wtorek, 11 marca 2025

Sekretne życie naszego ogrodu…

 



 

   Czy pamiętacie mój ubiegłoroczny, majowy post zatytułowany „Tajemnica różowej miski”? ( https://wewanderers.blogspot.com/2024/05/tajemnica-rozowej-miski.html )Otóż przed kilkoma dniami nieoczekiwanie wyszło na jaw, kto jest owym tajemniczym zjadaczem zawartości owej miski oraz łakomym pożeraczem kości po naszych psach. Na dodatek tego kogoś mogliśmy obserwować na gorącym uczynku, nie ma więc już żadnych wątpliwości, kto zacz! A jak to z tym było? O tym właśnie poniższa opowieść…

   Trwało jedno z tych wyjątkowo ciepłych, późnych marcowych popołudni zbliżających się już do wieczora. Psy nakarmione i ogrzane wiosennym słonkiem zostały już zwołane do domu. Ułożyły się skwapliwie na swoich legowiskach i zapadły w mocny, spokojny sen. Ja utrudzona wielogodzinną pracą przy drewnie takoż położyłam się z westchnieniem ulgi na łóżku w zacisznej sypialni. Czułam się niby balon, z którego ktoś spuścił powietrze. Zamierzałam kapkę odpocząć a potem zwlec się i wziąć prysznic w nadziei, iż pobudzi on do życia moje nadwyrężone członki. Ale póki co potrzebowałam wyłącznie leżenia na wznak. I świętego spokoju. Jednakże nie było mi to dane.

   Oto Cezary, który także szykował się do zasłużonego odpoczynku nagle przypomniał sobie, iż zostawił otwarte okno w samochodzie stojącym na podwórzu. Chcąc nie chcąc powlókł się by je zamknąć, aby nie dostały się do niego nocą kuny czy też inne podejrzane stworzenia.

   Chwilę potem dobiegło do mnie jego wołanie:

- Czarny kotek jest w naszym ogrodzie! Jak chcesz go zobaczyć, to chodź! – nie zareagowałam na tę wieść i pozostałam w pozycji horyzontalnej, albowiem po wielekroć już tego kotka widywałam jak chyłkiem przemykał od strony ogrodu sąsiada. Widywałam też innego kocurka, burego dachowca odwiedzającego w godzinach porannych nasze obejście. Oba te zwierzaki przybywały do nas na rekonesans by sprawdzić, czy znajdą się dla nich jakieś resztki po posiłku naszych piesków. Wiedząc o tym czasem więc specjalnie coś dla nich zostawiałam. A to skórki od kurczaka a to pozostałości psiej zupki albo resztki z naszego obiadu pod dziką czereśnią. Tym razem niestety, nie było tam nic, bo psiaki siedząc przez cały dzień na dworze nabrały apetytu i wymiotły wszystko do ostatniego okruszka.

   Leżę więc sobie nadal tak samo błogo jak leżałam, kontemplując ostatnie promienie zachodzącego słońca na przeciwległej ścianie, gdy wtem znowu słyszę nawoływanie Cezarego. Tym razem pełne jest ono emocji i ekscytacji.

- No chodź! Musisz to zobaczyć!- zachęcał nieustępliwie a potem wziąwszy aparat fotograficzny poszedł na ganek by stamtąd obserwować i uwieczniać obiektywem owo tajemnicze „coś”.

   Zwlokłam się zatem z łoża i resztką sił powędrowałam w stronę czającego się na owo „coś” męża, mając nadzieję, iż nie robi z igły widły, bo przecież widok dzikich kotków czymś takim właśnie się zdawał.

  Ale to absolutnie nie były z igły widły! To był piękny, rudo – czarno umaszczony lis, który kręcił się po naszym podwórzu i zaglądał we wszystkie kąty, w których spodziewał się znaleźć coś do zjedzenia. Przypomniało mi się wówczas, że parę razy miałam już możność obserwowania tego lisa, gdy dostojnym krokiem przebiegał drogą asfaltową obok naszego domu. Myślałam wtedy, że pewnie idzie w stronę sąsiadów, którzy hodowali maleńkie stadko kur.  Kiedyś przecież i nas w zbójeckich celach jakiś lis odwiedzał. Byłby to ten sam? Teraz jednak, nie musząc się już trapić o bezpieczeństwo naszych kur, których od kilku lat już nie mamy staliśmy oboje z mężem i na ganku z zapartym tchem obserwowaliśmy sprytne, lisie poczynania na naszym podwórku. Cezary przez szybę zrobił kilka zdjęć, ale z powodu narastającej z minuty na minutę szarówki wyszły one niestety nieostro. Przyglądaliśmy się śmiałym wędrówkom lisa (czy może lisicy?) i zdumiewaliśmy się, iż stworzenie jest tak odważne, tak pewne siebie. Pewnie od wielu miesięcy, a może i lat pojawiało się w naszym ogrodzie i zdążyło tu poznać wszelkie zakamarki a nawet uznać je za swoje. Świadczył o tym ostry zapach jego moczu dobiegający nas czasem z różnych stron. Lis oznaczał po swojemu wiatę na drewno, starą kanapę w drewutni, krzesła ogrodowe a nawet samochód. Zrozumieliśmy, iż przestrzeń, którą dotąd uznawaliśmy za naszą, za znaną i oswojoną tak naprawdę należała nie tylko do nas. Oto popołudniami i po zmroku odwiedzały nasze siedlisko różne, pragnące pozostać niewidzialnymi stworzenia. Lisy, koty, kuny i nie wiadomo, co tam jeszcze. Nie raz czekając na psy, stojąc na progu domu pośród księżycowej nocy nasłuchiwałam dobiegającego od strony jabłoni pohukiwania sowy. Dochodziły do mnie różne dziwne szelesty i chroboty. A spośród krzaków malin i bzów pobłyskiwały czasem zielone ślepia nie wiadomo kogo…






   Teraz, patrząc na tego pięknego lisa mieliśmy rzadką okazję zobaczyć na własne oczy jedno z tych ukrytych zazwyczaj stworzeń. Nie dość tego okazało się, iż czasem nasze podwórko odwiedzają jednocześnie różne zwierzaki. Oto bowiem wpatrując się w obwąchującego studnię lisa spostrzegliśmy, iż czarny kotek również nie zamierza dać za wygraną i chowając się za psią budą czeka tylko aż lis sobie pójdzie, by samemu ruszyć na poszukiwania.

   Staliśmy tak przez kilka minut na ganku i podekscytowali przyglądaliśmy się temu sekretnemu życiu naszego ogrodu. Z tego wszystkiego prawie całkiem zapomnieliśmy o zmęczeniu. Cieszyliśmy się, że psy śpią głęboko i nie straszą swym szczekaniem owych dwojga intruzów. Sami poruszaliśmy się na paluszkach i porozumiewaliśmy szeptem, by nie spłoszyć zwierzaków. Czuliśmy się niby dwoje szczęśliwych obserwatorów dzikiej przyrody, którzy nie muszą odchodzić nigdzie od domu, by z ową naturą mieć do czynienia. Wzruszało to nas i zachwycało. Chcieliśmy by chwila ta trwała jak najdłużej…




  Niestety. Nie dane nam to było, gdyż po chwili Misia zwęszyła chyba obecność lisa, bo zaczęła powarkiwać a potem ujadać. Natychmiast do jej ujadania dołączyła Hipcia a potem Jacuś. Jazgot podniósł się w domu niemożliwy a obserwowane przez nas zwierzaki z miejsca czmychnęły z ogrodu. Lis (czy też lisica) przeszedł szybko przez budynek gospodarczy i zgrabnie wyskoczywszy oknem przebiegł ogród i wyskoczył na pole mając stamtąd blisko do lasu. Natomiast czarny kotek przeskoczył przez furtkę wiodącą do ogrodu sąsiada i tam zniknął w chaszczach.

-  Coraz więcej pojawia się w naszych okolicach dzikich zwierząt – szepnął Cezary usiłując nastawić aparat fotograficzny tak by wyraźniej było na nim widać uciekającego lisa.

- Zapomniałem Ci powiedzieć, że rano jak jechałem do mechanika samochodowego widziałem kilkaset metrów stąd szakala. Biegł wzdłuż drogi i wcale się nie bał. Żałowałem, że nie miałem ze sobą aparatu, bo może udałoby mi się strzelić kilka dobrych fotek.

- Szakala? Niesamowite! Tego jeszcze nie było! Widzieliśmy tu już wilki. Słyszeliśmy o niedźwiedziach. Podobno w naszych lasach widywane są też łosie. Dzika natura bierze we władanie nasze Pogórze. I z jednej strony to chyba dobrze, że wygrywa ona z cywilizacją, ale z drugiej dziwne to trochę i straszne. Zwyczajne spacery do lasu nie będą już przez to tak zwyczajne, skoro w krzakach śledzić nas mogą ślepia tylu poukrywanych tam zwierzaków – odparłam wpatrując się z mieszaniną  niepokoju i fascynacji w ciemną bryłę pobliskiego lasu.



   Odczekaliśmy z mężem dłuższą chwilę, dając zwierzakom czas na ucieczkę a potem wypuściliśmy rozszalałe z emocji, skaczące po nas psiska do ogrodu. Wówczas podziwiać mogliśmy ich doskonały zmysł węchu, bowiem wszystkie psy jak po nitce chodziły i wąchały dokładnie tam, gdzie jeszcze przed chwilą spacerowało tych dwoje: ruda lisica i czarny kot. A teraz pewnie siedząc gdzieś w bezpiecznej odległości obserwowały z daleka nasze krążące po podwórzu psiaki. Z pewnością pojawią się u nas jeszcze niejeden raz, traktując jaworowe obejście niby darmową stołówkę!

 - No i dobrze. Przynajmniej nic się u nas nie marnuje – pomyślałam nawołując kilka minut potem wyszczekane do syta psiaki, które napiwszy się zimnej wody znowu ułożyły się na swoich wygodnych legowiskach i zapadły w sen. Tym razem nie spały już tak spokojnie. Poszczekiwały i poruszały łapami, śniąc zapewne o udanych łowach na naigrywającą się z nich lisicę i równie bezczelnego kota…

   Tymczasem resztki słonecznego światła całkiem zanikły już za lasem i nasze obejście spowijać zaczął wieczorny zmrok. Ciepły, marcowy dzionek właśnie obiegł końca, zatem i my z Cezarym nareszcie mogliśmy się udać na zasłużony odpoczynek…

 


39 komentarzy:

  1. No tak, człowiek uznaje za swoje miejsca wypożyczone nam przez Naturę. Rzadko zdajemy sobie z tego sprawę. ;-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nas też ktoś odwiedza w ogrodzie, widać to po pozostawianych kupach, które na kocie są za duże. W ubiegłym roku za płotem wędrował sobie łoś, co na Gdańsk jest chyba ewenementem. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedyś i Tobie uda się wyśledzić, kto zacz.Pozdrawiam także.

      Usuń
  3. U nas na podwarszawskiej działce wiewiórka sobie rządzi. Pełno szyszek częściowo zjedzonych pod iglastymi drzewami zostawia. Cudnie się robi!!! No i dziki regularnie ryją pod siatką ogrodzeniową...:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mowilam juz ostatnio, ze mieszkacie w unikatowym miejscu na ziemi... Tak blisko dzikiej natury, prawie jak w ksiazkach Jack'a Londona.😍A wiesz, ze ja zawsze tez mialam lisy za " piekne kotki", a one przeciez sa z rodziny psow :)) A lis rzeczywiscie przepiekny rudo-czarny , nigdy takiego nie widzialam 🦊 Natomiast tym szakalem to mnie kompletnie zaskoczylas. To w Polsce mamy szakale? O! Kitty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miejsce nasze nie bez powodu nazywane jest małymi Bieszczadami. Tylko mniej tu turystów, więc dla zwierzaków lepiej. A co do szakali, to od kilku lat czytam już doniesienia prasowe o ich obecności w Polsce. Tak się porobiło!:-)

      Usuń
  5. O rany, to dopiero zagadka wyjaśniona, mieszkacie w dzikiej okolicy 🤭
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jest tu mnóstwo lasów, to i dzikich zwierząt mnóstwo.

      Usuń
  6. A to dopiero, a ja myślałam kiedy wcześniej o tym pisałaś, że to szop. Czyli rację miały te osoby, które podejrzewały lisa o takie odwiedziny. Ładny lisek spryciula, wcześniej pewnie przyciągały go kurki, a teraz to już tylko resztki po psich ucztach, ale przebiegł po budynku gospodarczym żeby sprawdzić dla pewności czy może jakaś kurka przypadkiem się gdzieś nie schowała 😊 lepsza taka zdobycz od resztek po pieskach.
    Przypomniały mi się bajki o lisach, La Fontaine na przykład i rysunki lisków z elementarza Falskiego 😊
    Ale jestem mieszczuchem i pomyślałam, że nie czułabym się komfortowo nawet w biały dzień na podwórku odwiedzanym przez lisa. Chociaż wiem, że on bardziej się mnie lęka może niż ja jego 😊
    Hanka C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hania , to nie moglabys mieszkac w Londynie:)) Zakaz polowan na lisy zaskutkowal w Anglii tym, ze rozmnozyly sie do ogromnych ilosci ( nie maja naturalnego wroga, nie ma naturalnej selekcji i rownowagi), a ze zaczelo brakowac im pozywienia, to przeniosly sie do miast. Zjawisko to jest calkowicie niezgodne z natura, ale prasa ukula nazwe " urban fox" , jako cos niby naturalnego. Lisy chodza po ulicach , wyjadaja spod macdonaldsow i ze smieci walajacych zreszta wszedzie, wchodza do ogrodow i domow! A ze w Anglii glownie zabudowa domkowa, to grasuja po osiedlach.Bylo mnostwo przypadkow pogryzien dzieci w wozeczkach , w srodku domu badz w ogrodzie. Chore to jest, aby dzikie zwierzeta musialy szukac pozywienia w centum miast , a w dodatku " unormalnia sie" to zjawisko. I juz sie temu nikt nie dziwi. Co innego u Oli, oni mieszkaja na skraju lasu, wrecz na odludziu , tutaj jest to naturalne, ze zwierzeta moga podchodzic pod dom. Kitty

      Usuń
    2. Haniu!Lisek to śmiały, czujacy sie jak u siebie. Kiedyś, w kurzych czasach spotkałam się z liskiem oko w oko, gdy węszył obok kurnika. Popatrzył na mnie wtedy bez lęku, prosto w oczy a potem nieśpiesznie odszedł w strone pól przeskakując nasz płot. Przyzwyczajona wiec jestem do takich odwiedzin. Gorzej, gdyby to był niedźwiedź!:-))

      Usuń
    3. Kitty! Jestem zdumiona tym angielskim zakazem polowań na lisy. I to nicy czemu? Bali się, że populacja lisia wyginie? Do czego ten świat dochodzi? Wariacja w każdej dziedzinie zycia i postawienie wszystkiego na głowie!

      Usuń
    4. Olu, uchwalili ten zakaz w 2004. Glosno bylo o tym w telewizji. Jesli kojarzysz to cale wielkie malarstwo angielskie przedstawia scenki polowan na lisy, panowie w czarnych i czerwonych kubraczkach, konie i psy. Otoz alarm podniosly jakies organizacje ochrony dzikich zwierzat, ze to niehumanitarne , bo z psami itp itd. Ale wiadomo kij ma dwa konce. Lis nie ma tam naturalnego wroga w przyrodzie, lasy tu sa szczatkowe , rachityczne, nie ma takiej dzikiej zwierzyny jak u nas, nie ma wilkow, dzikow, niedzwiedzi, rysi .. Za to jeleni pelno :)) Najgorzej jak madrale biurkowi wydaja dyrektywy ingerujace w rownowage w przyrodzie . Odstrzal lisow byl jakby taka samoregulacja, w tej chwili lis wszedl do miast, a przy ilosci ludzi jaka tu wjezdza nielegalnie pontonami dzien w dzien , wjezdzaja tez zapomniane i nowe choroby. W Polsce lisy sa nosicielami wscieklizny na prxyklad. W Anglii ponoc wscieklizna nie wystepuje - hmmm . ? Kitty

      Usuń
    5. Dziwactwa i głupoty na tym świecie nie mają końca. Wychodzi na to, że w Anglii rząd bardziej dba o lisy niż o ludzi...

      Usuń
  7. Kitty 😊 ja o tym wiem. U nas też są lisy, jeże, dziki. Wieczorem nieraz można kątem oka zobaczyć cień przebiegającego po podwórku lisa, a następnego dnia dowiedzieć się z sąsiedzkiej "poczty", że zginął pod kołami samochodu. Dziki chodzą po ulicach Gdyni gromadnie, wzorowo przechodząc na światłach razem z ludźmi. Tak, że...
    Pozdrawiam 😉
    Hanka C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hania, Ty tez z Trojmiasta jestes? Moja rodaczka👌Dziki to spotykam idac na plaze , ale one grzecznie trzymaja sie chodnika wzdluz lasku :)) Smiszne jest, ze miejscowi to prawie ich nie zauwazaja, za to turysci boczkiem boczkiem usuwaja sie z drogi :)) Kitty

      Usuń
    2. 🙋No tak się jakoś złożyło. Pozdro od ziomalki ☺️😁
      Hanka C.

      Usuń
    3. I ja Was serdecznie pozdrawiam, trójmiejskie dziewczyny!:-))

      Usuń
  8. Tak teraz źle się dzieje zwierzętom. Cieszymy się jak możemy zobaczyć tak blisko dzikie zwierzęta, tylko czy one są jeszcze dzikie, oswajają się. A dlaczego? spójrzcie jak wygląda nasz kraj lasy poszatkowane autostradami, drogami szybkiego ruchu. A wiele zwierząt jest stworzeniami migrującymi, niby są budowane przejścia ale to wygląda wg mnie takie trochę sztuczne. drugie przeszkody to takie błędne koła ludzie budują się niemal w lasach, przeszkadzają im piejące koguty, zapachy. Zwierzaki domowe, hodowlane też są traktowane jak przedmioty nie mają "wolności". Świat zmienia się ale czy to idzie w dobrym kierunku. Czasami zdarzają się bardzo dziwne przypadki, że dzikie zwierzaki potrafią podejść do ludzi szukając pomocy. A przecież fajnie jest patrzeć na szczęśliwe zwierzaki i szczęśliwych ludzi. Moje zwierzaczki to - bijące się wróble przylatujące na balkon na obiad słonecznikowy. Najgorsze, że może trochę śmiecą sąsiadce piętro niżej. Kiedy przylatywały sikorki były kulturalne brały ziarenko i odlatywały na drzewo. Mogę się patrzyć na nie długi czas. Muszę jednak już pomału zamykać stołówkę idzie wiosna muszą same sobie radzić. No trochę pofilozofowałam, trochę może nie składnie ale tak to widzę. Pozdrawiam ciepło, chociaż u nas trochę zimniej zrobiło się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwierzęta potrafią sobie radzic, umieją sie przystosować do zmieniających sie okolicznosci i przetrwać. Nie zawsze tylko ludzie są z tego zadowoleni, bo dziki właża im w szkode, bo lisy zjadają kury, bo sarny zjadaja plony, bo wilki zagryzają owce i psy...
      Wiosna idzie, więc dzikie zwierzęta rodzą i wychowują swoje młode. W związku z tym potrzebuja wiecej pożywienia i pewnie dlatego ta lisica pojawia sie u nas.
      Pozdrawiam Cię serdecznie, Olu!:-)

      Usuń
  9. Nawet u nas w niewielkich lasach zaczyna się robić niebezpiecznie i nie myślę tu o lisach, które były od zawsze. Szczególnie problem niekontrolowanego przyrostu niektórych gatunków zwierząt dotyka rolników, którzy muszą stawiać kosztowne ogrodzenia na polach żeby cokolwiek z plantacji ocalało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, Basiu. Dziki, sarny, jelenie potrafią narobić rolnikom mnóstwo szkód.

      Usuń
  10. Olu, gzie w dzieciństwie czy młodości mogłam zobaczyć leśno zwierzęta, chyba w zoo, a mieszkałam przy lesie. A teraz lisy cię ot tak odwiedzają i zwierzęta leśne są na wyciągnięcie ręki. Nawet, zakładając że mieszkacie w miejscu gdzie są na to większe szanse, to taka wizyta dawniej chyba nie miałaby miejsca.
    Chyba tak im się przestrzenie zmniejszają, może też jest ich więcej. Ale dla was to jednak trochę niepokojące zjawisko... Pozdrawiam Cię 🌞

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wydaje się, iż teraz jest o wiele więcej zwierząt dzikich widocznych a do tego śmielszych niż kiedyś. Na pewno ludzie sie do tego przyczyniają robiąc ogromne wycinki, budując autostrady i drogi, zakazując polowań na jedne a za to nadmiernie trzebiąc inne...
      Ja tez Cię pozdrawiam, Basiu!:-)

      Usuń
  11. Pieknie opisałaś sekretne życie Waszego ogrodu. I cały wstęp - pieski układające się do spania i Ty odpoczywająca. I że trzeba było zamknąć okna w samochodzie, taka ciekawa akcja potoczyła się. Czytałam z wielkim zainteresowaniem, ciągle ciekawa co dalej, ale jednocześnie zachowywałam spokój, spokojne tempo, nawet powolność takiego wieczornego dnia. Tajemnicze życie nocnych przybyszy utrwalone na zdjęciach. Piękna historia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Teresko za życzliwy komentarz. Opisałam kawałek naszej zwyczajnej rzeczywistości z małym akcentem niespodzianki...
      Pozdrawiam Cię serdecznie!:-)

      Usuń
  12. Witaj końcówką zimy Olgo
    Oczywiście pamiętam tamtą opowieść. To dobrze, że zagadka się wyjaśniła. W ciekawej okolicy mieszkasz. Czasem Ci jej zazdroszczę. U mnie na ostatnie piętro właśnie zaczęły zaglądać gołębie :((( Za chwilę wystawię doniczki i będę miała spokój.
    Życzę Ci wielu wiosennych promyków słońca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Ismeno.
      U mnie teraz śnieznie, mroźno i na powrót zimowo. Ale wiadomo - w marcu jak w garncu. A co do okolic, w których mieszkam, to jest tu na tyle dziko i bezludnie, że zwierzęta mogą być śmielsze, niż w innych okolicach.
      Pozdrawiam Cię zimowo!:-)

      Usuń
  13. Lisek :) Do nas też zaglądają, czasem widuję je z daleka na pierwszym, porannym spacerze z suczką. Niedaleko nas sąsiad ma kury, czasem mu giną. Sąsiad wymyśla coraz wyższe ogrodzenia i zasieki. Lisy faktycznie znaczą teren, zapach ich moczu i kału jest ostry i nieprzyjemny bardzo. I utrzymuje się długo. Kiedy przechodzimy koło takiego miejsca mojej suczce zawsze sierść się podnosi na doopce. Mnie zaś cieszy dzikie życie w środku Miasteczka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano lisek, a może lisica? W koncu zwierzaki mają teraz małe, wiec myslę sobie, że matka robi wszystko by jak najmniejszym kosztem się wyżywić i jak najszybciej wrócic do swoich pociech.
      Cieszę się, że zycie wraca do Twego Miasteczka zmienionego przez unijmy projekt. Natura górą!:-)

      Usuń
  14. Jeszcze bardzo dużo Natura kryje przed nami sekretów i to niesamowite, że czasem jakiś przed nami odkrywa jeśli jesteśmy uważni. A Wy jesteście jak mało kto! Ja raczej nie wchodziłam do lasu nocą ale kiedyś w lesie brzóziańskim zgubił mi się wnuk wieczorową porą. Nawołałam, krzyczałam, miotałam się, świeciłam latarką ... Aż ochrypłam i brakło mi tchu. I w tej ciszy usłyszałam szelesty i stąpania, jakby oddechy ale przyjazne. I nikły głos płaczącego wnuka. Jak po wątłej nitce mgły trafiłam do niego.... Jeszcze dziś, jak to piszę, oczy mam mokre, chociaż wnuk to już dorosłe i żonate chłopię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyobrażam sobie Krystynko jak musiałaś sie czuć w tamtej chwili...Groza, lęk, rozpacz, niepewność, zagubienie...A potem ogromna ulga, że wszystko dobrze się skończyło. To są chwile, których się nie zapomina. Natura ma rózne oblicza. To przyjazne, oswojone i znane oraz to tajemnicze, pełne niespodzianek i dziwności. Oba oblicza istnieją jednocześnie i nigdy nie wiadomo, na które natrafimy...
      Ściskam Cię mocno!*

      Usuń
  15. Olu przeczytałam przed chwilą na WP o atakach wilków na Podkarpaciu i mnie ciarki przeszły. Uważajcie na siebie zwłaszcza podczas spacerów z 🐕

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też o tym czytałam, Iwonko. U nas słyszy sie o wilkach i widuje je od kilku lat. Tak czy siak pewne jest, że nie dalibyśmy rady uciec na drzewo. Bo jeszcze my to może jakimś cudem byśmy sie wdrapali, ale co z psami? :-)
      Ech, tak naprawdę jak człowieka ma coś złęgo spotkać, to moze sie to stać nawet na własnym podwórku.
      Nie martw się Iwonko. Pozdrowienia serdeczne Wam zasyłam!:-)*

      Usuń
  16. Szakala widzieliście? złocistego? w Bułgarii, kiedy nocowaliśmy nad jeziorem, słyszeliśmy ich wycie, niesamowite i przerażające. U nas niezbyt dużo zwierząt, albo wilki rozprawiły się z nimi, albo myśliwi, których jest więcej niż zwierząt.
    Serdeczności Olu, Maria z PP.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mąz mówi że to szakal złocisty. Pewnie jest ich tu więcej a moze to był pierwszy zwiadowca? Takiego wycia, o którym piszesz jeszcze nie słyszeliśmy. Tak czy siak drapiezników coraz wiecej a saren i koziołków coraz mniej.
      Pozdrawiam Cię ciepło, Marysiu

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni absurd afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czarny humor czas czekolada czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolęda kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lektura lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słodycze słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg śpiew środowisko świat światło świeta święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiadomości wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wieża wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw wzruszenie zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost