środa, 27 sierpnia 2014

Deszczowe lato, mokry sierpień…



   

    Pewnego sierpniowego wieczoru usiadłam sobie w kuchni z książką na kolanach i popijając herbatę oraz pogryzając włoskie orzechy zasłuchałam się w monotonny szum deszczu za oknem. W garnku na kuchence bulgotał apetycznie ryż. Ostatnimi czasy Cezary bardzo lubił podjadać sobie po zmroku ryż na gęsto z dżemem albo przecierem jabłkowym. W domu pachniało farbą akrylową, cynamonem i miętą. Zuzia na kanapie w pokoju gościnnym leżała jak człowiek na wznak i mocno chrapała. Spojrzałam w coraz szybciej zapadający za oknem zmrok ciesząc się, że mamy prąd i związaną z nim jaskrawą, niosącą bezpieczeństwo jasność żarzącej się pod sufitem żarówki. Od paru tygodni w naszym przysiółku co chwilę wysiadała elektryczność. Zdarzały się też problemy z Internetem. Nieraz po kilka dni nie było do niego dostępu. Cały wielki świat oddalał się przez to, odrealniał, stawał mniej ważny. Nasiąkał obcością i obojętnością. Nasz maleńki, najważniejszy i jedyny świat był właśnie tutaj. Tętnił życiem na szczycie górującego nad okolicami, porośniętego bukowym lasem wzniesienia. Na samym końcu maleńkiej, podkarpackiej wioski. Blisko natury. Od niej najbardziej zależny. Na nią zdany. Jej najbardziej ufający.

   Odpoczywałam po kolejnym, pracowitym dniu i nic mi się już nie chciało robić. Dość się namachałam widłami i grabiami. Pod łopatkami czułam bolesne istnienie jakichś silnie rozrośniętych mięśni.

 -Może rosną mi skrzydła? – uśmiechnęłam się z przekąsem i mocniej otuliłam grubym swetrem. Z dołu dochodziły do mnie uparte stukania młotka, albo monotonne jęki dzierżonej w dłoni Cezarego wiertarki. W radiu słychać było niewyraźnie dawny przebój Zdzisławy Sośnickiej – „Żegnaj lato na rok, stoi jesień za mgłą…”.
 - Och!Jeszcze tyle roboty do jesieni. Z tyloma rzeczami trzeba zdążyć przed mrozami i śniegiem - westchnęłam.



   Cezary przez cały dzień kładł dachówki na przybudówkę obok budynku gospodarczego. Mamy zamiar trzymać tam różne niemieszczące się w drewutni rupiecie oraz rowery. Gdzieś trzeba to wszystko schować przed zimą. Teraz, wczesnym wieczorem mój mąż kończył w spiżarni na dole robić półeczki na produkowane przeze mnie masowo przetwory. A byłam dopiero na półmetku ich wytwarzania. Za mną m.in. konfitury z wiśni i czarnego bzu, śliwki w słodkiej zalewie, kiszone buraczki i cukinie, ocet i przeciery jabłkowe, słodko-kwaśne sosy paprykowo – cukiniowe, powidła i kompoty śliwkowe. Przede mną gruszki w syropie, późne jabłka w cukrze, wino z czarnego bzu i jabłek, buraczki z zasmażaną cebulką…Trzeba się było jakoś na nadchodzącą zimę przygotować, żeby potem móc jak najmniej ruszać się z zacisznego siedliska i bez sensu wydawać nasze coraz bardziej kurczące się oszczędności. 



   Tak szybko kończyło się to lato. Za szybko…Jesienny chłód bezszelestnie i podstępnie wnikał do domu sprawiając, że ubrana na cebulkę rozgrzewać musiałam zmarznięte dłonie o kubek z gorącą, miętową herbatką. Nie bardzo umiałam skupić się na czytaniu. Moje myśli szybowały tu i ówdzie, rozpamiętując to, co już udało się zrobić oraz zastanawiając się nad tym, co jeszcze było do zrobienia.

   Na strychu suszyły się wiązki czosnku i cebuli. Parę kilogramów lubczyku zamroziłam. Pietruszka naciowa bujnie rozrastając się pod jabłonkami czeka na ścięcie i ususzenie. Ziemniaki pochowane jeszcze w ziemistych kopczykach na polu oczekiwały na mające nastąpić lada dzień wykopki. Byleby nie padało! Ale najpierw uporać się przyjdzie z łanami chwastów porastających ziemniaczane rowki. Tak, chwasty w tym roku rozrosły się niemiłosiernie głusząc sobą wszystko co się da i szydząc zupełnie z moich prób ich zwalczenia.
   Taki deszczowy był ten sierpień i całe lato…Pomidory i ogórki uległy ziemniaczanej zarazie i niewiele mieliśmy z nich pociechy. Większość marchwi i rzepy zgniła w ziemi a fasolka i groszek tak były marne, że zaledwie na dwa obiady starczyło. Nawet dynie nie chciały rosnąć, trawione tą samą co ogórki chorobą. I pomyśleć, że w zeszłym roku narzekałam na suszę! A jednak dla naszych warzyw była ona znacznie lepsza. Wszystko się nam wówczas udało nad podziw. A teraz nawet słoneczniki wyrosły jakieś niewyraźne, rachityczne. Tylko dorodnych jabłek mnóstwo! Codziennie zbieram je całymi koszami!



   No i siano! Wciąż moknące siano! I my w pocie czoła i w coraz silniejszym bólu mięśni przewracający je co dnia w nadziei, że wreszcie uda mu się wyschnąć. Błagający kapryśne niebo, o chociaż dwa pogodne dni. Niestety, pogoda w kratkę sprawiała, iż nasza robota była syzyfowa a siano uparcie czerniało i po tygodniu takiej bezsensownej harówki nadawało się co najwyżej na podściółkę dla zwierząt. A tej zgromadziliśmy przez poprzednie lato aż nadto! Żywiliśmy nadzieję, że może uda się jeszcze złapać parę słonecznych dni i skosić w tym czasie małą łączkę przy domu. A potem zebrać stamtąd przynajmniej furę siana. Jeśli nie w sierpniu, to we wrześniu. No bo przecież nasze kozy coś zimą jeść muszą! A wszelkie znaki na ziemi i niebie mówiły nam, iż będzie to długa i mroźna zima. Ciężka zarówno dla nas, jak i dla naszych braci mniejszych. Niezbyt dużo udało nam się zgromadzić drewna na opał a uporczywe deszcze i potężne rozlewiska na drogach uniemożliwiały dojazd do lasu i zebranie pociętych tam pni i gałęzi.



   Ostatnio ulubionym pożywieniem kóz były spady jabłek, śliwek i gruszek. Codziennie skrajałam im po wielkim wiadrze tych przysmaków a na przegryzkę dostarczałam gałęzi wierzby i olchy. Na takiej diecie koziołek Łobuz Kurdybanek błyskawicznie urósł, zmężniał i najwyraźniej dojrzał już do amorów z naszymi kozimi pannami.  Jednak one nie mają na razie najmniejszej ochoty na miłosne brykania. Czarna Brykuska odgania jak tylko może natrętnego zalotnika a siwa Popiołka dzielnie jej w tym pomaga. Dlatego nieutulony w żalu i lubych potrzebach koziołek meczy całe dnie i za wszelką usiłuje dostać się do boksu sąsiadujących z nim kóz. Na szczęście wszystko tam tak zabezpieczyliśmy, iż nie ma mowy by mu się to udało. Kiedy przyjdzie właściwa pora kozy same dadzą swym zachowaniem znak, że odwzajemniają romantyczne zapędy a wówczas stanie się to, co ma się stać i na wiosnę kozia rodzinka zapewne się powiększy. A w wędrówkach po lesie towarzyszyć nam będą następne meczące maluchy. A na razie mam dużo przyjemności obserwując tę naszą małą, kozią trzódkę. Popiołka wiedzie w niej prym. Jest poważna i surowa jak matrona, ale jednocześnie potrafi być niezwykle czuła i delikatna. Uwielbia, gdy drapie się ją między rogami. Przymyka oczy z rozkoszy i przestępuje z nogi na nogę nie oddalając się od człowieka o krok.




  

    W drugiej połowie sierpnia nasze zielononóżki kuropatwiane z nieznanych przyczyn prawie zupełnie przestały się nieść. I chociaż karmimy je paszą z dodatkiem mieszanek witaminowych i dostarczamy pysznych resztek z naszego stołu oraz ziół z łąki one uparcie odmawiają współpracy. Trudno tłumaczyć to okresem pierzenia, bo kurki zmieniły pióra już ponad miesiąc temu. Podejrzewaliśmy je nawet, że swoim obyczajem gdzieś ukrywają jaja. Jednak przetrzasnęliśmy wszelkie możliwe kryjówki i niczego nie znaleźliśmy. Właściwie, to od czasu majowego, lisiego ataku, nasze kury nigdy nie doszły już do normalnego stanu. Stało się tak, jakby tamten stres zabił w nich jakąś radość i beztroskę. Jakby te ubite przez lisiego zbrodniarza zielononóżki stanowiły najważniejszy trzon kurzego stada a bez nich wszystko straciło właściwy blask i werwę. Patrząc na taki stan rzeczy zaczęły rodzić się w naszych głowach przykre myśli o nieuniknionej i chyba koniecznej likwidacji kurzego stada. Zysków z kurek mamy niewiele, natomiast pracy i wydatków mnóstwo. Ale jednocześnie żal pożegnać się z nimi. Sprzedać, zabić, zamrozić, zjeść…Nie słyszeć co dzień ich radosnego gdakania czy buńczucznego, koguciego piania…Nie obserwować ich zabaw, potyczek, przyjaźni i animozji… Tyle wszak było nadziei i planów związanych z zielononóżkami! Znaleźliśmy kilkoro stałych odbiorców ich jajek. Po czterech latach staliśmy się omalże specjalistami w hodowli tych bardzo rzadkich na Podkarpaciu kurek. Zastanawiamy się nad tym wszystkim. Na podjęcie ostatecznej decyzji wciąż jeszcze jest czas.



   A deszcz wciąż pada i pada, szumi uparcie, stukocze o parapety…Szare niebo nie zwiastuje rychłej poprawy pogody. Czasem miałabym ochotę tak jak Marta, jedna z bohaterek „Domu dziennego, domu nocnego” Olgi Tokarczuk zakopać się na zimę w ciepłym, ukrytym przed wszystkimi barłogu i zasnąć. Po prostu zasnąć. Oddalić się od wszelkich kłopotów i trosk. Przetrwać w cichym zapomnieniu i srebrzystym schronieniu pajęczyn. Po czym obudzić się wiosną. Wraz z nową siłą i zieloną nadzieją.

   - Ech, Oleńko! Daj spokój z tym biadoleniem i malkontenctwem! Nie wpędzaj się znowu w te ponure stany! – zbeształam samą siebie i zbiegając na dół do Cezarego uświadomiłam sobie, że przecież miną wreszcie te deszcze. Jeszcze nie raz zachwycę się jesienią. Po łąkach i lasach polatam. Grzybów i kaliny nazbieram. Zdjęć kolorowych napstrykam. Z zaprzyjaźnionymi osiedleńcami serdecznie pogwarzę.
A za parę dni przybywa do naszego siedliska miły, wytęskniony bardzo gość. Zostanie z nami przynajmniej miesiąc. Pomoże nam w pracy. Wniesie nowy blask a swoim śmiechem i młodzieńczym entuzjazmem pomoże odczarować tę pełną melancholii końcówkę lata.

 - Śliczne zrobiłeś półeczki mój pracowity mężu! – zawołałam stając na progu spiżarni i całując zapatrzonego w swe dzieło, umorusanego rudym pyłem Cezarego.

- Ale pewnie dajesz mi za nie tylko trzy z minusem, co? – zapytał jak zawsze nazbyt samokrytyczny mój domowy majster klepka. A potem dobił jeszcze młotkiem jakąś śrubkę. Omiótł z niewidocznych paprochów ścianę i żądny pochwał zerknął uważnie na moją minę.

- Nawet cztery z plusem! – zawołałam entuzjastycznie, serdecznie wichrząc czuprynę Czarka i zdmuchując mu brud z czubka nosa - Naprawdę bardzo mi się podobają!

 -Jutro poustawiam tu wszystkie słoiki i na pewno poproszę, byś zrobił mi następne, równie śliczne półki. Widziałeś przecież jak dużo spadło dzisiaj znowu jabłek w ogrodzie? Całe szczęście, że mamy pełno słoików! – powiedziałam wycierając wilgotną szmatką zakurzone półeczki. A potem pociągnąwszy za sobą męża poszłam na górę, gdzie czekał gorący ryż z jabłkami i Zuzia, która po przebudzeniu zawsze spragniona jest pieszczot…






48 komentarzy:

  1. O jejku! Jak w sklepie! Tyle dobra w sloikach, a jak piszesz, macie nieurodzaj. To ja juz nie wiem, jak urodzaj musi wygladac.
    Ale jak slysze, nie tylko u Was nienajlepiej sie w ogrodach i na polach dzieje. Jakis dziwny ten rok, wiosna za wczesna, teraz jesien w sierpniu...
    Jakos wiekszosc z nas pisze dzisiaj smetne i nieoptymistyczne posty, taki dzien.
    Nie traccie ducha, skoro ja juz stracilam...
    Buzinki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta jesienna pogoda w sierpniu potrafi skutecznei wygonic z naszych dusz optymizm. Dzisiaj juz słonko przebłyskuje spoza chmur. Mam nadzieję, że odwazy się i pokaże nam dzisiaj na duzej swoje przyjazne oblicze. Trzymajmy sie tej iskry, wierząc, ze wszystko idzie ku lepszemu. Musi iść!
      Całusy Anusiu!***

      Usuń
  2. och, imponujące zapasy, ależ ja podziwiam Twoją pracowitość!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam je z czego robić, wiec robię. Przecież szkoda by się zmarnowało a zimą będzie to wszystko na podorędziu!Zimą za to mam zamiar się rozleniwić i odpoczywać ile sie da. A odpoczywając zajadac te pychotki ze słoików. I tyć rzecz jasna, przy okazji!:-)

      Usuń
  3. Olga, nie potrafiłabym zrobić takich zapasów. Ale takie spiżarki zawsze mi się marzyły.
    Deszcz zawsze wprowadza, nas kobiety w takie stany powątpiewania, aż boję się tej nadchodzącej jesieni. Podobnie jak ty zadaję sobie stale pytania. Czy uda mi się spłacić debet zaciągnięty na letni dom, czy syn znajdzie pracę, czy........oj za dużo w nas Barbar :-)
    Pozdrawiam z pomorza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przetwory nauczyłam sie robić tutaj, na wsi. Mieszkając całe zycie w mieście wcale sie tym nie kłopotałam. Sklep był blisko. Wszystko w miare tanie, wiec nie było potrzeby. Teraz mam swoje owoce i warzywa i żal byłoby ich jakoś na zimę nie przetworzyć.
      To prawda, że za duzo w nas Barbar Graszko. Ale na tym chyba polega też nasza wrazliwosć, człowieczeństwo. Wszystko za mocno czujemy, oscylując miedzy niemocą a nową nadzieją.
      Pozdrawiam Cie ciepło o poranku, zycząc by jednak ta jesień i zima mimo wszystkich związanych z nią lęków łaskawa dla nas była!:-)*

      Usuń
  4. Post wciągający bardziej niż niejedna powiastka, proszę wierzyć, to słowa mola książkowego ;) podziwiam za zapał i pracowitość, ta spiżarnia to radość dla oka i podniebienia zapewne też. Miło tutaj... Swojsko... Lubię tu wracać :) Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy dla podniebienia, to sie okaze zimą. Ale mam nadzieję, ze tak, bo zeszłęj zimy wszystko zajadałam aż sie uszy trzesły. I moi goscie równiez.
      Miło mi, ze zainteresowało Cię moje pisanie Aalex i spodobał Ci sie ten mój mały światek. Otwieram tu na blogu serce i pokazuję kawałek mojej rzeczywistości, zapraszajac do mojego świata podobnych duchem, wrazliwych czytelników.
      Ciepłę myśli zasyłam Ci o poranku!:-))

      Usuń
  5. Ale Olgo masz wspaniałe zapasy.Ja ostatnio jakaś taka niemrawa jestem.Dobija mnie jakoś wszystko.Pogoda jakaś dziwna i chyba załapałam jakiegoś doła.Moje kurki jeszcze nie zniosły żadnego jajucha,ale czekam cierpliwie.Mam nadzieję,że Twoje zielononóżki w końcu zaczną sie nieśc bo było by strasznie żal takiego pięknego stadka.Piszesz,że lato deszczowe,a u mnie susza,że marchew to chyba kilofem będę wybierała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje kureczki zaczna pewnie sie nieśc w okolicach października. Tak to przewaznie jest z maluchami wyklutymi na wiosnę. A z moimi, to sama juz nie wiem, co sie dzieje. Chyba będę musiaął zasiegnąc rady madrzejszych ode mnie w tej kwestii.
      No widzisz, jaka ta pogoda niesprawiedliwa? U mnie zbyt mokro a u Ciebie susza. Nigdy nie możemy być do końca zadowoleni. Zawsze cos przeszkadza. No i ta pogoda dziwaczna, co to chmurne myśli i zwątpienia przynosi,
      Nie dołujmy sie Brydziu! Za wszelką cenę starajmy się wyleźc z tego dołka. Wierzmy, ze będzie lepiej. Już jest, bo słonko sie pomału pokazuje!Może końcówka lata będzie przyjemna, wymarzona? oby!
      Pozdrawiam Cię serdecznie!:-))

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Tyle, ze w tym małym sklepiku wszystko swojskie, bez konserwantów i barwników. Niby duzo tego, ale zapewniam Cię na przednówku półki będą świeciły pustkami!:-))

      Usuń
  7. Odnoszę wrażenie, że Twoja doba jest dłuższa niż moja, bo to jest po prostu nieprawdopodobne,
    jak taki mały Skrzacik jak Ty może podołać tylu czynnościom i obowiązkom, i jeszcze znaleźć czas,
    aby to wszystko pięknie opisać! A piszesz z samego dna duszy, jak bardzo się to czuje czytając Twoje słowa.

    Wiele smutków gromadzi się w nas, wiele bagażu niesiemy. Zbyt wiele. Czasami człowiek ma ochotę przestać być silnym
    i tak po prostu się rozkleić... Tak właśnie zasnąć i pospać nieco dłużej niż zwykle - tak, jak piszesz, do kolejnej wiosny.
    Albo przynajmniej ze dwie kwadry Księżyca... Melancholia tłucze się gdzieś po kątach naszego istnienia, a my ciągle dzielnie
    zbieramy się w sobie i odganiamy ją precz, jak natrętną muchę. Ale zanim przyjdzie jesień, jeszcze czas na odrobinę późnego lata.
    Bo przedjesień niesie ze sobą obfitość i słodycz dojrzałości, i ten specyficzny rodzaj światła, kiedy dni nie są jeszcze zbyt krótkie,
    a noce zbyt ciemne...

    Jak dobrze, że młodzieńczy gość zawita! :)

    Nie ma dnia, żebym o Tobie nie myślała.
    Ściskam Cię mocno bardzo, Oleńko i cały wielki kosz uśmiechów posyłam wieczorną sową :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mar kochana! Jakos daje radę z tym wszystkim! Muszę i tyle.Może zima uda sie odpocząć, nabrac sił przed przyszłorocznym, znów bardzo intensywnym dzianiem. Póki zdrowie jako takie trzeba toczyć ten wózek i odganiac smutne mysli. A jak juz człowieka złapie jakas zmora, to zdusic w zarodku potwora!:-)
      Ale melancholia jesienna to chyba naturalna, dosc powszechna przypadłosc. Omal każdego dosiega. Nawet przyroda zdaje sie odczuwac takei stany. Nitki babiego lata i pajęczyn snują sie wszędzie. A poranne mgły zmiekczają rzeczywistosć i odrealniają ją dodatkowo tak jakby niczego nie było tak naprawde. Życie złudą jest, snem, wyobrażeniem naszym. A słonce i chmury malują te sny na rozmaite barwy...
      Dzisiaj słonko wyjrzało zza chmur i obudziło nas zaglądając ciekawsko w nasze twarze. Mam nadzieje, ze to zapowiedź pogodnego, cieplejszego niz ostatnio dnia.
      Tak, przyjedzie do nas kochany gość! Bardzo, bardzo sie cieszę!:-)*
      Wzruszyłam sie Twoim komentarzem Mar, moja bliska, przyjazna duszo!:-))
      Czuje Twoje ciepło i zyczliwosć i wdzieczna Ci jestem za nie bardzo!
      Serdeczne, siostrzane myśli Ci zasyłam do Twojej górzystej, przepieknej krainy!:-))***

      Usuń
  8. Zmyślnego masz małżonka, tak sprytnie te półeczki zainstalował. Teraz masz przed sobą już tylko zadanie zapełnienia ich. Owoców, jak piszesz, nie zabraknie, a więc do dzieła. Widok tych przetworów uroczy i na tyle kuszący, że nawet perspektywa zimy niestraszna:)).
    Ależ to Wasze życie jest piękne i przepełnione miłością. I jak cudownie się te Twoje opisy czyta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha!Małzonek stara sie jak moze, ale nie nadązy za mna, bo ja te półeczki juz prawie zapełniłam!:-))Mam nadzieje, ze zima nie bedzie jednak taka długa i mroźna, jak mi się zdaje i starczy nam tego dobra do wiosny i nastepnego lata.
      Wiedziemy tu zycie proste, czasami wprost siermieżne. Bliskie natury. Samotnicze. Ale tak własnie chcielismy. Wszystko jest tu na cos potrzebne i ma sens. A pogoda i niepogoda wyznaczają nam rytm dni i pór roku.
      Oby tylko jesień nie wziełą na dobre naszego swiata we władanie. Jeszcze na nią stanowczo za wcześnie!
      Pozdrawiam Cie serdecznie Errato, dobrego dnia zycząć!:-))

      Usuń
  9. Nic ino pogoda nam miesza w głowach bo i mnie melancholia jakowaś trapi... wszystko irytuje, nic nie cieszy i nawet jak na chwilę odpuści, to wraca ze zdwojoną siłą. Nic ino pogoda... Ponoć pod koniec tygodnia ma się ocieplić, to może wtedy nasze frasunki wyparują w słoneczku :)
    A ja w tym roku dla odmiany nie zrobiłam ani jednego słoika, zobaczymy jak to będzie w zimie. Choć od zmiany naszych nawyków żywieniowych, to trzeba się przyznać szczerze, że idzie dużo mniej jedzenia ;)) Może się tylko skuszę na jesień ukisić kapustę.
    Trzymaj się dzielnie Olgo, smutki i frasunki przepędź precz :) ***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Zosienko! Jestesmy częścią natury, wiec jeśli pogoda robi sie szarobura, to i w naszych duszach niewesoło. Ale niech tylk osłonko ozłoci nam twarze, zaraz chce sie zyc i wierzyc, ze wszystko będzie dobrze. U mnie od rana niesmiaęł promyki wychodza zza kurtyny chmur. Oby była to zapowiedź pieknej pogody!
      To prawda, że i my mniej jemy, ale zimą prawie nie będzie świezych warzyw i owoców. Trzeba będzie polegać na przetworach.Szkoda tylko, ze tak duzo w nich cukru. Wiadomo czym sie to skończy!
      Trzymajmy sie kochana Zosiu, odpedzajmy zmory z duszy i patrzmy z nadzieją w przyszłość! Niech ta końcówka sierpnia i rychły wrzesien bedą dla nas łaskawe!Bo to od nas samych najwiecej w tej kwestii zalezy!
      Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie!:-)***

      Usuń
  10. spiżarnia robi wrażenie! podziwiam waszą pracowitość...wasze życie jest takie ...prawdziwe....
    pozdrawiam bardzo serdecznie i życzę łaskawości pogody... :*****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spizarnia rzeczywiście wygląda ładnie. Lubie stawac na jej progu i patrzec na te kolorowe, apetycznie błyszczące słoiki.Zatrzymałam w nich smaki i zapachy lata. Mam nadzieje, że zimą podczas ich zjadania powróca miłe wspomnienia i mimo mrozu za oknem ciepło wleje sie w serca.
      Ściskam Cie goraco Emko, takze Tobie zycząc wszystkiego dobrego!:-)***

      Usuń
  11. Spiżarnia zwaliła mnie z nóg! Mój leń wewnętrzny troszkę się zaczerwienił, ale zaraz mu przeszło :)
    Jesteście niesamowicie pracowici!
    W mojej krainie suszy i upału, nareszcie deszcze. Spalone słońcem pastwiska odradzają się powoli. Niska mleczność kóz dobiła mnie w tym roku ... A miało być więcej pieniędzy i długi by się dało pospłacać. Ech ...
    Może zostawicie tyle kur, ile jest rzetelnych stałych odbiorców?
    Całuję i światła w duszy życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez przesady z tą naszą niesamowitą pracowitością, Madziu! Ona jest napadowa. Pojawia się i znika ni stąd ni zowąd. A poza tym jedne rzeczy sie robi a inne popadają w zapomnienie. Kupa rzeczy lezy odłogiem. Dom pajęczynami zarasta a maszyna do szycia pokrywa sie kurzem.
      Współczuję Ci tej niskiej mlecznosci kóz i zwiazanych z nią zawiedzionych nadziei co do poprawy sytuacji materialnej. Bardzo dobrze Cie rozumiem. Cięzko o tym pisać, mówić...Czasem człowiek ucieka w milczenie albo w dalekie spacery czy tez intensywne prace gospodarskie, by nie mysleć o tym, co go coraz bardziej przytłacza.
      Nie wiem, co poczniemy z naszymi kurami. Przygnębia nas obecny stan rzeczy.Odbiorcy braliby tyle jajek ile sie tylko da. My chętnie byśmy im sprzedawali bo każdy grosz sie liczy. Ale co zrobic, jak nie ma jajec!Ot, ironia losu! Gdy nie wiedzieliśmy co począć z jajkami, bo tyle ich było, to nie mielismy komu ich sprzedac. Teraz, gdy jajek prawie nie ma to chętni na nie odbiorcy są, ale czekanie na zamówiona przez nich ilośc jajek trwa coraz dłużej...
      Madziu, ponarzekałam trochę, wywnętrzyłąm Ci sie. Nie wiem, czy blog to dobre ku temu miejsce, ale na tym blogu tak jest( i chyba będzie coraz bardziej), ze jest on częścią naszego domu, nas samych. Trudno wiec tu ściemniać, ze życie to nieustanna bajka i sielanka, podczas gdy rzeczywistosc czasem kracze niemiłosiernie.
      Madziu kochana! Z całego serca zycze i Tobie i nam samym, by nadciagajace jesienne dzianie przyniosło jakąs poprawę sytuacji i żeby beztroski usmiech mógł gościc w naszych oczach jak najczęściej!:-))***

      Usuń
  12. Ach, będziesz miała po co sięgać zimową porą. Schyłek lata schwytany w słoiki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na pewno bedę często siegać po te smaki i zapachy, po te kolory lata. To osłodzi długie, zimowe wieczory i mam nadzieje, iz pomoze przetrwać do wiosny i nastepnego, oby sprzyjajacego nam pogodą lata.
      Pozdrawiam Cie ciepło, kochana Łucjo!:-)*

      Usuń
  13. Witaj Olu. Sprawdź trop ptaszyńca w kurniku. Podczytuję Twojego cudownego bloga, jest to dla mnie najmilsza lektura.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iko Iwciu! Posprawdzałam już chyba wszystkie tropy.W kurnikach wcale nie ma tak dużo kryjówek. Także poza kurnikami wszystko przetrząśnięte - łącznie ze strychem zawalonym ubiegłorocznym ianem. Ech, ręce opadają...
      Sprawiłaś mi ogromną przyjemnośc Iko pisząc do mnie, wyłaniając sie z tej mgły podczytujących, lecz milczacych obserwatorów. Witam Cię tu serdecznie i dziękuję za Twoją zyczliwośc i obecnosc tutaj.
      Pozdrawiam ciepło i dobrych chwil zyczę!:-))

      Usuń
    2. Olu cieszę , że to nie ten pasożyt. Jest to straszne okropieństwo, które dopadło też moje kurki. A najlepiej wyczaić go nocą.
      Na szcęście mąż już zwalczył to roztocze.
      Pozdrawiam słonecznie:)

      Usuń
    3. Iko, wybacz, ale ja nie bardzo rozumiem, co masz na mysli pisząc o "pasozycie i roztoczu"? Napisz mi prosze jaśniej, bo nie bardzo wiem o co chodzi?

      Usuń
    4. Olu ptaszyniec to taki pejęczak bardzo mały, który widać dopiero wieczrem bo wtedy wychodzi na żer. Ale jeżeli Wasze kurki wchodzą na noc do kurnika to znaczy, że nie jest to on. Pije on krew ptaków i bardzo im szkodzi. Najlepiej poczytać ne internecie.
      Pozdrawiam

      Usuń
    5. Ach, dzięki! Już teraz rozumiem Iko! Przedtem myslałam, ze pisząc o ptaszyńcu masz na mysli ptactwo!:-)
      Dzieki serdeczne za podpowiedź. Idąc za Twoją sugestią poczytałam sobie przed chwilą w internecie na temat tego roztocza i wydaje mi się, że moje kury nie są przez niego podgryzane. No bo na noc wchodza normalnie do kurnika a poza tym nie maja wyskubanych piórek. Podobno teraz wszystkim tutejszym gospodyniom ich kury niosa sie kiepsko. Moze to taki specyficzny okres...? Ale mimo wszystko, żeby być spokojną, poszukam sladów ptaszyńca w kurnikach. Bo cos za długo juz u moich kurek trwa ta opieszałosc w niesieniu.
      Człowiek całe zycie sie czegos uczy! Dzięki Tobie Iko dowiedziałam sie dzis o istnieniu tego kurzego wampira zwanego "ptaszyńcem". Wdzięczna Ci jestem za to! Naprawdę fajnie, ze odwiedzasz mojego bloga Iko!
      Pozdrawiam ciepło!:-))*

      Usuń
  14. Wasze zapasy na zime sa naprawde imponujace, ilez kolorow miesci sie na tych poleczkach zrobionych przez Cezarego ,a tak skrzetnie poukladanych przez Ciebie. Ciezka praca procentuje i dlugie zimowe wieczory beda oslodzone tymi pysznosciami.
    W tej codziennej prozie zycia jest duzo zastanowien, czasami watpliwosci - ot zycie!
    Swietnie sobie radzicie Olenko, zarowno z plonami ziemi, jak i calym inwentarzem. I na pewno dokonacie slusznej decyzji odnosnie kurek.

    Pozdrawiam Was bardzo serdecznie:)
    Tylko tego siana zal !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zapasy są duże, ale będą jeszcze wieksze. Powinny być, gdyż to pomoże nam jakoś dotrwać do następnych zbiorów, do lata. Poza tym zima tak bardzo chce sie wieczorami przekąsić cos słodkiego czy pikantnego. Zagrzać sie wspomnieniem ciepłych chwil pełnych zieleni i innych intensywnych barw. Zima stanowczo jest tutaj za długa. Choć bywa piekna, malownicza, baśniowa, to jednak potrafi mocno dać w kość, gdy człowiek marznie i przygnębia goprzedłuzajacy się brak światła słonecznego.
      A siana bardzo żal i naszej daremnej przy nim roboty. To samo dotyczy wielu naszych warzyw. Ileż ja sie przy nich naklęczałam, napociłam! A one albo wcale nie wzeszły albo mikre jakieś i trawione zarazą.Ale taki już los rolnika. Zalezny od pogody i kaprysów. Trzeba przyjmować to ze zrozumieniem i pogodzeniem sie z tym, na co wpływu sie nie ma.Trzeba mieć wiarę, iz będzie lepiej!
      Dziekujemy Ci Ataner z całego serca za Twoje ciepło i nieustającą dla nas życzliwość.Całujemy Cię gorąco i wszystkiego dobrego obojgu Wam zyczmy!:-))

      Usuń
  15. Ależ mnie zmartwiłaś jajkami Oleńko i gdzie ja będę jajeczka kupować wasze najsmaczniejsze są przecież. Znajdziesz dla mnie troszkę chociaż z 50 dobrze? Wysłałam maila z prośbą o pomoc. Zaczną się nieść, tylko coś im się porobiło z psychiką, za mało słońca? Nie znam się na tym ale kurki też wrażliwe stworki są. Nie wybijajcie stadka.
    Mam całą jabłoneczkę jabłek i przypomniałaś mi że mogę je w cukrze zrobić to przecież proste i smaczne bardzo. Ryż z jabłuszkami pyszny i pamiętam ze mama dodawała cynamon. Też mam w tym roku sporo zapasów. Olu podrzućcie pod warzywnik jeśli znajdziecie u kogoś nawóz koński. My w zeszłym roku nie mieliśmy warzyw prawie wcale takie biedne ledwo ledwo co. Daliśmy nawóz koński i nie nadążamy z przerobem. :) Te cukinie olbrzymie te ogórki których zakisiłam na zimę mnóstwo i cukinię też. Nie wiem jak kisisz buraki? mam też ich sporo i marchewka piękna urosła. Postanowiłam że pokroję w plasterki dodam pietruszkę i natkę pietruszki i w pojemniczkach zamrożę na zupę jarzynową będzie zimą z własnych warzyw. Serdeczne uściski kochana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do kurek, to wyjasniłam Ci juz w liście Elu, że teraz ponoć wszystkie kury słabo sie niosa i moje wpasowują się jakos w ten trend. Przykro mi bardzo, alew związku z powyzszym na razie nie ma szans nawet na te 50 jajek dla Ciebie. Jak sie cos zmieni, to dam znać.
      Co do obornika, to my zasilamy grządki kurzyńcem, gdyz mamy go w ilościach ogromnych. To co sie nam porobiło w warzywniku w tym roku jest chyba głównie winą pogody.
      Cukinie na szczęscie też mam ,(a raczej miałam bo już się kończą) piekne. Marchewkę dodaję do sosu cukiniowo-papryykowo- pomidorowego. Gotuję to z ziołami, cebulą i czoesnkiem a potem miksuję i zamykam do małych słoików a potem pasteryzuję.
      Buraki kiszę prosto. Obieram je, kroję w plastry. Wkładam do wielkiego słoja - tak zeby zajęły około 1/3 jego wysokości. Dodaję kopru, czosnku, kawałek razowego chleba i zalewam to wszystko przestudzona, osoloną woda. Po czterech dniach są gotowe. Wdedy przekłądam wszystko do mniejszych słojów i pasteryzuję.
      Całusy zasyłam po bardzo pracowitym dniu!:-))

      Usuń
  16. No i nic na to nie poradzę, ze najbardziej podobają mi się Zuzia i Wasze kozy:) No nie, zapasy imponujące, a zielononóżek bardzo żal. Może jeszcze wrzesień będzie ładny i dacie radę trochę tej trawy ususzyć. Myśmy suszyli na ostropcach (orstwiach) jak było deszczowo. To znaczy- na wieczór upychali na ostropce, a rano rozrzucali i przesuszali w słońcu przez cały dzień. W takich kopkach to labo zgnije, albo się zaparzy. Na ostropcach może stać w deszczu. woda spływa po powierzchni, a do środka nie dochodzi.
    Twój Czarek ma smykałkę do ciesielki, to ostropce zrobi bez problemu:)
    Pozdrowienia słoneczne z cieszyńskiej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też się bardzo podobają kozy i Zuzia. Tworza tak zgrany, nierozłączny zespół, ze Zuzia nie bardzo chce chodzic na spacery bez nich!
      Co do zielononózek, to na razie tylko sie nad wszystkim mocno zastanawiamy. Może jeszcze pociągniemy jakis czas tę hodowle, bo okazuje się, że teraz wszelkie kury niosa się bardzo kiepsko. A więc nasze zielononózki nie odstają za bardzo od normy. Trzeba więc ten zły okres jakoś przeczekać, mając nadzieje, że w końcu im sie poprawi. A jak nie, to do gara!:(
      Po wiedziałąm Czarkowi o ostropcach, orstwiach (piekne, staropolskie słowo!) Może i zrobi cos takiego, tylko na razie z czasem problem, bo w trakcie zwożenia drzewa jesteśmy. W każdym razie bardzo dziękuję za cenną radę, Jaskółko kochana!
      Całusy wieczorne zasyłam po pogodnym, pracowitym dniu!:-))

      Usuń
  17. Olu, Twoje pisanie daje mi ukojenie i spokoj.
    Jestem pod wielkim wrazeniem Waszej pracowitosci, szacunku do siebie i otaczajacego swiata.
    Przetwory cudownie prezentuja sie na polkach w spizarni. Skorzystam z Twojego przepisu na kiszone buraki, jesli moge :)
    Jesien zbliza sie wielkimi krokami, bedzie nas raczyc swoimi kolorami, zapachami i wszystkim tym co w niej piekne i tajemnicze.
    Bede czekala na Twoj kolejny post, ktory na pewno da mi wiele bardzo cieplych przemyslen.
    Dzis juz mamy wrzesien...sierpien odszedl. Pozdrawiam Was bardzo serdecznie :)




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę sie Orszulko, ze lubisz czytać te moje opowieści i wracasz "Pod to samo niebo". Tak, pracowicie u nas, ale inaczej sie nie da, kiedy nasz byt zalezy od naszej pracy i od silnej więzi z przyrodą.Takze i przetwory robię, po to by było zimą co jeść i by było to zdrowe, dajace siły aby przetrwać do ciepłęj wiosny.
      Już wrzesień...U mnie zaczął sie słonecznie. Oby mu tak zostało, bo wiele prac zalezy od dobrej pogody.
      Pozdrawiamy Cię ciepło i zyczliwe mysli zasyłamy!:-))

      Usuń
  18. Oleńko tak interesująco piszesz o zwykłych czynnościach, zawsze czytam Twoje posty w wielka przyjemnością. Och te nieciekawe lato sierpniowe dało Wam się we znaki. Dla mnie odpoczywającej w górach było mniej uciążliwe, w czasie deszczu czytałam, szłam do kina, ewentualnie czytałam książkę, coś tam pisałam. Przez ten cały miesiąc udało mi się złapać kilka pieknych ciepłych dni.
    Półeczki piękne, a te przetwory , aż mi ślinka cieknie.
    Ja niestety nie mam przetworów, jutro zamierzam wkładać ogórki, pikle, paprykę.
    Ściskam Cie zostawiając serdeczności, a Cezarego pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żyję tu Alinko zwykłym, prostym zyciem, bez zadnych nadzwyczajnych wydarzeń, bez dalekich podrózy i spotkań z ludźmi światowymi. Cicho tu u mnie, swojsko, siermięznie i nieco monotonnie. Praca, praca, spacery do lasu... i znowu praca!:-))A przetwory mam z czego robić, bo warzywnik i ogród darzą mnie róznościami a wiec robię. W czasach miejskich wcale przetworów nie robiłam. Nie było takiej potrzeby a ni nawet umiejętnosci. Wszystkiego nauczyłam sie tutaj.
      Dobrze, ze odpoczełaś sobie od codzienności Alinko, nabrałaś nowej energii, pospacerowałaś, spokojnie pomyslałaś i zapewne pomysłów na ciekawie spędzoną jesień i zimę. Pewnie i wiersze jakieś nowe masz w zandrzu?
      Pozdrawiamy Cie serdecznie i dobrej pogody zyczymy!:-))

      Usuń
  19. Sezon zapraw trwa, u mnie również sporo słoików się zapełniło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj serdecznie Aknezz! Swoja droga pięknie wygladają słoiki z przetworami, prawda?Takie domowe, kolorowe dzieła sztuki. Aż żal będzie ruszać!:-))

      Usuń
  20. Piękna opowieść o życiu- prawdziwym życiu...

    OdpowiedzUsuń
  21. Możesz być dumna z takiej spiżalni Olga! I dumna z meża, ze Ci taką zmajstrował. Szkoda kurek, może jeszcze raz zaryzykowac i dodać trochę werwy w stadzie , zakupując nowego koguta???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czas juz na nową półeczkę, bo słoików w zastraszajacym tempie przybywa!:-))
      Mamy kilka młodych kogutków. To nie w tym problem. Ot, człowiek uczy sie całę zycie a wciaz tylu rzeczy nie wie.

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lektura lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost