wtorek, 8 kwietnia 2014

Pod gwiaździstym niebem Pogórza…



   

    Kilka dni temu byliśmy z Cezarym na plenerowej, nocnej imprezie u naszych młodych przyjaciół – Ani i Kuby. Wraz z gospodarzem chaty, w której obecnie mieszkają zorganizowali oni wieczorne spotkanie przy ognisku. Poza nami zaprosili jeszcze kilkoro swych dobrych znajomych i aż do późnej nocy grzaliśmy się w cieple ognia, słuchając ciekawych opowieści, muzyki gitary i bębna, głosów nocnych ptaków, pochrząkiwań dzików, porykiwań jeleni oraz poszczekiwań i popiskiwań naszych psów.
   Wokół nas, w nieprzeniknionej ciemności i tajemniczym majestacie trwały okoliczne wzgórza i lasy. Popijaliśmy domowej roboty cydr oraz słodkie nalewki na dzikim bzie i śliwkach a nad nami przeczyste niebo migotało tysiącami gwiazd…

   Wbrew powyższemu wstępowi oraz Waszym oczekiwaniom nie będzie to poetycka opowieść o subtelnej w nastroju biesiadzie młodych duchem oraz w większości przypadków i ciałem, osiedleńców. Będzie to opowieść o Julii i Romeo!
W roli Julii wystąpiła nasza Zuzia, natomiast w roli Romea piesek o wdzięcznym imieniu Puszek!

 - Ach, jakaś dziwna niecierpliwość i smutek przenikają moje serce. Gdzieś chciałoby mi się biec. Czegoś cudownego zaznać. Przebudzić się ze snu i nareszcie stać kimś innym, niż od tej pory. Czegoś mi koniecznie trzeba, ale czego…? Sama nie wiem! – rozmyślała Zuzia, niczym lwica biegnąc powabnie obok Olgi i Cezarego i zatrzymując się od czasu do czasu, by wwąchać się w jakiś szczególnie interesujący zapach pozostawiony przy drodze przez jakiegoś zwierza.

 - Chyba moja pani i pan czują, co się ze mną dzieje, bo więcej mnie ostatnio pieszczą. Pocieszają i dogadzają mi, jak tylko mogą. Nie chcą też nigdzie samej puszczać, bo pewnie się boją, że pognałabym gdzieś i się zgubiła. Pewnie dlatego zapinają mnie ostatnimi czasy na smycz. Oj, głuptasy z nich! Nie wiedzą, że zawsze odnajdę ich po zapachu i prędzej czy później wrócę? Po tym ich ukochanym, najmilszym zapachu... – westchnęła i zamerdała radośnie puszystą, białą kitą, spoglądając z miłością w twarze wędrującej z nią pary ludzi.

   Oni tymczasem idąc ostrożnie w gęstniejącym mroku rozmawiali cicho o tym, czy dobrze robią biorąc ze sobą Zuzię, Bo przecież „dziewczynka” przyzwyczajona do swobodnego biegania po górach i dolinach będzie się nudzić, siedząc cały wieczór przy nich na smyczy. A nie można ryzykować spuszczenia psiny z niej, bo jeszcze gdzieś ucieknie za psami i potem szukaj wiatru w polu. Od kilku dni tabuny „kawalerów” pojawiały się za płotem Zuzinego ogrodu. A zachwycona ich odwiedzinami psina nie miałaby nic przeciwko miłosnemu in flagranti…Dzisiejszego poranka sprytnej suczce jakimś cudem udało się zwiać i Olga zmuszona była biec za złaknioną amorów Zuzią kilka kilometrów, zanim dopadła ją w jakimś głębokim jarze i z braku smyczy przywiązała do obroży rękaw swej kurtki a potem ziając niczym miech kowalski doprowadziła beztroską uciekinierkę do domu.

   Teraz wędrowali w trójkę w stronę łagodnej doliny, skąd dochodził ich zapach ogniska, śmiechy zgromadzonych tam ludzi i piski psów. O tamtejsze psy się nie martwili, bo Odi – śliczny, wielki pies Kuby i Ani był wykastrowany. Z kolei ich suczka – Kanka to bardzo spokojna, zgodna, półgłucha ze starości psinka.
Przywitali się ze wszystkimi zgromadzonymi, ciesząc się widokiem starych znajomych i poznaniem nowych, sympatycznych, wolnych duchem wielbicieli pogórzańskiej krainy.

   Także i Zuzia wyraziła ogromny entuzjazm, bowiem nagle jej serce zabiło żywiej a w oczach zabłysły pełne nadziei iskierki. Oto pośród tej gromady roześmianych ludzi znalazła najmilszego na świecie, obiecująco pachnącego, kudłatego przystojniaka imieniem Puszek!

- Witaj piękna! – szepnał jej uwodzicielsko ten nieco mniejszy od niej piesek a potem przymknął oczy z rozkoszy, czując jej oszałamiającą, ponętną woń łamaczki psich serc.

- Witaj, o fascynujący nieznajomy! – odrzekła ona cicho i aż w głowie jej się zakręciło, gdy pieszczotliwie dotknął noskiem jej karku i ogona.

- Śniłaś mi się dzisiaj, wiesz?! Tak! Teraz pamiętam doskonale swój sen! Ujrzałem w nim Ciebie po raz pierwszy. Tak cudowną, tak słodką, jak teraz a potem biegaliśmy razem po łąkach. Tarzaliśmy się w suchych liściach. Kąpaliśmy się w strumieniach. Tuliliśmy się do siebie w sosnowych młodniakach. To zapewne sen proroczy. Pobiegnijmy Zuziu przed siebie! Odrzućmy wszelkie zbędne nawyki i sztuczne konwenanse! – kusił Puszek a Zuzia omdlewała z rozkoszy, słysząc jego podniecony, aksamitny głos.

- Pobiegnijmy! Tak, pobiegnijmy, gdzie oczy poniosą! – pisnęła ochryple i wyrwała się gwałtownie, zapragnąwszy pognać przed siebie w towarzystwie tego niezwykłeg psiego poety i wizjonera.

- Hola! Hola moja panno! A gdzież to się wybierasz? – powstrzymało ją szarpnięcie smyczy i stanowczy głos Cezarego .
 Jakby ktoś wylał jej kubeł zimnej wody na głowę! Załkała rozpaczliwie, bo w tym samym czasie pan Puszka – szczupły Grzesiek zdecydowanie odciągnął swego pieska od niej a potem zaczął prosić by na jakiś czas zamknąć Zuzię w stajni, bo Puszek strasznie się wyrywa i po prostu ciężko mu go utrzymać.

- No dobrze, ale żeby było sprawiedliwie, to za pół godziny przyprowadzi się do nas  Zuzię a na jej miejscu zamknie Puszka. No bo przecież zwariować tu można z tą parą oszalałych, rozszczekanych psów, prawda? – rzekł Cezary i pełen współczucia dla nieszczęsnej suczki zaprowadził biedaczkę do pomieszczenia dla Zimy i Kaliny – dwóch uroczych, młodych klaczy Ani i Kuby. Była chłodna, lecz pogodna noc więc konie zostały na pastwisku, gdzie ich ciała doznawały nareszcie ulgi po całodziennym ataku żądnych ich krwi meszek.

- Gdzie mnie prowadzicie! Zostawcie mnie w spokoju! Tu mi przecież dobrze! Przez chwilę byłam taka szczęśliwa, jak nigdy dotąd!  Ja chcę do Puszka! – płakała Zuzia, gdy zamknęły się za nią drewniane wrota. Znalazła się w ciemnym, wyścielonym pachnącym sianem pomieszczeniu. Unosił się tam zapach tych wielkich, przerażających zwierząt zwanych przez ludzi końmi. W kącie popiskiwała cicho jakaś myszka. A straszny, czarny pająk  uparcie rozpinał u powały swą sieć, polując na pierwsze, wiosenne muszki. 
   Przygnębiona, samotna psina położyła się tuż przy drzwiach, wciskając nos w szparę pod nimi i poszukując w kakofonii dopływających stamtąd woni, boskiego zapachu mężczyzny jej życia – Puszka. I tak! Poczuła go wyraźnie! Jej serce ścisnęła bolesna tęsknota i nie mogąc jej powstrzymać wstała, uniosła głowę ku widocznemu przez malutkie okienko księżycowi a potem zawyła głośno i rozpaczliwie.

Olga i Cezary jeszcze nigdy nie słyszeli takiego głosu u swojej łagodnej, nieco ciapowatej dotąd Zuzieńki.  Popatrzyli na siebie wstrząśnięci i zdumieni. Słysząc to bezbrzeżnie smutne wołanie uwięzionej suki wszyscy zebrani zamilkli na chwilę i wsłuchując się w te przenikliwe dźwięki, pełni współczucia spoglądali w stronę stajni.
Natomiast zapłakany po zniknięciu Zuzi Puszek naraz stanął wyprężony jak struna i nasłuchując przez chwilę wyrazistego głosu swej wybranki pokazał, na co go stać i także zawył pełną mocą. I tak przez kilka minut wyli sobie zgodnie a zgromadzeni wokół ognia ludzie sami już nie wiedzieli, czy mają się śmiać, czy płakać.

- A może pozwólcie swej Zuzi pobrykać dzisjejszej nocy!Wszak noc taka piękna i magiczna! – zachęcająco zaproponował znienacka Grzesiek.

- Przecież to już duża dziewczyna i powinna wreszcie zaznać jakichś dorosłych przyjemności. A mój Puszek to piesek na schwał. Na pewno będzie im dobrze! – kusił, obracając dookoła swego pieska i prezentując wszystkim jego liczne walory.

- Ale nam się marzy dla niej jakiś owczarek niemiecki albo golden retriever! A Puszek, oczywiście w niczym mu nie ubliżając, to zwykły kundelek!  - zawołał Cezary a Olga poparła go mówiąc, że nic z tego nie będzie, bo przecież nie chcą w swym gospodarstwie założyć psiarni! Starczy im już całej tej ogromnej hałastry zwierzęcej, którą zgromadzili do tej pory!

- No to dobrze! Ja obiecuję, że w razie przychówku wezmę od was dwa szczeniaki! Wszystkich tu zebranych biorę na świadków!– oświadczył Grzesiek i z wyzywającym uśmiechem popatrzył po zgromadzonym towarzystwie. Jego wzrok zatrzymał się na Kubie.

- No zgoda!My z Anią też jesteśmy chętni!  – ozwał się tamten z niejakim ociąganiem – Odi i Kanka są już stare a nam właściwie to przydałby się młody i silny piesek. W razie czego weźmiemy więc jednego szczeniaka Zuzi! – oświadczył a Anka przytuliła się do swego ukochanego z wdzięcznością lecz cicho pisnęła przy tym, bo zapomniała, że przecież dzisiejszego dnia zdjęto jej gips ze złamanej ręki i teraz musi być bardzo ostrożna by jej nie urazić.

- To już trzy szczenięta będą miały domy! – zaśmiał się radośnie Grześ – Wy Olu weźmiecie czwartego, żeby Zuzia miała się z kim bawić i już. No i problem z głowy!

- A jak Zuzia urodzi dziesięć psiaków?! Co z nimi poczniemy! – zakrzyknęła Olga, dziwiąc się samej sobie, że w ogóle wdaje się w takie rozmowy. Przecież do dzisiejszego wieczora, ani w głowie jej nie postało, by tego roku dopuścić swą czteroletnią suczkę do jakiegoś pierwszego lepszego psa.

- Pomożemy w adopcji! – oświadczył zdecydowanie Grześ i szukającym poparcia wzrokiem powiódł po oświetlonych światłem ogniska twarzach.

- Pewnie, że pomożemy! To na pewno będą sympatyczne i śliczne, podobne do matki szczenięta, więc nie powinno być żadnych problemów ze znalezieniem dla nich rodzin – odrzekli entuzjastycznie niektórzy z gości Kuby i Ani.

- A więc?! -  nie ustawał w przekonywaniu nas Grześ – Czy nie słyszycie jak te dwa biedactwa się męczą? Dajcie im się ucieszyć! Pozwólcie swej „dziewczynce” stać się wreszcie kobietą!

Popatrzyłam niepewnie na minę Cezarego. Ten zerknął na mnie z takim wyrazem twarzy, jakby mówił, że decyzja należy do mnie…

- No dobrze! – ustąpiłam wreszcie i nie wierząc, iż to robię wypuściłam Zuzię z ciemnicy. Ta podskoczyła wysoko i polizała mnie zamaszyście po okularach a potem pobiegła w stronę ogniska, gdzie swego Puszka odpinał właśnie ze smyczy jego pan – Grześ.

 Ach, jak wesoło zaczęły skakać wokół siebie te psiaki! Jak skamleć, piszczeć, poszczekiwać i dyszeć. Ludzie jeszcze tylko przez chwilę mieli możliwość obserwacji uszczęśliwionych zwierząt, bo zaraz potem zniknęły one w ciemności, odbiegając w stronę pobliskiego, ukrytego w parowie potoku. Tylko z daleka były jeszcze przez jakiś czas słyszalne ich podniecone, radosne głosy…

- Pójdź ma miła! Pójdź kochana
  Pobawimy się do rana!

- Chodź mój cudny! Chodź mój słodki
   Na gonitwy i pieszczotki!

- Cudna gwiazda na nas zerka…

- Tak cię pragnę, moja piękna…

A potem na długo, długo nastała wymowna cisza…

   Po kilku godzinach para kochanków powróciła zmęczona i bardzo szczęśliwa. Zuzia ułożyła się u moich stóp a Puszek tuż przy swym panu. Ognisko dopalało się spokojnie. Ktoś brzdąkał romantycznie na gitarze. Ktoś wybijał transowo rytm na bębnie obitym koźlęcą skórą. A nad nami rozmigotane gwiazdami niebo opowiadało niestrudzenie swoje wiosenne baśnie z tysiąca i jednej nocy.

Głaszcząc Zuzię i wtulając twarz w jej puszyste, mięciutkie futro westchnęłam:

- Aleś miała niezwykłe, psie sex party! Już nie jesteś moją niewinną psinusią – dodałam z lekkim żalem.

- Ale za to za jakiś czas będzie słodką mamusią! – pocieszył mnie siedzący obok Grzesiek.

- Wiecie co? Na cześć dzisiejszego, niesamowitego party moje szczeniaki nazwę Parta i Partik! – zaśmiał się patrząc z uśmiechem na swego bardzo zmęczonego psa, przyszłego ojca zamówionych przez siebie psiaków.

   Zuzia, jak gdyby na znak aprobaty zamachała wesoło ogonem a Puszek ułożył się przy niej i czule oparł głowę na jej karku. Wyglądali wówczas jak pełni wzajemnego oddania oraz miłości mąż i żona. Jakiś puszczyk zahukał chichotliwie w konarach drzew. Odległe wzgórza odpowiedziały serdecznym echem. A potem wszystko ucichło. Rozmarzone, otulone łagodnością wiosenne Pogórze zabierało się powoli do snu…

47 komentarzy:

  1. Niesamowite! To prawdziwa historia, czy fantazyja literacka?
    Myślę, że część Twoich czytelników będzie zszokowana taką lekkością podejścia do tematu .... :):):)
    Moja najwspanialsza towarzyszka życia, klacz Ilona, była krzyżówką zimnokrwisto-małopolską ( ludzie ratujcie! ), a jej syn Pasat zmieszał zimnokrwisto-małopolskość z pełną krwią angielską.( o matko jedyna! ) Obydwa były świetnymi użytkowo końmi.
    Szary Pies Piątek jest potomkiem wilczura i niewielkiej śmiesznej kundliczki, Klaus Mittwoch nosi w sobie owczarka niemieckiego z owczarkiem berneńskim.
    Śiskam Olu i życzę czterech, noo ewentualnie pięciu zdrowych, mocnych psiaków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawdziwa historia, niestety!:-) A czy nieco szokujaca? No cóż! Zuzia ma juz cztery lata a do tej pory trwałą w niewinnym stanie panieńskim. Też jej się przecież cos od zycia nalezy. Chociaz raz powinna zostać mamą - tak przynajmniej uwazamy. A potem juz bez wyrzutów sumienia będziemy mogli podjąc decyzję o jej sterylizacji.
      Zuzia jest mieszanką owczarka niemieckiego z pirenejskim. A jest tak kochana, mądra i sliczna, ze niech sie schowają czyste rasowo psy. To tak, jak w przypadku Twoich koni i psów Madziu - najwspanialsze, najkochańsze, niezapomniane,moze własnie dlatego bo zmieszały sie w nich przerózne geny.
      No ciekawa jestem, co sie okaze latem?! Czy będzie jakis psi przychówek i w jakich ilościach? Mam nadzieje, ze wówczas nasi znajomi wywiązą sie z danej obietnicy i nie zostawią nas z psiarnią na lodzie!:-))

      Usuń
    2. już się zaczęły komentarze pełne potępienia. Nie przejmujcie się.

      Usuń
    3. Dzięki za dobre słowo Madziu!***
      Każdy ma prawo mieć swoje zdanie. My też takie prawo mamy.

      Usuń
  2. Niesamowita historia :)) Jeśli macie chętnych na pieski, to właściwie, czemu nie ...... chociaż wiadomo, że zaraz może pojawić się mnóstwo argumentów przeciw. Z drugiej strony, psinka znalazła dobrego kawalera, zażyła trochę radości, pięknie to opisałaś, Olu i teraz trzeba czekać na efekt tej zabawy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie Lidko! Jakie to będą efekty?! Oby nie za wielkie! Ilosc zwierzaków w naszym gospodarstwie sukcesywnie sie powieksza! Ale wszystkie sa tu szczęsliwe i bezpieczne. Miejsca dookoła i wolności moc. Zobaczymy, jak to sie wszystko dalej rozwinie!:-))

      Usuń
  3. Co zrobisz, jak będzie ......jedenaście......... - w skarpetkach lub bez ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wspaniały tytuł książki - "Jedenastu, w skarpetkach lub bez" :)

      Usuń
    2. Zofijanko! Dziś mielismy w naszym ogrodzie gości chętnych na kolejnego szczeniaka Zuzi!A przeciez jeszcze wcale nie jest pewne, ze psina jest w ciązy:-))
      Zuzia nie jest byle jakim wiejskim kundelkiem. Wiele osób podziwia jej urodę, łągodnosć i mądrosć i mysle, ze dlatego i na jej szczenięta będą chętni. A rozmawialismy wczoraj z właścicielem matki Zuzi i pytalismy, ile zwykle rodziłą dzieciaczków. Odpowiedział, ze od pięciu do ośmiu. Nie jest więc źle!:-))

      Usuń
    3. Och! Rzeczywiście - fajny tytuł. Ja jednak zdecydowanie wolałabym "Pięciu w skarpetkach lub bez"!:-))

      Usuń
    4. Mam nadzieję, że będzie jeden i temat rozejdzie się po kościach. I tego Wam życzę....

      Usuń
    5. Ze wszystkim sobie jako poradzimy. Nie martw się Zofijanko!:-)

      Usuń
  4. Niestety..głupota do kwadratu i brak wyobraźni.Tyle kundelków umiera w cierpieniach albo gnije latami w schroniskach a wy bezmyslnie i nieodpowiedzialnie je produkujecie....A gdyby suczka była wysterylizowana ta opowieść mogłaby być naprawdę piękna.żal...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety... musiałbym zniżyć się do poziomu piszącego by użyć adekwatnych epitetów do określenia jego stanu umysłu i na dodatek popisującego się Anonimowy. Więc na tym poprzestanę. A może niezbyt wiele wiesz o nas i naszym stosunku do zwierząt. My w odróżnieniu dokładnie znamy sytuację zwierząt przetrzymywanych w schroniskach. Nieodpowiedzialna jest wypowiedź piszącego Anonima, który bez zastanowienia powtarza nie do końca zrozumiane, sztampowe szacowania medialne. A gdyby żyrafa zjadała lwa to pewnie trafiłaby do takiego schroniska i gdyby każde zwierzę byłoby wysterylizowane to wkrótce nie byłoby kotów i psów na tym świecie. Żal... to jest bezwzględne narzucanie drugiej osobie opinii niedostatecznie zrozumiałych i forsowanie ich z niespotykaną zajadłością. Opowieść jest naprawdę piękna i na swój sposób romantyczna, a przecież by nie powstała bez ukochanej Zuzi i jej amorów miłosnych. Same nieścisłości. Trudno tego nie zauważyć, lecz jak widać nie dociera do ludzi przyjmujących tylko papkę medialną w sposób bezkrytyczny. Rozumiem, że chcesz zachować anonimowość ze względu na treść wypowiedzi i szkalujące określenia. A może jednak podpiszesz się Nickiem po kolejnych obelgach.

      Usuń
    2. Cezary, z całym szacunkiem, mimo, że nie popieram wypisywania anonimowych komentarzy pod postami, to anonim ma rację w kwestii pękających schronisk. Fakt, że schroniska są pełne psów, które tam wegetują, a nawet cierpią nie jest sztampowym szacowaniem medialnym tylko niestety rzeczywistością. Sama, ile razy jestem we wrocławskim schronisku idąc do kocich pawilonów przechodzę obok tych z psami. Są wciąż pełne, bardzo pełne. Za każdym razem serce mi pęka, bo wiem, że dopiero pies ze swoim domem, ze swoim panem jest szczęśliwy. Może znasz działalność naszej blogowej koleżanki Ori z Domu Tymianka. Ona często ratuje psy z jak to nazywa "psich piekieł". To straszne miejsca.
      Nie ma się co martwić wizją, że wszystkie zwierzęta będą wysterylizowane i nie będzie psów na świecie. Wierz mi, a siedzę w kocim "interesie", że to u nas w Polsce jeszcze długo nie grozi. Wręcz przeciwnie, fundacje i schroniska pękają w szwach, szczególnie w lecie, kiedy to pojawiają się owoce wiosennych amorów.

      Podjęliście decyzję trochę pod wpływem chwili, ale jak rozumiem była ona konsekwencją już wcześniej podjętej, że Zuzia raz urodzi. Przeczytałam wszystkie odpowiedzi Olgi i we wszystkim się z nią zgadzam, choć musiałam sobie to ułożyć w głowie. Jesteście ludźmi odpowiedzialnymi i kochającymi zwierzęta, więc akurat dzieciom Zuzi będzie się powodziło świetnie, bo zadbacie o to. Nie wyczystko da się wykalkulować, no a niewątpliwa radość z obcowania z małymi kluseczkami to jest coś czego Wam autentycznie zazdroszczę.
      Z wielką ciekawością będę wypatrywać wieści o przyszłej mamie, no i mam nadzieję, że pozwolicie nam na podglądanie psiej rodzinki na wielu, wielu zdjęciach.
      I jeszcze jedno: nie byłabym taka pewna, czy dziewczyna zaciążyła. My, w swoim czasie, też chcieliśmy, aby nasza sunia miała raz szczeniaki i niestety ani razu nie udało się jej zajść w ciążę, mimo, że bardzo się staraliśmy, a piękny kawaler był tuż za płotem, u sąsiada.
      No i jeszcze jedno: Rufi był jednym z dwunastu szczeniaków, jakie urodziła jego mama goldenka... :)

      Usuń
    3. GosiAnko! Z tymi kotami, to też nie do końca jest prawda, Chciałam przed paru laty przygarnąć dwójkę a może nawet trójkę kociąt. Sprawa wyglądała na prostą, ale jak się okazało schody ciągnęły się aż do nieba... Oferowałam mieszkanie na strychu wyłożonym słomą na wysokość dwóch metrów (jestem alergikiem i koty nie mogą wchodzić do mnie do domu), codziennie sucha karma (dobrej jakości) + "ciepły garnek" czyli posiłek na gorąco + mleko. Wydawałoby się, że nie powinnam mieć problemów, ale w okolicy (mieszkam na wsi) nikt nie miał kociąt, bo wszyscy preferowali kocury, a kiedy zaczęłam szukać dalej... Po pierwsze kocięta oferowano tylko do domów "niewychodzących", po drugie z umową adopcyjną i straszeniem, że jeśli kota na wizycie poadopcyjnej nie znajdą w super stanie, to mi pokażą gdzie raki zimują, Najpierw pomyślałam, co mi tam zjeść ich nie zamierzam tzn kociąt to niech sobie sprawdzają, ale druga myśl zadała mi pytanie, a co jak mi któryś z kociaków zginie, co się na wsi przecież zdarzyć może? Potem jeszcze przepytano mnie czy posiadam odpowiednie oszczędności w razie kosztownego leczenia, które przecież może sie zdarzyć. Nie miałam 2-3 tysięcy odłożonych na ten cel , więc się nie załapałam na kota. Ciekawe, że nikt nie pyta przyszłych rodziców czy mają zgromadzone odpowiednie środki by utrzymać przyszłego potomka? Zrezygnowałam, następne rozmowy już były prawie sfinalizowane, kiedy zażądano ode mnie wysterylizowania wszystkich kociąt. Mieszkam na wsi 19 lat, przez cały ten czas zawsze w domu była co najmniej jedna kotka, czasem równolegle były dwie i doczekałam się tylko trzech miotów kociąt, które rozeszły się na pniu. Nie stosowałam u moich kotów żadnych środków antykoncepcyjnych a mimo tego nigdy się nie doczekałam słynnego "co rok prorok". Wydawanie w takiej sytuacji kroci na zabiegi sterylizacyjne, wydało mi się bez sensu. Nie chcę wrzucać wszystkich do jednego worka, ale może kotów w schroniskach i przytuliskach jest tak dużo, bo rygory ich adopcji są wygórowane? W końcu znalazłam moje kociaki w małym miasteczku kilkanaście kilometrów ode mnie. Koty mieszkają z nami, mają się świetnie a ja ile razy na nie patrzę, cieszę się, że mogą hasać do woli a nie siedzieć całymi dniami na parapecie "niewychodzącego domu".
      Olgo! To Wasz pies tzn suka i wy macie pełne prawo decydować czy chcecie ją rozmnażać czy nie. Jesteście odpowiedzialnymi ludźmi i nie widzę żadnego powodu by rozdzierać już zawczasu szaty. Jeszcze nic się nie stało, jeszcze nie wiadomo czy psina "zaciążyła" a już znaleźli się tacy co widzą jej szczeniaki wychudzone i uwiązane na metrowym sznurku. Siła mediów jest niesamowita jak widać na załączonym obrazku ;)
      Post bardzo urokliwy, przeczytanie sprawiło mi ogromną przyjemność. Podoba mi się, że płyniecie spokojnie z nurtem waszej rzeki, nawet jesli jest to niepoprawne politycznie ;)))
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
    4. Zosiu, gdzie ja napisałam coś o kotach, by mi pisać, że to "nie do końca prawda"?
      To blog Olgi, więc nie wypada mi tu z Tobą dyskutować. Napiszę tylko, że wiele jest w Twoim tekście niezrozumienia tego jak działają ludzie, którzy pomagają kotom znaleźć swoje domy, a przede wszystkim tego czym się kierują. Wystarczyło pójść do pierwszego lepszego schroniska gdzie dziesiątki, czy setki kotów czekają na adopcję i stamtąd wziąć. Nie ma tam żadnych rygorów, przychodzisz z kontenerkiem i bierzesz wybranego kota. Za kociaka się nie nie płaci, a za dorosłego kota, który jest zaszczepiony, zaczipowany i generalnie przygotowany medycznie 15 zł (pewnie to różnie wygląda w różnych schroniskach).
      Fundacje starają się zabezpieczyć swoich podopiecznych jak najlepiej. Dokładnie tak, choć w nieporównywalnie mniejszym stopniu, jak w przypadku adopcji dzieci.
      Oczywiście, że trzeba mieć pieniądze, aby kota karmić, bądź w razie potrzeby leczyć (czy to nie oczywiste?), ale nikt nie żąda takich pieniędzy! Pada tylko pytanie czy stać panią na kota, którego przecież trzeba karmić, odrobaczać, zabezpieczać przeciw pchłom, szczepić a na to trzeba mieć środki. Oczywiście, że jest wymóg wysterylizowania kota, po to, aby dać szanse tym już urodzonym, w schronisku i zapobiec nadmiernemu rozmnażaniu i późniejszej bezdomności, chorób i cierpienia kociaków. Kotka zazwyczaj rodzi 2 razy do roku i to nie jest jakiś wymysł, tylko fakt. Obserwuję to choćby u nas w mieście na działkach. Jaki jest los tych kociąt można poczytać często u mnie. Nie rozchodzą się na pniu - zapewniam cię. Moja znajoma ze wsi po prostu topi kolejne mioty co roku i nie da się za nic przekonać, aby zaprzestała tego okrutnego procederu, mówi, że na wsi zawsze tak było i koniec.
      Sterylizację można przeprowadzić taniej w czasie akcji sterylizacyjnych, nie kosztuje ona majątku, ale może właśnie po to jest to pytanie o to czy stać kogoś na kota, by i w razie choroby, wypadku (o który łatwiej jak kot wychodzi) móc go leczyć oraz by mógł jednorazowo ponieść koszt zabiegu.
      Ciekawe, co będzie z twoimi trzema, które masz u siebie. Jeśli to kocury to po prostu chodzą po okolicy i zapładniają kotki, a reszta już ciebie nie obchodzi. Kocur może w ciągu jednego roku przyczynić się do urodzenia wielu, wielu miotów, ktoś wyliczył, że 100 kociąt. Zadbasz o nie wszystkie? Jeśli kotki będą rodzić co rok, bo taka jest ich fizjologia. Za dużo mam do czynienia z kocim nieszczęściem, abyś mnie przekonała, że koty mają cudowne życie na wsiach, że powinno oddawać się je byle komu nie sprawdziwszy warunków w jakie idą. Za dużo poświęcam czasu, pieniędzy i serca aby je leczyć, odkarmiać, zabezpieczać medycznie, szczepić, abym mogła ci współczuć jak miałaś ciężko z adopcją. Ktoś oddał ci te koty nie interesując się podstawowymi sprawami. Ja tak nie robię, bo wszystko co robię, robię kierując się przyszłym dobrem kota i to jest dla mnie najważniejsze.
      A jednak się rozpisałam. Przepraszam, Olgo! Już nie będę. :)

      Usuń
    5. I co ja biedna narobiłam?! Napisałam, wydawałoby się, niewinny, wiosennie romantyczny tekst a wywołałam nim tak zażarte, powazne dyskusje!:-))
      Kochane dziewczyny! Wszystko ma swój awers i rewers. Najlepiej byłoby wypośrodkowac, bo każdy ma swoje racje.Szanuję Wasze zdanie i cieszę się, że w tak zaangazowany sposób podeszłyście od tematu! Dziekuję Wam za to z całego serca!***

      A my z Cezarym rzeczywiscie jestesmy dosc niepoprawni politycznie, Może to dlatego, ze mieszkajac jakis czas w Australii nabraliśmy świezości spojrzenia na pewne tematy oraz odwagi by byc sobą i smiało wyrażac nawet niezbyt popularne opinie. Chcemy zyć po swojemu i robimy to (choc nie zawsze jest łatwo!) będąc tutaj na wsi.

      Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i ciepły usmiech zasyłam z małej, podkarpackiej wioski!:-))

      Usuń
  5. Jejku, będą młode, jak Ty się z nimi rozstaniesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesli będą młode to większosc na pewno zamieszka na moim Pogórzu a więc będę z psiakami mieć stycznośc i mieć na bieżąco informacje jak sie rozwijają. Ale ile sie ich urodzi, czy w ogóle Zuzia urodzi, to sie okaże za jakis czas!:-)

      Usuń
  6. Olenko, Cezary, historia milosna Zuzi jest tak pieknie opisana, ale... mysle, ze postapiliscie troche nieodpowiedzialnie. W tym przypadku musze zgodzic sie z Anonimem, choc zazenowana jestem jego tchorzostwem i niechecia do podania chocby nicka. Pozwoliliscie sie namowic Grzeskowi, ktory chcial rozrywki dla swojego psa, badz nie chcialo mu sie szarpac z podekscytowanym kawalerem. To, ze obydwa psy zalosnie wyly, nie powinno Was sklonic do ustepstwa. Ja rozumiem chec posiadania slodkiego szczeniaczka od tak pieknej i madrej mamy, ale czy wszystkim chetnym na ten swiezy towar rzeczywiscie chodzi o wziecie pod dach psa-przyjaciela, czy wlasnie o slodkiego szczeniaczka? Bo co, ten ze schroniska, ktory zycie by oddal za ich milosc, ktory bylby dozgonnie wdzieczny za prawo bronienia i pilnowania ich dobr za miske strawy, to naprawde cos gorszego? Zdajecie sobie sprawe, ze dzieki Waszym szczeniakom ten pies ze schroniska mogl stracic szanse na zycie?
    Dopuszczanie na swiat kolejnych kundelkow jest chyba troche nieprzemyslane.
    Wybaczcie, musialam napisac, co mysle. Nie moglam po prostu przyklasnac i ucieszyc sie z przyszlego przychowku.
    Zdajecie sobie sprawe, co stanie sie, jesli nie uda Wam sie dla wszystkich szczeniat znalezc domu? Suka moze ich urodzic kilkanascie, co wtedy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu! O tym, by wreszcie dopuścić Zuzię do psa rozmawialiśmy z Cezarym już od dłuższego czasu. Uważamy, że Zuzia ma prawo przynajmniej raz zaznać radosci macierzyństwa. I po prostu nie chcielibyśmy też by jej ród zaginął. Nie było tylko odpowiedniego kandydata a moze to my byliśmy zbyt co do niego wybredni. Aż wreszcie tamtego pieknego wieczoru los, impuls, poczucie że to właściwy czas a wreszcie instynkt zadecydował i stało sie, co sie stało.To nie Grzesiek (skądinąd bardzo mądry i odpowiedzialny człowiek, który swojego psa - przyjaciela wziął kilka lat temu ze schroniska) zdecydował i beztrosko nas namówił. Jego słowa były tylko tą ostateczną kropką nad "I". Także oba psy Ani i Kuby są wzięte ze schroniska, ale oba są już bardzo stare i lada chwila nieubłagany czas każe im odejsc na wieczne łąki. Dlatego Ani i Kubie potrzebny jest nowy, wesoły, czujny szczeniaczek. Bardzo podoba im sie Zuzia (jak zresztą wszystkim naszym znajomym) i zapragnęli by wziac jej szczeniaczka. Była to spontaniczna decyzja, ale to odpowiedzialni, młodzi ludzie, którzy bardzo dobrze traktują swoje zwierzęta.

      A co do Twojej sugestii, że przez naszą decyzję o pozwoleniu Zuzi na zajście w ciąże jakis piesek ze schroniska stracił szansę na dobre zycie, to jest to trochę demagogiczny lub też nieco dziecinny argument. Kojarzy mi sie to tak, że pewnie nie powinniśmy z czystym sumieniem jeść niczego poza suchym chlebem, bo gdzies tam w Afryce ludzie głodują. Czy mam sie wyrzekać sera do chleba tylko dlatego, że Afrykańskich nieszczęsników na niego nie stać?A czy Ty sama aż tak solidaryzujesz sie z dziećmi z krajów trzeciego świata?!

      Będziemy kochać szczeniaczka Zuzi bo będzie pełnoprawnym członkiem naszej rodziny.Jesli nie uda sie rozdać dobrym ludziom wszystkich pozostałych szczeniaków ( bo naprawdę nie zamierzamy dawać im byle komu - tylko tym, co do których mamy pewnosc, że zapewnią pieskom dobre warunki i będą je traktować z szacunkiem i miłością) to zostana tutaj z nami. Mamy tu dosc miejsca aby mogło zamieszkać z nami nawet kilka piesków. Jest wielki ogród. Duży dom i stajnia.A my podzielimy sie z nimi przysłowiową ostatnią kromką chleba.
      Zuzia, choć jest tak pieknym i szlachetnym pieskiem jest też kundelkiem (połaczenie owczarka pirenejskiego z niemieckim). Mieszance częstokroć są lepszymi, mądrzejszymi, wierniejszymi i milszymi psami niż te rasowe. I wiele osób wcale nie pragnie tych rasowych arystokratów lecz właśnie swojskich, przyjaznych, odporniejszych na choroby mieszańców.
      Och, strasznie sie rozpisałam, ale niebacznie sprowokowałaś mnie Aniu swym komentarzm do rozwinięcia tematu!

      I jeszcze na koniec mej wypowiedzi chciałabym podkreslić, ze człowiek potrzebuje w zyciu odrobiny dozy szaleństwa, ryzyka, nowych wyzwań i pójścia za głosem serca. Zycie to nie poukładana od A do Z nudna tabela. Musi byc w niej miejsce także na niespodzianki i na pozór dziwne zachowania. Uroda zycia polega na tym, by móc byc w nim czasami wolnym i spontanicznym. To dotyczy i nas ludzi i naszych przyjaciół - zwierząt!

      Pozdrawiamy Cię Aniu ciepło i jak zawsze wdzieczni jestesmy za Twoją szczerosć!:-))

      Usuń
    2. "...rzeczywiście chodzi o wzięcie pod dach psa-przyjaciela, czy właśnie o słodkiego szczeniaczka"
      No cóż, myślę, że kiedy rodzice decydują się na posiadanie dzieci to też raczej myślą o słodkim niemowlęciu a nie o wrednym i odszczekującym się nastolatku. Na szczęście tylko mały procent nastolatków i dorosłych psów ląduje na "bruku" ;)))))

      Usuń
    3. Naprawdę? Może poczytaj trochę co się dzieje w Polsce choćby na wakacjach. Ile psów ląduje na ulicy, porzuconych przy drogach bądź przywiązanych do drzew w lesie. Polecam ci blog http://pelnialatawdomutymianka.blogspot.com/ tak dobrze to widać. Ania niestety dobrze mówi.

      Usuń
    4. Aniu piszesz,że dopuszczanie kolejnych kundelków jest nie przemyślane,a ja się pytam czy dla tego ,że to nie psy rasowe??Właściciele rasowców robią to i jakoś nikt im tego nie wytyka,a robią to tylko z jednego powodu ..typowo handlowego.Kundel przywiązuje się i kocha tak samo jak i pies rasowy.Mam wielu znajomych ,którzy maja psy rasowe.jedni kupili z tego względu bo chcieli mieć psa,a kundla było by wstyd inni bo dzieci chciały,a jak się dzieciom znudził to wydali rodzinie na wieś,a wiadomo pies rasowy nie jest tak odporny jak kundel i jeżeli nie zapewni mu się odpowiednich warunków nie da sobie rady.Każdemu kto kupił psa rasowego powinno się wytykać ,że nie wziął psa ze schroniska,a tego się nie robi.Niedaleko nas też jest schronisko i jest tam sporo psów rasowych,ale żeby wziąć psa trzeba spełnić wiele wymogów,a do tego zapłacić 200 zł.i postawić kojec więc większość rezygnuje.Ja mojego psa wzięłam od sąsiada z drugiej ulicy.Michalinka miała 2 lata i chciał ją zabić bo ugryzła jedno z dzieci.Zresztą wcale się jej nie dziwię bo maltretowały ją strasznie.Nie lubi dzieci do dziś.Więc jeżeli przyjeżdża do nas ktoś z dziećmi muszę ją zamykać.Ja nie wstydzę się,że mam kundla.jest bardzo mądry i oddany .Ma 11 lat i mam nadzieję,że jeszcze długo z nami będzie ,a maluchy po Michalinie będą tylko nam o niej przypominały.

      Usuń
    5. Myslę Brydziu, że Gosia nie ma nic przeciwko kundelkom a tylko przeciw nieszczęściu, które je spotyka za sprawą okrutnych czy też bezmyslnych ludzi. Sama też miałąm w zyciu wiele kundelków i wszystkie były cudowne! Wszystkie przygarniałam z ulicy i dożywały u mnie do późnej starości w szczęściu i zdrowiu.

      Rzeczywiście, coś w tym jest nieuczciwego, że właścicielom psów rasowych wolno je rozmnażać( i oczywiście czerpac zyski z ich hodowli) natomiast zwykłe Burki, jak jakieś psy drugiej kategorii juz takich praw nie mają, choc w niczym nie są gorsze od tamtych. A do schronisk trafiaja przecież i kundelki i rasowce, bo nie jakość piesków ma wpływ na ich los, ale serca ludzkie, które bywaja równie nieczułe i okrutnie bezmyslne dla psich arystokratów i gminu.
      Wieloma sprawami rządzi niestety rozdęta biurokracja i duże pieniądze a strefy wpływu róznych lobby sięgają nawet tam, gdzie powinny rządzic tylko dobre serca i bezinteresownośc.Niedawno Pantera pisała o sprawie domów opieki dla staruszków, w których .ludzkie hieny czerpia zyski z ich nieszczęścia i niemocy. Obawiam sie, ze podobne sytuacje maja także często miejsce w niektórych schroniskach dla zwierząt, które są przecież jeszcze bardziej bezbronne niż starcy!

      Dziewczyny! Zosiu! Brydziu, Aniu! Każda z nas ma wiele zwierząt domowych. Kochamy je i otaczamy opieka, szacunkiem i czułością. Są z nami szczęsliwe. Mają prawdziwy dom i ludzi, którzy są im przyjaciółmi, rodziną. I to jest najwazniejsze. I to nas łączy. Miłosc i dobro zawsze są najwazniejsze. Te w najprostszym, codziennym wydaniu...

      Usuń
    6. Piszac, ze suka "ma prawo zaznac macierzynstwa", ba ze powinna co najmniej raz w zyciu miec szczenieta, bo to dla jej dobra, ludzie kieruja sie ludzkimi przeslankami. Dla suki szczennosc to cos innego niz macierzynstwo dla kobiety. Wystarczyloby zwierze w odpowiednim czasie wykastrowac, zeby nie tylko zdusic w nim instynkt prokreacyjny, uchronic przed wynikajacym z niego stresem, ale i zapobiec wielu chorobom dotykajacym niewykastrowane zwierzeta. Ze nie wspomne o powlywaniu na swiat nowych istnien, z ktorych niewiele znajdzie odpowiedzialne domy.
      Tak sie oburzacie wymogami schronisk i oplatami w przypadku adoptowania zwierzecia. Wiadomo jednak, ze to, co kosztuje, bardziej sie szanuje. A szczeniak z "drugiej wsi" - latwo przyszlo, latwo poszlo. Nie wszyscy traktuja powaznie misje przyjecia pod dach czworonoznego czlonka rodziny. Pomijajac kwestie, ze schroniska tez musza z czegos utrzymywac nieprzerwany strumien nowych lokatorow, takich "za darmo, z drugiej wsi", bo przeszkadzaly w planach urlopowych.

      Usuń
    7. Mieszkańcy wsi nigdy nie wyjeżdżaja na urlopy własnie ze względu na swoje zwierzeta. Opieka nad nimi to dla nich (i dla nas zresztą też) priorytet. A poza tym myslę, że w wiekszosci przypadków zwierzeta na wsi czuja sie o wiele lepiej niz w najlepszym nawet schronisku. Jest tez coraz mniej jest przypadków przetrzymywania psów na łańcuchu. Te pozytywne zmiany zachodza wręcz na naszych oczach (nawet sąsiedzi, którzy kilka lat temu trzymali swego psiaka na lince, nie zastanawiając sie za bardzo nad tym czy to humanitarne czy nie, teraz pod wpływem obserwacji naszej szczęsliwej Zuzi oraz po wprowadzeniu nowej ustawy o ochronie praw zwierząt zbudowali mu duzy wybieg i piesek biega wolno. A dlaczego był w ogóle trzymany na lince? Z troski o niego, bowiem kiedys biegajac wolno wydostał sie poza obręb gospodarstwa i omalże wpadł pod przejeżdżajacy samochód.
      Nie powinnismy oceniać zwierząt w kategoriach ludzkich, ale nie powinniśmy tez być zanadto kategoryczni i nieprzejednani w swych ocenach cudzego postepowania. Ostatecznym miernikiem wszystkiego jest dobrostan zwierzęcia - zarówno fizyczny, jak i psychiczny oraz bliska wieź z właścicielem.
      Oczywiście, ze schroniska musza się z czegos utrzymywać, jednak częstokroć wymogi, jakie mają w stosunku do chętnych na adopcję zwierząt przewyższaja ich mozliwosci i ostatecznie zniechęcaja do adopcji. Ludzie są biedni i musza liczyć sie z każdym groszem. Podziela sie z psem ostatnią kromką chleba, ale nie pojadą po niego daleko, bo dojazd kosztuje. Ode mnie do najbliższego schroniska jest około 50 km. A ludzie stąd rzadko gdzie sie ruszają. Ot tyle, by pozałatwiać jakieś ważne sprawy w mieście i czym prędzej wracać do swojej roboty i do zwierząt. Gdy gospodarze chcą mieć psa, czy kota biorą go od sąsiada czy kogos mieszkajacego w miarę blisko.Ludzie pomagają sobie wzajemnie w tej kwestii i jesli ktoś ma problem z nadmiarem szczeniaków czy kociaków rozpuszcza sie wici wśród dalszych znajomych i prędzej czy później znajduje sie jakis chetny na nie.
      Zwierzeta na wsi przewaznie nie są traktowane jak dzieci, jak zywe maskotki i domowe pieszczoszki. Jednak zazwyczaj szanuje sie je i ceni za ich uzytecznosć i przywiązanie do właścicieli. Wykonuja tu one kawał dobrej roboty strzegąc gospodarstw,pomagając zaganiać bydło na pastwiska, uwalniajac gospodarstwa od myszy i innych gryzoni. Za to dwa razy dziennie dostają miskę godnej strawy. Sa pieszczotliwie potarmoszone za uszko czy czule poklepane po głowie i tyle. Ale to wystarcza. Trwa symbioza ludzi ze zwierzetami. Oczywiscie zdarzaja sie wyjątki od tej reguły.I zdarzaja sie wśród gospodarzy nieczuli, brutalni ludzie, którzy traktuja swoje zwierzeta okropnie. Ale przecież w mieście jest to samo! Co sie dzieje we wnętrzach miejskich domów? Dlaczego tyle okaleczonych, skrzywdzonych zwierząt snuje sie po ulicach miast? Tu na wsi, nawet te, które z jakichś względów straciły dom są dokarmiane przez dobrych gospodarzy. Zawsze znajduja przytulisko w jakiejś stodole czy stajni. A w miasteczku wpuszcza sie je do piwnic i na klatki schodowe, wystawiając tam dla nich miski z mlekiem (sama to widziałam!). Ludzie nie są źli a to, iż w wiekszosci są bardzo wierzący nie przeszkadza w dobrym traktowaniu zwierząt. Wprawdzie większosc z nich uważa, że zwierzę ma pełnic role słuzebną wobec człowieka, że to istota podlegajaca jego władzy, ale jako taka wymaga jego opieki i dobra człowieka. Bo to zywe a wszystko, co zywe jest godne uszanowania i odpowiedzialnego traktowania. Takie zachowanie wynika takze z ich głebokiej wiary. Rozmawiałam na ten temat z kilkoma gospodarzami i w prosty sposób wyjasnili mi swoje ludzkie podejscie do zwierząt.
      Aniu! Moze ja jestem zbyt naiwna i widzę to, co chce widzieć. Moze i tak, ale wole wyłuskiwać z otaczajacej mnie rzeczywistosci dobro niz zło. Pisać o nim, doceniać je i cieszyć sie, iz istnieje w tym naszym zwariowanym, przeżartym biurokracja, korupcją, fałszem i znieczulicą świecie.

      Usuń
  7. Czy opowiadałam Wam, jak suka ( nie moja ) zgwałciła mojego psa.
    Podkopała się pod ogrodzeniem i zgwałciła go, i to w taki sposób, że musiał interweniować lekarz weterynarii.
    Po powrocie od lekarza- wieczorem- zrobiła to jeszcze raz- ku mojej rozpaczy. W końcu musiałam zamknąć psa w altanie.

    Sukę ukradł pewien gość, a ona w zamian za użyczenie dachu nad głową i michę - oszczeniła się - szt. 11, chociaż pewien trunkowy gość widział nawet 14 - 7 suk i 7 psów....
    Pewnych rzeczy nie można przewidzieć.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Zofijanko! Opowiadałaś mi to kiedyś! Niesamowita historia a ta suka jak z jakiegos koszmaru!

      Zgadza się - pewnych rzeczy nie mozna przewidzieć, ale i przewidywać wszystkiego nie trzeba. Niech zycie sie toczy swoim trybem a my podejmujmy wyzwania. Bierzmy siez tym zyciem za bary, nie martwmy sie na zapas i umiejmy sie cieszyć tym, co jest, nie smucąc sie zawczasu tym, co niepewne i niewiadome.Umiejmy być spontaniczni i dostrzegać dobro nawet w na pozór niosących zagrożenie rzeczach. Najwięcej w tym zyciu zalezy wszak od naszego podejścia do zycia. To my malujemy je w pogodne bądź smutne barwy...A przecież jest w nas dosc siły i mądrości by sobie z wieloma sprawami doskonale poradzić i umieć być mimo wszystko szczęśliwymi!***

      Usuń
  8. Olgo Ty jednak masz dar...pięknie opisujesz wszystko co się wokół Ciebie dzieje.Piszesz,że Zuzia ma 4 lata. Ha!! Moja Michalinka w kwietniu skończyła 11 i właśnie tydzień temu pierwszy raz została mamą.To dopiero było wydarzenie.Zakochała sie na amen w rottweilerze sąsiadów i to takim 2 latku.Uciekła ,któregoś dnia i teraz mamy przychówek.Pięć maluchów czysty tatuś ,a dwa chyba za dziadkiem,a nasza Michalinka to taki mieszany wilczurek.Po prostu wiosna i już,Dwa psiaki zostaną u nas,a dla reszty na pewno znajdziemy dobrych opiekunów,chociaż chętnie zatrzymałabym te wszystkie kluseczki u siebie.Wszystkiego dobrego dla Zuzi i uściski dla Ciebie Olgo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziekuję Ci Brydziu za tę zyciową, szczerą opowieść! Tak to jest, ze czasami na pewne rzeczy nie ma rady i trzeba przyjąc rzeczy takimi, jakie są a nawet umiec sie nimi cieszyc, tak jak Ty to Brydziu robisz..Twoja sliczna psina sie zakochała i została dumna mamusią słodkich kluseczek! I to jest dla mnie piekne!
      Żyjąc na wsi zyjemy w bliskim kontakcie z naturą i podlegamy jej prawom. I to, co dla nas jest normalne i naturalne często dla ludzi z miasta jest niezrozumiałe, wstydliwe a może i nieodpowiedzialne. Tymczasem wiosna miesza ludziom i zwierzakom w głowach a miłośc żądzi!I to potrafi być wspaniałe! I samo zycie też!
      Dziekuję za Twoje ciepłe słowa Brydziu i miłe życzenia! Tobie, Michalince i Waszym słodkim szczeniaczkom-kluseczkom duzo radosci codziennych życzę!:-))***

      Usuń
  9. Wiesz, siadłam sobie przy tym ognisku i słuchałam i widziałam to niebo te odgłosy i cydru bym się napiła, ale nie dało rady bo byłam tam tylko duchem. Piękna opowieść i cudowna wiosenna miłość. Masz wielki talent Olu. Po prostu tam byłam gdy czytałam i widziałam i czułam i chyba słyszałam. Ciemność za plecami las i gwiazdy które są tak blisko, że wystarczyłoby by rękę wyciągnąć i dotknąć, niby bliskie ale dalekie.
    Ognisko ludzie, rozmowy śmiech i muzyka żywa przenikająca serce muzyka.
    Dziękuję za to przeżycie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie się ciesze Elu, ze tak to odebrałaś! To były naprawdę piekne, magiczne chwile. I ludzie i psy byli po prostu szczęsliwi. Rzadko zdarzaja sie w zyciu momenty takiej pełni, spokoju, jednosci z naturą. Chciałam to opisać takze po to, by podzielić sie z Wami tymi doznaniami.Własnie po to zamieszkalismy z męzem na tutejszym końcu świata by doswiadczać takich chwil, by czuć sie swobodnie, szczęsliwie i by w pełni doceniać cud zycia!:-))***

      Usuń
  10. A było to tak: nikt nic nie podejrzewał, moja mama spakowała dwoje swoich dzieci, ich koleżankę oraz naszą suczkę o imieniu Kuba ( bo miała być psem, według zapewnień górala) i suczkę koleżanki. To całe towarzystwo pojechało z Krakowa pociągiem do Stada Ogierów w Sierakowie, na północ od Poznania.Były wakacje, mieliśmy jeździć konno i pływać w jeziorze. Po trzech tygodniach Kuba powiła sześć szczeniaków w skarpetkach i bez ( Zofijanno, pięknie powiedziane). Były to kundle całą gębą i ogonem. Wracaliśmy też pociągiem, Kuba leżała na siedzeniu i karmiła szczeniaki. Wparował konduktor i aż mu czapka spadła: - co mi tu Pani psie przedszkole urządza! - jak nie wrzasnął do mojej mamy, ale psów nie śmiał ruszyć na szczęście . Chyba uznał moja mamę za wariatkę, bo kto podróżuje z trójką dzieci i ośmioma psami? Wszystkie szczeniaki znalazły dom, jeden został zwrócony i zamieszkał z nami i Kubą. Wszystkie wakacyjne plany udało się zrealizować.
    Olgo, ściskam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękna historia! Juz sobie wyobrażam te psiaki w pociągu!:-)) Takie radosne historie pamięta się długo i czerpie z nich radosc i otuche, gdy człowieka złapie w szpony potwór biurokracji, moloch samoograniczającej sie cywilizacji i wszechobowiązujacej poprawnosci politycznej. Twoja mama wykazała zimną krew, poczucie humoru i niezachwianą pewnosc, iż wszystko bedzie odbrze! I było! Bo zycie potrafi byc proste, dobre i piekne, gdy nie zachmurzymy go swymi wąrpliwościami, troskami, obawami i niemocą.
      Łucjo! Łardzo się cieszę, że opowiedziałąś tę pogodną, budującą historię!***

      Usuń
  11. Jakie to piękne... Chciałoby się być taką Zuzią... Albo chociaż Puszkiem :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Psy były bardzo szczęsliwe i to było widoczne dla wszystkich. W ogóle wieczór był szczęsliwy, bo wszystko tak sie cudnie splotło a wiosna zsyłała nam dobre uczucia, mysli i marzenia. Trwała czarodziejska jednosc z naturą, bylismy jej ufnymi, pełnymi blasku i usmiechu dziećmi, czuliśmy to wszyscy bardzo wyraźnie, a to naprawdę cudowne przezycie!:-))

      Usuń
  12. Czy gdybym podpisała sie jako "zielona żaba " byłabym mniej anonimowa?
    Piszecie,ze przyjaciele którzy są chętni na potencjalne szczenięta, dotychczasowe psy wzieli ze schroniska.Sami odpowiedzcie sobie na pytanie- skąd wzieliby następne i ilu psom zablokujecie mozliwość ratunku [tu wstaw liczbę szczeniaczków Zuzi].
    Podobno znacie sytuację w schroniskach: Drodzy Państwo,nie macie o tym pojęcia -gdyz nie wierzę,ze mając świadomość skali bezdomności i bezmiaru okrucieństwa spotykającego bezdomne psy -podjęlibyscie decyzje o sprowadzeniu na swiat nastepnych kundli.. Polecam lekture Fundacji Argos albo jakikolwiek artykuł na chybił trafił: http://davidicke.pl/forum/przedsiebiorstwo-mordowania-zwierzat-t8183.html
    Niestety od tak zwanych przyjaciół zwierząt wolę osoby które są obojętne - nie robią nic dobrego ale złego też nie.
    Zielona żaba czyli Sylwia Zagórska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może wejdzie Pani na strony właścicieli psów rasowych i zacznie ich przekonywać żeby przestali rozmnażać swoje psy bo blokują możliwość ratunku psom ze schronisk.Zobaczymy z jakim odzewem tam się pani spotka.Moim zdaniem każdy pies jest taki sam ,a psy rasowe wcale nie są lepsze od kundli tylko ludzie wyznają takie zasady.Kochany chce być każdy.

      Usuń
  13. Bardzo mi miło Sylwio, ze mozemy sie poznać!:-) Szanuję Twoje zdanie i doceniam to, ze chciałaś zabrać głos na interesujący Cię temat. Cóz moge powiedzieć, wiecej ponad to co juz powiedziałam...? Jesli pozwalając przychodzic na świat kundelkom odbieramy tym samym moznosc adopcji pieskom ze schroniska, to czy nie powinniśmy przestac też płodzic dzieci, odbierajac tym możliwosc adopcji tych z domów dziecka? Czy musimy do spraw podchodzic aż tak radykalnie? Wszyscy mają prawo do szczęsliwego zycia. I nie uratujemy wszystkich nieszczęsliwych zwierząt wyrzekajac się rozmnażania naszych podopiecznych. Tak samo, jak nie uratujemy zwierząt rzeźnych wyrzekajac sie jedzenia miesa. Mozemy tylko zmniejszyc nasze wyrzuty sumienia, ze nie powiekszamy okrucieństwa na tym świecie. Ale świat nadal będzie szedł swoim trybem, niestety...
    Sylwio (czy moge zwracać sie po imieniu? Czy to nie zbyt bezpośrednie dla Ciebie?)Wiem, ze pisząc posty o naszym zyciu w pewien sposób poddaję je pod osąd czytelników. Dlatego często zastanawiam się, czy dobrze robię, pisząc tutaj w tak otwarty sposób. Jestesmy wrazliwymi, czującymi osobami a nie samobiczującymi się masochistami i pisanie bloga jest dla nas i powinno być przyjemnością, rozrywką, ciekawym spędzaniem czasu a nie powodem do kłótni,przykrości, niesnasek i dokuczania sobie wzajemnie. Dośc jest przykrości i smutków w codziennym zyciu, by sobie je jeszcze tutaj w internecie dodatkowo stwarzać, prawda?

    Nie chcę omijac tutaj sztucznie pewnych tematów, by nie narazać się na kąśliwe uwagi i napastliwe komentarze. Nie chcę spłaszczać pisanych przeze mnie tekstów, zważać na kazde słowo i udawać grzecznego przedszkolaka. Wiele blogów własnie z tego powodu zamilkło, gdyż autorzy poczuli sie stłamszeni, zaszczuci, osaczeni i wysmiani...

    A wracając do tematu, to kochamy nasze zwierzęta a one kochaja nas. I to jest najwazniejsze. Nie zbawimy całego świata. Mozemy tylko tworzyc nasz własny, mały świat w którym zyjemy uczciwie, spokojnie i szczęsliwie.A nasze zwierzęta razem z nami.
    Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za odwiedziny na tym blogu!

    OdpowiedzUsuń
  14. A Ty jak zawsze Olu potrafisz opowiadać z niesłychaną swadą:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię opowiadać, ale i słuchać ciekawych opowieści Basiu!:-)

      Usuń
    2. Z opowiesci milosnej Zuzi zrobila sie prawie afera miedzynarodowa:)) A tak powaznie, uwazm, ze jestescie bardzo wrazliwymi i madrymi ludzmi i nie mam zamiaru podwazac Waszej decyzji. Kazdy kto Was zna, wie jaka wage przywiazujecie nawet do "krzaczka pomidora" wiec o co, to hallo z Zuzia?!
      Wasze zwierzeta, Wasze decyzje! I po raz kolejny widac jak latwo jest krytykowac innych - smutne:(

      Serdecznosci dla Was, i drapki za ucho dla Zuzi:)

      Usuń
    3. Och, nareszcie! Dzieki Tobie Ataner, nareszcie mogłam przeczytac, ze ktos mysli podobnie jak my z męzem! No właśnie - afera miedzynarodowa! O matko moja! Gdzież ja mogłam przypuszczać, iz ta romantyczna opowieśc spotka sie z tak krytycznymi uwagami?Ech, wszystkim sie nie dogodzi. Trzeba zyc po swojemu i trzymać sie tego ,co serce, sumienie i wiedza podpowiada.
      Dziekuję Ci kochana, ze masz o nas tak dobre zdanie i tak po prostu szczerze je tu wyrażasz. Ciepło od tego na sercu...
      A Zuzia od kilku dni ma straszliwy apetyt! - czyzby juz odczuwaął wiadome skutki nocnych igraszek?!:-))

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieśni pieśń piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost