sobota, 14 października 2017

C’est la vie…



   C'est la vie, c'est la mort...Takie jest życie, taka jest śmierć. One ze sobą zawsze w parze. Przeciwstawne a tak bliskie sobie, niczym dwie strony medalu. Jedno bez drugiego nie istnieje. Jedno drugiemu nadaje sens, ale i sprowadza myśli o bezsensie. Jasność i ciemność, nadzieja i rozpacz , złudzenia, rozczarowania - nieustanna przeplatanka...
   Życie - to wiosna świeżej zieleni, ale i jesień przekwitania wszelkich barw, to wędrówka pełna wzruszeń, zachwytów, olśnień, rozczarowań, trudów, porażek, zwycięstw, ruchu, muzyki, miłości, nienawiści, żalu, bólu, czekania, uciekania przed czymś, gonienia za czasem i marnowaniem go....Można by wymieniać w nieskończoność. Ile ludzi, tyle odpowiedzi. Trzymamy się tego wszystkiego kurczowo, boimy się stracić, bo tylko to mamy, tylko to znamy i jakoś pojmujemy. A Śmierć? To wielka niewiadoma i trudny do zniesienia ból rozstania, to najgłębsze milczenie, groza, lęk, tajemnica, busola, kres wszystkiego a może początek czegoś pięknego, czegoś przerastającego nasze wyobrażenia i sny...? Chcemy w to wierzyć, chcemy ukoić jakąś rajską wizją zbolałe dusze, ale to tylko rozpaczliwa i chwiejna wiara, tylko dziecinne nieledwie pragnienie, które pojawia się i znika, nie zostawiając jednak trwałego spokoju i pocieszenia...

   Wiem, że dużo na tym blogu poważnych tematów, bolesnych rozważań, ale tego potrzebuję, to wydaje mi się najistotniejsze i warte poruszania. Zmagam się z pytaniami bez odpowiedzi, pytaniami, które prędzej czy później dopadają każdego, bo życie dostarcza stale nowych materiałów do przemyśleń, ni stąd ni zowąd, uparcie wrzucając ostre kamienie na dopiero co  uprzątnięte ścieżki naszej codzienności...

   Blogi, czy tego chcemy, czy nie chcemy są częścią życia. Piszą je osoby z krwi i kości i takie je też czytają, choć mglisty, internetowy bezkres zdaje się nas owijać jakąś dającą złudzenie bezpieczeństwa watą cukrową.... Dotyczy nas wszystko. Przed niczym nie da się uciec, schować głowy w piasek, odgrodzić się poezją albo prozą, lukrem, pozłotką, żartem, kpiną, obrazą czy obojętnym wzruszeniem ramion. Piszemy tu o wszystkim albo o niczym. Chowamy się za metaforami, odsłaniamy się międzysłowiem. Pewne tematy są dla nas tabu a inne eksploatujemy bez końca. I nagle zaskoczenie - bo okazuje się, że choć tak jesteśmy wirtualni, to jak najbardziej cieleśni. I okazuje się, iż niektórzy z nas znikają na zawsze. A my następni w kolejce. Skazańcy bez prawa łaski, bez szans na znieczulenie...Cóż z tego, że tyle było słów, myśli, uczuć, marzeń, opowieści. Ogromu mrówczego dziania, co to zdawało się, iż nigdy nie podda się unicestwieniu. A jednak....Ta bolesna pustka po kimś, kto odszedł jest jak kubeł zimnej wody, jak olbrzymia łyżka dziegciu, jak krok nad przepaścią. Znowu dopada człowieka gonitwa myśli i dręczących pytań. Po co to blogowanie? Po co całe to pisanie, skoro wszystko jest takie ulotne, niepewne i zdane na łaskę i niełaskę ślepego Losu? Myślimy może, że skoro piszemy, to śmierć nas jakimś cudem ominie? Że ją oszukamy, przebłagamy, zagadamy...? Oszukujemy się, iż skoro tyle jeszcze mamy do zrobienia w życiu, tyle do napisania na blogu, to jeszcze nie pora na ostateczny kres. Ach,  na ten kres jest zawsze pora! O tym dowiadujemy się coraz częściej  a dzieje się tak im jesteśmy starsi, im silniejsze więzy łączą nas z kimś bliskim a Los okrutnie te więzy nagle przecina.  I znowu gorzka myśl - cóż to takiego ważnego, to nasze pisanie? Nic, tyle, co gnany wiatrem listek a może i tyle nie...

   Po fali gorzkich rozważań przychodzi fala otrzeźwienia, pojawia się kolejna warstwa zrozumienia. I już wiesz. Znowu wiesz. Takie jest życie. Trzeba je przeżyć do końca, po swojemu. Robić swoje, póki da się cokolwiek robić. Wykorzystać dany sobie czas. Mieć pasje, bo one decydują o smaku życia. Iść za marzeniami. Kochać i być kochanym. Być uczciwym. Szanować i cenić tych, którzy są. Wspominać dobrze Tych, którzy byli. Wyobrażać ich sobie w krainach, gdzie nie ma bólu i zła. Myśleć o ich dobrych chwilach, o powierzonych nam marzeniach i po swojemu meblować nimi światy, w które odpłynęli...I tutaj dygresja. Rozmawiałam kiedyś z kobietą, która potrafi widzieć więcej, niż zwykli śmiertelnicy. Powiedziała mi wówczas, że jeśli wyobrażę sobie jakieś piękne miejsce, to siła moich pragnień i wyobraźni może sprawić, iż Osoba, która odeszła znajdzie się w tym wyobrażonym przeze mnie miejscu. Wtedy, westchnęłam, że łąka pełna fiołków oraz niezapominajek byłaby właśnie takim wymarzonym miejscem, bo Ona kochała niebieskie kwiatki. A gdy po chwili spłynęła na mnie ta niebiesko-zielona wizja kwietnego raju przez moment zrobiło mi się jakoś lżej na duszy. Nie wiem, czy wierzę w to, co powiedziała mi ta kobieta, ale czepiam się tej możliwości, tej wizji idealnej łąki niczym tonący brzytwy i pocieszam nią w trudnych chwilach....
   Ale cóż...Najważniejsze, by wspominać tych, którzy byli. Wspominać z mieszaniną uśmiechu i łez.  Bo póki ich wspominamy, póki czujemy ich brak, póki tęsknimy, póki mamy w sercu żywe uczucia dla Nich,  póty Oni są między nami. Tak to właśnie czuję...

   Jeszcze tu jesteśmy, trwamy na tej scenie Życia. Gramy swoje role, układamy swoje karty, gonimy za szczęściem, szukamy podpowiedzi Losu, chcemy wierzyć w cokolwiek i mieć wrażenie, że cokolwiek znaczymy dla innych, spoglądamy wyczekująco zza firanki, wpatrujemy się w ekran monitora albo w słuchawkę telefonu, doszukujemy się ukrytych znaczeń, błądzimy i znowu się odnajdujemy. Spotykamy ważnych dla nas ludzi a potem się rozstajemy aby spotkać innych, niemniej wartych spotkania... I nasze blogi trwają - jak drzewa, z których opadają kolejne liście. Ale też wciąż z pączków wykwitają nowe teksty. Powstają co dnia nowe blogi, zachwycające i inspirujące, zwracające wiarę w sens pisania i istnienia z blogowaniem jako ważną jego częścią...A inne strony internetowe, te opuszczone przez swych twórców,  dryfują w internetowym oceanie, jak okręty -widma...Napotkane, budzą smutek i wzruszenie, rzewne zamyślenie oraz wiele serdecznych wspomnień...Trącają w duszy strunę bólu, żalu i tęsknoty a potem płyną gdzieś dalej w coraz gęstszą mgłę, na powitanie innych żeglarzy i nowych oceanów...
   Takoż i obserwatorów blogów raz przybywa, raz ubywa. Wszyscy podlegamy tym samym prawom. Ktoś kogoś wylewnie wita, a ktoś żegna bez słowa...Poza tym nie wszystkim musi odpowiadać to co i jak się pisze, nie do serc wszystkich da się dotrzeć i zrozumieć kierujące nimi intencje. Każdy jest inny i ma prawo takim być...Płynąć tam, gdzie sprzyja wiatr, gdzie przeplatają się takie barwy, w których można czuć się lepiej, prawdziwiej, swobodniej...Płynąć póki starcza ochoty i sił...

   A czy na blog "Pod tym samym niebem" powrócą lekkie tematy, czy wróci pogoda i uśmiech? Pewnie tak, bo żaden nastrój nie trwa wiecznie, bo życie trwa, bo raz pod wozem, raz na wozie...A poza tym uśmiech przez łzy, to wciąż przecież uśmiech, prawda...?


   Jakiś czas temu słuchając pięknej piosenki "C'est la vie" wykonywanej przez Emerson,  Lake&Palmer zapragnęłam napisać do niej polskie, pasujące do jej nastroju, ale nie będące tłumaczeniem słowa.  Napisałam je aby móc je nucić po swojemu, gdy ogarnie mnie specyficzny, taki właśnie jak teraz nastrój. Oto ów tekst a poniżej moja wersja mówiono - śpiewana, pod spodem oryginał piosenki oraz link do podkładu muzycznego, który można wykorzystać do samodzielnego śpiewania.


C’est la vie
Tym westchnieniem dusza brzmi
Raz pod wozem, raz na wozie
C’est la vie

Bardzo chcesz żeby czas Ci dodał sił
By pozwolił na przewagę
Dobrych dni

Och, c’est la vie
Och, c’est la vie
Krok w przód i znów krok w tył
C’est la vie

Ciesz się tym
Co akurat teraz masz
Bo rozwieje się ta chwila
Tak jak pył

Jutro też
Jakieś będzie, ale dziś
Wciąż jest Twoje, tkasz je właśnie
Śnisz swe sny

Och, c’est la vie
Och, c’est la vie
Krok w przód i znów krok w tył
C’est la vie…


  Otrzyj łzy
Choć bezradność w sercu drży
Spojrzyj w lustro, otwórz oczy
Oto Ty

Wyjdź z tej mgły
Pochwyć promień, co tam lśni
Swą nadzieję, która kroczy
Tam gdzie Ty

Och, c’est la vie
Och, c’est la vie
Krok w przód i znów krok w tył
C’est la vie…





*Ilustracją i inspiracją do śpiewanej przeze mnie piosenki jest obraz Barbary Gulbinowicz - "Kobieta w letniej sukience". Za ten przepiękny i przemawiający do mej duszy obraz raz jeszcze z całego dziękuję kochanym I i H.





38 komentarzy:

  1. Pisałyśmy chyba prawie jednocześnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Aniu. Bo to samo zajmuje nasze myśli i trudno sobie z tym samej poradzić...

      Usuń
  2. Jako w realu, tak i w necie. To tylko nam się czasem wydaje, że bloga pisze ktoś ulotny albo nierealny. A tak przecież nie jest.
    I tak, jak w naszym życiu ludzie przychodzą i odchodzą, tak i w blogosferze. Czy to się nam podoba, czy nie.
    Napisałaś piękny tekst, Olu. Nie znałam Magdy, kojarzylam ją tylko z komentarzy m.in.u Ciebie.
    Ściskam Cię mocno 💗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, własnie - jako w realu, tak i w necie. Nie ma miejsca wolnego od lęku, od świadomości przemijania, choć staramy sie jak możemy tworzyć iluzję. Ale iluzje mają to do siebie, ze w końcu pękają jak bańki mydlane i musimy jakoś sie z tym zmierzyć. Mnie pomaga w tym trochę pisanie...I Magdzie chyba też pomagało...
      I ja Cię ściskam, Lidko♥

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. A ja tulę Ciebie, Orszulko, bo wszystkich nas te tematy tak samo dotyczą i potrzeba nam bliskości innych, czujących podobnie, bo uczucie bólu, grozy, bezradnosci albo obezwładnienia przeżywane w samotnosci są najgorsze!♥

      Usuń
  4. Nic dodać, nic ująć, jak zwykle trafiasz w sedno. W moim wieku, już iluzji coraz mniej, ale póki co cieszmy się z tego co mamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę, bo łatwiej mi tak ogranąć swoje myśli i emocje, a jeśli trafiam tym pisaniem do serc innych, to dobrze. Znaczy to, że nie jestem jakaś dziwaczna i wyobcowana, ale dokładnie taka sama jak inni, na te same pytania wydana...Nie wiem, czy kryterium wieku jest najważniejsze, jesli chodzi o pozbywanie się iluzji. Niektórych to dopada bardzo wcześnie i jakoś tym muszą żyć. A idea by cieszyć sie tym, co mamy bardzo do mnie przemawia, choć niestety, trudno mi się nieraz do niej zastosować...

      Usuń
  5. Czuje podobnie, moze nawet tak samo, ale choc lubie pisac, sprawia mi to przyjemnosc i lekko przychodzi, nie umiem jednak opisac tego tak jak Ty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pociesza mnie to, że czujesz podobnie.Dziękuję Ci Aniu, że to napisałaś. Najgorzej to czuć sie jakimś dziwakiem, nie znajdować odbicia w lustrach niczyich oczu, mieć poczucie, że znalazło sie gdzies poza granicą tego, co jest akceptowalne i uznawane za normalne. Dla mnie jest pociechą, że myślisz tak, jak ja, że w tym zagubieniu nie jestem sama...

      Usuń
  6. Dziękuję. To dla mnie zupełnie nowe odczucie - ta pustka po kimś kogo nigdy nie widziałam, nie znałam głosu, a tylko okruchy z życia i wyłącznie te opisywane na blogu. Jednak Magda pisała tak, jak ja bym chciała, jej słowa to jakby moje - wyrywane z serca. Czułam dziwną i niejasną bliskość, pokrewieństwo dusz jak mawiała pewna Ania ze wzgórza. Cieszyłam się z każdego Jej komentarza, czułam, że rozumie i wie. Oswajam się z tą stratą i Twoje pisanie bardzo mi pomogło Olu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dla mnie jest nowym odczuciem utrata kogoś poznanego przez bloga a bardzo bliskiego duszy. Wymieniłam kiedys z Magdą parę listów, rozmawiałam z Nią telefonicznie, ale to wszystko za mało, zdawało mi się, że jeszcze zdążę więcej (chyba zawsze, gdy ktoś blski nagle odejdzie ma sie to uczucie)...Została tęsknota i żal. Odczucie, że zniknął ktos ważny, niepowtarzalny, niezwykle wrażliwy, ktoś kto wszystko rozumiał, ktoś w kim nie było żadnej nieszczerości a tylko ogromna empatia i delikatność.
      I ja cieszyłam sie z każdego Jej komentarza. Odbierałam go bardzo osobiście. Ona umiała popatrzeć na sprawy z zupełnie innej strony, otworzyc człowiekowi oczy na coś ważnego...
      Wiesz, czułam potrzebę podzielenia sie na blogu swymi myślami i uczuciami, pomyslałam, że lepiej przeżywać ten smutny czas razem, niż osobno - tym bardziej, że jak sie okazuje, wszyscy czujemy tak podobnie...
      Andziu, przytulam Cię serdecznie, jesteśmy teraz razem choć kilometrowo daleko.

      Usuń
  7. Przemijanie jest naszym przeznaczeniem????! wiemy o tym,ale gdy dotyka,nasza łajba z niewyobrażalnym sztormem musi się zmierzyć.Targana....czasem nawet nie wie ,czy chce brzegu??? Ileż tych nawałnic za namii przed???Ale bierzemy narzędzia,łatamy,malujemy z nadzieją,że nasza łódka spokojną błękitną falą popłynie.A z nami płyną inni....ludzie którzy nadaja sens naszej żegludze.....realni, wirtualni,Ci po których śladach kroczymy pamięcią i Ci których choć dalekich przytulamy do serca.Jeśli tak bardzo dotyka naszych wnętrz,myśl,słowo chcemy,tak bardzo chcemy tej bliskości,żeby potem nie zastanawiać się że coś nas minęło,coś co tak ulotne. Przytulam Cię Olu jak zawsze....po to jest właśnie Twoje piękne słów składanie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, Basiu! Strasznie trudno jest się pogodzic z przemijaniem, z tym, że odejdą bliscy nam ludzie, że zniknie znany nam, oswojony świat, że nie da sie uniknąc bólu, że łajba prędzej czy później (choć tak o nią dbamy) rozbije sie o jakieś podstępne rafy.
      Liczy się to, co mamy teraz - bo nic innego nie jest pewne, cała reszta to złuda, to mgła, niepewność i igraszka Losu.
      Poznajemy cudownie bliskich naszej duszy Ludzi. A im bardziej są nam Oni bliscy, tym bardziej boli ich utrata. Ale czy wobec tego żałujemy ich poznania? Czy nie lepiej byłoby mieszkać gdzieś na pustkowiu i nie mieć kontaktu z nikim aby tylko nie odczuwać tego bólu, po ich odejsciu? Chyba nie, bo co by to było za życie. Piękni duchowo ludzie to skarby, największe skarby jakie możemy w życiu znaleźć. A poza tym życie to wszystko - i radość i ból, jasnośc i ciemność. Jedno i drugie potrzebne, choć nie zawsze umiemy pojąć, dlaczego, buntujemy się przeciw nieuniknionemu jak dzieci. Jesteśmy dziećmi do końca...
      Basiu, ciepłe myśli Ci zasyłam i tulę się do Twego wrażliwego serca.

      Usuń
  8. Tak prawdziwie od serca napisalas. A w zyciu tak roznie, z wiekiem coraz wiecej bolu, zmartwien, niepokoju, a i tak trzymamy sie zycia tak bardzo. I tak jak piszesz nie uciekniemy od niczego, i nawet kiedy wszystko uklada sie dobrze, sami mozemy popsuc wszystko, zburzyc szczescie jakims jednym niepotrzebnym posunieciem, tak jak bohaterka ksiazki, ktora akurat czytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Teresko, bolesne jest dla mnie teraz nawet to, że w stosunku do Magdy używam czasu przeszłego...Jak to? Wzburza sie wszystko w środku. To jakaś okropna niestosowność ten czas przeszły...Dlaczego nie ma Jej już w teraźniejszości? Przecież wciaz jest jej ważną i stałą częscią...Aż tu nagle okazuje się, że w życiu nie ma nic stałego. Kontrakt na zycie mija i człowiek znika. A czas nie staje w miejscu. Wszystko toczy się jak gdyby nigdy nic...
      Och, wylewa sie wciąz to ze mnie, stary ból dodaje do nowego, w każdym z nas tych bólów mrowie, a wszystko to trzeba jakos unieśc i iśc dalej, i dbać o to, co jest, bo takie to wszystko kruche i drogocenne, a takie przy tym krótkotrwałe...

      Usuń
  9. Dla mnie smierc jest naturalna czescia (ostatnia) zycia. Tak o niej mysle, bo tak jest latwiej. Jesli cos uznamy za "naturalne" to sie z tym godzimy i przestaje byc straszne.
    Siedmiolatki gubia pierwsze zeby, mozna to rozwazac jako tragedie taki maly szczrbaty czlowieczek wcale nie wyglada pieknie. Nikt jednak nie uwaza, ze to tragedia, wrecz przeciwnie cieszymy sie, ze dziecko dorasta i juz za chwile bedzie mialo kolejne ladne zeby.
    Wiem, smierc to zupelnie cos innego, powazniejszego, cos nieodwracalnego... cos czego nie znamy...
    Ale przeciez mimo to jest to naturalne zdarzenie w zyciu kazdego czlowieka.
    Bez wzgledu na to jak bardzo neci nas niesmiertelnosc, to jest ona tylko mrzonka, ktora nie ma szans spelnienia.
    Oswoilam smierc 30 lat temu i nie boje sie wlasnej smierci a i smierc innych jest mi latwiej oswoic. Nie potrafie tego wytlumaczyc slowami, ale smierc na pewno nie okreslam smierci samymi negatywnymi slowami. Smierc wielokrotnie potrafi byc wyzwoleniem nie tylko dla zmarlego, ktory byc moze przez ostatnie miesiace walczyl o przezycie kazdego kolejnego dnia w bolach. W takich przypadkach moze byc wyzwoleniem rowniez dla najblizszych, bo juz nie musza patrzec na codzienne meki i cierpienie.
    Smierc jest dla mnie zjawiskiem naturalnym, moi bliscy wiedza, ze nie chce aby kiedys po mnie plakali, chce zeby pamietali tylko to co bylo mile, radosne i wrecz smieszne.
    Nie chce zeby o mnie pamietali przy roznych okazjach (w/g nauki buddyzmu) to rozprasza dusze i nie pozwala jej odejsc w pelni. Nie wiem czy w to wierzyc czy nie, to bardzo indywidualna sprawa, mnie ta wiara ulatwia zycie tu i teraz oraz przygotowuje do nieuniknionego czyli smierci.

    Przepraszam, ze sie rozpisalam, rozumiem Twoj bol Olenko, a moze nawet jak go do glebi nie rozumiem, bo moje mysli w tym przypadku biegna inna droga to bardzo szanuje to co czujesz, co przezywasz. Ja tez nie znalam Magdy, ale to w sumie nie ma znaczenia... smierc kazdego czlowieka jest... smiercia.
    ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marylko, chciałąbym umieć tak spokojnie i dojrzale podchodzić do smierci, jak Ty. Podziwiam to w Tobie bardzo. Nie wiem jednak, czy kiedykolwiek będzie mi to dane. Zbyt jestem wewnętrznie rozedrgana, zbyt mocno wszystko odczuwam i przeżywam, a zmienic tego w sobie nie potrafię. Kiedys myslałam, że z wiekiem przyjdzie uspokojenie, płynące ze zrozumienia, z tej dojrzałosci własnie, ale nie przyszło....Czasem mam wrażenie, że z niektórymi sprawami jest coraz gorzej - to znaczy odczuwam je jeszcze silniej niż kiedyś. Łzy przy byle okazji są gotowe pod powiekami by sie wylać. Serce boli, gdy jestem bezradna wobec tak wielu spraw, gdy nie mogę pomóc komus, kto jest mi bliski, gdy nic nie mogę...
      Jest jeszcze szansa, że jako zgrzybiała staruszka osiągnę jako taki stan uspokojenia, ale czy dane mi będzie dożyc do tej zgrzybiałosci, skoro tak wiele emocji mnie wypala, skoro tak wiele spraw budzi ból?
      Ja wiem, że nieśmiertelnosc jest mrzonką. Przecież straszne byłoby, gdyby nikt nie umierał, gdyby na ziemi wciaz żyli ludzie sprzed stuleci i tysiacleci...Przpełnienie, szaleństwo, piekło, wojny. Ale każdy z nich - tych, którzy spoczywają głeboko albo ich prochy dawno juz rozwiał wiatr - każdy z nich pełen był uczuć, marzeń, wspomnień. Co stało sie z tym wszystkim? Przepadło? Ot tak? To mnie własnie boli najbardziej. Nawet nie ta utrata cielesności, ale to, że znika to, co było nami, całe bogactwo ducha, cała energia gromadzona przez lata...
      Marylko, ja lubie jak sie rozpisujesz, jak mówisz do mnie prosto z serca. Dziękuję Ci za to, kochana!♥♥♥

      Usuń
    2. Olenko, piekno swiata polega miedzy innymi na tym, ze jestesmy rozni. Jestes jaka jestes i wcale nie musisz sie zmieniac, nie ma co zmuszac sie do tego. Jestes tak samo potrzebna swiatu i ludziom jak setki, tysiace a nawet miliony innych rownie roznych jednostek.
      Buziam :***

      Usuń
    3. No tak, każdy jest inny i ma prawo takim być.Ale też ma prawo sie zmieniać, bo zycie to nieustanna zmiana. Każdy idzie swoją drogą a ta droga często krzyżuje sie z drogami innych. Po coś tak się dzieje. Mam wrażenie, iż życie to jest jakas nauka. A jesli nawet wszystkim rządzi przypadek, to i tak mamy szczęście do wielu dobrych spotkań. Za każde jestem wdzięczna i losowi i ślepemu przypadkowi.
      Ciepłe myśli zasyłam Ci Marylko, będąc wdzięczna za skrzyżowanie naszych dróg.***

      Usuń
    4. W kwestii "przypadkow" mam podobne zdanie jak Maksiuputkowa. I podobnie rowniez jak Ty uwazam, ze kazda osoba, ktora spotykamy w wedrowce zycia ma jakies zadanie do spelnienia. Jest po prostu naszym nauczycielem czegos, co jest nam potrzebne, czasem nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. To wszystko jest jedna wielka lekcja jak piszesz, tyle tylko, ze kazdy z nas ma prawo z tej lekcji skorzystac lub ja odrzucic.
      To juz jest indywidualny wybor.
      :***

      Usuń
    5. A czasem korzystamy z takiej lekcji zupełnie nieświadomie. To okazuje sie dopiero po czasie!***

      Usuń
  10. Nie jestem co prawda buddystką, ale uważam, że Budda w swoim rozwoju dotarł pod próg duchowości i był bliski oświecenia. To był rozwój człowieka "z dołu do góry". Budda nie mógł mieć pełnego poznania, bo takie poznanie może być przekazane tylko przez kogoś z wyższego poziomu niż dusza człowieka. Ale ja też nie chciałabym, żeby po mojej śmierci ludzie się mnie czepiali w jakikolwiek sposób. I tu się zgadzam ze Star, że czyjaś mocna tęsknota bardzo duszę wiąże, podobnie, jak każde inne uczucie. Zastanawiałam się ostatnio nad słowami Jezusa:"Niech umarli grzebią swoich umarłych, a ty chodź za mną". Doszłam do wniosku, że chodziło tu o "duchowo umarłych", bo ziemscy ludzie mogą być duchowo żywi lub martwi. Myśl jest przecież formą spotkania. w naszej kulturze zakorzeniło się nawet wśród niewierzących w Boga, że człowiek ziemsko umarły żyje nadal w naszej pamięci. Z pewnością tak jest, ale jakie skutki ma to dla obu stron?
    Obejrzałam przed chwilą filmik na YT:
    Potęga Świętych Ludzi i Idoli. Transfering energii - dzielenie się osobistym potencjałem.

    Do tych filmów podchodzę z pewną rezerwą, ale nie mogę powiedzieć, że nie ma w nich wiele prawdy.
    Załóżmy, że jest na Ziemi choć jeden człowiek, który przyjął PRAWDZIWĄ, nie wypaczoną przez różne religie naukę Chrystusa i według niej żyje. Nie jest to takie proste, ale załóżmy, że choć jeden taki jest. Wówczas jest "z automatu" oświecony, nie boi się śmierci fizycznej, bo ma nie tylko wiarę, ale PRZEKONANIE, że życie to coś więcej niż poruszanie się w ziemskiej skorupce. Taki człowiek co prawda i tak na tej Ziemi musiałby ciągle stawiać opór ciemnościom, które go atakują, ale nie wplątywałby się mniej lub bardziej świadomie w ciemne sprawy. W swoim wnętrzu miałby ciągle niebo. Gdyby odszedł z tego świata w takim stanie ducha, to nic nieprzyjemnego by go nie spotkało.
    Wydaje mi się, że nasz lęk przed śmiercią wynika mniej lub bardziej z tego, że nie jesteśmy pewni, czy nasza życiowa droga prowadzi do pełni życia, czy w otchłań unicestwienia.
    Bardzo dobry kierowca może jechać wiele kilometrów w dobrą stronę bezpiecznie (choć nie bez
    stresu) jeśli jest czujny i polega na sobie. Jeżeli pozwoli, by myśleli za niego inni, lub włączy
    GPS ze źle opracowaną drogą, może wylądować w przepaści.
    Dlatego nikt nas nie uwolni od tych uczuć i dylematów, musimy ciągle podejmować decyzje wsłuchując się głęboko w siebie, bo tam jest najlepszy kompas. Przecież jesteśmy cały czas w drodze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maksiuputkowa, zarazilas mnie tymi filmami, obejrzalam kilka i mam podobne odczucia. Po pierwsze moja rezerwa bierze sie z faktu, ze nie znam czlowieka, tak naprawde nie mam pojecia czym sie zajmuje i na czym opiera swoje "prawdy", bo do tego jeszcze nie doszlam. Ale z drugiej strony trudno odmowic mu racji i gdzies tam w tych jego wykladach wyczuwam ziarenko prawdy.
      Dziekuje:)

      Usuń
    2. Ja wyczuwam więcej niż ziarenko. Moja rezerwa bierze się tylko stąd, że nie uważam za właściwe namawianie ludzi do posługiwania się wahadełkiem. Samo wahadełko to tylko przedmiot materialny i rozumiem, że może być pomocą dla odróżnienia wskazówek płynących z ducha od płynących z wiedzy rozumu, który jest ograniczony i nie wykracza pojmowaniem poza materię. Ale dla poszukujących, rozsądnych, głębiej myślących ludzi, których duch, choć jeszcze nierozwinięty, już się budzi, takie filmiki mogą być pomocne, bo potrafią obudzić z letargu. Ważne tylko, żeby służyły podążaniu w stronę Światła i nie dały złudzenia, że bez pracy nad sobą uda się człowiekowi odnaleźć drogę do zbawienia i wiecznej szczęśliwości. Jak wiadomo, nie jest to szeroka i wygodna droga.
      Star, nie chciałabym nikogo niczym zarażać, bo słowo to kojarzy mi się z chorobą. Mam nadzieję, że Cię zainspirowałam do dalszych duchowych poszukiwań prawdy o świecie i zaświatach, bo dla tych poszukiwań warto żyć.

      Usuń
    3. Iwonko, nie widziałam jeszcze filmów, o których wspomniałaś, więc nie mogę sie odnieść do tego. Postaram sie znaleźc czas aby sie z nimi zapoznać, wierzę, że warto.
      A propos śmierci i ludzi, którzy odeszli na tamtą stronę, to nie raz już rozmawiałyśmy o tych sprawach, a ja wciąż nie potrafię do końca i na dłużej wznieśc sie ponad siebie, ponad swe ludzkie lęki, tęsknoty, bóle i słabości. Będę sie tego uczyć, pewnie zejdzie mi do końca...
      Czy sama chciałąbym być zapomniana, gdy mnie już nie będzie? Pewnie wtedy nie będzie mi już na niczym zależało, bo mnie nie będzie, ale teraz wydaje mi się to jakąś niesprawiedliwością, jakąś krzywdą, jakimś dziwnym, nienaturalnym wyrzeczeniem dla tych, co zostaną. Przecież sama pamięc o kimś nie może mu robić krzywdy.Pamięc o kimś to nie czepianie sie go, to nie przeszkadzanie mu we wzniesieniu się w jakieś odległe światy. Pamięc to jakiś rodzaj dobra. To coś, co zostaje...Tak, to prawda, że ta pamiec jest przepojona miłością, przyjaźnią, tęsknotą, wiernością, oddaniem, ale jakże tu nie tęsknic, gdy ten ktoś dał nam tyle siebie, gdy odchodząc zabrał ze sobą kawałek naszej duszy? Amnezja! Och, to byłoby najlepsze rozwiązanie, ale ona nie przychodzi ot tak, na zawołanie.
      Jestem daleka od wszelkich religii (a szkoda, bo byłoby mi wtedy na pewno łatwiej). Polegam tylko na swoim sercu, to moja jedyna busola. Ona już nieraz bardzo zmęczona jest nadmiarem uczuć i emocji, ale inaczej nie potrafi, niestety.
      Na wszystko potrzeba czasu. Czas nas uczy pogody - jak mówi piosenka, czas przynosi pewne przywyczajenie a nawet stępienie uczuć. Pojawia sie też niekiedy jakieś głebsze zrozumienie i ulga oraz spokój.Tak, odczuwam to czasami, bo gdybym nie odczuwała eksplodowałabym chyba.
      Zmęczona już jestem dzisiaj i czuję, że nie wszystko potrafie zrozumieć, że piszę nieskładnie. Może wrócę do tego jutro, pojutrze...
      A na razie pozdrawiam Cię ciepło i dziekuję, za mądre słowa.

      Usuń
    4. Maksiuputkowa, przepraszam za to niefortunne "zarazenie" oczywiscie zainspirowanie jest bardziej adekwatnym slowem, ale czasem (w zasadzie co raz czesciej) brakuje mi wlasciwego slowa w odpowiednim momencie.

      I pozwol, ze jeszcze dodam kilka slow do Olenki.

      Olenko, jest pamiec i pamiec, mnie osobiscie nie chodzi o to, zeby zupelnie nie pamietali, mnie chodzi o to, ze pamiec w Swieto Zmarlych nie jest pamiecia jakiej oczekuje. Podobnie jak pamiec w moje urodziny, czy tez inne swieta. To jest moim zdaniem pamiec w jakims sensie wymuszona. Nie chce zeby ci co po mnie pozostana mieli obowiazek odwiedzac grob, stawiac na nim kwiaty czy znicze.
      Raczej wole, zeby od tak zupelnie przypadkowo nagle przy zupie grzybowej syn powiedzial "moja matka gotowala grzybowa, ktorej smak pamietam do dzis", chce zeby przechodzac obok placu zabaw usmiechal sie do wlasnych wspomnien jak to bedac 4-letnim chlpcem namowil mnie na zjazd z dzieciecej zjezdzalni, w ktorej nie dosc, ze sie zaklinowalam to jeszcze tak poobijalam biodra, ze leczylam siniaki przez nastepne dwa tygodnie:)))
      Takiej pamieci chce i ona raczej nie przeszkodzi mojej duszy, w przeciwienstwie do placzu i teksnoty za tym co nieodwracalne.

      Usuń
    5. Po pierwsze, to, że jesteś wolna od wszelkich religii to akurat dobrze, a nawet lepiej dla Ciebie. Co mnie może niepokoić, to jedynie, to że czasem wątpisz w doskonałość Stwórcy i się od Niego odcinasz. Są siły ciemności, które tylko na to czekają.
      Potrafię Cię zrozumieć, bo podobne stany ducha miewałam. Ale na szczęście NIGDY nie miałam nawet przelotnej myśli, że los może być niesprawiedliwy. Intuicyjnie przeczuwałam, że Bóg stworzył świat i włożył w niego swe prawa, a nasze cierpienie wynika jedynie z naruszania owych praw bądź to z powodu ich nieznajomości, albo z powodu ich ignorancji.
      Już w czasach młodości, kiedy nie było internetu, czułam że nie ma przypadków. Moja definicja przypadku brzmi" Przypadek to to, co komu przypada". Ludzie przychodzą na ten świat najczęściej z już mocno obciążonym duchem, z różnymi skłonnościami i swoim charakterkiem, co jest dowodem na to, że żyli we wcześniejszych wcieleniach. Przecież w jednym krótkim ziemskim żywocie nie ma możliwości pełnego rozwoju aż do doskonałości, która umożliwia dotarcie do bram raju. Pewne ciemne sprawki z poprzednich wcieleń trzeba odczynić poprzez przeżycie ich na sobie, bo tylko w ten sposób powstaje świadomość dobra i zła.

      I owe Boże prawa i ich przestrzeganie są ważniejsze niż ślepa wiara w Boga i członkostwo w jakiejś religii. Tylko pozornie jest wtedy łatwiej, bo to działa chwilowo jak środek przeciwbólowy, nie likwiduje jednak prawdziwej choroby. To o tym mówił Chrystus, że grzechy przeciw Ojcu i Synowi będą przebaczone, ale nie będą przebaczone grzechy przeciw Duchowi. Są ludzie, którzy o Bogu nie słyszeli, ale rozum nie miał nad nimi przewagi i kierując się czystymi uczuciami potrafili Bożą Wolę wyczuwać i się nią w życiu kierować.
      Ludziom przekonanym o istnieniu Boga jest o tyle łatwiej, że w wielkim cierpieniu mogą prosić Go o siłę i tę siłę często otrzymują. Jest o tyle łatwiej, że myśląc o Nim (bez wytwarzania sobie Jego obrazu, bo Bóg jest bezistotny), odcinają swoje myślenie od brudów tego świata. Jezus, jako poseł z Boskości nie miał być przedmiotem kultu, ale jeszcze jedną szansą dla błądzącej ludzkości, która wywyższyła rozum i zabiła w człowieku ducha, który stanowi o jego człowieczeństwie. Teraz nazywa się takie coś "zzombieniem"," robotyzacją",
      "biurokratyzacją".
      A co do tęsknoty za kochaną osobą - przeżyłam ją bardzo, tak jak i Ty teraz. Z perspektywy czasu uważam jednak, że miało to sens, bo cierpienie obudziło we mnie głębsze uczucia. Gdyby moja mama jeszcze żyła, może i nie było by tego cierpienia. Ale kto wie, jak wtedy potoczyłoby się moje życie? Może byłabym zwykłym "moherowym beretem", automatem, który wypowiada słowa modlitwy bez zrozumienia jej treści? Może nawet nie kierowałaby uwagi w stronę Bożej Woli, bo matka na Ziemi daje złudne poczucie bezpieczeństwa i kołysze do snu?

      Usuń
    6. Zadziwia mnie pycha tego gatunku zwanego homo sapiens - który wyobraża sobie, że jest gatunkiem cokolwiek lepszym czy ważniejszym niż bakteria, rozwielitek, nawłoć czy mysz. Na tyle ważnym, że jakieś kosmiczne czy wszechmocne siły chciałyby o niego walczyć, zbawiać, przeciągać na swoją stronę czy w inny sposób się nim zabawiać. Może tylko buddyzm czasami próbuje to przełamać, dlatego nie wyobraża sobie bogów, których ludzie tak lubią sobie tworzyć na własne wielkopańskie i historyczne podobieństwo.

      Usuń
    7. Po obejrzeniu filmików pana P. mi też przyszło do głowy słowo "pycha", ale w nieco innym kontekście. Zarówno stawianie siebie na tym samym poziomie, co Bóg, jak też zaprzeczanie istnienia wyższych inteligencji można uznać za przejaw pychy.
      Człowiek jednak powinien być gatunkiem lepszym niż np.hiena czy sęp i tylko swoją decyzją, czyli wolą sprawia, że nie zawsze tak jest. I nie jest to sprawą jego myślenia, tylko uczuć, czyli sfery ducha. Ale już sam fakt, że człowiek może tworzyć odróżnia go od innych istot. Może poszukiwać prawdy, może bezinteresownie kochać albo jednego człowieka, albo nawet ludzkość. Oczywiście, jeśli jest człowiekiem i nie zdegradował swojej duszy.


      Usuń
    8. Lepszym od hieny czy sępa? Żarty. I pycha.

      Usuń
    9. Nie powiedziałam, że ważniejszym, ale lepszym, wyżej rozwiniętym. Jedna sprawa to fakt, że z punktu widzenia istnienia materii wszystkie komórki, z których zbudowane są ciała organizmów żywych mają taką samą wartość, a druga to stan ich wnętrza, tego co nimi kieruje. Zanim na świecie pojawił się człowiek świat istniał i miał się dobrze. Bez człowieka też mógłby nadal istnieć.
      Aniu, nie chciałabym wdawać się w dyskusje światopoglądowe, bo to do niczego nie doprowadzi. Na tym polu jesteśmy po przeciwnych stronach. Światło nie może być ciemnością, sam Chrystus mówił "Kto nie jest ze mną, jest przeciwko mnie". To też jest prawo natury i nikt tego nie przeskoczy. Przynajmniej ja chciałabym funkcjonować inaczej niż hiena czy sęp i nie uważam tego za pychę.

      Usuń
  11. Rozmowy Istotne - Spokój Ducha - 15.10.2017 - film na YT
    Może wszystkim zrobi się lżej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obejrzałam przed chwilą tę rozmowę. To rozmowa o ważnych sprawach, o tym jak zachować spokój ducha, jak sie tego nauczyć, jak nie wpychać sie samemu w niepokój i w wypływające z niego choroby. Nie jest to łatwe, ale próbować trzeba, bo inaczej człowiek ulega samospaleniu a z nim płonie cały świat...
      Dziękuję Iwonko!♥

      Usuń
  12. jestem... przysiadam.... uśmiechy podsyłam...

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lektura lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost