niedziela, 12 kwietnia 2015

Pasterka i muchy...



  

   Pasę kozy. Jest ciepło i przyjemnie. Siedzę na składanym, rybackim krzesełku (Madziu S. dzięki za przypomnienie o nim). Ustawiłam je sobie na łące, tuż przy ogrodzeniu wybiegu dla kur. Nogi swe uszanować w końcu muszę. Dość już tego stania czy też przechadzania w tę i we wtę. Może to i zdrowe dla nóg, ale jakże męczące. Tym bardziej, że będę jeszcze potrzebowała dzisiaj sporo siły i wytrwałości do biegania po obejściu.
No to siedzę. Nade mną fruwa parę niewinnych, wiosennych muszek. Och! Jest też jeden cytrynowy motyl. Wiosna, wiosna, panie dziejku!
   Mam przy sobie zeszyt i długopis, bo wymyśliłam sobie, że przez te kilka godzin poza przypatrywaniem się kozom oraz obłokom mogę spróbować coś napisać. Ach, może czas na jakiś nowy wiersz, czy cokolwiek…? Łapię rozbiegane myśli a one jak żywa rtęć, znowu umykają niepochwytnie. Tymczasem skowronek zaczął swój beztroski trel. Słucham go w skupieniu i wzruszeniu. Sto lat temu łąka brzmiała takim samym ptaszęcym śpiewem. I dwieście lat. I drzewiej. Tak samo będzie śpiewał jakiś skowronek, gdy już moje prochy wiatr rozwieje. Nic się nie zmienia a pozornie zmienia tak wiele…

   Co i rusz jakaś koza podchodzi by zajrzeć mi przez ramię i sprawdzić, co ja tam piszę. Czy prawdę, aby? Dostrzega same gryzmoły, kwiateczki i niezidentyfikowane esy-floresy. Słowem – nudziarstwo! No to może warto zeszytu spróbować? Pewnie dobre toto. Pani przegania.
- Sio! Sio, kozy! -  niedobra pani! 
 Za chwilę znowu przybiegają. W oczy zagląda mi zwłaszcza mój ulubieniec – Tofik, synek Popiołki. Ciekawski i ufny. Na kolana by się chętnie władował. Na pieszczotki. Na zaczepki. Skupić chce na sobie moją uwagę choćby na chwilę. Zeszyt bodzeniem z kolan zrzucić. Długopis w trawę wrzucić. Niech pani szuka! Przy okazji można jej kitkę poogryzać. Na plecy wskoczyć niczym na pochyłe drzewo. Bodnąć w wypięte cztery litery!Buch!


- Koziołki! Huncwoty jedne! Zostawcie mnie w spokoju! – wstając z klęczek śmieję się i opędzajam od natrętnych maluchów. One okrążają mnie w podskokach. Potem z nagła tracą zainteresowanie, bo coś je tam w rowie zafascynowało. Och, żabka skacze! Gdzie ona jest? Szukajmy!


   A ja, samej sobie znowu zostawiona, rozkładam ponownie zeszyt. Brwi w skupieniu marszczę…Wiersz gdzieś mi się maleńki kluje…Och te muchy! Całe roje mnie okrążają. Macham rękami. Czapkę z daszkiem mocniej na czoło nasuwam. Uparłam się, że coś jednak napiszę. Skowronek milknie. Zmęczył się biedaczek…? Już, już pierwszy wers usiadł ponętnie na czubku moich wiosennych myśli, gdy wtem słyszę nad głową charakterystyczny, ostry, ptasi krzyk. To jastrząb krąży w pobliżu. Oj, porwałby sobie chętnie którąś z moich kurek! Ale nie odważy się atakować, gdy ja tu siedzę, gdy kozy pasą się w pobliżu. Tylko pokrzyczy, postraszy i poleci. Na szczęście! Patrzę z zachwytem na jego szeroko rozpięte skrzydła. Na połyskujące w słońcu pióra. Drapieżnik majestatycznie zatacza pod niebem kilka kół  a w końcu znika za lasem.
  Wiatr nagły się zrywa. Czapkę z głowy mi zwiewa. Kartkami zeszytu mota. W ucho dmucha. Włosy do oczu nawiewa. Biegnę żeby czapkę czym prędzej złapać. Kozy są szybsze. Porywają mi ją a potem skaczą uradowane wyrywając sobie wzajemnie trofeum. Wreszcie mam. Złapałam. Uciekam gagatkom. Zziajałam się. Wracam na swoje krzesełko. Zuzia układa się u moich stóp. Ma tam odrobinę cienia. Chętnie by pospała. Ale gdzie tam?! Łobuz Kurdybanek zaczepia ją do zabawy. Psina nie ma na to najmniejszej ochoty. Odbiega na bezpieczną odległość i układa się wygodnie w zeszłorocznych, suchych trawach.
  Otwieram zeszyt po raz któryś. Muchy bzyczą coraz natrętniej. Czy ja coś w ogóle dzisiaj napiszę? – myślę rozbawiona, bo pamięć podsuwa scenkę jakże podobną, do mojej obecnej. Marek Kondrat jako Adaś Miauczyński w filmie „Dzień świra” usiłuje napisać wiekopomny poemat o królu i królowej. Już nawet wizualizuje sobie bardzo wyraźnie tę dostojną parę, gdy nagle błogie wizje zakłóca mu dźwięk młota pneumatycznego…
Muszki uwzięły się teraz na moje czoło. Swędzi okropnie. Widzę, że roje atakują także kozy. Rozeźlone kozule strzygą uszami, kręcą młynki ogonkami, podskakują niczym w obłędnym tańcu świętego Wita. Bodą się wzajemnie żeby rozładować swoją frustrację. Ja także pogryziona i zirytowana mam już potąd tego siedzenia.

- A miało być tak pięknie! – mamroczę, zbierając manatki i szykując się do ucieczki z tego utrapionego miejsca.
- Kózki, idziemy do lasu! – daję w końcu sygnał do wymarszu. Kozy biegną uszczęśliwione. Zagłębiamy się w młode brzózki. Skowronek znowu śpiewa...


32 komentarze:

  1. Pastereczko, to kózki nie pasa sie same? Trzeba ich pilnowac?
    Sama widzisz, jak to z dziecmi bywa, zarowno z tymi ludzkimi, jak i kozimi, psimi, kocimi i wszystkimi innymi. Wymagaja stalej uwagi, rywalizuja o jedno spojrzenie, pieszczote, cieple slówko. Szybko sie nudza i rownie szybko znajduja sobie nowe zajecie.
    I wszystko byloby piekne, gdyby nie muchy, z nimi nie wygrasz. Powylazily ze swoich kryjowek glodne i wypoczete, tylko szukaja okazji, zeby ukluc i napic sie krwi. Bo zycie ich krotkie, a rozmnazac sie przeciez trzeba.
    A tak dobrze dzien sie zapowiadal... :)
    Buziaczki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kózki nie lubia paść sie same, niestety! Pozostawione na łące zaraz pod bramę przybiegają a jak zamknięta to do ogrodu sasiada leca, żeby mu tam kwiatki wyżerać. Pastwisko mamy nie grodzone, latają wiec gdzie chcą. Potem, jak już trawa większa urośnie, to będę je "kołkowac", czyli wbijac kołki na łące, do których przymocuję długimi sznurkami kozy. I to nie wszystkie - wystarczy, jak Łobuz i Popiołka będą przywiazane, a reszta będzie sie ich trzymać.Kozy lubią sobie łazić i skubac trawke to tu, to tam. Przywiązane do kołków szybko sie nudza, kłądą sie i leża apatycznie póki ich nie odwiążę. Dlatego niechętnie je tam wiążę, ale czasem nie ma innego wyjscia, bo przecież mam sto innych zajec i nie moge sterczeć z nimi na łące godzinami (chociaż bardzo lubie byc z nimi - chyba najbardziej ze wszystkiego).
      Czas dokuczliwych muszek (czy może meszek!) jest na szczęście krótki. Może w tym tygodniu już zaprzestaną ataków.A póki co - nawet w lesie są i dokuczaja jak tylko mogą!
      Buziaczki serdeczne Anusiu!:-))***

      Usuń
  2. przypomniało mi się okolicznościowe pozdrowienie, przechodzący koło pasterza powinien powiedzieć
    - Szczęść Boże, śpiewajcie! A odpowiedź - daj Boże, prosimy do szczęścia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Klarko! Nie znałam tych pozdrowień!:-))

      Usuń
  3. Adaś Miauczyński mnie powalił, bo przypomniałam sobie jego męki tworzenia :)))
    Moze następnym razem uda się Tobie, Olu coś napisać, muszki nie będą tak upierdliwe, a kozule natchną i powstanie jakiś wiersz, czy choćby kanwa opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Natchnienie nie przychodzi na zamówienie. Samo dopada, kiedy chce. A muchy? Czasem mysli dręczą gorzej niz muchy!Zresztą i o muchach mozna napisac!:-))
      Uściski Liduś!:-))

      Usuń
  4. a ja tam kocham te Twoje kozy !!!!
    To taka chyba tęsknota moja miastowej kobiety za wsią:):):)
    Pięknie opisujesz to wszystko Olu..siedzę sobie na balkonie, patrzę na gory i czytam sobie Twoje posty jak powieść:):)
    Pa, pa.Macham Ci z wysoka...choc gorki małe:):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrzysz na góry Jolu? No to cudne masz widoki i powietrze. Kozy pozdrawiają serdecznie wierną czytelniczkę! i ja tez, rzecz jasna!:-))

      Usuń
  5. I kolejny raz przyjemnie u Ciebie przysiąść. Próby zaowocowały postem na blog (a). Wiem, że to nie wiersz, ale efekt sie liczy.

    Deszczowe chmury przegonił wiatr i słońce nieśmiało się wychyla.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiatr przegonił, ale choć s łonko świeci, to zimno na razie! Z tego, co widziałam w prognozach, to pogoda ma byc w kratkę. Trzeba uważać, żeby sie nie przeziębic.
      Uśiski serdeczne, Alis!:-))

      Usuń
  6. Muszki czy meszki? Meszki są niebezpieczne mocno a muszki paskudy utrapione. :)
    Olu byłam tam razem z Tobą i kozami zauważyłaś, usiadłam tuż koło Zuzi. :)
    Piękne spojrzenie rozbawione skupione i zachwycone tym co jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba muszki...Wczoraj jeszcze były. Moze dzisiaj juz nie będzie, bo zimno sie zrobiło.
      Cieszę się, że byłas, że jesteś, Elusiu, duszo bliska!:-))♥

      Usuń
  7. Tak niedawno była sroga zima, a tu już wiosna i pełnia szczęścia. Siedzisz sobie w cieple i kozule pasiesz. Oj, wyobrażam sobie, jakie są niesforne:)). Najlepiej im na spacerze w lasku. A może w ruchu przyjdzie Ci do głowy jakaś wyrazistsza koncepcja wiersza.
    Noś na sznureczku malutki kajecik z ołówkiem, w którym zanotujesz każdą myśl ulotną.
    Łąka od lat niezmienna, zmieniają się tylko ludzie. Obcowanie z przyrodą uczy nas pokory.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dzisiaj zimnica, to chyba nie posiedzę, tylko będę z kozami biegać, żeby sie rozgrzać. A wiersz - jak zechce, sam przyjdzie.Nie poganiam weny, bo całkiem mi zwieje. Kajecik ze sznureczkiem? Bardzo dobra myśl Errato!:-)
      Jak myslę o tej niezmienności łąki, to przypomina mi sie piosenka z Piwnicy pod Baranami - "Zwieść Cię moze ciągnący ulicami tłum. Wódka w parku wypita albo promień słońca. Lecz pamiętaj, naprawdę nie dzieje sie nic i nie zdarzy sie nic aż do końca..."

      Usuń
  8. Dopiero się wiosna zaczęła, a już taka plaga muszek? U nas dopiero pierwsze muchy budzą się leniwie... Jednak w lesie zawsze przyjemniej, niż na pastwisku.
    Koźlątka Twoje do schrupania, chociaż takie niesforne ;) Ale przecież za to te kózki kochamy ;-)) Już myślałam, że i ja swoją Dumlę palikować będę musiała, bo bodła owczą matkę Brunhildę... ale jak tylko założyłam jej obrożę - uspokoiła się, jakby wiedziała, że nie ma żartów. Troszkę zazdroszczę Ci tego pasienia ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Plaga muszek, bo ciepło! A dzisiaj powietrze lodowate, to pewnie i much nie będzie. Tylko na łące nie da sie wystac, bo zimnica nastała. Trzeba będzie polatać.
      Niepotrzebnie przywiazuję sie do koziołeczków...Ale nie potrafiebyć obojętna, gdy sa tak urocze i przyjacielskie.
      Twoje kozy tez nie cierpia palikowania? No właśnie! A czasem jednak trzeba!
      Całusy zasyłam gorące!:-))*

      Usuń
  9. I proszę :)! Ile w tym poezji... :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poezja jest wszędzie. Ona jest jak powietrze. Dla jednych przeźroczyste a dla innych pełne zycia!:-))

      Usuń
  10. Olgo, jaki wpis cudny :)) Przez chwile bylam z Toba na lace w towarzystwie ciekawskich kozek, cieszylam sie sloncem i .... o prosze cytrynek przelacial! Tyle radosci, tyle zycia jak fajnie! Serdecznosci :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to fajnie! Okazuje się, ze na łące byłą i Twoja mama, i Ty...chyba wszyscy spragnieni ciepłą, spokoju, czystej radosci i beztroski.
      Ciepły usmiech zasyłam Maju z zimnego dzisiaj Podkarpacia!:-)))

      Usuń
  11. Można by strawestować Gałczyńskiego w kwestii meszek (muszek): "po cholerę toto zyje, nie wiadomo nawet czy ma szyję, a bez szyi komu się przyda..."
    Pozdrowienia dla pastereczki:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiwat mistrz Gałczyński!:-)) Jednak pal sześć muszki z ich szyjami lub bez! Ugryzie toto niewinnie, poswędzi trochę i po sprawie, ale po co kleszcze zyją? Jest tego paskudztwa coraz wiecej. A tyle chorób roznosi, że mozna dostać jakiejś fobii ze strachu przed ugryzieniem i jego nastepstwami.Brr!
      Dziękuję za pozdrowienia i Ciebie Asiu też ciepło pozdrawiam z zalanego deszczem Podkarpacia!:-))

      Usuń
  12. Nie wiem co nazywacie muszkami, ale meszki, to masakra! Nasze kozy, w apogeum meszkowym, w ogóle nie mogą się paść. Uciekają do zamkniętych pomieszczeń. Trochę pomaga preparat deltix (karencja na mleko tylko 10 godz.)
    No i jednak napisałaś, nie w trakcie, ale po:)
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zdecydowanie muszki! Na szczęście!Ano, napisałam jakos tak.
      Uściski Madziu!

      Usuń
  13. O, właśnie, też pomyślałam o meszkach, małe, niewidoczne, i zawsze gryzą mnie w głowę na granicy włosów, pozostawiając krwawe wybroczyny; smaruj się czymś, Olu, bo ponoć potem ślady po ukąszeniach lubią się paskudzić; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zdecydowanie muszki. małe, kąsliwe, ale niegroźne. Już ich zresztą prawie nie ma.
      Pozdrawiam serdecznie Marysiu!:-)

      Usuń
  14. Zawsze mam przy sobie zeszycik cieniutki, leciutki i długopis bo nie wiadomo kiedy ciekawa myśl lub pomysł wpadnie do głowy i trzeba zapisać lub naszkicować inspirację. Dużo z nich po jakimś czasie trafia na ognisko ale warto, czasem dla tej jednej. Tobie post wyszedł poetycki i romantyczny, taki hymn do radości mimo muszek :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Krysiu!Zeszycik malutki przy sobie naprawdę dobrze mieć - albo dyktafon, bo pamiec ludzka ulotna a czasem rzeczywiście ni z gruszki ni z pietruszki coś fajnego człowiekowi do głowy wpada.
      Muszek teraz nie ma - taka przynajmniej korzyśc z ochłodzenia!:-))

      Usuń
  15. Odpoczywa i twórz bo na to czekamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tworzę, ale mam wrażenie, że coraz mniej osób czeka...

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieśni pieśń piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost