czwartek, 13 maja 2021

Majowe radości i troski…

 

 



…Kilka ostatnich majowych dni przyniosło nam bardzo duże ocieplenie a wraz z nim wspaniałą bujność wszelkiego życia w ogrodzie. Ucieszyło to ogromnie zarówno nas, jak i rośliny od dawna niecierpliwie już czekające na stosowny moment do wychynięcia spod ziemi, zazielenienia się oraz zakwitnięcia. Niebo nareszcie przybrało nieskazitelnie błękitną barwę a słońce zaświeciło tak mocno, że oboje z Cezarym jesteśmy już nieźle opaleni, a właściwie spieczeni tym pierwszym, majowym słonkiem,  przygrzewającym nam szczodrze podczas licznych prac ogrodowych. Dzięki tej nieomal letniej pogodzie mogę nareszcie wywieszać pranie na sznurkach w ogrodzie i wszystko schnie błyskawicznie a pachnie potem lepiej niż najdroższe perfumy, bo to  woń pogórzańskiego wiatru, bezkresnych przestrzeni i krystalicznego powietrza.  W przydomowym stawiku woda mieni się szmaragdowo i turkusowo. Daje życie porastającym brzegi oczka wodnego roślin. Poi licznych skrzydlatych wędrowców. Pozwala pluskać się się w nim beztrosko żabom, które wieczorami dają nam kumkające koncerty. Natomiast pełen wiosennej energii natrętny kret uparł się by ryć korytarze i dziury w naszym nowym, przystrojonym kamieniami kwietniku, na skutek czego jedna z ostatnio posadzonych tam róż zdaje się już ledwo zipać…


 


    Dzisiaj dla odmiany nieco chłodniej i zanosi się na deszcz, czy nawet burzę a zatem możemy spowolnić tempo naszych zajęć na zewnątrz i trochę odpocząć przed kolejną falą ciepła oraz czekającej na nas roboty.

 


   Końcówka ubiegłego tygodnia to nagłe pogorszenie stanu zdrowia Zuzi, naszej najstarszej, bo prawie już jedenastoletniej, ukochanej suni. W ubiegły piątek czuła się jeszcze wspaniale. Radośnie baraszkowała ze swą psią rodzinką. Biegała pełna energii i zaczepiała nas do zabawy albo namolnie napraszała się o pieszczoty. Ale w piątkową noc kilkukrotnie zwymiotowała a nazajutrz osowiała leżała na progu domu albo chowała się za studnią, dygotała jak w febrze i spoglądała na nas ze smutkiem. 



 

   Odczekaliśmy parę godzin licząc, że jej się polepszy. Jednak było z nią coraz gorzej więc po południu pojechaliśmy do weterynarza, który w naszym miasteczku przyjmuje pacjentów nawet w soboty, niedziele i święta. Okazało się, że Zuzia ma wysoką temperaturę i coś ją bardzo boli po prawej stronie brzucha. Popiskiwała i wyrywała się, ilekroć stary doktor chciał ją w tamtym miejscu dokładniej zbadać. Lekarz wypytał o jej wypróżnienia ( były najzupełniej normalne) a także o to, co ostatnio jadła (surowe kości wieprzowe). Długo zastanawiał się nad możliwą przyczyną jej dolegliwości. Dywagował czy to zatrucie pokarmowe, czy uwięźnięcie niestrawionej kości gdzieś w jelitach? Wykluczył jakąś wirusową chorobę zwierzęcą czy odkleszczową, ale najbardziej niepokoiło go, co tam tak Zuzieńkę w brzuchu bolało. Nie mógł tego zbadać, gdyż w jego skromnym, wiejskim gabinecie nie ma możliwości wykonania USG. Podał jej więc kilka zastrzyków w tym antybiotyk, steryd i środek przeciwbólowy a następnie zalecił aby przyjechać do niego nazajutrz gdyby nie było żadnej poprawy. 


 

   Na szczęście tego samego dnia wieczorem psinusia nabrała odrobinę energii. Bardzo dużo piła wody a nawet wychłeptała parę łyków swojej ulubionej, wątrobianej zupki. I każdego dnia było z nią nieco lepiej, co obserwowaliśmy z mieszaniną nadziei i obaw, martwiąc się bardzo o tę słodką, łagodną i mądrą psinę, która jest nieodłączną częścią Jaworowa a pośród reszty psów zajmuje najważniejsze miejsce w naszych sercach. Dzisiaj zdaje się, że już jest z nią wszystko w porządku, ale odnosimy wrażenie, że w ostatnim czasie mocno nam się sunia postarzała. Jakby jej choroba wcisnęła jakiś wyłącznik w jej ciele, jakby jakaś iskra w niej zgasła…

 



   Cóż, wiosna przynosi nie tylko pełne optymizmu odrodzenie, ale i zwiastuny końca. Żadna pora roku nie jest od nich wolna. Zauważyliśmy to także wędrując naszym lasem po ubiegłotygodniowych nawałnicach i wichurach. Mnóstwo drzew zostało powalonych wraz z korzeniami i  bezradnie wyciągając ku niebu martwe ramiona ponuro tkwiło pośród swych żyjących nadal i szumiących pieśń życia pobratymców, pośród zieleniejącej się młodziutkiej, majowej trawy…

 



   Tymczasem my z Cezarym jak zawsze na wiosnę pragniemy odnowienia sił żywotnych. Chcemy oddalić od siebie widmo starzenia się i coraz mniejszej wydolności, odbudować zdrowie a przede wszystkim porządnie schudnąć bez powtarzającego się co roku efektu jo-jo. I oto po kilku tygodniach naszych intensywnych starań powoli zaczyna być już widać i czuć pozytywne efekty naszych działań, silnych postanowień i wprowadzonych przez nas nowości. Jak przypuszczam dzieje się to za sprawą nie tylko wiosennej pogody oraz związanej z nią większej aktywności na zewnątrz, ale przede wszystkim dzięki totalnej zmianie diety. Myślę, że wiele z Was słyszało o tej diecie a pewnie i niektórzy ją stosowali lub dotąd stosują. To wysokotłuszczowa dieta ketogeniczna. Dużo o niej czytałam i tak naprawdę trudno mi było sobie wyobrazić ten sposób odżywiania, w którym zjada się tyle tłuszczu. No bo jak fizycznie można osiągnąć w posiłkach tak dziwne proporcje składników pokarmowych, jak 80 procent tłuszczy, 20 procent białek i tylko 10 procent węglowodanów? Czy na okrągło trzeba opijać się olejem, objadać masłem, smalcem oraz tłustym boczkiem? I jak można zupełnie wyrzec się chleba i wszystkich pokarmów mącznych a także ziemniaków? Co tak naprawdę można jeść? I co z naszymi słodkimi przetworami, powidłami, konfiturami, sokami i dżemami, których tak wiele przygotowałam jesienią i które tak przyjemnie jest zjadać jako dodatek do potraw albo słodkie przekąski? Czy trzeba się ich zupełnie wyrzec?

 

rosół z mięsem w słoikach do przechowywania w zamrażalniku

   Jakiś czas temu byliśmy z wizytą u sąsiada, który na obiad zaserwował nam kilka przepysznych dań, stale goszczących w jego menu od kiedy jest na diecie ketogenicznej (dzięki której czuje się wyśmienicie, nareszcie się wysypia i bez żadnego wysiłku zgubił już dobrych kilka kilogramów).  To po pierwsze był pyszny rosół do picia, a właściwie esencjonalny wywar z wielu gatunków dobrych jakościowo mięs. Po drugie pieczona na parze tłusta ryba z sałatką zawierającą cykorię, rukolę, awokado, oliwki i pomidory oraz sos z oliwy, cytryny i octu balsamicznego. Po trzecie gotowany kalafior posypany obficie przypieczonymi na maśle orzechami włoskimi.  Po obiedzie wypiliśmy kawę z trzydziestoprocentową śmietanką osłodzoną naturalnym i nieszkodliwym zamiennikiem cukru – erytrolem.  Bardzo nam to wszystko smakowało i wracaliśmy do siebie nie dość, że  najedzeni to jeszcze w świetnych humorach. Wędrując poprzez pokryte jeszcze wówczas śniegiem i lodem drogi dyskutowaliśmy o tym, że warto byłoby i u nas wprowadzić podobne menu. Na własne oczy bowiem zauważaliśmy pozytywne zmiany w wyglądzie (schudniecie) i zachowaniu sąsiada(odzyskany optymizm i wigor). Od tamtej pory temat zmiany diety pojawiał się w naszych rozmowach coraz częściej a wreszcie po kolejnym impulsie, kiedy jedna z zaprzyjaźnionych czytelniczek bloga napisała mi, że stosowała ten sposób odżywiania i nie dość, że bez trudności schudła, to jeszcze podczas stosowania tejże diety czuła się wyśmienicie i nigdy nie chodziła głodna – klamka zapadła!

 

obiad: zupa na wywarze mięsnym z kapustą kiszoną, porem, kawałkiem selera i marchewki

- Czas spróbować tego sposobu żywienia i nam!  - zdecydowałam - Jak się nam nie spodoba, jak będziemy się kiepsko czuć zawsze przecież można wrócić do konwencjonalnej diety. Jak nie teraz, to kiedy?  Mogą inni, możemy i my! – dodałam czekając niecierpliwie na reakcję męża.

 Na szczęście Cezary odniósł się do tego pomysłu bardzo entuzjastycznie.

- Razem robimy przecież wszystko, to i jeść będziemy razem to samo – orzekł i szelmowsko podkręcił wąsa spoglądając z uśmiechem w me oczy.

 


   Jeszcze tego samego dnia pojechaliśmy na pierwsze, „ketogeniczne” zakupy. W naszym koszyku znalazły się m.in.: różne mięsiwa konieczne do uwarzenia esencjonalnego rosołu, kilka rodzajów sałat, ogórki zielone, awokado i pomidory, ser feta, mascarpone oraz cheddar, jajka, trzydziestoprocentowa śmietanka, masło orzechowe, olej kokosowy i oliwa z oliwek. A przed Internet nabyliśmy kilka rodzajów orzechów, mąkę kokosową oraz sól kłodawską. Wiele przydatnych produktów mieliśmy już w domu wcześniej i teraz były jak znalazł. Na półkach w spiżarni stały słoiki z ogórkami kiszonymi i kapustą, suszone pomidory w oleju oraz warzywne sosy własnej roboty. Tak przygotowani mogliśmy rozwinąć skrzydła i zacząć po nowemu komponować codzienną dietę bez monotonii i znużenia. Poniżej możecie zobaczyć kilka zdjęć naszych dań, które nie tylko prezentują się kolorowo, ale i są pyszne, sycące oraz zgodne z zasadami ketogenicznego odżywiania.

 

obiad: gotowany brokuł posypany usmażonymi na maśle orzechami włoskimi z jajkiem i ogórkiem kiszonym

   A co do słodkich, jaworowych przetworów, to myślę, że za jakiś czas będziemy mogli pozwolić sobie na małe co nieco. Jednak jesienią w głównej mierze postawię na kiszonki i sałatki a owocowe konfitury zrobię z dodatkiem erytrytolu, ksylitolu lub stewii. Te słodziki są wprawdzie o wiele od zwyczajnego cukru droższe, ale dla nas ważne jest, iż są zdrowsze. No i nie muszę przecież przygotowywać tyle przetworów, co zazwyczaj. We wszystkim lepszy jest umiar i rozwaga.

 

kolacja: smażony na oleju kokosowym schab z  polaną oliwą i octem jabłkowym sałatą, ogórkiem, czosnkiem niedźwiedzim, białą rzodkwią i awokado

   Nadal zbieram informacje o diecie ketogenicznej, stale się dokształcam, oglądam filmiki na YT, czytam blogi innych osób, ją stosujących i jak na razie dostrzegam w niej same plusy. Cieszę się, że na tej diecie można jeść dużo zieleniny i warzyw a także niektóre owoce.  W związku z tym posiałam w warzywniku, ogórki, sałatę, rukolę, szpinak i bazylię. Zieleni się szczypiorek oraz czosnek niedźwiedzi. Kwitną truskawki, poziomki, porzeczki i agrest. Coraz bujniej rosną krzaki malin. Wspaniałym kwieciem obsypały się wiśnie i jeżyny. Sporo jest pełnej witamin i mikroelementów pokrzywy, bluszczyka kurdybanka oraz mniszka lekarskiego. Na łące widać już pierwsze kępy chrzanu, szczawiu i żywokostu. Rozrasta się mięta, melisa, wrotycz i skrzyp polny, z których herbatki tak zdrowo jest popijać. Ech, tyle jest i będzie w najbliższych miesiącach cudowności dookoła! Tylko korzystać!:-)

 

śniadanie: sałatka z kapusty pekińskiej, ogórka, cebuli, jajek i awokado

   Mam nadzieję, że uda nam się wraz mężem w ten nowy sposób odżywiać przez długi czas i że będziemy się czuć coraz lepiej, zdrowiej, młodziej a przede wszystkim sprawniej. Przed nami wszak ogrom prac gospodarskich, które z roku na rok coraz trudniej nam wykonywać. Poza tym chcemy mieć siłę i ochotę aby bawić się z psami, chodzić z nimi na długie spacery, wybierać się na przejażdżki rowerowe, w pełni móc się cieszyć naszym bliskim naturze, pogórzańskim żywotem. Przed nami przecież, o ile los pozwoli, jeszcze wiele wiosen. A życie pomimo  wielu zachmurzeń, mimo trosk i nagłych zmartwień bywa po prostu piękne. Trzeba więc robić wszystko by mogło trwać jak najdłużej. By móc czerpać z niego to, co najlepsze. A tak dużo przecież zależy od nas samych…

 

 
Oboje z Cezarym pozdrawiamy Was serdecznie życząc pogodnej a nade wszystko życzliwej wiosny!:-)

  

48 komentarzy:

  1. Tyle już diet wypróbowałam ale u mnie najlepiej się sprawdza ta: Żp - czyli żryj połowę. To na co czuję ochotę, bez przymuszania, bez patrzenia na kalorie i wartości energetyczne, to co aktualnie z grządek. Tylko małe porcje a nie do sytości. Wcale to nie jest łatwe gdy w rondelku jeszcze drugie tyle smakowitości co na talerzu. Ale trzymam za was kciuki, wszystko co na zdrowie i da zdrowie godne polecenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krystynko! Mam to samo - to znaczy, tyle już różnych diet wypróbowałam, tyle razy chudłam a potem tyłam na nowego, ilekroć wracałam do zwykłego sposobu odżywiania, że całkiem sie do tych wszystkich diet zniecheciłam. I myślałam, że zostawie wszystko tak jak jest, poddam się, bo ileż można próbować? Jednak po każdej zimie mam coraz większy przyrost kilogramów i coraz większy problem ze stawami, ze zdrowiem w ogóle. I nic nie daje nawet "Żp". Dlatego myslę, że tym razem bój to jest nasz ostatni, ostatnia szansa na jakas zmianę. Mam nadzieję, że sie uda. Na razie wszystko idzie gładko i rzeczywiscie stosujac sie do zaleceń wysokotłuszczowej diety ketogenicznej absolutnie nie chodze głodna a i kilogramy tez zaczęły pomalutku znikać!:-)

      Usuń
  2. czytałam zastanawiałam się nad tą dietą.
    Jednak najpierw próbowałam zaakceptować swoje 25kg więcej. Powiem Ci szczerze nie udało mi się. Teraz zastanawiam się, żeby coś z tym zrobić.

    Kiedy chorują nasze zwierzęta, to tak jakby zachorował ktoś z naszej rodziny- dlatego rozumie twój niepokój

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Graszko! To nawet nie chodzi o wygląd. Tu chodzi głownie o to, że człowiek źle sie czuje dźwigając taki nadmiar kilogramów. I w ogóle o zdrowie chodzi. Ja mam niedoczynnośc tarczycy i to wpływa mocno na mój obnizony metabolizm. Z tego ,co czytam ta dieta potrafi wyleczyc wiele stanów zapalnych w organizmie, obniżyc skutecznie poziom cukru, poprawić ogólną kondycję, a nawet jakość spania i nastrój. A wiec próbuję. Szkoda byłoby nie spróbować i brnąc nadal w tycie i coraz gorsze samopoczucie z niego wynikające.

      A co do chorób naszych zwierząt...To jest taki rodzaj bezradności, smutku, dręczącego niepokoju właśnei jak o członków rodziny. Bo przecież nasze zwierzęta są częścia naszej rodziny. Bardzo ważna częścią naszej rzeczywistości. Dają nam tyle uczuć, tyle ciepła, tyle szczerości, ile większosc ludzi dać nie potrafi.

      Usuń
  3. Hurrra! Olu, jestem zachwycona, witajcie w klubie! Takie wlasnie smakowite dania jadam od zeszlego juz wrzesnia i jak wiesz schudlam 15 kg bez zadnego wysilku , czujac sie ciagle najedzona do syta i dlluuugo syta, a przy tym pelna energii. Zniknelo wieczorne zmeczenie, ociezalosc, stawy dzialaja jak naoliwione, a przede wszystkim moje wyniki krwi okazaly sie rewelacyjne. Zniknela cukrzyca , mama wysmienite rezultaty, nawet cholesterol sie obnizyl , reszta tez swietnie. Tajemnica tej diety tkwi w tym ( co niewiele ludzi rozumie), ze tyje sie wylcznie od weglowodanow i cukru. Tylko one podnosza nstychmiast poziom insuliny we krwi , a insulins to hormon, ktory powoduje odkladanie sie tluszczu( intycie!!) Wspolczesna dieta promowana przez koncerny zywnosciowe opiera sie glownie na ...weglowodanach , ludzie wypelniaja nimi 80 procent swojej diety, chleb, ziemniaki , ryze, makarony, ciastka, platki , cereals, setki " przekasek" , wypelniaczy - to wszystko jest cukrem. A jedyna rzecza ktora nie podnosi poziomu insuliny we krwi ... jest tluszcz! To on jedt dla nas zbawienny, oczywiscie dobry tluszcz, oliwa, maslo, olej kokosowy, smalec .. nie margarana i nie inne oleje, ktore powoduja stany zapalne. Do tego masa warzyw , owoce jagodowe i dobre bialko, jaja, ryby, sery , miesko , orzechy - i mamy diete, ktora utrzymuje nam niski poziom insuliny we krwi. A ciagoty do slodkiego praktycznie mijaja same po paru dniach, tygodniach. Olu, wspaniale dania pokazalas - dodam sobie do moich pozycji👌👌👌

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu, jeszcze wazne jest utrzymywanie min. 4 godzinnych przerw miedzy posilkami, aby organizm mogl zaczac spalac odlozony tluszcz. Nie bedziecie glodni , na tej diecie 4 godziny to nic. Ja robie przerwy po 5-6 h. W tym czasie mozna pic wode z cytryna, herbatki ziolowe ( bez cukru) , a jak ssie za czyms " dobrym" - to polecam kawke ze smietanka 30 albo i lepiej 36 procentowa( bo ma prawie zero weglowodanow). A jak ktos lubi to mozna polizac lyzeczke masla albo rowniez dodac go do kawy. Super sie ciesze , no i ciesze sie, ze Zuzienka juz lepiej 😘 🤞🤞🤞

      Usuń
    2. I jeszcze dodam, ze Keto to nie dieta - to sposob zywienia, zmiana na cale zycie , to po prostu powrot do tego , jak jadalismy przed wiekami , zamim czlowiek zaczal uprawiac zboza na skale masowa i zanim rozkrecil masowa produkcje " zywnosci", opartej na weglowodanach i cukrze, ktora de facto nie jest zywnoscia , a jest przyczyna masowej epidemii cukrzycy i wszelkich chorob metabolicznych... nawet rak zywi sie cukrem!

      Usuń
    3. Droga Kitty! Bardzo skutecznie zachęciłaś mnie do przejścia na ten sposób odżywiania. Dziękuję!♥ Nie ma to jak przykład osoby, która uskutecznia go na sobie i ma świetne rezultaty. Z radościa czytam o Twoich osiagnięciach i z tym większym entuzjazmem kontynuuję wędrówkę po tej nowej ścieżce odżywiania. Dzisiaj właśnie mija trzy tygodnie od kiedy jadamy z mężem w ten sposób.I juz czujemy sie lepiej. Zniknęły mi napady głodu oraz chec na słodkie. I nie tęsknie wcale za chlebem.Jedyne czego mi bardzo brak to jabłka. Tak lubiłam zawsze schrupać sobie przed snem soczyste jabłuszko...
      Robimy sobie przerwy w posiłkach. Staramy się stosować taki podział dobowy, że przez 16 godzin staramy sie nie jeść nic a tylko pić a przez osiem godzin jemy dwa albo trzy posiłki.

      Tak, Zuzieńka ma sie lepiej, ale nie jest juz ta sama, co była. Cos w niej zgasło...Moze potrzebuje jeszcze czasu by zupełnie dojśc do siebie? Nie wiem.Bardzo jest bliska ta psinka...

      Usuń
    4. Olu, a propos jablek. Nie musisz calkiem z nich rezygnowac, mozna je dodawac do salatek , skrojone, badz zakonczyc wieczorny posilek polowka jablka ( Cezary zje druga albo schowasz w woreczku do lodowki na nastepny dzien ):) Oczywiscie lepsze sa te kwasniejsze , mniej slodkie. Powiem ci, ze po tylu miesiacach diety bezcukrowej moj smak na slodkie calkowicie sie zmienil. Slodkie jablko wywoluje we mnie wrecz mdlosci, a kwasne jagody smakuja prawie ... slodko. Niesamowite ale prawdziwe.🤗Organizm pokazal mi sam, ze cukier jest dla niego zbednym i szkodliwym balastem:)

      Usuń
    5. To świetnie Kitty, że nie muszę całkiem rezygnować z jabłek, bo to moje ulubione owoce. Mam w ogrodzie kilka jabłoni, które rodzą naprawdę pyszne, a do tego zdrowe, bo niepryskane niczym jabłka starodawnych, niespotykanych już w sklepach odmian. A jak przychodzi urodzaj, to mam po prostu tony tych owoców!:-) Wspaniałe są np. moje szare renety i takie zielone, soczyste, winne i kwaskowate o nieznanej mi nazwie. Ale pierwsze będą papierówki. Mniam!:-)

      Usuń
  4. Olu, kiedyś ta dieta nazywana była dietą Kwaśniewskiego, znam ją, razem z mężem dużo schudliśmy bez żadnego wysiłku, to nie jest tak, że je się tylko tłuszcze, dieta jest urozmaicona i słodkości są odpowiednio przyrządzane, tylko ... po pewnym czasie kuszą kluski, słodkości, torty ... teraz nie patrzymy za bardzo na wagę, obyśmy tylko zdrowi byli:-) Jeśli chodzi o zwierzaków, tak to się zaczyna ... Amik dożywa swoich ostatnich dni, nic już nie je, pije dużo wody i sika, niewydolność oddechowa, serce wariuje, nerki pracują słabo, powinniśmy go uśpić, ale nie mam serca ... jeszcze czasami macha ogonem na nasz widok, ucieszy się, zaszczeka ... to końcówka, kiedy już nie wstanie, podejmę tę okropną decyzje, choć w gardle gul z żalu. Taki to los właściciela zwierzaka ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, przepraszam, ze sie wtrace, ale dieta Keto to nie jest to samo co dieta Kwasniewskiego. Sa duze roznice. Tez ja kiedys zastosowalam , i ladnie wtedy schudlam, ale bylam wtedy duzo mlodsza i zdrowsza, niezagrozona cukrzyca. Podstawowa roznica jest to, ze dieta Kwasniewskiego zawiera czyste weglowodany, np. ziemniaki, tyle ze nie nalezy ich laczyc z bialkiem czyli miesem czy ryba , a jesc jedynie z warzywami. Dopuszcza tez inne weglowodany jak kasze czy ryz, makaron ale rowniez laczone tylko z warzywami. W diecie Keto tego typu weglowodany sa zabronione . Po prostu dlatego, ze jesli juz doprowadzilo sie do wysokiej insulinoopornosci to jedynym sposobem jej odwrocenia i obnizenia poziomu insuliny jest dieta bardzo nisko weglowodanowa ( te dostajemy i tak w warzywach i owocach i czesciowo w proteinach ). Keto jest oparte o inna zasade - i efekty sa naprawde zadzwiajace, mozna pozbyc sie wielu schorzen , ktore uchodza za " choroby wieku starszego", a praktycznie i glownie wynikaja z tej samej przyczyny : wysokiego spozycia weglowodanow.

      Usuń
    2. Marysiu! I ja stosowałam kiedys dietę Kwaśniewskiego, ale po jej zakończeniu waga wracała z nawiązką. To samo było z dietą dr Dąbrowskiej i paroma innymi. Próbuję wiec raz jeszcze , pewnie ostatni (bo ileż można?) uwierzyć w mozliwy sukces w odchudzaniu i zachowaniu potem osiagnietej wagi na stałe. Bo niższa waga bezprzecznie łączy się z lepszą kondycją, wydolnością, sprawnoscią oraz samoakceptacją. Na razie dobrze nam idzie z męzem stosowanie tej diety ketogenicznej. I chcę wierzyc, że tak będzie nadal! Czas pokaże!:-)
      Bardzo żal mi Twojego Amika i myslę, że wiem co przezywasz widząc, jak ten biedak gaśnie, cierpi, ale jeszcze potrafi okazać radosc na Wasz widok, jeszcze iskra w nim nie gasnie...Miałam w swoim życiu kilka kochanych psów, któych odchodzenie obserowałam z wielkim bólem i których cierpienia musiałam w końcu zakończyć u weterynarza. Nie da sie tego okropnego przeżycia zapomnieć.I człowiek pociesza się, że to dla dobra tego zwierzaka, że przerywamy jego cierpienia, ale i tak w naszym sercu zostaje wielki ból, smutek, tęsknota, wspomnienia o dobrych, wspólnych czasach...
      I też patrząc na moją kochaną Zuzię mam napady lęku, że zbliża sie ta chwila, w której nie będę juz umiała jej pomóc, bo czas końca predzej czy później przychodzi na każdą żywą istotę. Nie da sie przed tym uciec. A im mocniej sie kogos kocha, tym mocniej będzie sie przezywało jego odejście...
      Z westchnieniem przytulam Cię, Marysiu

      Usuń
  5. Jem praktycznie wszystko ale cukier i pieczywo w bardzo niewielkich ilosciach i od kilku lat nie zlapalam grypy, jedynie dopadl mnie znajomy wirus przyniesiony do domu przez meza, ale oboje przeszlismy ten okrez lagodnie.
    Jak sie czuje Zuzia?
    Serdecznosci majowe! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cukier i pieczywo są pyszne, ale szkodliwe i uzależniające. U mnie, od kiedy odstawiłam cukier i pieczywo zniknęły dolegliwości trawienne, zmniejszył mi się apetyt i w ogóle jakby uwrażliwiły się kubki smakowe na inne smaki. Cieszą mnie te rzeczy. A to dopiero trzy tygodnie nowego sposobu żywienia. Zobaczymy co będzie dalej.
      Zuzia czuje się teraz nieźle. Ma apetyt i wrócił jej humor. Oby tak jej zostało!
      Pozdrawiam Cię z uśmiechem, Elu!:-)

      Usuń
  6. Przerobiłam tych diet odchudzających cały pakiet, nawet anoreksję mam zaliczoną, tylko wtedy nazywało się to zaburzeniami łaknienia. Do diety, o której piszesz Olu też podchodziłam.
    Rozregulowany dietami organizm dawał coraz bardziej popalić.
    W końcu trafiłam na dwóch autorów, będących lekarzami: Williama Davisa i jego książkę o pszenicznym brzuchu i Udo Pollmera, i jego dwie książki o dietach odchudzających. I to mnie wreszcie otrzeźwiło:-)
    Za radą Davisa odstawiłam pszenicę i wszelkie z niej produkty, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Nie chodzi tu o odchudzenie, ale o uspokojenie rozhuśtanego dietami układu pokarmowego, a właściwie całego organizmu. Skończyły się napady wilczego głodu i apetyt na słodycze. Jem wtedy kiedy jestem głodna, a to powoduje, że mogę nie jeść nawet pół dnia, za to potem zjadam ze smakiem to na co akurat mam ochotę. Po odstawieniu pszenicy cukier tak jakoś sam się odstawił:-))
    Dzięki książkom Pollmera pogodziłam się wreszcie z nadwagą. Chociaż zaznaczam, że nie ze wszystkim o czym pisze Pollmer się zgadzam, ale z tym, że kolejne diety to dla organizmu klęski głodu, że głodzone ciało zmniejsza metabolizm i robi zapasy na kolejne głodzenie, zgadzam się jak najbardziej. I jeszcze, że każdy człowiek ma inny metabolizm, inny "mózg jelitowy" i do własnych potrzeb powinien dostosować odżywianie.
    Skoro mi to służy, nie szukam już niczego innego.
    Pomimo sporej nadwagi od czasu pogodzenia się ze sobą i z własnym ciałem nie usłyszałam żadnej kąśliwej uwagi, ani nie złapałam złośliwego spojrzenia, wręcz przciwnie, co przyznaję, że mnie zaskoczyło. A zaczęło się od jednego: Ty grubasie!
    Mam nadzieję, że z Zuzieńką już lepiej. Nie wiem co npisać, patrzę na zdjęcie tej smutnej mordki i tak bym chciała żeby znowu była radosna...
    Może ta dieta Oleńko sprawdzi się i okaże się dla Was najlepsza. Podobno wielu ludziom służy, ja też wiele z niej zapożyczyłam i okazało się to dobre:-)
    Pozdrawiam Was serdecznie, dobre myśli dla Zuzieńki posyłam i Tobie Olu, pamiętam jak chorował mój piesek i pamiętam swoją bezradnośc...Trzymajcie się***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano właśnie! Rozregulowany organizm! Umęczony tymi wszystkimi dietami, zakazami i nakazami, głodówkami tak, jak teraz społeczeństwo udręczone jest lockdownem i całą tą wariacją okołopandemiczną.To jak ten biedny organizm ma sie czuć?
      Z tym pszenicznym brzuchem to zdaje mi się, że mam to samo. Znam te napady wilczego głodu i chętek na słodycze. A poza tym przelewania, burczenia, gazowania, wzdęcia, refluks i odbijania. Koszmar! Od kiedy odstawiłam pieczywo i cukier jest znacznie lepiej. Brzuch sie uspokoił. Zaczyna też sie zmniejszać. Nareszcie, bo wyglądałam prawie jak kobieta w zaawansowanej ciązy i cięzko już było się schylić do ubierania skarpetek!:-)
      Marytko, gdyby nie ten brzuch, to bym sie pewnie za dietę ketogeniczną nie wzięła, ale tak mi dał popalić, że podjęłam jeszcze jedną (byc moze ostatnią_ próbę by zmienić ten stan rzeczy i polepszyć jakość życia.Na razie wszystko idzie dobrze i nie odczuwam przykro, że sie czegoś wyrzekam (poza jabłkami, ale jak sie okazuje, mogę sobie czasami na nie pozwolić!:-)
      Z Zuzieńką na pewno jest lepiej. Ma apetyt i odzyskała sporo wigoru oraz radosny błysk w oczach. Nawet biega już z innymi psami do płotu, by obszczekiwać przechodzących obok naszego siedliska ludzi.Ale miewa też coraz częstsze okresy spowolnienia, apatii. Pewnie to normalne w jej wieku. W końcu 11 letni pies, to coś jakby siedemdziesięciolatek? A przecież nie tylko Zuzię dotknęły zmiany, które zaszły w ciagu tych 11 lat. Myśmy też sie postarzeli...
      Marytko, dziekuję za Twoje refleksje na temat diet i samopoczucia. Dobrze wiedzieć, że inni mają podobne stany i spostrzeżenia.
      Dziekuję też za serdeczne mysli dla mnie i Zuzieńki! Bardzo je sobie cenię!
      Pozdrawiam Cię gorąco w piekny, wiosenny poranek!:-)***

      Usuń
  7. Jestem taka ciotka marudna, wiec prosze was wszystkie, ktore stosujecie diety odchudzajace - zrobcie najpierw badania, i co trzy miesiace te badania powtarzajcie.
    Mozna schudnac takze majac niedoczynnosc tarczycy, hashimoto i inne takie, jedzac nawet kartofle i kluski okraszone maslem.
    Wcale nie trzeba rygorystycznych, specjalnych diet stosowac, tylko jesc mało i regularnie , kilka razy dziennie. Duza ilosc wody (tez wodociagowej, wcale nie musi byc mineralna) pomaga w wyplukaniu z organizmu zbednych kilogramow. Oczywiscie nie pomijac warzyw i owocow.
    Pamietajmy, ze z tych wszystkich glosnych diet najlepiej na tym wychodza ich autorzy!
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ci Basiu wlasnie powiem, ze wlasnie zrobilam badania po 8 miesiacach Keto i wyniki mam rewelacyjne! W zeszlym roku mialam juz stwierdzona cukrzyce i dano mi ostatnia szanse - wctej chwili mam wyniki jak dwudziestolatka , poziomy cukru jak mloda zdrowa osoba, cholesterol tez sie obnizyl , parametry nerek i inne doskonale. I niestety , w pewnym momencie " tradycyjny " sposob odzywiamia juz nie wystarcza , bo jesli osiagnelo sie pulap i organizm nie jest w stanie dalej przetwarzac weglowodanow i utrzymywac cukier w normie, to nic innego nie zahamuje postepujacej degeneracji niz wlasnie zmiana sposobu zywienia. Ta degeneracja nazywa sie syndromem metabolicznym , s pod tym kryje sie caly szereg chorob , ktorych ludzie nie wiaza ze spozyciem weglowodanow : wysokie cisnienie, stany zapalne stawow, tarczyca, nerki , uszkodzenia nerwow , cukrzyca , lacznie z trudnoscia w zasypianiu i permanentym zmeczeniem. Zywnosc to jest nasza medycyna naturalna , ale prawdziwa zywnosc - nieprzetworzona, niepodkolorowana, niedoprawiona chemikaliami i nie oparta o cukry i make. A woda absolutnie nie wyplukuje kilogramow , tkuszcz nie jest rozpuszczalny w wodzie i on sie z woda nie wyplucze - to mit. Z nadmiernym piciem wody mozemy za to wyplukiwac sobie cenne mineraly i wartosci odzywcze .

      Usuń
    2. Poza tym częste jedzenie, kilka razy dziennie przy problemach z wysokim poziomem cukru nie jest dobre - każdy posiłek to wyrzut insuliny.I insulina utrzymuje się cały czas na wysokim poziomie.A nasze tycie czy chudniecie najbardziej zależy od poziomu insuliny. Pozdrawiam, Ania

      Usuń
    3. Basiu, ja czuję sie o niebo lepiej od kiedy przeszłam na ketogeniczny sposób żywienia. Mam zdecydowanie wiecej energii i nie odczuwam napadów głodu. Lepiej i dłużej też śpię, a miałam juz z tym spore problemy. Myśle, że mój organizm jest zadowolony z tej zmiany. Mój mąz też czuje się lepiej. A mysle, że za jakis czas zrobimy sobie badania krwi, bo ciekawi będziemy czy znajdziemy w nich potwierdzenie naszych spostrzeżeń, naszego dobrego samopoczucia.
      Pozdrawiam serdecznie!:-)

      Usuń
    4. Kitty, ja nie mam cukrzycy, ale w zimowych miesiącach miałam niepokojąco duzy apetyt na słodkie rzeczy. Pewnie już byłam bliska stanowi przedcukrzycowemu. Cieszę sie wiec, że w porę mu zapobiegłam i oddaliłam wizję tej okropnej choroby, która dręczy tak wiele osób na całym świecie.
      To niesamowite, że u Ciebie cukrzyca ustapiła. Ciekawa jestem, czy to raz na zawsze, czy może gdybyś wróciłą do zwyczajnego sposobu zywienia, to i cukrzyca by wróciła?

      Usuń
    5. Aniu, też mi sie zdaje, że częste jedzenie(te propagowane przez lekarzy pięć małych posiłków)wcale nie jest dobre dla zdrowia i dla odchudzania. Teraz jem góra trzy posiłki a zdarza się, że dwa albo i jeden i nie jestem głodna, ani nie czuję, że sie czegos wyrzekam, do czegos przymuszam. Nigdy podczas stosowania wielu poprzednich diet nie miałam takiego odczucia.A to dla mnie nowość i ulga!:-)

      Usuń
    6. Olu, super, to znaczy , ze Keto dziala i ze robicie to prawidlowo. Tak wlasnie i ja funkcjonuje, 2-3 posilki dziennie w duzych odstepach, a potem dluga przerwa nocna np. koniec jedzenia o 19.00 a nastepny posilek o 11.00 rano. W tym czasie pije sobie wode z cytryna a rano kawe ze smietanka. Olu, jestem przekonana, ze jesli zaczelabym jesc weglowodany to cukrzyca wroci. Osoby takie jak ja, produkuja zbyt duzo insuliny, ktorej stale pobudzany wysoki poziom powoduje zamieniane sie cukru w tkuszcz, stad mialam otluszczenie watroby i poczatek cukrzycy. I potwornie tylam , jedzac malo i " normalnie", czyli w kazdym posilku a to chleb, a to ziemniak, a to ryz czy kasza. Oczywiscie dobtego warzywa i bialko, ale te weglowodany doprowadzily mnie do bardzo zlego stanu. Organizm dochodzil do tego punktu krytycznego latami , wiec teraz potrzebuje lat, zeby sie ustabilizowac, wejsc na wlasciwe tory i uruchomic znowu wrazliwosc na insuline. Za jakis czas bede mogla od czasu do czasu pozwolic sobie na jakis " treat" , ale malenko i nie za czesto. Np. w Swieta pozwolilam sobie na kawalek sernika na zimno - i wcale to nie zburzylo moich wynikow:;🤗To jednak bedzie wyjatek a nie regula. A wiesz jaka sobie robie wlasna czekolade? Maly kubeczek smietanki , do tego 2-3 lyzki prawdziwego kakao, i troszke stewii (moze byc erytrol) - to wymieszane jak postoi zamienia sie w czekolade :) Mi w tej chwili wystarczy mala lyzeczka i juz jestem usatysfakcjonowana ! a do tego mozna jeszcze dolozyc orzechy , mniam 👌

      Usuń
    7. Miejmy nadzieję, że u nas z Cezarym wszystko będzie przebiegać tak dobrze, jak u Ciebie, droga Kitty. Najważniejsze, żeśmy sie w końcu zabrali za naprawę naszych organizmów. Teraz czas pokaże jak długo ta naprawa będzie trwałą i jakie będą jej efekty, no i czy zostana na długo (a najlepiej oczywiście byłoby - na stałe!)
      Fajne sobie robisz czekoladowe słodkosci!:-) Myśmy już wypróbowali serek homogenizowany z kubka z kakao,masłem orzechowym i erytrolem. No i raz pozwoliliśmy sobie na drogie jak na razie truskawki ze śmietanką i erytrolem - mniam!Czekamy aż stanieją, albo pojawią sie w ogrodzie nasze własne!:-)

      Usuń
  8. Jaki piękny wiosenny wpis. Jednak zasmuciła mnie wiadomość o niepokojach odnośnie psiny Zuzi. Trudno jest godzić się ze świadomością starzenia się psiaków, przecież są z nami jako członkowie rodziny. Bądźmy pełni nadziei, że będzie jeszcze dobrze długi czas. Smakowicie wyglądają te dania, szczególnie sałatki. Oby ta dieta dała oczekujące efekty. Ja znowu muszę przykręcić ochotę na słodycze, diety nie stosuję jedynie jem małe posiłki. Teraz jest więcej zieleniny to jest fajna sprawa. Cieszmy się tymi pięknymi mam nadzieję majowymi dniami. Pozdrawiam serdecznie. A psiaczki niech brykają szczęśliwe jak najdłużej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiosna jest przepiękna w tym roku, bo taka wyczekana po tcy przedłużajacych sie zimnych i deszczowych dniach. Teraz wszystko zieleni sie i kwitnie w przyspieszonym tempie. Zachwycam sie ogrodem i okolicą co dnia, bo co dnia widać duże zmiany.
      Zuzieńka, na szczęście, ma sie lepiej.Ma juz jednak psinka swoje lata i pewnie stany osłabienia, czy apatii będą sie u niej pojawiać. Oby tylko nie cierpiała, bo serce wtedy pęka!
      Dieta ketogeniczna działa na mnie i męża świetnie. Jak żadna przedtem. Rośnie więc nadzieja, że przynosić będzie mnóstwo pozytywnych rezultatów. A do tego jadamy teraz same zdrowe pysznosci, nic przetworzonego, zero cukru, same zdrowe rzeczy. Powinno wiec być dobrze!:-)
      Pozdrawiam Cię serdecznie, Oleńko i pięknego weekendu życzę!:-)

      Usuń
  9. Nawet pieskom starość dolega, to przykre patrzeć, zwłaszcza gdy chorują.
    Każdy musi znaleźć swój sposób na lepsze samopoczucie i nigdy nie wiadomo, co zadziała, na każdego co innego.
    Mam koleżankę, która niemal została kaleką z powodu kręgosłupa i gdy zaczęła być leżącą, a lekarze rozkładali ręce, sama znalazła dietę tłuszczowa, nie znam nazwy, ale po jakimś czasie stanęła na nogi i ma się dobrze, nie przytyła więcej, niż miała już na sobie. najbardziej brakowało jej w tej diecie owoców, ale potem chyba wróciła do normalnego jedzenia...
    Trzymam kciuki, by i Wam się udało!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, starosc piesków, naszych kochanych, wiernych towarzyszy jest bardzo smutna i przykra. Wszystko u nich przebiega szybciej niż u ludzi. Dopiero co były radosnymi szczeniakami a tu już pojawiają sie schorzenia podeszłego wieku, słąbość, rezygnacja...
      Pewnie dieta, o której piszesz, że pomogła Twojej kolezance jest właśnie dietą ketogeniczną. Też czytałam o tym, że ten zdrowy sposób żywienia moze okazać sie wręcz leczniczy. My z męzem też czujemy sie o wiele lepiej a to na razie zaledwie trzy tygodnie stosowania!
      Dziękuję za serdeczne życzenia Jotko i pozdrawiam Cię ciepło!:-)

      Usuń
  10. Dużo się dzieje Oluś i dobrego i tego - niekoniecznie... Wiem, jak to jest gdy piesek choruje... Co do diety, to czekam z ciekawością na pierwsze relacje - tylko te rosołki trochę mnie niepokoją, bo akurat jestem na etapie DNY moczanowej u mojej cioci - i wiem, że sprzyjają. Buziaki dla Was

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z naszą Zuzieńką wygląda, że na razie jest wszystko dobrze. I by tak zostało na jak najdłużej. Choć wiadomo, że prędzej czy później...
      A co do tej diety, to oboje z mezem bardzo dobrze sie na niej czujemy. A rosoły pijemy już teraz rzadziej (bo to na początku diety one są człowiekowi przydatne by zabić głód, dostarczyc szybko łatwo przyswajalnych składników pokarmowych). Nie mam pojęcia czy dieta ketogeniczna może być stosowana przez osoby z dną moczanową. Trzeba by poszukać na ten temat informacji w necie.
      Pozdrawiam Cię ciepło, Gabrysiu!:-)

      Usuń
  11. Ciekawa jestem, jaki jest wpływ tej diety na wątrobę i czy jeśli już ma się z nią problemy, to można cos takiego stosować. O diecie ketogennej (właśnie tak zapisywano nazwę - może to trochę co innego?) czytałam w związku z jej wpływem na leczenie ciężkich, lekoopornych form epilepsji; wtedy jednak węglowodanów nie wolno stosować nawet najmniejszej ilości. Ataki wracały nawet po jednym kęsie mandarynki. Osiąga się przy tym sposobie żywienia tzw. ketozę, czyli organizm w ogóle przestaje czerpać energię z węglowodanów; wprowadzą się ją zawsze pod kontrolą lekarza, czasem nawet w szpitalu. Rzeczywiście w wielu przypadkach padaczka przy niej całkowicie ustępuje. Ale praktycznie w każdym przypadku po kilku latach pojawiają się problemy z wątrobą i trzeba od diety odstąpić.
    Znajoma odchudzała się dietą ketogenną w ośrodku oferującym takie usługi - schudła ponad 20 kilo, potem jednak, po przejściowym czasie dobrego samopoczucia, wypadły jej włosy i wyniki skokowo nagle się bardzo pogorszyły.
    Ale może dieta ketogenna i ketogeniczna wcale nie są tym samym? Choć widzę w internecie obie nazwy stosowane zamiennie. Jednak w tym, co opisujesz nie wyklucza się węglowodanów w stu procentach, więc nie wprowadza się organizmu w stan ketozy.
    Ja mam zalecenie ograniczenia tłuszczów, węglowodanów i białka :) czyli wszystkiego - ze względu na różne rzeczy w organizmie (powtarzające się problemy z wątrobą i pęcherzykiem żółciowym, stan przedcukrzycowy i dna moczanowa, czyli brzydko zwana podagra). Tak że tak :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już wiem, doczytałam w różnych źródłach medycznych. To ta sama dieta. Długofalowe skutki mogą być niebezpieczne.

      Usuń
    2. To fajnie, że sobie doczytałaś!
      Wiesz Aniu, ja nie mogę i nie chcę występować tu w roli jakiegoś autorytetu od tej diety, bo moja wiedza na ten temat jest jeszcze zbyt mała. Ale są tacy, co wiedzą wiecej i stosują od lat tę dietę na sobie bez żadnych złych skutków ubocznych. Kimś takim jest np dr Marek Skoczylas, który na YT prowadzi swój kanał, gdzie ciekawie mówi o róznych schorzeniach, dietach itp. (https://www.youtube.com/watch?v=LLmRdeLFRKo).
      Drugim kanałem, który lubię i który daje mnóstwo pozytecznych informacji jest :kierunek zdrowie (https://www.youtube.com/watch?v=rwYC7_ZnYl8)
      Jest też sporo kanałów anglojęzycznych na temat diety keto. W Anglii i w USA ta dieta jest o wiele popularniejsza niz w Polsce.
      Ale oczywiście wiadomo, że nie wszystko słuzy wszystkim.
      W przypadku moim i męza, to odnosimy wrażenie, iż dieta ta nam słuzy i że chyba nigdy nie jedliśmy tak zdrowo jak teraz (mnóstwo zielonych sałatek, niewiele miesa, duzo dobrej jakości oliwy, octu jabłkowego).
      Każdy zna siebie najlepeij, każdy jest inny i każdy wybiera dla siebie to, co dla niego dobre. I każdy powinien umieć ocenic ryzyko i zyski oraz postępować tak ,by wyeliminować te pierwsze oraz by tych drugich było jak najwięcej).
      Tak że tak!:-)

      Usuń
  12. Olu, im dłużej się czeka na wiosnę, tym większa radość z tych wszystkich motylków, kwiatków i żabek. Ja nie zauważyłam zimy, a lato miałam przez chwilę nawet w styczniu, ale pamiętam to wyczekiwanie i radość. smutno mi z powodu Twojej Zuzi, na szczęście długo jeszcze będzie biegała po łąkach i lasach z wesołą zgrają. Cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło.
    Co do diety, to trzymam kciuki za schudnięcie, to na pewno zadziała, ale trzeba sobie również zdawać sprawę ze skutków ubocznych. Nie ma wątpliwości, że takie są. Jestem pewna Olu, ze poczytałaś sobie solidnie i będziesz ostrożna. Wszystko co dopisałam potem wydaje mi się niepotrzebnym pouczaniem, więc usuwam:) Sama wiesz i czujesz co dla Ciebie dobre. Wróciłam dzisiaj z Sin City, co za ulga. Pozdrawiam serdecznie Olu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiosenna radosc budzi sie każdego ranka! Wystarczy otworzyc drzwi i wyjrzeć do ogrodu. Ależ tam zielono, ależ pachnąco i świergotliwie!:-)Dziś o piątej rano spacerowałam sobie po moim ogrodzie i nazachwycać sie tym wszystkim nie mogłam.
      Zuzieńka ma sie o wiele lepiej a my z męzem czujemy ulgę, że sie tym razem jeszcze odwlekło to, czego obawiamy sie najbardziej.Ciężka choroba, ból, ostro postępująca starość i niedołęstwo.
      A co do diety to tak samo ważne jest dla mnie schudnięcie, jak i ogólne polepszenie stanu zdrowia. Bardzo fajnie mówi na jej temat Sylwia prowadząca na YT "kierunek zdrowie", albo dr Marek Skoczylas.Oczywiscie, że mogą pojawiać sie jakieś skutki uboczne, ale podchodzimy do tej diety z głowa i nie przesadnie.Jemy teraz same zdrowe i nieprzetworzone produkty. A tylu zielonych warzyw, co jemy teraz, jeszcze chyba nigdy nie jadaliśmy. Gdyby jednak cos było z nami nie tak zawsze przecież mozemy przerwać tę dietę. Jak na razie jednak jest super!:-)
      Wróciłaś umęczona zgiełkiem i ściskiem wielkiego miasta? Rozumiem wiec dobrze Twoją ulge. My niedawno byliśmy w Rzeszowie i czuliśmy sie jakby przepuszczono nas przez wyżymaczkę. Nie ma to jak spokój własnego siedliska!
      Ja także pozdrawiam Cie serdecznie, Marylko i wielu pięknych, wiosennych dni Ci życzę!:-)*

      Usuń
    2. Dobrze, że mnie uspokoiłaś Olu:) Entuzjaści nie powiedzą wszystkiego przecież, bo z tego żyją. Zdrowa zbilansowana dieta jest najlepsza, bo po tych modnych zostają ludzie ze zrujnowanym zdrowiem. Ja nie rezygnuję z pełnoziarnistego chlebka i ziemniaków. Zrezygnowałam raz na zawsze z przetworzonej żywności i smażonych potraw. Dlatego zawsze wracam z podróży wygłodzona:) Ważne jest, żeby coś zmienić w sposobie odżywiania, który nie był dobry.Las Vegas przechodzi ludzkie pojęcie, ale najbardziej mnie zadziwiła średnia wieku, otóż 60-70+. Pozdrawiam serdecznie Olu i oczywiście trzymam kciuki za Twoje zdrowie i sylwetke:)))

      Usuń
    3. No właśnie, Marylko! I moim zdaniem najważniejsze jest by odważać sie zmieniac cos w swym sposobie odżywiania, jesli dotychczasowy nam nie służył.Próbować, obserwowac siebie, sprawdzać stan zdrowia i samopoczucia. Być elastycznym a nie sztywno rygorystycznym, bo wszelki rygor jest niczym niewola a tej długo wytrzymać sie nie da.
      Oj, te wielkie miasta z ich hałasem, ogromną iloscia bodźców,ąpstrokazizną i tłokiem! Dobre chyba tylko dla młodych i spragnionych rozrywek. Dlatego dziwie się, że tyle w nich było ludzi po sześćdziesiatce. Czyżby i tacy byli spragnieni silniejszych wrażeń? Ech, dziwny jest ten świat!:-))

      Usuń
  13. Hej Dziewczyny, ale się naczytałam, ja pierwszy łasuch W okolicy! Też mi się mój brzuch nie podoba i parę innych rzeczy:-)ale mam słabą " silną" wolę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, Basiu! Ja też jestem łąsuchem i wszystko mi smakuje (niestety!). Po każdej zimie widać tego wyraźne efekty.A z każdą zimą gorzej ,bo z wiekiem przemiana materii coraz gorsza. Całe życie ćwiczę swoją silną wolę. I na przemian odnoszę sukcesy i porażki!:-))

      Usuń
  14. Siedziałam wczoraj na balkonie, otulona kocem i grzejąc ręce Kubkiem z herbatą ( bo jednak 13 stopni w maju to odrobinę za mało ) też sobie myślałam, że maj jest jakiś smutny w tym roku. A on przecież nie jest smutny, jedyna rzecz która jakby mniej cieszy to aura. Ale przecież jest zieleń, kwitną kwiaty, wazony mam pełne bzu ( lepiej nie pytać skąd :))) ), lawirując pomiędzy słońcem, deszczem a gradem udaje się coś wycisnąć z tych cieplejszych dni. Mam wrażenie, że tegoroczny maj ma więcej minusów niż plusów, które kładą się cieniem na ogólnym wizerunku. Ale w sumie to nieprawda bo największy minus to pogoda. Ale liczę, że idzie ku lepszemu, kiedyś przecież musi być pięknie.
    Trzymam kciuki za Waszą dietę i jej efekty. Fragment o Zuzi pominęłam, rana w sercu nadal zbyt bolesna żeby czytać o psiej chorobie. Za to sprytnie przeczytałam fragment, że już wszystko lepiej. W sobotę oglądałam z koleżankami zdjęcia i kiedyś każda z nas miała psa, chodziłyśmy razem na spacery. Z naszych trzech psów nadal żyje Figa a byłyśmy przekonane, że jako pierwsza odejdzie za tęczowy most bo ma za sobą kilka operacji, nowotwór i chemioterapię. A tu proszę, nadal żyje i pomimo dwunastu lat rozrabia jak szczeniak. Moja Mila odeszła w ciągu kilku dni a całe życie była zdrowa, przeżyła 11 lat. Pies drugiej koleżanki zachorował i odszedł po sześciu szczęśliwych latach. Nieważne jak długo psy by żyły to i tak żyją za krótko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, Mo.! Piszę "dzień dobry", choć na dworze chłodno, wieje, leje, grzmi.Ale mi to nie przeszkadza, bo znów korzystam z dnia odpoczynku po ostatnich pogodnych, pracowitych dniach. Cieszę sie nawet, że pada, bo deszcz wspaniale podlewa mi moje posiane warzywa i mam nadzieję, że za parę dni wszystko lepiej będzie rosło i wykiełkuje to co dotąd nie kiełkowało. Poza tym nieźle sie czuję psychicznie, jak zawsze gdy robię dla siebie cos, co mi słuzy (dieta), dołącza sie do tego wyższy poziom samooceny, bo cieszę się, że trwam przy swojej decyzji zmiany rodzaju odżywiania, że moja silna wola znowu jest uruchomiona. Fizycznie też mam coraz lepiej.A wiec taka czy inna pogoda absolutnie nie jest u mnie powodem do narzekania. Po prostu wiem, że natura potrzebuje także niepogody. A my, ludzie, jesteśmy przecież częścią natury, próbujmy wiec nawet w niepogodzie znaleźć dla siebie plusy, znaleźć sens.Nie jest to łatwe, ale możliwe!:-)
      Dziękuje za Twoja opowieść o Twych psach. Jest dla mnie wzruszajaca i piekna, bo podobnie odczuwam więź z moimi psami i podobnie przeżywam, gdy dzieje im sie jakaś krzywda, gdy są smutne i coś im dolega. I też już w przeszłosci musiałam sie pożegnać z kilkoma moimi ukochanymi psami, które dożywszy sędziwego wieku tak cieżko chorowały i cierpiały, że trzeba było podjąc tę traumatyczną decyzję o skróceniu im cierpienia...
      Mo.! Ściskam Cię mocno, serdecznie i duzo życzliwych myśli przesyłam z mojej podkarpackiej wioseczki wśród wzgórz!:-)

      Usuń
    2. Ale piękne słowa! Dziękuję i za nie, i za uściski, i za ciepłe myśli. Za wszystko :). Pięknego dnia!

      Usuń
    3. I ja dziękuję, Mo. I Tobie także życzę pięknego tego oraz następnych dni!:-)

      Usuń
  15. I ja dołączyłam do "ogrodomaniaków" (o czym piszę w ostatnim poście). Mam nadzieję, że kiedyś i moja działka będzie miała tyle uroku:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale sie nie dziwię Agnieszko, że dołączyłaś do ogrodomaniaków. To przecież bardzo zdrowa i przynosząca dużo radości oraz wolności mania!:-)

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk fajka film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty las lato legenda lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieśni pieśń piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spontaniczność spotkanie stado strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost