sobota, 8 października 2022

Na ciężkie czasy…

 

                                          spiżarka pełna latami gromadzonych przetworów


 

   No i przyszła ta wyczekiwana złota, polska jesień. Jest pięknie, kolorowo i ciepło. Jedyne, co zaburza nam tę idyllę to inwazja azjatyckich biedronek, których armie co dnia obsiadają nasz dom i za wszelką cenę usiłują dostać się do wewnątrz. Najlepsza broń na nie to odkurzacz. Owa rycząca maszyna po kilka razy w ciągu dnia zasysa je w swój przepastny brzuch, ale nazajutrz znowu jest pełno tych kropkowanych owadów i zabawa rozpoczyna się od nowa...Ale nic to. Przecież bezczelne biedronki nie zepsują nam tej bezcennej, jesiennej radości. Korzystamy z tego, że  można nasycić się słońcem na zapas, zrobić coś w ogrodzie można suszyć pranie na sznurkach na dworze, wybierać się na spacery czy na grzyby do lasu i po prostu cieszyć się tą cudną pogodą, póki trwa.  

                                                            złocisty październik w naszym bukowym lesie
 

   Pod ostatnim postem zamieściłam linka do vloga polskiego piekarza, który ma pomysł by na wsiach budować ogólnodostępne piece do wypiekania chleba. Uważa on bowiem, że w ciężkich czasach, które nadchodzą, wobec coraz bardziej realnej możliwości braku prądu, gazu, węgla i innych źródeł energii mogą pojawić się problemy z pieczywem. A przecież chleb to podstawa naszego wyżywienia. No tak, jeśli nie będzie się dało kupić chleba w sklepie (bo nie dowiozą albo zamkną sklep albo z braku prądu nie da się w nim dokonywać żadnych transakcji pieniężnych) ani upiec go u siebie w domu, to co wtedy? Rzeczywiście przydałyby by się wówczas bardzo takie ogólnodostępne piece, gdzie można by upiec chleb. 

                                                            główne składniki mojego domowego chleba
 

   Nie wiem, jakie szanse realizacji ta jego szczytna idea, ale podoba mi się głownie z tego powodu, że piekarz ów nie myśli tylko o sobie (a sam poradzi sobie w razie czego bo ma u siebie taki piec), ale o społecznościach lokalnych. Bo leży mu na sercu los zwyczajnych, takich jak on, osób. Bo kiedyś, w dawnych czasach w wielu wsiach były takie ogólnodostępne piece, z których ludzie na określonych zasadach mogli korzystać. Ale kiedyś między ludźmi istniała większa wspólnota, większa skłonność do współdziałania. Dzisiaj żyjemy w osobności, w oderwaniu od innych. Każdy sobie rzepkę skrobie…I każdy próbuje jakoś sam przygotować się na trudne czasy albo i nie przygotowuje się wcale licząc na to, że nie będzie tak źle, a wszystkie obecne obawy okażą się śmieszne, przesadzone i funta kłaków niewarte. Oby tak właśnie było, jednak tak czy siak myślę, iż  byłoby wspaniale, gdybyśmy znowu nauczyli się ze sobą współdziałać. Dzielić wiedzą, zdolnościami, umiejętnościami. Komunikować się z miejscowymi ludźmi. Nie odcinać się od swoich społeczności a przeciwnie żywo interesować się tym, co dzieje się w  bliskim i dalszym otoczeniu. Nie zamykać na potrzeby i problemy drugiego człowieka…Nie szydzić z obaw innych osób. Umieć słuchać i nie bać się być wysłuchanym. Ta przyjazna więź z innymi jest ważna zarówno w zwyczajnych jak i w niezwyczajnych czasach...

                                                                  trzykrotnie zapasteryzowane przetwory mięsne
 

   A wracając do tematu…Niektórzy od lat się przygotowywali, gromadzili wiedzę i doświadczenia. Wręcz pasją niektórych stał się preparing (z j. ang. przygotowywanie się). Kiedyś spoglądałam na zainteresowania tych ludzi z przymrużeniem oka a w najlepszym razie bez większej ciekawości.  Teraz patrzę już na to inaczej.  Cóż. Punkt widzenia zawsze przecież zależy od punktu siedzenia. A wszystko wskazuje na to, iż czasy, gdy preparsi będą mogli w praktyce wykorzystać swoje wiadomości są coraz bliższe. Oby nie, ale chyba każdy z nas ma obawy, jak poradzi sobie, gdy zabraknie wszystkiego, co do tej pory pomagało mu normalnie i spokojnie żyć. 

                                                                  kuchnia opalana drewnem
 

   To temat rzeka a my z Cezarym nie jesteśmy żadnymi znawcami ani nie czujemy się na siłach by radzić innym, co mają robić. Zatem po prostu napiszę Wam jak my przygotowaliśmy się do najbliższej zimy, bo chyba najlepiej opisywać takie rzeczy na własnym przykładzie. Na wszystko nie da się przygotować, ale naszym zdaniem lepiej być w jakiś sposób zabezpieczonym, niż potem żałować, że się czegoś nie zrobiło, gdy był jeszcze na to czas. Żyjąc na wsi zawsze ma się jakieś zapasy, zawsze robi się przetwory, zawsze trzeba się porządnie przyszykować do chłodnej pory roku. Dlatego i my nauczyliśmy się jak radzić sobie przed dłuższy czas bazując na tym, co mamy w domu. Wszak zdarza się zimą, że tygodniami nie ruszamy się z naszego siedliska, bo drogi są tak zaśnieżone albo oblodzone, że nie ma co ryzykować wyjazdu. Potrafimy więc obywać się byle czym i z niczego zrobić coś.  Nie jesteśmy wybredni ani przyzwyczajeni do luksusów. Przywykliśmy się do samowystarczalności i prostoty a nawet siermiężności. To może nam się teraz przydać bardziej niż zazwyczaj, bo i czasy nie wydają się zwyczajne…

 

                                                               końcówka zimy w naszym obejściu

  1. Zapasy

- zgromadziliśmy sporo konserw, zupek chińskich, mąki, kasz, makaronów, fasoli, ziół, suszonych owoców i tym podobnych rzeczy, które można długo przechowywać. Sposób przechowywania ma ogromne znaczenie. Najlepiej trzymać to w suchych i szczelnych pojemnikach szklanych, plastikowych albo metalowych, żeby nie zalęgło się w nich żadne robactwo.

- zrobiliśmy dużo przetworów do słoików. To przetwory owocowe i warzywne, ale także mięsne. Takie domowe mielonki, duszone w sosie mięsa, pasztety, smalce, wywary z kości muszą być jednak trzykrotnie zapasteryzowane w procesie tzw. tyndalizacji żeby się nie zepsuły i żeby w dobrym stanie mogły przetrwać lata.

- mamy w domu zapasy suchej karmy dla psów (kupione jeszcze przed podwyżkami cen), ale nie przewidzieliśmy tego, że mogą się do nich dostać myszy i ostatnio musieliśmy z nimi ostro walczyć by pozbyć się tych małych, ale bardzo dokuczliwych i destrukcyjnych gryzoni. Na razie jest spokój, ale nauczeni doświadczeniem w wielu pomieszczeniach zainstalowaliśmy pułapki na myszy. Mamy kilka tradycyjnych pułapek, czyli takich, które łapiąc gryzonia jednocześnie go zabijają.  Bardziej humanitarną nowością w tym temacie są u nas pułapki w formie pokrytej kleistą substancją mat. Mysz zwabiona zapachem umieszczonego na środku tej maty smakołyku włazi tam i się przylepia (jak mucha do lepu). Potem można taką mysz wziąć i wynieść gdzieś na pole.Niech sobie gdzieś tam, z dala od naszego domu żyje...

                                                     takie lepy dobrze się sprawdzają w naszym gospodarstwie
 

2. Ogrzewanie i gotowanie

- zgromadziliśmy spore zapasy drewna, które wykorzystujemy do ogrzewania domu (piec c.o) oraz do palenia nim pod kuchnią. Zawsze tak robimy, a więc ten rok nie jest inny. No, może tylko różni się tym, że mamy więcej niż zwykle „gałęziówki”(czyli pociętych na kawałki gałęzi różnej grubości)  a to dlatego, że zrobiliśmy spore porządki w naszym lesie i wyzbieraliśmy stamtąd chrust oraz wycięliśmy kilka martwych drzew. Piec kuchenny służy nam nie tylko do gotowania na nim i do pieczenia wewnątrz niego. Jest też świetnym źródłem ogrzewania kilku pomieszczeń na parterze.  Zimą, zwłaszcza gdy marzną dłonie albo stopy korzystamy z termofora albo wypełnionych gorącą wodą butelek. Często gotujemy wówczas pożywne, gęste zupy, które wspaniale rozgrzewają od środka. Poza tym w razie dużego zimna mamy w domu po kilka kołder, koców, grubych swetrów i skarpet oraz kożuchów. A gdy zimno na ciele i na duszy dobrze jest się wspomóc jakowymiś herbatkami, swojskimi nalewkami albo grzańcami!:-)

                                                            iglaste drewno rozpałkowe
 

3. Światło i energia elektryczna

- w naszym domu jest kilka lamp naftowych, zapas oleju do palenia w nich oraz trochę świec  na wypadek braku elektrycznego oświetlenia.

                                                               jedna z dwóch lamp naftowych w Jaworowie
 

- mamy też kilka latarek, które zostały zmodyfikowane przez Cezarego. Ta modyfikacja polega na tym, że baterie do nich da się ładować w tzw. powerbankach, czyli ładowarkach na energię słoneczną. Te powerbanki są bardzo użyteczne, bo przecież nawet zimą jakaś ilość światła słonecznego dociera do naszych domów. Zatem wystarczy owe ładowarki położyć na parapecie a one przez kilka godzin naładują się porządnie (a to pozwala potem m.in na naładowanie telefonu). Dobrze jest też mieć zapas zwyczajnych baterii, zapałek, gazu w butlach oraz zapalniczek gazowych.

                                                        powerbanki, czyli ładowarki na energię słoneczną
 

4. Woda

- mamy własne źródło wody, czyli przydomową studnię. Jednak w razie braku prądu nie będzie działała pompa elektryczna, zatem woda nie popłynie z kranów ani nie nagrzeje się w hydroforze. W takim wypadku będziemy ręcznie, przy pomocy wiader na sznurze wyciągali wodę ze studni ( już nie raz tak bywało w czasie awarii instalacji elektrycznych). Napełnimy nią wannę, żeby było skąd czerpać ją do spuszczania w ubikacji ( a o ile będzie woda w naszym ogrodowym stawiku i nie zamarznie, to też można ja użyć do takich celów). Wodę do picia i mycia będziemy grzać w wielkich garach na piecu kuchennym. Myć będziemy się w dużej miednicy. W tym roku kupiliśmy nowe, ocynkowane wiadro, bo stare zaczęła już zżerać rdza oraz porządny, metalowy gar. Natomiast taką ogromną miednicę nabyliśmy i korzystaliśmy z niej dwanaście lat temu, gdy przez kilka miesięcy panującej tu prowizorki z powodzeniem wzajemnie szorowaliśmy się w niej wieczorami po robocie.

                                                         woda w naszym ogrodowym stawiku
 

5. Leki i środki czystości

- w domowej apteczce zawsze mamy podstawowe leki takie jak przeciwbólowe i przeciwgorączkowe, antyalergiczne, witaminy, węgiel aktywny na wypadek zatruć, jodynę, bandaże, gazę i plastry na wypadek skaleczeń czy innych zranień

- w łazience zawsze jest zapas mydeł i szamponów

                                                        ostatnie zbiory gruszek i orzechów
 

6. Zabezpieczenie domu i obejścia przed agresywnymi intruzami

- najlepszym zabezpieczeniem przed niepowołanymi gośćmi są nasze trzy brytany (choć kto je tam wie, czy w razie czego kochane pieski broniłyby nas, czy też podkuliwszy ogony uciekłyby i schowały się za nami!:)

                                                                    trzy dzielne brytany
 

- pozakładaliśmy kłódki na wszystkie bramy, którymi dostać się można w obręb naszej posesji( co nie znaczy, iż nie da się przeleźć przez płot:-).

- mamy wiatrówkę, czyli strzelbę na śrut, którą można odstraszyć ewentualnych napastników

        a  jak to nie pomoże to w odwodzie jeszcze wielka, ostra maczeta oraz zestaw siekier!:-) 

                                                                       gałęziówka - drewno kuchenne
 

7. Utrzymywanie poprawnych stosunków z sąsiadami 

- to naszym zdaniem ważne jest w każdych okolicznościach, ale w trudnych czasach wcześniejsze dobre kontakty z miejscowymi powinny zaowocować wzajemną pomocą, typu wymiana towarowa, pożyczka czegoś, czego akurat zabrakło, wspólna obrona przed jakimś zagrożeniem, uspokajająca rozmowa, gromadny śpiew albo proste, niewybredne żarty i serdeczny śmiech, który nieraz najlepiej działa na psychikę.

 

                                                      mąka, zioła,suszone grzyby i owoce w słoikach

   Oczywiście różne są możliwości zabezpieczenia się na ciężkie momenty na wsi i w mieście. Jednak ludzie mają ciekawe pomysły, które można wykorzystać w każdych okolicznościach. Nasz polski, czołowy prepars, nieżyjący już Adolf Kudliński od lat uczył w swoich filmikach na YT jak  przetrwać w trudnych czasach. To samo robi teraz jego syn. Podobne rzeczy mówią vlogerzy w wielu krajach. Doradzają np. jak zrobić sobie jakieś prowizoryczne źródła światła i ogrzewania. Jak upiec chleb w słoikach albo na patelni, jak zrobić prowizoryczny piecyk „rakietowy”. Poniżej zamieszczam kilka linków do tego typu filmików.

 A.Kudliński - rady na wypadek blackoutu

Jak upiec chleb w słoiku 

Jak ogrzać się przy pomocy doniczki i świeczek 

   Kochani! Proszę Was żebyście również podzielili się swoimi radami i doświadczeniami w kwestiach związanych z przygotowaniami na trudne czasy. Może uda nam się w ten sposób jakoś pomóc sobie wzajemnie. Może dzięki temu ta zima, o której wielu z nas myśli z niepokojem wcale nie będzie taka zła…

 

                                                                    zimy bywają tu ostre, ale piękne!:-)

38 komentarzy:

  1. Olu, jestem pod wrażeniem sposobu w jaki zabezpieczyliście się na trudną sytuację. W sumie, znając Was już trochę, wcale mnie to nie dziwi <3 Od dawna podziwiam Waszą cudnie zaopatrzoną spiżarnię, zapasy drewna, kuchnię gdzie płonie prawdziwy ogień, własne owoce, warzywa... i pracowitość <3
    Przetwory wyglądają niesamowicie okazale, zdradzisz dokładniej co masz z mięsnych przetworów, a może podzielisz się też jakimiś przepisami ? Ja jakoś zawsze się boję mięsa tak przechowywanego, widzę u siebie, że kilka pokrywek nie jest wgłębionych, mimo, że mięso wygląda bez zmian, a stoi już rok... zobaczymy co z tego będzie, jeśli będzie ładnie pachniało i nic się nie będzie z mięsem działo, to kicia będzie miała prawdziwą wyżerkę ;))
    Ściskam najserdeczniej, Agness:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Agness, dziękuję za życzliwe słowa pod naszym adresem, ale z tego co wiem, to i Ty jestes pełna cennych umiejętności (np. ja ogromnie podziwiamTwoje ciasta) oraz zapobiegliwa. Masz świetnie zaopatrzoną spiżarnię a zawdzięczasz to pracy własnych rąk. Myslę, że większosc osób mieszkajacych na wsi, czy mających ogród i kawałek ziemi przetwarza to, co owa ziemia urodzi. Zawsze przecież lepsze to, co swojskie od tego, co kupne.
      Co do przetworów mięsnych, to mnóstwo jest w necie przepisów na nie. Ja np. nie korzystam z żadnych przepisów, po prostu wykorzystuję to, co mam w domu albo to, co uda mi sie kupić na promocji. Niczego nie odmierzam dokładnie i eksperymentuję z ze składem, przyprawami itp.I tak naprawdę nie ma żadnych trudnosci ani ryzyka związanego ze zrobieniem dobrych przetworów mięsnych. Trzeba tylko pamiętać by je trzykrotnie zapasteryzować. Pierwszego dnia pasteryzuje sie trzy godziny, drugiego dwie a trzeciego jedną. I gotowe! To jest gwarancja, że przetrwają lata, bez konieczności trzymania ich w lodówce czy w piwnicy (my np. nie mamy piwnicy, dlatego też wiele warzyw i owoców przetwarzamy i zamykamy w słoiki, żeby je przechować).
      I my pozdrawiamy Cię bardzo serdecznie i pięknej jesieni życzymy!:-))

      Usuń
  2. Jestem pełna podziwu dla Waszej pracowitości i zapobiegliwości.
    U nas na takie rzeczy nie ma szans, bo mieszkam w bloku, a piwnica mała jak chustka od nosa i stoją w niej rowery oraz kilka pudeł.
    Gdy nie będzie prądu i gazu to nawet zupki chińskiej nie zrobię, ani herbaty.
    Mam koce i ciepłe bluzy, trochę kasz i makaronu i to wszystko.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu! Myslę, że większośc osób mieszkajacych na wsi i mających ogród albo swoje pole robi wszystko by mieć swoje warzywa i owoce oraz by nie zmarnowały się one, gdy urodzi sie ich nawet bardzo dużo. Prawie każda tutejsza gospodyni ma spizarkę pełną przetworów a piwniczke pełną ziemniaków i warzyw. Wiele tu zależy od tego, jak liczna jest dana rodzina i co obrodzi w ogrodzie i w warzywniku. Ludzie na wsi pamiętają dobrze czasy biedy i niedoborów wszystkiego, wiec robią wszystko, by sie zabezpieczyć na taką ewentualność. My z Cezarym nie jestesmy wobec tego żadnymi wyjątkami w tym względzie.
      A co do możliwosci zabezpieczenia się na wypadek ciezkich czasów w mieście, to i tam można moim zdaniem zrobić dużo. Pierwsze, co mi przychodzi do głowy w takim przypadku jak Twój, to kupno małej kuchenki gazowej (my. np. mamy taką niedrogą dwupalnikową, która nie zajmuje wiele miejsca a nieużywaną można łatwo schować) a do niej butli z gazem. Niech sobie stoi gdzieś i czeka, bo moze sie kiedyś przydać. A jak nie przyda sie w domu, to można taka kuchenkę gazową wykorzystać np. na biwaku!:-)

      Usuń
  3. Chyba sie zaraz zdenerwuje Olu - wysmazylam dlugi koment i wcielo! 😡Wroce do tego jutro - buziaki Olu 🥰 Kitty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jaka szkoda, że Ci tamten komentarz znikł. Bardzo jestem ciekawa, co tam było.No cóz. Pozostaje mi czekać, aż znowu napiszesz a blogger pozwoli Ci to opublikować. Kitty! Buziaki zasyłam o poranku!:-))

      Usuń
  4. Jakbym wróciła do czasów dzieciństwa na wsi, kiedy czytam o Twoich zapobiegliwych działaniach Olu. Tym bardziej należą Ci się wielkie brawa, bo jesteś miastową dziewczyną. Jak wspomniałaś, czasami całymi tygodniami nie wyjeżdżacie po zakupy zimą, dlatego to nie wygląda na nadmierną ostrożność, a na zwyczajną gospodarność. Jaka to satysfakcja mieć tyle własnoręcznie przygotowanych zapasów.
    W Polsce pomaganie sobie i jednoczenie się wygląda zupełnie inaczej, dopiero teraz to widzę. Z jednej strony mam agresywną czarną rodzinę, z drugiej Azjatów, a naprzeciwko Latynosów. Każdy z sąsiadów żyje w swoim świecie, niektórzy uciekają, żeby się nie przywitać. Polonia jest serdeczna i na grupach fejsbukowych chętnie sobie pomaga. Ja również robię zapasy, bo wyjazd po zakupy zabiera mnóstwo czasu. Lodówki są tu jak szafy, więc się nawet nie musze napracować. Życzę Wam bezpiecznego zimowania, a zapasy niech umilą wieczory :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, wprawdzie urodziłam się w mieście, ale mam korzenie wiejskie i ze strony taty i ze strony rodziny mamy. Widocznie po latach obudziła sie we mnie natura prawdziwej wieśniaczki, farmerki czy, rolniczki - jak zwał, tak zwał!:-) Tak czy siak lubię ten rodzaj działania, który mam tutaj, tę bliskosć natury i prostotę życia.A im bardziej źle sie na świecie dzieje, tym bardziej jestem przekonana, że zamieszkanie na wsi było najlepszą z możliwych decyzji. Jedynie ta duża bliskosć z Ukrainą stała się niepokojąca...Któż mógł przypuszczać te 12 lat temu, gdy tu sie osiedlaliśmy, że tam dojdzie to tego, do czego doszło?
      Co do kontaktów międzyludzkich... różnie to bywa i tutaj. Ludzie, niezależnie od narodowości i koloru skóry mają wszak różne charaktery. Myślę, iż w razie czego bardziej można liczyć na rodzinę (o ile mieszka blisko) i przyjaciół, niż bliższych czy dalszych sąsiadów.Choc kto wie? Ludzie potrafią też przecież pozytywnie zaskakiwać. A tak w ogóle, to podobno najlepiej liczyć na siebie. Choć nie zawsze to wystarcza a do tego ta filozofia liczenia na siebie utwierdza ludzi w ich osobności, w nieufności względem obcych, w niechęci do wchodzenia w relacje z innymi a w efekcie do poczucia osamotnienia...
      Ponoć nadciagajaca zima ma byc wyjątkowo łagodna i ciepła! Tak wynika z różnych prognoz. To z jednej strony dobrze (głownie dla ludzi, którzy nie będą mieli opału) a z drugiej źle ze względu chociażby na kleszcze, których mrozy nie wytłuką, zatem w przyszłym roku będzie ich jeszcze więcej.
      Marylko! Uściski serdeczne zasyłam Ci o słonecznym poranku!:-)

      Usuń
  5. Wiele czasu upłynie zanim ludzie staną się naprawdę solidarni i wrócą do działań z dawnych lat. Niektórzy skakaliby sobie do gardła nawet w czasie zagrożenia gdyby chodziło o sprawy polityki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Basiu. Ludzie skłócili sie ze sobą. Welu patrzy na siebie wilkiem i nie ma zamiaru wyciągać ręki na zgodę. To jest smutne i przykre. Bo przecież razem moglibyśmy wiele, moglibyśmy współdziałać, obronic się przed szaleństwem nowych porządków światowych a osobno łatwo nas pognębić, zmanipulować, uciszyć. Jednak ja wciaz ośmielam sie mieć naiwną nadzieję, że w ludziach gdzieś tam pod spodem jest schowane dobro, odwaga i prawość. I to te cechy wezmą góre w razie czego...

      Usuń
  6. Olenko, moje przygotowania wygladaja bardzo podobnie ale tez inaczej bo jednak u mnie to zupelnie inna sytuacja wiec i potrzeby inne. Ale o tym napisalam w notce u siebie, bo wiesz co pod moim dachem to moje:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Star. U każdego te przygotowania moga byc w jakimś stopniu podobne a w jakimś różne. Wiele zależy tu od miejsca zamieszkania, od możliwości jakie mamy w tym miejscu, gdzie jesteśmy, od stanu finansów także .
      Tak czy siak, zapasy dobrze w domu mieć. Zwłaszcza takie, które mogą leżeć latami. Bo nawet jak nie sprawdzą sie te wszystkie złowrózbne prognozy, to się prędzej czy później te zapasy zużyje a po prsotu mniej sie będzie do sklepu jeździc i mniej pieniędzy wydawać na rzeczy, które z tygodnia na tydzień są coraz droższe.
      Buziaki serdeczne zasyłam!:-)))

      Usuń
    2. Tak Olu, dzis kupione "na zapas" to oszczednosc pieniedzy na jutro. Absolutnie sie zgadzam i tak tez robie. Mam to szczescie, ze w tym domu mam dwa duze pomieszczenia - przechowalnie, strych i dwie piwnice wiec jest gdzie te zapasy przechowac.
      Ludzie wierza mediom i nic na to nie poradzisz tak bylo zawsze i tak jest teraz. Obudza sie w swoim czasie. Z drugiej strony media nie dosc, ze klamia to wiele nie mowia. Od bodajze juz dwoch miesiecy jest w Holandii powazny, ogromny strajk rolnikow. Czy slyszalas o tym w tv? Obawiam sie, ze nie.
      A sa tez tacy co ciagle wierza w "potege Ameryki":)))) szczegolnie u mnie ich duzo ale u Was tez nie brakuje.
      Ach i zebym znow nie zapomniala, mam dokladnie takie lampki naftowe jak Twoja na zdjeciu tylko w kolorze ciemnej czerwieni. Mam ich cztery.

      Usuń
    3. Ano właśnie. Ceny galopują jak zwariowane i za każdym razem jestem w szoku widząc, ze to, co miesiąc temu kosztowało 10 zł dziś juz kosztuje 20. Trzeba polować na przeceny i promocje albo niestety rezygnować z kupna wielu rzeczy. Dobrze, że jeszcze ziemniaki są tanie...
      Swiadomość ludzka będzie rosła w miarę pogarszania sie ich sytuacji. Bo chyba tylko bogacze i celebryci z najwyższej półki nie odczują dotkliwie skutków inflacji.My, szarzy, zwykli ludzie, musimy coraz mocniej zaciskać pasa i ...oszczędnie korzystać z zapasów aby na jak najdłużej nam starczyły.
      Ten strajk w Holandii to chyba od wiosny trwa. A w Australii też odbywają sie co chwilę protesty, takze z hasłami poparcia dla strajkujących Holendrów. W naszych mediach nic o tym nie mówia, bo po co budzic w potulnych owieczkach ludziach niepotrzebne niepokoje...?
      Poza tą zielona lampą na zdjęciu mamy jedną lampę naftową jeszcze po Stasiu, byłym właścicielu tego domu. Chyba jest bardzo stareńka.Odrestaurowalismy ją, zmieniliśmy jej klosz i działa!:-)

      Usuń
  7. Tak sobie myślę, że jeśli to wszystko sprawia, że czujesz się lepiej, spokojniej i bezpieczniej, to bardzo ok. Bo w sumie o to chodzi, by jutro nie zabrało nam dzisiaj :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda, Aniu - jakoś bezpieczniej czuję się robiąc coś, niż nie robiąc nic.I odkrywszy w sobie przed laty naturę poczciwego hobbita Bilbo uprawiam ogródek, przetwarzam, robię zapasy i moszczę sie w swojej chatce nie martwiąc się zanadto o chłodną zimę. Jednak mając w sobie także naturę łazika Froda, mam też w sobie jakąś wiecznie niezaspokojoną tęsknotę oraz skłonność zapatrzeń w dal, niepokojów oraz melancholii. Myslę, że nie ja jedna tak mam...

      Usuń
  8. Hej Olu, probuje się wpisać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, udało się, więc tylko szybko wpisze, ze jesteście wspaniałymi " preppersami " i bardzo to cenie i podziwiam, bo jak ktoś napisał wyżej, samo to ze mieszkacie w oddaleniu od cywilizacji i musicie być zdani n siebie , samo to bez dodatkowych zawirowań światowych wymaga dużo pracy i przygotowań. Właściwie zabezpieczyliście wszystko co było możliwe i jesteście w pewnym stopniu samowystarczalni. Jadę wg tej samej w gruncie rzeczy listy, choć oczywiście na dużo mniejsza skale. No i nie mamy piecyka na drewno, nie mamy studni, nie mamy ziemi do uprawy...Ale jak człowiek jest w potrzebie to wykazuje się wielka inwencja. Myślę, ze damy radę tej zimy, nawet jeśli zaczną się bawić w wyłączenia prądu czy gazu - jakoś sobie poradzimy. Nie będą one mogły być za długie, bo wtedy ludzie wyjdą na ulice - ale będą pewnie na tyle uciążliwe, abyśmy pokornie przyjęli marchewkę, która nam pomachaja i jeszcze bardziej zdali się na rząd, na system, na " państwo-nianke", która z jednej strony da te marchewkę czy ziemniaczek ( mięsa i mleka już niedługo nie da ) , a z drugiej zaciśnie smycz na szyi i areszt domowy. Pozdrawiam was Kitty

      Usuń
    2. Tak, Kitty. Juz samo mieszkanie tu, gdzie mieszkamy nauczyło nas jakiegoś rodzaju samowystarczalności, umiejętności radzenia sobie w trudnych warunkach. I okazuje się, że to, co jest jednocześnie wyzwaniem i trudem codziennego zycia, czyli np. ta koniecznosc przygotowywania drewno na zimę, uprawianie pola i ogrodu, przetwarzanie żywności - jednocześnie jest ułatwieniem, gdy czasy stają sie nienormalne.To by potwierdzało teorię, która przemawia do mnie od lat, że nic w życiu nie jest nadaremno, że predzej czy później okaże się, że każde doswiadczenie, i to dobre i to złe, jest po cos, czegos nas ma uczyć i kiedys do czegoś sie przydać. Nie rozgryzłam tylko jeszcze (i pewnie nigdy nie rozgryzę), kto nam te lekcje zadaje i kto to wszystko tak planuje...
      Ten kryzys dopiero sie zaczął i wygląda na to, ze wiosną wcale nie będzie lepiej, bo rolników moze być nie stać na kontynuacje swojej działalności z uwagi na horrendalne ceny prądu i nawozów. A wtedy ceny w sklepach znowu poszybują. I obawiam się, że wyjścia ludzi na ulicę nic nie dadzą. Bo te ogólnoświatowe zamieszki takze przecież są w planie psychopatów z grupy K.Szwaba.
      Ale nic to. Żyjemy i robimy swoje. A co najwazniejsze, patrzymy swiadomie na to, co sie dzieje, nie dając sobie wcisnać kitu.
      Ściskamy Cię mocno, Kitty!:-)

      Usuń
  9. To drugie zdjęcie mnie rozczuliło.
    Jesteście porządnie przygotowani, robi to wrażenie.
    My nic nie mamy, żyjemy w bloku, zobaczymy jak będzie, jeśli na świat przyjdą jeszcze trudniejsze czasy, ale nie martwimy się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba Ci się ten złocisty, bukowy las, Aniu? Mnie też. Robie mu ostatnio mnóstwo zdjeć, bo za kazdym razem, ilekroć tam jestem wygląda inaczej i coraz piękniej.
      Jesteśmy porządnie przygotowani, ale przed każdą zimą sie przygotowujemy.A co będzie, to sie okaze. Oby było dobrze!:-)

      Usuń
  10. Mamusiu!

    Bardzo imponujące. Ten wasz skład z przetworami wygląda jak w sklepie. Jesteście gotowi na apokalipsę.

    Kocham i pozdrawiam!

    Anita Jawor

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Córeńko! Jak wiesz, co roku robię mnóstwo przetworów, więc i tym razem zrobiłam, z czego sie dało. Jednak w razie prawdziwej apokalipsy to wszystkie te przetwory będą psu na budę!:-) To, co mamy w spiżarce, to raczej nie na żaden koniec świata, ale na przetrwanie trudnych czasów i dla spokoju wewnętrznego, że przez jakis okres możemy być samowystarczalni.
      I ja kocham Cię i pozdrawiam!
      mama

      Usuń
  11. Hi !Najmilsi mam prosbe !prosze o adopcje -w trybie gdyby cos ,ktos -ojej a tak serio ,serio duzo pracy samo to sie nie zrobilo !!!!Jak zobaczylam to stanelam na bacznosc i przejrzalam swoja spizarnie i tak (szalu nie ma)Dziwny czas a moze to my jestesmy dziwni ?mozliwe !My mamy swoje prywatne zwyciestwo bo moj maz dzielnie zwalczyl cancer-to dla nas wazny czas (a zakradl sie paskuda w 2019)pozdrawiam mocno serdecznie usciski p.Gosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo sie cieszę tym Waszym prywatnym zwycięstwem. Pokonanie raka to coś naprawdę wielkiego. Wyobrażam sobie w jakim stresie żyłaś droga Gosiu i jak Ci teraz ulżyło.To dla kazdego zawsze najwazniejsze, by nasi najbliżsi byli zdrowi, by trwało to wspólne, bezpieczne życie...Wobec takich zmartwień te zewnętrzne wydają sie mało istotne. I pewnie tak właśnie jest.
      A naszą spiżarkę wiele razy juz pokazywałam tu na blogu. Zawsze jest pełna kolorowych słoików i butelek. W tym roku jest tak samo. Mimo letniej suszy, o dziwo, udało sie jednak sporo przetworzyć.A to cieszy.
      Gosiu! Oboje mnóstwo serdecznych uścisków zasyłamy Tobie i Twemu ukochanemu mężowi!***

      Usuń
  12. Macie calkowita racje, gromadzac co nieodzowne...
    W grajdolkowie starej daty piece chlebowe maja sie dobrze i tez taki mam na wlosciach, choc bez samochodu kapke daleko, ale na upartego piechota sie tam dotrze. Studnia, choc susza nadal okropna, jeszcze sie jakos trzyma, a drewna skolko ugodno. Plecaki, namiot i reszte wyposazenia kempingowego nadal posiadam. W miare przyzwoity zapas jedzenia tez obecny, z wyjatkiem miesnych i juz zaczynam sie do tego zabierac. O oswietleniu tez juz pomyslalam, wiec jakos sie przetrwa w razie potrzeby. Mam tylko nadzieje, ze jednak sie bez przedluzajacego kempingowania jednak obejdzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leciwo! Zawsze mamy w domu jakieś zapasy, ale w tym roku jest ich więcej, głownie z uwagi na galopujące ceny i na spodziewane niedobory w sklepach. Wiele ludzi robi zapasy i sie przygotowuje na cieższe czasy. Zwłaszcza na wsiach ludzie to robią, bo mając swoje ogrody i warzywniki przyzwyczajeni sie do przetwarzania swoich plonów, do niemarnowania niczego. Starsi ludzie dobrze pamiętają czasy biedy, a młodzi, ci którzy chcą słuchać starych i są rozsądni, widzą jak jest i co sie świeci i nie chca zostac z niczym.
      Macie u siebie takie ogólnodostępne piece chlebowe? To wspaniale. Mogą się przydać. I studnia też.
      Czy Twój zestaw kempingowy sie przyda? Oby nie, bo najgorzej to nie móc zostać we własnym domu i być zmuszonym do uciekania nie wiadomo gdzie. Oby to takich sytuacji nie doszło.Oby świat sie opamiętał, póki czas.
      Pozdrawiam Cię serdecznie!:-)*

      Usuń
  13. Od lat staram się mieć pewne zapasy żywności i środków czystości na wypadek gdyby trafiło się tak, że nie można zrobić zakupów, albo nie można czegoś dostać. Nieraz się już przydały i zawsze po wyczerpaniu uzupełniam ich stan.
    Hm, ale wkurza mnie nawoływanie w necie do robienia zapasów na miarę armagedonu, do stania się prepersem czyli rzucamy się wszyscy na wieś, bo tam to już na pewno przetrwamy nawet atom. Nóż kurna, to znowu jest straszenie i dzielenie ludzi na lepszych i gorszych. Bo przecież ci co zostaną w mieście to jak nic durnie i melepeci, i dobrze im tak! Czy jak mam to rozumieć? Starzy, chorzy, z małymi dziećmi mamy rzucić miasto i hajda na wieś, bo tam jest przetrwanie. Już widzę jak się rolnicy cieszą z tego najazdu.
    No "przepraszam" powtórzę za Krystyną, gospodynią kabaretowego księdza, przepraszam, bo właśnie puściłam w przestrzeń parę brzydkich słów tak jak ona.
    A propos zapasów dowiedziałam się od koleżanki, że piwnice w ich bloku zostały z tychże zapasów okradzione, a głównie z weków. I znowu przeproszę za Krystyną za te parę brzydkich słów, które mi się wypsnęły.
    Ot samo życie, ale przecieź według niektórych osobistości z netu pewnie jestem debilem, bo mieszkam w mieście i tu powtórzę za Sławomirem (tym od piosenki "Miłość w Zakopanem”) : "ni mom hektara".
    No ni mom i mieć nie będę. Nie wiem co będzie za godzinę, jutro, za tydzień, ale wiem, że jestem tu i teraz i to "tu i teraz" chcę przeżyć najlepiej jak potrafię, bo to wszystko co tak naprawdę mam.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marytko, wiem ze Olga ci odpisze, ale ja jako miastowa wtrace moje trzy grosze. Nikt tu bowiem nie wysmiewa sie z miastowych, a tylko daje do myslenia... i chce pomoc. Pamietam z czasow komuny w bloku w dwoch malych pokojach z chudym balkonem , ze mama zawsze gromadzila zapasy w sloikach przed zima, skrzynje jakblek i ziemniakow zawsze mielismy na balkonie, make i kasze w szafkach. To bylo normalne, a w Zime Stulecia ocalilo nas od kilkudniowej glodowki. A jak mozna puszczac kolo uszu ostrzezenia skoro rzad niemiecki oficjalnie zaleca wlasnie ludziom robic zapasy i podaje szczegolowa liste? Hmmm, 3.5 kg produktow zbozowych, tluszcze, produkty puszkowe, herbatniki, opatrunki, baterie , latarke, i masa innych... Mozna to ignorowac, nie ma przymusu, ale mozna tez sie przygotowac : nawet w malych mieszkaniach mozemy pomiescic takie zapasy. A ludzie na wsi robili i robia to od zawsze , nie ma sie czemu dziwic ...

      Usuń
    2. Kitty - nie anonim 😂

      Usuń
    3. Kitty piszesz cytuję:
      " A jak mozna puszczac kolo uszu ostrzezenia skoro rzad niemiecki oficjalnie zaleca wlasnie ludziom robic zapasy i podaje szczegolowa liste?"
      Po pierwsze napisałam, że robię odpowiednie zapasy i nie przypominam sobie żebym namawiała kogokolwiek do ich nie robienia. Lista o której piszesz Kitty jest z sierpnia 2016 roku. Wtedy został uchwalony przez niemiecki urząd nowy model cywilnej obrony państwa, który przewiduje w razie zagrożenia gromadzenie przez obywateli zapasów wody pitnej i żywności na 10 dni. Bo dotychczas obowiązywały zasady niemieckiej obrony cywilnej z 1995 roku nie uwzględniające zmian jakie zaszły w ostatnim okresie chodzi o terroryzm, użycie broni chemicznej czy cyberatak.
      Wiem o tym od dawna. Obecna lista zwiększyła kilogramy, litry i dni do 14 i oźyła, bo czasy trudne.
      Od dawna też, jak napisałam robię takie zapasy, ale tego nauczyło mnie życie, a nie niemiecki rząd.
      Co do reszty to są moje i tylko moje odczucia w odniesieniu do całej tej sytuacji związanej z prepersami, o której czytam już od kilku lat i która coraz bardziej mnie stresuje i wkurza. Jestem z miasta i zdaję sobie aż nadto dobrze sprawę z konsekwencji zamieszkiwania właśnie tu:-)




      Usuń
    4. Marytko, na youtubie jest masa " sensacyjnych" kanalow, ktore juz dawno wyczuly , ze mozna zarobic kase na sianiu paniki i ustawicznym straszeniu totalna katastrofa , to jest samonakrecajaca sie maszynka - ja tego tez nie trawie , nie ogladam. Ale jest tez masa spokojnych normalnych kanalow, z ktorych mozna zaczerpnac swietne porady , nie tylko na ciezkie czasy, black outy czy tego typu zjawiska, ale tez na takie zwykle zycie , ktore sobie mozna ulatwiac i w pewnym stopniu zabezpieczyc. Czesto powracam myslami do ksiazek z dziecinstwa, ktore rozgrywalynsie w czasie okupacji... Ludzie w miastach zyli i przezyli, tez nie majac ziemi do uprawy, biede i glod, i w dodatku stake widmo smierci nad glowa ( rozstrzelania czy lapanki). Czytalam o tym raptem 30 lat po wojnie, byl inny swiat, przasnej komuny, ktory wtedy wydawal mi sie luksusem : mielismy cieple wygodne mieszkanie, jedzenie, ubrania, zabawki, place zabaw, beztroske, rodzice mieli prace a ja calkiem fajne dziecinstwo.. Ale gdzies we mnie te opowiesci wojenne zostaly ( zreszta potwierdzone opowiadaniami rodzicow) - i dlatego do dzis nie biore niczego za pewnik ..

      Usuń
    5. Marytko! Tak naprawdę, to nie wiem, co mam Ci odpisać, bo po prostu jestem zaskoczona takim gniewnym odbiorem tego tekstu i w ogóle tematu przygotowań na trudne czasy. Napisałam po prostu o tym, co dla mnie i Cezarego ważne, co zdaje się też ważne dla paru innych osób czytających tego bloga.Bo przeciez każdy z nas widzi, że nie dzieje sie dobrze na świecie i każdy chciałby jakos zminimalizować skutki tego zła jeśli chodzi o jego dom i rodzinę. Może to naiwne i odrobinę paranoiczne, ale robienie zapasów w jakimś stopniu tę potrzebę bezpieczeństwa zaspokaja. I w żadnym razie nie było moim zamysłem dzielenie ludzi, robienie komuś przykrości, czy poniżanie. Wręcz przeciwnie. Zawsze chodzi mi o to, by ludzi zbliżać, godzić, szukać miedzy nimi podobieństw i punktów stycznych. Już sama nazwa tego bloga mówi, jaki mam pogląd na wspólnotę ludzką. Pod tym samym niebem żyjemy a znaczy to dla mnie, że mamy podobne potrzeby, uczucia, marzenia...Ale wiadomo, każdy tekst może byc różnie odebrany. Bo różne mamy doswiadczenia życiowe i róznymi ludźmi jesteśmy otoczeni. I cóż. Musiałabym pisać na tematy zupełnie neutralne, obojętne, poprawne politycznie aby nie wywoływać w ludziach różnego odbioru. A ja chcę pisać o tym, co mi w duszy gra. Zawsze tak tu przecież pisałam. Inne pisanie dla mnie nie ma sensu...
      Marytko droga. Oczywiscie szanuję ludzi mieszkajacych w mieście tak samo jak tych na wsi. Sama przeciez przez większość życia mieszkałam w mieście zatem znam realia zycia tam. Już wiele razy na różnych blogach były teksty o różnicach zycia na wsi i w mieście, o plusach i minusach tychże. Nigdzie nie jest idealnie i nigdy nie wiadomo jak postanowi postąpic z nami nasz los. Co nam wyjdzie na dobre a co na złe. Wszędzie jednak próbujemy mieć choc troche kontroli nad swoim życiem, miec wpływ na to, co sie z nami dzieje i będzie działo. To jest normalne i ludzkie. Wiadomo, że wszyscy nie moga i nie powinni nawet mieszkać na wsiach, bo miejsce dla życia powinno byc naszym wyborem. Ostatnie ,czego bym chciała na mojej wsi to dzikich tłumów!:-))
      A kradzieże weków z piwnic zdarzały się i w czasach mojego dzieciństwa w mieście. Ludzie sie nie zmieniają pod tym wzgledem. No, moze teraz tych kradzieży będzie trochę wiecej, bo ludzie mocno zbiednieli, ceny szaleją, no i jest nas w Polsce z każdym dniem coraz wiecej. Dlatego słyszałam od znajomych w mieście, że pozakładali sobie mocne kłódki w piwnicach (a niektórzy nawet kamerki!:).Jeszcze inni niczego cennego nie trzymają w piwnicach, za to w domach mają jakieś przepastne pawlacze w przedpokojach i szafy pełne żywności. A jeszcze inni nie gromadzą niczego, bo uważają, że te wszystkie ostrzeżenia i strachy są przesadzone i zupełnie niepotrzebne. Każdy postępuje tak, jak uważa. Ja nikogo nie krytykuję, nie piętnuję i nie ośmieszam. Piszę tylko jak jest u nas, ale nie po to by wzbudzać w ludziach niechęć, złosć czy zawisć, ale po to by podzielic sie swoim doswiadczeniem, swoimi spostrzeżeniami. A wszystko to w nadziei, że moze komus pomogę, że ktoś pomoże mi...

      Usuń
    6. No cóż Olu, nasze drogi już s

      Usuń
    7. No masz, he, he. Dokończę to co się już opublikowało. Oluś, nasze drogi chyba się rozeszły.
      Może przyczyna tkwi w tym co się ostatnio w moim życiu wydarzyło. Bardzo mną to wstrząsnęło, poczułam jakby ktoś przestawił zwrotnice mojego życia. Coś we mnie pękło i nie da się już tego skleić. Coś stwardniało w moim charakterze, nie wiem jak to nazwać, to jak utrata złudzeń, nie wiem, nie porafię dobrać słów.
      Dziękuję Ci za te wszystkie piękne chwile, których doswiadczyłam dzięki Twoim tekstom. Życzę Ci wszystkiego co dobre, życzę Wam obojgu wszystkiego co dobre.

      Usuń
    8. Bardzo mi przykro Marytko, że wydarzyło się w Twym życiu coś tak złego, coś co tak Cię zmieniło, taką krzywdę wyrządziło...I smutno mi, że to negatywnie wpłynęło na naszą, wieloletnią blogową zażyłość.Mogę tylko mieć nadzieję, że czas sprawi, iż Twoje rany się zaleczą, że kiedyś ten ciężar z Twego serca zniknie i znowu będziesz mogła odetchnąć głęboko i uśmiechać po prostu się do ludzi. Życzę Ci tego z całego serca. I mam też odrobinę nadziei, że gdy tak sie stanie znowu pojawisz się tutaj i odezwiesz się do mnie tak ciepło i przyjaźnie, jak to tylko Ty potrafisz. Póki ten blog będzie istniał zawsze życzliwie Cię tu powitam. A póki co dziękuję za te lata pięknej, blogowej korespondencji miedzy nami, za kawałek serca, który tu zostawiłaś. Serdeczny uśmiech Ci zasyłam i pozdrowienia od całej naszej jaworowej gromadki!:-)*

      Usuń
  14. Kochani, wasze wzgórze to zimownia na złe czasy. które oby nie nadeszły. Ja tak jakoś się zgapiłam i dopiero Twój post Oleńko skłonił mnie do zrobienia swojej listy na przetrwanie, bo narazie mój piecyk do grzania i podgrzewania to raczej gadżet niż zabezpieczenie. Zaraz zrobię listę, co do jedzenia, do grzania i co do komunikacji z rodziną. Bo w chatcie jakoś o tym nie myślałam mając strumyk obok, zapas drewna, świec i żywności suchej w słoikach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim Krystynko, oby te naprawdę ciezkie czasy nie nadeszły. Obyśmy mogli za jakiś czas usmiechać sie do naszych obaw, uznając je za dziecinne i mocno wyolbrzymione. Ale by na teraz poczuć sie nieco spokojniej i bezpieczniej, dobrze jest, moim zdaniem miec w domu, coś co moze się przydać w razie czego. Przecież to sie nie zmarnuje. Zapasy mozna sukcesywnie zużywać i cieszyć się, że ma sie coś kupionego taniej, podczas gdy z każdym dniem ceny wszystkiego są coraz wyższe.
      Serdecznie pozdrawiamy Cię z naszej górki, Krystynko!:-)

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost