wtorek, 15 września 2015

Nasi sąsiedzi zza drogi...




  Od dłuższego czasu zabieram się za napisanie tego posta. Odkładam to i odkładam, bo jego podmiotem mają być ludzie kryształowi a o takich najtrudniej zawsze napisać, nie ocierając się o coś w rodzaju laurki, czy wręcz panegiryku. Jednak w końcu zdecydowałam, że nie ma na co czekać. Jak napiszę, tak napiszę. Grunt, że opowiem nareszcie o tych ludziach, bo zasługują na swoją opowieść jak mało kto. Pewnych rzeczy nie można w nieskończoność odkładać, bo czas potrafi robić niekiedy przykre niespodzianki i uniemożliwić realizację czegoś, co zbyt długo czekało na zaistnienie.

   Pięć lat już mieszkamy na Pogórzu Dynowskim. Przez ten czas wielu miejscowych spotkaliśmy na swej drodze. Z niektórymi z nich kontakt mamy sporadyczny. Z niektórymi nie ma go wcale. Jednak z Wandzią i Władysiem nasza znajomość przerodziła się z latami w prawdziwą, sąsiedzką przyjaźń. Cementuje ją wzajemna sympatia, zaufanie i tolerancja oraz nasza wdzięczność za dobro, którego wciąż ze strony tej niezwykłej pary doznajemy.  Mieszkają w tych okolicach z dziada pradziada. Znają wszystkich i wszyscy ich znają oraz poważają. Jednak to my jesteśmy specjalnie przez los wyróżnieni, bo to nasze gospodarstwo położone jest w najbliższym sąsiedztwie! Z naszych okien widzę codziennie domek, pole i ogród Wandzi i Władysia. Dostrzegam jak niczym mróweczki zgodnie uwijają się przy codziennych pracach gospodarskich. A na ich balkonie wietrzy się od rana cały zastęp kolorowych kołder i poduch. Z komina unosi się smużka dymu. Wielobarwne kury gdaczą, krocząc dostojnie po ogrodzie. A w tle wielokolorowe pasma wzgórz otulają ciepłe promienie życzliwego słońca…


   Jak się poznaliśmy? Pierwszego dnia, gdy załadowanym po brzegi samochodem zajechaliśmy pod bramę naszego obejścia i we dwoje usiłowaliśmy wytaszczyć zeń ciężki materac z pomocą przyszedł nam Władyś. Szczupły, lecz pełen siły mężczyzna około sześćdziesiątki. Najpierw przedstawił się grzecznie a potem wiele się nie namyślając chwycił niczym piórko wielgachny materac i razem ze stękającym z ogromnego wysilenia Cezarym z łatwością wniósł go do naszego domu. W kilka dni potem pojawił się znowu, tym razem z żoną – drobną, ale pełną energii i zaraźliwego poczucia humoru kobietą. Widząc jak uwijamy się na podwórku niczym w ukropie, wynosząc z domu cegły pochodzące z rozebranego pieca chlebowego oboje zakasali rękawy i zabrali się do pomocy, dosypując kolejną partię gruzu na powstającym podjeździe dla samochodu. I tak przez kilka godzin i tak już, co parę dni.
   Potem, ilekroć musieliśmy wnosić coś ciężkiego zawsze niczym duch opiekuńczy pojawiał się Władyś, widząc zapewne ze swego domu przez okienko kuchenne jak próbujemy we dwoje dać sobie radę z czymś przekraczającym nasze możliwości. Ilekroć trzeba było u nas coś zamurować to też Władyś przychodził i wyręczał nas w tych czynnościach. Zawsze gotów by doradzić, wytłumaczyć, pożyczyć cokolwiek. Wandzia natomiast, niczym troskliwa mama wiedząc, że w porze intensywnych prac remontowych nie mam kiedy zajmować się gotowaniem często zapraszała nas na obiady albo donosiła jakichś pierogów, fasolki po bretońsku i różnych przetworów warzywno - owocowych w słoikach. Opiekowała się troskliwie malutką Zuzią i kotami, gdy musieliśmy na kilka dni wyjechać do rodziny. Wysłuchiwała moich zwierzeń o trudzie i znoju tych pierwszych dni, tuląc mnie, pocieszając i rozśmieszając na koniec, zażegnując w ten sposób łzy...
   Ponieważ przez pierwsze dwa miesiące nie mieliśmy wody w studni to właśnie od Władysiów ją sobie w wiadrach donosiliśmy, gotując na niej herbaty oraz proste zupy a kąpiąc się wieczorami radośnie w wielkiej miednicy polewaliśmy się wzajemnie wyszczerbionym garnuszkiem... U sąsiadów także kilkukrotnie korzystaliśmy z prysznica oraz pralki. Naprawdę nie wiem, jak byśmy sobie bez nich poradzili w tamtych czasach. Zresztą i potem, kiedy już nasza znajomość pogłębiła się wiele razy byłam wdzięczna losowi za to, że dane nam było poznać tak przyjaznych, otwartych ludzi. Ileż to było wspólnych, rozśpiewanych biesiad! Ileż kameralnych spotkań przy grochówce albo grzybowikach mego wyrobu lub przy Wandzinym barszczyku, bułeczkach z mięsem i dziesiątkach rodzajów ciast, w których Wandzia jest moją niedoścignioną mistrzynią. Jakże cudownie nastrojowe chwile listopadowe spędziliśmy we Władysiowym lesie pomagając w zbieraniu chrustu na zimę a potem siedząc wokół ogniska i piekąc ziemniaczki, popijając sobie księżycówkę z przechodniego kieliszka i śpiewając pod rozgwieżdżonym niebem o tym, że tak szybko mija życie, jak potok płynie czas…

 - Ze świecą szukać można takich, jak Wy! – wykrzyknął entuzjastycznie mój tata, gdy pełen wzruszenia mógł tego roku w czerwcu przy okazji odwiedzin u nas spotkać się ponownie z naszymi sąsiadami. Przywitał się z nimi wylewnie, jak na rodowitego kresowiaka przystało i cały czas uśmiechał się od ucha do ucha widząc ich szczere i serdeczne twarze. Tata był tu ostatnio pięć lat temu, w dwa miesiące po naszym osiedleniu. Poznał wówczas Wandzię i Władysia. Długo w noc siedzieliśmy razem w naszej prowizorycznej kuchni serdecznie rozmawiając, jedząc i pijąc. Ciesząc się swoim towarzystwem. Na drugi z kolei dzień zaszliśmy wraz z tatą z rewizytą do sąsiadów, mieszkających mniej więcej dwieście metrów od nas w żółto-brązowym, parterowym domku z oficyną, urządzonym niezwykle funkcjonalnie i gustownie. Gościnna, roześmiana Wandzia poczęstowała nas (jak zwykle zresztą!) wędlinami, sałatkami i nalewkami własnego wyrobu, wprawiając tym tatę w jeszcze większy zachwyt.
- Ot prawdziwy skarb, tacy sąsiedzi! – wykrzykiwał raz po raz zauroczony tym wszystkim żałując, iż na jego osiedlu domków jednorodzinnych, położonym w cichej, zielonej dzielnicy jednego ze śląskich miast aż tak życzliwych ludzi nie ma.

   Wandzia i Władyś są już na zasłużonej, rolniczej emeryturze. Kiedyś w ich gospodarstwie słychać było muczenie krów, rżenie koni, kwiki prosiąt i gulgoty indyków. Teraz, ograniczając z wiekiem zakres obowiązków, z żywiny mają tylko kilkanaście kur, dwa koty i psa. Ale i tak ich nieustająca pracowitość ma wciąż pole do popisu. Tuż przy domu jest ogromny warzywnik, który zadbany i zawsze wyplewiony na czysto, co roku rodzi mnóstwo wspaniałych owoców. Na rabatkach kwitną pięknie różnokolorowe kwiaty. Na polu żółci się owies albo pszenica. Na czereśni, w zrobionym przez Władysia karmniku, urzędują wesołe gromady szpaczków i sikorek. To właśnie nad Wandzino-Władysiowym domem obserwuję najpiękniejsze wschody słońca...

   Nasi sąsiedzi są rodzicami dwóch dorosłych córek. Mają także wiele wnuków a pewnie wkrótce i jacyś prawnukowie pojawią się na tym świecie. Cała ich rodzina jest bardzo ze sobą zżyta. Spotykają się nie tylko z okazji imienin, urodzin czy świąt. Prawie co weekend pod domem Władysiów zatrzymują się samochody, z których wysiadają dzieci albo stęsknione, nastoletnie czy dwudziestoparoletnie wnuki. Wszyscy oni mają już swoje sprawy, ważne zajęcia w często bardzo odległych miastach, ale wciąż chcą odwiedzać kochanych, pogórzańskich dziadków. Jednak nie przyjeżdżają tu wcale na odpoczynek. Przeciwnie. Aktywnie biorą udział w różnych domowych, ogrodowych czy polowych pracach. I wcale nie trzeba ich do tych czynności specjalnie zachęcać czy zmuszać. Oczywiste jest dla nich, że w rodzinie trzeba sobie wzajemnie pomagać, albowiem wszystko, co robią jeszcze bardziej ich łączy a nie dzieli. Ilekroć to widzę jestem pełna zachwytu i wzruszenia. Niewiele jest przecież w naszych czasach podobnej młodzieży. Tak pełnej pozytywnych uczuć i ochoty do działania na rzecz innych. Myślę, iż kluczową rolę w jej wychowaniu stanowiły wartości chrześcijańskie, umiłowanie tradycji, szacunek dla ziemi i związanej z nią pracy oraz zrozumienie dla swych potrzeb i oczekiwań, a przede wszystkim mądrość i ogrom pozytywnych uczuć płynących zawsze ze strony Wandzi i Władysia. 


   Jedyną wadą naszych sąsiadów jest ich honorowość oraz nadmierna skromność. Nigdy o nic nie proszą, starając się wszystkiemu podołać we własnym zakresie oraz być samowystarczalnymi. A ilekroć proponowaliśmy jakąś formę pomocy przeważnie grzecznie odmawiali. Bo też prawdę mówiąc trudno być przydatnym osobom, które są tak zgrane ze sobą jak śrubki w najlepszym, szwajcarskim zegarku, a do tego wszystko potrafią i we wszelkich pracach gospodarskich mają takie doświadczenie, że nigdy nie będziemy umieć nawet jednej dziesiątej tego, co oni. A my bardzo chcielibyśmy móc się w czymkolwiek zrewanżować za ich uczynność. Na szczęście jakiś czas temu ku mojej wielkiej radości pojawiła się taka maleńka możliwość. Otóż okazało się, iż o dziwo, ma umiejętność rymowania może się naszym sąsiadom przydać. Wandzia i Władyś są osobami niezwykle rozchwytywanymi towarzysko. Uczestniczą w wielu imprezach typu wesela i imieniny. I tutaj właśnie znaleźli pole do popisu dla skromnej Oleńki. Zamawiają czasem u mnie napisanie wierszyka okolicznościowego a ja staram się zawsze jak najlepiej wywiązać z powierzonego mi zadania. Potem sąsiedzi idą w gości z odpowiednim prezentem materialnym oraz karteczką i napisaną na niej kilkunasto wersową, pogodną rymowanką jako oryginalnym dodatkiem.

   W przeszłe lata cały tłumek bliskich pracował zawsze na wykopkach ziemniaków u Wandzi i Władysia. W tym roku jednak czas wykopków mocno był przez upały spóźniony. Rodzina sąsiadów zdążyła się, niestety, porozjeżdżać po świecie i nasi przyjaciele byli pewni, iż wyjątkowo będą musieli poradzić sobie jakoś sami.  Dlatego widząc jak uwijają się pracowicie na polu bez namysłu dołączyliśmy do nich. A potem przez kilka godzin pracowaliśmy ramię w ramię walcząc z porywistym wiatrem i własnym zmęczeniem. Jednak w serdecznym towarzystwie takie rzeczy nie mają znaczenia. Panuje zgoda i harmonia. Ciężka robota okraszona uśmiechem, pogawędką, zwierzeniem, wspomnieniem, wspólnym odpoczynkiem na workach ziemniaków robi się jakby sama, mimochodem. Czas leci jak z bicza strzelił. Słońce niepostrzeżenie zniża się coraz bardziej. A rozkopane pole odsłania coraz szersze swe połaci. Człowiek posuwa się naprzód powoli. Kuca, przysiada, schyla się, podnosi, pot ociera z czoła, wzdycha, uśmiecha się do towarzyszy i wciąż zbiera i zbiera duże, średnie oraz zupełnie małe ziemniaczki, oddzielając je do różnych koszy. Te będą do jedzenia dla ludzi, te dla zwierząt a tamte na przyszłoroczne sadzenie. Ziemia pachnie spełnieniem i sytością. Wiatr zaczepnie szarpie włosami i połami koszul.
   A my uparcie robimy swoje. Między nami spacerują ciekawskie kury. Koty ocierają się o kolana. Pokładają się bezczelnie w koszach i domagają porcji pieszczot. Pies sąsiadów poszczekuje w odpowiedzi na pobliskie szczekania naszych psów, zamkniętych teraz na terenie naszego obejścia. Chwilę przedtem odprowadzić musiałam gagatków do domu. Nierozważnie bowiem wzięliśmy ze sobą na wykopki Zuzię i Jacusia. I o ile Zuzia zachowywała się bez zarzutu, to Jacuś znowu się „popisał” i w chwili nieuwagi dopadł kurę naszych przyjaciół z miejsca uszkadzając jej kręgosłup. Biedna kurka tego samego wieczoru musiała dokonać żywota, będąc zaciętą przez Wandzię, gdy jej szanse na wykaraskanie się po ataku psiego łowcy zmalały do zera. Chciałam w zamian dać Wandzi jedną z moich zielononóżek, ale wytłumaczyła mi, że ta kura i tak w tym roku poszłaby na rosół. Po prostu stało się to nieco wcześniej…

   Po skończonych wykopkach i po zwiezieniu kartofli do Władysiowej piwnicy otrzymaliśmy kilka worków drobniejszych ziemniaków paszowych dla naszych kur. Przyjęliśmy je z wdzięcznością, ale i z zawstydzeniem, bo przecież nie pracowaliśmy dla jakiejkolwiek zapłaty, ale dla chęci bezinteresownej pomocy i chociaż częściowego odwdzięczenia się za ogrom dobra, które wciąż od sąsiadów dostajemy.

   Na koniec dnia Wandzia i Władyś zaprosili nas do swej ciepłej kuchni, gdzie spałaszowaliśmy razem pyszną kolację a potem pożegnaliśmy się śmiejąc, że pewnie na drugi dzień ciężko będzie z łóżka wstać przez bóle spracowanych mięśni.

     - Czarek! Koniecznie posmaruj Olę maścią rozgrzewającą! I ty Oluniu jego też porządnie posmaruj. Mnie zaraz po kąpieli Władyś posmaruje. Połączymy przyjemne z pożytecznym i jakoś to będzie! – śmiała się Wandzia ściskając nas na pożegnanie, widząc jak niczym staruszkowie wzięliśmy się pod ramię i stękając odchodzimy w cykającą ostatnimi świerszczami chłodną ciemność wrześniowego wieczoru.
   - I dziękujemy wam serdecznie za pomoc! – zawołali jeszcze oboje a my westchnęliśmy i uśmiechnęliśmy się do siebie nic przy tym nie mówiąc. Chwilę potem doczłapaliśmy jakoś do swego obejścia i otwieraliśmy naszą skrzypiącą furtkę witając się ze stęsknionymi psami, skaczącymi na nas bezlitośnie niczym wielkie piłki lekarskie…


P.S.1
Większość imion została w tej opowieści zmieniona.
P.S.2
Wandzia i Władyś od niedawna mają Internet i podczytują niekiedy naszego bloga. Ten tekst ma być dla nich niespodzianką. Mamy nadzieję, że miłą!:-))

48 komentarzy:

  1. Mieć tak blisko siebie serdecznych ludzi, dobrych i mądrych to doprawdy wielkie szczęście. Dla Waszych przyjaciół zza miedzy ciepłe pozdrowienia ze środka Polski posyłam a Was jak zwykle mocno przytulam. ♥♥ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od początku wzięli nas pod swoje skrzydła, okazując tyle dobroci, jak gdyby najlepszą rodziną byli. Doceniamy to i nachwalic sie ich nie umiemy, bo takich ludzi naprawdę bardzo rzadko sie spotyka.
      Elusiu! Dziękujemy za pozdrowienia w swoim i sąsiadów imieniu!♥♥:-))

      Usuń
  2. Tylko westchnąć: macie niebywałe szczęście, tacy Sąsiedzi to skarb. Jak dobrze, że są tacy ludzie.
    Też pozdrawiam, z południa Polski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak uwazamy, Ewo! To po prostu bardzo kochani ludzie!
      Pozdrawiamy Cie serdecznie sąsiadko z południa!:-))

      Usuń
  3. Pięknie opisałaś, Olu Waszych sąsiadów :) Życzyłabym sobie podobnych.
    Pozdrowienia dla Was i dla Nich - serdeczne ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdemu bym takich zyczyła. Każdemu, kto potrzebuje wokół siebie zyczliwych, szczerych i dobrych ludzi. A chyba każdy potrzebuje...
      Pozdrawiamy Cie serdecznie i dziekujemy za dobre słowa!:-))♥

      Usuń
  4. Przemiła niespodzianka dla Waszych serdecznych, uczynnych sąsiadów
    I nie troskaj się Olu, że nie można się im zrewanżować tyle samo i tak samo. Czasem to tak działa, że nie Wy nam a My wam ale Wy nam a My innym, taki łańcuszek. Żebym tylko ja o tym pamiętała martwiąc się jak się zrewanżować miłej Przyjaciółce!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że przemiła...
      Tak, ja wiem, że nie mozna zawsze rewanzować sie tyle samo i tak samo. Ale chcielibyśmy by wiedzieli, jak bardzo ich doceniamy, jak bardzo sa nam bliscy. To tacy skromni ludzie a tacy WIELCY!
      A Ty o zadnych rewanżach nie mysl nawet Krystynko. Ja nie oczekuję niczego poza dobrym słowem. To szczerozłota waluta!:-))♥

      Usuń
  5. Olu, miła i pozytywna opowieść o sąsiadach. W miastach tak już nie jest :(
    pozdrawiam Was nieustająco, a teraz i pozdrowienia dla sąsiadów :)
    rena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysle, ze i w miastach mozna znaleźć takich ludzi, tylko trzeba mieć szczęście by na siebie wzajemnie trafić, by sie nie przegapić, by ludzi do siebie nie zrazić a wręcz przeciwnie - dawać im usmiech, miłe przywitanie, pogawędke. Od tego zwykle wszystko sie zaczyna.
      Dziekujemy pieknie za pozdrowienia Reno i Ciebie równiez pozdrawiamy serdecznie!:-))

      Usuń
  6. Olenko, nie potrafie nawet uformowac odpowiednich slow, wiec napisze tylko, ze dobro zawsze dobro przyciaga i dobrem sie odplaca, czego dowodem jest Wasza przyjazn z Wandzia i Wladysiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My po prostu mamy szczęście do ludzi. Juz nie raz to zauwazyliśmy i doceniliśmy. I nadal cieszymy sie i zdumiewamy tym szczęściem jak dzieci.
      Ściskamy Cie serdecznie, kochana Star i buziaki gorące zasyłamy, dziękując za Twoje zyczliwe słowa!:-))♥

      Usuń
  7. Tacy Ludzie zasluguja na kazda laurke i peany. To prawdziwy skarb miec tak serdeczne dusze w sasiedztwie, bo to gatunek wymierajacy. Teraz ludzie bardziej chca brac niz dawac. To cudowne, ze znalezliscie w poblizu prawdziwych przyjaciol.
    Moje glebokie dla Nich uklony.
    Dla Was buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda - nasi sąsiedzi zasługują na każde dobre słowo. A i tak to wszystko za mało, żeby wyrazic ogrom pozytywnych uczuć, jakie mamy w stosunku do nich. Połowa uroku tego miejsca to tacy własnie ludzie, jak oni. Bez nich byłoby dziwnie pusto. na nic piekno okolic, na nic przestrzenie, jesli nie ma sie w poblizu tak przyjaznych ludzi.
      Dziękujemy za ciepłe słowa, Aniu i pozdrawiamy Cię serdecznie!:-)***

      Usuń
  8. Wspaniała, ciepła, pełna życia opowieść do śniadania:)). Dobrze jest mieć takich sąsiadów-opoki, na których można liczyć w każdej potrzebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się Errato, ze spodobała Ci sie opowieśc o naszych sąsiadach. Jesteśmy szczęściarzami, mogąc sąsiadować z nimi.
      Pozdrawiam Cie ciepło!:-))

      Usuń
  9. pięknie tak podzielić się dobrym słowem o Ludziach. Pięknie, że dostrzegacie te gesty pomocy i życzliwości. Wielu ludzi przyjęło by je jako należne, czasem nawet bez słowa dziękuję. Życzę Wam i Waszym Sąsiadom dużo zdrowia i jeszcze wielu pięknych, wspólnych chwil.

    W życiu nigdy nie wiadomo, kto i gdzie będzie potrzebował pomocy, okazja może się trafić w każdej chwili..........

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy wczesniej nie spotkaliśmy tak serdecznych i pomocnych od początku poznania ludzi. Ich nie da sie nie zauwazyć, nie zachwycić sie wyjątkowym wobec bliźnich postępowaniem. Nigdy potem sie na naszych sąsiadach nie zawiedlismy - wręcz przciewnie - nasza sympatia, szacunek i radosc, że moglismy zamieszkać blisko nich wciaz rosną.Życzymy im jak najlepiej, Niech zyją w zdrowiu, szczęściu, dostatku i spokoju, bo zasługują na wszystko, co dobre.
      Serdecznie Cie pozdrawiam Alis!:-))*

      Usuń
  10. Jak dobrze jest miec blisko siebie takie Osoby. Szczere, pracowite, pomocne, dajace nam sile do zmagania sie z codzienna rzeczywistoscia i sprawiajace, ze czujemy sie bezpiecznie.
    Wiesz Olenko...coraz rzadziej sie takie sasiedztwa zdarzaja...

    Pozdrowienia serdeczne dla Was Wszystkich :***


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda! Pomogli nam w rak wielu sytuacjach, okazali tyle serca i niespotykanej otwartości, że czujemy sie wyróznieni przez los, mogąc mieszkać w ich poblizu. Ja wiem, że coraz rzadziej mozna spotkac takich ludzi. Tym bardziej doceniam, ze własnie nam sie to zdarzyło.Dzieki nim ta kraina oprócz urody ma także ciepłą, przyjazną duszę.
      Dziękujemy za Ciepłe słowa Orszulko i pozdrawiamy Cie serdecznie!:-)***

      Usuń
  11. To wspaniała sprawa. Ważna i na wsi i w mieście. U nas na osiedlu też istnieją takie więzi. Jedna z sąsiadek ma moje klucze i ja jej, i obie wiemy, że w razie czego możemy na siebie liczyć, że ma kto wyprowadzić psy, nakarmić koty. To jest przyjaźń, która rozwinęła się na bazie "zwierzęcej" i ogarnęła większość aspektów życia. Traktujemy się w zasadzie jak rodzina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wspaniała Aniu! To cudownie, że i na Twoim osiedlu udało Ci sie znaleźc taką przyjazną duszę, wyłuskać z tego anonimowego zbiorowiska, rozpoznac w sobie dobro i pragnienie nawiązania bliższych więzi , no i móc na siebie w tak wielu sytuacjach liczyć.Mysle, że wiele ludzi pragnęłoby tego samego, ale nie maja odwagi otworzyc się, zaufać, zobaczyc w kimś godnego oswojenia i polubienia człowieka.I nas też czasem trudno oswoić, szczególnie, jesli ktos w przeszłosći nas zawiódł...Ale zycie potrafi wymazać smutne wspomnienia i uwolnic sie od lęku. trzeba szukać takich ludzi i pozwalać im zaistnieć w swoim zyciu. dajac im wiecej siebie!:-))*

      Usuń
    2. W ogóle nie odczuwam mojego osiedla jako anonimowego zbiorowiska. Jest tu wielu interesujących ludzi, którzy - wierzę w to - interesują się sobą nawzajem i często wspierają. Czasem idzie to po linii "psiej" - ludzie znają się jako właściciele konkretnego psa, czasem kota. Niektórych po prostu prawie codziennie się spotyka na stałych trasach. Sklepik osiedlowy jest przyjazny, właściciele wiedzą, co kto kupuje, co lubi. Lepiej niż ja wiedzą, jakie papierosy pali mój mąż :) Jest zaufanie - czasem kurier zostawia dla mnie w sklepiku przesyłkę, jeśli akurat mnie nie ma w domu. Lubie to miejsce.

      Usuń
    3. Na fajnym osiedlu mieszkasz! Mogłyby wszystkie taką miec atmosferę - o ile ludzie byliby szczęsliwsi i bezpieczniejsi. No tak, ale atmosfera zalezy przecież własnie od ludzi, od ich charakterów, zachowań, potrzeb. (A jesli gdzieś w gronie tych miłych i przyjaznych zamieszkają jacyś karaluchowaci albo zbójowaci osobnicy, to juz sie robi nieciekawie.).
      Wazne, że u Ciebie jest przyjaźnie. Czyli można zrobic sobie razem taka serdeczna enklawę w wielkim mieście. To bardzo budujące, Aniu!:-))

      Usuń
  12. Fajnie, ciepło opisana para przyjaciół:) Podobno dobre ciągnie do dobrego. Co tam podobno... u Was to się spełnia. I oby to trwało i trwało, i trawało.....i trwało:)
    Pozdrowienia z pięknej późnoletniej Cieszyńskiej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oni tacy własnie są. A nawet jeszcze lepsi, bo przecież w krótkim, blogowym tekście mozna zaledwie naszkicować czyjś portret.
      Dziękujemy za ciepłę zyczenia Jaskółko i usmiech zasyłamy z Pogórza do Cieszyńskiej ziemi!:-))*

      Usuń
  13. Witajcie ,,jaworowi,, już niebawem zajrzymy do Was na dynowskie podworce ,bedziemy w pobliżu bo w Błażowej ,pozdrowcie waszych sąsiadow bo fantastyczni z nich ludzie, zresztą na podkarpaciu wszyscy tacy są pozdrawiam trejtka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błazowa rzeczywiscie nie tak daleko! na Podkarpaciu duzo jest serdecznych ludzi. Moze wynika to z tradycji, któa tu nadal jest pielęgnowana, może z dobrego, katolickiego wychowania. sama nie wiem...
      Pozdrawiamy serdecznie, Krysiu!:-)

      Usuń
  14. Piekna opowiesc...i mysle, ze Wy jestescie takimi ludzmi, ktorzy prowokuja takie a nie inne zachowanie otoczenia. I dlatego zawsze wokol Was bedzie dobro. Ja tez staram sie miec mile otoczenie wokol mnie, duzo zalezy od nas samych...dzieki temu w Wenezueli zostawilam caly szereg przyjaznych ludzi, ktorzy mnie tam reprezentuja..przeciez caly moj okres pracowniczy spedzilam tam, wszystko co mi tutaj pozwala funkcjonowac jest tam...bez "mojej rodziny wenezuelskiej" nie moglabym nic tutaj zrobic..
    wiec doskonale do mnie przemowilo to co napisalas..... ludzie sa dobrzy i zyczliwi!
    ]Twou sasiedzi beda Ci bardzo wdzieczni za ten sliczny wpis! Jacus znowu nabroil! buziaki przesylam !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staramy się tylko zauważać i docenia dobro. Ono jest zwykle skromne, nie pcha sie na afisz, nie wymaga poklasku. Jednak nalezy mu się by je dostrzec i ucieszyć się nim. W zyciu tylko dobro sie przeciez liczy.
      To wspaniale Grazyno, ze zostawiłaś w Wenezueli przyjaciół, osoby dobre i szczere. Czyli wszedzie mozna je znaleźc - nelezy tylko umieć patrzeć i zachowywac sie tak, by dobro się nas nie bało a wręcz przeciwnie - by je ku nam cos przyciągało/
      Sąsiadom sie wpis podobał. Uff! A jacus, jak to Jacuś...Oj, nie mozna mieć zaufania do niego - przynajmniej w kwestii kur.
      Pozdrawiam Cię serdecznie, Grazynko!:-))

      Usuń
  15. To skarb tacy sąsiedzi- wielki skarb.
    Pozdrów ich ode mnie!
    Niestety nie mogę napisać posta o swoich:-) a razem się wychowaliśmy!!!!
    Ale kto powiedział, że na świecie są sami święci????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozdrowię! Zresztą, oni to czytają, wiec wiedzą i pewnie sie cieszą, że nieznani a serdeczni ludzie mają ochote ich pozdrawiać.
      Twoi sasiedzi są, jacy sa. Ludzie maja prawo byc rózni!Gdyby wszyscy byli kryształowi świat byłby nudny!
      Całusy, Basiu!:-))

      Usuń
  16. Piękna opowieść o pięknych, dobrych ludziach. A jest to opowieść zarówno o Waszych wspaniałych sąsiadach, jak i o Was.
    Chciałabym umieć być dla kogoś taką sąsiadką ...
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Madziu, może jestes dla kogoś taka sąsiadką, tylko nie spojrzałaś na to jeszcze z takiej perspektywy. Mamy przecież zazwyczaj tendencję do niedoceniania siebie samych.
      Uściski serdeczne!:-))

      Usuń
  17. Nie będę oryginalna pisząc: tacy sąsiedzi to skarb! Wiem o tym dobrze, bo sama mam naprawdę niezłych sąsiadów, życzliwych i serdecznych i niezwykle to doceniam. I nawet nie próbujemy się im odwdzięczyć "po równo", bo zwyczajnie nie mamy szans ;-) Tak że nie kłopocz się, Oleńko, pewnie i Wasi sąsiedzi nie oczekują aptekarskiej wzajemności ;-))
    A Wy chyba po prostu macie szczęście do ludzi! ;-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że i ty masz dobrych sąsiadów Inkwi. Rozumiesz wiec dobrze, jaka to wartość. Jakie poczucie bezpieczeństwa i ciepła.Najbliższe otoczenie jest przez to oswojone i przyjazne.
      No oczywiście, że po równo nie ma szans się odwdzieczać. Czas daje rózne mozliwosci czynienia dobra. i na pewno nieraz cos sie jeszcze zdarzy.
      Chyba rzeczywiście mamy szczęście do ludzi. Bardzo nas to cieszy.
      Uściski serdeczne zasyłam!:-))

      Usuń
  18. Witajcie ponownie,powinnam Wam napisać, ze gdziekolwiek byśmy z moim ,,M,, nie byli na urlopie to i tak reszta tegoż urlopu upłynie w Bieszczadach, tak oboje mamy, a sami jesteśmy z kujawsko pomorskiego. Mamy na Podkarpaciu liczną rodzine a i ja swoje młode lata spędziłam w tych stronach. To są moje ukochane rewiry i tak już zostanie,zawsze do nich tęsknię pozdrawiam nocnie trejtka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Acha - ludzie z kujawsko-pomorskiego, którzy sobie w podkarpackich stronach urlopują!:-))
      Wypoczywajcie, zwiedzajcie póki ładna pogoda daje taką mozliwosc. My natomiast pracy mamy huk, Jak to na wsi. Trzeba zdązyc z sianem, drzewem opałowym, budą psią i wieloma innymi robotami jesiennymi...A zimą może nareszcie zdarzy się trochę odpoczynku!
      Pozdrawiam porannie!:-))

      Usuń
  19. Wspaniałe Oleńko to co opisałaś, aż Wam zazdroszczę. Mieszkam na niewielkim osiedlu, od ponad 40 lat, między "dziwnymi" ludźmi. Jeszcze my starzy mieszkańcy ukłonimy się sobie, zagadamy, ale jest nas coraz mniej, a młodzi? Czasem burknie pod nosem dzień dobry, a ich dzieci to już nie są tego uczeni - taka obojętność na drugiego człowieka.
    Pozdrawiam Was i Waszych sąsiadów.
    Sąsiadka Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W miastach takie zachowania, jak opisałas, to niestety raczej norma. Choć na szczęście zdarzaja sie wyjątki.Może ci młodzi muszą dojrzeć i zrozumieć jak wazni sa przyjaźni ludzie wokół. Na razie zyją sami dla siebie. na razie czas i pieniadze to dla nich najwazniejsze. Z wiekiem na pewno przejrzą na oczy.
      Trzymaj sie, Aniu i nie trać ducha. Moze przecież jeszcze wśród tych dziwnych ludzi zdarzyc sie jakaś perełka. Może ktos ma podobne do Twoich obserwacje a nie ma z kim sie nimi podzielić?
      Pozdrawiam Cie serdecznie miła sąsiadko w ten ponoc ostatni, tak pogodny dzionek!:-))*

      Usuń
  20. Wiem coś o tym - moi sąsiedzi też są wspaniałymi ludźmi! :) Pozdrawiam i zapraszam do siebie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba mówić o dobrych ludziach, że są, że jest ich duzo. Zakrzyczeć te narzekania na to, że wszyscyśmy jakoś skarleli i spodleli. Bo to przecież nieprawda!
      Pozdrawiam serdecznie!:-)

      Usuń
  21. Świetny tekst o pięknych ludziach i zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję za tak miłe słowa. I cieszę się, że wpadłaś do nas Małgosiu!:-))

      Usuń
  22. Pieknie opisalas sasiadow, wazne jest to, ze otaczacie sie tak cudownymi ludzmi.
    Szczerzy, prawdziwi, bezinteresowni a takich coraz mniej.

    Serdecznosci Kochani

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są naprawdę nieocenieni.Jesteśmy szczęściarzami, mogąc mieć ich za sąsiadów.
      Serdeczne usciski zasyłamy Ci, kochana Ataner!:-))

      Usuń
  23. Pięknie opowiedziane i wspaniali ludzie :)... !

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieśni pieśń piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost