piątek, 29 grudnia 2017

Skrzydła…



                                                                                                                               photo from Internet

…Miałam dwadzieścia kilka lat, gdy po raz pierwszy obejrzałam film Petera Weira „Stowarzyszenie umarłych poetów”. Udało mi się od kogoś pożyczyć bardzo już zniszczoną od wielokrotnego uruchamiania taśmę video z tym uhonorowanym Oscarem w 1989 r dziełem filmowym. Oczarowana i wzruszona fabułą oraz przesłaniem filmu dobiłam kompletnie ową taśmę, gdy od nieustannego przewijania do ulubionych przeze mnie scen ostatecznie wkręciła się w mechanizm pierwszego w moim domu odtwarzacza video. Był  początek lat dziewięćdziesiątych. Tak wiele rzeczy było wówczas pierwszych. Po okresie siermiężnego socjalizmu i zapóźnienia gospodarczo-kulturalnego człowiek zachłystywał się wszystkim, co zachodnie i cieszył jak dziecko kolorowymi reklamówkami, plastikowymi opakowaniami, nieznanymi wcześniej smakami. Ubierał się w krzykliwie kolorowe, wielkie marynary, słuchał zbuntowanych kapel rockowych, pisał nieporadne, lecz pełne żaru i szczerości młodzieńcze wiersze, wierzył w siebie, w ludzkość oraz promienną przyszłość...

  Pisząc ten tekst w przededniu zakończenia 2017 roku wspominam ten miniony czas z nostalgicznym uśmiechem,  z łezką w oku i z tęsknotą za sobą z tego okresu. Sprawdzam, ile mnie dawnej jest w obecnej Oli…




   Parę dni temu znalazłszy przypadkowo na YT mój ukochany przed laty film, nabrałam ochoty aby znowu go zobaczyć, odnaleźć w sobie dawne wzruszenia, przemyślenia i skonfrontować je z obecnymi. Przypuszczam, że większość z Was zna i pamięta „Stowarzyszenie umarłych poetów” – osadzoną w realiach końcówki lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku historię dojrzewania i przemiany duchowej chłopców z elitarnej szkoły w USA.  Sztandarowymi hasłami owego miejsca były: Tradycja, Honor, Dyscyplina, Doskonałość. Niechętnie widziano tam natomiast takie wartości jak umiejętność samodzielnego myślenia, niezależność, uczuciowość, wolność i spontaniczność. Uczniowie podporządkowani byli woli dyrekcji, nauczycieli oraz rodziców, przez nich programowani na swe dorosłe życie. Aż nagle w murach tej szacownej uczelni pojawił się nowy, nietuzinkowy nauczyciel literatury angielskiej, były uczeń tejże szkoły, (grany przez Robina Williamsa) John Keating. Za jego sprawą posłusznym dotąd, pogodzonym ze swym losem uczniom wyrosły skrzydła. Nagle dowiedzieli się, że mają prawo do marzeń, do swych pasji, do pójścia za głosem serca. Otworzyły im się oczy na to, czym jest w istocie życie i zrozumieli, iż nie warto go marnować na bycie manekinem w cudzych rękach, na wypełnianie narzuconych sobie ról. „Carpe diem, carpe diem!” - to hasło pojawia się w filmie wielokrotnie. Nie marnuj czasu, chwytaj dzień, korzystaj z niego, bo młodość tak szybko odchodzi i zostaje tylko wspomnienie po zbyt krótko łopoczących albo nawet nigdy nie użytych skrzydłach. W pewnym momencie nauczyciel każe przyjrzeć się z bliska wiszącym na ścianach fotografiom klasowym sprzed dziesiątek lat. Widać na nich nieco staroświecko ubranych, uśmiechniętych chłopców, przed którymi było wówczas całe życie. Czy potrafili przeżyć je tak, jak chcieli czy strawili je w niemocy i bezsensie, drepcząc po parapecie niby muchy z oderwanymi skrzydłami i nadaremno marząc o swobodnym locie?

   Dziewiętnastowieczny, amerykański myśliciel Henry David Thoreau w powieści filozoficznej pt. „Walden, czyli życie w lesie” napisał: „Większość ludzi prowadzi życie w cichej desperacji. To, co nazywa się rezygnacją jest usankcjonowaną rozpaczą”. No tak… Prędzej czy później ludzie odrywają sobie samym lotki albo też w niemej bezsilności dają je sobie obrywać. Dostosowują się do tego co jest. Uśredniają. Wtapiają w tłum. Przestają wierzyć w spełnienie swych marzeń a nawet wyśmiewają je jako dziecinne i kompletnie nierealne. I wiodą swój los codzienny przyzwyczajeni do tego, co jest a nawet całkiem ze swego losu zadowoleni. I tylko czasem dostrzegają w kącikach swych ust kolejną zmarszczkę goryczy. I tylko czasem oglądając swe młodzieńcze  fotografie albo czytając stare, pełne naiwnego entuzjazmu wypracowania szkolne westchną ciężko a potem szybko wcisną je na samo dno szuflady. Lepiej nie pamiętać, lepiej nie burzyć tego, co jest…

   Thoreau wielokrotnie cytowany w filmie przez Keatinga zasiewa w umysłach młodych ludzi nieznaną im do tej pory autorefleksję. Przygotowuje do czekających na nich przyszłości wyzwań, do podejmowania podstawowych dla każdego wyborów, do odpowiedzi na pytania: co jest ważne,  czy opłaca się żyć bezpiecznie, ale biernie i monotonnie, czy może lepiej podejmować ryzyka, wyznaczać sobie kolejne, najbardziej nawet śmiałe cele i w dążeniu ku nim doznawać wielu ran, ale i cudownych chwil tryumfu, radości, spełnienia.


   Dlaczego człowiek tak mocno zapuścił korzenie w ziemi, że nie może z równą energią poderwać się i wznieść ku niebu? Wszak szlachetniejsze rośliny ceni się dla owocu, jaki ostatecznie rodzą pośród powietrza i światła, daleko od ziemi.” Czytam powyższą myśl autorstwa Thoreau i dochodzę do wniosku, że to lęk przed bólem, przed rozczarowaniem, przed osądem bliźnich nie pozwala człowiekowi wznieść się wyżej, że bezpieczniej mu tkwić na nizinach i w zarodku dusić w sobie wszelkie trzepoty. Na prawdziwą swobodę latania pozwalamy sobie tylko w snach i we wspomnieniach z okresu młodości.



    Mijają lata. Z trudem rozpoznajemy samych siebie w lustrze. Na wiele pytań nadal nie znajdujemy odpowiedzi a to, co było niegdyś tak jasne i proste skomplikowało się i wykrzywiło. Zdewaluowały się dawne autorytety a nowych nie widać na horyzoncie. Nie ma do kogo zawołać: „Kapitanie, mój kapitanie!”. Nie ma za kim pójść. Kim się zainspirować. Wielkie idee zdają się zużyte, papierowe a nawet ośmieszone. Bywa, że dochodzimy do ściany i walimy głową w mur. Doznany przy tym ból otrzeźwia i zniechęca do brnięcia przed siebie tą samą ścieżką. A bańki mydlane, które zdawały się nam realną rzeczywistością pękają i zostaje po nich tylko smętna, mokra plama niepotrzebnych złudzeń…

   Tak bywa a potem przechodzi jakiś czas i człowiek w końcu zapomina o przykrościach, wylizuje rany i otrząsa się jak pies, gotowy do następnego, radosnego biegu. I znowu wraca tam, gdzie przyciąga jakiś blask, jakaś tajemnica do odkrycia, jakaś ważna część „ja”. A wreszcie ośmiela się choć przez chwilę poruszyć skrzydłami, zamarzyć o czymś, pomyśleć, że choć życie jest krótkie i pełne cierpień, to jednak niekiedy bywa też piękne a to jakie one jest w dużej mierze od niego samego przecież zależy. I dochodzi do  wniosku, iż dobrze jest czasem niczym John Keating wejść na biurko żeby popatrzeć na świat z różnych punktów widzenia a potem spojrzeć w oczy bliźniego i spróbować go zrozumieć lub przynajmniej zaakceptować a nie walczyć z nim, na siłę zmieniać. Pokazać mu swój świat, ale nie zmuszać do życia w nim, do zamykania oczu na inne przestrzenie i idee. Pozwolić pójść swoją drogą. Każdy musi sam dojść do tego, co najważniejsze. Chcieć rozpostrzeć skrzydła. Przełamać nieufność i lęk. Nauczyć się po swojemu fruwać a przy tym umieć  cieszyć się swobodnym lotem innych. Na niebie starczy wszak miejsca dla każdego!



  Po prawie trzydziestu latach oglądam po raz kolejny film „Stowarzyszenie umarłych poetów” i wyznam Wam, iż wzrusza mnie on tak jak niegdyś. A przy tym zdaje mi się, że dzisiaj o wiele więcej rozumiem ze złotych myśli Johna Keatinga  a cytaty z Thoreau docierają do mnie znacznie głębiej, bo zahaczają o przebyte doświadczenia, bo dotykają dawnych, pełnych entuzjazmu i prostej wiary uczuć, których blaski wciąż odnajduję w swym sercu.
   Słuchając pełnej mocy, ale i subtelnościi muzyki z filmu spoglądam w migające na niebiesko oko monitora i szepczę do Was: Fruńmy, póki się tylko da! Carpe diem, carpe diem, kochani!:-)
  

44 komentarze:

  1. Moze trudno w to uwierzyc, ale nigdy nie ogladalam tego filmu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wierze, bo ja tez nigdy nie widzialam;)

      Usuń
    2. Jak będziecie miały chwilę czasu i ochotę na spotkanie z młodym Robinem Williamsem oraz ze sporym ładunkiem wzruszeń, to zachęcam do obejrzenia tego filmu!:-) Myslę, że każdy z nas ma takie filmy z młodości, które ponownie obejrzane budzą w nim duzo uczuć, zmuszają do spojrzenia w siebie...

      Usuń
  2. Nie znam tego filmu, ale jak wynika z Twojej relacji jest pewnie świetny. A temat jak najbardziej aktualny.
    Tak, mieć skrzydła u ramion... frunąć, marzyć, spełniać marzenia, wznosić się ponad konwenanse, zasady, utarte ścieżki, isć swoją drogą, żyć, pełnią życia... bo tylko to się właściwie liczy i tylko wtedy można być naprawdę szczęśliwym!
    Carpe diem Olgo życzę Tobie w Nowym Roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A choćby nam skrzydła znowu opadły, choćby ktoś nam je złosliwie podcinał, choćbyśmy my sami na skutek niewiary w siebie nie zdołali ich unieść - nie traćmy wiary, że kiedys znowu nam one załopoczą. I to nie raz jeszcze!:-)
      Carpe diem, Amelio kochana!:-))*

      Usuń
  3. Mam kilka filmów ze swojej młodości do których chętnie wracam. Jednak po latach odbieram je już troszeczkę inaczej i jest to chyba kwestia dojrzałości. Nie oznacza to, że osiadłam i np. nic mi się nie chce.
    Chce mi się i to bardzo! Dalej marzę, snuję plany i rozkładam skrzydła do lotu.

    Kochani! Życzę Wam szczęśliwego Nowego Roku i pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Człowiek sie zmienia i zmienia sie też jego patrzenie na świat, inny staje sie odbiór tego, co go kiedys zachwycało i wzruszało. Tym bardziej cieszę sie, gdy okazuje się, że pewne rzeczy są niezmienne. Że jądro - sedno jest wciaz to samo. Wiara w dobro i ochota na zycie! Niech nas to nigdy nie opuszcza, Renatko kochana!
      Szczęsliwego Nowego Roku i wielu, wielu następnych!:-))

      Usuń
  4. Oglądałam ten film, namówiona przez moją młodzież, którą bardzo poruszył, ale to było dawno i niewiele z niego pamiętam:-)
    Przypomniała mi się natomiast w kontekście tego co napisałaś, przeczytana kiedyś opowieść, chyba Anthonego de Mello o orle, wychowanym przez kury, którym człowiek podłożył orle jajo. Orzeł myślał, że jest kogutem, a kiedy się zestarzał ujrzał na niebie szybującego wysoko wspaniałego ptaka. Zapytał stojacą obok kurę co to jest. Kura odpowiedziała, że to jest orzeł, król ptaków i żeby więcej o tym szybującym ptaku nie myślał, bo oni po prostu są inni niż ten ptak. Tak więc orzeł więcej o tym nie myślał i umarł wierząc, że jest kogutem.
    Wychowanie często podcina nam skrzydła, życie często zmusza do bezpiecznych wyborów. Podcięte skrzydła nie odrastają...
    Pozdrawiam serdecznie:-)
    Marytka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, o tym też jest ten film Marytko, że nawet orłowi da sie wmówić, iż jest tylko kurą i że ma byc szczęsliwy pędząc kurzy żywot.
      Kocham ten film, i cieszę się, że kocham. To moja młodosc, to moje pierwsze bunty, marzenia, niepokoje, poszukiwania...Uważam, że każda młoda osoba powinna go obejrzeć. Zawsze jest szansa, że coś sie w jej wnętrzu poruszy, że będzie chciała cos zmienić, pójsc za swym wewnętrznym głosem, znaleźć siebie...
      To smutna i tragiczna właściwie sytuacja gdy człowiek czuje, że chciałby wiecej, że mógłby więcej, a jednak coś go tamuje, a jednak rezygnuje i dostosowuje się, wybiera święty spokój i nie robi nic by te skrzydłą mu odrosły. Bo przecież jedno jest życie...Nie będzie więcej szansy na lot. A niechby i zostać Ikarem. I cóz z tego, że ten pierwszy w historii lotnik spadł, skoro przeszedł do historii, skoro jest inspiracją dla wielu pokoleń śmiałków?
      Pozdrawiam Cię także serdecznie, Marytko!:-)

      Usuń
  5. Widzialam ten film, ale teraz z przyjemnoscia sobie go znowu poogladam, ciekawa jestem wrazen...bardzo ciekawe sa Twoje wynurzenia na temat zycia, psychiki ludzkiej, wplywow innych na nasze widzenie swiata i sposob na nasze zycie. Warto jest na tym wszystkim sie zastanowic, przemyslec, ocenic. Ale carpe diem jak najbardziej...wiec carpe diem w 2018 roku, scislam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż sama sie zdziwiłam, że ten film po latach znowu wywarł na mnie tak duże wrażenie. Myśle, że to dlatego, iż pewne wartosci nigdy sie nie starzeją.Że póki są one dla nas ważnymi wartosciami, póty odnaleźć mozemy siebie dawnych, póty chce nam si ezadawać pytania i nie osiadać na laurach. Szukać, szukać, szukać...I lecieć w tym szukaniu do marzeń, do siebie samych!
      Carpe diem zatem, Grażynko w Nowym Roku!:-))

      Usuń
  6. Film widziałam już jako dorosła z bagażem przeżyć, podobał mi się bardzo. Zaszczepienie uczniom umiejetności samodzielnego myślenia i odwagi to bardzo wiele. Zastanawiało mnie jedno, na jak długo im starczyło? Bo nauczyciel musiał odejść jako jednostka niepożądana w tamtej społeczności.
    Carpe diem zawsze mi się podoba i Tobie też życzę, chociaż przecież Twoje skrzydła jeszcze nie podcięte, może tylko troszkę zmęczone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę sie, że znasz ten film, Ewo!:-)
      Na jak długo tym uczniom starczyło samodzielności myślenia i odwagi? Mysle, że na tyle, na ile nam samym jej starczyło. W pewnych sytuacjach zadziwiamy siebie samych, w innych przykro rozczarowujemy, ale ważne, iż nic co ludzie nie jest nam obce.Nawet ból, nawet wstyd, nawet niemoc..I należy sobie wybaczać gorsze dni i należy sie cieszyc z chwil mocy.A przy tym pamiętać, co jest wazne.I wciąz próbować od nowa wykrzesać w sobie iskrę, co obie robimy przecież!
      Carpe diem, Ewo!:-)

      Usuń
  7. Fim widziałam dawno temu, potem oglądały moje dzieci. Bardzo nam sie podobał. Lubimy też Thoreau.
    Carpe diem to moje motto. Lećmy Olu do gwiazd i spowrotem, i znów wysoko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, jak fajnie, że znasz ten film Ty i Twoje dzieci, że odczuwacie i myslicie podobnie!:-)
      A myslę, iż Thoreau tchnął w wielu, podobnym nam osiedleńcom swoje idee. Zacytuję go tu z radością:
      "Zamieszkałem w lesie, albowiem chciałem żyć świadomie, stawiać czoło wyłącznie najbardziej ważnym kwestiom, przekonać się, czy potrafię przyswoić sobie to, czego może mnie nauczyć życie, abym w godzinę śmierci nie odkrył, że nie żyłem. Nie chciałem prowadzić życia, które nim nie jest, wszak życie to taki skarb; nie chciałem też rezygnować z niczego, chyba że było to absolutnie konieczne."
      Carpe diem, Owieczko kochana! Lećmy i nie bójmy się tego. Gwiazdy czekają!:-))!*

      Usuń
  8. To jeden z tych filmów, które zostawiaja slad na dlugo :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to naprawdę niezapomniany, mądry, głęboki, a przy tym wzruszający film - jakże inny niż wiekzość współczesnej kinematografii!

      Usuń
  9. Wzruszyłam się...tak dużo czasu już minęło odkąd oglądałam ten film...czas na wieczór filmowy, tym razem z młodszym pokoleniem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę warto po latach zobaczyć coś, co kiedyś nas wzruszało.Odnaleźc w tym siebie i zobaczyć, jak odbierają to młodzi.A najpiekniej jest sie razem wzruszać, dyskutować o najwazniejszych scenach, wracać do nich. Ja tak miałam kiedys z moją córką i wspominam ten czas z wielkim sentymentem!:-)

      Usuń
  10. Widziałam dawno, dawno. Chętnie obejrzę jeszcze raz z dziećmi. A za oknem nowy dzień, do złapania, muszę lecieć : ))) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie, że go widziałaś, Łucjo!Nie wiem, czy Twoje dzieciaczki jeszcze nie za młode na ten film...Aby go zrozumieć i dobrze odebrać trzeba być co najmniej nastolatkiem - i to najlepiej zbuntowanym!:-)Ale dzisiaj dzieci dojrzewaja wcześniej, wiec wszystko jest możliwe!:-)
      Lećmy, fruńmy - do dnia ,do nocy, do wszystkich swoich ważnych ludzi i chwil! Carpe diem, kochana Łucjo!:-)))

      Usuń
  11. Chyba nie znam tego filmu, będę musiała nadrobić, bo wierzę, że znajdę tam wiele wartości, skoro ty tak piszesz, to tak jest. Och...już mi się opis podoba. Tak, nie warto marnować życia na bycie manekinem. Czytam i jak to zawsze czytając Twoje posty...wzruszam się. Kochana, dla mnie ten rok nie jest łatwy, zrozumiałam za to wiele. Zrozumiałam, że się chowam, że chcę już wyjść i żyć pełnij, nie chce egzystować, chce poczuć życie. Cytaty, jakie przedstawiłaś, mnie poruszają. Ty zawsze piszesz, o tym, czego mi potrzeba. Tak, lęk jest moim największym wrogiem, ale już tak nie mogę, chce żyć jak najpiękniej. Męczy mnie rutyna, nawet miasto. Obiecałam sobie, że postaram się z całych sił. Chcę żyć, nie egzystować. Nie czekałam na nowy rok, już powoli zaczęłam działać. Twój blog to kopalnia wiedzy, jedno z moich najlepszych odkryć tego roku!!! Kochana!!! Calutkim sercem życzę Ci, by 2018 rok był przepełniony magią, był unikalny, zachwycający, obfitujący w wiele pięknych chwil. Zdrowia, poczucia spełnienia, siły wewnętrznej i tej wewnętrznej radości. Spełnienia marzeń. Jesteś przecudna i cieszę się, że Cię odnalazłam. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę warto zobaczyć ten film, Agnieszko!To jest chyba moja trzecia recenzja filmowa na tym blogu, więc rozumiesz, że byle czego tu nie polecam!:-))
      Z tego co czytam u Ciebie widzę, że jesteś świadomą, mądrą osobą, że chcesz odnaleźć własną drogę i zrobisz wszytko by nią pójśc. Życze Ci tego kochana z całego serca! Cieszę sie, że odnalazłaś mnie w tym blogowym świecie i cieszę sie też, że mogę odwiedzać Twój świat!Jesteś niezwykłą, szczerą i pełną światła dziewczyną!Wszystko w Twoich rękach:-))
      Carpe diem, Agnieszko! :-))*

      Usuń
  12. Piękny wpis... wzruszyłam się. Oj dużo by wspominać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten film, czasy, gdy był on rozpowszechniany na kasetach video albo potem puszczany w kinach - jak dawno to temu i niedawno zarazem. I u mnie Gabrysiu wywołuje on lawinę wspomnień. Ale to w przeważającej mierze dobre wspomnieniqa...Młodośc, entuzjazm, radość, szukanie swojej drogi...Ech!:-))*

      Usuń
  13. czas filmów nastał... śnieg pruszy dwa dni przed nami. Marato się zapowiada...
    Oczywiście zostawiam zyczenia najszczersze, zdrowia, radości i powodzenia w nowym 2018 roku. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Alis. Filmy zimową porą to dobra rzecz. I ksiązki i muzyka i grzane wino z cynamonem i zabawy na śniegu i spotkania z przyjaciółmi... Grunt, żeby zdrowie było jako takie i humor dopisywał, czego zyczę Ci serdecznie w Nowym Roku!:-)

      Usuń
  14. Zwykle jest tak, ze jak ktos pisze tyiul filmu po polsku to nie zalapuje od razu o jaki chodzi, tym razem natychmiast wiedzialam, jeden z moich ulubionych filmow, juz kilka razy wracalam i ogladalam, pamietam kiedy pierwszy raz widzialam, bylo to juz tutaj, zupelnie na poczatku, ze slabym moim angielskim, ale juz wtedy mnie wzruszyl i poruszyl.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, jak sie cieszę,Teresko, że znasz ten film i lubisz - to stwarza jakis ciepłego porozumienia, wspólnoty.
      U Ciebie za chwilę już wybije Nowy Rok! Wzystkiego dobrego Ci życzą a najwięcej dobrych ludzi na Twej drodze i pieknych filmów do obejrzenia i do wspominania po latach!:-))

      Usuń
    2. No widzisz tak sie wzruszylam tym filmem, ze zupelnie zapomnialam ze za chwile Nowy Rok bedzie, bo ja mialam 10 godzin wczesniej.
      Olenka, wszystkiego najlepszego dla Ciebie i Twoich bliskich.

      Usuń
    3. Tak, Nowy Rok nie dośc, że u Ciebie był 10 godzin wcześniej, to jeszcze w zupełnej niż u nas aurze pogodowej!:-)
      Teresko ściskamy Cię oboje serdecznie już w Nowym Roku!:-))

      Usuń
  15. Szybkiej regeneracji skrzydeł i wzlotu na wyżyny ducha!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Iwonko. Bardzo na czasie Twoje zyczenia. Wam też zdrowia, spokoju, szczęścia...Ściskam Was mocno!:-))

      Usuń
  16. H.D.Thoreau to wizjoner i fantasta, stara dusza i wolny ptak. Mądrze pisze ale .... nie każdy ma taką wrażliwość, potrzebę, możliwości. A życie w cichuteńkiej desperacji, może być spokojne i dobre, gdy się niewiele oczekuje i bywa zadowolonym a czasem nawet szczęśliwym.
    Na stowarzyszeniu beczę za każdym razem, gdy je oglądam. Ale na Mamma mia też.
    Mimo różnic cieszę się, że Was mam. I niech tak będzie w Nowym Roku i do końca świata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Stowarzyszenie umarłych poetów" od nowa rozbudza we mnie młodość,przypomina o dawnych ideałach, o tym, że nadal są ważne, przywraca chwile, gdy jeszcze wszystko było przede mną. I mam nadzieję, że ten film trafia też do współczesnej młodziezy, do ich wrażliwości.
      Tak, z tym życiem w cichuteńkiej desperacji i z zadowoleniem, że jest jak jest masz wiele racji, Krystynko. Umieć sie cieszyć tym, co jest to wielka, być może najwieksza sztuka. Choć i pofruwać w marzeniach jest czasem miło albo i wyrwać gdzieś raz na jakis czas, ale dobrze jest też wrócić do znanej, oswojonej rzeczywistości, do świętego spokoju i dobrej ciszy...
      Też sie cieszymy, Krystynko, że nasze światy sie spotkały i w tak sympatyczny sposób nadal to czynią.
      W Nowym Roku Ściskamy Cię z serdecznym usmiechem!:-))

      Usuń
  17. To klasyka, zawsze będzie na czasie...
    Dobrze, jeżeli w środowisku znajdzie się ktoś, kto podrywa do lotu- kilku odważnych zawsze pofrunie.
    Stagnacja i marazm to nie jest pełnia życia.
    Leć Oleńko wysoko, każdego dnia rozpoczętego dziś roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to ten i poprzedni tekst są o tym samym - o wadze spontaniczności w życiu, o umiejętnosci wyrażania siebie, o niepoddawaniu sie ogólnie przyjętym wzorcom i sztywnym ramom.
      A mnie czasem chce sie lecieć a czasem nie...Jak każdemu chyba!Tak czy siak, w chwilach gdy nie mam siły na loty a wena pierzcha sobie gdzieś hen zawsze pozostają miłe wspomnienia!:-))

      Usuń
  18. "Nie potrzebuję skrzydeł by latać,....potrzebuję ludzi dzięki którym nie upadnę"
    Do tego stwierdzenia musiałam dorosnąć.Wychowywałam sie pod dobrymi,mądrymi skrzydłami.
    To w domu rodzinnym....rodzice,dziadkowie dodawali mi po piorku do moich skrzydeł.
    Napełniali pozytywną energią,motywowali,dzięki nim umiałam patrzeć na wszystko z lotu ptaka.
    Zycie...ludzie...no właśnie...ludzie,wydarzenia,rzeczy...podcinanie skrzydeł.Tęsknię za dawną sobą):
    Moje skrzydła już wiekowe....ale w piórach wciąż tkwią wartości mi dane,choć tak trudno....Idę swoim tempem.Ludzie,którzy mnie nie znają...ich ocena nie jest nic warta...tego się trzymam.A najważniejsza jest świadomość obecności osób,które w razie kryzysu są mi ostoją,nie pozwolą upaść
    Są takie zdania,myśli,słowa,które wyjątkowo głęboko zapadają w pamięć."Stowarzyszenie umarłych poetów"......dla mnie przysięga poetów,ta niesamowita pochwała życia"wyssać wszystkie soki życia...
    żyć pełnią życia....gromić to co życiem nie jest...." Chciałabym moc powiedzieć...zrobiłam to!
    Mój ukochany tato{bardzo mi go brak)mowił"wszystko zależy od Ciebie,nic się samo nie wydarzy"
    Mimo tej świadomości,gubimy gdzieś po drodze ideały....tak ważni są ludzie obok nas.
    Dziękuję Oleńko,że jesteś....Basia:):)
    Niech to będzie dobry rok...rok szeroko rozpostartych skrzydeł i wysokich lotów,marzeniami przeganianymi mgieł na szlaku i tylko białych żagli,dobrych wiatrów.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, Basiu! Cieszę się, że tu jesteś, że znowu się odezwałaś i napisałaś tak wzruszająco, tak szczerze o sobie.
      Bardzo wiele z Twoich przemysleń znajduje odbicie w mojej duszy - o piórkach, których dodawali najbliżsi do moich skrzydeł, o ich roli i ogromnej wadze ich bliskosci w zyciu. Móc na kimś polegać i wiedzieć, że chocby nie wiem co, to oni zawsze podeprą człowieka, bo są na dobre i na złe...Dali nam poczucie spokoju i pewnosci, nauczyli co jest w życiu ważne. Niestety, im jesteśmy starsze, tym tych ludzi-opok mniej jest przy nas. Czas ich zabiera,nie bacząc na nasz ból i gniew. Zostawia nam jednak jakąs wewnętrzną siłę, przekonanie, że wiemy, co jest naprawdę ważne i w razie czego my także będziemy potrafili być najbliższym podporą, byc tymi, do których sie biegnie w potrzebie, po pomoc, po słowo albo po milczące, lecz pełne zrozumienia i serdecznosci przytulenie.
      "Wyssać wszystkie soki z życia" - tak, też to zdanie dźwięczy mocno we mnie. A z wiekiem nawet robi to coraz mocniej. Bo coraz mniej czasu przed nami. Bo wiemy, co jest ważne i za tym powinniśmy isc, ni rozmieniajac sie po drodze na drobne...
      Człowiek nie jest jednak pomnikiem, nie jest ideałem ani jasnowidzem i choćby nie wiem jak próbował, to nie ustrzeże sie od błędów, od ślepych uliczek, fałszywych przyjaciół i pustych ideałów. Jednak po kolejnym oparzeniu, w koncu leczy rany i wynosi dla siebie nową naukę, znowu docenia to, co jest stałością, sednem, najprawdziwszą opoką...
      Czasem w człowieku coś sie łamie, czasem gubi światełko i wątpi, czy jeszcze je odnajdzie.Czasem ludzie długo płaczą w cichosci, pokaleczeni, zniechęceni do wszystkiego. Ale ten trudny czas też w końcu przemija. I niczym członkowie Stowarzyszenia umarłych poetów znowu nabieramy wiatru w żagle, znowu usmiechamy sie do zycia i wierzymy, że wiele jeszcze przed nami.
      Ściskam Cię serdecznie Basieńko, wszystkiego dobrego w Nowym Rolu życząc. I tych skrzydeł radosnych i swobodnych, które oby Tobie i mnie jak najczęściej łopotały!:-)***

      Usuń
  19. Właśnie skończyłam oglądać, pod koniec prawie się popłakawszy. Widziałam go po raz drugi, dokładnie nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy. Bardzo lubię wracać do takich ważnych dla mnie filmów, czy też książek. Konfrontować swoje dawne wrażenia z tymi najświeższymi. Przyznam, że bywa z tym różnie, bo czasem coś się wypala i traci swoją moc. Trochę się obawiałam, czy i teraz tak nie będzie. Jednak nie tym razem - w moim osobistym odbiorze ten film nadal trzyma klasę. Dobrze jest mieć takie perełki do których można w każdej sposobnej chwili wrócić. Dla mnie to wielkie bogactwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dla mnie ogromnym przezycime jest obejrzenie tak dobrego filmu i miła jest świadomosć, że istnieja takie jak on perły, że można do nich wracać kiedy sie chce i uczestniczyć w tej cudownej uczcie dla ducha.
      Cieszę sie Errato, że podzielasz mój entuzjazm i podziw dla tego dzieła filmowego.Obejrzenie go tak jakos człowieka oczyszcza, odmładza, pomaga wejsć na właściwe tory, dodaje sił ducha. To dobrze, że "Stowarzyszenie umarłych poetów" wcale sie nie zestarzało, nie straciło swej mocy ani nie wyblakło po latach, bo przecież z wieloma filmam, ksiązkami czy piosenkami tak właśnie jest.I gdy człowiek zauważa tę dewaluację, to jakoś mu sie robi smutno, jakby coś ważnego stracił...
      Ściskam Cię serdecznie Errato i dziekuję za Twoje słowa!:-)***

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost