poniedziałek, 4 lipca 2022

Nigdy nie wiadomo…

 



 

…Był przyjemny bo nieco chłodniejszy niż ostatnio, sobotni, lipcowy wieczór. Pachniało różami, miętą pieprzową, kwitnącymi trawami i rumiankiem. Nad krzesłami w ogrodzie rozciągał się już przyjazny, dający wytchnienie cień. Cezary zajął się rozpalaniem grilla a ja podwiązywaniem rozrastających się w tempie błyskawicznym ogórków. Psy rozłożyły się wokół Cezarego w oczekiwaniu na ulubione kostki oblizując się z apetytem i machając wesoło gonami. I wydawało się, że będzie to zwyczajny, podobny do innych miły wieczór, gdy wtem, pochylona w gąszczu kwitnących ogórków poczułam, że coś nieprzyjemnie łaskocze mnie po karku. Początkowo to zlekceważyłam, ale potem podejrzewając, że to jakiś gryzący owad, który zapewne nie ma wobec mnie przyjaznych zamiarów, strąciłam toto na trawę, nie patrząc nawet co to było, choć dłonią wyczułam, iż było spore. W tym momencie poczułam na szyi piekący, ale niezbyt dotkliwy ból.

 


- Coś mnie ciachnęło! – skonstatowałam i pochyliłam się nad owadzim osobnikiem łażącym wśród trawy. Rozpoznałam w tymże ogromną osę lub też małego szerszenia. Zaniepokoiłam się nieco, bowiem parę lat temu użądlona przez osę w rękę dobrze pamiętałam tamten ból, spuchnięcie, nieprzespane noce.

- Miałoby się to znów powtórzyć? A to pech! – jęknęłam podążając w stronę męża i relacjonując mu to nieprzyjemne zajście. Nadal nie czułam silnego bólu. Ot, trochę mnie piekło i drętwiało. Nic wielkiego a wiec specjalnie się tym nie przejmowałam.

 

   Cezary doradził mi posmarowanie ukąszonego miejsca maścią na ukąszenia, którą dziwnym trafem akurat parę dni temu nabyliśmy, wiedząc, że prędzej czy później może się nam przydać. Tak też uczyniłam. Przyłożyłam sobie też do szyi zimny kompres, żeby zmniejszyć ewentualną opuchliznę i wróciłam do ogrodu, by siedząc w cieniu napawać się zapachem grillowanych skrzydełek kurzych.

Mniej więcej po godzinie zaczęły mnie dziwnie swędzieć pachy. Potem kostki u nóg a następnie pachwiny i nadgarstki. Wprost nie mogłam powstrzymać się od drapania. Miałam uczucie, że obszar swędzenia poszerza się i staje coraz trudniejszy do wytrzymania. Nabrałam też wrażenia, że coś zaczyna mi przeszkadzać w gardle i nieco dławić. Napiłam się wody. Nie pomogło. Zaczął mnie ogarniać trudny do okiełznania niepokój a nawet coś w rodzaju irracjonalnego lęku. Powiedziałam o tym mężowi a on słuchając mnie zauważył dodatkowo, że jakoś dziwnie mówię. Niewyraźnie i na zwolnionych obrotach. Przeraził się i orzekł, że trzeba chyba będzie wezwać pogotowie. Ja jednak nie byłam pewna, że jest to konieczne. Nie chciałam niepotrzebnie panikować ani robić wokół siebie zbędnego zamieszania.

   Pobiegłam do domu żeby łyknąć tabletkę wapna i środek antyalergiczny, który na szczęście zawsze jest w naszym domu. Cezary porzucił grillowanie i poszedł za mną. Ku mojej wielkiej uldze,  Już za parę minut zaczęło mi się robić lepiej. Swędzenie ustało. Zelżał też ten dziwny niepokój we mnie. Zaczęło też znikać uczucie ciała obcego w gardle. Zajrzałam w telefonie do Internetu i poczytałam o możliwych następstwach takich ukąszeń. Wywnioskowałam, że moje samopoczucie było efektem silnej reakcji alergicznej na jad osy. Może też miałam początki wstrząsu anafilaktycznego i zahamowałam go w zarodku.

   Tak czy siak, po  upartych namowach Cezarego, żeby mieć pewność, że nie grozi mi nic poważnego zadzwoniłam na 112 a tam miły i kompetentny pan potwierdził, iż skoro po zażyciu antyhistaminowego leku najgorsze objawy mi minęły, to raczej nic więcej mi nie grozi. W razie, gdyby jednak coś było nie tak, gdyby wróciło opuchnięcie gardła i inne objawy poradził by ponownie zadzwonić na pogotowie albo do lekarza pełniącego dyżur w całodobowej opiece medycznej w Przemyślu. Na szczęście nic dziwnego się więcej ze mną tego wieczora nie działo. Już byłam spokojna a nawet nabrałam apetytu na pieczone skrzydełka. Tylko Cezary nie mogąc pozbyć się lęku o mnie co jakiś czas dopytywał, czy wszystko we ze mną w porządku. Nawet w nocy nachylał się nade mną nasłuchując mego oddechu…

 

   To tyle, jeśli idzie o moją opowieść o spotkaniu z żądlącym owadem. Wszystko dobrze się skończyło, choć nie musiało. Nigdy bowiem nie możemy być pewni, że jad któregoś z owadów nie okaże się dla nas śmiertelnym zagrożeniem. Tak przecież bywa. Dlatego zawsze powinniśmy mieć w domu jakieś leki antyalergiczne, wapno w tabletkach i maść na ukąszenia a osoby wiedzące, że są silnie uczulone powinny mieć także w apteczce zastrzyk z adrenaliną, która w takich sytuacjach może uratować życie. Pamiętajmy też o tym, że dobrze jest przyłożyć na ukąszone miejsca zimny, kwaśny kompres. A w razie, gdy robi się nam słabo, gdy złe samopoczucie narasta położyć się z nogami wyżej niż reszta ciała i czekać na przyjazd Pogotowia Ratunkowego. Są bowiem sytuacje, gdy się niestety bez niego nie obejdzie.

 

   Przy tej okazji od razu przypomniała mi się historia popularnej niegdyś płomieniście rudowłosej aktorki Ewy Sałackiej. Był piękny, lipcowy dzień. Siedząc na dworze w towarzystwie męża i kilkunastoletniej córki beztrosko popijała jakiś słodki napój. Niestety, do owego napoju wpadła jej osa. Kobieta nie zauważyła tego. Osa ją użądliła a chwilę potem Ewa Sałacka w wyniku silnego wstrząsu anafilaktycznego umarła na oczach rodziny. Miała tylko 49 lat.

  Wczoraj zaprzyjaźniony z nami sąsiad podzielił się opowieściami o kilku znanych sobie sytuacjach także związanymi z użądleniami. Słuchając takich historii jeszcze bardziej pojmuje się niebezpieczeństwo takich zdarzeń. Jeszcze bardziej cieszy się, że uniknęło się najgorszego…

   Lata temu pewien mieszkający w pobliżu staruszek został pogryziony przez kilka os. Nie przestraszył się tego, bowiem owady nie raz już go w jego długim życiu pokąsały i nic nadzwyczajnego się nie działo. Ot, pobolało trochę, odrobinę spuchło i po problemie. Tym razem serce zaczęło mu strasznie kołatać. Oblał się zimnym potem i zaczął tracić przytomność. Wezwane przez wnuczkę pogotowie by zdążyć mu z pomocą kilkanaście minut potem przyleciało na naszą górkę śmigłowcem ratunkowym. Cudem udało się ocalić życie starcowi.

   Druga opowieść jeszcze mocniej mną wstrząsnęła. W pewnym tutejszym domu odbywała się jakaś huczna impreza rodzinna. Na parterze ludzie pili, tańczyli, głośno mówili i śpiewali. A na piętrze spał spokojnie kilkuletni chłopczyk i jego zmęczony po pracy tata. W pewnym momencie przez hałas panujący na dole dał się słyszeć straszny płacz owego malucha. Jego zaniepokojona matka szybko pobiegła na górę. Okazało się, że ojciec chłopczyka kona w męczarniach charcząc i tracąc przytomność. Mimo, że śmigłowiec ratunkowy przybył na miejsce bardzo szybko mężczyzny nie udało się uratować. Okazało się, że gdy tak sobie spokojnie spał, przez okno wleciała osa i użądliła go w grdykę…

 


   Na koniec podzielę się z Wami taką oto refleksją. Zdarza nam się obawiać wielu, potencjalnie niebezpiecznych rzeczy. A to wypadków na drodze. A to różnych chorób. A to napaści złoczyńców. A to zarazy i wojny…A okazuje się, że najbardziej groźna może okazać się najzwyklejsza osa. I tak naprawdę nigdy nie wiadomo, kiedy zdarzy się ta chwila, która będzie decydować o reszcie naszego życia, o tym, czy będzie ono trwać, czy tez jego nitka przerwie się nagle i niespodziewanie…Może być różnie i nie wiadomo, co los dla nas szykuje. Tak czy siak, w lipcowym ogrodzie, mimo gorąca i suszy nadal jest pięknie i chce się tam być, patrząc na tę lipcową urodę świata, chłonąc zapachy, kolory, wrażenia. Po prostu żyć pełnią życia, wiedząc iż jest ono chwilą.  Nie przejmować się, że tysiące przeróżnych, pożytecznych owadów obsiada kwiaty zapylając i bzycząc, bzycząc po swojemu…


 

44 komentarze:

  1. Początkowo pomyślałem,. że to może była młoda żmija, albo nawet skorpion, ale jak doczytałem, że to osa to mi ulżyło.
    W innym wypadku zapowiadałoby się na horror wszechczasów. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż. Okazuje się, że jad osy może być tak samo niebezpieczny jak jad żmii. Jeśli ktos jest uczulony na ten jad raczej nie bagatelizuje problemu, bo wie, że konsekwencje użądlenia mogą być powazne. Do tego żmije spotyka się raczej rzadko a osy setkami latają nam wokół głów co dzień i nigdy nie wiadomo, której z nich zechce się nagle przysiąść i ciachnąć..

      Usuń
  2. Tydzień temu mego męża użądliła osa w stopę. Się zdarza. Ale nie często. Bolało go dwa dni, troszkę spuchło. Mamy w domu Allegrę i wapno z kwercytyną, zażył. Życie na planecie jest trudne czasami. W Polsce nie ma tak źle jak w cieplejszych krajach, gdzie są węże, skorpiony i inne atrakcje. A i tak żyją tam miliardy ludzi. Olu, zdrowia życzę, nie rozkminiaj za długo tematu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najczęściej banalne użadlenie osy czy innego owada nie wiąze sie z żadnymi poważniejszymi konsekwencjami. Gdyby tak było ludzkosc dawno by juz wymarła. Zdarzaja sie jednak sytuacje niebezpieczne.Chciałam podzielic sie tą historią oraz radami, jak sobie w takich sytuacjach radzić, bo wiem, że łatwo w takich momentach o panikę a tu trzeba działać i miec w domu potrzebne medykamenty na taką ewentualnośc.
      Nie bój się Aniu, że obsesyjnie będę rozkminiać temat. Ot, zdarzyło się. Napisało. Szlus!:-)

      Usuń
  3. Doświadczyłam pogryzienia przez osy, a być może i szerszenia, nie zdążyłam się przyjrzeć. Na szczęście nie było konsekwencji groźnych. Jednak boję się tych stworzeń i wolę unikać. Skorzystam z podpowiedzi waszych i zaopatrzę się w jakiś dodatkowy środek oprócz wapna. Dobrze Olu, że odpowiednio zainterweniowałaś i wszystko dobrze skończyło się. Teraz jest wiele zmutowanych owadów czy jak, że słyszy się tyle różnych przypadków. Natura zaczyna atakować człowieka, który wiadomo jak zachowuje się wobec niej. Póki co miłych chwil życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Olu. Koniecznie trzeba miec zawsze w domu jakiś specyfik antyalergiczny i wapno. To niewiele kosztuje a przecież nawet moze uratować życie.Mam wrażenie, iż owady w tym upale chyba podobnie jak ludzie są już tym nieco są zmęczone i poirytowane.Stad i ryzyko ukąszenia większe. Trzeba uważać. Na szczęście od dzisiaj pogoda ma na parę dni sie zmienic. Ma popadać i ochłodzić sie. Mysle, że bardzo nam wszystkim tego potrzeba!
      Pozdrawiam Cię serdecznie!:-)

      Usuń
  4. Dobrze, ze wszystko skończyło się optymistycznie
    Mnie dwa lata temu ukąsił szerszeń, jak zbierałam agrest…
    Szybki okład z cebuli, wapno i pomogło
    No cóż Oleńko, mamy lato to i wszelkie owady, które czasami nie są nam przyjazne…
    U Ciebie wystąpiła typowa reakcja alergiczna
    Tule Was mocno i pozdrawiam z Londynu, w którym jestem tymczasowo ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pisałam ja, Orszulka

      Usuń
    2. Dziękuję Ci Orszulko za podpowiedź, że można w takich sytuacjach użyć jako okładu takze cebuli. Cebulę przeważnie każdy w domu ma, więc jest sie czym wspomóc w razie czego. A z tymi alergiami to trudna sprawa. Moze tak być, że jedne zanikają a pojawiają się inne. To często nas zaskakuje. Do tego pojawiają się jakieś owady - mutanty, owady, podtrute pestycydami, które żądląc nas i nam przekazują z jadem do krwi. trzeba uważać, ale oczywiscie nie popadać w paranoję, bo zycie jest piękne.
      Bardzo sie cieszę Orszulko, że sie odezwałaś. Myslałam o Tobie niedawno. Trzymaj sie kochana i miej dobry, spokojny czas w Londynie!:-)♥

      Usuń
    3. Kobiety! Poczytajcie, na użądlenia osy absolutnie nie cebula! Ktoś z komentujących niżej wspomniał o okładzie z octu i to jest właściwe postępowanie! Okład z cebuli natomiast sprawdzi się bardzo dobrze na użądlenia pszczoły. Wiem coś o tym - mam męża pszczelarza i nieraz sobie w ten sposób pomagamy. Cebula po użądleniu osy wzmaga działanie jadu. Miałam taką przykrą sytuację przed laty, kiedy okład z cebuli spowodował taką reakcję, że z pół roku jeszcze ręka bolała, piekła i swędziała.
      Pozdrawiam Helena

      Usuń
    4. Dziękuję za informację, Heleno! Czyli tak - cebula na ukąszenie pszczoły a kwaśny okład na ukąszenie osy. Myślę jednak, że może sie tu pojawić problem z rozróżnieniem, który konkretnie owadzi osobnik nas użądlił. Osa i pszczoła wyglądają na pierwszy rzut oka dość podobnie. Ja sama np. nie jestem pewna co do tego, co mnie użądliło. Jak na osę za duże, jak na szerszenia za małe. Dziwne. Szkoda, że nie pokazałam tego owada mężowi - pewnie poznałby bez problemu.
      Tak czy siak, dziękuję Ci raz jeszcze za podpowiedź!:-)

      Usuń
  5. Os nie lekceważę, od razu przeganiam lub zabijam. Są głupie, gryzą bez powodu. Mnie zdarzyło się już kilkakrotnie, że zupełnie spokojnie siedząc, nawet się nie ruszając, po prostu usiadła osa i ugryzła.
    Raz wylądowałam w przychodni po zastrzyk, bo od ugryzienia szedł szlaczek do serca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, Jael. Nieraz naprawdę wydaje się, że osy żądla bez powodu. A moze wystarcza, że nie podoba im sie nasz zapach, coś, co zjedlismy i co źle wg nich pachnie? To moze byc podobnie jak z komarami - jednych kąsaja a drugich omijają. Niestety, nie da sie uniknąc spotkania z owadami. Trzeba uważać, o ile sie oczywiscie da.
      Oj, a sytuacja, gdy po użądleniu idzie szlaczek do serca musiała byc naprawdę przerażająca.

      Usuń
    2. Zachowałam spokój. Zauważyłam szlaczek dopiero rano, poszłam do pracy, szlaczek dotarł do łokcia. Z pracy prosto do przychodni, a tam pani doktor słusznie mnie opieprzyła, że od razu na pogotowie nie pojechałam.
      Dostałam zastrzyk i jakieś odczulające, które miałam brać do końca dnia.
      Następnego dnia osa ugryzła mnie w rękę kiedy jechałam rowerem. Znów zaczął iść szlaczek, więc wybrałam resztę tabletek i szlaczek zniknął.

      Usuń
  6. Ja nie lekceważę takich bzyczących gagatków, raczej się wycofuje, kiedy widzę czy słyszę. Nigdy mnie nic nie dziabnęło, ale wolę dmuchać na zimne. Dobrze, że wszystko skończyło się dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, uważam Melko, że lepiej dmuchać na zimne i obserwować nieco zbyt natrętne owady w naszym otoczeniu unikając bliskiego spotkania z mi, niż sie potem zmagać z silną reakcja alergiczną, czy chociażby z bólem i opuchlizną po użądleniu.

      Usuń
  7. O rany Olu moglo sie slonczyc nieciekawie, cale szczescie ze przyjelas te antyhistamine! Tez mam to w domu i tez kiedys sie przydalo, choc nie na to czego sie obawialam. Po znieczuleniach u dentysty zacxelam miewac straszne ataki puchniecia oczu, twarzy i gardla - raz wyladowalam w szpitalu na ostrym dyzuze, a chirurg przerwal jakas operacje by mnie ratowac od uduszenia ... ale trzymany w reserwie alertec przydal sie pozniej jak mnie uzarla dwumilimetrowa meszka... Cala reka spuchla jak bania i tez szla czerwona kreska do serca ..Kiedys lekcewazylam ukaszenia jako cos naturalnego ( komary itp) ,ale juz nie lekcewaze - faktycznie czasem decyduje chwila.,O Ewie Salackiej pamietam zawsze jak widze bzyczaca ose ... A tak zciekawosci - nie bylas przypadkiem czyms nasmarowana na szyi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, mogło, Kitty, mogło, ale na szczęscie się nie skończyło. Byłam zaskoczona tą moja silną reakcja alergiczną, bo nie pierwszy raz mnie w życiu osa użadliłą i nigdy nie było tak źle. Ale człowiek sie zmienia, zmieniają sie też owady. Nigdy nie można być pewnym, jak zareaguje nasz organizm na takie uządlenie albo na inne substancje, jak w Twoim przypadku.Trzeba miec w domu zawsze jakieś tabletki przeciwalergiczne, bo nieraz chwile decydują o życiu.
      Nie, nie byłam niczym nasmarowana na szyi. nawet nei byłam spocona, bo panował wówczas przyjemny chłodek. Ot, po prostu wkroczyłam w środowisko tej osy. W ogórkach było jej królestwo a ja ją zaskoczyłam. Moze by mnie nawet nie uządliła, gdybym jej dłonią z karku nie strąciła. Ot, po prostu posiedziałaby i poleciała po chwili.Ale człowiek reaguje w takich sytuacjach instynktownie i chce pozbyc sie z siebie tego, co go łaskocze albo drażni.
      Tak czy siak jest to kolejna lekcja dla mnie. Znowu się więcej dowiedziałam o świecie a przede wszystkim o sobie samej!:-)

      Usuń
    2. Cos w tym jest Olu - osa ukasila mnie jak bylam dzieckiem , nuechcacy zacisnelam ja w dloni , dlon spuchla jak bania, ale przede wszystkim pamietam ten okrutny bol, po prostu jakby dzgniecie nozem. Przeszlo wtedy po godzinie okladow z octu, ale od tamtej pory na widok osy panikuje. Ciekawe , ze nigdy nie ukasily mnie na plazy, gdzie byly ich cale roje nad slodkimi napojami, lodami, kanapkami i owocami - cale dziecinstwo zawsze sie od nich opedzalismy , za to ukasila mnie w autobusie...I po niej niby nic takiego, a po meszce 30 lat pozniej ... silna reakcja alergiczna , zlapana antyhistamina ...Masz racje, ze i my i owady sie zmieniamy, my slabniemy w zatrutym srodowisku, a one robia sie coraz bardziej zjadliwe... Nie dowierzam juz zadnemu owadowi, trzeba miec oczy dookola glowy . Usciski dla Was 😊🐝🐝🐝 !

      Usuń
    3. Cóż, Kitty. Żyjemy z owadami na tej samej ziemi, więc czasem takie sytuacje z użądleniami będą sie zdarzać. To kwestia przypadku, wiec trudno sie ustrzec. Jedyne co, to trzeba mieć pod ręką zawsze jakieś środki ratujące zdrowie i życie. I żyć dalej, ciesząc się, że te owady są, bo przecież dla ziemi są bardzo pożyteczne. Pewnie pozyteczniejsze niż ludzie. Są bardzo ważną częścią natury, wiec nie ma co mieć im za złe nielicznych, przykrych dla nas wybryków, choc oczywiście lepiej by dl nas było, gdyby tylko niewinnie sobie bzyczały a nie żadliły nas podstępnie!:-)
      Inna sprawa, że owady te zapewne ulegaja mutacjom, że podtrute pestycydami zachowują sie inaczej, niż zazwyczaj, że w ich jadzie mogą znajdować sie teraz trucizny, na które reagujemy silną alergią, bo nasze zdrowie jest coraz marniejsze, organizmy coraz słabsze...I pewnie w sprawie naszego zdrowia, z uwagi na "wiadomoco" będzie niestety, coraz gorzej...
      Serdeczne usciski Ci zasyłam z deszczowego nareszcie Podkarpacia!:-))♥

      Usuń
  8. Dobrze, że o tym piszesz, Olu i o lekach antyhistaminowych - bo ja np. nic takiego w domu nie mam. Ale pójdę i dzisiaj kupię.
    W zeszłym roku mieliśmy taką dziwną "przygodę", tzn. mój mąż miał, bo poszliśmy do miasta, stanęliśmy na chodniku ze znajomym i mojego męża użądliła osa w palec - tak ni z tego, ni z owego. Obok jest zieleniak, od razu poszliśmy tam po cebulę, pani sprzedająca nam ją rozkroiła i od razu była przyłożona - cebula. Palec trochę spuchł, ale na szczęście nic więcej się nie stało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lidko, właśnie dlatego chciałam podzielić sie tą swoja historią, żeby uświadomic innym, że takie niby banalne sytuacje mogą być naprawdę niebezpieczne i że trzeba mieć na taką okolicznosc jakieś środki ratujace zdrowie i życie.
      Radę o użyciu cebuli w takich sytuacjach na pewno zapamiętam. Dzięki serdeczne!:-))

      Usuń
  9. Mła ma antyhistaminy zawsze pod ręką, bo Małgoś, bo koty , bo mła. Namiętnie owady mła żrą jak tylko im się uda. Cieszę się szczególnymi względami mrówek. Dobrze że u Cię ta gula w gardle szybko została opanowana. Reakcja może nie była błyskawiczna, znaczy nie szok ale musisz uważać bo skoro raz tak zareagowałaś to może się jakby co reakcja się nasilić. My są ludzie ogrodowe, narażone, cóś silnego dobrze żeby w lodówce było. Tak na wszelki wypadek. Z drugiej strony mła zapoda pocieszająco że ona sama puchła po krewetkach, straszliwie i znany jej jest stan guli w gardle, dziwnego błyskawicznego zmęczenia i uczucie mrowienia w ustach. A jednak łakomstwo mła zwyciężyło i w obecności lekarza uzbrojonego w strzykawkę mła spróbowała żreć krewetki. I okazało się że alergia na ich białko u mła zaniknęła. Teraz jadam, co prawda tyż uzbrojona, ale żrem. Przy tych degustacjach zawsze myślę o tym fragmencie z "Fearless" kiedy bohaterowi wraca ochota na życie wraz z alergią, akurat w tym momencie kiedy żarł zakazane truskawki. ;-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, Tabo - my, ogrodowe ludzie jesteśmy bardziej narażone na kontakt z owadami i pochodzącymi od nich alergenami, niż ludzie w mieście. Ale tak to już jest - zawsze jest cos za coś. I zdaje sobie sprawe, że skoro tak silnie zareagowałam tym razem, to musze w przyszłosci liczyc sie z równie poważnymi a moze nawet poważniejszymi konsekwencjami spotkania z owadzim żądłem. Tym niemniej, pewnie nieco naiwnie,licze, że w najbliższym czasie nic mnie juz nie uzadli, bo nawet statystycznie jest to mało prawdopodobne. Wykonałam już chyba plan!:-)
      A co do alergii na cokolwiek, to w obecnych czasach prawie każdy na cos jest uczulony. Takie to czasy, taki swiat. Ale i tak intensywny smak życia jest czymś najwazniejszym i rozumiem dobrze bohatera "Fearless" oraz Ciebie, żrącą truskawki. Ech, czasem warto zaryzykować, albo rzucic sie na głęboką wodę, nie bac sie wszystkiego,sprawic sobie przyjemność, korzystać z chwili. Bo innej może juz nie być. To mówię ja, która lubi wiele "niezdrowych" dla mnie rzeczy a mimo to nieodpowiedzialnie degustuje je co jakis czas z wielką lubością!:-))

      Usuń
  10. Muszę zakupić do apteczki! Zapisałam sobie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mój syn miał spotkanie z jakimś owadem, noga w okolicach kostki wyglądała okropnie!
    Wiele jest wypadków zakończonych śmiercią, tak córka znajomej osierociła swoje dzieci, które wychowuje babcia, bo tata zniknął bez śladu.
    Dobrze, że u Ciebie zakończyło się pozytywnie!
    Boimy się wojen, pandemii, bandziorów, a nie wiemy jak zakończy się spotkanie z owadem...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego właśnie Jotki temu postowi nadałam właśnie tytuł, że nigdy nie wiadomo, co może nam sie zdarzyc, co może nam naprawdę zagrozic. Życie jest nieprzewidywalne po prostu.Ale i tak piękne, bo jedyne!:-)

      Usuń
  12. Kochana Olu, poczułam zapach rumianku i mięty, a potem w miarę czytania włos zaczął mi się jezyć na karku. Taki sielski obrazek zakłóciło co s, co nie powinno się zdarzyc. Tak mi przykro. Jak rto dobrez, że miałas leki odpowiednie. Ja tez zawsze myślę o Ewie Sałackiej jak cos wstrętnego się do mnie zbliża. Na szczęście tylko wybitnie złośliwe bydle kąsa bez powodu. Mnie na powitanie w Georgii ugryzła taka chuda, pomarańczowa osa, i to w tyłek, przez miesiąc bolało. Do tego mamy ogniste mrówki, oj jak boli. Teraz mam maść na takie wypadki. Jak mnie coś muśnie po stopie to odruchowo skacze i wrzeszczę, aż wstyd, ale naprawdę wiele razy byłam poszkodowana. Ciesze się, że wszystko dobrze się skończyło. Usciski Olu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Marylko! Okazuje się, że nawet w wydawałoby sie najbardziej przyjaznym miejscu do życia, czyli we własnym ogrodzie, mogą nas spotkac rózne nieprzyjemne niespodzianki. Począwszy od użądlenia a skończywszy na trudnych do wyjęcia kolcach niektórych roślin powodujących stan zapalny albo na skaleczeniu i wynikłym z tego zakażeniu rany. Niektórych zdarzeń naprawdę trudno sie ustrzec. Ot,przypadek i tyle. Człowiek zazwyczaj na co dzień o tym nie mysli, żeby nie zatruwać sobie życia. Ale tym niemniej długo pamięta sie takie przykre zdarzenia. Są one dla nas jakąś lekcją na przyszłosć. I dobrze. Byleby nie przekształciły sie w jakąś fobię czy obsesyjny lęk, bo i tak przecież bywa.
      Lato trwa nadal i jest piękne, choć zbyt suche i gorące. Ale cieszmy sie tym, co jest, bo zimą będziemy za tym tęsknić i z czułością wspominać, gdy mróz zanadto dokuczy.
      Pozdrawiam Cie ciepło, Marylko!:-))

      Usuń
  13. Olu, no wlasnie czytam na BBC, ze zmarla 21-letnia dziewczyna, przyszla brytyjska pilotka od ... ukaszenia komara. Stalo sie to w Beligii... Ukaszenie nastapilo kolo oka, opuchlizna itp , podali jej antybiotyki , ale zmarla po 5 dniach na " septic emboli" , zablokowane przez infekcje naczynie krwionosne ... Zainfekowane bakteria staphylococcus aureus.. Naprawde to zaczyna byc ciekawe. O ile pamietam rok czy dwa temu " naukowcy" wypuscili na wolnosc genetycznie modyfikowane komary, w Brazylii i w Afryce... Mysle, ze wraz z tysiacami " emigrantow" sa juz w Europie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Kitty! Co za koszmar! Biedna dziewczyna! Też jak przez mgłę przypominam sobie wiadomosć o tych genetycznie zmodyfikowanych komarach. I proszę. Dzieje się. Już teraz nawet komary mogą stanowić śmiertelne zagrożenie. Ten świat naprawdę zaczyna być coraz bardziej niebezpieczny i nieprzewidywalny. Z każdej strony czai sie jakieś zagrożenie.Naukowcy coś tam wciąz pichcą w swoich laboratoriach, bawiąc sie zapałkami, narażając na ryzyko całą ludzkość. A to nowe wirusy, a to bakterie, a to zmutowane owady, a to cyberorganizmy i chimery...Niewesoło...

      Usuń
  14. Powiem... wpis z dreszczykiem, na szczęście Oluś wszystko dobrze się skończyło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, Gabrysiu. Z dreszczykiem, bo też i zwyczajna, niby to sielska codzienność, moze nam niestety takich dreszczyków dostarczyć. Na szczęście miałam w domu wszystko, co trzeba i opanowałam sytuację. Oby nigdy więcej takich zdarzeń. Nikomu tego nie życzę.
      Pozdrawiam Cie serdecznie!:-)

      Usuń
  15. Dobrze, że o tym napisałaś. Trzeba przypominać o tym, jak udzielać pomocy w takich przypadkach. Tak się mówi, że to zwykła osa. Dla jednego to będzie zwykły owad, a dla drugiego okaże się śmiertelną dawką alergenu. Nigdy nie należy bagatelizować takich sytuacji. Kiedyś mój mąż wszedł na antresolę w domku działkowym, by rozprawić się z gniazdem szerszeni. To było takie nieodpowiedzialne... Na szczęście nic mu się nie stało. Pamiętajmy, że wiele osób nie wie o tym czy jest uczulonym czy nie. Pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo tak właśnie jest, droga Ulu. Większosci ludzi ukąszenia owadów wydają sie czymś niegroźnym, banalnym wręcz, dlatego to lekceważą, uznają za wydumany problem. Jednak bywa, że takie zdarzenia mogą byc naprawdę bardzo niebezpieczne dla naszego zdrowia i życia. Trzeba o tym pamietać i być przygotowanym na każdą okoliczność. Mieć w domu potrzebne lekarstwa. Nie ryzykować bez potrzeby i nie bagatelizować kontaktu z owadami. Alergie to cos, co może się pojawiać i znikać przez całe życie. i nigdy nie możemy byc pewni, na co jesteśmy w danym momencie uczuleni.
      Dziekuję za komentarz i pozdrawiam Cię serdecznie!:-)

      Usuń
  16. Mój brat zjadł w lesie jeżynę w której był jakiś owad, osa, pszczoła czy mrówka i ta przy przełykaniu zdążyła go dziabnąć w krtań od wewnątrz. Pogotowie ledwo ledwo zdążyło przed uduszeniem. To było dawno, zapomniałam i teraz nie mam nic w apteczce bo mnie raczej tylko kleszcze lubią. Ale jak mówili: obywatelu, zrób sobie dobrze sam... https://www.youtube.com/watch?v=o7jGIoLDrZM
    więc zakupię wapno, maść na ukąszenia i środek antyalergiczny. Niech żyją zaprzyjaźnione blogi! Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej! Jak to trzeba uważać! Ja też lubię sobie w lesie skubnąć prosto z krzaka jeżynę albo malinę a nigdy mi nie przyszło do głowy, że w środku moze sie kryć jakaś "bestyjka"! Niech żyją zaprzyjaźnione rady i płynace z ich strony przydatne informacje!:-)

      Usuń
    2. Olu, pomijajac owada, ostatnio zjadlam prosto z wlasnego drzewka dwie wisnienki... oczywiscie niemyte. Po paru godzinach zrobila mi sie w buzi paskudna wielka afta, a pod jezykiem wyszla jakas bolaca bula... Bol potworny, caly tydzien to leczylam, nadzerka nie chciala sie goic... W koncu pomoglo plukanie Dentoseptem. Taki syf leci z nieba i osiada na wszystkim... Wiesz o czym mowie. Skonczyly sie czasy, ze mozna sobie bylo zerwac w ogrodku owocek czy warzywko i schrupac na goraco. Nawet we wlasnym " niesypanym ". Mnie to otrzezwilo i wyleczylo z " powrotu do czasow dziecinstwa" . Teraz nalezy warzywa i owoce przed jedzeniem dobrze wymyc w wodzie z octem i soda... dopiero tak odkazone mozna zjesc z jako taka pewnoscia. Szczegolnie ze pestycydy sa ... tluste - jest to dobry sposob na oczyszczenie warzyw z pestycydow a przy okazji innych " dodatkow"...

      Usuń
    3. Ojej! Przykro mi, że takie przykre dolegliwosci Cię dopadły, kochana Kitty. I to tylko po dwóch, niby niewinnych wisienkach z własnego ogródka. Ten swiat staje sie coraz bardziej nieprzyjazny, niegodzien zaufania, pozbawiający przyjemności spontanicznych, naturalnych zachowań. Wyznam Ci, że dotąd z ufnością zajadałam owoce z mego ogrodu. I póki co nic złego sie nie działo. Najwyżej bolał mnie brzuch z przejedzenia!:-) Moze w naszych okolicach nie jest jeszcze tak źle z tymi truciznami z powietrzu? A moze po prostu miałam do tej pory szczęście, ale i ono może sie skończyć, jak sypną tym czy owym? Tak czy siak dziekuję Ci za informację. Zdaje sobie sprawę, że trzeba liczyć sie ze wszystkim i przynajmniej te większe owoce - typu jabłka, śliwki, czy gruszki jednak myć. Bo np. malin umyć nie sposób. Są na to moim zdaniem zbyt delikatne.

      Usuń
  17. I mnie kiedyś pogryzła osa. Wpadła pod szeroką spódnicę i tam szalała gryząc mnie po nogach. Wolę tego nie wspominać... bo to było koszmarne przeżycie....
    Trzeba bardzo uważać Olgo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, wyobrażam sobie Stokrotko, jakie to musiało być okropne przeżycie z tą osą pod spódnicą. Jaki to musiał być ból i strach. Brr! Oby nigdy więcej!

      Usuń
  18. Pamiętam tą historię z Ewą Sałacką i to, jak mną ona wstrząsnęła. I jakoś tak wtedy pojawiła się w tv szersza profilaktyka odnośnie ukąszeń owadów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta historia wstrząsnęła wtedy wieloma ludźmi. Uświadomiła, że niebezpieczeństwo czai sie blisko nas i tak straszny wypadek może sie przytrafic każdemu. Dlatego pamiętając o tym, że i nam może sie to zdarzyć trzeba miec na podorędziu coś, co moze nam uratować życie. Leki antyalergiczne, maści, wapno, ocet...No i telefon!

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieśni pieśń piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost