niedziela, 6 czerwca 2021

Wieści z czerwcowego Jaworowa...

 



 

   Obiecałam, że napiszę gdy coś się u nas zmieni. I zmieniło się. Nie chcę już wstrzymywać się z ogłoszeniem ważnej dla nas nowiny. Zuzia zdecydowanie czuje się lepiej. Być może to chwilowa poprawa. Możliwe, że za jakiś czas znowu trzeba będzie wznowić wizyty u weterynarza. Jednak póki co jest dobrze, co potwierdza każdy kolejny dzień oraz obserwacja normalnych, zdrowych zachowań naszej psiny.


 

   Po pierwsze wrócił jej apetyt. Aż za bardzo! Teraz mogłaby zjeść konia  z kopytami  a tymczasem powinna być na łagodnej, mocno ograniczonej diecie, żeby znowu nie pojawiły się jakieś problemy jelitowe. Zakazane są więc – już chyba na zawsze – wszelkie kości. Ale może to i lepiej, bo zęby starzejącej się Zuzieńki nie są już w najlepszym stanie a gryzienie tak twardych rzeczy i tak wkrótce byłoby dla niej nie lada problemem.


 

   Po drugie wróciła jej ochota do ruchu, do reakcji na to, co dzieje się w otoczeniu, do życia w ogóle. Widać to po tym jak biegnie do bramy, jak szczeka razem z innymi psami, gdy ktoś przechodzi obok naszego siedliska. Albo gdy staje się zazdrosna o to, co jedzą pozostali członkowie jej rodziny. Albo gdy tarza się radośnie na trawie. Gdy biegnie na tył ogrodu i obwąchuje drzewka, obgryza trawki. 


 

   Po trzecie Zuzia odnowiła silne relacje ze swoją psią rodzinką. Z matczyną troskliwością przeczesuje zębami futra Misi czy Hipci i wygryza im wyimaginowane pchły. Odgania od nas napraszającego się o głaski Jacusia, gdy autorytatywnie uzna, że to przecież jej należy się więcej uwagi. Sama często nadstawia się do pieszczot. Wtula się z całej siły w nasze nogi, patrzy czule w oczy, bezwstydnie wykłada się na trawie brzuchem do góry oczekując gładzenia wygolonego po USG brzuszka.

 


   Wobec powyższego i nam wróciły dobre humory. I czerwiec jawi się nam jako przyjazny, pełen barw i nadziei miesiąc.

 



   A ponieważ nareszcie zrobiło się ciepło, to coraz więcej czasu spędzamy w ogrodzie, gdzie z przyjemnością siedzimy w cieniu zrobionego przez nas baldachimu. Mamy stamtąd widok na większość ogrodu a sami nie jesteśmy widoczni, ponieważ przed ciekawskimi spojrzeniami chroni nas opuszczona od strony polnej drogi zasłonka.  Zresztą, tak niewiele osób tędy przechodzi czy przejeżdża, że właściwie nie ma to znaczenia. Chociaż ostatnio ten ruch, niestety, nieco się nasilił, gdyż coraz częściej przyjeżdżają do pobliskiego lasu geodeci uparcie poszukujący w naszych okolicach ropy i gazu ziemnego. Poznaczyli w lesie mnóstwo miejsc, gdzie będą robić badania i odwierty. Przy okazji kompletnie zniszczyli leśną drogę zamieniając ją w niemożliwe do przejścia suchą stopą grząskie, błotniste bajoro. Ech! Mamy nadzieję, że niczego ciekawego nie znajdą i wkrótce znowu wróci spokój do naszej pogórzańskiej wioseczki. Najważniejszy bowiem jest tu dla nas spokój. Możliwość odcięcia się od cywilizacji. Od jej nakazów, przymusów, plotek, mód, nachalnej propagandy oraz poprawności politycznej. 


 


   Dlatego cieszymy się, ilekroć możemy odpocząć między kolejnymi pracami pod naszym baldachimem.  I nie dochodzą nas tu żadne odgłosy poza śpiewem ptaków, bzyczeniem owadów, poszumami liści oraz oczywiście poszczekiwaniem czy pochrapywaniem naszych czterech psisk.  


 

  Podnoszone i opuszczane, zsuwane i rozsuwane zasłonki  własnoręcznie zrobionego baldachimu świetnie osłaniają nas przed ostrymi promieniami czerwcowego słonka.  Baldachimy i pawilony, które można nabyć w sklepach są nie dość, że drogie, to jeszcze wykonane z łatwo prujących się materiałów, łamiących się często plastików i korodujących rurek. A tymczasem nasz jaworowy baldachim wykonaliśmy z mocnej, dwuwarstwowej niepasującej nigdzie wielkiej story (kupiliśmy ją kiedyś za złotówkę w ciucholandzie), kilku pasujących w kolorze starych zasłonek kuchennych, drewnianych kołków oraz malarskiego sznurka, dla wzmocnienia posplatanego przeze mnie w warkoczyki. Od około tygodnia testujemy ten nasz nowy, ogrodowy mebel i widzimy, że sprawdza się, ponieważ o każdej porze dnia możemy rozsiąść się tam wygodnie i wraz z wszystkimi psami korzystać ze schronienia przed słońcem. Nasz baldachim przeżył w tym czasie dwie silne ulewy z wichurami oraz nagłą burzę i wyszedł z tych pogodowych zawirowań bez najmniejszego szwanku. Wierzymy, że w dobrym stanie dotrwa do końca lata. Na zimę mamy zamiar go zdemontować, schować do budynku gospodarczego i znowu rozłożyć, gdy w przyszłym roku wrócą ciepłe dni.

 


   Ale póki co czerwiec dopiero zaczyna się rozkręcać i pokazywać swą cudną, bujną urodę. Ciemnoniebiesko kwitną ogrodowe chabry a jasnobłękitno niezapominajki. W fioletowe kwiateczki przystraja się żywokost.  Lada chwila rozwiną się pąki róż pomarszczonych. Tu i ówdzie zaczynają się już pojawiać kwiatostany czarnego bzu oraz kaliny. Na czarnych, czerwonych i białych porzeczkach mnóstwo seledynowych zawiązków owoców. Białe kwiatki truskawek obsiadają bąki, osy i pszczoły. W  przydomowym stawiku mnóstwo żab i kijanek. Lipy – samosiejki rozrastają się coraz bardziej. Gotowy do pierwszych zbiorów jest lubczyk. A dorodny szczypiorek na grządkach wprost kusi by zerwać go i ze smakiem pogryzać.


 

   Wszechobecna wilgoć po deszczowym maju sprawia, że wylęga się coraz więcej ślimaków i niestety, w ich łakomych paszczach poznikało już kilkanaście sadzonek dyń oraz cukinii. Dlatego ocalałe przed ich apetytem młode roślinki nakryłam mini szklarenkami z obciętych butelek po wodzie mineralnej. Codziennie muszę sprawdzać czy nie potrzeba takiej ochrony kolejnym, wychodzącym dopiero z ziemi maleńkim listkom.  Wieczorami bzyczą chóralnie komary.  W ogrodowych chaszczach czają się kleszcze, pająki, czerwone mrówki. Na czarnych bzach rezydują mszyce. Cóż, wszystko chce żyć, pcha się do życia, zarówno rośliny jak i zwierzęta. Siła przetrwania niektórych istnień jest naprawdę ogromna.  I tak powinno być. Natura wie co robi. W naturze można znaleźć radę, oparcie, pociechę, ochronę i zdrowie. Im dłużej tu mieszkam tym mocniej się w tym utwierdzam. Tym bardziej jestem za tę bliskość natury wdzięczna.

 



   Popijając miętowo-melisową herbatkę, z Zuzią śpiącą smacznie u moich stóp kończę tego posta wierszem o niezapominajkach, który napisałam jakiś czas temu a chyba nigdy nie było okazji pokazać go na blogu. Myślę, że dobrze on pasuje do mojego nastroju w tę piękną, czerwcową niedzielę.

 

Moje niezapominajki

I znowu tu wyrosły, znowu się niebieszczą
Półdzikie i niewinne, bo z lasu przyniesione
Stale na przekór burzom, wichrom oraz deszczom
Uparte i odważne, obawą nie stłamszone

Schowane wśród ziół i paproci
Wrosłe w swój kącik na zawsze
Słońce im serca wciąż złoci
A czas łagodnie je głaszcze

Witam je, wzruszona ich modrym odrodzeniem
 

Podnoszą ku mnie główki, gdy przy nich przystaję

I chyba rozpoznają zielone me spojrzenie
Bo szepcą: spójrz,  jesteśmy i ty też istniejesz

Schowana wśród chwil i marzeń
Wrosła w nadzieję na zawsze
Żyjesz, dostając świat w darze
A czas łagodnie cię głaszcze…

 


 




42 komentarze:

  1. Oj Olu jak bardzo sie ciesze!! Hurrra, Zuzia z tego wyszla i myske, ze najgorsze juz za nia, wszystko wskazuje na to, ze psina wraca do zdrowia! I to swietnie, ze ma apetyt. Teraz organizm chce wrocic do sil, nie zaluj jej pozywnej " strawy"😁No moze bez tych kosci ... Wspanialy pomysl z tym baldachimem, bo niby wszyscy tak tesknimy za skoncem , ale jak tylko nadchodza upaly i sloneczka jest do przesytu, to cien jest naszym najlepszym przyjacielem👍🤗My tez akurat budujemy gazebo w tym celu 😁Przez my , mam na mysli oczywiscie chlopa mojego zdolnego , ktory z drewna umie wyczarowac wszystko👌Ja jedynie podaje, wynosze, przynosze i sprzatam.. no i podziwiam 😂Kochana a na koniec pozachwycam sie i niezapominajkami i Twoim wierszem... Czy dobrze pamietam, ze mowilo sie na kiedys rowniez " niezabudki" ? 🌺🌺🌺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kitty!I ja wołam z Tobą hurra! Po wielu dniach troski i smutku wrócił spokój i stabilizacja do naszej zwierzęco-psiej rodzinki. I oby ten stan potrwał jak najdłużej.
      Ten nasz pawilon to też właściwie jest gazebo (musiałam sprawdzic w necie, bo nie znałam do tej pory tego słowa). Takie gazebo latem jest bardzo potrzebne, co by człowiek udaru nie dostał i by miał gdzie odpocząć od żaru.A podobno gorąco będzie tego lata.
      Tak, niezapominajki to inaczej niezabudki. Dziekuję, że mi o tym przypomniałaś. Piękne słowo - "niezabudki". Takie, jak ze słodkiej, dzieciecej piosenki.
      Gorące usciski Ci zasyłam i życzenia dobrego tygodnia!:-))***

      Usuń
  2. Kamień z serca - ufff ależ się cieszę z powodu ozdrowienia Zuzi ❤️ Współczuje skórki tych robot ziemnych w okolicy - wierzę że Wam uprzykrzają życie w Waszej samotni. W sumie to chyba należy życzyć , aby niczego nie znaleźli prawda ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak - kamień z serca! Jak dobrze móc patrzeć na pogodny pyszczek Zuzi, na przypływ jej sił witalnych.
      Nie cierpię żadnych zmian w mojej okolicy. Chciałabym by mogło zostać tak jak jest teraz. A ci geodeci burzą spokój, niszczę drogę, hałasują swoimi samochodami i urządzeniami, płoszą leśne zwierzęta, tratują roślinność. Oby niczego nie znaleźli i szybko stąd zniknęli!
      Buziaki ślę ci Gabrysiu!:-)♥

      Usuń
  3. Cieszę się Olu, razem z Wami z poprawy zdrowia Zuzi, a w głębi duszy jest mi smutno, że dla naszego Amika nie było ratunku. W czwartek poszłam z Mimą na Kopystańkę, był mi potrzebny taki samotny spacer, wiele spraw do przemyślenia, a potem koszenie, koszenie i koszenie, trawy prawie po pas urosły:-) Rosną nowalijki na grządkach, rośnie zielsko, jak to wszystko ogarnąć, a ręce tylko jedne, bo mąż ma zajęcie przy pszczołach i do pracy musi jeździć. Zazdrości mi emerytury, choć ta nie zmieniła nic w moim życiu, oprócz tego, że coś tam na konto wpływa:-) Czekam na ciepłe noce, świetliki jak zjawy, a z drugiej strony chciałabym zatrzymać czas, jeszcze nie nacieszyłam się wiosną. Pozdrawiam serdecznie zza Sanu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widocznie, nie była jeszcze pora na Zuzię. Widocznie jej ciało ma jeszcze niezłe możliwosci regeneracji.Tak sobie tłumaczę jej ozdrowienie i mam nadzieję, że ta ostateczna pora długo jeszcze nie nadejdzie.
      U nas też multum koszenia, prac ogródkowych i z drewnem - jak to na wiosnę przystało. Czasem rzeczywiscie trudno to wszystko ogarnąć - nawet dwojgu ludziom a co dopiero pojedynczo.Ta intensywnosc prac potrwa przez cale lato. Ale potem czlowiek jakos przywyka.
      Pozdrawiam Cie serdecznie, Marysiu!

      Usuń
  4. Nie wiem czy uwierzysz, ale wlasnie przygotowywalam mieso na obiad i myslalam zeby Ci wyslac wiadomosc z zapytaniem o Zuzie a tu podchodze do komputera i TAKA niespodzianka!! Nie masz pojecia jak bardzo sie ciesze.
    Czytalam dwie ostatnie notki, ale ja przez ostatnie prawie cztery tygodnie jestem zakrecona tak, ze rzadko wiem jak sie nazywam:)) Nie bylo mnie stac na napisanie niczego madrego, a glupio pisac to raczej nie ma potrzeby.
    Kochana niech juz tak zostanie jak jest i niech juz zadne klopoty nie wracaja ani nowe sie nie pokazuja.
    Zbieram sie jak do jeza do napisania nowej notki u mnie... moze cos sie uda splodzic bo od wczoraj mamy takie upaly, ze nie chce sie wychodzic z domu. Slowem pogoda sprzyja, ale mam pierdyliard zdjec do ogarniecia i to mnie wstrzymuje. Jednak sprobuje cos skrobnac, bo juz i czas i tematow mnostwo.
    Usciski dla Was i glaski dla Zuzienki 🥰🥰🥰

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że wierzę! Telepatia i tyle!:-)
      Tak to jest, ze mną również, że czasem czytam coś u kogoś a nie wiem jak skomentować. Człowiek chciałby jak najlepiej dla tej osoby a jest bezradny.
      Tak, niech żadne stare kłopoty nie wracają ani nowe sie nie pokazują. Zarówno w naszym zyciu, jak i w Waszym.
      I mnie cięzej zebrać sie do pisania w wiosenno-letni czas.Po pierwsze tyle jest zajęc na zewnatrz a po drugie człowiek po zimie stęskniony jest za byciem na powietrzu. No i upał też robi swoje. Wtedy z kolei najlepiej zaciagnać zasłony w sypialni i oddawać sie sjeście!:-)
      Oduściskujemy Ci Maryslko i duzo serdecznosci zasyłamy!:-)☻♥☻

      Usuń
  5. Dziękujemy za dobre wieści z Jaworowa. Ciepło się robi na sercu, kiedy się czyta taki radosny post. Dużo lekcji przerobiłaś ostatnio, Oleńko. I na pewno wyszłaś z tego pomimo osłabienia problemami wewnętrznie wzmocniona ( zgodnie z powiedzeniem:"Co cię nie zabije, to cię wzmocni"):). Teraz i Zuzia będzie na diecie, ale to dobrze, bo kości nie zawsze są bezpieczne.
    Baldachim cudny, przypomina mi namioty budowane w dzieciństwie, które miały zapewne chronić przed światem zewnętrznym.
    Oleńko, nasza niezapominajko, zupy z suszonym lubczykiem od Ciebie są wyśmienite! I nie rozumiem dlaczego są lepsze niż z dodatkiem świeżego? Niech czas łagodnie Cie głaszcze, a los da wakacje od kolejnych życiowych lekcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczułam ogromną ulgę, że naszej Zuzieńce się polepszyło. To tak jakby po wielu dniach niepogody i przejmującego chłodu wróciło życzliwe słońce. I masz rację, Iwonko. Każda trudna sytuacja czegos człowieka uczy, do innych takich sytuacji w przyszłości przygotowuje.
      No tak. My na diecie i Zuzia też na diecie. Tyle, że my z Cezarym jesteśmy dośc zdyscyplinowani i świadomi celu naszej diety, a Zuzieńka pojąc nie moze ograniczeń, naprasza się, dopomina. Ech, jak na rozpieszczonego psa przystało.
      Też budowałam w dziecinstwie baldachimowe budowle z gałęzi, paproci i patyków.Fajne były to czasy!
      A to ciekawe z tym lubczykiem! Miło mi, że tak to odbieracie. Ja w większosci mrożę lubczyk, bo taki zamrożony ma nadal świetny zapach i dodaje go całymi garściami do zup.Wczoraj zamroziłam kilka kilo lubczyku. Drugi zbiór lubczyku będzie w połowie lata. Wtedy go ususzę bo mi sie juz do zamrażarki nie zmieści!
      Dziękuję za Waszą życzliwosć i serdeczną pamięć, drogie dziewczyny. Pozdrawiam Was bardzo, bardzo serdecznie!:-)♥☻♥

      Usuń
  6. Wszystko pcha się do życia – nic dodać, nic ująć.
    A w niej wszystko można odnaleźć, dokładnie tak jak piszesz. I to wszystko razem jest cudowne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Marssi! Wszystko pcha sie do życia, bo teraz jest na to czas.Każde istnienie chce wykorzystać wiosnę i lato do odrodzenia, do nacieszenia się życiem.I my, ludzie, też.W końcu jesteśmy częścią natury!:-)

      Usuń
  7. Nowina miesiąca, pies wraca do zdrowia, a wraz z tym wraca Wasz humor i to jest piękne. Baldachim nieprzeciętnie sympatyczny, już na pierwszym zdjęciu zauważyłam i chętnie bym tam przysiadła.
    Niezapominajkom w wierszu oddajesz niebieski hołd, ale należy się tym cudnym kwiatkom!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasza psio-ludzka rodzinka działa jak system naczyń połączonych.Wszyscy mamy na siebie wpływ. Dobrostan naszych psów jest naszym dobrostanem i odwrotnie.
      Baldachim bardzo sie nam przyda, bo zdaje się, że idą bardzo gorące dni.
      Niezapominajki to moje ulubione kwiatki. To takie malutkie skrawki nieba na ziemi.To skojarzenia z samymi dobrymi chwilami i bliskimi sercu osobami.
      Pozdrawiam ciepło, Jotko!:-)

      Usuń
  8. Cudowne wieści :) oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Lidko. Dla nas wyzdrowienie Zuzi jest naprawdę cudowne!:-)
      Życzliwe myśli Ci zasyłam!:-)♥

      Usuń
  9. Super, że Zuzia ma się dobrze. Nasz Browar złapał pchły, prawdopodobnie od jeży bo one mają mnóstwo, a są na ogrodzie, nie możemy sobie z tym poradzić, może znasz jakiś skuteczny środek, bo psina się męczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam szczególnego pomysłu na jakiś super skuteczny środek przeciw pchłom, jak tylko wykapać psa z użyciem szamponu przeciwpchelnego a po jego wyschnieciu zaaplikowanie mu specjalnych kropel na kark. Te krople można kupic u weterynarza. One działają przeciw pchłom i kleszczom.Nazwy teraz, niestety, nie pamiętam.
      Pozdrawiam Cię ciepło, Basieńko!:-)

      Usuń
  10. Mamuniu kochana!

    Cieszę się bardzo, że tej biednej psince jest lepiej! Oby tak już zostało. Poza tym, mam nadzieję, że ci geodeci znajdą u was ropę i zostaniecie magnatami, hehe!

    Nie dajcie się pogryźć tym kleszczom.

    Anita Jawor

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Córeńko kochana! Bardzo nam użyło, że Zuzi jest lepiej. Oby już tak zostało na jak najdłużej.A co do tej ropy, to byśmy mieli z tego jakieś zyski musieliby ją znaleźc na naszym polu a tam nie szukają! Ale dobrze, bo nie wyobrażam sobie zaraz za płotem tych wszystkich hałasów, bałaganu, mnóstwa ludzi i zamieszania. Spokój, spokój ponad wszystko!
      Na kleszcze uważamy jak sie da. Na razie nic nas jeszcze (poza muchami i komarami) nie pogryzło!
      Przytulam Cie mocno,córusiu i dziękuje za komentarz!:-)♥♥♥

      Usuń
  11. Jakie dobre wieści! Opisałaś całkiem zdrowego psiuczka. I tak trzymać Zuzka :) Ja nie daję mojej suni kości też. Starszawa się robi, nie wszystko przechodzi przez psa łagodnie już. A baldachim normalnie jak u szejka na Sacharze :) Macham z Podlasia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zuzi (poza ochotą do zabaw z psami) wróciły wszystkie zdrowe zachowania.Ale też wiek sprawia, że stała się bardziej poważna, rozważna, leniwa.
      A wiesz, ze mi też ten baldachim kojarzy sie z takim orientalnym? Nic tylko musimy z Cezarym odziać sie po arabsku i zasiąść pod nim niby szejk z szejkową!:-)
      Aniu! Odmachuję Ci serdecznie z Podkarpacia!:-)♥

      Usuń
  12. Ja też dołączam się do tego chóru radości z powodu polepszenia stanu zdrowia Zuzieńki i do życzeń by ten spokojny stan trwał jak najdłużej***
    No, no baldachim, że ho, ho. A pod nim dwa królewskie siedziska:-) Mucha nie siada no i słonko nie przypiecze:-)
    Oby ci natrętni poszukiwacze niczego nie znaleźli, bo tak myślę, że spokój i cicha niezmienność tego co Was otacza jest tym czego życzycie sobie najbardziej.
    Moje komputerowe ustrojstwo po naprawie, zobczymy czy wyśle ten komentarz, czy znowu będzie mnie bajerowało i zwodziło przez pół godziny jak ostatnio.
    Pozdrawiam serdecznie spokoju i ciepła wszystkim nam życząc:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Marytko! Cieszę się, że tak dużo osób dołącza do tego chóru, że dzieli z nami tę radośc z ozdrowienia Zuzi. Ech, cuda zdarzają sie jeszcze na tym swiecie. I w ogóle - piękny bywa ten świat!
      Pod baldachimem słonko nas na pewno nie przypiecze. A my pod nim rzeczyiwście niby król i królowa a psiska stanowią naszą wierną switę!
      Ostatnio jeden po drugim popsuły nam sie jednak nasze trony - zielone leżaki.Po dwóch latach używania spruł im sie materiał,który miał wytrzymac wiele lat! Musiałam wiec wyciągnąc z graciarni, stare krzesełka ogrodowe i uszyc na nie nowe, o wiele mocniejsze od sklepowych pokrowce.I znowu mamy fajne siedziska!:-)
      Widać, że z Twoim komputerem wszystko juz w porządku, bo kometarz jest, z czego bardzo sie cieszę. Jak zawsze zresztą, gdy dasz jakis znak, że odwiedzasz bloga.
      Marytko droga! Ściskam Cię serdecznie i dobrego tygodnia życzę!:-)♥

      Usuń
  13. Cóż piękniejszego może być, jak słowa, że Zuzia ma się lepiej, a nawet bardzo dobrze. Jak piękne słowa wiersza, o równie pięknych delikatnych niezapominajkach. Zaintrygowały mnie te dwa różne siedziska, zastanawiam się kto na którym siedzi, wedle ważności czy innych zasług..... A tak w sumie to fajna miejscówka, słońce nie dokuczy. Tak wiosna nadrabia zaległości. Jednak martwi mnie ten szybko biegnący czas, już czerwiec, nawet nie obejrzymy się jak znowu dni staną się krótsze, ech czasie czasie przystopuj trochę. Trzymajcie się ciepło, niech czwórka sierściuszków dobrze ma się. A przyroda niech cieszy Wasze oczęta i serca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Nowy komentarz do posta "Wieści z czerwcowego Jaworowa..." dodany przez Olga Jawor :

      Tak, Oleńko! Cieszymy się bardzo z ozdrowienia Zuzi i doceniamy, że nasi czytelnicy cieszą sie razem z nami. Dziekuję za Twoje serdeczne słowa!
      A co do tajemnicy róznych siedzisk, to prawda o nich jest prozaiczna. Otóz jakis czas temu popruło sie siedzisko jednego z tych dużych, zielonych fotelo-leżaków. Nie nadawało sie do naprawy wiec zostało wyniesione do graciarni i zastąpione starym krzesłem ogrodowym (na które w miedzyczasie uszyłam nowe pokrowce z mocnego, elastycznego materiału). Przedwczoraj popruło sie kolejne z dużych siedzisk. Teraz mamy zatem pod baldachimem już dwa zwyczajne krzesła ogrodowe a nie trony!Nie można na nich wprawdzie leżeć, ale przynajmniej człowiek nie boi się, że zaraz siedzeniem wyląduje na trawie, gdy materiał pod nim nagle pęknie!:-)
      Tak, czas płynie szybko, za szybko.Cieszmy sie zatem tym, co jest i doceniajmy każdą dobrą chwilę.
      Pozdrawiam Cię ciepło Oleńko i dobrego tygodnia życze!:-)♥

      Usuń
    2. Hi Hi Olu, a u nas jeszcze smieszniej, bo gazebo juz stoi, bardzo okazale zreszta, to po prostu duza drewniana wiata , z podoga, dachem i nawet pradem! , ale za to nie mamy lezakow:)) Wszystko ze sklepow wykupione , do siedzenia jest zatem twarda prosta lawka, albo po prostu gabka rzucona na podloge:)) musze cos upolowac , bo przyjdzie mi tam wystawic kanape 😂😂😂 Olu, a propos kleszczy jeszcze - czy wiecie jak grupe krwi macie oboje? Bo ci powiem, ze jesli AB , to kleszcze beda was omijac z daleka ! Do mnie sie nigdy nie czepily, a i syn ( grupa A) i znajomi zawsze zalapali, a bylismy w tych samych miejscach, lasach, przy tych samych ogniskach ... Wrotycz trzeba siac i jeszcze sa inne sposoby, ale zapomnialam , moze poszukam na necie ... Obe czegos tam bardzo nie lubia . Sciskam was mocno i jeszcze raz ciesze sie wasza radoscia i gdybym miala ogon , to bym nim teraz mocno wywijala 😊💝

      Usuń
    3. Acha! drewniana wiata z podłogą, cos w rodzaju altanki. To musi być bardzo ładna budowla!:-)
      U nas w sklepach z kolei ogromny wybór leżaków, ale po pierwsze ceny powalają a po drugie nawet te drogie wytrzymują najwyzej dwa, trzy lata. No cóż, trzeba przecież jakos napędzać sprzedaż. Kto by tam chciał robic trwałę a przy tym niezbyt drogie mebelki ogrodowe (to samo dotyczy niestety wiekszosci produktów i nei dziwota, że góra bezużytecznych gratów i śmieci na świecie rośnie w zastraszajacym tempie).
      Nie wiemy, niestety, jaka mamy grupę krwi - a przydałoby sie to wiedzieć. Z tego, co sie orientowalismy wykonanie takiego badania na oznaczenie grupy krwi w laboratorium jest bardzo drogie.
      Parę kleszczy co roku nas niestety, dopada. Pewnie więc nasza grupa krwi bardzo im odpowiada!:-)
      Mamy wrotycz w ogrodzie, rośnie też na polu za ogrodem a kleszczom absolutnie nie przeszkadza to w ekspansji.
      I my ściskamy Cie mocno, Kitty i dziekujemy za Twoją życzliwość i pamięć!:-))♥

      Usuń
    4. Olu, ja robilam sobie grupe krwi do dowodu osobistego bez oplaty i mi ja tam wpisali, ale to bylo
      za glebokiej " komuny". Ostatnio tamte czasy jawia mi sie jako era wolnosci i zdrowego rozsadku :)) Do tego doszlo😂! Pociesze cie, ze co prawda kleszcze trzymaja sie ode mnie z daleka, ale za to komary namierzaja z kilometra! Ns tych ogniskach i wypadach nad jezioro bylam " odgromnikiem" Jak mnie posadzili na srodku to nade mna unosila sie chmura z tydiecy komarow, a wszyscy inni mieli spokoj! Kasaly tylko mnie - raz to mnie opakowali w worki foliowe i reczniki, bo doslownie zostalabym zjedzona zywcem 😂😂😂ach fajne to byky czasy 😉

      Usuń
    5. He, he! Do czego to doszło, że czasy głębokiej komuny jawią sie nam jako era wolności większej niz obecnie. Ale coraz wiecej osób to stwierdza.
      Mnie "lubią" wszelkie gryzące owady. Obecnie jestem pogryziona przez komary i jakieś meszki ogrodowe.Swędzi i spokoju nie daje. Pocieszam się jedynie, że skoro jestem piegowata, wiec te ślady ukłuć giną pośród piegów!:-)
      Fajne masz wspomnienia o wypadach na łono natury. nawet z chmarą komarów - ale człowiek młody był, wolny, pełen optymizmu i wiary w to, że zawsze będzie młody, szczęśliwy i otoczony przyjaciółmi. Ech!
      Kitty!Buziaki Ci serdeczne zasyłam w środę o poranku!:-))

      Usuń
  14. Cieszę się, że z Zuzią jest już lepiej !!! Od razu widać, że psinka się uśmiecha i nabrała ochoty na zabawę i przytulanie.
    Jeśli zaś chodzi o pracę geologów - to u nas też byli. Zaczęło się dwa lata temu. Stawiali słupki kolorowe, coś zaznaczali. Kręcili się po okolicy i jeździli wielkimi samochodami terenowymi. My patrzyliśmy z zaciekawieniem, co z tego będzie. Za jakiś czas w lesie ( na szczęście nie naszym ) - odległym od nas o kilometr - wycięli pół lasu, postawili kontenery i zamieszkali na dobre. Postawili wieżę wiertniczą i tabliczkę z napisem: Polski Gaz czy Polska Spółka Gazownictwa ( czy coś w tym stylu ). Nie pamiętam dokładnie. Przez część lasu położyli drogę z płyt betonowych, bo często jeździły tamtędy ciężarówki. Trwało to jakieś półtora roku. Smutno było jeździć tamtędy rowerem i patrzeć, że połowy lasu nie ma, a jeszcze w dodatku jeden z pracowników tych odwiertów miał natrętnego psa, który rzucał się w kierunku przejeżdżających rowerzystów. Przykro było na to patrzeć, lecz gdy złoża się skończyły, cała ekipa wyprowadziła się, a na miejscu ich bytowania - tej wiosny posadzono nowy las. Hura !!!
    Kocham niezapominajki !!! Ależ macie tam sielsko, anielsko !!! Parawan i namiot - to dwa w jednym ! Super udała sie Wam ta osłona !!! Pozdrawiam ciepło :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielki z tej naszej Zuzi pieszczoch. Jeszcze większy niż przed chorobą!:-)
      Oj, z tego co piszesz to i u nas można sie spodziewać podobnych działań geodetów. Aż strach pomysleć, że mieliby zniszczyć dużą cześć lasu, zawłaszczyć go całkiem dla siebie.U nas też poznaczyli interesujące dla siebie miejsca. Zauważyliśmy w lesie kilkadziesiąt czerwonych wstążeczek. A to pewnie dopiero początek ich działań.Oby niczego nie znaleźli.
      I Ty kochasz niezapominajki, Ulu? Cieszę się! To takie wdzięczne, delikatne a jednocześnie wytrzymałe i bardzo łatwo rozrastające sie kwiatki.I po prostu piękne.
      A parawan i namiot w jednym coraz bardziej sie nam przydaje, bo od wczoraj momentami już żar lał sie z nieba a zapowiadają, że będzie jeszcze cieplej.
      Ulu! Dziekuję za Twój obszerny komentarz i pozdrawiam Cie serdecznie!:-))

      Usuń
  15. Cieszę się zdrowiem Zuzi a widok jej leżącej z łapkami w górze i mającej wszystko gdzieś topi serce. Powinniśmy tego uczyć się od psów - cieszenia się chwilą i doceniania takich drobiazgów jak leżenie w trawie. Liczy się tylko to co tu i teraz, bez rozmyślań co to będzie jak już się z tej trawy wstanie :). W ogóle widok tego Waszego szczęśliwego psiego stada wzbudza mój zachwyt i co tu ukrywać, lekką zazdrość też :). Całym sercem wierzę w to, że zdrowie Zuzi to nie tylko chwilowa poprawa. Bedzie dobrze bo niby czemu ma być źle!
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam siez Tobą, że dobrze byłoby gdybyśmy umieli cieszyć sie każdą dobrą chwilą tak, jak potrafią to psy. Czasem niepotrzebnie zasmucamy siei trwożymy tym, co będzie. A tymczasem obecna chwila, dobra chwila przemija niezauważona, niedoceniona...
      Myślę, że nasze pieski są szczęsliwymi stworzeniami. Mają wielki ogród do swojej dyspozycji i dwoje kochajacych opiekunów, którzy dogadzaja im i rozpieszczają okropnie, bo nic tak bardzo ich nie cieszy jak widok ich radosnych, zdrowych pyszczków! Oczywiscie posiadanie czterech psisk łączy sie też z wieloma wydatkami i zajęciami oraz z nieustannym sprzątaniem kłaków, błota i innych śmieci nanoszonych przez nie beztrosko do domu.Ale nic to w porównaniu z poczuciem zadowolenia i świadomości, że dobrze nam wszystkim razem, bo jesteśmy jedną, zgraną ludzko-zwierzecą rodzinką. Rzecz jasna, z naszą kochaną Zuzia na czele!:-)
      Mo!Ja również pozdrawiam Cię serdecznie!:-)

      Usuń
  16. Wiadomość o poprawie zdrowia Zuzi ogłaszam wiadomością roku (całkiem serio). Nawet, jeżeli miało by to trwać tylko przez chwilkę. Kochani, warto się tą chwilka nacieszyć, chociażby spędzając swój wolny czas pod baldachimem i delektując się tym pięknym widokiem. A niezapominajki wręcz kocham. Piękny wiersz. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolinko! Fajnie, że ucieszyłą Cie wiadomośc o wyzdrowieniu Zuzi (nawet gdyby miało być ono tylko chwilowe).Miło mieć świadomość, że ta psinka zyskała sympatie czytelników bloga. Wiele razy tu o niej pisałam, mnóstwo zdjęć pokazałam. Jest bardzo ważna częścią naszej jaworowej rzeczywistości.
      Baldachim przydaje sie nam co dnia a widzę, że psy nawet bez nas same lecą by schronić sie w jego cieniu.
      Dziekuję za pochwałe mojego niezapominajkowego wiersza.
      Pozdrawiam Cię ciepło, Karolinko i wszystkiego dobrego życzę!:-)

      Usuń
  17. Martwiłam się o Zuzię , ale przede wszystkim o ciebie, bo taki smutek i taka odpowiedzialność odbiera radość życia na wiosnę, na szczęście wszystko szczęśliwie się rozwiązało. Bardzo się z tego cieszę i od razu zrobiło mi się radośniej Olu.
    Piękne są Twoje kwiatki i bzu zazdroszczę gorąco:)U mnie ptaszki próbują skubać blueberry, kupiłam takie specjalne siatkowe worki wiązane u dołu. A ptaszków mamy bez liku, nawet czerwonogłowe dzięcioły z dziuplą i młodymi. Na naszej łące skaczą 4 króliczki i z 15 wiewiórek. Ogórki kwitną i pną się, a ja - chociaż nie mam takiego wypasionego baldachimu - zrobiłam samodzielnie podpórki. Bardzo fajnie przyjęły nam się bambusy, skoczyły 3 metry w jeden rok, więc dokupiliśmy więcej i posadziliśmy w okręgu, żeby mieć naturalną altanę. Cieszę się razem z Wami i ślę ogrodniczo przyjacielskie pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, Marylko, że zmartwienie o Zuzie odebrało mi radosc życia, zgasiło mnie i przygnębiło. Choroba Zuzi uświadomiłą nam obojgu jak ważna to dla nas istota, i że chociaż poza nią mamy jeszcze trzy psy, to one nie są Zuzią. Zuzia jest jedna, jedyna, kochana i mądra a poza tym jest z nami od samego początku naszego zamieszkania na Pogórzu.
      Z powodu chłodnej wiosny właściwie dopiero w czerwcu większosc roślin u nas zaczęła bujna wegetację i rozkwit. Zobaczymy jakie będzie lato! Moje ogóreczki wypuszczają dopiero trzeci listek!
      Cudownie, że masz tyle ptaszków w ogrodzie. To wielka przyjemnośc móc obserwować ich loty, trele i kolory. Masz też króliczki i wiewióreczki? Ale fajnie! Istny zwierzyniec!:-)
      Świetny pomysł - naturalna, bambusowa altana!
      Cieszę się, że Ty sie cieszysz Marylko i pozdrawiam Cie bardzo serdecznie!:-))♥

      Usuń
  18. I ja się cieszę :) smutki " zwierzęce " czasem bardziej bolą, niż te związane z ludźmi ;)
    Fajnie sobie radzicie w Jaworowie, nic się nie zmarnuje :) a jaki pożyteczny efekt , lubię takie pomysły bardzo,chociaz sama rzadko mam wenę na takie zmyślne konstrukcje. No i ten czas, wiecznie go za mało na wszystko. Niech więc się ten czerwiec toczy dalej pomyślnie, a geodeci niech pójdą precz !
    Pozdrawiam z lasu ( u mnie z kolei zmiany leśne - pozytywne, PKP zlikwidowała i zagrodziła dziki przejazd, którym ludzie skracali sobie drogę z wioski do wioski przez nasz las, teraz nasza "ulica" jest ślepa, hurra, wreszcie czuję, że mieszkam w lesie):)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, Andziu. Zmartwienia o zwierzęta bywają nawet dotkliwsze, niż te dotyczące ludzi. Wiążą siez duzą odpowiedzialnością. Te zwierzęta przeciez całkowicie od nas zależa, od naszej uwagi, troski, starań i spostrzegawczości.
      I my lubimy wykorzystywać wszystko co sie da albo cieszyc sie nowym zastosowaniem czegoś starego. Nie marnować niczego.To jednak łączy sie też z zamiłowaniem do gromadzenia przeróznych maneli, rupieci, szmat i innych przydasi. A dom ani budynek gospodarczy nie są przecież z gumy!:-)
      Jak na razie, niestety, nic nie zapowiada tego by geodeci mieli pójśc precz.Wczoraj rano przyjechali z rurami do odwiertów i cały dzień spedzili w lesie. Na dodatek cięzki sprzęt parkują obok naszego ogrodu.
      Fajnie, że u Ciebie idzie ku lepszemu, że masz nareszcie las dla siebie i nikt obcy Ci sie tam nie pałęta.
      Cieszę się Andziu, że sie odezwałaś!♥ Pozdrawiam Cię z serdecznym uśmiechem i dobrego dalszego ciagu czerwca życzę!:-))

      Usuń
    2. Ojej, współczuję, taka zmiana potrafi dokuczyć i zaburzyć spokój. I najgorsza jest w takich sytuacjach nasza bezradność. Pozostaje mieć nadzieję, że nic nie znajdą i wkrótce się wyniosą.
      Olu, czytam, ale się nie odzywam, brak mi bardzo mojego "powietrza" - śpiewania. Ten brak skutkuje zanikiem chęci na wszystko inne, pisanie też. Oprócz tego czuję wielką bezradność wobec tego, co się dzieje. Przerażające jak łatwo ludzie poddali się manipulacji. Chociaż nie powiem, że jestem tym zdziwiona, raczej tylko zniechęcona.
      Cóż, żyć trzeba, żyjmy więc :)

      Usuń
    3. Andziu, wyobrażam sobie jak trudno Ci bez śpiewania w filharmonii z całym chórem, tej potęgi dźwięku rozchodzącego sie dookoła, tego wspólnego przeżywania mocy śpiewu, tej radości i eksplozji energii. Teraz pozostało Ci śpiewanie w lesie, albo w myslach. Ot, taka jakby konspiracja za okupacji...
      A co do manipulacji, to myslę dokładnie tak jak Ty. Nie pojmuję tego ogólnego ogłupienia społeczeństwa oraz całego świata.Zdaje mi się, że żyjemy w śnie wariata albo w rzeczywistości orwellowskiej. Jak dobrze wobec tego wszystkiego mieć swoje ciche miejsce na ziemi, gdzie mimo wszystko mozna zyc po swojemu, po staremu, gdzie my wyznaczamy prawa.Oby jak najdłużej pozostawili nam nienaruszoną tę banieczke spokoju i bezpieczeństwa.
      Andziu, ściskam cie mocno i zyczliwie. Starajmy się żyć i oddychać pełną piersią mimo wszystko i na przekór. Cieszmy sie tym ,co jeszcze mamy!:-)*

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost