poniedziałek, 5 września 2022

Kolejna jesień…

 

 



 

…Wrzesień przyniósł nam spore ochłodzenie a także znaczącą zmianę kolorystyki pogórzańskich pejzaży. Wokół jest coraz bardziej jesiennie, choć wydaje się, że jeszcze na to za wcześnie. Płowe trawy na łąkach jak okiem sięgnąć złocą się i lśnią w świetle słońca wyrazistą, opalizującą poświatą. Liście drzew przebarwiając się na żółto, rudo i brzoskwiniowo przez chwilę wirują w wielobarwnym tańcu a potem cichutko szeleszcząc osiadają warstwa za warstwą na nienapojonej od dawna ziemi.  Dojrzałe i ciężkie od słodkiego soku kiście winogron  niby zapałeczki łamią się pod swym ciężarem i spadają na uschły trawnik. Zaczęły już kwitnienie astry marcinki. Ich niemalże bezlistne, zrudziałe łodygi nie wydały w tym roku zbyt wielu kwiatów. Nie widać, niestety między nimi jak zawsze o tej porze rojów beztroskich, kolorowych motyli.  Może jeszcze się pojawią, a może i im zaszkodziły tegoroczne upały i wyjątkowo nie odwiedzą jaworowego ogrodu? W tym sezonie nie ma też prawie wcale w naszych stronach kleszczy. Pewnie w palącym słońcu poschły na krzewach nie mogąc doczekać się wilgoci i żywiciela. Nieobecność kleszczy oraz ślimaków wydaje się jedyną korzyścią z tego kończącego się już diametralnie gorącego i suchego lata. Tutejsza przyroda umęczona permanentnym brakiem opadów (a trwa to u nas już kilka miesięcy) i jakichkolwiek szans na odrodzenie zieleni,  bezradna wobec toczącej ją coraz dogłębniej suszy najwidoczniej zdecydowała, że pora szykować się do jesieni. Pora już chyba pożegnać złudzenia o ożywczych deszczach, o cudownym ratunku dla spieczonej, ledwie dychającej natury. Na nic bunty, frustracje i próżne nadzieje. Trzeba dostosować się i pogodzić z tym, co jest. Nareszcie odpocząć po letnich męczarniach, szykując się na to, co nieuniknione, na zimę, która naturze przyniesie upragniony, spokojny sen i błogą hibernację a ludziom…? No właśnie. Też chciałoby się usnąć i nie martwić już niczym. Odciąć się od napływających zewsząd niewesołych wiadomości czy złych przeczuć a potem obudzić wypoczętym i chętnym do działania, gdy już dokoła panować będzie radosna, optymistyczna wiosna i uskrzydlać będą co dnia nowonarodzone, wielobarwne marzenia…


 

   A tymczasem w rozmowach z sąsiadami i znajomymi wiele teraz troski o byt, zwierzeń o starych i nowych problemach, pełno trwożnych pytań bez odpowiedzi. Niechciane i uciszane niepokoje wyłażą zewsząd popiskując niecierpliwie niby myszy gotujące się do gromadnej inwazji na marnie zabezpieczony na taki atak spichlerz. Ta okrutna susza jest ogromnym, ale jednak tylko jednym z mrowia dokuczliwych zmartwień. Wydaje się także symbolem tego, jak my i natura bezradni jesteśmy w obliczu destrukcyjnych, wszechogarniających zmian, które ni stąd ni zowąd mogą nas dotknąć. Ma się wrażenie, że jakaś monstrualna, ciemna chmura zawisła nad przyszłością zapobiegliwych i pracowitych, lecz coraz bardziej bezradnych teraz ludzi. Można od niej odwracać głowę, można udawać, że jej nie ma i próbować cieszyć się okruchami zwyczajnego życia, ale niestety, groza tej złowieszczej chmury coraz bardziej daje o sobie znać…


 

   Patrzę na piękno gotującego się do kolejnej pory roku Pogórza. Chłonę je wszystkimi zmysłami, pragnąc czerpać z niego poczucie bezpieczeństwa, spokój i pociechę, a przede wszystkim oderwanie od niewesołych myśli o tym, co czai się blisko i daleko. Swoją drogą, jakie to dziwne i abstrakcyjne nawet doznanie. Oto całe światy chwieją się w posadach, oto ludzkość jest świadkiem gwałtownych przemian społeczno-politycznych, oto prują się tak mocne do niedawna materie normalnej codzienności a tymczasem jesień jak gdyby nigdy nic wkracza w nasze życie malując pejzaże po swojemu. W przeciwieństwie jednak do poprzednich jesieni, w tegorocznej, tak na pozór urokliwej i kolorowej,  dostrzegam obraz znużenia, bezradności i cierpienia. 


 

   To już dwunasta jesień, którą dane nam będzie spędzić w tych okolicach. Każda z tych jesieni była nieco inna a jednak w jakiś sposób podobna do siebie. Wiele z nich przynosiło kolejne fale zwyczajnych radości i smutków, a także zdarzeń nagłych a znaczących, niemożliwych wcześniej do przewidzenia. W ich obliczu człowiek musiał sporo rzeczy w sobie przewartościować. Z czymś się nieodwołalnie pożegnać. Wciąż rzeźbić siebie na nowo. Starać się zrozumieć więcej, ale i pogodzić z tym, a nawet zaakceptować to, czego pojąć i zmienić nie sposób. Iść naprzód. I przede wszystkim ocalać w sobie…siebie. Oboje z Cezarym tacy sami a jednak trochę inni idziemy zatem i iść nie przestaniemy, póki sił w mięśniach i zapału w sercach nie braknie.


 

   Zbliża się dziesiąta rocznica istnienia tego bloga. Ze zdumieniem konstatuję ten fakt, bo po pierwsze bardzo szybko to przeleciało a po drugie zakładając to wirtualne miejsce, nie przypuszczałam, iż tak długo będzie ono trwać i tak bardzo się rozrastać. Kilkaset zamieszczonych tu tekstów oraz kilkadziesiąt tysięcy fotografii dokumentuje nasze tutejsze życie, nastroje, kolory, marzenia, zmartwienia, pogodę a przede wszystkim liczne, blogowe znajomości, które przez pewien czas intensywnie kwitły, ale potem więdły zapewne po to, by mogły się narodzić inne…


 

   Na początku blog zdawał się być ot,  zabaweczką, rozrywką na długie jesienne wieczory. Potem zaczął się zmieniać w rodzaj internetowego pamiętnika, czy może nawet w odmianę wirtualnego, przytulnego domu. Bywał też specyficznym lustrem, w którym przeglądałam się, chcąc zbadać jakie zmiany zaszły we mnie przez te lata, ile zostało we mnie dawnej Oli, czy wciąż rozpoznaję się w tym odbiciu i czy się z nim utożsamiam. Różnie to bywa…Coraz mniej odnajduję w sobie rozmarzonej, ufnej idealistki. Coraz więcej dostrzegam graniczącego z pesymizmem realizmu a czasem nawet (zwłaszcza jeśli idzie o ogląd współczesnego świata) radykalizmu. Cóż. Wiek ma swoje prawa. Gromadzone latami doświadczenia, obserwacje oraz towarzysząca im wiedza o świecie i ludziach robi swoje. Każdy z nas się zmienia czy tego chce, czy nie. Nie można przecież pozostać na zawsze szybującą w obłokach wyobraźni naiwną,  poetyczną Anią z Zielonego Wzgórza czy też wiecznie optymistyczną Pollyanną.  Jednak miło jest odnajdywać w sobie ich maleńkie cząstki, nigdy niegasnące promienie nadziei, ukryte nieraz pod grubą warstwą pragmatyzmu.


 

   Oboje z Cezarym dziękujemy wszystkim stałym czytelnikom i komentatorom tego bloga za Waszą życzliwą obecność tutaj i wyrażamy nadzieję, że jeszcze przez jakiś czas będziemy mogli się na blogowych łamach spotykać. Na to będzie miało wpływ wiele rzeczy, ale w najbliższym okresie decydujący może okazać się po prostu brak prądu elektrycznego, który jak nas zewsząd straszą już wkrótce stać się może dobrem luksusowym a nawet niedostępnym. Zatem póki nam wszystkim jeszcze nie wyłączyli światła, póki trwają nasze swojskie, małe światy wraz z kolejną jesienią pozdrawiamy Was serdecznie pod tym samym niebem!:-))

 


41 komentarzy:

  1. Witajcie Olu i Cezary. Nawet nie spostrzegliśmy się jak nastał wrzesień może za szybko, takie mam wrażenie
    Sierpień upalny wiele rzeczy odkładam na wrzesień. Dodatkowo mamy przygodę z brakiem gazu, awaria wymiana
    rur, lekka opieszałość wykonawców i mija już drugi miesiąc tej rozkoszy. Dodatkowo kiedy rano słucham szczątkowych wiadomości włos się jeży na głowie. Piszę szczątkowych, bo zakazałam sobie oglądania i słuchania wiadomości wszelakich. Wyobrażam sobie, że w Waszych stronach ta niepewność i obawa jest większa.
    Popatrz jak ten czas leci ja nie zauważyłam, że mojemu blogowi minęło 11 lat. Jestem zadowolona, że poznałam kilka bardzo ciekawy osób, chociaż tylko wirtualnie, w naszych dzisiejszych czasach staje się to już jakąś normą.
    Między innymi jestem bardzo zadowolona ze znajomości z Wami, już to kilka razy pisałam. Mogłam sporo dowiedzieć się o stronach kraju, których po prawdzie nie znam i już pewnie osobiście nie poznam. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Olu!:-) No tak, już wrzesień. Na razie pogodny, w miarę ciepły i wielobarwny. Zobaczymy jak będzie dalej.
      Wyobrażam sobie jak cięzko jest Ci bez normalnego dostępu do gazu. Oby szybko naprawili tę awarię i oby gaz był dostępny dla wszystkich, którzy z niego korzystają.
      Tak. Wiadomości napływające z mediów mogą zepsuć człowiekowi humor i obudzić w nim duży niepokój przed tym, co będzie. Może też powinnam zakazać sobie ich czytania, ale nie bardzo potrafię...A zresztą, czego nie doczytam i nie dooglądam i tak dowiem się od znajomych. Ludzie mówią ze sobą o problemach nawet w kolejkach do kasy w sklepach(a moze zwłaszcza tam, zważywszy na postępującą drożyznę).
      Twój blog jest o roczek starszy od naszego? Zatem nasze prawie rówieśnicze nasze blogi mogą sie wziąć za ręce i zatańczyć jesiennego walczyka!:-)
      I my cieszymy sie, że dzięki blogowi mogliśmy Cię poznać Olu i przez tyle lat utrzymywać tę naszą solidną,przyjazną i spokojną znajomość.
      Pozdrawiamy Cię serdecznie wszystkiego dobrego życząc!:-)

      Usuń
  2. W Wielkopolsce to przejście w kolejną porę roku jest w miarę łagodne. Plony niestety słabe. Wspominam Waszą konfiturę z czarnego bzu, nigdy nie jadłam lepszej. Przyszło nam żyć w trudnych czasach, ale dobrze, że mamy blogi, tutaj funkcjonuje jakby inny świat. Gratuluję pięknej rocznicy, życzę Wam radości z blogowania oraz wszelkiego dobra. Pozdrawiam Was serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Lenko. Tegoroczna, susza wywarła zgubny wpływ na większosc naszego kraju. Naprawdę przykro patrzeć na marnienie wszystkiego w ogrodzie.
      Tak, blogi to nieco inny świat. Tu można sie oderwać na chwilę od zmartwień, ale mozna tez o nich sie z nich zwierzyć, (jesli ktoś czuje taką potrzebę), wiedząc, że zostanie zrozumiany, że wielu odczuwa podobnie, nawet jak o tym nie pisze u siebie...
      Miejmy nadzieję, że jeszcze nie raz będę mogła robić bzowe konfitury, bo to i moje ulubione, owocowe przetwory. W tym roku mam wysyp pomidorów, więc zamykam je do słoików w róznej postaci. Wszystko przecież przyda sie zimą.
      Dziekujemy za Twoją przyjazną obecność i pozdrawiamy Cię serdecznie, Lenko!:-)

      Usuń
  3. Wrzesień to taki czas pomiedzy latem a jesienią, tak jak jedną nogą tu a drugą tam.. Już 10 lat jesteś tu! Kawał czasu, tak szybko to wszystko płynie... Tak, rozumiem co piszesz z tym prądem, a jednak ja po cichu marzę kiedy nareszcie będzie świat bez tej całej ''elektryki''... Pięknie tam u Ciebie, tak nostalgicznie i ciepło :)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda - wrzesień łączy w sobie lato i jesień. Raz jednego, raz drugiego jest więcej. Na razie, przynajmniej u nas jest słonecznie i kolorowo. Gdyby nie permanentny brak deszczu cieszyłabym sie z takiej aury.
      Dziesieć lat blogowania minęło jak z bicza strzelił. Ale bardzo duzo sie przez te 10 lat zdarzyło...
      Świat bez elektryki...Kiedyś ludzie tak zyli, potrafili tak zyć i dobrze sobie radzić, dzisiaj niestety bardzo zależa od dostępności prądu elektrycznego. No bo jak ma działać np. lodówka bez prądu? Trzeba by mieć piwniczkę ziemną na taką okolicznosć i niektórzy takie mają, ale wiekszosc niestety polega na energii elektrycznej...
      Dziękuję za sympatyczne odwiedziny i pozdrawiam Cię serdecznie!:-0

      Usuń
    2. Zatem jak brakuje u Was deszczy ''przysyłam'' wirtualny deszcz ode mnie bo pada od tygodnia około. Myślę, ze te elektryczność trochę ludzkość rozleniwiła. Dalsze owocne 10 lat w blogowaniu i dłużej Ci życzę. Pozdrowenia ciepłe i deszczowe :)

      Usuń
    3. Dziekuję za deszcz w sympatycznym podarunku od Ciebie. Chętnie go przyjmę, nawet w wirtualnej postaci, albowiem lepszy rydz, niż nic!:-) Za życzenia oraz pozdrowienia też dziekuję i odwzajemniam je z przyjemnością!:-)

      Usuń
  4. Do mła jeszcze jesień tak bardzo nie dociera, u mła jest cóś jakby bardzo późne lato i to takie zaschłe. U Was tak jak z fotek wnioskuję drzewa zaczynają zmieniać coolor liści powolutku. Ech... harmider dookoła, mła postanowiła nie zwracać zbytniej uwagi tylko się zakrzątnąć kole siebie, coby jakoś zimę zdzierżyć. Co ma być to będzie, po co się truć smutkami. Mła tylko patrzy czy aby nas do wojny na bardzo poważnie nie wciągają, cała reszta do zniesienia. Po "leczeniu" covida złego segregacją sanitarną, co wydatnie przyczyniło się do obecnego kryzysu, to niedogodności życia codziennego zafundowane nam przez politycznych, którzy dopuszczają by firma telekomunikacyjna zarabiająca miliardy w naszym kraju płaciła cóś około 36 tysi podatku, to jest prycho.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, i u nas późne, suche lato. Coś tam podobno przebąkują o totalnej zmianie pogody, ale jak na razie rządzi słońce. Tylko noce i poranki już zimne. Dopiero co napisałam, że nie ma kleszczy a tu wczoraj bach! W moim malinowym chruśniaku jeden wżarł sie we mnie podstępnie, co skonstatowałam dopiero w środku nocy i czym prędzej usunęłam dziada, ale gula po nim jest jak sie patrzy!
      Harmider wydarzeń zewnętrznych dociera do człowieka czy tego chce, czy nie. Raz bardziej, raz mniej, ale nie da się, a przynajmniej ja nie potrafię sie całkiem od tego odciąć. Od ponad dwóch lat źle sie dzieje wszędzie, nawarstwiają sie rózne stresy i lęki, a wciaż dochodzą nowe. Trudno w tym wszystkim mieć stale dobry humor i optymizm. Może też tak być, że jedni ludzie mają skłonności do zamartwiania sie a nawet wyolbrzymiania pewnych zagrożeń, do popadania w apatię czy dręczącą frustrację, a inni potrafią cieszyć sie tym co jest, nie dręcząc się tym, na co nie mają wpływu.A jeszcze inni uważają, że jednak mają jakis wpływ i próbują sie jakoś organizować, zabezpieczać, przeciwdziałać...Dziwny jest ten świat. Choć nadal taki piękny.

      Usuń
  5. Olgo, drzemie w Tobie dusza poetki, a w zasadzie nie drzemie, bo bardzo twórcza jest.
    Jak mało kto potrafisz pięknie pisać o swym miejscu na ziemi.
    Starajmy się doceniać każdą porę roku :-)
    Dziesiąta rocznica to kawał czasu, gratuluje zatem i życzę wielu jeszcze ciekawych wpisów pamiętnikowych i wiernych czytelników.
    Pozdrawiam Was z Cezarym serdecznie:-)
    jotka


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Asiu za tak miłe dla mnie i serdeczne słowa!:-)
      Myślę, że dusze poetek, czy raczej nadwrażliwych ludzi, bardzo mocno odbierają i przeżywają wszystkie impulsy ze świata. Dlatego mocno potrafią bardzo sie czymś zachwycić, ale jednocześnie równie mocno czymś zmartwić, głęboko coś przeżywać. Nie da się niestety, oddzielić jednego od drugiego. Nadwrażliwcy stale tkwią miedzy skrajnościami. Nie potrafią być obojętni, nie potrafią bagatelizować wielu rzeczy albo nakazywać sobie stonowanie ich odbioru i własnego nastroju.To bywa męczące, ale to jest cena za ową nadwrażliwosć.
      Dziękuję za Twoje zyczenia Asiu. Pragnęłąbym by sie spełniły. Oby chciało mi sie pisać i obym miała dla kogo.I jeszcze żeby ten świat nie dostarczał tak wielu złych wiadomości. Żeby był zwyczajny, normalny, przewidywalny, przyjazny i swojski... Pomarzyć przeciez można!:-)
      Oboje pozdrawiamy Cię serdecznie!:-)

      Usuń
  6. Mamy podobny staż blogowy, Olu:-) zaczęłam pisać w 2011 roku i pamiętam emocje towarzyszące naciśnięciu ikonki "publikuj" Pierwsze komentarze, znajomości wirtualne, jedne zaowocowały dłuższym kontaktem, inne samoistnie skończyły się. Jakoś ostatnio straciłam zapał do pisania, miewam długie przestoje, potem sprzęt uszkodzony u naprawiaczy, którzy zresztą nic nie poradzili, a ogólnie to mnóstwo zajęć gospodarskich, przygotowania do zimy, zabezpieczenie spiżarni, podobnie jak u Was. No i ta czarna chmura beznadziei, wisząca nad nami, o której staram się nie myśleć, czytać czy oglądać, ale echa jednak docierają. Życie w naszych małych światach, naturalnych enklawach, z dala od zgiełku miast najlepiej wpływa na człowieka, leczy duszę, nawet nie tęsknię za życiem towarzyskim:-) Jak Twoja psinka Zuzia, straciłam trochę kontakt ze światem blogowym, nie jestem na bieżąco. Wszystkiego dobrego, Olu, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marysiu! Pamiętam jak w czasach, gdy jeszcze nie miałam swojego bloga wczytywałam się w Twego bloga oraz w bloga naszych sąsiadów z Pogórza. Były one dla mnie inspiracją i zachętą do rozpoczęcia pisania!:-)
      Tak, z wieloma ludźmi kontakty sie urwały.Drogi sie rozeszły. Pewnie życie wielu z nich potoczyło sie w ten sposób, że pisanie bloga czy też jego komentowanie przestało mieć dla nich znaczenie albo zaszły jakieś inne, znaczące zmiany.I ja czasem tracę zapał do pisania, a ostatnio dopada mnie to coraz częściej...
      Och, roboty gospodarskiej sporo. Przygotowań do zimy. Jak zawsze zresztą. Wydaje mi się jednak, że w tym roku ma to wszystko większe znaczenie, bo znacznie wiecej od tych przygotowań zależy. Te przygotowania odrobinę oddalają widmo owej czarnej chmury oraz w ogóle kontakt z naturą. Choć w tym roku takze ten stan umęczonej suszą natury stał się źródłem zmartwienia.
      Pytasz o naszą Zuzię...Niestety, umarła w styczniu tego roku. Nowotwór błyskawicznie ją pokonał. Miała tylko 11 lat.
      Dziękuję za Twoje zyczenia i takze serdecznie Cię pozdrawiam!:-)*

      Usuń
    2. Oj, Olu, to smutne wieści, bardzo współczuję straty Zuzi ... patrzę na swoją Mimę, pysk już jej siwieje, a dopiero była malutka ... nie mamy wpływu na odchodzenie, a to przecież jak członek rodziny.
      Byliśmy u Waszych sąsiadów wiosną czy też może z początkiem lata, potrzebowali porady budowlanej, domek chyba już powstał, zamieszkają na stałe:-)

      Usuń
    3. Och, Marysiu . Niedawno spotkaliśmy w sklepie pana, od którego kupiliśmy niegdyś malutką Zuzieńkę. Okazuje się, iż jej czternastoletnia matka, choć bardzo schorowana i z trudem się poruszająca, nadal żyje. A biednej Zuzi nie ma...
      Dobrze, że masz swoją Mimę. Smutno, że i u niej widać już oznaki starości, że tak szybko przebiegają wszystkie etapy życia u psa i ani sie człowiek obejrzy jak musi sie z nim pożegnać.
      Fajnie, że odwiedziliście naszych sąsiadów i że u nich wszystko dobrze!:-)

      Usuń
  7. Tyle przejść w jesień widziałam w życiu, że bez trudu weszłam w atmosferę rudości i jabłkowego zapachu września. Nie wiem zupełnie dlaczego Twój opis przyrody nasunął mi skojarzenie z kobietą u schyłku życia. Dojrzała, doświadczona, bogata we wspomnienia, ale z powodu braku miłości i serdeczności zgubiła nadzieję i traci urodę. Szykuje się do starości. Godzi się z tym co jest, oddycha z ulgą, że ma walki za sobą. Nie chce się już niczym martwic. W wiosnę już nie wierzy. Przerażają lęki i ciemne chmury, przecież już nigdy miało tak nie być. Ja spędzam swoją dziewiąta jesień w Georgii, a Ty 12. A do tego aż 10 rocznica powstania bloga. Gratuluję stworzenia ciepłego i dobrego miejsca, który przyciąga i koi. Każesz nam się zadumać, rozmarzysz pięknymi pejzażami, ukołyszesz wierszem. Dziękuję ci kochana Olu za Ciebie i za to miejsce cudowne. Życzę Ci powodów do pisania radosnych tekstów, a dla Was obojga wiecznej wiosny bez chmur w Waszej ostoi. Ściskam mocno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle jesieni za nami, ale każda na nowo potrafi czymś zaskoczyć i zachwycić. Wczoraj np. jadąc krętymi drogami Pogórza co chwile mijaliśmy drzewa obwieszone dorodnymi, zarumienionymi pięknie jabłkami. Mnóstwo owoców leżało na trawnikach i na jezdni. Pieknie to wyglądało. Takiego jabłkowego wysypu chyba jeszcze nie widziałam.
      A co do Twojego skojarzenia z jesienną kobietą...Pisząc właśnie miałam coś takiego na myśli. Sądzę jednak nie tylko schyłek zycia wywołuje takie stany znużenia i zgody na wyroki losu. Wiele osób w róznych sytuacjach zyciowych woli poddać sie, niz walczyć z wiatrakami. Dośc ma wiecznej szarpaniny, rozczarowań i bólu. Chce tylko spokoju. Ale niestety, bywa, że o ten spokój też jest trudno...
      Marylko kochana! Bardzo sie cieszę i doceniam, że mogłyśmy sie poznać dzięki blogowi i że ta znajomość trwa. Ja takze czerpię z niej dużo ciepła, dobra, uczucia szczerej życzliwości a przede wszystkim wzajemnego zrozumienia. To dla mnie bezcenne wartości, za które jestem wdzięczna!*
      Marylko, serdeczne przytulenia zasyłam Ci ze słonecznego Pogórza, jak zawsze wszystkiego dobrego Ci życząc!:-)***

      Usuń
  8. Może to i jeszcze nie czas na jesień ale już ona wisi w powietrzu, już czuć jej melancholię. Tez piszę już prawie 10 lat i dla mnie to pamiętnik, z radością ale i z łezką w oku wracam do wcześniejszych postów i zadziwiam się, że tyle miałam jeszcze niedawno wigoru i energii, pasji i marzeń. Teraz najbardziej sobie cenię święty spokój bo czasy niepewne, choć ciekawe. Olu, chociaż chmury nad waszym siedliskiem ciemne i ciężkie to niżej zielono i kolorowo. A uroda róż niezmiennie zachwyca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Krystynko! Pisanie bloga daje nam mozliwość wglądu do starych wpisów i przypomnienia sobie jak było, jakie my byłyśmy. Bez bloga wiele spraw poszłoby w zapomnienie.Znikłyby jakby wcale ich nie było.
      I ja najbardziej cenie sobie świety spokój. Myślę, że wiele osób tak ma, bo te dziwaczne czasy robią co mogą, by nam ów spokój zmącić.
      Ciemne chmury, te wiszące na niebie, są bardzo fotogeniczne!:-) Niechby jednak w koncu spadł z nich upragniony deszcz. A te chmurzyska niepokoju niech sie rozwieją w koncu albo złym snem sie tylko okażą.
      Róże pięknie kwitną. Dbam o nie jak potrafię a one tak ładnie sie odwdzięczają, że od maja nieprzerwanie obsypują się kolorowymi, pachnącymi cudnie pąkami.
      Ściskam Cie serdecznie i spokojnej, zyczliwej jesieni życzę!:-)*

      Usuń
  9. Pamiętam jak trafiłam tutaj. Chyba była wtedy zbiórka żeby pieska przywieść? A potem pojawiły się małe pieski! I pamiętam tę książkę - właśnie jak z planami wydawniczymi? Bo coś chyba przespałam.
    Sto lat! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się Kocurku, że kiedyś trafiłaś tutaj i nadal tu jesteś!:-) To już chyba siedem lat odkąd mamy Jacusia! A nasze małe pieski mają już po sześć lat. Psia czeredka nieco uszczuplona odkąd zabrakło Zuzi, ale dobrze, że są, skoro jej nie ma. Mamy kogo kochać i otaczać opieką....
      A co do wydania mojej ksiązki, to niestety, nie udało się. Trudno, widocznie nie było mi pisane.
      Pozdrawiamy Cię serdecznie i uśmiech o dżdżystym (nareszcie) poranku przesyłamy!:-))

      Usuń
  10. Myslę Oleńko, że z wiekiem tracimy coraz więcej odporności wobec zawirowań tego świata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba tak właśnie jest Basiu,. Człowiek przyzwyczaił sie do tego, co było i myslał, że tak będzie zawsze. Tymczasem świat gwałtownie się zmienia na naszych oczach i wydaje się, że te dobrze znane nam nudne, ale bezpieczne czasy minęły...

      Usuń
  11. Ciesze sie, ze piszesz Olu...Twoje przekazy sa piekne, pelne dobrych uczuc, wrazliwosci , milosci do ludzi i zwierzat ... I zadne troski , klopoty i upadki tego nie zmieniaja, ciagle jestes tym samym dobrym czlowiekiem. I za to 💝💝💝

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja sie cieszę droga Kitty, że dzieki blogowi mogłyśmy sie poznać i rozszerzać te znajomość nie tylko blogowo!
      Z całego serca dziekuję za Twoją życzliwosć i dobro, które od Ciebie płynie oraz za wiedzę którą sie dzielisz.Ogromnie to doceniam.
      Uściski gorące Ci zasyłam:-)♥♥♥

      Usuń
  12. Jak pięknie piszesz o blogu !? Jak się zmieniał i ludzie różni go odwiedzali... Cieszę się, że przywołałaś książkową Pollyannę. To kiedyś była moja ulubiona bohaterka i nadal nią jest. Zmieniamy się i to, co było przemija. Życie nas nieustannie doświadcza. Trochę zostaje w nas młodzieńczych marzeń i niewinnej radości, znika naiwność i beztroska. Wiadomości, które dobiegają z mediów i... kont bankowych przytłaczają.
    Mimo to życzę Wam uśmiechu i szczerej przyjaźni ! Spełniajcie swoje marzenia i dbajcie o siebie :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Ulu - przez te 10 lat mnóstwo ludzi przewinęło sie przez ten blog. Bardzo wartościowych, szczerych, rozumnych i życzliwych. Wielu z nich zniknęło gdzieś we mgle, ale wielu zostało. I jestem za to wdzięczna.
      Ach! Pollyanna...Ach, w dzieciństwie zaczytywałam sie w opowieściach o niej. Uczyłam sie jak wielką siłę ma dobro i ufność w nie. A i w dorosłosci nieraz wracałam do tych dwóch tomów ze wzruszeniem, tkliwością i uśmiechem wczytując sie w tę lekturę.I wiesz, chociaż dorosłość nieco zrewidowała moje ufne nastawienie wobec ludzi, choć czasem jestem zniechęcona i przybita tym ,co sie wokół dzieje, to nadal wolę widzieć w ludziach dobro, wierzyc, że ono w końcu weźmie górę nad niedobrymi skłonnościami, nad złem, które wsącza sie ze świata mediów, polityki, finansów...
      Ogromnie dziekuję Ci Ulu za Twoją życzliwość i piękne życzenia. Gorące uściski zasyłam Ci od nas obojga!:-))

      Usuń
  13. moc dobrych myśli, życzliwych garść fluidów posyłam. Aby obawy o ograniczeniach dostaw prądu nigdy się się nie spełniły... u nas na Kaszubach wszystkie dobra dostępne byly... ciepła woda z drobnego opału, luksusy prądowe-pralka, lodówka, zamraaarka, telefonia komórkowa w reku dosłownie- ile osób w rodzinie tyle telefonów, Narzekania głównie prądu dotyczyły... jaki drogi, ile to płacic trzeba. Zartowałam wtedy- to chcielibyście być bez prądu? wyłącz na tydzień lodókę, pralkę... A teraz realnie bardzo bliskie tematy. Zyczęnia: oby Wam prądu nie brakło (nie wyłączyli) w real wpisywać się będą? pozdrawiam serdecznie alis niezalogowana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję Ci Alis za te dobre myśli i fluidy!:-) I ja pragnę by obawy o braki w dostawach prądu nie spełniły sie, bo krótko bez prądu mozna wytrzymać ( wszak czasem go brakuje, gdy jest jakaś awaria), ale gdyby to miało potrwać dłużej, ciezko byłoby ogarnac zwyczajną rzeczywistosć. Bo to nie tylko urządzenia domowe przecież wysiadłyby wtedy, ale fabryki, zakłady pracy, kasy i otwierane elektronicznie drzwi w sklepach, bankomaty... Straszny by sie zrobił bałagan i po prostu byłoby niebezpiecznie na ulicach...Oby do tego wszystkiego nie doszło. Oby było normalnie i zwyczajnie, no i żeby ten wzrost cen w końcu przystopował!
      Droga Alis. Cieszę się, że tu zachodzisz. Ściskam Cię mocno i uśmiech serdeczny zasyłam!:-)♥

      Usuń
  14. Olgo - piszesz najpiękniej jak można bo... sercem.
    Rozumiem Twoje obawy, bo ta jesień z pewnością będzie cięższa.
    Ale głowa do góry - jeszcze nie jeden piękny tekst napiszesz.
    Pozdrawiam Ciebie i Cezarego bardzo serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, piszę sercem. Inaczej nie umiem. Wyrażam tu swoje uczucia, emocje, nadzieje, obawy mając nadzieję, że będę zrozumiana i że znajdą się wśród czytelników ludzie myślący i czujący podobnie, że nie jestem w tym czuciu sama...
      Jaka będzie ta jesień, zima i wiosna - czas pokaże, ale prognozy nie są najlepsze. Jednak wiele z tych prognoz może sie okazać fałszywymi i wyolbrzymionymi, niepotrzebnie nas straszącymi. I na to po cichutku właśnie liczę, bo pragnę by świat był bezpieczny, normalny i przewidywalny. Byśmy mieli w nim oparcie i mogli zwyczajnie, w miarę szczęśliwie i spokojnie żyć w naszych małych światach.
      Stokrotko! Dziękuję serdecznie za Twoje ciepłe słowa i zasyłam Ci dużo życzliwosci!:-)*

      Usuń
  15. Olgo, posyłam ci parę kilogramów optymizmu, bo widzę, że się przyda.
    Jesień jest mimo wszystko taka piękna. I Ty to potrafisz uchwycić na swoich zdjęciach.
    Mie martw się tym, na co nie masz wpływu.
    Gratuluję okrągłej rocznicy i dziękuję Ci za to że piszesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Agniecho za ten bezcenny łut optymizmu, za szczere i życzliwe słowa, za to, że mnie odwiedzasz i wnosisz tu cząstkę swojego serca, refleksji, uśmiechu, trzeźwego spojrzenia,słowem - kawałek siebie...
      Ściskam cię mocno!:-))*

      Usuń
  16. Olgo, gratuluję dekady prowadzenia bloga. To, co w całym życiu może być krótkim okresem, w blogosferze będzie pięknym stażem. Cieszę się, że mogę do Ciebie zaglądać i z zapartym tchem czytać o blaskach i cieniach Waszego życia. Przesyłam serdeczne pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolinko! PIęknie dziekuję za Twoje serdeczne słowa, za to, że od lat jesteś z nami. Dzięki takim osobom jak Ty, wiernym i zyczliwym, czuję, że mam dla kogo pisać, że to ma sens.
      Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie w imieniu swoim i Cezarego!:-))

      Usuń
  17. Borze zielony, Olu, to znaczy Olu, a nie Borze zielony, ależ mnie zakorkowało. Działo się, czasem jak na rollercoasterze, to i zakorkowało. Czytam Twoje posty, wiersze czytam i...
    Komentuję w myślach, a potem dotykam klawiatury i...nie chcę się brzydko wyrażać, ale trululu coś tam zimne i ni huhu 🤭Tiaaa, no oj tam, oj tam, początki zawsze są trudne, a pisanie po przerwie... Marytka! Zbierz się wreszcie do kupy (?) i napisz coś z sensem.
    No to w sprawie jesieni, to ona u nas w natarciu tak jak u Was, zimno jak w październiku, ale zielono, bo deszcze nas nie omijały. Bardzo mi się podoba to zdjęcie z ławeczką pod liściastym płotkiem. Co do strachów, to mam tyle własnych. Nie jestem jakąś beczką bez dna w którą można wszystko upchać. O!
    I to by było na tyle. Następnym razem może pójdzie lepiej. Pozdrawiam Was oboje serdecznie 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łomatko! To ja Marytka, ale domyślasz się z tekstu, bo się tam wpisałam z imieniem. No rollercoaster 😊

      Usuń
    2. O smoku zielony, świeżym nareszcie deszczykiem pokropiony i tym samym od ostatecznego zasuszenia uratowany! Tyżeś zapewne to przyzwał Marytkę machając swym czarodziejskim ogonem:-) Chwała Ci za to smoku! :-)
      Marytko droga! Jakże się cieszę, że sie odezwałaś. Często myślałam o Tobie, gdzieżeś, cóżeś, a że czasy niepewne i zwariowane, to i rózne przypuszczenia miałam. Ale nic to teraz! Grunt, że jesteś!:-) Rollecoastery krecą nami wszystkimi jak chcą, ale my próbujmy odkręcać sie w drugą stronę. Na przekór i brew! Póki sie da!
      Lubię sobie przesiadywać na tej ławeczce pod liśćmi winogron i dojrzałe, słodziutkie sobie pałaszować. Albo po prostu tylko siedzieć i na ogród sobie patrzeć. I nawet o niczym nie myślec. Ot, zawisnać wzrokiem na jakimś listku czy obłoczku i tylko być...Wtedy zazwyczaj znikają wszelkie obawy, niepokoje, strachy. Może to magiczna ławeczka...?
      Marylko, całusy gorące zasyłam od siebie, pozdrowienia od Cezarego i oczywiście sążnistego cmoka od zielonego smoka, co uśmiecha sie teraz szeroko siedząc na mojej stareńkiej lipie!:-)))♥

      Usuń
    3. Oluś, mam podobnie jak Ty. Ciągnie mnie coś do tych ławeczek, a u nas ich wiele. Ciebie tam ciągnie pewnie chęć odpoczynku po pracy w ogrodzie, a mnie to już pewnie pesel tam ciągnie :-) Bo to i wygodnie, i miło przysiąść sobie, nóżki odpoczywają, a i pomajtać nimi można jak ławeczka wysoka :-) i trochę odpłynąć myślami na spokojny ląd, czując na twarzy słoneczne ciepło. Mało w tym roku na tych ławeczkach przesiedziałam, nie było kiedy, cóż rollercoaster:-))
      A smok zielony cały czas przy mnie był, a to zaglądał mi przez ramię, a to coś tam brzęczał, że mam się spiąć i odezwać, no bo jak tak można.
      No tak, ale jak tu pisać kiedy było we mnie tyle gniewu, złości, smutku i strachu, i buntu, i żalu na ten życiowy rollercoaster, na ludzi, na tych bliskich znajomych też, bo się coś w nich tak pozmieniało, że ich poznać ani dogadać się z nimi nie mogłam. No jak łbem o ścianę, aż dotarło do mnie, że oni też mają swój rollercoaster i nic na to nie poradzę. Wiele się pozmieniało i jakoś muszę sobie te zmiany obłaskawić. Dopóki nie pogodzę się z nimi rollercoaster będzie próbował mnie znowu przewieźć. O nie! Niedoczekanie jego! Na wiele spraw nie mam wpływu, ale to jak je odbiorę i spróbuję obłaskawić, to już ode mnie zależy. Taaa, tak sobie buńczucznie podskakuję i szabelką macham, ale w życiu, to już takie łatwe nie jest.
      Pozdrowienia serdeczne ślę ze słonecznego dzisiaj miasta :-)*

      Usuń
    4. Akurat na tej naszej ławeczce majtać się nie da (no chyba, że jest się krasnoludkiem), bo ona jest ciut za niska. Zrobiona onegdaj przez Cezarego z resztek desek wyszła własnie taka, dlatego tez mnie, jako niskiej osobie, jeszcze nieżle sie na niej siedzi, ale Cezaremu jako chłopu na schwał już nie!:-) Czyli wychodzi na to, że moja ławeczka oraz piesków, które zawsze mnie tam dopadają, oblegają, o pieszczoty namolnie się łasząc!:-)
      To, o czym piszesz - burza przeróżnych uczuć także, niestety, negatywnych i mną coraz częściej miota. Albo popadam w jakis dziwny stan zobojętnienia i rezygnacji, który choc niby daje wytchnienie od nadmiaru emocji, to ogólnie nie jest chyba zdrowym stanem. Mozna i machać szabelką, byleby w jakis straszny stupor nie popaść...Ach, każdy broni sie jak może przed szaleństwem, lękiem, uczuciem osaczenia. Tak, wiele ludzi przykro zaskakuje, bo pozmieniało,jakby kawałki lustra królowej Śniegu w oczy im wpadły, ale też wielu pozytywnie zaskakuje, co zaskakuje i cieszy. I chyba w sumie nadal jesteśmy na plusie!:-)
      Marytko! Buziaczki ze słonecznego również Pogórza zasyłam Ci pogodne!:-)*

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lektura lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost