sobota, 13 lipca 2019

Entliczek - pętliczek…






 
   Ostatni tydzień przyniósł Pogórzu Dynowskiemu pogodę w kratkę. Jakby ktoś w niebiosach bawił się w dziecięcą wyliczankę, ale nie mógł się zdecydować na co ma wypaść. Na kogo bęc.
Ochłodziło się znacznie, choć nie brakowało też słońca. Zdarzyło się kilka przelotnych deszczy i jedna, krótkotrwała ulewa.  Zaczęło też padać teraz, w chwili, gdy właśnie piszę ten tekst.  Nie wiem jednak jak długo on potrwa i czy nareszcie ogród zdoła napić się do syta. Może znowu nawiedził nas tylko łagodny, przelotny, nic nieznaczący deszczyk? Tutejsze niebo co dnia obiecując wyczekane opady przebierało się w nowe sukienki od złoto-różowych o  wschodzie i zachodzie po srebrzysto-granatowe albo jaskrawo chabrowe w ciągu dnia. Przetaczały się po niebie ogromne hufce stalowo-sinych obłoków, szalał porywisty wicher a niebo nadal skąpiło prawdziwego, porządnego deszczu. Dlatego w obejściu w dalszym ciągu jest bardzo sucho. Spragniona ziemia w ogrodzie w wielu miejscach mocno jest spękana. Gdzieniegdzie tworzą się tak głębokie rozpadliny, iż można zajrzeć w ich czeluści niby w tajemnicze kratery. Jednakże ta odrobina deszczu sprawiła, że ogród obmył nieco swe lico z kurzu a spłowiała trawa przybrała się w nową, soczystą zieleń. Kwitnie melisa, mięta i babka. Nadal wspaniale dojrzewają maliny, wśród których co dzień z rozkoszą buszuję.





   Ta zmienność pogody kojarzy mi się ze zmiennością nastrojów człowieka, z dziwnymi i nieprzewidywalnymi losami ludzkimi oraz z różnymi pojawiającymi się z nagła i znikającymi równie nieoczekiwanie gasnącymi zainteresowaniami czy fascynacjami. Przypomniała mi się przy tej okazji oglądana w dzieciństwie francuska baśń, w której Catherine Deneuve miała na sobie wspaniałe suknie w barwach nieba a owych cudownych strojów dostarczał jej król, grany przez przystojnego Jeana Marais. Zdaje się, że była to „Księżniczka w oślej skórze”, jedna z tych ekranizacji, która wywarła na mnie niegdyś największe wrażenie. Zawsze po jej obejrzeniu chwytałam za kolorowe kredki i w zapamiętaniu rysowałam długowłose, wiotkie królewny oraz wróżki w obfitych, przebogatych szatach.  Ich fantastycznymi wizerunkami zapełniałam dziesiątki bloków rysunkowych.  Z kredkami albo pędzlem w ręku stwarzałam w głowie nowe baśnie i opowieści. Marzyłam, że gdy dorosnę, to  stroić się będę w tak wspaniałe suknie. I zostanę radosną, odważną czarownicą fruwającą nad światem w powiewających na wietrze szatach. A dobrocią, ufnością i szczerością wygram z każdym smokiem! Ech...Dziecięce, naiwne marzenia...



   Pochylając się nad kartką uśmiechałam się do siebie odpływając gdzieś daleko i oddając się zupełnie swojej pasji, która dawała mi zapomnienie o prześladującej mnie w tamtych latach zmorze znienawidzonej matematyki.  Nie przypuszczałam, iż w przyszłości czekać mnie będą nie takie smutki i frustracje. Jednak dzisiaj wiem, że nic w życiu nie dzieje się przypadkiem. Pewnie tamte moje potyczki z matematyką miały mnie przygotować na dużo poważniejsze starcia. Miały mnie nauczyć, że w życiu nie wszystko jest tak proste jak w baśniach i nie zawsze codzienne, ludzkie historie kończą się tak dobrze jak owe baśnie. Ileż uporu, cierpliwości i wiary wymaga chociażby walka z własnymi ułomnościami, z lękiem, bólem i tęsknotą. Ileż trzeba mieć w sobie światła by przezwyciężyć ogarniający nieraz zewsząd mrok…


   Dziś  zdaję sobie sprawę, iż życie to ciągłe zaskoczenia i zmiany.  W dzieciństwie na przykład zdawało mi się, że to upodobanie do rysowania nigdy mnie nie opuści, że w moim dorosłym życiu na pewno będę robić coś z nim związanego. A jednak przeszło, minęło. Pojawiły się za to inne rzeczy i sprawy, które potrafią dawać radość, wytchnienie, ucieczkę od problemów, spełnienie, czy też bezcenny spokój. Rzadko dziś ubieram sukienki. Wiszą w szafie zapomniane, nieużywane od lat. Liczy się dla mnie teraz przede wszystkim wygoda, użyteczność oraz swoboda stroju a nie jego wygląd. Cóż. Zmieniają się pory roku, zmienia się człowiek, zmienia się świat. Znaczenie wielu rzeczy blaknie. Nabiera mocy coś nowego. Pewne wspomnienia zostają tak wyraziste jakby dotyczyły dnia wczorajszego, inne zacierają się, znikają, jakby ich nigdy nie było…


   Także lipiec doznaje kolejnych przeistoczeń. Przekwitają kwiaty, które jeszcze tydzień temu królowały w okolicach. Na łąkach dostrzec można coraz więcej odcieni fioletu. Znak to, że pogórzańska przyroda powoli przygotowuje się już do jesieni. Powiewają na wietrze majestatyczne wiechcie amarantowo-brązowych traw, różowo-lila ziele wierzbówki oraz ciemnoliliowe główki, kwitnących teraz obficie ostów oraz żywokostu. Nawet łodygi pokrzyw przybierają odcień liliowo-bordowy. Nad nimi wielkie obłoki i małe chmurki przesuwają się w niekończącym korowodzie zawiłych kroków i pląsów. A wiatr akompaniuje tym łąkowym tańcom grając na bębnach, piszczałkach oraz trąbkach albo po prostu mrucząc swe ciche murmurando, które opowiada o przyszłych, nieuniknionych przemianach...






   Tymczasem Cezary, mając ostatnio więcej wolnych chwil niż wiosną oddał się bez reszty, odkrytej w sobie dopiero tu, na Pogórzu, pasji stolarskiej. Po stworzeniu zgrabnej, mahoniowej w odcieniu i bardzo wygodnej ławeczki wziął się za wykonanie pasującego do niej stoliczka. Do tego celu wykorzystał resztę starych, modrzewiowych desek podłogowych. Zamyślał się na długo a potem piłował, obcinał, mierzył, przypasowywał i skręcał ze sobą wytrwale kolejne kawałki drewna. Malował je po wielekroć by przybrały głęboką, wyrazistą barwę. W przerwach między pracami gospodarz odpoczywał na leżaku w cieniu pod wiatą albo wpadał do domu na zupę jarzynową relacjonując postępy swoich prac i zachęcając bym zajrzała jak mu idzie. Na chwilę zostawiałam więc me tak prozaiczne acz konieczne czynności, jak mycie okien, pranie, sprzątanie, oraz odkurzanie unoszących się wszędzie kłębami psich kłaków (kiedy tylko Jacuś zakończył linienie, to zaraz wzięły się za kontynuację jego dzieła Zuzia, Hipcia oraz Misia!) i szłam na inspekcję aby chwalić i podziwiać efekty mężowskich, twórczych starań. 



   Pod wieczór dzieło Cezarego było ukończone. Jeszcze nieco wilgotny od farby stolik ustawiliśmy przy starszej o tydzień ławce pod wiatą i przyglądaliśmy się im z każdej strony zastanawiając się, w którym miejscu ostatecznie powinny one stanąć. Może z tyłu ogrodu zamiast leżących tam próchniejących bali ze starej stodoły? A może w cieniu pod gruszką, tam gdzie do niedawna był kurzy wigwam? 



   Przenoszenie tych ogrodowych mebli nie jest sprawą łatwą, bowiem modrzewiowe drewno jest wyjątkowo ciężkie i tylko we dwoje dajemy radę je dźwignąć. A skoro gdzieś już ławka ze stolikiem stanie, to już tam pewnie zostanie. Tylko na zimę będziemy chować dzieła Cezarego do budynku gospodarczego. Pomieszczenie po kurniku nada się do tego w sam raz. Ale nie popędzajmy czasu. Przecież jeszcze trwa lato. Potem, miejmy nadzieję, czeka nas pogodna, łagodna jesień. Jeszcze się nam stolik z ławką przydadzą w ogrodzie nie raz…





   W związku z powyższym przyszła mi na myśl kolejna baśń z dzieciństwa. „Stoliczku nakryj się!” Jakież tam cudowności wyczarowywano! Jakimiż pysznościami się objadano! Hmm…Aż ślinka na myśl o nich cieknie!
 - Trzeba by wypróbować należycie nowe drewniane sprzęty, zainicjować ich używanie, uczcić jakowymś smacznym posiłkiem na świeżym powietrzu! - ustaliliśmy zgodnie z mężem o poranku. 

   Nie zwlekając zatem Cezary wziął się za przyrządzanie pasty z białego sera, czosnku, ogórków i papryki. Nakroił razowego chleba. Ja zaparzyłam ziołową herbatkę z czystka i wrotyczu (dobrą przeciw boreliozie!). Wyjęłam z lodówki miseczkę zerwanych wieczorem wiśni i malin. A potem razem poszliśmy do ogrodu na smaczne, lipcowe śniadanie! :-)




Entliczek – pętliczek,  ławeczka, stoliczek

A na tym stoliczku uśmiechu koszyczek

A na niebie słońce i chmurek bez liku

Entliczek – pętliczek, deszczyk już w koszyku…

52 komentarze:

  1. O jak mi spodobały się te mebelki, a jeszcze bardziej te smakołyki.. Wspomniałam sobie czasy przed wielu lat kiedy też wymyślałam różniste przedmioty do mieszkania. A teraz, ech szkoda pisać. Nareszcie i u nas trochę popadało, nawet mnie dość zmoczyło na dzisiejszym spacerze. Wszystko za szybko przekwita. Trzymajcie się dobrze, oby same fajne chwile Was spotykały. A psiaczki proszę poszmerać za lewym uchem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te mebelki o wyrazistej, pogodnej barwie bardzo nam do ogrodu pasują i ozdabiają go prawie jak kwiaty. Kwiatki zresztą szybko przekwitają a mebelki zostaną, tylko z czasem nieco pewnie zblakną.A wspomnienia są ważną częścią nas. Wszak wszystko, co sie zdarzyło budowało nas takie, jakie jesteśmy teraz.
      Wciąz mało tego deszczu, niestety. Rośliny nadal spragnione. I pewnie przez to szybciej niż zwykle jesień sie pojawi.Ale i jesień potrafi być przecież urocza.
      Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam Cię serdecznie, Oleńko!:-)

      Usuń
  2. Te smakołyki w pięknym ogrodzie, stół nakryty dobrociami, istny raj na ziemi, niczym z najpiękniejszej sielanki... Deszczyk daje w końcu o sobie znać, oby ogród napił się do syta... Piękna pasja Cezarego, wygląda to cudnie! Pozdrawiam Was serdecznie! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepsze są proste, naturalne rzeczy zrobione przez siebie na dodatek przy wykorzystaniu czegos starego, co dzięki temu sie nie zmarnuje, ale nabierze nowego znaczenia. Stare deski podłogowe czekały i sie wreszcie doczekały nowego przeznaczenia. A i śniadanie miło jest zjeśc z własnej roboty stoliczka.
      Pozdrawiam serdecznie, Maksie!:-)

      Usuń
  3. Olu, wszystko, no wszystko mi się spodobało. I post, i ławeczka, i stoliczek, i śniadanie na dworze, i Ola buszująca w malinach, i...no wszystko. Disiaj krótko, bo wciąż odrzuca moje komentarze. Może ten wreszcie przyjmie!
    Buziaki i uściski:-)***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, Marytko, że wszystko w tym poście Ci sie spodobało, ale smucę się, że są jakieś problemy z komentowaniem. Nie wiem, czemu tak jest i niestety, nic nie mogę na to poradzić. Mam tylko nadzieję, że to przejsciowe.
      Buziaki serdeczne!:-)***

      Usuń
    2. Dziękuję Ci Oluś za tego posta:-)* Z taką radością go wczoraj czytałam. Tyle Ci chciałam napisać, ale może za dużo i może mój świat uznał, że czasem jak mniej to lepiej. A może zwyczajnie net mi się zawiesił, czasem tak mam jak komentuję Twoje posty. Odświeżenie netu to dla mnie utrata napisanego komentarza. Czasem nie mam już siły go odtwarzać:-)
      Serdeczne pozdrowienia z mojego zielonego, słonecznego osiedla:-)***
      P.S. Lubię jeść śniadanie na balkonie w ciepły, letni poranek. To ogromna frajda. Ale dzisiaj jest za zimno. Szkoda:-(

      Usuń
    3. Też tak miewam, że napiszę komuś komentarz a on ni z gruszki ni z pietruszki znika. I nie chce sie już człowiekowi pisać tego samego drugi raz. Jakas energia ulatuje. I u mnie czasami Internet wysiada, na chwilę, na parę godzin albo i na dzień. Cóz, siła wyższa. Trzeba wtedy poczekać az wszystko wróci do normy.
      U mnie dzisiaj też słonecznie od rana. I rosy mnóstwo na trawie. Ładnie jest na świecie.
      Uściski serdeczne zasyłam Ci, Marytko miła!:-)***

      Usuń
  4. Entliczek - pętliczek, stoliczek, ławeczka
    A na tej ławeczce kochana dzieweczka
    Z nostalgią wspomina dziecięce marzenia
    I patrzy, i czuje, i ciągle się zmienia
    Wzruszenia i troski jej sercem targają
    A łzy i uśmiechy smaku życiu dają
    I światłem rozjaśnia swoją okolicę
    I ducha nie gasi entliczek - pętliczek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Entliczek, pętliczek, obłoczek, promyczek
      Wszystko jest potrzebne, prowadzi do celu
      Susza i ulewa, ten dzień - jeden z wielu
      I ludzie dokoła, ich troski, radości
      Wszyscyśmy podobni, stworzeni z jedności
      Dzisiaj zagubieni, jutro znów na ścieżce
      Nowa nas otula nadzieja i przestrzeń
      Ty to wiesz, wytrwale coś budujesz przecie
      Entliczek, pętliczek, mój Ty piękny świecie...

      Usuń
  5. JAki mily post! tyle wspomnien, dobrych wspomnien, przyroda , pieski, Cezary i jego dzielo...no i sniadanie pod chmurka. Sliczne zdjecia! kilka dni temu krecilam sie po Pogorzu Dynowskim, pewnie bylam blisko Was...Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękny był wczoraj nasz poranek. Wspomnienie o nim powyższy post mi podyktowało.
      Jak Ci sie Grażynko w naszych stronach podobało? Gdzie konkretnie byłaś? Może rzeczywiscie blisko nas, choć Pogórze bardzo rozległe jest i my sami w wielu jego miejscach jeszcze nie byliśmy!
      Pozdrawiam Cię serdecznie, Grażynko!:-)

      Usuń
    2. Bylismy w Rymanowie, w domu odkrytego przez internet dalszego kuzyna, Z rymanowa pojechalismy do Przemysla przez Bircze i Krasiczyn a wracalismy przez Krzywcza, Dubiecko..etc...
      Twoje strony oczywiscie bardzo, bardzo mi sie podobaja..pewnie nie raz wroce.

      Usuń
    3. To ciekawą mieliście przejażdżkę, Grażynko. W Rymanowie byłam tylko raz, bo to daleko od nas. My mieszkamy w okolicach Dubiecka, daleko od głównych dróg.
      Pozdrawiam Cie serdecznie!:-)

      Usuń
    4. Blisko Dubiecka przejezdzalismy w drodze powrotnej z Przemysla...wiec bylam bardzo bliziutko!

      Usuń
  6. Takie pozytywnie pisanie. Dzięki Ci za nie.
    Chyba pójdę sprawdzić, czy szpaki zostawiły dla nas jakieś maliny. Narobiłaś mi ochoty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że tak pozytywnie odebrałaś moje pisanie, Agniecho. Pisałam zgodnie ze swym nastrojem, z potrzebą chwili. A maliny trzeba zjadać póki jeszcze są, bo rzeczywiscie ptaszki bardzo je lubią!:-)

      Usuń
  7. Ja tak po trochu czytam :)
    Proszę pogratulować mężowi wspaniałej pracy. Fantastycznie wygląda ten komplecik.
    Zadumałam się czytając o przyrodzie, o suszy, o zmianach, o przemijalności... mnie to się wydaje, że makabrycznie upalny czerwiec to było lato a teraz mam początki jesieni, chyba że pogoda znormalniała i powróciła do tych, temperatur, o których już zdążyłam zapomnieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, pogratuluję!:-)
      Jesień przyjdzie wcześniej. To widać i czuć. Czytałam też na ten temat artykuł. Wiele drzew ubiera sie juz w jesienne sukienki albo nawet gubi liście. Jakos sobie przyroda musi poradzic z tą suszą.

      Usuń
  8. Zdjęcia fantastyczne z otwartą przestrzenią, też bardzo lubię fotografować. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia. Zapraszam do mojej strony www.krystynaczarnecka.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za życzliwe słowa, Krystyno oraz za zaproszenie. Z przyjemnością zajrzę do Ciebie!:-)

      Usuń
  9. Swietne miejsce na piknik dla dwojga, moze to byc sniadanie, podwieczorek czy tylko ciasto z kawa... co by nie bylo na pewno bedzie smakowac wysmienicie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dobrze się siedzi na ławce w otoczeniu swego zielonego, pachnącego ogrodu, w spokoju popijajac coś i pojadając.A ławeczka wygodna, więc tym bardziej!:-)

      Usuń
  10. Solidny ten mebel, będą przy nim urocze śniadanka i czarowne kolacje smakowały wyśmienicie.
    Tez zauważam tę przewagę jesiennych fioletów a to dopiero połowa lipca.
    ślicznie wyglądasz w tym malinowym chruśniaku, pozwolę sobie niewinnie podokazywać: ładny i zgrabny tyłeczek. I nieba na górce prześliczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, meble Cezarego są solidne i cięzkie. Na pewno żaden z psów nie da rady ich przesunąć czy przewrócić. Szklanki i talerze są wiec bezpieczne (o ile, rzecz jasna, jakis psiak nie zechce sie dobrać do ich zawartosci!:-)
      Mój malinowy chruśniak niesamowicie sie w tym roku rozrósł i stworzył istny busz. Dobrze mi sie w nim buszuje i odżywia malinami, które nie tuczą, a wiec można je pałaszować do woli.A to ważne dla mnie, bo staram sie odchudzić, a przynajmniej nie przytyć. Dzięki za komplement. Aż raka spiekłam!:-) A nieba tutejsze cudne, cudniste. Największą są one ozdobą Pogórza!:-)
      Pozdrawiam Cię ciepło, Krystynko!:-)

      Usuń
  11. Bardzo lubię baśń "Ośla skórka". Królewna tam, córka króla żądała od niego sukien w trzech kolorach - nocnego nieba, barwy pogody i słońca.
    Ogólnie to lobię baśnie.
    Komplet wygląda wspaniale i bardzo porządnie. Stolarstwo to fajne hobby.
    A powiedz mi proszę, czy ten wrotycz z sama zbierasz i jeśli tak to kiedy i jaką formę i ile na szklankę naparu by trzeba suszu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakże pobudzają wyobraźnię same te bajeczne nazwy sukienek. A w tym filmie z Catherine Deneuve rzeczywiscie te suknie były olsniewające. Chyba nigdy potem nie widziałam w żadnej baśni tak cudnych strojów. A znam wiele baśni, bo lubię i nie wyrosłam z nich jakoś!:-)
      Komplet meblowy Cezarego przetrwa lata, o ile na zimę będziemy go chować do budynku gospodarczego.
      Wrotycz zbieram sama na okolicznych łąkach. Czas zbioru zaczyna sie zazwyczaj w sierpniu a konczy w październiku. To zależy od pogody. U mnie juz pomału zaczynaja sie żółcic jego kwiatki, bo w tym roku(pewnie przez tę suszę) wszystko kwitnie i przekwita wcześniej.Ja parzę zioła zawsze w litrowym dzbanku.Biorę garść wrotyczu i czystka, zalewam wrzątkiem, przykrywam. Po kilkunastu minutach herbatka jest gotowa.

      Usuń
    2. Bardzo Ci dziękuję za info o wrotyczu. Ja rozumiem, że on ma być taki całkiem żółciutki. I czy same główki kwiatuszków czy szypułki też? Bo u mnie jest, rośnie a czytałam, że na prawdę zdrowy ale też groźny i dla tego nie ma w sprzedaży i jest nie dopuszczony do obrotu.

      Usuń
    3. Surowcem leczniczym są kwiatki wrotyczu (dorodne, mocno żółte) oraz liście. Ja zbieram łodygi wrotyczu wraz kwiatostanami, obcinajac go na długość mniej wiecej 20-30 cm. Suszę go na strychu w formie bukietów (zwiazuje sznurkiem i przypinam do sznurków na bieliznę klamerkami). Po mniej wiecej trzech gorących dniach jest suchy. Wtedy obieram łodygi z lisci, obcinam kwiatostany i przechowuje ten susz w szczelnym słoiku. Mozna też go suszyc w suszarce do grzybów. Wrotycz rzeczywiście zawiera w sobie trujący składnik - tujon, ale on byłby niebezpieczny, gdyby wypiło sie go w dużym stężeniu i ilości. Ten sam składnik ma jednak właściwości zabójcze dla robaków przewodu pokarmowego i podobno tez krętków boreliozy. Można na ten temat znaleźć dużo ciekawych rzeczy w necie.

      Usuń
  12. Śniadanko :-) Bardzo fajnie wyszły Cezaremu te ogrodowe meble. Ale i tak najfajniejsza jest myśl, że własnoręczne, każdy twórca zostawia w dziele ślad swojej energii.
    Pamiętam jak na werandzie, dumie mojej mamy zrobionej przez mojego ojca, na białej ścianie, namalowałam przecudnej urody, tak dużą jak ja, księżniczkę. Naprawdę była śliczna. Mama nie doceniła, ale ja ją pamiętam. Też mi tak wyszło, że mimo miłości do malarstwa i talentu, poszłam gdzie indziej...
    Tak miało być. Teraz maluję od czasu do czasu...
    O matematyce nie wspominajmy lepiej ;)
    Jakąś podobną ścieżkę miałyśmy Ola, zdaje mi się.
    Na Podlasiu popadało solidnie, jest dobrze. Mokro, zielono, żywo. Jedyne co zauważam, to już od dawna się dzieje, że jarzębiny dojrzewają o prawie miesiąc wcześniej niż kiedyś... i zboża.
    Ale klimat się zmienia, to fakt.
    Ja mam jedną małą suczkę, a sierść jest wszędzie, nie wyobrażam sobie CZTERECH liniejących psów!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śniadanie na trawie...Wróć! Na stoliku i ławie w ogrodzie! Prawie jak u Maneta, tylko śniadających o połowę mniej niż tam no i sam posiłek też inny!
      Szkoda tej Twojej ksieżniczki ze ściany, że niedoceniona a potem pewnie zamalowana. Widzę w tym pewną metafore. Czasem pokazujemy innym kawałek prawdziwej siebie, ujawniamy intymny kawałek duszy a oni tego nie widzą, nie chcą albo nie potrafią zobaczyc, wolą nasz zwyczajny wizerunek, do którego przywykli...
      Malowanie, pisanie, uraz do matematyki oraz parę innych podobieństw miedzy nami.Fajnie tak odkrywać siebie w drugim człowieku, nieprawdaż?!:-)
      Podlasie ma dobrze z tym solidnym deszczem. Podkarpacie wciaż czeka na porzadny łyk wody. Podobno zbliża sie kolejna fala upałów. Przydałoby sie więc przed nią troche wilgoci.
      Sierść z czterech linieniących psów mogłaby z powodzeniem posłuzyc do produkcji swetrów albo innych wdzianek. Jakaś Australijka wpadłą niedawno na taki pomysł. Nie dość, że robi psie swetry na drutach, to jeszcze z powodzeniem je sprzedaje!Ludzka pomysłowośc i przedsiebiorczosc nie zna granic! A ja po prostu wyrzucam wszystko do kosza. Tyle dobra sie marnuje!:-))

      Usuń
  13. Uwielbiam czytać o Waszym sielskim życiu. Wszystko tak pięknie opisujesz, że czuję się jakbym tam była. Ja wiem, że to wszystko tylko na papierze ( monitorze) brzmi tak łatwo i przyjemnie, a tak naprawdę to jest mnóstwo trudu i wysiłku, ale jest to takie piękne, że często czytam po kilka razy, oglądam zdjęcia i się wchłaniam w tę sielskość <3
    Gąszcz malin imponujący, moje malinki znacznie późniejsze, dopiero pojawiają się pojedyncze owoce.
    Drewniany komplet ogrodowy super i śniadanko na nim bardzo apetyczne :)
    Pozdrawiam bardzo serdecznie, Agness <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właśnie jest, Agness. Życie na wsi, choć na fotografiach przedstawia sie tak kolorowo, sielsko i bezproblemowo bywa bardzo ciężkie i wymaga od człowieka dużo siły fizycznej, uporu, wytrzymałości oraz paru innych ważnych rzeczy. Ale nagrodą za codzienny trud są właśnie takie ciepłe, miłe chwile we własnym ogrodzie. To wystarczy.
      Ja mam u siebie dwa gatunki malin - te wcześniejsze i późniejsze, dlatego, o ile obrodzą, mogę sie nimi cieszyć przez całe lato i jesień.
      Dziękuje za Twoje życzliwe słwoa i pozdrawiam Cię z serdecznym uśmiechem!:-))

      Usuń
  14. Wnętrze człowieka jest zmienne tak jak natura za oknem. Na którymś z blogów przeczytałam ostatnio, że człowiek i jego zainteresowania, pasje itp. zmieniają się średnio co siedem lat. Czy to prawda, nie wiem. Wiem jednak, że wiele moich dziecięcych i młodzieńczych pragnień zweryfikowało zdrowie i czas.
    Drewniany komplecik jest cudowny, i co tu dużo pisać, niepowtarzalny. Cezary wykonał kawał dobrej roboty.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem człowiek zmienia sie cały czas. raz są to zmiany maleńkie i prawie niezauważalne a raz duże, przełomowe i znaczące. Życie ludzkie trwa na tyle długo, że można doznać tych przemian po wielekroć i samego siebie nie poznać po latach. Ale to wciąz my. I myśle, że coś tam w śrdoku najgłębiej chyba nigdy sie nie zmienia.
      Mam nadzieję, że zdrowie nam dopisze alos będzie sprzyjał i będzie można cieszyć się ławą oraz stoliczkiem przez długie lata.
      Pozdrowienia serdeczne, Karolinko!:-)

      Usuń
  15. Wersja Oślej skórki, o której Olu piszesz była chyba najpiękniejszą adaptacją filmową tej bajki, Piosenkę pamiętam do dziś. Brawa dla Cezarego 😘 nasza dusza ma tyle niespodziewanych i nieodkrytych jeszcze tajemnic , że nie wiadomo czym jeszcze może zaskoczyć . Ważne żeby jej posłuchać i dać się jej odkryć ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę sobie poszukać w necie piosenki z tej bajki. I w ogóle fajnie byłoby zobaczyć po latach "Oślą skórkę".Uśmiechnąc sie do wspomnień.
      Tak, w naszej duszy jest wiele tajemnic radosnych i bolesnych, mnóstwo skarbów, nieodkrytych jeszcze zakamarków i ścieżek. Nie raz sie jeszcze w życiu zdziwimy tym, co tam znajdziemy i dokąd zawędrujemy.
      Pozdrawiam Cię ciepło, Gabrysiu!:-)♥

      Usuń
  16. Życie jest tak nieprzewidywalne i zmienne, a jednak czasem są w nim stałe punkty, niezmienne pomimo upływu czasu, pasje, które trwają nie porzucone, tak silne, że stają się osnową życia i kanwą wszystkich działań. Spotykam takich ludzi i mam z nimi kontakt, ci których znam, to przeważnie muzycy - dyrygenci, instrumentaliści i śpiewacy.
    Takie śniadanie jak marzenie - niespieszne, zdrowe i w pięknych okolicznościach :) A dzień tak rozpoczęty wygląda i toczy się zupełnie inaczej niż większości zapętlonych i zaganianych ludzi na naszej planecie.
    Pozdrowienia z lasu :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mimo naszej własnej zmienności czy zmian otaczajacego nas świata nadal istnieją rzeczy niezmienne. Zawsze ważne. Zawsze będące najgłebszą, najtrwalszą częścia naszego "ja". Mogą to byc pasje i zainteresowania, ale mogą to tez byc po prostu uczucia czy wartosci, którymi kierujemy sie w zyciu. Przyjaźń, miłość, przywiązanie. Dobro, szczerość, odpowiedzialnosć...i inne, ważne dla danej osoby rzeczy.
      A muzyka...Dobrze rozumiem miłosć i oddanie dla niej. Jest ona czyms co porusza zmysły i serce. Czymś co daje radosć, spełnienie, odlot, zapomnienie o smutku albo mozliwośc jego wybrzmienia w pełni.
      Andziu, o słonecznym poranku serdeczne pozdrowienia zasyłam Ci z mojej górki!:-)))

      Usuń
  17. Przepieknie to wszystko napisalas Olgo. Teraz ja się wzruszylam - podobnie jak Ty gdy czytalas moją książke o Warszawie.
    Wyrazy najwyzszego uznania za ten namalowany przez Ciebie tekst.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Stokrotko. Jesli tekst budzi jakieś emocje, jesli wzrusza, znaczy, że warto było go napisać i warto przeczytać. To rodzaj cennego porozumienia, intymnej rozmowy między autorem i czytelnikiem. Piękna i cenna rzecz, któa oby zdarzała sie nam wszystkim - piszącym i czytajacym - jak najczęściej.
      Pozdrawiam Cię serdecznie!:-)

      Usuń
  18. Wszystko się zmienia... Wiele rzeczy rok temu byłoby dla mnie nie do pomyślenia. Podobnie i kilka lat temu, a w wieku nastoletnim też rysowałam i myślałam, że coś z tego będzie... Czytać uwielbiałam zawsze i to zostało, ale pisarką nie zostałam - no chyba, że swojego życia i bloga ;) Dobre to niż nic...
    Byle zmieniało się na lepsze i tego Wam życzę.
    Ps. Niby lato, a ja już patrzę gdzie zmieszczę choinkę... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byle się zmieniało na lepsze...Ale w życiu tak też bywa, że niekiedy musi byc gorzej, by potem było lepiej. Nawet w pozornych bezsensach mogą byc ukryte sensy, tyle, że objawiają sie one dopiero po czasie.
      Juz myślisz o choince? No tak. Jak z bicza czas leci. Ani sie obejrzymy jak śniegiem świat zasypie i będziemy tęsknic za obecnymi upałami. Bo człowiek prawie nigdy nie docenia tego ,co jest. I szuka dziury w całym. Ech! Uśmiechu nam wszystkim potrzeba i odrobiny dystansu do siebie, świata, ludzi, zdarzeń.
      Uściski serdeczne zasyłam Ci, Kocurku i wszystkiego dobrego Tobie i Twej ferajnie życzę!:-)*

      Usuń
  19. Powiało nostalgią z Twojego postu, Olu... Nie wiem, dlaczego umknął mi tydzień temu.
    Trochę popadało, u Ciebie chyba dużo więcej niż u nas, bo z deszczem ciężko u nas w ogóle jest.
    My popijamy sobie po trochu krwawnik i bluszczyk. Wrotyczu nie mamy na działce, cały czas zapominam, żeby iść gdzieś i go wykopać, próbując na działce zadomowić.
    Meble bardzo ładne, tym przyjemniej się z nich korzysta, kiedy zrobione własnymi rękoma Cezarego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lidko, trochę u nas popadało, ale tylko raz porządnie polało. Wciąz mało tej wody, ale lepszy rydz niż nic.
      A co do nostalgii, to chyba to moje drugie imię...!:-)
      Mnie też wiele rzeczy umyka. Nie da sie dostrzec i odnieśc do wszystkiego. A czasem sił i czasu na to brak. i zobacz - czas płynie jak szalony, wręcz przecieka przez palce. Chyba czas stał sie jak woda, której nam wszystkim brakuje.
      Popijacie ziółka? Na pewno zdrowiej pić zioła, niż herbatkę sklepową.Nie ma to jak wyhodowane przez siebie albo zbierane w czystych miejsach rośliny. A wrotycz nawet teraz można sobie gdzies wykopać i zasadzić na działce. Tylko nie wolno zapominać go podlać, żeby nie zmarniał.
      Mebelki Cezarego dobrze nam służą i przy okazji ładnie ogród ozdabiają.
      Pozdrawiam Cię serdecznie, Lidko!:-)*

      Usuń
  20. Masz bardzo zaradnego męża. Piękne mebelki. Zaczytałam się w tym co napisałaś i do końca nie wiem co tu skrobnąć. Wiem, jedno - wrócę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowe mebelki ze starych desek bardzo są przydatne w ogrodzie.Oboje staramy się by nic sie u nas nie marnowało.
      Dziekuję za miły komentarz oraz dołączenie do grona obserwatorów. Pozdrawiam serdecznie!:-)

      Usuń
  21. Z takim jedzonkiem przy stoliczku pełnym dobrej energii, to tylko siedzieć i dumać albo prowadzić ciekawe rozmowy .Stoliczek nakryj się , niech Wam służy...fajnie ,ze mąż odkrył w sobie tę pasję..takie przedmioty wykonane ręcznie mają w sobie duszę ....
    Pozdraiwam Olu ..a ja kocham sukienki:):):

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ława ze stoliczkiem przydają sie nam codziennie. Jest już tak jakby były u nas od zawsze! I zgadzam sie, że rzeczy zrobione przez siebie mają duszę, są przez to cenniejsze niż te ze sklepu.
      A sukienek mam w szafie sporo, tylko po pierwsze prowadzę tu taki tryb życia, że najwygodniej mi jednak w spodniach, po drugie nie mam zbyt wielu okazji by sukienki na siebie włozyć, a po trzecie (he, he!) w większosc z nich bym pewnie teraz nie weszła!:-)
      I ja pozdrawiam Cię serdecznie, Pati!:-)

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieśni pieśń piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost