aby siedzieć i czytać kochanej osobie książkę.
    Olu, masz tak miły głos, że sama chętnie bym przysiadła i posłuchała tej opowieści.
    Serdeczności Wam przesyłam i głaski dla psinek:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też z wiekiem coraz bardziej lubię ciepełko i coraz mocniej odczuwam chłody. Poza tym problemy z tarczycą, a ona jest odpowiedzialna m.in. za gospodarkę cieplną. Mam nadzieję, że skoro do Was tak szybko wiosenne temperatury przyszły, to i do nas przyjdą. Czytałam nawet w dzisiejszych prognozach, że od następnej niedzieli ma sie ocieplić. Oby!
      Ja na tego bloga wale tyle zdjec zimowych, że aż do znudzenia chyba!Ale co zrobię, jak wciaz mi sie tutejsze pejzaże bardzo podobają i chcę je utrwalać na kolejnych fotografiach.A skoro utrwalam, to i pokazuję.I cieszę się, że mam komu!:-)
      Ja bardzo lubię czytać na głos a Cezary lubi słuchać. Wszystko sie więc dobrze składa!:-)
      Ataner! Pozdrawiamy Was oboje z ciepłym usmiechem!:-))

      Usuń
  7. Witaj Oleńko.
    I u mnie dziś rano, jak szłam do pracy było -17 stopni i śnieg skrzypiał pod butami, ale jest go znacznie mniej. Też przycupnęłabym koło piesków i posłuchała Twojego czytania o naszych stronach.
    Pozdrawiam Was serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj miła Bezowa sąsiadko!:-)
      Nie mieszkamy od siebie daleko, wiec i temperatury mamy podobne. A sniegu u nas wiecej, bo to teren bardziej górzysty i dziki. Prawie jak w Bieszczadach!
      Dobrze sie czyta ksiązki o naszych stronach. O wiele łatwiej sobie wówczas wyobrazic to wszystko, porównać, zdać sobie sprawę, jakimi jesteśmy szczęśćiarzami żyjac obecnie a nie wtedy.
      Pozdrawiamy Cię w kolejny, mroźny dzionek!:-)

      Usuń
  8. Pokazalam mojej portugalskiej rodzinie Twoje zdjecia zimy, byli zachwyceni, ja tez, znowu zima mnie ominela a tak na nia czekalam. Pieknie opisalas Wasz zimowy dzien, az mi sie chcialo a Wami posiedziec w kuchni...Sciskam Was mocno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że w Portugalii podoba sie nasza pogórzańska zima. Śnieg, z małymi przerwami, mamy tu od grudnia. Tylko teraz mróz siarczysty doszedł, więc jest jeszcze ładniej, bo szron maluje drzewa, bo snieg skrzy diamentowo.
      Zimowe dni mogą być bardzo dobrym czasem, jeśli można go spędzać z kimś bliskim, w cieple i w spokoju.
      Ściskamy Cię mocno, Grażynko i pięknej, portugalskiej wiosny zyczymy!:-))

      Usuń
  9. Przepiękne zdjęcia.
    przepiękny wzruszający tekst.
    Masz rację - powinniśmy się cieszyć tym spokojem wokół. Tym ciepłem, które mamy w domu, tym że mamy co jesć i .... że nie ma wojny.
    Pozostawiam serdeczne pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Stokrotko za życzliwe słowa.
      Tak mnie uderzyło podczas lektury tej ksiązki jak właściwie jest nam dobrze teraz. A człowiek, wiadomo, i tak przeważnie nie docenia. Narzeka i marudzi. A tymczasem mogłoby być o wiele, wiele gorzej. Oby czas wojny nigdy już sie nie powtórzył.Obyśmy mogli zyć po swojemu, w naszych bezpiecznych, oddalonych od burz historii domach.
      Pozdrawiam Cię serdecznie!:-))

      Usuń
  10. Bielutko tam u Was, nawet drzewa oszronione. Dobrze, że u nas tylko połowa tego mrozu i słońce, które w ciągu dnia dodatkowo nagrzewa dom. Podziwiam Wasz wysiłek włożony w ogrzewanie domu. Wielu moich sąsiadów wrzuca do pieca najgorszej jakości węgiel...
    Z ciepłymi pozdrowieniami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że zrobiłam te zdjęcia wczoraj, bo już dzisiaj nie ma tego szronu na drzewach. Trzeba chwytać dzień, chwytać chwilę, bo wszystko przemija! Dzisiaj nadal taki sam mróz, ale nie wygląda już tak malowniczo jak wczoraj.Grzejemy od rana na dwa piece i jest ciepło. Ale po nocy znowu będzie lodownia. Ach, ta zima, ta zima!:-)
      Pozdrawiam serdecznie, Wietrzyku!:-)

      Usuń
  11. Tak zastanawiam się nad naszą psychiką. Tak łatwo przyzwyczajamy się do dobrego, wygody. Wypieramy złe okresy. Zimy inaczej wyglądają w miastach, gdzie nie musimy w większości przypadków martwić się ogrzewaniem, odśnieżaniem. No w tym roku w mojej "Jelonce" panowie od pługów nie mieli roboty, śniegu co kot napłakał. Jedynie mróz -10/-15 trochę dokucza. Zdaję sobie sprawę, ile wysiłku Wkładacie, żeby ogrzać swoje siedlisko. Dobrze, że możecie wtulić się w siebie wzajemnie, a jeszcze cztery futerka ogrzeją. Do wiosny już niedaleko i tego trzymajmy się. Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, OLu - łatwo przyzwyczajamuy sie do wygód, życia sobie bez nich nie wyobrażamy bo nigdy nie zaznaliśmy prawdziwej biedy, bo historia nie miotała nami jak zabaweczkami. A przecież może być jeszcze róznie. Cieszmy sie tym, co mamy.Choć mysle, że gdyby przyszło nam przezywać dzisiaj cięzkie chwile dalibyśmy z siebie wszystko i potrafilibyśmy obyć się bez swych wygód,potrafilibyśmy przestawić się na siermięzne, ubogie zycie, byleby ocaleć, byleby nasi bliscy ocaleli...
      Do wiosny podobno już niedaleko. Bardzo miła to perspektywa!:-)
      Pozdrawiamy Cię serdecznie, Olu!:-))

      Usuń
  12. Mam nadzieję, że wystarczy Wam drewna na opał. Tyle pracy kosztowało Was jego zgromadzenie. Współczuję codziennemu trudowi przyniesienia tych klocków, szczap żeby "nakarmić" głodny piec, żeby dał ciepło.
    Wiem jak miło jest usiąść w ogrzanej kuchni w bliskości wlasnej i zwierząt. Pamiętam to z czasów pobytu u mojej babci. Siadaliśmy w kuchni całą rodziną, popijając ze szklanek gorącą herbatę. Ciotki przekomarzające się z wujkami, snujące w cieple opowiesci o sąsiadach, takie życzliwe i zabawne, a my dzieci chłonące to gadactwo z wielkimi oczami. Przez kuchenne okno otulone watą z wzorami mrozu na szybach zaglądała zima.
    I do nas dotarła zima ze swoimi mrozami i śniegiem. Jestem nią już znużona, a wygląda na to, ze na razie nie ma zamiaru odpuścić. Dobrze, że chociaż ostatnio nie skąpi nam słońca. W domu zimno mimo ogrzewania centralnego, wolę nie myśleć o dopłacie za to ogrzewanie w przyszłym roku, ale to dopiero w przyszłym roku. Chodzimy ubrani w grube dresy, polary, okrywamy się kocami, bo marzną nam ręce i nosy, pomimo iż kaloryfery stale ciepłe. Tacy jacyś ciepłolubni jesteśmy:-)
    Ja chcę wiosny, ciepła! Niech ta zima już odpuści!
    Pozdrawiam serdecznie:-)
    Marytka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mamy nadzieję, Marytko, że starczy nam drewna. Poprzedniej zimy musielśmy dokupować a też wydawało sie nam, że mamy duzo.Podobno wkrótce dotrze do nas jakieś ocieplenie i zacznie się wiosna, moze wiec nie będzie tak źle!:-)
      Fajnie sie siedzi w ciepłej kuchni, blisko pieca.Mieliśmy dzisiaj gościa - osiedleńca tak jak my. Nie chciało mu sie od nas wychodzić. Bo człowiek do człowieka ciągnie - szczególnie zimą, gdy nie ma roboty w polu i trzeba czymś wypełnic czas. I dobrze jest razem zjeśc pyszną zupę, wypić kieliszek naleweczki, pogadać, pośmiać się, pożalić, pożartować. Zima wtedy niestraszna!
      Ja też chodze po domu poubierana tak grubo, że wyglądam jak niedźwiedź!I do tego kalesonki, grube skarpety, ciepłe bambosze jeszcze zakładam, żeby stópki nie marzły a i tak czasem marzną!:-))
      Wiosna już wkrótce, Marytko. Doczekamy!:-))
      Buziaki gorące zasyłam!:-))

      Usuń
  13. Oleńko, Wasza zima prawdziwa- jak za dawnych lat. U nas śniegu maleńko, ale mrozy siarczyste!
    Lubię czytać o tym Waszym zwyczajnym życiu. Spośród osób, z którymi jakoś jestem związana, Wy żyjecie najbliżej natury, pięknie, prostolinijnie. Pewnie wielu ludzi nie jest w stanie zrozumieć Waszego szczęścia, ale ja- dziecko wsi- rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, nasza zima niby jak za dawnych lat, ale nie za tych wojennych lat.Wtedy ani mróz ani śnieg nie były najgorszym, co mogło spotkać człowieka.
      Żyjemy prosto, skromnie, zwyczajnie - tak, by było nam i naszym zwierzętom dobrze. Oczywiscie wiąze sie taki tryb życia ze sporym wysiłkiem fizycznym, ale zawsze jest cos za coś. Czy w mieście mogłabym sobie swobodnie z psami po polach i lasach polatać? Czy zrobiłabym takie zdjęcia?
      Pozdrawiam Cię ciepło, Basiu!:-)

      Usuń
  14. Jak czytam Twoje opisy takiego wiejskiego zycia przypomina mi sie jak bardzo chcialam wyjechac do miasta . Zycie na wsi zwyczajnie bylo dla mnie trudne i nudne ta ciagla powtarzalnosc i potrzeba podporzadkowywania sie pogodzie strasznie mnie denerwowaly. Moj tato smial sie z mojej fascynacji zyciem w miescie i ciagle powtarzal "co sie martwisz co sie smucisz ze wsi jestes na wies wrocisz" i chyba wiedzial cos czego ja nie wiedzialam.
    Po 20 latach miejskiego zycia wrocilam na wies i mimo ze nadal pracuje w miescie to zycie wiejskie i dom na wsi to jest to czego w zyciu potrzebowalam ale szukalam w zlym miejscu. Pozdrawiam serdecznie Kasia z Irlandii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W życiu trzeba spróbować wszystkiego. Nie wiedziałabyś jak jest w mieście, czy nadajesz sie do miejskiego życia, gdybyś go nie zaznała. Człowiek przez całe życie zbiera doświadczenia, poznaje samego siebie.I dobrze jest, jesli ma możliwosć żyć tak, jak chce, nie przymuszajac siedo niczego, nie udajac przed sobą niczego.
      Na wsi jest przestrzen, czyste powietrze, zieleń, uczucie wolności, swojskość, więź z ziemią...Dużo by wymieniać. No i ludzie też jacys inni. Nie dziwie się, że po latach wróciłaś do korzeni, Kasiu!
      Pozdrawiam Cię serdecznie!:-))

      Usuń
  15. W taką zimę - to nic innego mi nie przychodzi do głowy - jak tylko w piecu napalić, usiąść z ciepłą herbatą i dobrą lekturą w pobliżu okna i trwać...a, i jeszcze chleba napiec albo ciasta pysznego!
    A swoją drogą to ciężkie kiedyś były czasy. Pozdrawiam serdecznie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Ulu! Zimowe, mroźne dni w sam raz nadaja sie do tego by sobie razem posiedzieć, pogadać albo poczytać, rozwijać sie twórczo, robić to wszystko, na co wiosną i latem często nie ma czasu.No i gotować coś, albo piec cos w piecu - w końcu skoro cały czas sie w nim pali, to trzeba z tego skorzystać!
      Ludzie w czasie wojny marzyliby o takim zyciu ,jakie mamy teraz. Mieli pecha urodzic sie za wcześnie...
      Pozdrawiam Cię serdecznie, Ulu!:-))

      Usuń
  16. Znam życie na wsi i noszenie drewna, wychlodzony rano dom. Wychowałam się blisko lasu, w domu pełnym zwierząt. Ja to wszystko znam o czym piszesz Olu. Różnica jest taka, że chciałam uciec do tkzw. świata jak najprędzej, bo wydawało mi się, że prawdziwe życie omija mnie. A teraz znowu żyję blisko natury, prawie wieś, chociaż nie polska. Byłam, zobaczyłam i wróciłam. Wczoraj kontynuowałam prace ogrodowe, hortensje mają duże liście, za szybko, jeszcze będzie mróz w nocy. Ale szczypior na moich zagonach taki, że całe pęki przynoszę i kolendra się rozsiała, piekny zielony krzaczek znalazłam, melisa i mieta tez juz spore. Piele i kopię, ziemia pachnie jak w Polsce w kwietniu. Wszędzie kwitną drzewa, jest biało i różowo, jestem szczęśliwa i mam mnóstwo energii, taki fuks, wiosna w lutym. Pod koniec maja będę miała juz ogórki.
    Zima nie jest zła, to czas na lektury, gorącą herbatę i grzanie się przy piecu z ukochana osobą. Powstają opowieści i posty na blogu. Pięknie tam u Was. I tak, na szczęście już nie ma głodu ani nikt nie załomocze w nocy do drzwi. Przesyłam trochę wiosennego zapachu i pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze, że takie jak moje życie - proste, zwyczajnie, bliskie natury, związane z ciezka pracą fizyczną - jst Ci znane i bliskie. Rozumiesz więc moje upodobanie do takiego stylu zycia. Sama żyłaś i żyjesz podobnie.A między tym miałaś i masz inne doświadczenia, w innych miejscach bywałaś, innych ludzi poznawałaś.Dobrze jest w życiu zaznać wszystkiego. Móc rozwinąc skrzydłą i polecieć. Ale dobrze jest też móc wrócic do ciepłego ,swojskiego gniazda i pogrzebac w ziemi, znajdujac w tym taka radość, której nie daja podniebne loty.
      Zima jest dobrym czasem na rozwijanie swoich zainteresowań, na pisanie chociażby. Urodziłam sie zimą i ta pora roku jest mi szczególnie bliska. Nawet gdy jest bardzo zimno i tak kocham zimę!:-))
      A wiosna juz wkróce, tak mówią w prognozach. Oj, będzie sie działo!Też mi sie szczypioru zachciało!:-))
      Pozdrawiamy Cię gorąco, Eulampio!:-))

      Usuń
  17. Ale macie piękną, prawdziwą zimę! Aż zazdroszczę(oczywiście pozytywnie). U nas śnieg nic a nic nie chce się na dłużej trzymać. Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niesamowite jest zróznicowanie pogodowe na terenie Polski. W większosci kraju śniegu było tyle, co kot napłakał a u nas jest go masa i to od dawna. Ciekawe jakie będzie lato, po takiej zimie...
      Pozdrawiam, Karolinko!:-)

      Usuń
  18. Nie pamiętam kiedy ostatnio widziałam szyby mrozem malowane. W domu rodzinnym nosiło się z szopy węgiel i drewno do pieca, maszerowało po zamarzniętej rzece. Zmian zaszło wiele, ale przyroda wokół Was nadal urokliwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładnie wyglądają szyby mrozem malowane, a musi byc duży mróz by te malunki powstały.I na razie trwa, nie śpieszy mu sie z odejściem. A my palimy w piecach ile sie da.
      Pozdrawiam, Ewo!:-)

      Usuń
  19. ... Przeczekamy zimę, przeczekamy
    Nie pozbawi nas otuchy biały zimny mróz
    I na oszronioną szybę nachuchamy
    By zobaczyć, czy nie wraca lato już ...

    Bardzo udanie do Twojego wpisu, Olu, śpiewa tę piosenkę EKT Gdynia:-)
    Byle do wiosny, pozdrawiam serdecznie zza Sanu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiscie adekwatna do mojego postu piosenka. Do lata jeszcze daleko, ale podobno wiosna blisko. No pochuchamy i zobaczymy!:-)
      Pozdrawiam, Marysiu!:-)

      Usuń
  20. Jaka prześliczna zima ( na zdjęciach ) ale wymagania ma wielkie co do zapasów drewna, żal patrzeć jak go ubywa. U mnie zupy też najlepsze na chłody i mrozy, do tego przysmażona kromka jak grzanka. Wypełnia i rozgrzewa brzuszki doskonale. Hej, tam na górze, trzymajcie się cieplutko i przytulajcie często

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóz to, Krystynko! Drewna idzie teraz masa, ale w koncu po to zostało zgromadzone by nie marznąć zimą.Grzejemy, ile wlezie. Jakby było kiepsko, zawsze można przecież do lasu po chrust pójsc!:-)
      Zupki są najlepsze! Pomroziłam sobie jesienia troche prawdziwków i gotuję teraz prawdziwkową, pachnacą zupkę jakby ze wieżych grzybków!:-)
      Uściski serdeczne i przytulenia zasyłamy Ci z naszej zmrożonej górki!:-))

      Usuń
    2. zupki są najlepsze!!! Masz rację Olu i jak cudnie rozgrzewają:):):

      Usuń
    3. Właśnie wstawiłam kolejną zupkę - tym razem na ciecierzycy!:-))

      Usuń
    4. Zaraziłyście mnie tą zupką:-) Zabieram się do ugotowania takiej zupki śmietnika, ze wszystkiego co tam mam w lodówce:-))
      Marytka

      Usuń
    5. Jadą zupki kolorowe za blogami
      I roznoszą swój aromat między nami
      Pachną grzyby, groszek żółty, ciecierzyca
      I por swoim aromatem nadzwyczaj zachwyca
      Trzeba dać selera do magicznych zupek
      Oraz kaszy pęczak czy jaglanki kubek
      Lubczyku, koperku, pieprzu i pietruszki
      By się śmiały buzie i cieszyły brzuszki!:-))

      Usuń
    6. Ale ładny wierszyk!:-) A moja zupka już gotowa. Zjadłam miseczkę i takie ciepełko rozeszło się po moim zmarzniętym ciele. Ojejciu! Dziękuję Wam za pomysł z tą zupką. Żesz głupia ja wcześniej na to nie wpadłam. Ja do takiej zupki dodaję jeszcze na końcu łyżkę chrzanu ze słoiczka, kupnego niestety, ale to daje taki ostry posmaczek razem z wrzuconym wcześniej czarnym i kajeńskim pieprzem, lisciem lubczyku, majerankiem i mielonym kminkiem. A na koniec...nie, nie zasmażka, łycha dobrej śmietany już na talerzu. Ale, to pycha jest! No ekstaza jedzeniowa normalnie:-))
      Marytka

      Usuń
    7. Zupki najlepiej rozgrzewają w takie mrozy. Nie raz sie juz o tym przekonałam. Dobrze zjeśc z samego rana taka zupkę, bo nei dość, że ciepło od tego, to zdrowo i pozywnie.
      Dodajesz łyżeczke chrzanu? Ciekawy pomysł. Będę musiała spróbować i ja!Pieprz kajeńki też bardzo lubię, bo fajnie jak człowieka popiecze, to też dodatkowo rozgrzewa. I łycha śmietany do zupki - mniam!
      Pysznych zupek każdego dnia, Marytko!:-))

      Usuń
    8. A krupniczek albo kapuśniaczek na żeberku z dużą ilością naci pietruszki, a poczciwa pomidorowa z kładzionymi kluseczkami i kleksem śmietany, a żurek z tym co się nawinie. Niech żyją zupy pożywne i zdrowe, warte są wiersza!!!

      Usuń
    9. Och, narobiłaś mi apetytu, Krystynko kochana!Krupniczek, kapuśniaczke, pomidorówka, żurek - istna poezja smaku! Aż zazdroszczę Twoim wnukom, że mogą teraz do woli najadać sie zupkami babci Krysi! Mniam, MNiam!:-))

      Usuń
  21. Uściski wysyłam z nad morza gdzie zima przychodzi na chwilę i znika:):):

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziekuje Ci Pati za morskie serdecznosci zimowe!Buziaki ze skutego mrozem Pogórza zasyłam:-))

      Usuń
  22. U mnie też mrozy, ale nieco mniejsze. Olu, wspólczuję tego palenia, wiem, co to znaczy. Ile ja się tego drewna nataskałam, aż kregosłup odmawiał mi posłuszeństwa. Tearz mam spokój,ach, cóż to za ulga! Jaki luksus, bo zimy bywaja naprawdę cięzkie.I Wiadomo, ile tego drewna idzie, zwłaszcza przy takich siarczystych mrozach.Współczuję Olu!
    Zupki najlepsze, zwłaszcza zimą, rozgrzewają i smakują wybornie!

    Teraz mam na codzień opowieści mamy z czasów wojny. Ciarki mnie przechodzą, gdy to wszystko słyszę. mama przeźyła powstanie, obóz, głód, poniewierkę... straszne, gdy myślę przez co ludzie musieli przejść. Powinniśmy być wdzięczni za wszystko, co mamy. Głód... my nawet nie wiemy, co to znaczy, to dla nas jak jakieś obce słowo. Czy my to wszystko naprawdę doceniamy?
    Sciskam Olu i życzę Wam ciepełka i oby zima już puściła!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest z tym drewnem masa roboty, oj, jest. Ale nie bardzo mamy alternatywę. Węglem nie chcemy palic, bo śmierdzi a na gazowe ogrzewanie nas nie stać. Jednak latka lecą i nie wiem jak długo potrafimy jeszcze tak przy tym drzewie tyrać...
      To straszne, co przeszła Twoja Mama, Amelio. Cały koszmar wojny ze wszystkimi jego możliwymi potwornościami. O tym nie da siezapomnieć. Czytuje ostatnio wspomnienai ludzi z okresu wojennego. Tamten czas wywarł na nich wpływ na całe zycie, w postaci jakichś traum, lęków, koszmarów sennych, nieumiejętnosci zaufania ludziom itp. Spisuj to, spisuj, co opowiada Twoja Mama. Niech to nie rozpływnie sie w niwecz, niech jej los nie będzie zapomniany.
      No właśnie, cóz my wiemy o głodzie? Tyle, ile sobie sami z własnej woli pogłodujemy, jak sobie chcemy zrobic głodówke oczyszczajacą. Ale to nasz wybór a nie przymus. Przymusowy głód to dramat i tortura. Nie do wyobrażenia wręcz.
      Żyjemy w czasach pokoju. I juz samo to sprawia, że powinniśmy uważać sie za szczęśliwców!
      Gorące uściski Ci zasyłam z mroźnej w dalszym ciagu krainy pogórzańskiej!:-))

      Usuń
  23. Piękny wpis, piękna opowieść i bardzo urokliwe zdjęcia. :) Dzięki nim spędziłam tu dłuższą chwilę i uważam ją za bardzo przyjemną. Była dobra opowieść, dobra kawa, wygodny fotel... czego chcieć więcej? ;) Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Katarzyno za życzliwe słowa. Zimowe opowieści bardzo pasują do dobrej kawy, ciasta, zupki rozgrzewajacej i kogoś bliskiego obok.Zima podobno wkrótce w odwrocie, ale póki co - zminica, że hej!
      Pozdrawiam o bardzo mroźnym poranku!:-)

      Usuń
  24. Tak jak u nas Olgo, tak jak u nas...
    serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to życie na wsi takie właśnie jest zimą.Dlatego ta zima, choć mroźna, wcale nie jest taka zła!
      Serdecznosci zasyłam, Agnieszko w Twoje sanoczańskie strony!:-)

      Usuń
  25. Zdjęcia przepiękne. Magia zimy. Tekst tak napisany, że po prostu się w niego wtapiało. Praktycznie byłam obok Was, nosiłam drewno, plecy mnie bolały, słuchałam, jak czytasz, uzmysławiając mi, że jest dobrze, że nie powinnam zrzędzić, bo jest dobrze. Oglądałam z Wami te piękne widoki z okna. No tekst z duszą, zresztą Ty zawsze tak piszesz. Przytulam. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, Agnieszko! Często narzekamy, jak nam cięzko, jak brak tego i owego a tymczasem ludzie w czasie wojny znosili o wiele cięższe warunki i nie mieli prawie nic a dali radę, przeżyli, oni wiedzą, co znaczy prawdziwe zmęczenie, cierpienie i głód.Trzeba sobie czasem takie rzeczy przypomnieć i uswiadomić, bo naprawdę mamy wiele i możemy wiele...
      Pozdrawiam Cię ciepło!:-)

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost