czwartek, 15 lutego 2024

Cofnięci do średniowiecza…

 

  


  Ano stało się! Po wielu latach niezapadania na żadne grypy i przeziębienia, przyszła kryska na Matyska! Od niedzieli toczy mnie jakoweś choróbsko, co to się nie wiadomo jak i skąd przypałętało. Może to od tego łażenia po bezdrożach i śpiewania spotkała mnie taka kara boska na bieżąco? Trzeba było grzecznie w chałupie siedzieć a nie jak szalona rusałka czy południca nie wiadomo po co po polach lutowych latać.  Ale tak miło się latało…



   Najpierw dopadła mnie wysoka gorączka i lekki ból gardła. To tak ścięło z nóg, że prawie całą niedzielę i poniedziałek przespałam. Teraz dokucza mi niewielka temperatura, ale gardło boli tak, że łykanie czegokolwiek stanowi ogromne wyzwanie.  Jako, że w domu zawsze mamy sporo różnych medykamentów na wszelki wypadek od razu w ruch poszła polopiryna i witamina C, olejek z oregano, płukanie gardła solą, pędzlowanie onego gencjaną, popijanie ziółek czy gorącego mleka z miodem i czosnkiem albo herbatek z sokiem malinowym i cytrynowym, imbirem, cynamonem i miodem. A do tego najważniejszy zawsze naturalny medykament, czyli wygrzewanie się pod kołdrą, przesypianie większości dnia oraz czuła opieka zatroskanego męża.

   To wszystko powinno pomóc. Pomogło jednak na tyle, że gorączka już odpuściła, ale zostało osłabienie, czerwone jak po oparzeniu i bardzo bolesne gardło a do tego suchy, męczący kaszel i kłopoty z mówieniem. We wtorek zdecydowałam zatem, ze przydałaby się jednak pomoc lekarza. No bo może antybiotyk by się tu nadał albo coś równie mocnego? Od wielu lat nie zażywałam żadnych antybiotyków, bo po prostu byłam zdrowa i nie potrzebowałam ich. Do przychodni rejonowej też rzadko chadzałam, bo nie było po co. Człowiek szczęśliwy jak tam iść nie musi. Jednak nie chodząc, nie zdaje sobie sprawy jak ciężko się do lekarza teraz dostać. Okazuje się, że panie w rejestracji mogą danego dnia zarejestrować na wizytę lekarską ściśle określoną ilość pacjentów. I nie wolno im tej ilości przekraczać. Takie są procedury. Na dodatek listy chętnych do lekarza wolno im tworzyć tylko na dwa kolejne dni z rzędu. Jeśli brak na nich już miejsca trzeba próbować zapisać się na kolejną listę. Za dwa dni. Próbowałam po dwakroć ( wisząc na słuchawce prawie godzinę, bo tylu wydzwania do nich pacjentów) i niestety, nie załapałam się.  Przychodnie to dzisiaj istne twierdze. A co mają począć pozostawieni sami sobie pacjenci? Cóż. Udać się do apteki i zakupić cokolwiek, co da się bez recepty dostać. Ale bez gwarancji, że to pomoże, bo tak naprawdę przydałoby się by lekarz człowieka obejrzał i przepisał mu coś konkretnego. Tak stwierdziła mądrze znajoma pani farmaceutka, gdy chrypiąc i kaszląc kupowałam u niej tabletki do ssania, syrop i pastylki przeciwgorączkowe do rozpuszczania w wodzie.  Cóż. Zgadzam się ze stwierdzeniem miłej pani farmaceutki w zupełności, ale wiśta wio, łatwo powiedzieć, trudniej zrobić!

   Dziś rano poczułam się wreszcie nieco lepiej, ale z kolei Cezary poczuł się gorzej. Znowu w ruch idą domowe środki leczenia oraz te wszystkie medykamenty, które mamy pod ręką. W średniowieczu wszak ludzie tylko tak się leczyli i jakoś się wszystko kręciło. No, ale wówczas można było jeszcze z porady jakiej mądrej babki czy znachorki skorzystać, o ile ich wcześniej na stosie nie spalono… Ha!  Dzisiaj cywilizacja pełną gębą! Cud, miód i malina! To może by do przychodni się umówić? Szkoda gadać! Po godzinie oczekiwania na sygnał zgłoszenia dowiedziałam się, że być może na początku przyszłego tygodnia zwolnią się jakieś miejsca. Trzeba dzwonić…Ech, to wszystko zdaje się niczym sen wariata albo fragment utopijnej powieści F. Kafki „Zamek”.

 


   W przystępie weny oraz wisielczego humoru napisałam zatem poniższą pioseneczkę. Nucę ją sobie rzecz jasna w myślach. Bo głośny śpiew w obecnym stanie mojego gardła absolutnie jest niemożliwy.

Słowa pasują do melodii szlagieru Maryli Rodowicz „Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma”.


Dziś prawdziwych lekarzy już nie ma…


Dziś prawdziwych lekarzy już nie ma

Do przychodni się dostać to cud

Pókiś zdrowy to obcy ci temat

Lecz w chorobie pomocy chcesz łut

Pókiś zdrowy to obcy ci temat

Lecz w chorobie pomocy chcesz łut

 

Ideały poszły w dal

Dziś w ich miejscu został szmal

Tylko ludzi, tylko ludzi

Tylko ludzi, chorych ludzi żal

Hipokrates – z grobu wstań

Bractwu w kitlach wykład daj

By ponownie zrozumieli

Że są po to aby służyć nam!

 

Dziś prawdziwych lekarzy już nie ma

Procedury zajęły ich tron

Biurokracji się szerzy gangrena

Służba zdrowia jest zimna jak szron

Biurokracji się szerzy gangrena

Służba zdrowia jest zimna jak szron…

 

Ideały poszły w dal

Dziś w ich miejscu został szmal

Tylko ludzi, tylko ludzi

Tylko ludzi, chorych ludzi żal

Hipokrates – z grobu wstań

Bractwu w kitlach wykład daj

By ponownie zrozumieli

Że są po to aby służyć nam!

 

Dziś prawdziwych lekarzy już nie ma

Lecz choroby do człeka wciąż lgną

Radzić sobie samemu więc trzeba

A medycy w swych twierdzach niech tkwią

Radzić sobie samemu więc trzeba

A medycy niech w twierdzach swych tkwią

 

Ideały poszły w dal

Dziś w ich miejscu został szmal

Tylko ludzi, tylko ludzi

Tylko ludzi, chorych ludzi żal

Hipokrates – z grobu wstań

Bractwu w kitlach wykład daj

By ponownie zrozumieli

Że są po to aby służyć nam!

 

                           

                                                            podkład muzyczny do samodzielnego śpiewania

                    

                                          

sobota, 10 lutego 2024

Gdy mało słońca

 


 

   Gdy mało jest słońca w lutym, gdy błękit na niebie rzadkim jest gościem, gdy deszcz prawie nie ustaje, od wielu dni trwają roztopy i błota a daleko jeszcze do przedwiośnia, wówczas na Pogórzu rozciąga się wokół uśpiona, pełna melancholii przestrzeń. Leciutki wietrzyk przeczesuje fale rudych traw na łące. Kępki zeszłorocznej, martwej zieleni ścielą się pod nogami pokonane lodowatym dotykiem zimowej rzeczywistości. Po niebie suną powoli pozbawione konturów, rozmyte, szarosrebrne obłoki. Gdzieniegdzie nieśmiało przebłyskują spoza nich nie mogące przebić się wyraźniej promyczki odległego światła. W kałużach i rozlewiskach przeglądają się nostalgicznie bezlistne, czarne sylwetki drzew. Grząskie drogi wiodą w dale, którymi teraz nikt nie chodzi, bo i po co? Dale te okryte są gęstą mgłą, zapewniającą spokój i bezpieczeństwo zasłoną.



   Lepkie, wilgotne powietrze otula tę niby martwą, ale przecież pełną ukrytego życia rzeczywistość. Życia, które odpoczywa schowane w czeluściach opiekuńczej ziemi i nieśpiesznie nabiera sił przed następnym dzianiem. Życia, które potrzebuje tej chwili niebytu aby tym bardziej docenić potem i na nowo pokochać byt. By wtedy, kiedy ocknie się za jakiś czas z letargu znowu pokazać swą moc, barwy i zapachy. Lecz teraz jeszcze na to nie pora. Niech sobie wszystko spokojnie śpi…Aż zatęskni za nową przygodą. Za nową wiosną, która zapanuje, gdy zdecyduje o tym magia słońca…



   W chwilach takich jak ta, gdy nic się nie dzieje a dokoła rozciąga się bezkres przypominających morze pofalowanych, lecz znieruchomiałych traw nachodzi mnie nastrój podobny do tego, jaki panował pod koniec „Władcy pierścieni”. To mieszanina żalu i tęsknoty, słodyczy i goryczy, pogodzenia z tym co jest, ale i marzenia by było coś jeszcze bo przecież być musi...  Wędrując po tych sennych, lutowych polach nucę sobie piosenkę pt. „Into the West”, głęboko zapadającą w ucho i w duszę a napisaną i skomponowaną przez Annie Lennox, pieśń wieńczącą trzecią cześć trylogii Tolkiena…



   Wiele lat temu ten utwór zachwycił mnie, wręcz zaczarował a teraz udało mi się napisać do niego polskie słowa, w jakiejś mierze oddające jego charakter i atmosferę.  Śpiewam więc sobie cichutko a słyszy mnie tylko wiatr, mgła i bezkres oceanu uśpionych traw…

 


Na zachód…

Połóż się

I odpocznij już

Noc zapada

Po wyprawach opadł kurz

Śpij więc

I o śmiałkach dawnych śnij

Ich melodia

Spoza dali srebrnej brzmi

Dlaczego łkasz?

Czy łzy na twarzy dziś masz?

Niedługo wiem

Przestaniesz się już bać

W ramionach mych

Zaśnij bezpiecznie

Aż ujrzysz znów

Na horyzoncie

Mew śmigłych rój

Mórz toń

Księżyc się skrzy

Statki czekają

Popłyniesz tam

Gdzie dom Twój wciąż trwa

Wody blask

Dusze we mgle

Wszystko przemija

W ciemną noc

Snu kres

Kiedy dnia już brzask

Bledną cienie

Znika pamięć, ginie czas

Nie mów mi

Że podróży zew już zgasł

Bo białe brzegi

Przyzywają znowu nas

Spotkamy się

Jeszcze tam

A teraz zaśnij

W ramionach mych

Śpij już bezpiecznie

Aż ujrzysz gdzieś

Swój dom

Zobaczysz znów

Na horyzoncie

Okrętów cień

I mew śmigłych rój

Po prostu śpij

Aż srebrny blask

Zalśni w szkle wody

Statki znów

Na zachód mkną…




sobota, 3 lutego 2024

Słowiańskie mantry…

 


 

  W poprzednim poście pisałam o nitce, która może być jakąś ważną wskazówką, marzeniem, którego można się uchwycić, motywacją do wejścia na nową, fascynującą ścieżkę. A takich ścieżek, dróg i dróżek istnieje nieskończona ilość. Póki żyjemy, póty wędrujemy i odkrywamy kolejne szlaki, nieznane wcześniej rozgałęzienia. Wiele ich mijamy, nie zajrzawszy tam nawet, bo nie sposób przecież wejść na każdą. Bezpośrednim powodem wejścia na jakąś nową ścieżkę może być coś ważnego i znaczącego albo też przeciwnie, coś banalnego, czy nawet śmiesznego, a jednak w jakiś sposób zaciekawiającego. Dokonujemy więc świadomego lub przypadkowego wyboru. I idziemy, zagłębiamy się w okryte wcześniej mgłą światy. Eksplorujemy je widząc w tym dla siebie jakiś sens, radość, inspirację, nadzieję. Niekiedy jednak, najczęściej w snach, pojawia się wspomnienie zostawionych za sobą niepoznanych ścieżek. I żal, że nie dane nam było tam zajrzeć. Wówczas wyobraźnia, która nie zna żadnych ograniczeń swobodnie wędruje tam by zbadać rejony, do których na jawie pewnie nigdy nie trafimy…



   Zdarzało mi się w przeszłości natrafiać w czeluściach Internetu na filmy  i opowieści o starosłowiańskich wierzeniach, na pieśni wywodzące się z bardzo dawnych czasów. I choć podobały mi się te filmiki, to jednak nigdy nie zatrzymywałam się przy nich na dłużej. Aż wreszcie ni stąd ni zowąd musnęła mnie pewna nitka, zatem zaciekawiona wędruję spokojnym traktem trzymając się owej nici, póki nie dotknie mnie kolejna i kolejna. A jak to było z nią tym razem? O tym właśnie poniżej….

 


   Niedawno natrafiłam na YT na anglojęzyczną piosenkę Justyny Steczkowskiej pt. ‘Witch-er Tarohoro”.  Przetłumaczyłam ją sobie i zrozumiałam, że to pieśń o wiedźmie, która pragnie odrodzenia natury, która ufa, iż tak się wkrótce stanie. Wystarczy tylko wierzyć w nią i kochać ową naturę, otwierając tym samym bramy do wielkiej, pozytywnej przemiany…W tym samym czasie zobaczyłam również teledysk i od tej pory często owego utworu słucham i podziwiam. Justyna Steczkowska nie dość, że wspaniale tańczy tam i śpiewa to sama podobna jest do pięknej, nawiedzonej wiedźmy (aż wierzyć się nie chce, że piosenkarka ma 51 lat)!:-)



   Utwór „Witch-er – Tarohoro” ma niezwykły, magiczny nastrój, moc dawnych, słowiańskich wierzeń, niesie w sobie siłę odrodzenia i chęć działania. Ponadto działa na słuchaczy niezwykle energetycznie, pobudzająco. Zachęca do ruchu i śpiewu. Do jakiejś aktywności. A dodatkowo dla mnie stał się inspiracją do poszukiwań znaczenia dziwnych, tajemniczych słów powtarzanych przez artystkę w owej piosence: jarga, drago, wese, trado, istra, wejar, valve, ladodeja. Okazało się, że to słowiańskie słowa mocy. Mantry zwane inaczej agmami. A co one oznaczają i do czego służą piszę poniżej. Tak czy siak, po nitce do kłębka nabrałam chęci do słuchania na YT owych mantr powtarzanych melodyjnie przez różnych śpiewaków. Słuchanie owych jednostajnych zaśpiewów dziwnie człowieka uspokaja i wycisza. A jeśli jeszcze do tego miałoby sprawić, że dodadzą mu one mocy, uleczą go albo pomogą spełnić jakieś marzenia, to tym bardziej warto się zasłuchać. Warto też je samej zanucić, co czasem czynię, zwłaszcza przed snem, bo pomaga mi to w końcu zasnąć. Rzecz jasna nucę je sobie w myślach, żeby nie budzić Cezarego zazwyczaj od dawna już smacznie chrapiącego. Wyobrażam sobie wówczas, iż wędruję przed siebie polną drogą, która nie ma początku ani końca...


Jarga  -  to mantra oczyszczająca z negatywnych i ciężkich energii. Uwalnia z natłoku myśli i emocji. Wspomaga regeneracje sił witalnych. Pomaga w utrzymaniu dobrego zdrowia. Przyciąga dobra materialne.

Drago - inspiruje i przynosi rozwiązania problemów za pomocą snów lub wizji. Przywraca harmonię między pierwiastkami żeńskimi i męskimi i pomaga w pogłębianiu ludzkich relacji, w szczególności między kobietą i mężczyzną.

Wese - dodaje sił i odwagi w zmaganiach dnia codziennego. Wzmacnia poczucie własnej wartości i przyczynia się do osiągnięcia sławy, kariery i pomyślności materialnej. 

Trado - jest mantrą mistrzów nauczycieli o czystych umysłach i sercach. Dodaje wewnętrznych sił i moc do czynienia dobra. Pomaga w prowadzeniu przykładnego życia.

Istra - mantra wglądu, pozwalająca dotrzeć do przyczyn cierpienia i je zrozumieć, by odzyskać własną moc i przejąć kontrolę nad zdarzeniami. Poprawia uwagę i niweluje nawykowe, niekontrolowane reakcje.

Wejar -  pomaga w introspekcji, we wglądzie w prawdę o sobie. Przywraca umysł do rzeczywistości chwili obecnej. Agma przeznaczona w szczególności dla osób młodych i zagubionych.

Valve - pomaga w odkrywaniu i zdobywaniu nowych obszarów w życiu. Sprzyja nowym ideom i wyzwaniom.

Ladodeja -  wzmacnia i przyśpiesza proces tworzenia rzeczywistości z wizualizacji i myślokształtów. Dodaje wsparcia sił wyższych. Dodaje energii i pomaga oprzeć się niskim rządzom i pokusom. Odsłania własną ignorancję i pomaga się od niej uwolnić. Uwrażliwia na postrzeganie piękna świata.

Tarohoro – niesie ze sobą energię miłości, sprzyja też bogaceniu się.

 


   Jak piszą autorzy stron o słowiańskich mantrach i wierzeniach istotą naszego bytu jest energia. Energią są też dźwięki, zatem wypowiadane przez nas słowa mają duży potencjał energetyczny. Dźwięki mają różne wibracje i to one działają na człowieka najmocniej podczas medytacji. W kulturze słowiańskiej wierzono, że energia wypowiadanej agmy (mantry) ma uzdrawiającą moc. A każda z tych agm wywiera pozytywny wpływ na nas i otaczającą nas rzeczywistość, doprowadza do jakichś zmian, nie powodując przy tym żadnych krzywd ani zła.



   Zatem owe agmy (mantry) aby zadziałały należy powtarzać sobie, czy nucić po wielekroć. Najlepiej kilkadziesiąt razy. Owo monotonne powtarzanie podobne jest trochę do odmawiania modlitw różańcowych, czy też buddyjskich medytacji. Można w takie rzeczy wierzyć albo nie wierzyć, ale czemuż by nie spróbować?  Przecież nie ma w tym niczego złego…To tylko jedna ze ścieżek możliwości, nitek, które istnieją, których można się na chwilę albo na dłużej uchwycić.



   Poniżej link do stron, na której można dowiedzieć się czegoś więcej o słowiańskich agmach oraz link do jednego z takich słowiańskich, mantrycznych zaśpiewów na YT. Powtarzane są tam trzy słowa: radoro ( wprowadza równowagę sił witalnych w organizmie), daro (uzdrawia), sławo (odcina napływ negatywnych emocji i energii).

 


25 Słowiańskich Słów Mocy - Agmy - słowiańskie mantry (akademiaducha.pl)

 

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lektura lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost