środa, 20 grudnia 2017

Pogórzańska opowieść świąteczna...



 

   Siedzieliśmy tego wieczora z Cezarym dość długo w poczekalni u lekarza specjalisty w leżącym około 20 km od nas pogórzańskim miasteczku. Cieszyliśmy się, że udało nam się szczęśliwie doń dojechać, że lody i śniegi na naszej górce nie okazały się tak straszne, jak się nam zdawało. Dotarliśmy do miasta już po zmroku. Przywitały nas tam świąteczne dekoracje, szopka stojąca w centrum rynku, delikatny śnieżek osiadający pieszczotliwie na końcach rzęs. Poczułam się jak olśnione baśniową rzeczywistością dziecko. Z wiekiem coraz rzadziej zdarza mi się tak czuć, a więc zaskoczona i ucieszona kontemplowałam w ciszy ten miły dla mnie stan. Dawno już w żadnej miejskiej rzeczywistości po zmierzchu z mężem nie byliśmy. Dawno nie widziałam takich lampek, ozdobionych łańcuchami latarni ulicznych i klonów, wyłaniających się spośród kolorowych ozdób kamieniczek i błyszczących wewnątrz mieszkań świeżo ustrojonych choinek. Patrzyłam olśniona i wzruszona na tę odmienioną czarodziejsko rzeczywistość.Pragnęłam aby czas stanął, abym mogła tam trwać i trwać bez końca. Ale że zimno było a dujawica grudniowa wzięła we władanie ryneczek z ulgą schroniliśmy się z Cezarym w położonej nieopodal naszej przychodni specjalistycznej. Zdjęliśmy z siebie kurtki i czapki i rozglądając się z ciekawością po wnętrzu (bo i tam pełno było ślicznych ozdób świątecznych) usiedliśmy pod ścianą gabinetu lekarskiego w pogodnym oczekiwaniu na naszą kolej. 

   Wraz z nami czekało wielu innych pacjentów, którzy jak widać było z ich znękanych fizjonomii byli tu już od dłuższego czasu a uwięzieni w korytarzu przychodni na kilka godzin jakoś dawać musieli sobie radę z nudą, zmęczeniem, zniecierpliwieniem oraz sennością. Jedni ziewali. Drudzy rozwiązywali krzyżówki. Trzeci coś tam wstukiwali w telefony komórkowe. Inni próbowali nawiązywać między sobą jako taką rozmowę. A wszyscy zdawali się przymuleni, zawieszeni w bezczasie, szarzy i dziwnie bezosobowi. Z głośników płynęły kolędy, których zdawał się nikt nie słuchać. Zgromadzeni nie reagowali też zbyt entuzjastycznie na jak zwykle żartującego Cezarego. Mój mąż dwoił się i troił, ale prócz kilku bladych uśmieszków i półsłówek ze strony zgromadzonych nie osiągnął żadnej, wyraźniejszej reakcji. Popatrzyliśmy na siebie porozumiewawczo, z bezradnym westchnieniem. Odechciało się nam na razie prób rozruszania tej gromadki. Wlokące się nieznośnie minuty płynęły nadal w chorobliwej drętwocie…Lekarka co kilkanaście minut zapraszała w czeluści gabinetu kolejnego pacjenta. Reszta ożywiała się na moment a potem znowu popadała w mglisty stan niemocy. Gdzieś tam na zewnątrz zmęczeni ludzie gnani wewnętrznym przymusem oraz wymogami tradycji biegali po sklepach w poszukiwaniu prezentów gwiazdkowych oraz masy wiktuałów koniecznych do świętowania. A tutaj, w poczekalni półsenne trwanie…

   Zauważyłam w pewnym momencie, iż pani siedząca obok z dziwnym zainteresowaniem przygląda się moim dłoniom, jednocześnie swoje chowając w przydługich rękawach swetra. Spłoszyłam się i poczułam, że oblewa mnie rumieniec. Co z moimi rękami jest nie tak? Uśmiechnęłam się do sąsiadki z nieśmiałym oczekiwaniem a ona poradziła mi życzliwie bym kostkę, która od dzieciństwa wystawała mi na prawej dłoni masowała cierpliwie aż zniknie. Bo jej znikła. Odetchnęłam i odrzekłam wesoło, że właściwie owa kostka wcale mi w niczym nie przeszkadza. Co więcej jestem z niej zadowolona, bo to mój znak szczególny i w razie czego będę mogła po niej być rozpoznana w prosektorium albo w czasie ekshumacji. A poza tym, ale tego już kobiecinie nie powiedziałam, Cezary ma identyczną kostkę, sterczącą śmiało na tej samej, co moja ręce! To nasz tajemny, magiczny znak. Niezwykły dowód naszego wzajemnego przeznaczenia!       
    Hmmm…Zaskoczona mą pogodną odpowiedzią kobieta wprawdzie odwzajemniła uśmiech, ale zrobiła to z lekkim zmieszaniem i zdumieniem. Pewnie nie gustowała w czarnym humorze. A może pożałowała, że jej własna kostka zniknęła na zawsze, bo może wcale nie była taka zła…? Tak czy siak czułam, iż ośmielona powstałą konwersacją szukała między nami jakiejś wspólnoty. Ot tak, z tego poczucia skazania na siebie oraz z konieczności wypełnienia czymś czasu. Zaczęła opowiadać o swoich bolących stawach, o problemach z chodzeniem, o nawale roboty, do której od dzieciństwa jest przyzwyczajona i żyć bez niej nie potrafi a tymczasem człowiek coraz starszy, coraz mniej innym przydatny. Na dowód zaraz wstała i zaczęła nieco teatralnie kuśtykać tuż przede mną. Żebym się użaliła. Żebym swoimi bolączkami się też podzieliła. Żebym choć głową pokiwała. No cóż…Każdy z nas nosi w sobie wszak chęć skupienia na sobie czyjejś uwagi, cudzego zrozumienia czy odrobiny współczucia. Każdy wprzęgnięty w swój codzienny kołowrotek ma nieraz wrażenie, iż przeźroczysty jest dla bliskich, że codzienna rutyna wysysa z bliźnich prawdziwe zaangażowanie, ciepło i serdeczność. Nieraz zostaje tylko taka obca poczekalnia, gdzie przez chwilę można poczuć się kimś ważniejszym niż pyłek, niż ten świst mroźnego wiatru za oknem…

   A tymczasem kolędy nadal niezauważone przez nikogo płynęły poprzez korytarz poczekalni. I proste słowa o malutkim dzieciątku, co to nie miało kołdereczki a matula swoją chustką je okryła…I jeszcze o tym maluśkim, maluśkim, kiejby rękawicka… Pacjenci pogrążeni między sobą w szeptanych zwierzeniach o dolegliwościach, zmartwieniach i frustracjach głusi jednak byli na dźwięki delikatnych pastorałek. Ich naznaczone trudami życia oraz boleściami twarze zupełnie zamknięte były na pozytywne wibracje z zewnątrz. Pewnie święta kojarzyły im się już li tylko ze zmęczeniem, przymusem, przykrą koniecznością działania wbrew malejącym z roku na rok siłom ducha i ciała, wbrew mizernym możliwościom finansowym. Chyba znużeni już byli wszechobecnymi reklamami gwiazdkowymi, natrętnymi promocjami i sztucznie optymistycznymi, nadmiernie migotliwymi ozdobami świątecznymi. Pewnie na dobre wyrośli już z naiwnej, dziecięcej radości. Wypaleni, zgaszeni, zniechęceni…Czując to mocno westchnęłam bezradnie sama osuwając się pomału w obezwładniającą beznadzieję, w jakąś głęboką studnię bez dna.

   Ocknęłam się z letargu, gdy po godzinie niemego oczekiwania w końcu mój mąż został zawołany przed oblicze szacownej pani doktor. Westchnąwszy głęboko rozejrzałam się wtedy raz jeszcze po twarzach zebranych. Poczułam się jak na obcej planecie albo w rzeczywistości rodem z powieści Kafki. Wokół mnie było smutno, szaro i żadne żywsze emocje nie poruszały siedzących obok, skazanych na swe towarzystwo bliźnich.  Wielobarwne lampeczki na choinkach migotały niezauważone. Kolędy grały niesłyszane. Wtedy coś we mnie pękło a może wręcz przeciwnie, posklejało się nagle do kupy. I nie wiem skąd mi się to wzięło – taka chęć, taka odwaga, takie wariactwo nieledwie. Zaczęłam nucić kolędę. Najpierw cicho, potem coraz głośniej. Zerkałam przy tym serdecznie w twarze zgromadzonych chcąc znaleźć w nich jakiś oddźwięk, obudzić a może nawet jakimś cudem zachęcić do wspólnego śpiewu. Niektórzy ze zgromadzonych spojrzeli na mnie z zawstydzonym uśmiechem, ale zaraz potem odwrócili się jakby mieli do czynienia z jakąś niespełna rozumu istotą. Inni wzruszyli ramionami i pokiwali głowami z dezaprobatą. No bo jak to tak wypada śpiewać w poczekalni lekarskiej? Idiotyzm i dziecinada! Tylko pani obok spojrzała na mnie z mieszaniną podziwu i zażenowania. I jeszcze jeden pan spod ściany błysnął okiem pełnym aprobaty oraz pozytywnego zdumienia. A ja nie przejmując się niczym po prostu odśpiewałam odważnie kolędę do końca, dziwiąc się samej sobie skąd we mnie taka śmiałość i potrzeba. Chwilę potem z gabinetu lekarskiego wyłonił się mój mąż. Pozostało nam już tylko ubrać się i życząc zgromadzonym wesołych świąt wyjść na zewnątrz. Żegnały nas zaciekawione spojrzenia zebranych, słowa zwyczajowo w takich okazjach wypowiadanych życzeń świątecznych, skonsternowane szepty i dziwne, spłoszone uśmieszki…

                                                                            * * *

   Kochani, przed nami kolejne Święta Bożego Narodzenia! Życzymy Wam i sobie samym żeby potrafiły one raz jeszcze obudzić w naszych sercach coś z dziecka i żeby raz jeszcze chciało nam się chcieć, bo od tego chcenia najwięcej przecież zależy. I żeby choć na moment ogarnęło nas podczas śpiewania kolęd autentyczne wzruszenie. Bo czymże byłoby życie bez pozytywnych wzruszeń, bez dziecięcych zachwytów, bez radosnych chwil, które po latach miło jest wspominać? Spróbujmy raz jeszcze rozdmuchać w sobie tę zaczarowaną iskrę! 
                      Jaworowie życzą Wam Wesołych Świąt pod tym samym niebem!:-))



63 komentarze:

  1. Nie wiem, czy to znak czasow, ale mam wrazenie, ze ludzie coraz bardziej wstydza sie okazywac uczucia, byc serdecznym dla innych, nie tylko rodziny, znajomych, ale calkiem obcych na ulicy czy w poczekalni do znachora. Kiedy jestem u mamy i z usmiechem pozdrawiam napotkanych sasiadow, wprawdzie odpowiedaja, ale patrza na mnie podejrzliwie, czy wszystkie klepki mam na swoim miejscu. Tak jak patrzyli na Ciebie w poczekalni lekarskiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam podobne wrażenie, że dzisiaj albo nie wypada okazywać uczuc albo strach je okazać. Uczucia a szczególnie wrażliwosć są jak ta moja kostka.Wielu sądzi, iż trzeba ją rozmasować, żeby zniknęła...

      Usuń
    2. Może dlatego, że ludzie mylą dziecięcość z dziecinnością. Dziecięcość jest przejawem wewnętrznej czystości, działa odświeżająco na otoczenie. Ta iskra żywego ducha jak już się w człowieku rozpali, to chce promieniować i zarażać innych radością istnienia. Niestety, otoczenie zbyt często chce ją w zarodku gasić.
      My obie z Hanią dmuchamy w Twoją iskrę dziecięcej radości, aby nigdy nie zgasła, a wręcz rozpaliła się i buchnęła płomieniem w górę...

      Usuń
    3. Też mi sie zdaje, że ludzie mylą te dwa pojęcia a poza tym tacy są poblokowani wewnętrznie, tacy wtłoczeni w sztywne ramy przyzwyczajeń, uwięzieni w swoich ranach i smutkach, znieczuleni na iskry radosci, zawiedzeni życiem, zgorzkniali... Cięzko przebic sie do kogoś, kto trwa w takim stanie i często nie pragnie nawet wyjścia z niego. Tak sie zastanowiłam teraz, czy rok temu, gdy trwałam w głebokiej żałobie po śmierci mojej Mamy, czy chciałoby mi sie wówczas tak spontanicznie zaspiewać. Mysle, że tak...Nawet przez łzy...
      Moja iskra płonie we mnie, nawet wtedy gdy mnie samej zdaje się, iż zniknęła, nawet gdy nie wierzę w jej moc.I w Was płonie dziewczyny. Może to dzięki tym iskrom tak się rozumiemy...

      Usuń
  2. Spojrzałam na pierwsze zdjęcie i aż mnie zassało z zachwytu. Jakie ono piękne!:-)
    Uśmiechałam się całą paszczęką kiedy czytałam to, co napisałaś. Olu, jesteś pozytywnie zwariowana zupełnie jak ja:-)) A to dopiero niespodziewajka:-)) Często łamię stereotypy w taki sposób jak Ty. Nie zawsze się udaje, ale jak się uda to dopiero jest frajda. Gdybym siedziała w tej poczekalni, zaśpiewałybyśmy na dwa głosy, ale byłoby fajnie:-)
    Dziękuję za piękne życzenia z pogórzańskim, błękitnym niebem!:)
    Wszystkiego co Najlepsze dla Was i Waszych bliskich z okazji nadchodzących Świąt! To już druga wigilia dla Was w tym roku. Niech będzie pełna pozytywnych doznań, radosna!:-)
    Marytka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A propos pierwszego zdjęcia to tak czasem wygląda u nas księzyc, a może jakaś gwiazdka, która lubi świecić między lasem a starą renetą...Tak czy siak uznałam, że zdjęcie to będzie pasować do świątecznej tematyki posta.
      To dobrze Marytko, że usmiechałaś sie czytając, że wyłuskałaś spod wielu zdań opisu sytuacji meritum wszystkiego. Tak, jestem a raczej bywam zwariowana pozytywnie, staram sie działać intuicyjnie i niestereotypowo, bo jedno jest zycie, bo żal go strawic w przygaszeniu, w udawaniu, w dostosowywaniu sie do cudzych wymagań czy sztywnych form. Och, zaśpiewałybyśmy razem!:-) Ale bym sie ucieszyła! Ale bym w szampańskim humorze wówczas do domu wracała! Ale wiesz, cieszę się, że czujesz podobnie, że w tej sytuacji postąpiłabys podobnie.Dobrze wiedzieć, że ktos odczuwa i postępuje tak jak ja i nie wstydzi sie tego. Podajmy sobie ręce, Marytko!:-))
      Dziękuję za Twoje piekne życzenia i mam nadzieję, iz jeszcze nie raz uda nam sie na blogu pokonwersować i odnajdywać podobieństwa między nami.Ściskamy Cię serdecznie i wszystkiego dobrego życzymy!:-)♥

      Usuń
    2. I jak, mam zostawić bez podziękowania tak miłą sercu i duszy odpowiedź:-) Wiem, że czasami im mniej, tym więcej, więc, tylko Dziękuję!:-)
      Marytka
      P.S. Cieszę się, że myślisz i czujesz podobnie, bo jeżeli my dwie myślimy podobnie, to znak, że jest nas więcej:-)

      Usuń
    3. No to jest nas trzy takie zakrecone:)) bo ja tez bym z Wami chetnie zaspiewala, mimo, ze strasznie falszuje:)) Ale wcale mi to nie przeszkadza w spiewaniu. Wspanialego tylko uszy i czesto nawet zeby bola jak ja spiewam, bo on taki muzyczny talent i ucho ma wrazliwe.
      Ale co tam taka sobie mnie wybral, taka ma :P
      Rozumiem bol, rozumiem choroby, rozumiem trud zycia, rozumiem brak sil... Ale to wszystko wcale nie jest latwiejsze jak sie ma ponura mine i zaglebia w swoim cierpieniu.
      Wrecz przeciwnie, jak wiesz Olu troche mialam okazje poznac bol, choroby ale nigdy nie pozwolilam aby one spowodowaly, ze usmiech zniknie z mojej twarzy.
      Rozmawiam z kim sie da i kiedy oraz gdzie sie da. Niektorzy twierdza ze na bezludnej wyspie pewnie gadalabym sama do siebie albo do drzew i traw.
      Nie obrazam sie o to bo taka jest prawda:))
      Najgorsza kolejka, najwiekszy bol jest latwiej zniesc jesli mimo wszystko mozna sie usmiechnac.
      Pamietam jak lezalam w pierwszym szpitalu i przyszedl na wizyte doktor z bardzo powazna mina. Zapytalam co mu dolega? Byl bardzo zdziwiony skad takie pytanie wiec wyjasnilam, ze z nas dwojga to ponoc ja jestem chora i powinnam byc powazna.
      Wtedy sie dopiero rozesmial i od tej pory juz zawsze wchodzil na sale z usmiechem.
      No bo jak to? ja jestem chora a doktor przychodzi z taka mina jak by go wlasnie bolaly zeby, to jak ja sie mam czuc:)))
      Kochane moje Olenko, Marytko i oczywiscie Cezary zycze Wam wszystkiego najpiekniejszego na te swieta i nieustajacej radosci oraz usmiechu, bo to wlasnie chec do zycia.
      Ale Wy akurat o tym doskonale wiecie:***
      Buziaki i usciski:***

      Usuń
    4. Dziękuję Star:-), no cała Ty:-)) A tak po cichutku myślę, że jest nas tu trochę więcej tych pozytywnie zakręconych:-)
      Marytka

      Usuń
    5. ja też, ja też zaśpiewam, i zrobił się chórek:)

      Usuń
    6. Dziękuję, dziewczyny! Marytko, Star i Klarko! Pośpiewałybyśmy, że hej! I nieważne jak by nam to wyszło, ale ważne, że razem, że spontanicznie i odważnie.

      Marytko! Pewnie, że czasem mniej znaczy wiecej, ale ja cieszę sie każdym Twoim życzliwym słowem i w ogóle tą ciepłą bliskoscią!:-)*

      Star, ja z wiekiem staję się coraz odważniejsza, ale Ty jesteś dla mnie niedoscignionym wzorcem w wyrażaniu tego, co sie myśli, w braku lęku przez cudzą oceną i krytyką. Mysle jednak, że proces osmielania sie u mnie będzie postepował, bo co mam właściwie do stracenia? Życie jest tylko jedno i na nic sie zdaje chowanie głowy w piasek albo uciszanie samej siebie na siłę. Ta iskierka w środku nie chce być przygaszana i już!:-))
      Star, dziekuję w imieniu swoim i męża za piękne zyczenia!:-))***

      Klarko, a tak swoją drogą to fajnie byłoby utworzyc taki blogowy chórek a moze blogową kolędę?!:-)
      Ściskam Cię mocno!:-)*

      Usuń
  3. Olu u Ciebie to zawsze muszą być tak normalne a jednocześnie tak poruszające serca wpisy:):):):)
    Kochana jeszce raz życzę Wam WSZELKIEGO DOBRA na te świeta i po nich także:)
    Sciskam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Pati, opisuję tu zazwyczaj to co mi sie przydarza, to co porusza moje serce, dzielę sie swymi uczuciami, chcąc znaleźć odzew w Waszych sercach. Dziękuję, że w Twoim znalazłam!:-)
      Pozdrawiam Cię gorąco, dziekuję za serdeczne życzenia i ściskam mocno wszystkiego najlepszego zycząc!:-))*

      Usuń
  4. A moim szwagrem, z demencją i Alzheimerem, śpiewamy kolędy i pastorałki już od grudnia. Mnóstwo zapomina, jak się siusia, jak się je zupkę, jak się ubiera, jak się otwiera czy zamyka szafki i szuflady ale kolędy pamięta.
    Więc śpiewajmy wesoło i wokoło bo to czas pełen magii i czułości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pellegrino, musze bo sie udusze:)
      To takie piekne z Twojej strony, ze uczestniczysz razem ze szwagrem w tych fragmentach zyciowych, ktore on jeszcze pamieta.
      Naprawde bardzo mnie wzruszyl Twoj komentarz.
      Pozdrawiam serdecznie przesylajac Wam zyczenia swiateczne.

      Usuń
    2. To jest ciekawe w chorobie Alzheimera, że jest ona taka wybiórcza i pewne rzeczy każe na dobre zapomnieć a inne pozwala pamiętać. Dziwny i skomplikowany jest mózg ludzki. Mama mojej przyjaciółki ma podobnie, więc na bieżąco mam relacje z tych codziennych obserwacji zachowań, z momentami zaskakujących i mocno wzruszajacych spotkań.
      To dobrze, Krystynko, że śpiewasz ze swoim szwagrem. Jakas część jego człowieczeństwa, jego wrażliwosci przejawia sie w tym śpiewaniu, jest cennym objawem jego wrażliwosci i ludzkich potrzeb. A tym to cenniejsze, że wiadomo, iz pewnego dnia zgaśnie jak świeczka na choince...
      Ale w każdym w nas kiedyś zgaśnie, dlatego śpiewajmy, dzielmy sie wzruszeniami i ciepłem, póki jestesmy, póki nam się cokolwiek chce, póki ta świateczna magia znajduje jakikolwiek odzew w naszych sercach.
      Krystynko, ściskamy Cie oboje z Cezarym mocno i ciepłe myśli przesyłamy rozśpiewanemu szwagrowi!:-))***

      Usuń
  5. Prawdziwa opowieść, tak właśnie bywa, bez odzewu. Zyczę Wam by nie tylko na święta spotykały Was całkiem inne serdeczne reakcje, a na drodze życia pojawiali ludzie tak samo wrażliwi i życzliwi ja Wy. Pieknych Świąt życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez całe zycie spotykaja człowieka takie sytuacje, co to są niczym kubeł zimnej wody i na jakis czas potrafią go zniechecić do spontanicznego działania. Ale jeśli jest w nas silna potrzeba by działać w zgodzie ze sobą, to prędzej czy później znowu wyłazi szydło z worka! I znowu mówimy, piszemy, robimy to, czego pragnie nasze serce - bez przesadnego oglądania się na to, co wypada a co nie.
      A swieta powinny byc takim czasem spontanicznych usmiechów, zachwytów, reakcji na bliskosc innych ludzi.
      Dziekujemy za Twe zyczenia Ewo i Tobie również Pięknych, serdecznych Świąt zyczymy!:-))

      Usuń
  6. Spontaniczność i serdeczność przegrywa z narzekaniem i biadoleniem. Dzisiaj w warzywniaku pan sprzedający, życzył jednej z odchodzących już pań wesołych świąt, a ona na to " a jakie tam wesołe - nie ma się z czego cieszyć". Bardzo mnie to zasmuciło - czy naprawdę nie ma z czego? Jak tam mam - pomimo... Nie żądam, nie oczekuję - po prostu dziękuję...
    Cudnych Świąt Wam życzę w tej iście bajkowej scenerii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, przegrywa...Ja to po części rozumiem, bo ludzie są tacy zmęczeni rzeczywistoscią, tacy zgorzkniali i zawiedzeni, tacy rozczarowani. Boją się zranienia, boją osmiszenia, wolą nosic przed sobą tarczę milczenia albo dołączać do chóru malkontentów i smutasów. Byleby nie wyjśc przed szereg, byleby nie dostac znowu za coś w łeb...Wiadomo, ze każdy z nas ma swoje stresy, zmartwienia i bóle, A przecież zawsze można znaleźć cokolwiek, czym można sie ucieszyć.To ucieszenie jest w zyciu potrzebne jak tlen.Docenienie tego, że sie jest...
      Dziękuję Gabrysiu za Twoje słowa, za ciepłe życzenia!:-)*

      Usuń
  7. Jesteś Olu niesamowita :))) Sama może nie zaczęłabym śpiewać, ale dołączyć do kogoś - czemu nie :)
    Poczekalnie są zazwyczaj przepełnione jakimś specyficznym smutkiem i beznadzieją. Niestety, trzeba o tym pamiętać i jakoś się chronić przed oblepieniem nas przez te emocje. Ty zrobiłaś to w niesamowity i niekonwencjonalny sposób :))
    Tak, miasta rozświetlone są, na rynkach stoją piękne choinki, fajnie czasem wybrać sie wieczorem do miasta i poczuć się jak dziecko.
    A dzisiaj widziałam świętego Mikołaja, czy bardziej Gwiazdora na niebie :)) Latał sobie motolotnią , zaprzężoną w renifery, kiczowate toto, ale widok ten mnie rozbawił :)
    Udanych Świąt Jaworowi ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem troche zwariowana, ale to chyba takie nieszkodliwe wariactwo!:-)) Dołączyłabyś Lidusiu do śpiewu? Oj, jaka szkoda, że Cię w tej poczekalni nie było!:-))
      Poczekalnia jest specyficznym miejscem, ale przecież ludzie w niej przebywajacy nadal są ludźmi i mogliby spróbowac wykrzesać z siebie jakaś iskrę, dodać nieco zycia temu nudnemu miejscu.Mnie sie w tej poczekalni przypomniał taki film polski o balu sylwestrowym na dworcu w Koluszkach. Przymusowo uwięzieni na dworcu przez zimę stulecia ludzie potrafili sie tam jakos ożywić, zachować sie spontanicznie i sprawic, że to miejsce nabrało nowego wymiaru. Ale widocznie poczekalnie lekarskie rządzą sie innymi prawami a ludzie w nich zbyt są chorzy i przygnębieni, zbyt do konwencji smętnego oczekiwania przyzwyczajeni by zrobić cokolwiek, co by ich z tej konwencji wyrwało...
      Przedswiąteczne miasta są piękne! A doceniam to tym bardziej, im zadziej w nich bywam. Odwykłam od takiej baśniowej scenerii i cieszę sie, że po latach na nowo mnie ona zachwyca.
      Widziałaś świetego Mikołaja z reniferami?! Och, ależ to musiał byc wspaniały widok. Pal sześć, że kiczowaty - wszak dla dzieci nie istnieje cos takiego jak kicz, a w czas świąt mozemy byc jak dzieci!:-))
      Dziękujemy za Twoje zyczenia, Lidusiu i Tobie zasyłamy życzenia pięknych świąt!:-)♥♥♥

      Usuń
    2. Dziękuję za życzenia, Olu :)
      Sama sobie odpowiedziałas na to pytanie - konwencja poczekalni nie sprzyja szaleństwom ;) Każdy chce tam się użalić, pożalić, pokazać jak strasznie jest chory, a nie weselić się jakimiś kolędami. Niestety.

      Usuń
    3. Czasem jest wygodnie ulec jakiejś konwencji, podporządkować sie, nie próbować niczego zmieniać. A czasem człowieka dziwnie coś kusi by zamacic wodę w stojącym stawie, by zrobic coś po nowemu...A że nie zawsze znajduje się oczekiwany oddżwięk? Cóz, takie jest życie,zawsze istnieje ryzyko, że napotka sie na niezrozumienie albo na mur nie do przejscia... Ale nie znaczy to, że trzeba przestać próbować coś robić po swojemu, nie dawać sie wcisnąc w określone ramy! Ot, fajnie jest np. morsować, co dla niektórych pewnie jest zupełnym dziwactwem a dla jeszcze innych cudownym odnalezieniem smaku zycia!:-)***

      Usuń
  8. Kolęda jest dobra na wszystko, zwłaszcza taka radosna. Ale nie wiem, czy odważyłabym się ją śpiewać w poczekalni. Tam to zwykle zabieram książkę...
    Miłego świętowania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolęda moze być dobra na wszystko, tym bardziej, że to czas kolęd, jakiegos bratania się, zbliżania, odszukiwania ciepła międzyludzkiego. Pewnie w inny czas też bym w poczekalni czytała ksiazkę albo rozwiazywała krzyzówkę, ale w ten wyjątkowy, przedświateczny czas odważyłam sie na wiecej i nie żałuję!:-)
      Dziękujemy za zyczenia! I Tobie Wietrzyku, miłego świetowania życzymy oraz kolędowania - a jakze!:-))

      Usuń
  9. Poczekalnie lekarskie pelne ludzi i czekanie, czekanie, pamietam, ale najbardziej zapamietalam z Polski czekanie u dentysty, przjmowal w domu, bylo to w bloku, moze i mial duze to mieszkanie, ale poczekalnia byl korytarz, siedzielismy mocno scisnieci, oj Ola tam bys nie pospiewala.
    Czekanie to taki zmarnowany czas, fajnie jest cos zrobic spotanicznie, wiec gratuluje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, chybabym rzeczywiście w poczekalni u dentysty nie pośpiewała! Z uwagi na obolałe zęby i stres przed spotkaniem z wiertłem! Chociaż moja dentystka jest tak miłą i bezpośrednia osobą, że zanim siadę u niej na fotelu, to tak sie nam fajnie gada i żartuje, że prawie zapominam o czekającej mnie "operacji" na fotelu dentystycznym!:-))
      A czekając gdziekolwiek zawsze można pokusic sie o zrobienie czegoś nietypowego - chociażby dla poczynienia obserwacji socjologiczno-psychologicznych!:-)))

      Usuń
  10. Witaj Olu, piękna i poruszająca opowieść świąteczna.
    Życzmy sobie wszyscy takiej szczerości prawdziwej, radości dziecięcej, spontaniczności w wyrażaniu naszych uczuć.
    Radosnych i pogodnych świąt oraz cieplej rodzinnej atmosfery.
    Uściski posyłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Amelio! Zyczmy sobie spontanicznej szczerości, ale wrażliwosci, uwazności, zyczmy czułości i troskliwości, zyczmy dobra wokół,ciepła i umiejętnosci jego odbierania.
      Dziękuję za pamięc i Twoje zyczenia!
      oboje pozdrawiamy Cię serdecznie!:-)

      Usuń
  11. Pozostaje nam dokładać starań, żeby zwyciężyła autentyczność - nie pozwoliwszy się przytłoczyć komercji tudzież skostniałej "tradycji". Może mi się wreszcie w tym roku uda. Życzę Jaworom Wszelakiego Dobra*.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też myslę, iż autentycznosc jest ważna, a moze coraz ważniejsza w tym świecie pełnym plastiku, pustosłowia, zachowań na pokaz i strachu przed byciem soba. Może uda sie raz jeszcze ozywić tradycję. Poczuć o co w niej chodzi i przezyc to w sobie tak, jak wówczas gdy byliśmy dziećmi.
      Dziękujemy za Twoje zyczenia Errato i także wszystkiego dobrego życzymy!:-)*

      Usuń
  12. Serdeczności Wam Olu przesyłam na te Świąteczne Dni :)
    Podziwiam za odwagę,ja z tych co to zawsze mają w torbie książkę, ale mój mąż to gaduła zawsze i wszędzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też przeważnie coś sobie w poczekalni czytam, ale tego dnia niczego do czytania przy sobie nie miałam a poza tym ten nastrój świateczny, te cudne kolędy tak mnie dziwnie ośmieliły...
      Nasi mężowie mogliby podać sobie ręce oraz pogawędzic se sobą do syta, jak to gaduła z gadułą!
      Dziękujemy za Twe ciepłe życzenia i pozdrawiamy serdecznie!:-)*

      Usuń
  13. Piszę, bo zrobiło mi się przykro, bo inaczej nie potrafię. Wybacz mi Olu ten wpis, będzie długi i złamie zasady kpmentowania na blogu.
    Od ponad 20 lat moje życie nieustannie przeplata się z wizytami w poczekalniach lekarskich, na SORach, oddziałach szpitalnych. Związane to jest z chorobami, wypadkami, odchodzeniem bliskich. Sama już do końca życia muszę pozostać pod opieką lekarską. Musiałam jakoś oswoić te przybytki zdrowia, bo inaczej bym zwariowała. Od dawna już nie przynoszę tam książek. Wchodzę z uśmiechem i przyglądam się ludziom. Zawsze znajdą się tacy, którzy mają w sobie radość życia mimo choroby, z tymi rozmawiam. Od zwykłej okraszonej uśmiechem rozmowy często przechodzimy do żartów, dykteryjek na temat służby zdrowia. Zdarzyło się, że lekarz z zaciekawieniem wychylił głowę z gabinetu słysząc nasze smiechy i właczył się do żartów.
    Opiekujący się mną lekarz i asystujące mu pielęgniarki witają mnie uśmiechem. Często żartujemy na temat mojej choroby i czekającej mnie kolejnej operacji.
    Można odgrodzić się od innych i swojego strachu książką. Wolę jednak wnieść ze sobą porcję radości i uśmiechu, nawet jeżeli dostanę za to po łapach, co zresztą nieraz się zdarzyło. Zdarzyło się też, że nagle uruchomili się inni pacjenci stając po mojej stronie, a raz zareagował lekarz na oddziale szpitalnym.
    Umiem już rozpoznać ludzi, którzy przychodzą tam żeby gloryfikować swoją chorobę, przerzucić na innych swoje żale, nie reaguję, nie podejmuję dyskusji.
    Boimy się łamania stereotypów, bo nie chcemy dostać po łapach, bo nie chcemy wydawać się śmieszni, albo po prostu nie wiemy jak to zrobić, albo zwyczjanie nie chcemy. Ale jeżeli tak, to nie wymierzajmy innym policzka za to, że to robią, doceńmy, uśmiechnijmy się do siebie. Życie tak szybko mija i nie wiemy czy właśnie my nie będziemy nagle potrzebować pomocy, wsparcia od takich ludzi, łamiących stereotypy, bo często trzeba je złamać żeby udzielić innym pomocy czy wesprzeć.
    Przepraszam mimo wszystko jesli kogoś uraziłam tym wpisem.
    Marytka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oleńko, najmocniej przepraszam za ten komentarz. To Twój blog i może nie powinnam tego napisać. Ty wiesz lepiej. Jeżeli tak, to go usuń, czasem tak trzeba, nie pogniewam się, zrozumiem.
      Marytka

      Usuń
    2. Marytko, po pierwsze to naprawdę nie widzę powodu by usuwać Twój komentarz a po drugie dziękuję Ci za te szczere, mocno do mnie przemawiające do mnie słowa. Zaraz Ci napiszę dlaczego. Pamietasz może mój tekst blogowy o słowach, które niechcący mogą ranić? Staram sie tak pisać by nikogo nie urazić, ale wiem, iz to niemożliwe. Każdy z nas jest inny i odbiera teksty poprzez własne doświadczenia. W jednych z nas dane słowa cos poruszaja a w innych nie. Pisząc powyższy tekst starałam sie opisać pewną sytuację a także swój stan ducha oraz zachowania napotkanych osób. Nikogo nie chciałam tu ganić, ośmieszać, potępiać ani wywyższać sie. Każdy ma prawo być jaki jest i zachowywać sie tak, jak chce sie w danej chwili zachowywać. Śmiać się albo smucić, milczeć albo mówić. Moje spontanicznie śpiewne zachowanie wynikało z wcześniejszego zachwytu dekoracjami świątecznymi na rynku, stroikami w poczekalni i pięknymi kolędami w wykonaniu braci Golców (których bardzo lubię). Poczułam sie jak dziecko a dziecko bywa czasem nadmiernie szczere, bywa spontaniczne i łamiące wszelkie konwenanse. Chciałam podzielic sie z ludźmi swoim nastrojem, sprawic by i oni poczuli odrobinę radosci świątecznej. I zrobiło mi sie troche głupio, gdy tak sie nie stało, bo naiwnie myslałam, że w życiu możliwa jest odrobina baśni...I pewnie jest, ale nie dla każdego w tym samym momencie. Życie to nie Disney z jego cukierkowatoscią, a raczej Andersen wraz w jego prawdziwością przezyc ludzkich, cierpieniem w tle i drogą poprzez te cierpienia wiodącą ku wiedzy, ku prawdzie i dobru. I o tym powinnam pamiętać.Tego sie do końca życia uczyć.
      Ściskam Cię serdecznie wrażliwa, szczera dziewczyno!♥

      Usuń
    3. W baśniach Andersena jest więcej prawdy o życiu i uczuciach niż we wszystkich naukowych traktatach. Szkoda, że dorośli już rzadko je czytają, mogliby zaoszczędzić sobie i innym wielu cierpień. Ciekawe, ilu ludzi zna np. baśń "Dziewczynka, która podeptała chleb"? Dla niektórych ta baśń jest okrutna, dla mnie obrazuje prawo przyczyny i skutku...

      Usuń
    4. I ja uważam, że w andersenowskich baśniach jest wiele prawdy o zyciu i o naturze ludzkiej. Przeczytanie tych baśni jest wstępem dla dziecka do wiedzy o przyszłym zyciu, daje mu wyobrażenie jak jest, odkrywa mu jak ważne jest dobro i odpowiedzialność, oraz jak wiele trzeba przejsć by to zrozumieć...Znam tę baśń o "Dziewczynce, która podeptała chleb".Miałam kiedyś wypozyczone z biblioteki bardzo stare i grube wydanie basni Andersena. Nie wiem, czy w dzisiejszych wydaniach je zamieszczają, z uwagi na dość drastyczne opisy kary, jaką owa dziewczyna za zdeptanie chleba poniosła...

      Usuń
    5. Tę baśń można przeczytać w internecie. Ale do tego trzeba dorosnąć, bo nie każdy rozumie, że pod symbolem podeptanego chleba kryją się odrzucone wartości, które matka starała się zaszczepić u dziecka. Nie wiem, czy chodziło o Słowo - chleb Życia, ale z pewnością baśń ta potępia egoizm, próżność, nieczułość i okrucieństwo wobec innych stworzeń, którymi się ta dziewczyna w życiu kierowała.

      Usuń
    6. Za Twoją radą Iwonko poszukałam sobie w Internecie tej baśni i przeczytałam...Och, naprawdę dobrze przeczytac sobie coś z czasów dzieciństwa i zrozumieć to na nowo, dostrzec coś, czego siekiedys chyba nie dostrzegało. To piękna i surowa przypowieść, z dobrym końcem, ale takim mniej wiecej jak w Małej Syrence.Nie ma odwiecznego żyła długo i szczęsliwie...Jest namysł nad człowiekiem, nad tym, co powinno byc w życiu ważne i o wybaczaniu, bez którego nic nie ma sensu...A w ogóle, to chce mi się poczytać wiecej Andersena. W wolnej chwili poszukam sobie czegosw netowych czeluściahc, bo neistety moje, a właściwie mojej córki, ksiazki z bajkami zostały, w domu rodzinnym...

      Usuń
    7. Baśni Andersena można słuchać na YT, są w formie audiobuków. Zawsze to oszczędność wzroku i czasu, bo w tym samym czasie można upiec np.sernik...

      Usuń
    8. Takie stare i grube wydanie tych basni bylo moja najukochansza lektura, odkad nauczylam sie czytac, ku ogromnemu zdziwieniu, i czesto desaprobacie, dalszej rodziny. To jedna z tych ksiazek, której strate odczulam najbardziej.

      Usuń
    9. Iwonko, czasem rzeczywiscie słucham sobie przy robocie audiobuków, ale najczęściej ulubionej muzyki...
      Wczoraj np. w ten sposób upiekłam pyszny makowiec!:-)

      Usuń
    10. Moniko, rozumiem smutek tej straty, bo i ja tęsknie za pewnymi ksiazkami, które zagineły gdzieś w lawinie dziania, w toku przeprowadzek, pozyczek bezzwrotnych itp....Pocieszam sie tylko, że gdzieś tam te ksiązki ukochane są i ktos może sie teraz nimi cieszy...

      Usuń
    11. Wychowałam się na bajkach Andersena:-) Ale nie o tym chcę napisać. Trudno czasem wyrazić to, co się chce słowem pisanym. Już o tym pisałaś, pamiętam, ale chcę dokonczyć i zamknąć to co zaczęłam i juz do tego nie wracać.
      Oleńko, jesteś wrażliwym, pełnym taktu człowiekiem, szanującym innych ludzi. Nie zrobiłaś nic niestosownego! Przecież nie zaśpiewałaś jakiejś pijackiej czy pogrzebowej piosenki, tylko kolędę. Kolędę, która niesie ludziom nadzieję i radość! Dlatego napisałam komentarz w którym chciałam pokazać, że czasem dobrze jest złamać stereotypy, przeskoczyć konwenanse. Wiem, że czujesz się z tym niekomfortowo, tylko po co Oleńko, po co? Choćbyś na uszach stanęła wszystkim nie dogodzisz, nie dasz rady. Akceptuję Ciebie taką, jaka jesteś i już:-)
      Marytka

      Usuń
    12. No tak, nie da sie dogodzic wszystkim. Nie ma przecież żadnej czarodziejskiej różdżki, żeby w jednej chwili odmienic rzeczywistosć czy nastrój. Niepotrzebnie oczekuję zbyt wiele od ludzi. Muszę ich przyjmować, rozumieć i akceptować takimi jakimi są. Tak, jak Ty to robisz w stosunku do mnie, za co serdecznie dziękuję Ci, Marytko!:-)

      Usuń
  14. Olu, następnym razem pójdę z Wami i jak zaśpiewam, to gwarantuję, że wejdziecie bez kolejki. Wszyscy przepuszczą lub uciekną. Ja przyjaźnię się raczej z takimi co śpiewają w poczekalni, z takimi którzy robią wszystko inaczej, więc zdziwiłabym się, gdybyście zachowywali się szaro i stereotypowo, trusiając ( siedząc jak trusie ) w kolejce bez ekscesów. Hi, hi, nie zawiedliście mnie : )))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następnym razem pewnie już by mi się nie chciało zaspiewać w poczekalni...To był taki jednorazowy wyskok w przystepie świątecznego entuzjazmu i brawurowej wręcz odwagi.Okazało sie to, niestety, niewypałem a człowiek chcąc nie chcąc wyciąga wnioski z takich doświadczeń... No chyba, że Ty Łucjo rzeczywiscie byłabyś obok i czynnie wspierałabyś mnie w tych śpiewach! Wtedy pewnie by i śmiałość i ochota wróciła!:-))

      Usuń
  15. Olenko, smutne to i straszne zarazem, ze nawet kolenda przez Ciebie spiewana tych ludzi nie ruszyla :(.

    Radosnych i zdrowych Swiat zycze z calego serca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo wszystko rozumiem tych ludzi, nie każdemu przecież musi sie chcieć śpiewać akurat wtedy, gdy mi sie zachciało. Ale tym niemniej fajnie byłoby gdyby zaśpiewali, gdyby choć jedna osoba sie odważyła. nie udało sie, trudno. Ale nie biadam nad tym strasznie, ot po prostu wyciągam wnioski na przyszłość...
      Dziękuję za życzenia Moniko i przesyłam od nas obojga życzenia wszystkiego dobrego!:-)

      Usuń
  16. Spokojnych i Wesołych Świąt Wam i Waszym bliskim
    także szczególnie tym czterołapym i puchatym.
    Przede wszystkim zdrowia, pomyślności i spełnienia marzeń! 🎄 🎁💝

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję Ci Kocurku za pamieć i piękne życzenia!
      Wszystkiego dobrego dla Ciebie, Twoich bliskich i Twych zwierzaków kochanych!:-)♥

      Usuń
  17. Kochani! Zdrowych i pogodnych Świąt Wam życzymy!
    Ataner i p.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drodzy Ataner i p.! Serdecznie Wam dziekujemy za życzenia i również udanych Świąt życzymy!:-)

      Usuń
  18. No bo czasami najbardziej prozaiczne rzeczy prowadzą nas do bram szczęścia. Szkoda, że tak często o tym zapominamy... O ile świat byłby piękniejszy, gdybyśmy o tym pamiętali.
    Kochani, z okazji świąt Bożego Narodzenia chciałabym Wam życzyć właśnie takiego zwyczajnego radowania się z małych, niepozornych rzeczy. Zdrowia - by było, szczęście - by się mnożyło. Wesołych świąt!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okazuje się, iż w dziesiejszych czasach właśnie o takie proste rzeczy jak usmiech, wspólne radowanie się i życzliwosc międzyludzka najtrudniej. Ale tym niemniej zdarza sie i z tego trzeba sie cieszyc, to zauważać i to wzmacniac!
      Dziękujemy Ci Karolinko za piękne zyczenia i również życzymy Ci cudownych, pogodnych w duszy Świąt!:-))

      Usuń
  19. Drodzy Jaworowi,

    radości tej dziecięcej, zdrowia i sił na zamiary. Dobrego Nowego Roku!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziekujemy Ci Owieczko za pamięć i życzenia! Ściskamy Cie mocno i wszystkiego dobrego życzymy!:-))

      Usuń
  20. Wszystkiego najlepszego na świąteczny czas, a w Nowym Roku samych szczęśliwych dni:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękujemy Ci Arteńko! Wszystkiego dobrego i dla Ciebie!:-)

      Usuń
  21. Piękna opowieść. Pozostaniesz na długo w pamięci tamtych ludzi. Lata wychowywania " na sztywno" powodują, że nie potrafimy być spontaniczni. Ty potrafisz i to jest cudowne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Basiu za ciepłę słowa!:-)
      Czy pozostanę w ich pamięci? Może i pozostanę, ale jako raczej jako kaczka-dziwaczka!:-) Ale cóz, może lepiej być pamiętana w ten sposób, niz nie pamiętaną wcale?!:-) Zdaje mi się, iz większosć nie odbiera jednak pozytywnie takich spontanicznych zachowań.
      We mnie z wiekiem też już coraz mniej takich spontanicznosci, ale mimo wszystko jednak czasem sie zdarzają, z czego w sumie sie cieszę, bo mam wrażenie, iz są objawem nie dającej sie wtłoczyc w żadne sztywne młodej duszy!:-)

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lektura lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost